"Przypomni sobie", futrzasty problem i zdezorientowany trzecioklasista
- Słucham? - dziewczyna zamrugała słysząc zdrobnienie męskiego imienia. Imienia, które było takie same jak miał jej ojciec i kuzyn od strony matki. Co on, baby od faceta rozróżnić nie potrafi? - Chyba musiałeś mnie z kimś pomylić. Nie mam na imię Jurij, a już cokolwiek mówić o imieniu Yurio.
- Ah, tak, no jasne... - chłopak o końskiej twarzy zaczął się jąkać, zaczesując swoje długie włosy za ucho. A temu co? Zawstydził się od tego że mu coś wytknęłam? - Może faktycznie coś mi się pomyliło. Wybacz, jesteś po prostu podobna do niego... wiesz, tego Yurio.
- Domyśliłam się - powiedziała, poprawiając zsuwającą się z jej ramienia torbę i kiwając kilka razy głową. Miała w nawyku żywo gestykulować, co inni uważali za dziwne. Nie jedna osoba oberwała przez to z ręki w twarz, albo została jej nadepnięta stopa przez buty dziewczyny. Zoya to stworzenie co potrafi wywołać wypadek samym swoim istnieniem, nawet zbytnio się nie starając. I doprowadzić ludzi do płaczu... ze śmiechu oczywiście.
Cóż, Victor i Dimitry w życiu chyba nie zapomną, gdy jadąc raz tramwajem do domu ze szkoły, Zoyi weszła za bardzo głupawka, i zaczęła śpiewać na głos "Jadę ulicom" z odcinka specjalnego "Pingwinów z Madagaskaru". Niestety ludzie w transporcie publicznym nie mieli takiej tolerancji na głupotę, i patrzyli się na trójkę dzieciaków jak na pomyleńców, gdy ci zaczęli się śmiać z tej sytuacji.
Zapadła z lekka niezręczna cisza, którą oboje nie wiedzieli jak przerwać. No bo umówmy się szczerze, niecodziennie twój rówieśnik myli ciebie z jakimś chłopakiem. A w dodatku gdy pojawiasz się w nowej szkole po raz pierwszy, a jako przywitanie mówią do ciebie imieniem chłopaka.
Jebane erdiańskie szczęście.
- Ej, przestańcie się tak w siebie wpatrywać. Czuję się niezręcznie - odezwał się starszy bliźniak, podchodząc do tej dwójki i obejmując ramieniem dziewczynę - Dobrze cię widzieć, Jean.
Jean? On zna jego imię?
- Cześć Dimitry. Trochę czasu minęło od tamtego momentu - Jean, chłopak o końskiej twarzy, uśmiechnął się do starszego o kilka minut bliźniaka Zoyi, której męski sobowtór tarmosił włosy tworząc na głowie piękne siano koloru srebra z długimi do talii warkoczami. Przestał, gdy ta przebiegła palcami po jego boku, a ten zaczął się śmiać przez jej dotyk w tamtym miejscu.
Kurwa, powypadały mi pomyślała, gdy przygładzając włosy zobaczyła parę srebrnych nitek na swojej dłoni. Strzepnęła je jednym ruchem na ziemię, i ponownie spojrzała na chłopaków. Skąd oni się znają do cholery?
- Wybacz Zoya, pewnie jesteś zdezorientowana - powiedział jej brat, przybijając chłopakowi o końskiej twarzy męską piątkę - To jest Jean Kirschtein, znamy się z treningów szkolnej drużyny. Wiesz, wtedy co przychodziliśmy do Viktora na treningi kilka tygodni temu, gdy składaliśmy papiery.
- A, pamiętam! - przypomniała sobie ten moment z boiska, gdy zobaczyła jak jeden z chłopaków zrobił na boisku salto nad dwójką kolegów ze swojej drużyny - Omal się wtedy nie zachłysnęłam swoim donutem z czekoladowym nadzieniem, jak zobaczyłam twój popisowy przewrót w powietrzu. To było niesamowite!
- Dzięki - uśmiechnął się wesoło, z lekka rumieniąc na policzkach.
- Mógłbyś mnie tego nauczyć? Proszę! - dziewczyna uśmiechnęła się wesoło, chcąc trochę rozluźnić chłopaka i zrobiła szczenięce oczęta by go zachęcić - Proszę?
- Może kiedyś - zastanowił się, odwracając wzrok. Nastolatka pisnęła, podskakując parę razy w miejscu, a kilka osób(prawdopodobnie z klasy Żandarmerii), zaśmiało się z jej dziecinnego zachowania, jednak ta nic sobie z tego nie zrobiła.
- Zoyuś, przestań dawać tak ogromną ilość światła. Jean jeszcze oślepnie, bo było za jasno.
- Będzie trzeba mu sprawić takie same okularki jak u Hanji, bo nie będzie mógł odróżnić Marco od Armina - odezwał się nowy głos, bardziej damski, którego właścicielka podeszła do Victora od strony szkoły, czyli od prawej strony, żeby go przytulić - Cześć Victor. Siemka dzieciaki!
