Kłótnia i przyjaciel poznany w potrzebie
- Słuchaj Zoya, nie denerwuj się. Miałem konkretny powód.
Srebrnowłosa patrzyła na brata zdezorientowana. Z każdym słowem wypowiadanym przez niego rósł w niej gniew.
Dimitry... o wszystkim wiedział?
Od kiedy? Kiedy się dowiedział? Dlaczego nic mi nie powiedział?
Dlaczego do cholery?
- Zoya, proszę, nie gniewaj się...
- Wkurwię się bardziej, jak będziesz tak gadał - zaczęła powoli, zaczynając warczeć - Lepiej żebyś zaczął mówić. I to prawdę, bo nie ręczę za siebie, jeśli znowu mnie okłamiesz.
Ten ciężko wypuścił powietrze z ust, chowając twarz w dłonie. Ewidentnie nie było mu łatwo teraz jej o tym mówić, zwłaszcza że teraz musiał się siostrze przyznać do wszystkiego. Nie każdemu człowiekowi jest łatwo się przyznać do wszystkiego.
- Jak długo to trwa? Jak dawno temu tobie... - przełknęła ślinę, czując nieprzyjemny posmak na języku. Gorycz niemal rozlewała się po ustach, będąc ciężka do przełknięcia - Kiedy sobie przypomniałeś?
Wyrzut w jej głosie był bardzo słyszalny. Zobaczyła Jak Dimitry się lekko skrzywił. Teraz mu głupio.
- Pięć miesięcy temu. Wtedy jak na kilka dni rodzice mnie wysłali na dwa tygodnie do Victora.
Pięć miesięcy.
Pomyśleć że nic nie zauważyłam przez ten czas. Skubany dobry jest.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - spytała cicho, czując że głos jej drży.
- Nic sobie nie przypominałaś. Nie zachowywałaś się tak jak ja, nie byłaś zdezorientowana. Jakbyś nic nie pamiętała z poprzedniego życia - spuścił głowę. Zoya nie widziała jego wyrazu twarzy, nie wiedziała co ona teraz wyraża.
I znowu, to uczucie bycia małą dziewczynką, która jak zwykle dowiaduje się wszystkiego ostatnia. Poczucie bezsilności, że nawet jeśli teraz się dowiedziała, to i tak nie może więcej nic zrobić.
- Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? Chociaż nie - wcięła bratu, widząc że ten chce coś powiedzieć - Wogóle zamierzałeś mi powiedzieć?
- Zamierzałem - powiedział z naciskiem, łapiąc dziewczynę za ramiona - Ale zrozum Zoya! Victor mi zabronił! Uznał że to lepsze wyjście! Wtedy nie wiedział że z tobą będzie taki problem! Gdyby nie to, powiedziałbym ci!
Wtedy nie wiedział że będzie z tobą taki problem...
Zabolało.
Prawą ręką złapała za lewe ramię brata, patrząc tępo w przestrzeń. Ściągnęła ją, po czym odwróciła się w stronę gdzie szła grupa drugoklasistów z którymi szli do baru.
- Zoya...
Ona nic nie odpowiedziała, tylko szła w stronę drugoklasistów. Usłyszała za sobą tylko soczyście wypowiedziane "Kurwa" zanim doszła do grupki pięciorga nastolatków z psem. Chrupek wręcz wyrywał się z ramion Elda, ale jednak został powstrzymany przed zeskoczeniem i podejściem do Zoyi.
- Victor, muszę się na chwilę wrócić do domu. Zapomniałam podręcznika z biologii ze sobą wsiąść. Weźmiesz coś dla mnie? - spytała się brata, starając się patrzeć nie całkowicie w oczy brata.
- Jasne młoda. Tylko pośpiesz się z podręcznikiem, bo ci Dimitry wszystko zje - w pierwszej chwili niebieskooki uśmiechnął się szeroko do siostry, ale znikł jego uśmiech, gdy ta nie odpowiedziała na jego zaczepkę tylko kiwnęła głową i poleciała w stronę z której wracali. Nie obdarzając swojego bliźniaka słowem, a co dopiero spojrzeniem.
Victor Petrov już wtedy wyczuł że święci się coś niedobrego.
