Pobudka i "niezręczne" zbliżenie, oraz kolejne akcje
Pierwszym co Zoya zobaczyła gdy ponownie się obudziła, były ściany w kolorze jasnego błękitu, które można było śmiało rozróżnić od białego jak śnieg sufitu. W oczy rzuciły jej się natomiast białe, przeszklone szafki z biurkiem pod oknem i krzesłem. Pod sobą czuła jak leży na czymś wygodnym, a palce czuły szorstkość jakiegoś materiału.
Gdzie ja jestem?
Nadal będąc lekko otępiałą, jak po jednej tabletce leków przeciwbólowych i siedzeniu pod kołdrą z termoforem podczas okresu, próbowała się podnieść. Ciało czuła, jakby miała z ołowiu, a w głowie delikatnie jej się kręciło, a pomimo powolnego wstania pojawiły jej się przed oczami mroczki. Odgoniła je sprzed oczu po kilku sekundach mrugając, jednak i tak złapała się za głowę. Miała wrażenie że ta promieniuje ogromnym bólem, niczym kilka małych igiełek wbijanych do mózgu.
Co to było... co ja widziałam? To był sen?...
Nie... nie wyglądało to jak sen. Chyba że byłby to sen z mojej perspektywy...
Ale skąd w takim razie mundury w moim śnie, wrzeszczący gościu i sposób wypowiedzi osoby, jakby była chłopakiem?
Chyba że to nie był sen...
Wspomnienie?
Ale skąd to wspomnienie? Przecież nigdy nie byłam w takim miejscu jak tamto, zapamiętałabym je.
Co się dzieje, do jasnej cholery?
- Obudziłaś się, kochanie. Jak się czujesz? - z boku dobiegł ją głos o ciepłej barwie, który był niczym dobry opatrunek na dość sporej rozmiarów ranę. Odwróciła się w tym kierunku, zauważając młodą kobietę w białym kitlu. Pielęgniarka...
No tak, zemdlałam przed gabinetem dyrcia... zrobiło mi się słabo, a przed oczami miałam ciemność...
Tylko czemu czuję się tak otępiale? To przez to, że zemdlałam?
Czuję się jak wtedy, gdy przypadkiem zarąbałam ojcu na jednej imprezie kieliszek z bimbrem i wychyliłam go do dna za jednym razem. Kręci mi się w głowie dokładnie tak samo.
- Nadal mam karuzelę w głowie, ale nie czuję się jakbym miała zaraz zemdleć. Ale nadal jestem otępiała, jakbym dużą ilość leków dostała.
- Tyle dobrego. Wyglądałaś jakbyś miała zaraz odejść z tego świata, twarz miałaś wręcz chorobliwie bladą - powiedziała spokojnie, jednak można było wyczytać troskę w jej głosie - Często zdarzają ci. się tego typu omdlenia?
- Nie... To pierwszy raz gdy stało mi się coś takiego... - mruknęła dziewczyna, przecierając oczy. Przez chwilę zaszczypały ją, jakby siedziała kilka ładnych godzin przed komputerem - Długo spałam?
- Dwie godziny lekcyjne. Twoi bracie przez całą pierwszą lekcję siedzieli pod gabinetem, ale musiałam ich wygonić, by odrabiali karę. Twoja ciocia, Rico Brzeńska, zmieniła się z nimi, i czeka.
Srebrnowłosa zamrugała zdziwiona.
- Ciocia Rico? - spytała, lekko niedowierzając - Jest tutaj? Pod gabinetem?
- Tak. Chcesz żeby tu do ciebie weszła? - nastolatka kiwnęła głową. Brązowowłosa kobieta podeszła do rozsuwanych drzwi, uchylając je lekko ze słowami na ustach - Może pani wejść, przed chwilą się obudziła.
Momentalnie w progu pojawiła się niskiego wzrostu kobieta, jednak mimo wszystko sporo wyższa od nastolatki. Szare oczy patrzyły lekko zmartwione na nią, jednak pojawiła się w nich ulga gdy zobaczyła że ta już nie śpi.
- Zoya, całe szczęście... Jak się czujesz, kochanie? - podeszła do niej, gładząc ją po włosach i policzku - Mało zawału nie dostałam gdy do mojej klasy wpadł Victor, cały zestresowany i mi powiedział przy wszystkich że zemdlałaś. Zaczął tak panikować że przez nerwy chciałam zadzwonić do waszych rodziców, ale nie chciałam żeby Nadia rozkręcała w szkole aferę.
- Nie no, czuję się już lepiej ciociu - powiedziała jeszcze zaspanym głosem, ciesząc się że chłopaków tu nie ma. Wolała nie myśleć o tym, jak ci doprowadzają ich ciocię do białej gorączki przez ich gadulstwo i ogólne zamartwianie się o ich "malutką siostrzyczkę", chociaż ona miała już prawie szesnaście lat - Dobrze że nie zadzwoniłaś do mamy czy taty. Zrobiłaby niezłą awanturę, a tata tylko niepotrzebnie by się martwił.