- Cześć Petra! - powiedziały jednocześnie bliźnięta, od razu się śmiejąc. Nie tylko z tego jak Victor się zarumienił na gest przytulania od rudowłosej, ale także ze swojej "bliźniaczej telepatii". Często wkurzali tym brata albo mamę gdy się nudzili, albo rozśmieszali tym swojego ojca, gdy zmęczony siadał na kanapie w salonie po powrocie z pracy. Pracując jako strażak w ich rodzinnym mieście, doceniał chwile spokoju, ale chwile gdy pociechy Jurija robiły coś śmiesznego, byłe żeby ten się uśmiechnął, były bezcenne - Przestań mnie przedrzeźniać! - i ponownie. Oboje się śmiali co rusz, co powoli udzielało się także i starszej od nich dwójce, i ich koledze z końską twarzą - To nie jest śmieszne!
- Błagam was, przestańcie - złapał się za głowę Victor, słuchając tej wkurzającej wymiany zdań. Bliźniaki natomiast pękali ze śmiechu, bo znowu udało im się zdenerwować brata. Przybili sobie piątkę, uznając misję za zakończoną - Jeden dzień bez waszej telepatii. Czy to jest możliwe?
Oboje na siebie spojrzeli, a ich twarze mówiły to sami. Chyba śnisz.
- Nie! - powiedzieli jednocześnie, czym jeszcze bardziej załamali Victora. A przynajmniej tak wyglądał. Najstarszy miał talent do aktorzenia jak mało kto, a małe problemy wyolbrzymiał bardziej niż najmłodsza z rodzeństwa.
- Święta Sino, nadawalibyście się do szkolnego teatru, albo kabaretu.
- Ta... szkoda tylko że to mało opłacalne - wzruszyła ramionami dziewczyna, w duchu karcąc się za takie lekkie nagięcie prawdy. Niby i mało opłacalne jeśli chodzi o pieniądze, ale dla duszy... znaczy wiele, o wiele więcej niż wszystkie skarby świata.
Bo czymże jest świat skrzywdzonej osoby, gdy dusza nie odczuwa żadnych emocji, poza tymi negatywnymi?
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co taka osoba czuje. Jedyne co mogę zrobić, to tylko się domyślać.
Pewnie gdybym sama się o tym przekonała, wiedziałabym jak takiej osobie pomóc. Ale czy takiej osobie da się pomóc?
Zoya, nie bądź pesymistką. Każdemu da się pomóc. Jedyne co jest potrzebne, to chęci i upór jak u osła! I tego się trzymaj!
- Zoya, nie zasypiaj nam tu - Dimitry pomachał przed jej twarzą swoją dłonią, na co nastolatka gwałtownie zamrugała oczami. Znowu mi się odpłynęło - Jean powiedział że nas zaprowadzi do dyrektora za Victora, a później do biblioteki na następnej przerwie.
- Nie odprowadzisz nas? - spytała dziewczyna będąc lekko wyrwaną z kontekstu. Nie miała nic przeciwko swoim odlotom, ale wiele osób to irytowało. Zwłaszcza gdy omawiali jakąś ważną sprawę, a ona odlatywała do swoich przemyśleń odnośnie jakiejś historii, albo fabuły w czytanej aktualnie książce. Ona sama nie miała nic przeciwko, jednak narażało ją to na kłopoty.
- Mamy coś do ustalenia jeśli chodzi o naszą szkolną drużynę lacrosse. Wiesz, Erwin to dobry chłop, ale cholernie wymagający, Levi tak samo.
- Spoko, rozumiem - mruknęła dziewczyna, lekko zawiedziona że zostaną z bratem sami, oprowadzani przez jakiegoś chłopaka którego ona ledwo znała. Wiedziała że ludzie mają swoje sprawy, i wolała nie robić bratu problemów, tylko dlatego że była lekko aspołeczna, dlatego nic nie mówiła. Nie chciała być natrętna.
Poczuła dłoń swojego brata na ramieniu, która poklepała ją kilka razy w tym samym miejscu.
- Przepraszam że tak wyszło siostra. Proszę, nie gniewaj się na mnie.
- Spoko, jest okej - powiedziała, nie patrząc na niego. Patrzenie na to jak najstarszy czuje się winny był dla niej przygnębiający. Po chwili podniosła ją, uśmiechając się lekko - Przedyskutujcie co tam macie do obgadania, a potem skopcie swoim przeciwnikom tyłki.
Victor przytulił siostrę z uśmiechem, całując ją w czoło. Taki niby nic nie znaczący wiele gest, ale wiedziała dzięki temu że brat dopełni obietnicy, albo przynajmniej zamierza słowa dotrzymać.
- Widzimy się na obiedzie! - powiedział odsuwając się, i biorąc Petrę za rękę. Twarz rudowłosej zalał rumieniec.
Niech oni się zejdą, błagam was, bo sama ich siłą zmuszę do tego! krzyczał wewnętrzna shiperka Zoyi.
- To co świeżaki? Lecimy?
***
- Mam tylko nadzieję że ich nie zjedzą w tym gabinecie - mruknął Victor, będąc schowanym za ścianą razem z Petrą. Obserwowali z tego miejsca trójkę nastolatków, z którymi jeszcze nie tak dawno się rozstali, jak zatrzymują się pod drzwiami do gabinetu dyrektora Zackly'ego. Stalkowani zapukali do drzwi, (a raczej zapukał Jean, nowi uczniowie stali z boku), po czym weszli do pomieszczenia.
