"Najgorszy możliwy ból, który mnie może spotkać..."
Jeśli kiedykolwiek będę doświadczała czasu, gdy nie będę doświadczać takiego napierdalania w podbrzuszu, huśtawki nastrojów czy wypompowania emocjonalnego, to będę ten okres starała się przedłużyć najdłużej ile tylko się da.
Takie właśnie czarne myśli nawiedzały pewnego naleśnika zawinietego w kołdrę z kocem i ubranego w piżamę w ciastka z cienkim szlafroczkiem w różyczki. Ta mała kupka nieszczęścia leżała na kanapie w salonie z laptopem na kolanach, termoforem za plecami. Czekała na zagotowanie się wody na herbatę, wcinając ciasto które ostatnio robił Victor i oglądajac następny odcinek trzeciego sezonu Bungou Stray Dogs.
Jeśli jest coś, czego Matka Natura powinna zaniechać, to byłby to ból jaki dotyka kobiety podczas okresu.
Najbardziej, czego Zoya nienawidziła w swoim istnieniu jako kobieta, było przeżywanie tej całej chorej szopki z memstruacją która odbywała się co miesiąc. Przez kilka dni, jak nie chodziła wkurzona na cały świat, warcząc na wszystkich by dali jej święty spokój i nie naruszali jej świątyni którą był jej pokój, to jęczała z łóżku z bólu, snując się tylko jak żywy trup do łazienki by się umyć, do kuchni by ukraść bratu pudełko z galaretkami w czekoladzie i zrobić sobie ciepły termofor i herbatę do picia, albo salonu, by nie siedzieć cały dzień w jednym miejscu. Do momentu gdy tabletki przeciwbólowe i żelazo nie zaczynały działać, a ona była w stanie podnieść krzesło czy wstać z kucek, gdy sięgała po jakiś garnek z szafki.
Wiedziała że to nie jej wina, bo mogła przeklinać tylko swoje ciało. W zeszłym roku, będąc jeszcze szesnastolatką, Nadia zmartwiona tym co się z nią dzieje podczas "tych dni", zabrała córkę do ginekologa, a tam wyszła prawda dlaczego Zoya przechodzi to tak boleśnie. Macica, która powinna normalnie być prosta, miała tyłozgięcie. Tył macicy był, jak sama nazwa wskazywała, wygięty, przez co krew spływająca w dół ma problem, a mięśnie które pomagają się jej wydostać na zewnątrz, sprawiają ból.
Najgorsze było to, że ból odbierał jej możliwość wstania i trzeźwego myślenia. Musiała w takie dni się zwalniać z lekcji, brać mocne leki rozkurczowe i żelazo w tabletkach żeby choć minimalnie złagodzić ból. Inaczej nie była do niczego pożyteczna.
Najchętniej bym złapała Matko Naturę za kudły, powyrywała, po ryju natrzaskała, i miałabym swoją zemstę za dowalenie mi zmory kobiet w najgorszym wydaniu. A żeby cię szlak trafił, Matko Naturo!
Gdy tak leżała na kanapie, miała wrażenie że coś stuka w jej głowie. Jakby próbowała jej coś powiedzieć. I wtedy przypomniały jej się też słowa Hanji o jej problemie.
- Najwyraźniej twoje omdlenia nie biorą się znikąd, tak samo jak sny opowiadające o twojej przeszłości. Najwidoczniej umysł "współczesnej ciebie" nie jest na tyle mocny, by przyswoić tak gwałtownie wspomnienia z poprzedniego życia. To po prostu za dużo dla niego. Stąd te omdlenia - wyjaśniła wczoraj Hanji, po tym jak opowiedzieli jej o objawach które dotychczas miała. Siedzieli również w bibliotece, jednak bez wczorajszej Ekipy Rantunkowej.
- Czy to oznacza że muszę zemdleć, żeby to wspomnienie do mnie wróciło?
- Niekoniecznie. Może twoja podświadomość chcę Ci powiedzieć że powinnaś sama w to wspomnienie wejść. I dlatego przez to, że na to nie pozwalasz, bo nie wiesz co się dzieje, mdlejesz, jakbyś dostała cios w okolice karku i obojczyka.
- Więc co mam zrobić. Powiedzieć w myślach "Halo, tu Zoya Petrov. Wspomnienie poproszę"?
- Niegłupi pomysł, ale raczej nie wypali - uśmiechnęła się krótko Hanji, a uśmiech ten był przyjemny dla oka - Chyba musisz po prostu odciąć się od myślenia o wszystkim i skupić na tym, żeby to wspomnienie do ciebie przyszło.