- Dobrze że zawsze jestem mimo wszystko pod ręką teraz - mruknęła kobieta, poprawiając kołnierzyk swojej białej koszuli w drobne, kolorowe kwiatki. Zwróciła się teraz do pielęgniarki - Mogę już zabrać swoją bratanicę do domu? Obudziła się już, chyba to nie powinno być problemem.
- Ależ nie, oczywiście. Przekazuję ją teraz pani.
Zoya powoli wstała z kozetki, nadal czując się zbyt otępiale. Lekko się zachwiała wstając, ale udało jej się ustać w pionie. Zobaczyła że oprócz swojej torebki ma jeszcze jej plecak w dłoni. Wzięła go od niej, zakładając go na prawe ramię.
- Chodź kochanie, odwiozę cię.
Wyszły od pielęgniarki, powoli kierując się ku wyjściu ze szkoły. Wyszły tylnym wyjściem, prowadzącym na szkolne boisko i parking dla nauczycieli. Rico otworzyła drzwi, przepuszczając bratanicę pierwszą.
Powiedzieć cioci o tym co widziałam? W końcu, kto normalny mdleje, i potem ma pieprzone wrażenie że mówi samemu w tym wspomnieniu? Że to było z mojej perspektywy?
Nie, nie mogę. Przecież to nie jest normalne, że najpierw mdleję, a gdy jestem nieprzytomna, zaczynam śnić o czymś, czego nigdy nie przeżyłam.
Chyba że to nie moje wspomnienia...
- Uważaj! - odezwał się koło niej znajomy głos, a po chwili poczuła szarpnięcie w okolicach talii. Rozmyślając nad tym co widziała, kompletnie nie patrzyła na drogę - Wszystko dobrze? Mówiłem "cześć" do ciebie, a nawet mnie nie zauważyłaś. A już w szczególności tej latarni, w którą omal nie przywaliłaś.
Spojrzała za siebie, dokładnie mówiąc na osobę, która już po raz drugi uratowała jej życie. Za pierwszy razem ten trzecioklasista pomógł jej uciec. przed wściekłą bibliotekarką zanim ta się skapnęła kto narobił bałaganu w jej ukochanym pomieszczeniu. Teraz najwidoczniej uratował jej twarz zanim zrobiłaby sobie jeszcze większą krzywdę, tym razem w twarz.
- Wybacz, zamyśliłam się... - powiedziała, czując jak rumieniec wpływa na jej twarz. Żeby taką akcję odwalić przed ledwo co poznanym, fajnym chłopakiem. Gratulacje Petrov, tylko ty byłabyś do tego zdolna - Dziękuję że mnie uratowałeś przed nowym ukształtowaniem twarzy, ale czy mógłbyś mnie puścić?
Oboje stali w dosyć dziwnej pozycji. Ona była odwrócona tyłem, przyciśnięta do jego klatki piersiowej, a jego szerokie, silne ramiona otaczały jej talię niczym imadło lub pętla w sznurze wisielca. Twarz chłopaka natomiast była przy głowie srebrnowłosej, jednak zjechała z tego miejsca na jej ramię, nos przykładając do jej szyji i wdychając jej zapach. Ktoś z boku pomyślałby że są parą, która się pokłóciła, a partner przeprasza swoją dziewczynę za to o co była sprzeczka.
Zoya cieszyła się tylko, że Mike nie widzi jej twarzy, bo to jaka była czerwona na twarzy, z całą pewnością mogłoby przypominać krew tytanów. która wytryskała z karku gdy się go ścinało.
Już chciała go upomnieć, jednak sam się odsunął. Wydawało jej się że niechętnie, bo nawet gdy zabrał głowę, to powoli zabierał ręce z jej talii. Zupełnie jakby się bał że gdy ją puści, to ona zniknie. Jednak przyjemne ciepło które biło od jego ciała zniknęło, a ona miała wrażenie że tylko go zasmuciła tym że powiedziała mu że ma się odsunąć.
- Miałem nadzieję że na ciebie wpadnę, zanim pójdziesz do domu - zaczął powoli blondyn. Obróciła się już dokładnie w jego stronę. Uśmiechał się, ale było w tym coś nieszczerego. Tak jakby teraz kolejne wypowiedziane słowo wywoływało ból - Dyrektor powiedział że karę odbędziecie w piątkę. Ty, Dimiitry, Eld, Hitch i Marlo. Macie za zadanie po przerwie obiadowej pomagać w sprzątaniu stołówki gdy wszyscy się już najedzą. Macie wyczyścić wszystko, nawet podłogę i szyby zza których widać jedzenie.