- Dramatyzujesz za bardzo. Zoya i Dimitry to dzielne dzieciaki, dla nich to będzie bułka z masłem - potarła dłonią ramię przyjaciela, chcąc mu okazać swoje wsparcie - Mnie bardziej martwi co innego.
- Co takiego? - spytał srebrnowłosy, obdarzając ją spojrzeniem swoich błękitnych jak lód z "Krainy Lodu" oczu. W nich tańczyły wesołe iskierki koloru srebra, sprawiając że były one jeszcze bardziej piękne niż zazwyczaj.
Pewnie wiele dziewczyn by oddało życie za to żeby zobaczyć te oczy na żywca pomyślała Ral. Powinnam się nazwać szczęściarą, skoro mam dostęp do takiego widoku.
- To jak się zachowuje Zoya - odparła rudowłosa - Nie uważasz że to jest co najmniej dziwne? Powinna nas pamiętać. Mnie i Jean'a. A tu... nic. Żadnego z nas nie poznała, nawet jeśli Jean nazwał ją Yurio.
- Ty też to zauważyłaś? - rozejrzał się po korytarzu, patrząc jak młodsi uczniowie spieszą się na zajęcia, a starsze od nich roczniki stoją jeszcze przy szafkach - Mnie też to niepokoi. Bardziej niż to co jej się dzisiaj śniło, albo dlaczego "wiadomo kto" zniknął i nie możemy go znaleźć.
- Śniło jej się coś? - spytała zdziwiona Petra - Co takiego? Nic mi nie pisałeś!
- Nie miałem jak! Dimitry cały czas przy mnie siedział i zagadywał, nawet gdy poszedłem się ubrać! - powiedział z lekką pretensją w głosie, zdejmując marynarkę. Niby była prawie połowa września, a gorąco było jak w środku lata - Choć, zwińmy się do klasy maturzystów zanim stamtąd wyjdą. Myślę że reszta chciałaby wiedzieć kto się pojawił
Kiwnęła głową, ruszając za nim po chwili. Głupio by było gdyby te dwie osoby się skapnęły że nie mnieli żadnego spotkania drużyny, bo musieliby się tłumaczyć. A nie miał najmniejszej ochoty kolejny raz oszukiwać siostry.
Skręcili w prawo, a potem w lewo. Dzięki temu znaleźli się trochę dalej od swojej klasy, ale bliżej sali maturzystów do których teraz zmierzali.
- Co to był za sen? Mów w końcu!
- Jak by to ująć... - srebrnowłosy podrapał się wolną, prawą ręką, zastanawiając się jak odpowiedzieć. W lewej trzymał marynarkę od mundurka - Ona widziała chyba własną śmierć. Tak przypuszczam.
Rudowłosa wciągnęła powietrze. Nie była na to w żaden sposób przygotowana, a już tym bardziej nie na to. Prędzej by się spodziewała że to będą początki Zoyi jako dziecko, a tu...
- Petra, to są tylko przypuszczenia. Równie dobrze młoda mogła mieć zwykły koszmar...
- Victor, ile razy w swoim życiu wyśniłeś własną śmierć? - rudowłosa przyspieszyła, znajdując się przed srebrnowłosym. Patrzyła na niego nie znoszącym sprzeciwu wzrokiem, i to takim którego nie powstydziłby się żaden z członków rodziny Ackermann - To nie jest normalne Victor. Wiesz dobrze że to nie od tego powinno się zacząć.
- Ja też jestem zdziwiony. Powinna sobie przypomnieć wszystko od początku, a tutaj... nic.
W głowie Petry uformowała się straszna myśl. Tak straszna, że wypowiedzenie jej na głos było dla niej większym wyzwaniem niż walka z tytanami.
- Victor... - zaczęła powoli, próbując dobrze dobrać słowa by nie zabolało to za bardzo jej przyjaciela. Był jej najbliższy, a to mogło się na nim źle odcisnąć - Co jeśli... co jeśli ona do nas nie wróci? O Dimitryja mniej się martwię, bo on zaczął sobie chyba powoli przypominać... ale co z nią w takim razie? Co jeśli ona sobie nie przypomni?
Victorowi jednak ten scenariusz wiele razy stawał przed oczami. Wiele razy widział w swoich myślach obraz, jak jego siostra żyje życiem które miała teraz, bez wspomnień z tego co miała wcześniej. Jak nieświadomie zrani najbliższą sobie osobę, tylko dlatego że nie pamięta.
- Wiem że masz wątpliwości Petra. Ja również je mam. Ale jest coś, co zawsze nam towarzyszyło podczas naszej walki o wolność, te wiele lat temu - patrzył w bok, gdy wypowiadał te słowa. Błękit jego oczu był przyćmiony czymś na wzór nostalgii, wspominając o czymś tak odległym jak tamten czas - Wiara.
- Wiara? - spytała niepewnie złotooka uczennica drugiej klasy liceum.
- Wiara - odpowiedział, kiwając głową z lekkim uśmiechem na twarzy - To wiara podtrzymuje ludzi na duchu. Wiara pozwala rozwinąć skrzydła, tak jak nadzieja. A także przetrwać ten najcięższy czas człowiekowi, gdy traci już nadzieję na to że coś się zmieni.