- Niby jak? - spytała nieprzekonana wtedy młodsza.
- Może w taki sposób jak działa Messenger? Wspomnienie to osoba która do ciebie pisze, a odbiorca to ty. Jednak twój umysł zachowuje się wtedy jakby nie miał połączenia z internetem. Musisz znaleźć wtedy źródło internetu, żeby móc się połączyć i sprawdzić co wspomnienie od ciebie chce.
Dziewczyna parsknęła śmiechem, przypominając sobie tą rozmowę. Podziwiała Hanji za to, że przy pomocy rzeczy z życia codziennego potrafiła tak wytłumaczyć człowiekowi dane zagadnienie, że w pełni zrozumiał o co jej chodzi.
Niby nie wygląda na tak wyluzowaną babeczkę, a na kobitkę-naukowca, a tu proszę. Nie gada po naukowemu, a bardziej po ludzkiemu w dialekcie nastolatkowym. Nadzwyczajna kobitka, przynajmniej już wiem do kogo się zgłosić, gdy będę potrzebowała korków z matmy.
Nastolatka natomiast miała ochotę się zwinąć z bólu w kulkę. Powstrzymała ją jednak myśl, że zwaliłaby przez to laptopa którego dostała od braci na urodziny. Poprawiła się tylko na siedzeniu, siadając wyżej i opierając się jeszcze bardziej (o ile to możliwe) o termofor za sobą.
Podrapała za uchem Tytana, który (znowu) uciekł z klatki już dobry czas temu. Nastolatka stwierdziła że nie ma sensu go łapać i zanieść z powrotem do klatki, więc zostawiła go. W zamian maluch ułożył się wygodnie na jej klatce piersiowej i zwinął w kłębek, oglądając razem ze swoją panią jak bohaterowie starają się uratować Yokohamę przed atakiem Gildii.
Przynajmniej mam własny przenośny grzejniczek.
Nachyliła się by złożyć mały pocałunek na głowie Tytana, który odwrócił w jej stronę głowę. Spojrzał na nią wzrokiem, od którego poczuła się dziwnie niesfojo.
Co cię dręczy?
- Żebym to ja jeszcze potrafiła znaleźć odpowiedź na to - zaczęła powoli nastolatka - Może zacznijmy od tego że to w co przez całe życie wierzyłam, okazało się być inne niż to co znam. Dochodzi do tego jeszcze świadomość że gdyby nie reinkarnacja, która jak się okazuje istnieje, to prawdopodobnie byłabym martwa od ponad tysiąca lat. Na deser jest jeszcze informacja że moja pamięć wydarzeń tego co się stało w moim poprzednim życiu postanowiła się spakować i spierdolił byle jakim pociągiem. A teraz muszę ją odzyskać, co jest w chuj trudne, bo za cholerę nie wiem jak mam się się tego wszystkiego zabrać.
Po tym monologu dziewczyna westchnęła ciężko. Ilość informacji którą musiała przyswoić w tak krótkim czasie, nie wpływało na nią dobrze. Miała ochotę strzelić sobie w głowę, wywieszając wcześniej białą flagę jak Włochy. Ale nie mogła.
Jeśli się poddam, to tak jakbym już umarła. Póki próbuję, ma to wszystko szansę się udać!
Zadrżała nieświadomie. Czuła że gdzieś słyszała podobne słowa, ale kompletnie nie miała pomysłu gdzie. I znowu poczuła jak jej głowa zaczyna lekko pulsować, a obraz powoli rozmazywać.
Podświadomości, czy chcesz żebym weszła do tego wspomnienia?
Czy w takim razie pozwolisz mi to zobaczyć?
Obraz rozmył się przed oczami, a ona zobaczyła to.
Przed moimi oczami rozciągał się spokojny widok na las i zamek. Sama opierałam się o kamienny murek otaczający dach wieży jak barierkę. Kamień pod moimi dłońmi był chropowaty i zimny, jakby promienie słoneczne nie potrafiły go ogrzać swoim ciepłem.
Zupełnie jak serce człowieka, który odgrodził je kamiennym murem żeby nie zostać zranionym. Zastanawiam się w takim razie, czy te promienie po prostu nie potrafią dotrzeć do samego wnętrza tej osoby. Czyżby nie należały do tej osoby co trzeba?
Wyczułam go jeszcze zanim oparł się o murek koło mnie. Jakby sama jego bliskość pobudzała mnie i elektryzowała fragmenty mojego ciała, przy których się znajdował. Nie odwracałam się, czekając aż sam się odezwie, jednak mimowolnie uśmiech wpłynął na moją twarz. To mnie zdradziło.