***
Gdyby nie fakt, że Zoya posiadała w telefonie mapy miasta gdzie się znajdowała, to prawdopodobnie nigdy by nie oddzieliła się od braci i przyjaciół Victora. Jeśli bywała w jakimś miejscu poraz pierwszy, to czułaby się jak małe dziecko pośród tytanów. Byłaby przerażona.
Ale z racji tego, że teraz wolała zostać sama, a w dodatku widziała w okolicy ich mieszkania park, postanowiła trochę nagiąć prawdę. Postanowiła wrócić do braci chwilę później, i nie tak od razu.
Ale po podręcznik na prawdę musiała pójść.
Wychodząc ponownie z klatki schodowej, gdzie mieszkała z braćmi, pakując na szybko książkę do torby. Pchnęła drzwi, czując że te po pchnięciu uderzają w kogoś. Dało się usłyszeć jęk, a ona sama zobaczyła czarną czuprynę przykrytą przez skrzynkę w której były doniczki z kwiatami.
- Święta Sino, przepraszam! - krzyknęła w panice - Nie chciałam, na prawdę nie chciałam!
- W porządku Zoya - odezwał się znajomy głos, w którym rozbrzmiewał śmiech - Spokojnie, byle drzwi i twoja osoba mnie raczej nie zabiją.
Zza małych krzaczków, które okazały się być wrzosami, wyłoniła się wesoła twarz znajomego jej Piegowatego Chłopaka z jej klasy.
- Marco? A co ty tu robisz? - zdziwiła się również co on piegowata dziewczyna, jednak jej piegi nie ominęły prawie żadnego skrawka jej policzków, podczas gdy ten miał ich zaledwie kilka - Dorabiasz sobie jako kwiatowy kurier?
- Nie, to dla mojego kolegi, mieszka na tej klatce. Powiedział że ostatnio stracił przez mały srebrny tajfun kilka kwiatów, ale doniczki się uchowały z tego wszystkiego.
Aż dziewczynie się głupio zrobiło, gdy usłyszała o doniczkach. Czuła się jak na ślubie jednego z kuzynów swojego taty, gdzie panie podczas oczepin miały znajdować wywołane przez wodzireja przedmioty. Gdy usłyszała "krawat", jak szalona żuciła się w stronę biednego wujka Aleksieja, omal nie dusząc go ściąganym krawatem za który ciągnęła. Potem się wyjaśniło, że Aleksiej najzwyczajniej w świecie zapiął guziki w kołnierzyku koszuli, i dlatego nie mogła go tak łatwo zdjąć.
Nadal jej to wypominano, a ona czuła mimo upływu lat, takie samo zażenowanie. Ale przynajmniej jej wujek miał się z czego śmiać, czego nie robił często od śmierci swojej żony i syna.
- Kolega zgaduję nazywa się Nere, i ma mieszkanie na drugim piętrze?
Piegus spojrzał na dziewczynę zdziwiony, patrząc na nią swoimi wielkimi jak orzechy brązowymi oczami.
- Skąd wiesz?
- To ja wypierdoliłam, pięknie mówiąc te kwiatki - powiedziała, drapiąc się kluczami do mieszkania po karku - Ciekawość, grawitacja i pech, równa się wielki rozpierdol wnet. No i schody przeciwpożarowe z głupim nawykiem do nie wychodzenia z domu drzwiami.
Ten tylko się uśmiechnął, poprawiając skrzynkę w dłoniach. Nastolatka przepuściła wyższego, by ten nie musiał się męczyć z otwieraniem drzwi.
- Nie musisz czasem iść do szkoły? - spytał nastolatki ciemnowłosy. Ta spojrzała szybko na zegarek, widząc że zaraz, dokładnie za pięć minut, będzie ich pierwsza lekcja.
Szlag, zajęło mi znalezienie tego podręcznika większość minut. Kiedy ja zaczęłam tak tracić poczucie czasu?
- A ty nie idziesz?
- Na tą lekcję babka spóźnia się dobre piętnaście minut. Zdąrzę odstawić kwiaty, dojechać na parking, zmienić górę ubrania na mundurek, i szybko się znaleźć na zajęciach. Nie sprawia mi to kłopotu.
I w głowie Zoyi zaświeciła się mała lampka, a jej samej przyszła propozycja chyba nie do odrzucenia.