- Więc? - spytała rudowłosa, próbując go zachęcić do kontynuowania wypowiedzi. Na szczęście nie musiała długo czekać.
- Więc wierzę, że Zoya sobie przypomni. Że jej dawne wspomnienia wrócą, a ona do nas wróci. Wierzę w nią, bo to zdolna dziewczyna.
Petra w duchu przyznała mu rację. Bo jak nie Zoya, to kto jej przypomni?
Oboje podskoczyli, słysząc krzykliwy i mimo wszystko wesoły głos jednej z trzecioklasistów.
- Yo, co tak stoicie!? Macie nam coś do powiedzenia, że stoicie w przejściu jak głaz do Trostu?
***
- Macie wszystko? - spytał Jean dwójkę nastolatków, którzy stali z plikiem papierków w dłoni. Na tych skrawkach papieru mieli wypisany plan zajęć, rozmieszczenie budynku i kartką na podpisy nauczycieli z którymi mieli mieć dzisiaj lekcje, a dostali obowiązek oddać ją po lekcjach w szkolnym sekretariacie. Wszystko to w obu dłoniach trzymała Zoya, którą o to poprosił brat, walczący z zepsutym zamkiem od swojej torby. Będzie trzeba mu sprawić nowy plecak. A ja jestem bez kasy na jakiekolwiek wielki zakup. Kuźwa, że też zachciało mi się kupować ten zapas zupek chińskich, gdy mój zapas słodyczy się skończył.
- Tak, nic nie zgubiłam - powiedziała, otwierając torbę. Od razu zamarła, gdy zobaczyła jego zawartość. A konkretnie, takie małe stworzenie co ulokowało się w jej torbie - Kurwa...
- Co jest? - spytał Dimitry, zaglądając do torby siostry. Pisnął jak dziewczynka, odskakując od torby, którą niechcący strącił młodszej z ramienia. Małe, futrzaste stworzenie barwy śniegu wyskoczyło z niej od razu, znajdując się po chwili bliżej końca korytarza niż jego połowy, gdzie utknęła trójka nastolatków.
- Nie, Tytan, wracaj! - krzyknęła za nim dziewczyna, od razu pędząc za swoim kochanym zwierzęciem. Skąd on się tu wziął? Przecież zamknęłam go w klatce!
- Zoyka, wracaj! - krzyknął za siostrą brat, jednak ta już go nie słuchała.
Omal nie wywróciła się na zakręcie, wpadając w szafki na końcu korytarza, a potem nie ogłuchła od krzyków "Szczur!!!" padających od dziewcząt stojących na korytarzu, gdy tylko zobaczyły Tytana. Na twarzy wymalowała się konsternacja takim strachem i złość. Ja im dam kuźwa szczura. Żeby moje maleństwo tak nazywać, chamstwo i degrengolada!
Cokolwiek oczywiście to ostatnie znaczy.
Jeny, żeby tylko nic mu się nie stało, bo na prawdę się zaczynam bać czy będę w stanie go sama złapać.
Wszystko działo się tak szybko. Zoya ledwo dawała radę wyhamować na końcach korytarza, a mała kupka futra miała najwidoczniej ogromny ubaw, widząc swoją panią biegnącą za nim. Srebrnowłosej nie uśmiechała się wizja zabawy w chowanego przed lekcjami, a co dopiero w trakcie lekcji. Ale nie mogła liczyć na pomoc brata, który najchętniej zostawiły jej futrzaste dziecko samemu sobie, a inni odskakiwali gryzoniowi z drogi jakby to nie było zwierzę, a normalnie jakiś z tytanów. Całe szczęście że srebrnowłosej zdarzało się dosyć często uciekać przed braćmi, więc jakimś cudem dotrzymywała maluchowi kroku. Chociaż nie ukrywała że powoli się męczyła. Tak to jest, gdy nauczyciele odwołują niemal w każdym tygodniu lekcje wychowania fizycznego.
Najwyraźniej nie ma co liczyć na pomoc jakiegokolwiek księcia z bajki w tej szkole. Bogów wywiało, gdy są akurat potrzebni. Szkoda.
Mały, upierdliwy stworek też się zaczął powoli męczyć, bo sprytnie wbiegł przez małą szparę w otwartych akurat drzwiach, których drukowane litery nad dębowymi drzwiami dumnie głosiły nazwę "BIBLIOTEKA". Wychodziło przez nie akurat dwóch starszych uczniów, wysoki blondyn z dosyć gęstymi brwiami, które śmiało mogły robić za znak ostrzegawczy, i jakiś niski dzieciak z czarnymi włosami (chociaż nawet on był sporo wyższy od dziewczyny), podciętymi dosyć charakterystycznie. ta jednak nie zatrzymując się ani na trochę, wpadła między nich jak torpeda biegnąc dalej, przewracając książki które obaj mieli w dłoniach.
Ta na szczęście szybko uciekła im z widoku, słysząc jak jeden z nich krzyczy coś o tym żeby wróciła i posprzątała ten bajzel. Nie przejęła się jednak tym zbytnio. Teraz liczył się dla niej jej pupil, który gdzieś tutaj był.