- Tyle dobrego, że nie kazali nam myć podłogi w łazienkach szczoteczkami do zębów - mruknęła pod nosem - Nie rozumiem tylko co z tym wszystkim wspólnego ma Eld. On nic nie zrobił!
- Stał koło ciebie gdy wylałaś sok. Łatwo było go oskarżyć o współpracę.
Założę się o stówę że to ten gnojek Dock go oskarżył. Czekaj no gnojku, twoja pozycja cię nie uratuje, popamiętasz mnie draniu.
- No i chyba coś zgubiłaś, gdy upadałaś - powiedział, grzebiąc w swojej torbie w szukaniu czegoś. Marszcząc brwi, otworzyła swoją torbę w celu przejrzenia jej. Nie usłyszała żadnego pisku, dlatego dopiero teraz zrozumiała co zgubiła. A raczej co.
- Tytan! - krzyknęła cicho, jednak odetchnęła z ulgą i złapała się za serce, które przez nagły stres zaczęło jej w szybkim tępie bić jak szalone, gdy zobaczyła swoje zwierzątko w wielkich dłoniach trzecioklasisty, wijące się i popiskujące w stronę swojej pani - Ty mały szczurku, pewnie się wystraszyłeś i ze strachu chciałeś uciec, co? - powiedziała w jego stronę, biorąc w swoje dłonie. Od razu rozłożył się na nich, po czym przeturlał się parę razy w jedną a raz w drugą stronę, na co się roześmiała i dała mu buziaka w malutki pyszczek.
- Wystraszył się, i gdyby Eld go nie złapał i mi nie oddał, to sprzątaczki i Levi by go uznali za szczura, i zatłukli miotłą. Levi to ten niski chłopak, który dostał w żabot - wyjaśnił na szybko, widząc zdezorientowanie z jej strony.
- Aaa, Pan Wkurzony Krasnal! - powiedziała, kładąc fretkę na swoim ramieniu - Dziękuję że go złapałeś. Nie chcę myśleć co by mu się stało, gdyby dopadł go woźny lub twój kolega.
- Nic takiego. Lepiej się czujesz?
- Tak, już jest w większości okej. Nie musisz się martwić, ale miło mi - powiedziała, uśmiechając się lekko w jego stronę - Ciocia teraz mnie odwiezie do domu. Nie ma się o co martwić, nic mi nie będzie.
- Powiem Victorowi że jedziesz już do domu - zapewnił ją - Leć już do pani Brzeńskiej, bo ta mnie jeszcze udusi że zatrzymuję jej bratanicę.
- Miło cię było poznać Mike! I dziękuję za ratunek Tytana! - powiedziała odchodząc - Do zobaczenia jutro!
Szybciutkim truchtem podbiegła już do zniecierpliwionej kobiety, która stała już przy samochodzie i widać było że jest ciekawa tego, z kim gada jej jedyna bratanica.
Odchodząc spojrzała na Tytana, mając wrażenie że ten patrzy się na nią znacząco, jakby przekazywał jej niewerbalnie "No no, dziewczyno. Niezły początek w nowej szkole, takie ciasteczko...".
- Ani słowa, ty mały wypłoszu - warknęła w jego stronę. Mimo że poprzednie rumieńce zdążyły zniknąć, to pojawiły się ponownie, gdy domyśliła się o co może biega tej małej futrzastej gadzinie.
***
- Nie mogłeś się powstrzymać żeby z nią nie pogadać, co?
Blondyn odwrócił się w stronę piątki swoich przyjaciół, którzy przyglądali się całej sytuacji z ukrycia. Zignorował ukłucie w sercu które przeszkadzało mu przez większość czasu odkąd wrócił, i uśmiechnął się lekko w ich stronę. Przeczuwał że ci jednak wiedzą jak bardzo był on nieszczery.
- Na moim miejscu zrobilibyście to samo.
- Ale nie trzymałbym tego całego bólu w sobie - odpowiedział blondyn z gęstymi brwiami, podchodząc do swojego najlepszego przyjaciela. Położył dłoń na jego ramieniu, klepiąc go kilka razy w to samo miejsce - Mike, nie musisz być w tym wszystkim sam. Wróciliśmy tutaj, ona też. I mamy inne czasy, różnica wieku między wami nie jest już tak ogromna.
- Erwin idioto. Wiek nie ma znaczenia w miłości, dopóki ludzie sobie ufają i się kochają - zbeształ blondyna czarnowłosy niziołek, podskakując by trzepnąć go w tył głowy - Zluzuj Zacharius. Jak będziesz tak chodził z miną jak zbity szczeniak, to nawet moje niewrażliwe serce poczuje się wzruszone. A tobie nie ujdzie na honorze, jak się przyznasz jak bardzo cię boli to jak na nią patrzysz.
