Gdy pamięć wracała u kogo innego...

Stał koło okna wychodzącego na patio. Widział z niego co się na dole działo, a to go trochę bawiło. W końcu nie na co dzień widzi się swojego kolegę z klasy, uderzanego w głowę przez niższą od siebie o ponad czterdzieści centymetrów dziewczynę.

Czy to tak wyglądało z innej perspektywy, jak zlałem Małpiszona? Albo z kolana dałem w twarz Erenowi? Faktycznie, wygląda to trochę zabawnie.

Z racji tego że okno było otwarte, słyszał też jak pierwszoklasistka krzyczy na Mike. W sumie się jej nawet nie dziwił. Na jej miejscu sam byłby wściekły jak cholera, ale nie wyrażałby się tak głośno. 

Przyzwyczaił się już dawno, że ta mała jest głośna, a co za tym idzie, głośno protestuje. Jednak on był przyzwyczajony już do jej wrzasków, jak i ukrywania niektórych działań wojskowych przed swoimi podwładnymi. Nawet jeśli ci podwładni byli bardzo mu bliskimi osobami.

Żeby go tylko nie pobiła. Nie chce akcji tak jak z Bossardem, że wlazła na jedną z wież którą odbudowywaliśmy, i rzucała w niego cegłami.

I tak musiała potem sprzątać.

- Spokojnie, jak na wojnie, co? - odezwał się donosny baryton za nim, na który odwrócił tylko głowę w bok. Obrzucił chwilę spojrzeniem Erwina, po czym znowu spojrzał na widok za oknem - Czyli już się dowiedziała?

- Ta... Mike przed chwilę oberwał w łeb, a korzystając z okazji, teraz krzyczy na niego.

- Jakbym panią Nadię widział. Dosłownie, charakter odziedziczyła po niej.

- Mówisz? Ja bym powiedział że ma charakter ich obu. I przez to nie wiem kompletnie czego się po niej spodziewać - mruknął swoim obojętnym tonem, ponownie patrząc na dziewczynę. Wstała teraz z ławki, i z uniesionymi lekko dłońmi, gestykulowała, krzycząc.

- Ja rozumiem wszystko, że pewne zasady nas zobowiązują, no ale cholera, no! Przypomniałam sobie że mnie znałeś, a ty skłamałeś że słyszałeś o mnie od Victora, gdy tak na prawdę byłeś moim dowódcą! Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy?!

- Cholera, jest bardziej wściekła niż myślałem. Sądziłem że przyjmie to z szokiem, a nie że będzie się wydzierać z pretensjami.

- A to ty jeszcze nie słyszałeś o wczorajszych rewelacjach?

- Nie. Śledziłem pewnego dosyć irytujące osobnika - przeniósł ponownie swój wzrok na przyjaciela, odgarniajac czarne kosmyki z czoła - Możesz mi wytłumaczyć, czemu akurat on?

- To nie chodziło o to, że jest zakaz mówienia o tym osobom które sobie nie przypomniały. Gdybym chciał, powiedziałbym Ci wtedy, jak ostatnio przyszedłem do was do domu.

- Więc czemu tego nie zrobiłeś?!

- Sam chciał. Podobno ktoś mu powiedział o Projekcie "Koliber", oraz go polecił. Nie chciał jednak zdradzić, kto to był, i w tej sprawie trzyma dziób na kłódkę. Tak jak o swoich powodach wstąpienia do projektu.

- Kto był na tyle głupi, że ten psychol został przyjęty? Porąbało ich wszystkich, czy jak?

- Polecenie z góry podobno. Niestety nic więcej nie wiem, a nawet Hanji się dokopać do tego nie może - założył ręce na piersi, kiwając podbródkiem - Tak jakby go nie było, a siedzi tutaj na dachu, centralnie przed nami.

Spojrzał w tym samym kierunku co Smith. Faktycznie, siedział tam. W czarnym płaszczu do ziemi, kapturem na głowie i białej masce zwierzęcia. Nie miał kompletnego pojęcia, co to za zwierzę było na masce. One zawsze wszystkie wyglądały tak samo dla niego.

- Bo chciałem żebyś sama sobie przypomniała. Sama przypomniała sobie naszą relację, wszystkie wspomnienia i chwilę z poprzedniego życia. Nie chciałem żebyś się zniechęciła do poznawania wspomnień, bo ja coś usiłowałem Ci "wmówić na siłę".

Erwin zagwizdał cicho z podziwem. On natomiast uniósł brwi do góry, nadal mając obojętny wyraz twarzy.