- W takim razie, jeśli tobie nie sprawia to problemu, to może się z tobą przejdę? Wiesz, może i czasu za dużo nie mamy, ale skoro jesteśmy tu we dwoje, to może wykorzystamy ten czas żeby się lepiej poznać?
- Świetny pomysł. Miałem to sam zaproponować! - odparł ten z uśmiechem. Zoyi nawet do głowy przyszło, że gdyby mu dorysować nad głową aureolkę i skrzydła przy plecach, to wyglądałby jak taki aniołek - No, jesteśmy w końcu.
Nastolatek podszedł do drzwi z numerem 21 pukając w nie. Po chwili otworzyły się ze zgrzytem, a w ich stanął w samych spodniach dresowych Nere, który tarmosił palcami swoje blond włosy do ramion. Zielone oczy były jeszcze ospałe, i w pierwszej chwili nie zajarzył kto podszedł do jego mieszkania.
- Mamo, jeszcze pięć minut... Szkoła nie zając, nie ucieknie.
Słysząc tą kwestię, w otoczeniu rozległo się parsknięcie, które chyba uświadomiło nastolatka gdzie on się znajduje. Obaj z Marco spojrzeli na nastolatkę, która zaczęła się chichrać jak opętana. Po chwili pewnie wszyscy w bloku słyszeli jej śmiech. I pewnie niejedna pani domu dostała zawału, słysząc jej śmiech, który nawiasem mówiąc, brzmiał jak czarownica albo hiena.
- Dobrze się czujesz?
- Tak... Wszystko ze mną dobrze... W jak najlepszym... Porządeczku... Lodzio miodzio, po prostu... - mówiła między przerwami na pobranie oddechu. W końcu odchrząknęła, wycierając łzy które miała w kąciku oczu, i spojrzała na nich z uśmiechem - Ze mną wszystko okej. Najzwyczajniej w świecie przypomniałeś mi Nere mojego brata bliźniaka, gdy się go wywali z łóżka w sobotę. Tak samo z resztą, jak mnie. Tyle że ja śpię w dwuczęściowej piżamie, a nie w samych spodniach.
- Okej - odparł ze śmiechem Nere, pokazując rząd białych zębów. Z Jean'em mógłby występować w reklamie pasty do zębów. Blondyn spojrzał na bruneta, patrząc na niego - A co ty tak bez dzwonka?
- Przyniosłem ci te kwiatki, o które prosiłeś - podał skrzynkę pełną wrzosów w plastikowych doniczkach - Masz to o co prosiłem?
- Jak zawsze. Daj mi chwilę, zaraz ci przyniosę to, o co mnie prosiłeś - odpowiedział, znikając na chwilę w głębi mieszkania. Wrócił po chwili z plikiem dokumentów w dłoni - Nie jest tego tyle, tak jak przewidywałeś. Za wiele tuszu do drukarki nie wykorzystałem, a co dopiero papieru.
- Jasna sprawa. Wielkie dzięki E... Nere! - powiedział szybko Marco. Srebrnowłosa uniosła brew, widząc jak twarz Nere się delikatnie wykrzywia. Najwidoczniej to jak miał go nazwać Marco nie bardzo się podobało blondynowi.
- Marco, nie chcę nic mówić, ale powinniśmy się pospieszyć. Sam mówiłeś że niedługo powinny się rozpocząć zajęcia.
- Racja! Racja! - zawołał brunet, chowając pospiesznie papiery do plecaka, który miał na plecach. Nastolatkę rozbawiło to, że wcześniej nie zauważyła tego dosyć oczywistego faktu.
Oboje mieli ten sam plecak. Różniło je tylko to, że plecak Zoyi był brązowy, a herb Zwiadowców był w jego oficjalnych białych i niebieskich barwach, podczas gdy ten Marco był cały czarny, a herb był tylko obramowany na biało.
- Choć Zoya, zwijamy się. Mimo że mam speeda i szczęście w jeździe na rowerze, to wolę jednak nie przesadzić z nim - założył szybciorgiem plecak przez głowę z rozmachem, niczym worek z ubraniami na wuef.
Pomachali Nere na odchodne, i zbiegli po schodach na dół. Znajdując się już tam, przystanęli przy barierce, przy której Marco przypiął swój rower. Odpiął blokadę kluczykiem na smyczy, i przypiął ją pod siodełkiem.