- Piękny widok, prawda? - mężczyzna spytał mnie, gdy ja przymknęłam oczy na chwilę.
- Najważniejsze jest, że jest spokojnie. Słychać nawet ptaki z pobliskich drzew. Jeszcze tylko brakuje kota który się przeciąga i gromadki biegających w dole dzieci. Sielanka wprost.
- Nie o tym mówię - spoglądam na niego jednym otwartym okiem. Patrzy na mnie, jakby zapomniał że za nami stoją ludzie z naszego oddziału - Znaczy, o tym co mówisz też, ale o czymś zapomniałeś.
- O czym?
- O pewnej czarnowłosej istocie z fiołkowymi oczami. Stoi dokładnie naprzeciw mnie, i zapatruje się w to co jest przed nią.
Pochylam się do przodu, omal nie uderzając czołem o murek. Nie dam mu satysfakcji pokazania czerwonej przez zawstydzenie twarzy. Chociaż pewnie i tak widzi moje czerwone uszy.
- Czy ty na serio musisz?
- Samo się nasunęło, wybacz.
- A co z zasadą "Pilnuj się przy innych, a gdy jesteśmy sami się nie powstrzymuj"? - podnoszę głowę patrząc na niego wyzywajaco.
- Nikt nie słyszał, spokojnie. Nawet nie zwrócili na nas uwagi.
Patrzę przez ramię. Faktycznie, Nanaba i reszta stali z nami, ale żadne z nich nie odwróciło się w nasza stronę. Odetchnęłam z ulgą, mając świadomość że nie zostaliśmy odkryci.
- Mieliśmy szczęście. Gdyby tylko zwrócili zwrócili nas uwagę...
- Na razie nie zwrócili. Rozumiem, ostrożnośc ostrożnością, ale zaraz mi tu osiwiejesz - uśmiech który pojawił się pod wąsem mężczyzny sprawił że się rozluźniłam. Wiatr który zawiał poruszył jego blond kosmykami włosów, gdy ja nadymałam obrażona policzki - A co do spokoju. Jak myślisz, ile to potrwa?
- Oby jak najdłużej. Ewidentnie mieliśmy go za mało w ostatni czasie. Gdyby jeszcze nikt nie miał problemu do nas wszystkich, do Korpusu, to nie narzekałabym. I gdyby jeszcze Żandarmeria nie szukała mnie jak pojebana. Na prawdę, dłuższa chwila spokoju nie byłaby znowu taka zła.
- Ale gdyby był spokój cały czas, to byłoby to podejrzanie - stwierdził, patrząc z iskrami w niemal srebrnych oczach na mnie.
- No i byłoby nudno - dodałam z uśmiechem. Roześmiał się.
- Odwołasz jeszcze swoje słowa za kilka lat, zobaczysz.
- To za kilka lat... A teraz mogę...
Mężczyzna odwrócił gwałtownie spojrzenie od mojej osoby w stronę Muru Rose. Zaciągnął się powietrzem, a jego niemal srebrne oczy rozszerzyły się w szoku. Po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
Coś było nie tak.
- Mike? - spytała martwiącym się tonem Nanaba. Razem z Thomą odwrócili się w nasza stronę, mając tak jak ja, źle przeczucia.
- Thoma, weź trzech ludzi i jedźcie za Sinę! - Thoma zdziwiony wydał bliżej nieokreślony dźwięk zdziwienia - Zanieście wiadomość! - oczy wyrażały czyste przerażenie, a szczęki były boleśnie zaciśnięte, tak jak i zęby - Wygląda na to, że wśród członków 104. Korpusu Treningowego nie byli żadnych wtyków wroga! - kosmyki opadły mu na oczy, a pięść którą miał opartą o mur zacisnęła się.
Co się dzieje?!
- Z południa nadciągają Tytani! Mur Rose został przełamany!
Mieliśmy przechlapane, i to bardzo.
Nanaba i reszta oddziału na sprzęcie ruszyli w stronę budynku, gdzie przebywali kadeci bez sprzętu do manewrów przestrzennych. Ruszyłam za swoim dowódcą, który przeniósł się na dach sąsiedniego budynku. Patrzył w przestrzeń, wyglądajac naszego wroga. Paznokcie moich rąk wbijały się w ich wnętrze, chcąc zmusić resztę mojego ciała do zachowania spokoju.
- Myślałem że poszłaś z resztą osiodłać konie.
- Zaraz pójdę. Nic się nie stanie jeśli zostanę z tobą - mruknęłam w jego stronę. Czasami jest w stosunku do mnie opiekuńczy jak Dimitry, albo i nawet bardziej.