Niezły ruch Zacharius. Teraz to na pewno zamknęła jej się na chwilę jadaczka.

- Nieźle to rozegrał. Dobrze że nie przeszło do gorszych rękoczynów, bo jeszcze skończyłoby się jak w naszym przypadku. Byłby cały poobijany na twarzy.

- Zamknij się. Dobrze wiesz, że całkowicie sobie na to zasłużyłeś.

Wywrócił oczami na parsknięcie blondyna. Jednak już nic więcej nie powiedział. Przypomniał sobie jak to było, bo choć było to brutalne, to jednak czuł dziką satysfakcję, że mógł mu w końcu bez zarzutu dokopać.

***

Pamiętał, że pierwsza rzeczą jaką zobaczył po przebudzeniu, było światło. On sam się czuł, jakby dryfował pośrodku bezbrzeżnej ciemności, a on do tego światła bardzo chciał iść. Czuł że powinien, a nawet musiał, iść do tego światła. Tak jakby to światło było jego nadzieją na wszystko.

Pierwsze co poczuł, był ból. Ogromny ból głowy, większy niż miewał zazwyczaj gdy się budził po trzech godzinach snu. Potem nadszedł inny ból. Ból w całym ciele, jakby został rozdeptany przez konie lub dziki tłum. Jednak czuł pieczenie i rany na ciele, ale nie jak od kopyt. Jakby...

Upadł na ziemię i przeleciał po niej kilka metrów dalej...

Otworzył bolące go powieki, które miał niczym jak z ołowiu. Zamknął je jednak szybko, gdy do źrenic dotarło zbyt jasne światło, od którego myślał że wypali je całkowicie. Mrużąc je, powoli wyostrzał się wzrok. 

Zobaczył jak coś, co przypomina ogromną lampę z mocnym bladym światłem, dynda nad jego głową, a na suficie zamiast drewna, było coś na rodzaj... płytek? Za cholerę nie rozumiał co widzi.

Inaczej wyobrażałem sobie Piekło...

Ciężar na jego ręce odwrócił jego przemyślenia na temat jednego z miejsc, do których się udaje człowiek po śmierci. Spojrzał w bok, otwierając trochę szerzej oczy. Ruda, poobcinana krzywo czupryna, z dwoma kucykami u dołu, łaskotała go po ręce krótkimi kosmykami, omal nie wywołując gęsiej skórki na przedramieniu. Chociaż nawet tego nie musiało robić, bo już teraz czuł, jak włosy stają mu dęba.

Co jest do jasnej cholery...

Usłyszał skrzypienie drzwi po swojej prawej stronie. I gdy myślał, że nic bardziej go nie zdziwi, że szerzej oczu nie otworzy, to bardzo się mylił. Mylił się, w chwili gdy zobaczył blondyna z roztrzepanymi włosami i szarymi oczami, ubranego w coś na rodzaj kurtki pomieszanej z peleryną, tyle że ta była niebieska, nie skórzana, oraz miała... kieszenie z przodu i dwa sznurki?

Bluza

To słowo pojawiło się w jego głowie, chociaż go nie znał. Skąd ono się tam wzięło?

- Levi... - szepnął blondyn, gdy zobaczył że ma on otwarte oczy. Pospiesznie podszedł do jego łóżka, siadając na nim. Teraz dopiero Ackerman zrozumiał, że leży na łóżku szpitalnym, ubrany w coś, co przypominało koszulę, ale z materiału którego nie znał - Wszystko dobrze? Boli cię coś? Znaczy, widzę że coś cię boli, ale czy boli bardziej? Zawołać pielęgniarkę, albo od razu lekarza?

Levi będąc w szoku widokiem dwójki znajomych osób nie potrafił się odezwać. Patrzył to na osobę śpiącą na nim, to na blondyna, który ze szczęściem i łzami w oczach patrzył na niego. Jakby od dawna się nie widzieli, choć nie było to jakoś bardzo dalekie od prawdy.

Nie zmieniło to jednak tego, że chłopak przed nim ciągle coś mamrotał pod nosem. A to było irytujące, zwłaszcza dla osoby Levi'a, która czekała na odpowiedź.

Pomińmy to, że zamiast normalnie spytać, przewiercał spojrzeniem panikującego nastolatka. A ten najwyraźniej nie rozumiał co to sugestia wzrokowa, bo dalej gadał do siebie samego. A nie miał czym w niego rzucić, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.