- Będziesz miała coś przeciwko temu, by jechać na bagażniku?
- No co ty. Jako dzieciak, dosyć często tak jeździłam z bratem - zmarkotniała, wspominając o bracie. Było jej cholernie przykro, mieć świadomość że jej bliźniak ją okłamał, a starszy brat nie powiedział prawdy. To było podłe, i tak samo się czuła.
- Hej, co to za mina? - spytał Marco, patrząc na nią z dołu, gdy pochylał się nad zapięciem swojej blokady - Coś nie tak?
- Nie, nic takiego - powiedziała, machając ręką i uśmiechając się. Wiedziała że ten uśmiech nie jest szczery, ale nie lubiła nikogo sobą martwić. A zwłaszcza chłopaka, którego zdąrzyła polubić. Nie miała ochoty rozstawać się z nim.
Czułaby się wtedy tak, jakby połowa czyjegoś świata odeszła.
Westchnęła, czując że nie potrafiłaby go okłamać. I nie chciała tego. Coś jej mówiło, że może zaufać Piegowatemu.
- Pokłóciliśmy się z Dimitryjem. Okłamał mnie, i po prostu jest mi przykro z tego powodu. Nie przejmuj się, to nic takiego.
- Ale mimo wszystko jest ci przykro z tego powodu, że cię okłamał - zauważył chłopak, chwytając rower i wskazując nastolatce miejsce na bagażniku - Jesteście blisko ze sobą, jako rodzeństwo, co?
Dziewczyna kiwnęła tylko głową, zbierając fałdy spódnicy na swoje nogi. Usiadła na kratce, która była niewygodna, ale nie zamierzała wybrzydzać. Cieszyła się że przynajmniej Bodt zgodził się by jechała razem z nim.
- Od małego zawsze wszystko robiliśmy razem - zaczęła, gdy tylko Bodt ruszył w kierunku szkoły. Jechał szybko, nie potrącając po drodze nikogo, ale i przepisowo - Jako bliźniaki mieliśmy taki zwyczaj że nie ważne gdzie poszliśmy, czy coś działo się z którymś, to zawsze byliśmy obok siebie. Tak jakoś, od urodzenia. Urodziliśmy się razem, i razem szliśmy przez wszystkie problemy i trudności razem. A Victor pilnował żebyśmy sobie krzywdy nie zrobili.
- Czyli praktycznie jesteście całą trójką nierozłączni? - spytał, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- Czasami siłą musieli nas od siebie odrywać wróżnych sytuacjach. Z wiekiem już się trochę rozdzieliliśmy, ale zawsze byliśmy razem jak był jakiś problem.
- Więc co się takiego stało, że teraz jest ci smutno z jego powodu? - brunet ruszył, piłując teraz na rowerze jak szalony. Zoyi było strasznie gdy wjeżdżał rowerem w dziury, a ona podskakiwała na nich. Przez przypadek dzięki temu uderzyła potylicą w kręgosłup Bodta - Ała.
- Wybacz. Niechcący.
- Spoko. Ale nie boli cię głowa? Dosyć mocno przywaliłaś.
- Mam twardy łeb, co ja ci mogę powiedzieć? Bardziej to ty tu jesteś poszkodowany - powiedziała, odwracając się w stronę pleców bruneta - Nie wypadł ci żaden z kręgów?
- Nie, nic mi nie jest. Nie martw się - powiedział, spoglądając na nią krótko swoimi brązowymi oczami. Po chwili wrócił wzrokiem na jezdnię - No to co się stało? Nie wyglądaliście wczoraj tak, jakby jedno ignorowało drugie.
Zoya westchnęła. Zamrugała parę razy, bo wiatr który owiewał ją podczas jazdy dostał się do jej oczu, przez co zaczęły one łzawić. Otarła je wierzchem dłoni, ciesząc się że postanowiła jednak się dzisiaj nie malować. Nie miałaby jak tego poprawić, i wyglądałaby gorzej niż strach na wróble albo Gnijąca Panna Młoda w podeszłym wieku.