- A kto...
- Zdążę, spokojnie. Jeśli ty zdążysz, to ja też - odpowiedziałam. Ten tylko westchnął, nie odwracając się w moją stronę.
Idealnie w czas, bo za chwilę znalazła się przy nas Nanaba. Lądując ukucnęła, by stanąć za Mike.
- Mike
- W nadciągającej grupie - zaczął oficjalnie, jak zawsze gdy robiło się cholernie poważnie. Pan Poważny Niuchacz uśmiechnęłam się mimowolnie lekko pod nosem - Znajduje się dziewięć osobników.
- Mur Rose upadł - powiedziała blondynka. Wiedziałam że jest załamana, z resztą ja też byłam. Nie chcialam sobie wyobrażać co musieli czuć Sasha albo Conny. Kątem oka widziałam jak biegną przez dziedziniec z siodłami w ramionach i ogłowiem. Uklękła na dachu, przykladajac dłoń do podbródka - Nie zdążyliśmy odkryć sekretów Tytanów, ani poznać ich tożsamości.
Zapadła chwila ciszy. Ciężkiej ciszy, od której miałam(nie autokorekto, nie Mia - dop. aut.) wrażenie, że się duszę.
- W końcu nastał ten sądny dzień. Ludzkość przegrała.
Jej słowa kompletnie nie potrafiły do mnie dotrzeć. Pewnie dlatego że nie chciałam słuchać o tym że znowu coś się nam nie udało. Nie chciałam znowu się godzić z myślą że zawiedliśmy.
- Nie - odezwał się Zacharius - to jeszcze nie koniec. Człowiek przegrywa w chwili, gdy przestaje walczyć.
Obie spojrzałyśmy na niego, gdy przeszedł się po dachu, odwracając plecami do nas. Nanaba patrzyła zaskoczona na niego, kiedy mnie serce zaczynało szybciej bić. Cholerne reakcje organizmu.
- Dopóki nie wywiesimy białej flagi, będzie tlił się promyk nadziei!
Fioletowe oczy gwałtownie się otworzyły, słysząc trzask, który się rozniósł po całym domu. Spojrzała na zmartwionego (a przynajmniej taką miała nadzieję że był) Tytana, który patrzył na nią swoimi paciorkowatymi oczyma.
Ponownie trzasnęło, tym razem już wiedziała gdzie. Dochodziło to z jej pokoju. I była pewna że jej się to nie wydawało.
Ktoś był w jej domu.
Podniosła się powoli, zrzucając zwierzaka na kanapę. Chwyciła po drodze coś do obrony, choć wiedziała że ta broń jest beznadziejna w starciu z włamywaczem. Tym bardziej że swoim wzrostem i posturą nie grzeszyła, choć poszło jej to gdzie indziej. A jak nie, to mogła się rzucić na napastnika, gdy zostanie zaatakowany z zaskoczenia przez rzut jej marna bronią.
Będę niczym Kamado Tanjiro, a co mam się ograniczać. Od czegoś trzeba wykorzystać tę wiedzę nabyta z anime, filmów czy innych historii.
Znalazła się przy drzwiach do pokoju. Położyła delikatnie dłoń na klamce i już miała...
- Co ty wyprawiasz?
Wystraszona dziewczyna wrzasnęła ze strachu, obracając się do tyłu z zamiarem rzucenia przedmiotem w swojej dłoni w osobnika za sobą. Na szczęście się powstrzymała, gdy zobaczyła kto za nią stoi. Nawet nie chciała wiedzieć jak głupio teraz wygląda.
- Mike? Co ty tutaj robisz? - spytała, zaskoczona widokiem trzecioklasisty w jej domu. To raczej nie on łaził mi po pokoju, nie?
- Victor mnie poprosił, żebym sprawdził jak się czujesz. Sam nie mógł, bo Shadis by go zabił za zerwanie się z treningu... po raz kolejny...
- A ty nie musiałeś zostać? - dziewczynie zrobiło się głupio, że jej brat musiał poprosić kolegę, by sprawdził czy nic jej nie jest.
- Kończyłem wcześniej - odpowiedział spokojnie - A poza tym, ostatni raz kiedy mnie na treningu nie było, to było dwa lata temu, gdy byłem w pierwszej klasie. Nie martw się, nie zawracasz mi głowy.
Telepatię on ma, czy co?
W pewnym momencie skojarzyła pewien fakt. Fakt, przez który musiała się opamiętać, żeby szeroko nie otworzyć oczu. Wolała się nie tłumaczyć, dlaczego reaguje tak, a nie inaczej.
On był tym dowódcą z mojego wspomnienia. Dowódcą z mojego poprzedniego życia.