Na szczęście biblioteka była pusta, co trochę ją zdziwiło, ale wolała na razie nie myśleć o tym czemu jest tu pusto. Maluch wbiegł w dział książek fantasy, za co nastolatka pogratulowała mu w duchu genialny gust, i wbiegła tam. Gdy tylko się tam znalazła, spowolniła.
Do jej nozdrzy mimowolnie dotarł zapach książek na półkach, tych starych, mających kilka ładnych lat, jak i tych nowych, który tak uwielbiała. Jednak było tutaj również coś, co bardzo nastolatka, a raczej jej nos najbardziej w świecie nie cierpiał, tak samo gardło odzywające się kaszlem. Kurz, na który miała straszną alergię, i zmuszona była brać leki.
Tytan, ewidentnie masz dzisiaj dzień wkurzania Petrovów. Jak tylko cie złapię, od razu się z tobą policzę.
Wędrowała między półkami, powoli przemierzając kolejne metry. Długie, trochę grube palce zakończone długimi paznokciami w kolorze ciemnego granatu, wędrowały opuszkami po grzbietach ksiąg, czując pod palcami skórę i papier. Oczy starały się przeczytać każdy tytuł, będąc jednak nadal uważne, by odnaleźć nimi białe stworzenie, mogące jakimś cudem wejść na którąś z półek.
Gdzie jesteś?
Omal się nie potknęła o próg, jednak w porę zdołała się złapać o jeden z kinkietów przymocowanych na filarach między regałami. I całe szczęście, bo tym hukiem obudziłaby pewną osobę przed sobą. Nie widziała jego twarzy, nie wiedziała czy na pewno go nie obudziła. Ale wnioskując po tym, że zwisająca z oparcia fotela ręka nie poruszyła się w żaden sposób, nawet palce od dużej, męskiej dłoni nie drgnęły, osoba śpiąca nadal spała. Odetchnęła z ulgą. Jeszcze tego mi brakowało, pomyślała wstając i podchodząc do fotela. Kolejna osoba, która będzie mnie opieprzać za to że mu w czymś przerwaaaa, omamusiumoja, kim on jest?!
Petrov cieszyła się z tego że opanowała sztukę cichego fangirlowania na widok przystojnych facetów. Inaczej nieobudzony przez małe zamieszanie jegomość obudziłby się, słysząc pisk dziewczyny.
Bo w istocie, był bardzo przystojny. Zwłaszcza teraz gdy spał, chociaż szkoda było, że miał zamknięte oczy. Jednak trochę przydługa blond grzywka opadająca na powieki dodawała mu uroku, a lekki zarost pod orlim nosem i na brodzie czyniło go bardzo przystojnym. Pewnie wiele osób uznałoby go za przeciętnego, jednak nie dla Zoyi. Wydał jej się BARDZO nieprzeciętny. I bardzo znajomy.
Tak jakbym gdzieś już go widziała. Ale gdzie?
Nieświadoma kompletnie tego co robi,uciekła przed nim, przyglądając mu się. Dłoń nastolatki sięgnęła mi włosom chłopaka będącego przed nią. Paznokciem palca wskazującego dotknęła czoła młodzieńca o trójkątnej twarzy, i odsunęła kawałek lewej strony jego grzywki oddzielonej przedziałkiem na środku głowy w bok. Nie poruszył się nawet o milimetr, a srebrnowłosa mogła bez przeszkód patrzeć na rzęsy opadające na policzki.
Chwilunia...
CO JA DO JASNEJ CHOLERY ODPIERDALAM?!
Dziewczyna szybko się od niego odsunęła, o mały włos nie uderzając tyłem głowy o stolik do kawy niedaleko fotela. Siedziała na podłodze, patrząc się tępo przed siebie w przestrzeń. Cały fragment twarzy na policzkach pokryła krwista czerwień, a ona sama szybko oddychała, jak po przebiegnięciu maratonu. Odruchowo zasłoniła usta, bojąc się że przez swój głośny oddech obudzi śpiącego.
Co ja do jasnej choinki robię?! Miałam szukać Tytana, A zamiast tego siedzę naprzeciwko Boga w ludzkiej postaci i dotykam go dodatkowo po twarzy! Co jest ze mną kurwa nie tak?!
Ale trzeba przyznać, takiej okazji na popatrzenie na niego i dotykam po twarzy raczej tak szybko się nie nadarzy... ZOYKA, IDIOTKO NIE! ZACHOWUJESZ SIĘ JAK TE PSYCHOFANKI ZNANYCH ARTYSTÓW, CO DOTKNIECIE PO DŁONI SWOJEGO CRUSHA TO POWOD DO OMDLENIA! OGAR OGAR OGAAAAAR!!!!
Jej tytada trwałaby jednak dłużej, gdyby nie to że Zoyę zaczęło kręcić w nosie. Biblioteka nie była najwidoczniej id dawna czyszczona, przez co jej nos odczuwał dosyć mocno kurz w otoczeniu. To nie mogło się skończyć inaczej jak kichnięciem.
Dla bezpieczeństwa by nie obudzić chłopaka, zatkała sobie nos, by kichnąć jak najciszej. I udało jej się.
Za pierwszym razem.