- Dimitry mi o czymś nie powiedział, a sprawa ta dotyczyła bezpośrednio mnie. Jestem zawiedziona, a w dodatku zła na niego. Bo myślałam że ufamy sobie nawzajem.
Marco się zatrzymał, a srebrnowłosa rozejrzała się wokoło. Najwidoczniej dojechali już do szkoły, czego nie odczuła. Najwidoczniej w którymś momencie musiała się trochę za bardzo zamyślić.
- Trochę słaba sprawa... - przyznał Marco, drapiąc się kluczami które miał w dłoni po głowie - Faktycznie, miałaś prawo się wkurzyć. Pewnie też bym to zrobił na twoim miejscu.
Fiołkowooka parsknęła śmiechem na te słowa.
- Ty i obrażanie się na kogoś? To jest wogóle możliwe? - spytała śmiejąc się.
- Jeśli nie wierzysz, możesz spytać Sashy albo Conny'ego. Tej dwójce udało się udało mnie wkurzyć.
Ta spojrzała z politowaniem na niego. No bo umówmy się. Marco to taka osoba, która wygląda na osobę rozwiązującą konflikty słownie. Bycie wkurzonym jest do niego niepodobne, a jakby kogoś pobił, już wogóle byłoby dziwne.
- Co się patrzysz? Ty wczoraj też nie byłaś lepsza, gdy Dock ci zaproponował przemilczenie sprawy. Też się wkurzyłaś, a wyglądasz normalnie na spokojną wróżkę, aniżeli małego diabła tasmańskiego.
Te słowa ubodły w dumę Zoyi. Zawsze twierdziła że wygląda jak dziecko z którego Trzy Boginie postanowiły sobie zażartować, jeśli chodzi o wygląd. Gdyby chociaż miała włosy w kolorze czarnym jak jej matka, to może by nie miała kompleksów na swoim punkcie.
Nie to, że nie lubiła swoich srebrnych loków, które odziedziczyła po ojcu. Lubiła ten kolor, ale dzieciaki zawsze przez to połączenie z fioletowymi oczami uważało ją za demona. Przez to w dzieciństwie, że nazywano ją "kosmitką" albo "demonem", nie miała żadnych przyjaciół. Jedynymi osobami z którymi rozmawiała, był Dimitry i Victor.
Ale nie lubiła komplementów, używając wyrazów które opisywały istoty magiczne. Czuła się jakby to było kłamstwo, lub próba obrażenia jej.
- Wróżki są piękne. Nie ładnie tak kłamać, Marco. Ja nawet spiczastych uszu nie mam, a co tu mówić o skrzydełkach.
- Bo jesteś jak wróżka, ale bez skrzydeł.
- Czyli zwykły człowiek?
Przez chwilę patrzyli na siebie nic nie mówiąc. Po chwili oboje wybuchli donośnym śmiechem, na co pewnie osoby z klas które miały okno z widokiem na dziedziniec ich widziały. Petrov miała tylko nadzieję że nie patrzyły na nich jak na wariatów.
Brunet skinął palcem na nastolatkę, by poszła za nim, i ruszyli w stronę budynku. Jak się okazało, podeszli do jego szafki, gdzie zaraz potem jak ją odkluczył, ściągnął z siebie koszulkę z namalowanym na niej ręcznie znakiem Konohy z anime "Naruto". Zoya odwróciła się momentalnie, nie dlatego że ją to zawstydziło, ale dlatego żeby dać w jakimś stopniu chłopakowi prywatność.
- Wracając do twojego brata - zaczął powoli - Jeśli jesteście ze sobą tak blisko, a on nie powiedział ci o czymś, może miał jakiś powód?
- Tak. Miał. Nazwał mnie problemem.
Zapanowała wśród ich dwójki cisza. Nawet kroków na korytarzu nie było słychać. A szkoda, bo Petrov zrobiłaby wszystko, byle tylko nie było tej ciszy.
- Jesteś pewna że tak to powiedział? - spytał dla pewności brunet. Rozległ się trzask szafki za nią, co pewnie oznaczało że już się przebrał. Jasnowłosa obróciła się w jego stronę, patrząc jak poprawia kołnierzyk koszuli na krótki rękaw.
- Powiedział "Wtedy nie wiedziałem że będzie z tobą taki problem". To brzmi tak, jakbym jednak była problem.