Więc to stąd mnie znał, nie przez paplaninę Victora. A to agregat.
- Nadal mi nie wyjasniłaś, co ty wyprawiasz - odezwał sie blomdyn, wybudzając ponownie Zoyę.
- A to nie widać?
- Nie domyślam się, co miałaś zamiar zrobić z tym laczkiem w dłoni. A owadów jakoś żadnych nie widzę.
Dziewczyna spojrzała na swoją dłoń, i momentalnie przyłożyła sobie z całej siły w czoło. Przez palce spojrzała na swój klapek w niebieskim kolorze, i zastanawiała się który to już raz zrobiła coś głupiego przed tym chłopakiem.
Ogarnij się, Petrov. Serio, przecież jesteś rozważną dziewczyną, nie będziesz tracić głowy dla ledwo co poznanego faceta.
Kogo ty oszukujesz?
Daj mi święty spokój. Odezwała się wielka fangirl, powiedziałabyś coś czasem mądrego gdy potrzeba.
Żeby nie było, to do kogo mówiła Zoya, nie było do kogoś kogo tylko ona widzi. Tak po prawdzie rozmawiała ze swoją Wewnętrzną Zoyą. Tyle że ta jej, w przeciwieństwie do Wewnętrzne Sakury z Naruto, nie była aż tak brutalna. Przypominała z lekka jej brata gdy się na nią zdenerwuje.
Dziewczyna przywaliła sobie mentalnego facepalma, żeby nie wyjść na jeszcze większą wariatkę niż jest. I zaczęła się tłumaczyć.
- Ktoś wlazł do mojego pokoju.
Blondynowi omal nie wyszły oczy z orbit. Nie spodziewał się czegoś takiego ze strony srebrnowłosej.
- Teraz to mówisz? - mruczy pod nosem, odsuwając dziewczynę od drzwi i samemu stojąc w jej poprzednim miejscu. Dziewczyna była w szoku, gdy ten wyciągnął zza paska pistolet. Kompletnie nie zauważyła że ten ma kaburę od pistoletu za paskiem - Gdybym wiedział, to bym się nie odzywał głośno. Odsuń się.
Srebrnowłosa przytuliła się plecami do ściany naprzeciwko drzwi. Niestety zbyt mocno uderzyła tyłem głowy o ścianę, w miejsce w które oberwała wczoraj. Musiała siłą się powstrzymać od krzyknięcia, żeby nie zdekoncentrować kolegi. Brawo ja.
Nie zauważyła kiedy, ale jej kolega nacisnął klamkę i szybko wszedł do jej Jaskini. Od razu jednak opuścił broń po sprawdzeniu za drzwiami w jej pokoju, oraz w szafie.
Nikogo tutaj nie było.
- Jestes pewna że ktoś tu był? - spytał dla pewności.
- Słyszałam jak skrzypiała podłoga. A wierz mi, skrzypi cholernie głośno - powiedziała zirytowana. Rozumiem że to dziwne, ale mi się to nie wydawało! - I... nie zostawiałam otwartego okna w pokoju.
Jednocześnie oboje spojrzeli na nie. Faktycznie, przez to że rozsuwane do góry okno było otwarte, biała koronkowa firana powiewała na wietrze. W dodatku stojak na długopisy był przewrócony, a jeden z otwartych flamastrów brudził właśnie jedną z kartek na biurku.
- Cholera jasna! - powiedziała dziewczyna chcąc ruszyć w stronę biurka. Powstrzymała ją jednak dłoń starszego - Co?
- Nie dotykaj niczego - mruknął, samemu podchodząc do niego. Hipokryta. Wyjrzał nagle na zewnątrz przez okno, zaciskając szczęki. Zupełnie jak wtedy we wspomnieniu - Czekaj tu na mnie, nie ruszaj się nigdzie.
I zanim nastolatka zdążyła zaprotestować, wyskoczył przez okno na schody przeciwpożarowe. A ze schodów na dach budynku, położonego kilka pięter niżej.
- Czekaj! - krzyknęła wyglądajac przez drugie okno, szybko je podnosząc do góry. Jakie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła że nic mu nie jest, i biegnie sobie na luzie, przeskakując po chwili na dach kolejnego budynku.
Chyba nie muszę się najwyraźniej tak o niego martwić. Potrafi chłop o siebie zadbać.
Rozejrzała się po pokoju. Nic nie zginęło, pokój nawet nie wyglądał na naruszony. Jedynymi dowodami że ktoś tutaj był, to był lekkim bałagan na biurku, zabrudzone kartki, koperta, i...