Za drugim już nie zdążyła, kichając donośnie na całą bibliotekę. W następnym dziale, mającym książki z gatunku naukowe rozległ się trzask, a z jednej z półek zleciało kilka książek. Na półce z której spadły znalazł się mały uciekinier, który przednimi łapkami trzymał drewnianą półkę, a tylnymi usiłował się ponownie wdrapać.
- Mam Cię, mały imigrancie - powiedziała pewnie dziewczyna, wstając z podłogi i od razu łapiąc stworzonko w swoje ręce. Od razu zaczęła je głaskać po grzbiecie, widząc jak bardzo się trzęsie ze strachu - Coś ty sobie myślał głupolu mały? Nie wolno ci tak uciekać kiedy tylko chcesz, sam widziałeś co się tam stało - łzy szczęścia czaiły się w kącikach oczu, ale nie wypłyneły z nich - Nie mogę być cały czas przy tobie, muszę chodzić do szkoły. A to nie jest miejsce dla Ciebie.
- O matko... - mruknął głęboki głos za nią, od którego dźwięku dostała drobnych dreszczy na ramionach. A w połączeniu z chrypką która pojawiała się po przebudzeniu, była czymś niesamowitym dla uszu. Odwróciła się w stronę jego właściciela, którym był śpiący na fotelu blondyn - Co tu tak huknęło? Z armaty wystrzelili czy co?
- Nie, spokojnie. To tylko ja kichnęłam - powiedziała nieśmiało dziewczyna, uswiadamiajac sobie jak głupio to wyglądało że obudziła kogoś kichanie o natężeniu dźwięku jak przy bombie atomowej - Bardzo Cię przepraszam, nie miałam zamiaru Cię budzić. A nawet jesli, to nie w taki sposób. Ale możesz być spokojny, nie tylko Ty się wystraszyleś. Tytan także o mało zawału nie dostał.
Spojrzała w końcu na jego twarz, mając cały czas zamknięte oczu gdy przepraszała blondyna. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła zastygłą w niedowierzaniu twarz młodzieńca, która mieszkała się że strachem, I czymś na rodzaj ulgi i szczęścia. W kilku krokach znalazł się on przy dziewczynie, kładąc jej dłonie na ramieniu.
Był wysoki, i to bardzo. Jednak Zoya w przeciwieństwie do większości wysokich osób, nie czuła się przy nim malutka. Szara koszula pod brązową marynarką z herbem jej profilu opinała się na jego umięśnionej klatce piersiowej, tak samo białej spodnie na szczupłych nogach. Wyglądał na starszego od niej, co trochę ją ucieszyło. Bądź co bądź rozmawianie z kimś kto nie był w jej wieku szło jej lepiej, niż ze swoimi rówieśnikami.
Przybliżył się na długość jej ręki, a dziewczyna w końcu mogła zobaczyć kolor jego oczu, który zaparł jej lekko dech w piersi. Szare, niemal stalowe tęczówki, jak chmury przed burzą, patrzyły na jej twarz, skanując każdy jej milimetr. Będąc tak blisko, Zoya wywnioskowała że te oczy dodatkowo miały w sobie odrobinę błękitu, przez co wydawały jej się jeszcze piękniejsze.
Kim on do jasnej cholery jest?
To legalne być takim przystojnym?
- Zoya? - mruknął cicho, przekładając dłoń do jej policzka. Ona natomiast jak zaczarowana patrzyła na niego, ignorując przez jedną krótką chwilę ostrzeżenie I czerwoną lampkę w swojej glowie. Przy pierwszym spotkaniu nikt się tak normalnie nie zachowuje.
- Eto... my się znamy? - spytała nieobecnym głosem, zahipnotyzowana jego oczami. Błyszczało w nich od nadmiaru emocji, a jedna z nich była jakaś dziwna, taka której kompletnie nie umiała wyczytać. Jedno potrafiła wyczytać. Czy to było normalne że ktoś ledwo przez nią poznany mógł patrzeć z taką czułością? Szczęście mieszać się tak drastycznie ze smutkiem? Ulgę jakby zobaczył dawno nie widzianą przyjaciółkę, uznaną za zmarłą?
- Zoya... Nie pamiętasz? - spytał zdziwiony, zabierając dłoń z policzka. W myślach jękneła, gdy ciepło i lekko stwardniałe opuszki palców przestały dotykać jej skóry - Wiem że lubisz robić sobie żarty, ale to niezbyt dobry moment...
- Chwila, skąd możesz wiedzieć że żartuję? Nawet mnie nie znasz - powiedziała, lekko się odsuwając. Tytan odezwał się w swoim fretkowatym języku, zwracając na siebie uwagę obojga piskami - No już już, zaraz stąd pójdziemy.
- Kto tu łazi?! - odezwał się zimny, kobiecy głos kilka regałów dalej. Najwidoczniej zwabiona trzaskami i dziwnymi piskami w swojej bibliotece, poszła to sprawdzić. Oboje momentalnie zamarli.
Pierwszy obudził się dziwny chłopak. Chwycił ją za dłoń i szybko stamtąd wyprowadził. Cudem uniknęli złapania przez starsza kobietę odpowiedzialną za to pomieszczenie, i wybiegli pospiesznie z niego drugimi drzwiami.