- Owszem, brzmi - przyznał brunet - Ale tylko trochę. Powiedział że "z tobą jest problem", a nie że "ty jesteś problemem".
Zoya na te słowa poczuła jak się czerwieni na twarzy. Uświadomiła sobie, że znowu, poraz któryś już z kolei, przekręciła słowa brata. Jednak nadal było jej smutno, że znowu z nią był jakiś problem.
Jakby było jej mało własnych. To znowu pojawiały się nowe, jakby uwielbiały się do niej przyczepić.
- Posłuchaj, nieważne że jest z tobą jakiś problem, bo każdy ma jakiś. Nikt nie jest idealny, ty tak samo. Nawet jeśli jest problem jakiś z tobą, to może jest jakiś sposób żeby zniknął?
Zoya spuściła wzrok na swoje zielone trampki. Czuła się głupio, przez uświadomienie sobie jaki debilizm odwaliła, zaraz po wczorajszej akcji w stołówce szkolnej.
Mogłabym chociaż raz nie odwalić nic głupiego. Wszystkim byłoby o niebo lepiej, gdybym chociaż raz wysłuchała całkowicie co do mnie mówią.
- Pogadaj z nim o tym. Znając życie, to pewnie się o ciebie martwi, bo patrząc na twój charakter, to pewnie odeszłaś po tym bez słowa.
Bodt, czy ty masz jakąś telepatię czy jak?
Ten uśmiechnął się do niej, jak tylko podniosła wzrok. Ona przystanęła natomiast, i tak samo zrobił on. Natomiast to co zrobiła było dosyć nieoczekiwane, i... w sumie zabawne.
Mianowicie, uniosła oba ramiona nad siebie, wyciągając je w stronę Marco. Z boku to by wyglądało tak, jakby wyciągała ręce do przytulania, ale ona przyłożyła dłonie do jego twarzy, a konkretnie do policzków, które jeszcze chwila, i zaczęłaby miętosić. Napawała się za to pięknym obrazem czerwonego, i zawstydzonego Marco.
- Z-Zoya?! Co ty robisz? - spytał spanikowany Marco, gdy ta po chwili zdjęła swoje ręce z jego twarzy.
- Nie planowałam cię pocałować, spokojnie - odezwała się, poprawiając plecak na ramieniu - Nie jesteś w moim typie. Jak już to prędzej byłbyś moim najlepszym przyjacielem.
- Vice versa - powiedział, ukrywając usta w dłoni, przez co wypowiedź była lekko stłumiona. Chyba nie chce, żeby mu zbytnio leciało z paszczy - To jaki jest w twoim typie.
Przed oczami Zoyi momentalnie stanęła postać wysokiego blondyna z zarostem na twarzy, którego wczoraj poznała w bibliotece, na co podkręciła głową, jakby chciała żeby jej myśli wyleciały przez wstrząsy.
- N-No cóż... - zaczęła powoli, bawiąc się palcami u rąk - W moim typie są faceci którzy są mili, zabawni, opiekuńczy i troszczą się o inne osoby - momentalnie zaczerwieniła się jeszcze bardziej, gdy chciała coś dodać - N-No i jeszcze żeby miał lekki zarost albo brodę.
- Niezbyt wybredna jesteś. Ale to dobrze, nie będzie takiego problemu ze znalezieniem takowego chłopaka.
Na te słowa Zoya zrobiła minę podobną do połączenia grymasu i miny Naruto gdy ten się przybliżył do Sasuke w trzecim odcinku pierwszej serii. To było dokładnie coś takiego.
- Czemu wszyscy myślą że potrzebuję chłopaka? Może mnie jest na razie dobrze samej? Bez drugiej połówki?
- Na razie - podkreślił brunet. Ta tylko nadymała policzki, i palcem zaczęła go tykać w bok. Ten się zaczął skręcać ze śmiechu, ale nie wiadomo czy przez łaskotki, czy przez twarz Petrov, która wyglądała jak piegowaty chomik.
- A wy nie jesteście na lekcji? - rozległ się za nimi głos ich nauczyciela od historii. Obok niego stał blondyn o podobnych do niego brwiach, wzrostem podobnym do niego. Zoyi przypomniało się, że stał on w stołówce i rozmawiał z Rockiem zanim ona się wmieszała. Obaj trzymali opasłe kartony z niewiadomą zawartością - Jest już sporo po dzwonku. A z tego co widziałem, to pani Lenz już szła w kierunku sali gdzie macie zajęcia biologii.