Chwila. Koperta?
Dziewczyna przyjrzała się jej. Nie była jakąś wyjątkowa, ot zwykła biała koperta pocztowa. Jedyne co było dziwne, to że była odrobinę grubsza. Jakby było w niej coś więcej, niż kawałek papieru wypisany słowami. Na przodzie wypisane było tylko jej imię. Nic więcej.
Ktoś się tu pofatygował, tylko po to, żeby zostawić mi list? Nienormalny jakiś, czy co?
Spojrzała na napis w rogu koperty. Uniosła brew ze zdziwienia, widząc co tam pisze.
Przeczytaj to jak będziesz sama
Nie dość że to jakiś świr, to jeszcze stawia warunki. Pewnie z psychiatryka uciekł.
Cichy wielbiciel? Ktoś tu zaczyna szpanować, no no no.
Pojebało cię? Wystarczy że mam na głowie przywrócenie swoich wspomnień, nie chce jeszcze się zastanawiać jak mam odmówić potencjalnemu adoratorowi. Dziękuję bardzo, już za dużo mam problemów.
Ale otworzysz to?
Otworzę, otworzę. Ale później.
Dlaczego nie teraz?!
Bo nie wiem kiedy tu wróci Mike. A skoro nadawca chciał, żeby przeczytała to, jak będę sama, znaczy że ma mi coś do powiedzenia. Ale tylko mnie. Bez świadków.
Nudziara.
Spierdalaj mi stąd, już wystarczająco się nagadałaś.
Jeszcze mi kiedyś podziękujesz za to, zobaczysz!
Tak tak, yhm.
Nastolatka schowała kopertę do jednego ze swoich zeszytów. Jeśli gdzieś miała to ukryć, to na widoku, żeby nikt się nie skapnął. A najlepiej tak, żeby ktoś to uznał za fragment bałaganu.
Oby nikt nie zobaczył.
***
M
ike wrócił kilka minut później. Nie trzymał nikogo, ale wyglądał jakby się z kimś szarpał. Co prawda ubrań poszarpanych nie miał, mundurek miał w nienaruszonym stanie. Co innego można powiedzieć o policzku i prawym łuku brwiowym, które były rozcięte.
- Pobiłeś się z kimś?! - krzyknęła zestresowana dziewczyna. To wszystko robi się coraz bardziej pokręcone.
- Nie. Po prostu zaskoczył mnie. Nie wiedziałem że nagle wyskoczy mi zza rogu przy ściganiu i mi przywali tak mocno, że zląduję na ścianie.
Nie mówiąc nic, po prostu pociągnęła go do kuchni. Praktycznie siłą usadziła go na krześle przy wyspie, po czym zaczęła szukać apteczki. Podniosła tylko głowę do góry, by za chwilę otaczała ją aura zażenowania.
Apteczka jest na lodówce. A nie dostanę się do niej inaczej, jak nie przez wejście na krzesło a potem na blat. Technika dla małych dzieci, a nie jestem sama w pomieszczeniu.
- Proszę - odezwał się Mike, wybudzając ją z przemyśleń. Ze zdziwieniem odkryła że apteczka została już postawiona na blacie, mimo że nawet jej nie tknęła.
- Emm... dzięki - powiedziała, rumieniąc się. Otworzyła ją, wyciągając z niej wodę utlenioną i gazik - To był człowiek który tu wszedł?
- Chyba tak, bo uciekał przede mną. A gdyby było tego mało, to jeszcze mówię przywalił i wykorzystał okazję żeby spieprzyć.
Namoczyła gazik woda utlenioną. Żałowała że nie udało się go złapać, bo może jakoś by się to wyjaśniło, ale najwyraźniej musiała pozostać w niewiedzy odnośnie tego kto jest jej włamywaczem.
- A przy okazji ładnie cię poturbowało - mruknęła, przykładając gazik do rany na czole. Odsunęła go, gdy usłyszała syk - Przepraszam. Za mocno?
- Trochę - powiedział. Przyłożyła jeszcze raz, tym razem delikatniej. Uśmiechnął się do niej delikatnie - Masz delikatne dłonie.
- Cóż, dziękuję. Mam dobry krem do rąk.
- Czuję. Zapach grejpfrutowy, prawda? - dłoń dziewczyny się zatrzymała.
- Tak... skąd wiesz?
- Czuję po prostu.
- Jak... jak to czujesz? - spytała, zdziwiona.
- Mam dobrze rozwinięty węch. Wiem na przykład, że jadłaś chipsy swojego brata.
Czerwień wpłynęła nie tylko na policzki dziewczyny, ale i na jej nos. Wyglądała przez to, jakby przesadziła z alkoholem, chociaż to nie nim się upiła.