- I mówisz mi to ty? Osoba, która sama jest uwięziona w podobnym dołku co ja? - spytał go, czochrając po chwili po głowie. Ten klepnął go tylko ręką i posłał nienawistne spojrzenia swojemu najwyższemu przyjacielowi. Poprawiło mu to w minimalny sposób humor.
- Krasnal chciał powiedzieć, żebyś nie jesteś w tym wszystkim sam. Cała wasza trójeczka tkwi w podobnym dołu, więc możecie się podzielić swoim bólem sobie nawzajem - odezwała się brunetka w okularach z jednym okiem zakrytym czarną przepaską - Ty, Levi i Moblit.
- Bez urazy Hanji, ale już wolałbym sam sobie z tym poradzić, niż zwierzać się tej dwójce. Bez urazy chłopaki - powiedział w stronę Levi'a i brązowowłosego chłopaka, jednak ci zgodnie machnęli ręką w geście "Nic się nie stało".
- Sam bym nikomu z was nie powiedział, a tej szalonej wariatce już w szczególności - kobaltowooki brunet kiwnął głową na szatynkę, na co ta przybrała na swoją twarz z lekka zboczony uśmieszek.
- Mi w szczególności nie? A kto w poprzednim życiu się mnie pytał o to jakie mieć podejście do dziewczyny którą się "lubi lubi"? Albo o tym jak zbliżyć się do dziewczyny która ma podobne zachowanie do mojego? Albo, jak jej powiedzieć "kocham cię"...?
Tyrada szatynki trwałaby dłużej, gdyby nie to że jej karłowaty przyjaciel patrzył na nią z mordem w oczach i zaczął ją gonić. Ta ze śmiechem zaczęła uciekać, biegnąc w stronę boiska do lacrosse, gdzie drużyna Zwiadowców patrzyła z rozbawieniem na tą akcję.
- Nie martw się o to wszystko. To nic złego że tęsknisz i wszystko co z nią związane, cię boli. To normalne - do boku Zachariusa przyległa wysoka, jednak nadal niższa od niego blondynka o krótkich włosach, przypominającą z wyglądu chłopaka - Jesteśmy tylko ludźmi, nie maszynami do zabijania Tytanów. To jej słowa, pamiętasz?
Zmarszczył brwi na słowa Nanaby. Skąd ona...?
- Słyszałam waszą rozmowę, wtedy w stajni. Dlatego wtedy...
- Jak mogłaś ją wtedy puścić samą? - spytał, mając w słowach i oczach urazę do niej.
***
- Pierwszy dzień, i już gadasz sobie z tak przystojnym, wysokim trzecioklasistą? Proszę, proszę, masz branie dziewczyno, gdy twoich braci nie ma w pobliżu! - powiedziała z rozbawieniem szarowłosa kobieta do swojej bratanicy na miejscu pasażera z przodu, która prowadziła swoje srebrno-niebieskie auto.
- Tylko rozmawialiśmy. I oddał mi Tytana, bo go pilnował gdy upadłam wtedy pod gabinetem dyrcia - powiedziała nastolatka głaszcząc Tytana pod bródką - Czemu wszyscy myślą że jak gadam z jakimś innym chłopakiem niż moi bracia, to od razu czeka nas wielka miłość po wsze czasy, dwójka dzieci i pies?
- Nikt tak nie powiedział, sama to sobie dopowiedziałaś. Głodnemu chleb na myśli! - powiedziała szarowłosa - Ale wizja dzieci i psa nie jest zła, zwłaszcza z tym ostatnim. Wiesz jak ja nie cierpię tego twojego szczura.
- To jest fretka - poprawiła ciotkę dziewczyna. Niby bez jakiegoś wielkiego zainteresowania, w tej samej chwili spytała kobietę - Skoro sobie o przyszłych mężach gadamy... To jak idzie tobie z Ianem, tym przystojnym facetem z księgowości?
Ian Dietrich, księgowy szkoły profilu Stacjonarki, był jednym z kolegów Rico, której bardzo zależało na uwadze blondyna. I w żaden sposób nie było to zainteresowanie zostania "tylko" przyjaciółką, a coś więcej. Policzki starszej siostry jego ojca pokrył delikatny róż.
Rico nie była całkowicie spokrewniona ze swoim bratem. Mieli wspólnego ojca, jednak już dwie inne matki. Matka Rico zmarła przy jej porodzie, nigdy nie miała okazji jej poznać. Gdy podrosła, przyjęła nazwisko swojej zmarłej mamy, Anji Brzeńskiej. Ich ojciec, dziadek Nikolai nie potrafił się pozbierać po tym dopóki nie minęły dwa lat, a Rico była wtedy jeszcze małą dziewczynką. Wtedy też, Nikolai Petrov poznał swoją drugą żonę, Lilię, a rok później urodził się im syn, Jurij, ojciec Victora, Dimitryja i Zoyi.