Jak jeden mąż, dwójka pierwszoklasistów rzuciła się biegiem ku sali. Pani Alma Lenz nie była znana Zoyi, ale przeczuwała że nie byłoby dobrą opcją przyjść sporo po czasie, albo razem z nią do klasy.
Biegnąc tak, Zoya postanowiła swojego kolegę o coś spytać.
- Marco - powiedziała do niego - Pan Smith i ten chłopak co stał koło niego, to jakaś rodzina, czy co?
- To ty nie wiesz? - Zoya spojrzała na niego pytająco, nie rozumiejąc o co chodzi - Erwin to syn pana Smitha. Jest teraz w trzeciej klasie, więc długo się jego fanki z naszego rocznika nie nacieszą. I nawet by nie miały na co liczyć.
- Czemu? Jest zimny i nieprzystępny? Jak Sasuke po wybiciu jego klanu, ma alergię na swoje fanki?
- Oglądasz Naruto?
- Stanęłam na osiemdziesiątym trzecim odcinku. Zabrakło mi jak na razie sił do dalszego oglądania - wzruszyła ramionami - Dlaczego żadna nie na na co liczyć?
- Bo inaczej jego dziewczyna, Hanji Zoë, pokroi je na kawałki i odda je swoim zwierzątkom jako karmę. Ewentualnie będą robić za "przynętę na tytany" na ćwiczeniach dla graczy lacrosse.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. "Przynęta na tytany"?
- Jak to działa, co?
- Opowiem ci, ale po lekcji. Już jesteśmy przy sali - wskazał na drzwi klasy, do której na szybko się wyślizgnęli. Cała klasa niestety zwróciła na nich uwagę, i jak się okazało, pani Lenz, wysoka ciemna blondynka, była już w klasie. Mamy przejebane.
- Pan Bodt i panna... Petrov, prawda? Ładnie to tak się spóźniać? - małe, złote oczy patrzyły na dziewczynę. Miała wrażenie że trafiła na nauczycielkę, która z przyjemnością by wlepiła dziewczynie jedynkę tylko po to, żeby wkurwić i dopiec uczniowi lub uczennicy - Siadajcie oboje. Tym razem odpuszczam, bo panna Petrov jest nowa, i nie ogarnęła jeszcze co to budzik ustawiony na czas.
Fioletowe oczy zmrużyły się, czując że wypowiedź pani Lenz miała na celu jej dopiec. Wiedziała że trafiła już z miejsca do worka z osobami które ona nigdy nie polubi.
Zmęła w ustach przekleństwo o "płytkiej suce która powinna znaleźć jakiegoś naiwniaka który by ją zadowolił", i usiadła w wolnej ławce na końcu klasy razem z Marco. Spojrzała przelotnie na ławkę gdzie siedział jej brat z... Mikasą? Uniosła tylko brew, po czym odwróciła od nich wzrok. Bez słowa otworzyła plecak i miała właśnie wyjąć podręcznik z plecaka, gdy Lenz znowu się odezwała.
- Skoro panna Petrov się spóźniła, może zakuwała całą noc biologii. Z chęcią pewnie odpowie na kilka pytań.
Pierdolona suka.
***
- Na dzisiaj to wszystko. Nauczcie się tego co dzisiaj było na lekcji, za tydzień powinna być z tego kartkówka.
Błagam, niech mi ktoś da coś ciężkiego na tą babę, bo nie wytrzymam z nią. Pieprzona suka, kto ją tu wogóle przyjął?
Srebrnowłosa z wściekłością spakowała swój plecak, i nie czekając dłużej, po prostu wyszła z klasy. Idąc przez tłum starała się przepchać do następnej sali. W pewnym momencie ktoś złapał ją za ramię, a ona gwałtownie się odwróciła.
Za nią stał Dimitry z nietęgą miną. Chyba było mu jednak głupio.
- Możemy pogadać? - spytał cicho - Wiem że źle zrobiłem, ale nie chcę żebyś mnie ignorowała. Nie chciałem żeby to tak wyszło, przepraszam.