- Skąd...
- Victor zawsze je takie same od prawie dwóch lat. Wierz mi, dosyć łatwo taki zapach zapamiętać.
- A ten węch... To dlatego kilka dni temu złapałeś za mój warkocz? Chciałeś wyxzuc mój zapach?
- Taaa... - powiedział chłopak - Hanji sobie ze mnie żartuje że to taka moja formą przywitania. Może coś w tym0 jest.
Ta już kiwnęła tylko głową, nie mówiąc nic. Skończyła przeczyszczać ranę na łuku brwiowym, i zajęła się tą na policzku. W mieszkaniu panowała dziwna cisza, przez którą dziwnie się czuła. Była przyzwyczajona, że było tutaj głośno, a ciszę lubiła tylko w nocy, gdy musiała iść spać.
- Mam coś na twarzy, że tak na mnie spoglądasz? - spytała, odrywając wzrok od rany - Jeszcze chwila, i wywiercisz mi dziurę w twarzy od patrzenia.
Ten tylko wzruszył ramionami, zanim odpowiedział.
- Masz po prostu ciekawe oczy. Niecodziennie się widzi kogoś o oczach w tak głębokim odcieniu fioletu.
- Zwyczajne są - wzruszyła ramionami, wracając do opatrywania go. Sięgnęła po plastry, które były w apteczce.
- Nie są - zaprotestował - Jak patrzysz z daleka, w normalnej odległości do rozmowy, każdy by powiedział że są one tylko fiołkowe. Ale gdy tak patrzę teraz z bliska, to widzę że nie są w odcieniu fiołka. Bardziej bym powiedział że to... butelkowy fiolet? Chyba taka magenta. I masz kilka niebieskich plamek w kilku miejscach.
Dziewczyna patrzyła w szoku. Niecodziennie dostawała komplement, i to jeszcze taki. Zwłaszcza odnośnie rzeczy, której nie lubiła.
Demon! Fiołkowy demon!
Nie zbliżaj się do niej, spójrz na jej oczy!
Że też to dziecko ma takie oczy...
Niech się stąd wynosi!
Nic dziwnego, że tak wygląda...
Przeklęte dziecko...
Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się tych nieprzyjemny wspomnień. Nie chciała wracać do raniących wspomnień z dzieciństwa, choć wiedziała że to one miały wpływ na to jaka była. I że nigdy się od nich nie uwolni.
- Na prawdę tak myślisz? - spytała, naklejając beżowy plaster na skroń.
Pokiwał głową.
- Tak.
Nakleiła ostatni plaster na policzku. Zaśmiała się, gdy zobaczyła co to był za plaster.
- Co cię tak bawi?
- Nic, nic... masz pięknych tytanów na policzku.
Parsknął śmiechem, po czym sam zaczął się śmiać. Ładnie się śmieje.
- Chcesz coś zjeść może? Został w lodówce obiad z wczoraj, a mieliśmy lasagnię. Victor robił.
- A to chętnie.
Dziewczyna ruszyła do lodówki. Czuła się lepiej niż kilka godzin temu, więc mogła śmiało chodzić po mieszkaniu, nie bojąc się że może zemdleć z bólu.
Chciała już wyciągnąć pudełko, jednak znowu Mike ją ubiegł. Sam wyciągnął, po czym nastawił mikrofalę na dwie minuty ogrzewania.
- Mogłam ja to zrobić.
- Nie czułaś się dzisiaj dobrze. A przecież mogłem ja to zrobić, skoro Ty jeszcze nie doszłaś do siebie. Wiem że przechodzisz TO ciężko.
- Chwila... skoro Ty masz taki dobry węch... To znaczy że ty... - zaczerwieniła się niczym Hinata, uświadamiając sobie pewną rzecz - No że... czujesz... To co ze mnie spływa?
Genialnie Zoyka, poszłaś po bandzie.
- Tak, czuję. Czułem nawet już wcześniej. W koncu to inaczej niż z krwią wypływająca z rany.
- C-CO?!
- Zapach krwi miesiączkowej różni się od tej krwi która płynie z ran. Wiem, dziwnie to brzmi, ale...
- Dobra, rozumiem. To ma jakiś sens - powiedziała, machając rękami - Co nie zmienia faktu, że ta rozmowa była jedną z najbardziej żenujących, jakie odbyłam.
- Wybacz. To nie było zamierzone - uśmiechnął się w jej stronę, siadając na miejscu gdzie go wcześniej usadziła dziewczyna. W tym samym momencie mikrofalówka dała o sobie znać.