Na korytarzu nikogo nie było. W sumie nie było to nic dziwnego, skoro zaczęły się niedawno lekcje. Zoya oparła się plecami o ścianę, trzymając nadal zwierzątko w dłoniach. Oddychała szybko, chcąc uspokoić rozkołatane po biegu serce. Rozgrzewkę na wf mogę sobie odhaczyć.
- Wszystko gra? - spytał z troską w głosie, patrząc na nią. Pokiwała głową, nic nie mówiąc.
- Tak, nic mi nie jest - odezwała się po kilku sekundach, zjeżdżając w dół na podłogę.
- Czemu przyniosłaś do szkoły tego malucha? - spytał ją chłopak, wskazując palcem na zwierzątko. Ta jednak zaśmiała się krótko, głaszcząc je pod brodą.
- Nie przyniosłam. Założę się o stówę że sam uciekł z klatki jak nie patrzyłam, po czym wskoczył mi do torby.
- To dlaczego Ci uciekł? - spytał, wyglądając na lekko zadziwionego tą historią. Najwyraźniej nikt mu takiej nigdy nie opowiedział.
- Mój braciszek jest straszną sierotą i boi się naszego zwierzaka. Jak go zobaczył, to wrzeszczał jak panienka, strącając mi torbę, a on wyleciał jak poparzony.
- No to niezły Ci to przeszkód zafundował. Tytan, prawda? - kiwnęła głową - Ciekawe imię dla zwierzęcia. Czemu tak?
- Długa historia. Może kiedyś Ci ją opowiem... em...
- Mike - powiedział krótko, wyciągając w jej stronę dłoń. Przekładając fretki do jednej dłoni chwyciła drugą tą co należała do niego i uścisnęła.
Jednak ten zamiast od razu uczynić to samo, pociągnął ja ku górze, dopóki nie stanęła sama na własnych nogach, odzianych w zielone trampki (po wyjściu od dyrektora miała zmienić buty przy szafce, ale wydarzyła się ta pokręcone sytuacja i wylądowała tutaj w swoich kochanych staruszkach, które miała już ładne parę lat).
- Cóż... moje imię już znasz, chociaż zielonego pojęcia nie mam skąd o nim wiesz.
- Cóż... jestem w drużynie lacrosse... a jak wiadomo, Victor to ogromna gaduła. Przez ostatnie kilka tygodni jadaczka mu się nie zamykała na twój i Twojego brata temat, to jakiś tak sobie to połączyłem z tym że nigdy Cię tu nie widziałem...
- A co ma oznaczać to "Nie pamiętasz?"? To jakiś dziwny szyfr, czy co? Zabawa w Jamesa Bonda? - spytała przekrzywiając głowę w bok.
- Prędzej bym powiedział że "Assasins Creed 2" - zastanowił się chwilę szarooki, który na swoją wypowiedź zaczerwienił się lekko na twarzy. Jasnowłosa chciała się roześmiać, ale przerwały im dwa głosy, należące do dwójki chłopaków.
- Mike! Co Ty tam stoisz jeszcze? Rusz się, albo dostanie nam się od Wellmana, a chyba nie uśmiecha Ci się wizja kolejnej odsiedzianej w klasie godziny po lekcjach.
Blondyn spojrzał za ramię na nich, po czym westchnął cierpiętniczo. Spojrzał na nią jeszcze raz, a ona ponownie była nim oczarowana. Zupełnie jakby sam jego wzrok oczarował ją całą. To normalne, czy już powinnam dzwonić po psychiatrę?
- Wybacz, wołają mnie. Pogadałbym dłużej, ale...
- Jasne, nie ma sprawy - powiedziała pospiesznie - Tylko...
- Tak? - spytał tym głębokim głosem, a dziewczynie niemal zmiękły kolana. Niemal, bo potrafiła się szybko ogarnąć w takich sytuacjach.
- Mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest klasa numer czternaście? Mam tam teraz lekcje, a mój przewodnik został w tyle z moim bratem. A ten budynek jest wielki...
- Musisz się odwrócić i skręcić w lewo, a potem to będą pierwsze drzwi po prawej. Łatwo znajdziesz, bo dosyć często jest głośno w tamtej sali o tej godzinie - uśmiechnął się lekko, po czym równie delikatnie skłonił - Do zobaczenia kiedy indziej, Zoyo.
Obracając się złapał za kraniec jej warkocza, po czym przygarnął do swojego nosa, zaciągając się zapachem szamponu o zapachu maliny z miętą. Po chwili puścił go I odszedł w stronę znajomych, którymi okazała się dwójka chłopaków na których Zoya wpadła gdy wleciała do biblioteki, zostawiając ją z jeszcze większym rumieńcem niż miała niedawno.
CO TO BYŁO, NA CYCKI ŚWIĘTEJ SINY*?!
Pospiesznie, żeby całą trójka nie zauważyła jej twarzy, udała się we wskazanym kierunku, i już po chwili stała przed drzwiami sali gdzie miała mieć teraz historię. Delikatnie zapukała, i naciskając klamkę weszła do środka. Od razu poczuła się niezręcznie, gdy wiele par oczu zwróciło na nią swoją uwagę. Chociaż bardziej gapili się na to co trzymała w dłoniach.