Można by pomyśleć że starsza siostra będzie zazdrosna o swoje rodzeństwo które zajęło myśli jej ojca. I faktycznie tak było. Jednak zostało szybko jej wyjaśnione że obie jego latorośle są bardzo ważne, i nikt nie jest faworyzowany, nawet jeśli jest nowym członkiem ich rodziny. Potem podobno podniósł swoją małą księżniczkę sadzając na łóżku w szpitalnym, i dając potrzymać na rękach swojego małego braciszka.
- Punkt dla ciebie młoda - powiedziała do nastolatki, która zawołała tryumfalnie "ha!" - A co do Iana... cóż, pracuję nad tym.
- No błagam was. Ty i Victor macie to ze sobą wspólnego, ze zwlekacie z wyjaśnieniem uczuć drugiej osobie. To jakaś cecha rodzinna Petrovów, czy co?
- Chyba tak, bo z tego co pamiętam, twój staruszek zwlekał nawet z podejściem do twojej mamy i powiedzenia jej głupiego "cześć". Głównie dlatego, że twoja mama, pieprzona choleryczka, jedną pięścią potrafiła ogarnąć całą męską część ich klasy - zaśmiały się obie, przypominając sobie jak często matka Zoyi dostawała szału widząc niektóre oceny jej jedynej córeczki. Wkurzony kot czy dziewięcioogooniasty był niczym, przy wkurzonej Nadii Petrov-Plisetskyej, której włosy przy podniesieniu ciśnienia podnosiły się falując niczym ogony kitsune - Nadal się zastanawiam jak taki stoicki facet o zabawnej i barwnej osobowości, zakochał się w takiej cholerycznej i wrednawej furiatce.
- Chyba właśnie na tym polega miłość. Kocha się tą drugą osobę bez względu na wszystko, akceptując jej błędy i pomagając jej pracować nad nimi. Wspierając gdy jej coś nie idzie, czy - wypowiadając te słowa nastolatka uśmiechnęła się smutno. Chciała kiedyś się dowiedzieć jak to jest gdy się kocha kogoś tak, że byłoby się w stanie oddać za tą osobę życie, a nawet będąc przy niej gdy ona tego potrzebuje, choć tego nie mówi.
Z resztą, kto by chciał takie pomieszane z poplątanym charakterów, nad którym nie da się wprost zapanować?
- Ewidentnie wdałaś się w swojego ojca - powiedziała Rico, patrząc na nią szarymi oczami zza okrągłych okularów - Ale widzę też cząstkę twojej matki, która ukazuje się gdy ktoś bardzo cię zrani lub wkurzy. Mimo że inni uważają za dosyć dziwne połączenie dla jednej osoby, uważam że to wyjątkowe. A facet który będzie twoim chłopakiem, będzie ogromnym szczęściarzem.
- I ogromnym pechowcem - mruknęła pod nosem młodsza.
- Masz strasznie niską samoocenę, wiesz? - odpowiedziała kobieta, zatrzymując się pod blokiem rodzeństwa. Wyłączyła samochód i wyciągnęła kluczyk ze stacyjki - No dobra, wychodź. Zobaczę w końcu to jak mieszkacie, bo przez ten czas nie miałam kiedy.
- No tak, randkowanie z przystojnym blondynem było dosyć zajmującym zajęciem - powiedziała sarkastycznie, śmiejąc się po chwili gdy została trzepnięta w ramię - No co? Nie prawda?
- Tak, bo nie randkowałam z Ianem.
- Okrutna jesteś, ciociu! - zaczęła zrzędzić nastolatka, otwierając drzwi na klatkę schodową kodem na panelu przy drzwiach, by po chwili wejść do środka.
Jednak dzień nie zakończył się dla niej bez jeszcze jednej niespodzianki. Wchodząc po schodach na trzecie piętro, gdzie było mieszkanie trójki Petrovów, nastolatka zderzyła się ramieniem z wysokim blondynem o długich włosach. Zielone oczy patrzyły spokojnie w te fiołkowe. Zoya poznała w nim swojego sąsiada piętro niżej.
Poznała go przypadkiem, gdy schodziła schodami przeciwpożarowymi na dół po bułki do piekarni, bo, jak to pięknie stwierdziła "wychodzenie przez drzwi jest dla cieniasów, jeśli ma się schody przeciwpożarowe". Wpierdzieliła się przypadkiem w doniczki z kwiatkami, które się powywracały, wysypując razem z biednymi kwiatkami. Gdy zobaczyła że okno, od strony gdzie wystawione były kwiatki, zaczęło się otwierać, a z niej wystawała blond czupryna, ta jak pojebaniec zaczęła zbiegać ze schodów, a znajdując się przy samym końcu po prostu przeszła przez barierkę i z pierwszego piętra zeskoczyła na śmietniki. Na całe szczęście, były zamknięte i nie wleciała w stos worków.