Dziewczyna chwyciła za szmatkę, i po otworzeniu jej, wzięła w dłonie okryte ścierką małą brytfankę z porcją lasagni dla dwóch osób. Gdy do jej nosa dotarł zapach makaronu, sosu pomidorowego i sera z mięsem mielonym, momentalne zaburczało jej w brzuchu, a do ust napłynęła ślinka.
Uwielbiam jak Victor gotuje obiady, bo on robi je zajebiste. Zwłaszcza makarony.
- Mike, mogę cię o coś spytać?
- Zależy co to będzie.
Już na starcie mi mówi że pewne rzeczy musi zachować w tajemnicy. Dobry jest.
- Jakbyś się czuł, gdybyś zobaczyła osoby, które wydaje ci się że znasz, ale nie wiesz skąd? Co wtedy byś zrobił?
Nie spodziewał się tego pytania. Widziała to, patrząc na prosto w oczy. Szare burzowe chmury patrzyły prosto w fioletowe pioruny, co mogłoby wywołać burzę z deszczem. Jednak tak nie było, wręcz przeciwnie. Czekali kto pierwszy ulegnie.
Żadne jednak nie przegrało. Patrzyli sobie nawzajem w oczy, czekając na odpowiedź.
- Pytałbym o to, co zapomniałem. I dla potwierdzenia, spytałbym innych osób o to czy to prawda.
- A jeśli inni nie chcą mówić?
- To zrobiłbym wszystko, żeby się dowiedzieć prawdy.
- Nawet jeśli prawda okazałaby się zbyt brutalna?
- Nawet wtedy. Zwłaszcza wtedy, gdy cały świat jest przeciwko tobie.
Spuściła głowę w dół. Ewidentnie mówił szczerze. W jego oczach nie było ani krztyny kłamstwa.
W takim razie, dlaczego nie powiedział mi poprzednim razem prawdy?
- A co jeśli ktoś cię okłamie, przez co potem jesteś zdezorientowany?
- Są dwie opcje wtedy. Skłamał żeby zrobić ci na złość, albo żeby cię chronić. Ewentualnie, żeby zachować sekret o którym nie chce żeby ktoś się dowiedział
Kłamstwo... żeby ochronić?
- A nie lepiej powiedzieć całą prawdę od razu? Wiesz, czasem lepsza jest paskudna prawda od najpiękniejszego kłamstwa.
- Wiesz, nie zawsze masz pewność jak ta osoba zaatakuje. Dlatego czasem lepiej coś przemilczeć, żeby później być pewnym swoich słów.
Zamilkli oboje. Zoya miała lekko mętlik, przez co nie wiedziała jak dalej pociągnąć rozmowę. A Zacharius chyba próbował przetworzyć jej pytania. W mieszkaniu panowała idealna cisza.
Do momentu aż do domu nie wrócił Dimitry.
- Siema siostra! Przyniosłem Ci czekoladę, żebyś... Czy ja czuję lasagnie?
***
No witam wszystkich bardzo serdecznie! Mam nadzieję miłą, że mimo wszystko się nie nudziliście, czekając na kolejne rozdziały do książki!
Rozdziały powinny być częściej, wiem. Ale zawsze jak się za to biorę to muszę sporo nakombinować, żeby całość się z resztą zgadzała. A wierzcie mi, czasem sporo muszę myśleć, bo w czasie pisania coś się zmienia, albo muszę się wrócić do poprzednich rozdziałów, żeby wszystko co jest napisane się zgadzało się z tym co mi przychodzi do głowy.
W międzyczasie jest jeszcze sprawdzanie błędów, przecinków i innych rzeczy.
Jednak nie zawsze się to udaje.
Podsumowując rozdział:
• Zoya cierpi przez własne ciało, oraz po raz pierwszy udało jej się samej wywołać własne wspomnienia
• Zoya ma włamywacza. Kto to może być?
• Mike-rycerz-na-białym-koniu próbuje go dopaść, ale sam zostaje znokautowany
• Zoya-pielęgniarka
• rozmowa między ZoyMike(nazwa shipu wymyślona przez autorkę. Wszystkie prawa autorskie do tej nazwy zastrzeżone)
• zażenowanie głównej bohaterki
I z tego rozdziału to by było na tyle. Kto ma teorię do tego kto jest włamywaczem?
I KTO ZOSTAWIŁ KOPERTĘ?!
Jak zwykle czekam na Wasze teorie w komentarzach, oraz na to jak wyszedł mi rozdział. A tymczasem się zmywam na msze, bo jeszcze dzisiaj nie byłam!
Ahoj, kamraci!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top