- Ja też przepraszam - powiedziała Zoya, patrząc w bok - Powinnam była cię wysłuchać do końca. W końcu, jesteś moim bratem, i powinnam była pamiętać że nie robisz niczego bez powodu.
- Zrozum po prostu, że się o ciebie martwię, głupia. Zrozum to, to może przestaniesz innym wchodzić w słowo.
Stali tak pośrodku korytarza, a inni uczniowie ich mijali, jakby ich nie widzieli. W sumie było to dla nich lepsze, bo nie mieli ochoty na wywołanie skandalu w szkole. Jeden na razie, ze stołówką, im w tym tygodniu wystarczył.
- To jak młoda? Zgoda? - spytał, rozkładając ramiona. Ta tylko z uśmiechem podeszła i przytuliła się do niego.
- Zgoda, pod warunkiem że wszystko mi opowiesz.
- Masz to jak w banku. Naleśniki w gratisie za śniadanieogą być? - ta kiwnęła tylko głową, po czym odlepili się od siebie i ruszyli w miejsce kolejnej sali.
- Hej, czekajcie na mnie! - zawołał za nimi znajomy głos, a po chwili w ich okolicy znalazł się Marco - Przecież miałem ci opowiedzieć o co chodzi z tą "przynętą na tytany", no nie?
- Racja! - oświeciło Zoyę - No to opowiadaj. O co w tym chodzi?
- Chodzi o to, że...
***
Stojąca na parkingu postać, z dużym kapturem w kolorze czerni, obserwowała zza drzewa trójkę idących korytarzem licealistów. Rozmawiali o czymś żywiołowo, i chyba było to coś zabawnego i przerażającego jednocześnie. Stojąca pośrodku dwójki chłopaków dziewczyna uśmiechała się i miała szeroko otwarte oczy. Brunet stojący po jej lewej coś opowiadał, a wyższy, podobny do dziewczyny srebrnowłosy chłopak słuchał ich obojga.
Postać obserwowała ich, dopóki nie zniknęła za ścianą na której nie było okna. Spojrzał w dół, na trzymane w prawej ręce zdjęcie, które przedstawiało młoda dziewczynę o srebrnych włosach z fretką na ramieniu.
Słysząc dzwonek schował zdjęcie do kieszeni dużej bluzy, po czym chwycił za plecak i ruszył w znanym sobie tylko kierunku. Opuszczenie zajęć od czasu do czasu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Zoyo Petrov. Marco Bodt. Uważajcie, bo to dopiero cisza przed burzą tego, co zamierzam rozpętać.
***
Cześć i czołem, kluski z rosołem! Kto się mnie spodziewał dzisiaj z rozdziałem? W dodatku jeszcze drugim w tym samym miesiącu?
Jak się trzymacie kochani? Zmęczeni jesteście?
Ja strasznie przez to co ostatnio się u mnie działo, oraz to co się odwala w anime. Czasami aż boję się następny odcinek oglądać, bo boję się kolejnych śmierci osób które nas jeszcze czekają.
No i dalej dochodzę do siebie po poniedziałku, po którym czułam się strasznie wypruta nawet wczoraj. Nie pytajcie o co chodzi, bo to trochę podbiega pod prywatną sprawę.
W każdym razie, podsumowując:
Nasze kochane bliźniaki się pokłóciły, ale jak widać, szybko potrafią się dogadać i wyjaśnić sprawy między nimi.
Co takiego wie Dimitry, że nie powiedział swojej siostrze od razu o tym całym bajzlu ze wspnieniami?
Marco jako Piegowaty Jezus posłużył dobrą radą, a dodatkowo zna się z sąsiadem Petrovów od kwiatów.
I pozostaje jeszcze kwestia osoby, która stała pod szkołą. Pamiętacie, jak kilka rozdziałów temu było napisane, że ktoś obserwował mieszkanie Petrovów?
Przyznawać się, kto omal nie narobił w gacie jak przeczytał ostatnie zdanie?
Podawajta swoje teorie w komentarzach, a ja postaram się iść spać.
Dobranocki miłej nocki/Miłego dnia moim kochanym śledziom, które to czytają. Myjka rączki, i uważajcie na zdalnych. Ahoj, kamraci!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top