I całe szczęście, bo jej bluza podobna do płaszcza Edwarda z "Fullmetal Alchemist" by była do prania zaraz po odpakowaniu jej z paczki.
- Przepraszam... cały dzień na kogoś albo wpadam, albo pakuję się w kłopoty...
- W porządku, nic się nie stało... I za te kwiaty też się nie gniewam... - mruknął chłopak, zaczesując uciekający z kucyka kosmyk blond włosów. Srebrnowłosa spaliła buraka na wspomnienie o kwiatach.
- Myślałam że mnie pan nie widział... oddam kasę za kwiaty, nawet je odkupię jeśli trzeba.
- Nie trzeba, i tak już przekwitały i miałem je wyrzucić. Ułatwiłaś mi w sumie pracę - uśmiechnął się nikle, widząc jak jest zdenerwowana. Wyciągnął w jej stronę rękę - Nere Regeaj jestem.
- Zoya Petrov, ale pewnie wiesz. Dosyć głośno się razem z bratem wydzieraliśmy, gdy się tutaj przeprowadzaliśmy, co? - przypomniała sobie o tym, jak przy przeprowadzce biegali jak wariaci spuszczeni w psychiatryku z kartonami gdzie były ich rzeczy z rodzinnego domu.
- Ta, byliście dosyć głośni - przyznał z uśmiechem - Dobrze się czujesz? Jesteś blada, nic ci nie jest?
- Zasłabłam w szkole, ciocia mnie odwoziła właśnie do mieszkania - wytłumaczyła, widząc zatroskany wzrok blondyna, machając przez sobą dłońmi. Taki tik nerwowy, jak bawienie się włosami.
- To dobrze - powiedział - Nie będę już wam przeszkadzał. Do zobaczenia Yurio!
Chwila, co?
Nie zdążyła to spytać, bo ten dosyć szybko zbiegł po schodach w dół.
***
- Nie potrzebujesz pomocy? Ugotować Ci obiad, czy co?
- Ciociu... - złapała się za głowę, widząc jak odrobinę wyższa od niej kobieta krząta się po kuchni, wyjmujac wszystko co potrzebne na naleśniki - Błagam Cię, usiądź. Nic mi nie jest, potrafię ustać kilka minut przy gazówce, robiąc jedzenie.
- Ale równie dobrze ja mogę to zrobić. Więc bądź dobra dziewczynką, usiądź i nie mów mi co mam robić!
Dziewczyna po raz któryś już z kolei, odkąd weszły razem do mieszkania, westchnęła. Jej ciocia była czasem gorsza od jej matki, która nie mogła siedzieć w miejscu żeby czegoś nie zrobić. Jakby obie miały zamontowane w tyłku silniczki jak u Iidy Tenyi na nogach.
Z braku laku, usiadła kładąc na blacie Tytana i zaczęła się z nim bawić.
- Lubisz tego swojego futrzaka, co?
- Może i robi sporo kłopotów, ale nie zamieniłabym go na żadnego innego. Nawet jeśli kradnie chłopakom gacie z szuflad, przynajmniej jest zabawnie.
Tytan zapiszczał w proteście że wcale żadnych bokserek nie ukradł i schował w swojej klatce by robiła mu za łóżko. Gdyby ktoś znał język fretek, ten wyklinałby że "Co to za wymysły, on jest niewinny i żadnym kradziejem on nie jest".
- Dobra dobra, ja wiem jak jest, nie próbuj się bronić. Winni się tłumaczą.
- To normalne że gadasz z nim tak, jakbyś rozumiała co on mówi? - spytała z białymi całkowicie przez zdziwienie oczami.
- Pewnie. Tylko Victor nadal się dziwi, że sobie z moim ciapciakiem gadam.
Rozległ się dźwięk przekrecanego klucza w drzwiach, a po chwili dało się usłyszeć w korytarzu głosy kilku ludzi, a do kuchni wleciał czyjś szczeniak husky, który podskakiwał jak Zoya po zjedzeniu krówki przed śniadaniem. Widząc srebrnowłosą, chciał wejść jej na kolana, domagając się pieszczot, ale był zbyt mały by wskoczyć, więc oparł się przednimi łapkami o łydkę nastolatki odzianą nadal w białą podkolanówkę.
- Cholera, Chrupek, wracaj tu! - odezwał się znany głos, należący do osoby która siedziała z Zoyą u sekretarki przed rozmową z dyrciem. Po chwili blondyn stanął w progu - O cześć Zoya. Widzę że już lepiej z tobą!