- Bardzo przepraszam, ale nie wolno przyprowadzać zwierząt na teren szkoły - odezwał się stojący przy tablicy nauczyciel. Brązowe włosy miał pocięte pod spodem i poczochrane, jakby dopiero co wstał z łóżka, szare oczy patrzyły inteligentnie spod gęstych brwi które swoim wyglądem przypominały rozłożone na dwie części Skrzydła Wolności Zwiadowców. Widziałam gdzieś takie podobne dzisiaj. Tylko u kogo? Wokół nich było kilka zmarszczek przypominajacych Zoyi że ma do czynienia że starszym od siebie człowiekiem. Ubrany był w białą koszulę podwiniętą do łokci i szare, eleganckie spodnie.
- Przepraszam, nie wzięłam go specjalnie ze sobą. Był pasażerem na gapę.
- Czyli to był wypadek?
Fiołkowookiej nie pozostało nic innego jak kiwnięcie głową. I tak nie ma sensu kłamać, bo jestem w tym beznadziejna. A jeśli jesteś szczery i prawdomówny, tym ludzie Cię bardziej cenią.
- No dobrze, rozumiem... - mruknął pod nosem, wertując dziennik - Zoya Petrov... obecna... usiądź koło swojego brata, nie będę Cię męczyć żebyś się całej klasie przedstawiła, zrobicie to na przerwie. Usiądź.
Dziewczyna szybciorgiem pognała do jednej ze środkowych ławek, ciesząc się w środku i tańcząc makarenę że ominęło ją przesłuchanie przy całej klasie. Odsunęła krzesło i usiadła koło bliźniaka.
- Do osób które dołączyły do nas dopiero dzisiaj, pozwólcie że się przedstawię - odwrócił się mu klasie, patrząc na dwójkę nowych uczniów - Nazywam się Noah Smith**, jestem nauczycielem historii w tej szkole i wychowawcą waszej klasy. Jestem bardzo wyrozumiały jeśli chodzi o spóźnienia czy inne uwagi innych nauczycieli, ale nie nadużywajcie mojej cierpliwości. Jeśli byście mieli problem jakiegokolwiek rodzaju, zapraszam śmiało. Jestem gotów was wysłuchać - zakończył swój wywód, po czym stanął bokiem - Tymczasem zajmijmy się lekcją, ostatnio skończyliśmy na początkach Imperium Erdii..
- Długo Ci zajęło znalezienie - odezwał się Jean, który jak się okazało siedział w ławce przed nimi. Odwrócił się w ich stronę, opierając się złożonymi ramionami o ich ławkę - Co Cię zatrzymało?
- A wiesz - zaczęła niewinnie, biorąc od brata torbę którą pilnował jak pobiegła za Tytanem - wpadłam na takiego jednego Niuchacza, który pomógł mi nawiać przed wściekłą Molicą Książkową.
Obaj, i Dimitry i Jean spojrzeli na nią dziwnie, na co tą zachichotała.
- A co to za ploteczki za mną i tajne hasła? Czy ja o czymś nie wiem?
W ich stronę odwrócił się kolega z ławki Jeana. Miał czarne włosy, z przedziałkiem na środku, brązowe oczy i piegi na twarzy. Wydawał się miły, a samo jego spojrzenie sprawiało że z miejsca potrafiłeś mu zaufać.
- Nic wielkiego stary. Robiliśmy mały wywiad odnośnie tego co się działo, jak nasz mały Struś Pędziwiatr pobiegł za swoim gryzoniem.
- A my się chyba nie znamy - powiedziała wesoło Zoya, kładąc Tytana do wnętrza swojej torby, specjalnie zostawiając ją otwartą by miał czym oddychać, żeby sobie odpoczął po tym maratonie. Tym razem to Zoya wyciągnęła rękę na powitanie - Zoya Petrov.
Chłopak uścisnął jej dłoń.
- Marco Bodt.
***
TUDUDUDU!
SKONCZYLAM TEN PIEPRZONY ROZDZIAŁ! WRESZCIE, PO PONAD TYGODNIU MORDĘGI KAPITAN SIĘ UDAŁO WSZYSTKO ZEBRAĆ DO KUPY I SKLECIĆ TO W DOBRY ROZDZIAŁ!
Chciałam wam wstawić to w zeszłym tygodniu, ale wyszło jak wyszło. Dzisiaj udało mi się napisać większość tego rozdziału, bo ponad 3k słów, a to wszystko przez to że do wpół do 4 nie mogłam zasnąć. Czasami zarywanie nocki o późna się na coś przydaje.
Trochę spóźnione o kilka dni, ale dzisiaj oficjalnie rozpoczęliśmy wakacje! Przyznawać się, kto się cieszy?
Zamierzacie robić coś ciekawego w tym roku, czy jednak będziecie się byczyć?
Ja postaram się jeszcze w tym tygodniu napisać spóźnione shoty na Światowej Narodowości, a później zbiorę zamówienia na Domestosa z okazji obchodzenia roczka mojego drugiego maleństwa!
Co do shotów z FMA, nie wiem kiedy je zacznę, na razie czekam na okładkę o niej, podobnie tutaj do Uniesionej. Nie wiem kiedy powstaną, postaram się jak najszybciej!
Ja się z wami żegnam miśki! Do zobaczenia kiedy indziej, i ahoj kamraci!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top