- Tak spoko. Ten słodziak jest twój? - spytała z uśmiechem, przestając na chwilę się bawić z Tytanem, by pogłaskać malucha za uchem. Dwukolorowe, niebiesko-brązowe oczy patrzyły wesoło, a ogon sprawiał wrażenie że zaraz odpadnie od merdania. Sierść miał bardzo miękką, zadbaną.
- Tak, mały urwis ma dopiero kilka miesięcy, a już sporo broi, mały diabeł.
- Trzeba było go nazwać Diavolo, a nie Chrupek.
- To pierwsze co mi przyszło do głowy. Spójrz na jego siersć, wyglądają jak chrupki czekoladowe.
-Ty, faktycznie! - powiedziała nastolatka, biorąc Chrupka na ręce i pokazując go Tytanowi - Tytan zobacz, masz nowego kolegę! Poznajcie się, Tytan to jest Chrupek. Chrupek - Tytan.
Mały gryzoń podszedł niepewnie na blacie do większego kolegi, ruszając swoim małym noskiem. Robiąc slalomy poznawał szczeniaka który patrzył z zaciekawieniem na małe stworzonko. Gdy ten zbliżył się na wyciągnięcie łapy Chrupka, ten się pochylił i polizał go po pyszczku, na co ten fuknął na niego. Gdyby był normalnym człowiekiem, na jego policzkach pojawiłyby się ogromne rumieńce.
- Chyba się polubią - mruknął Eld, okładając na komodę smycz - Dzień dobry, Pani Brzeńska!
- Dzień dobry, dzień dobry - powiedziała srebrnowłosa - Chłopacy Cię tu sprowadzili, czy przyszedłeś oddać Chrupka pod opiekę?
- I jedno i drugie. Z resztą Victor i reszta też przyszli, bo się wystraszyli co się stało z młodą.
- Hej! Jestem młodsza o rok! Nie traktuj mnie jak dzieciaka!
- Nie złość się. To piękności szkodzi.
- Mnie już nie zaszkodzi.
Na jej słowa puknął się palcem w czoło, a potem zrobił to samo w czoło dziewczyny. Trzepnęła go po palcach dłonią, na co cofnął rękę.
- Matko, moja młodsza siostra robi dokładnie to samo. To jakieś wrodzone zachowanie młodszych siostrzyczek?
- Nie, młodsze to gryzą!
- Cicho Oluo! - odezwał głos Petry - Zoya na pewno nikogo nie gryzła, co Ty gadasz za głupoty!
- Gryzła, jako pięciolatka w przedszkolu. Głównie wrednych chłopców, więc uważaj Bossard.
Do kuchni wszedł Victor podchodząc od razu do siostry, i przytulając ją do siebie. Pogładził ją delikatnie po głowie, na co nastolatka się uśmiechnęła.
- Już dobrze Zoyix? Nie muszę się martwić już dzisiaj, że coś Ci się stanie?
- Nie mów do mnie Zoyix. Nie mam sześciu lat - mruknęła pod nosem - I nie, spokojnie, nic mi nie jest. To tylko chwilowe zasłabnięcie.
- Ale od czego? Przecież zjadłaś normalnie, coś Cię bolało?
- Głowa... ciemno mi się przed oczami zrobiło, i...
- I...?
Zoya nie wiedziała czy mówić o tym bratu. Jeszcze tego by brakowało, żeby ten się zaczął martwić, czy nie ma ona czegoś z głową. Ale nie umiała kłamać, a poza tym I tak już powiedziała za dużo.
- ... i widziałam wspomnienie którego nigdy nie miałam.
Usłyszeli trzask rozbitego szkła. Spojrzeli w stronę Rico, której prawa ręka się trzęsła z emocji, gdy przyklękła by zebrać z podłogi szklankę którą upuściła.
- Ciociu, wszystko dobrze? - spytała Zoya, widząc że coś mocno zszokowało Brzeńską.
- Tak tak, wszystko dobrze - powiedziała szybko, zbierając szkło. Pomógł jej przy tym Eld, widząc że ta się dziwnie zachowuje.
- Wracając do tego wspomnienia, co widziałaś?
- Nie powiem Ci, bo będziesz się śmiał.
- No nie będę...
- Będziesz...
- No powiedz... - mruknął w jej włosy, a palce przebiegły po bokach jego siostry, która zaczęła się śmiać - Poddajesz się?
- Nigdy! - zaraz było słychać głośniejszy krzyk, gdy oprócz łaskotek ten ją podniósł i obkręcił się z nią parę razy po salonie - Dobra, poddaję się!
Na te słowa Victor zwalił się na podłogę, przygniatając młodszą swoim ciałem. Zawyła potępieńczo, gdy ciężkie cielsko Victora zwaliło się na nią. Jęknęła głośniej, gdy do ich górki dołączył jeszcze Dimitry.
- Kanapka! - zawołał jej bliźniak, gdy obaj ją przygniatali, a ona ze śmiechu nie mogła oddychać.
- DEBILE, JA NIE MOGę ODDYCHAĆ! - śmiała się niczym porąbaniec, ledwo łapiąc powietrze do płuc - ZŁAŹCIE ZE MNIE, CIOŁKI!
- A powiesz o co chodzi?
- Powiem, żeby twoje troskliwie dupsko nie trzęsło się ze strachu o moją osobę, ALE ZŁAŹCIE ZE MNIE!
Tak jak obiecali oboje, zeszli z niej i pomogli jej po chwili wstać.
- No to co było w tym śnie?
- Jakieś wielkie pole treningowe, na jakimś zadupiu chyba. Wielki tłum dzieciaków, chyba młodych nastolatków, i gościu który wrzeszczał na jakiegoś... Jurija.
Atmosfera momentalnie zmieniła się z rozbawionej na ciężką, tak bardzo że można było ją kroić nożem. A przy okazji zrobiło się niezręcznie przez ciszę która zapadła.
- Wiedziałam że nie trzeba było mówić o tym...
- Nie, dobrze że mi powiedziałaś - powiedział Victor, kładąc siostrze rękę na ramieniu - Mówisz że to wyglądało jak wspomnienie? Może to było wspomnienie Twojego poprzedniego wcielenia? Może w poprzednim życiu byłaś chlopakiem i dlatego nie możesz znaleźć sobie faceta, bo przypominasz z zachowania faceta?
Na to słowo Victor dostał poduszką w twarz, lecąc przez tą siłę na podłogę.
***
- Izuku to zajebista postać. Bakugou to wredna Klicha, która myśli, że jak ma dar to ma prawo do tego by się nad nim znęcać.
- Ale zauważ jak mu na ego weszło to, że osoba bezradna uratowała mu życie, zamiast bohaterów z darami którzy nie mogli go uratować. Chyba nieźle mu je ubodło, co?
- Ale nadal uważam że Izuku nie powinien dostawać daru, bo to było strasznie do przewidzenia. Moim zdaniem powinien iść drogą złoczyńców, bo wtedy byłoby to coś czego nikt by się nie spodziewał!
- Ale nie zmienia to faktu, że Izuku to jedna z lepszych postaci.
- Prawda Ci to Gunther.
Siedzieli całą ekipą na kanapie w salonie. Zoya,Dimitry, Victor i jego przyjaciele, a także Chrupek, Tytan i Rico zajadali popcorn który kupili po drodze do domu w Dealzie z Preangelsami i zapasem słodyczy, oglądali Boku no Hero Academię. Byli po kilku pierwszych odcinkach, i na żywo komentowali każdą akcję i bohaterów, hejtowali "złamasowe zachowanie" czy stroje które były dziwne lub śmieszne. Było im wesoło.
Zoya w pewnym momencie spojrzała w bok na podłogę, gdzie leżał Chrupek. Na jego brzuchu, o dziwo, leżał Tytan, wtulony w jego gęste futerko. Oba zwierzaki spały, co było dziwne biorąc pod uwagę jak bardzo nieufna była fretka w stosunku do psiaka, ale najwyraźniej wesoła osobowość Chrupka zdołała się przebić przez nieufną skorupkę Tytana.
Czemu ta sytuacja wydaje mi się taka znajoma?
Odwróciła głowę na moment gdzie Izuku udaje się uprzątnąć plażę, śmiejąc się po chwili z tego jak All Might pokazuje mu zdjęcie gdzie rok temu wyglądał na łajzę i frajera.
Nie zauważyła tego, jak pewna zakapturzona postać stojącą na dachu sąsiedniego budynku, patrzyła się prosto na nią.
***
No cześć. Tu znowu ja!
Dwa rozdziały jednego dnia, macie spóźniony prezent na Mikołajki, co mnie tam.
Dobra, podsumowując oba rozdziały, kto się spodziewał obu niespodzianek?
Albo tego że Rico będzie ciocią naszej Zoyi?
Albo tego zawstydzającego momentu ZoyMike?
I wygłupy całej trójki, zwieńczone oglądaniem anime z resztą ekipy?
Jak myślicie, co to był za gostek, który siedział na dachu? Macie jakieś swoje podejrzenia co do tego kim on jest?
Podzielcie się nimi w komentarzu, chętnie posłucham waszych teorii!
Na dzisiaj to wszystko, mam nadzieję że nie macie do mnie żalu o takie pomieszanie z rozdziałami, ale dopiero po publikacji dłuższej wersji stwierdziłam że lepiej będzie podzielić je na obie części. Wybaczcie mi bardzo za to wszystko!
Na dzisiaj to już jest całkowicie wszystko, na pewno!
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale kochani, i ahoj kamraci!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top