- Farlan? - odezwał się dziewczęcy głos, gdzieś obok niego. Zaspany, dziewczęcy i znajomy głos, który zawsze po tym ferelnym dniu chciał usłyszeć po raz kolejny. Tak samo jak chciał zobaczyć te rude włosy spięte w dwa nierówne kucyki.

A teraz nie był pewien czy żyje, nie żyje, czy to wszystko to piękny sen, z którego się zaraz wybudzi.

Ale nie wyglądało to ani na sen, ani na to że jednak jest martwy.

Czyli jednak żył?

Ale ostatnie co pamiętał, to była wystraszona twarz Rozaliji...

- Kiedy się obudziłaś, Isabel? - spytał Farlan, który na chwilę przestał mamrotać pod nosem, stojąc w dziwnej pozycji, przypominającej chcącą zaatakować surykatkę. 

- Przed chwilą. Gdy zacząłeś się drzeć czy braciszek Levi czegoś nie potrzebuje - mruknęła, nadal mając zaspany głos, a oczy zamknięte. Wyglądało to odrobinę zabawnie, zwłaszcza z małą kałużą śliny z jej ust na policzku - Nie rozumiem tylko dlaczego mówisz do braciszka, skoro on nadal śpi. 

Farlan parsknął śmiechem słysząc jej słowa, na co ta spojrzała na niego, marszcząc brwi. Nadal była gdzieś na granicy snu i całkowitego przebudzenia, jednak nie zmieniało to faktu że widok jej takiej był zabawny. 

Znaczy, tylko dla Farlana, bo Levi rozważał pstryknięcie rudowłosej w czoło.

Rozumiem gdyby to była Hanji. Ale Isabel... na prawdę?

- Hę? Z czego się śmiejesz, Farlan? - spytała, przecierając oczy. Przeciągnęła się niczym kotka i ziewając przeciągle, nie widząc jak blondwłosy co raz bardziej stara się nie roześmiać na głos. Łzy zebrały się w jego szarych oczach, a policzki nadymały, że gdyby ktoś je ścisnął, ten z łatwością wypuściłby zatrzymywane w buzi powietrze. Zielonooka oburzyła się na ten widok - Przestań się śmiać, i powiedz o co chodzi!

Ten w odpowiedzi tylko wskazał palcem na Levi'a, na którego Magnolia nadal nie zwróciła uwagi. A przynajmniej nie zwróciła uwagi, nie wiedząc że ten już nie śpi, i patrzy się na nią. Mając lekko otwarte oczy, by widzieć co jest przed nią, odwróciła się.

Takiego napadu radości i wodospadu łez, dawno nikt nie widział. Levi się skrzywił, gdy usłyszał okrzyk, który rozbrzmiał w jego uchu echem. Miał nadzieję że nie pękną mu od tego bębenki.

- Braciak, jak dobrze! Żyjesz! Żyjesz, i nic ci nie jest! - powiedziała niewyraźnie w jego koszulkę Isabel. Poczuł jak w miejscu gdzie była jej twarz, zaczyna się robić mokro. Ona sobie żarty ze mnie robi? - Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy! Całe szczęście nic ci się nie stało!

- Co...

- Spokojnie, jeszcze będziesz miał czas się nagadać! Na razie masz odpoczywać, zalecenie lekarza! Dotyczy to także mówienia!

- Isabel, nie wchodź mu w słowo. W stodole cię chowali, czy co? - położył jej mocno na głowie rękę Church, uciszając ją tym. Prychnął śmiechem, gdy ta oderwała się od Levi'a i  dłońmi starała się "odgonić" jego rękę z jej włosów, przez co wyglądała jak mały kociak - Nie słuchaj tego małego pierdolca, ona po prostu się cieszy że żyjesz. 

Levi czuł jak zaczyna drżeć. Cały. Jego ręce ułożone wzdłuż ciała na pościeli, usta wykrzywione w grymasie, oraz jego ramiona oparte o poduszkę. Emocje buzujące się w nim, dawały swój upust. Tęsknota, smutek pomieszany z radością, ulga, a także szczęście. Szczęście, bo najwyraźniej nie śnił. Żaden sen nie byłby tak dziwny jak... ten.

- Pewnie jesteś zdezorientowany? - spytał z uśmiechem Farlan, siadając na materacu obok Isabel - Mam nadzieję że się mimo wszystko cie... - nie dokończył. Zatkany przez reakcję przyjaciela, której się po nim nie spodziewał, nie był w stanie dokończyć. Nawet się głupio nie uśmiechał, ani do głowy nie przychodził mu żaden głupi żart. Nie w sytuacji takiej, jakiej się znalazł z Isabel.

Tak samo nie była w stanie się odezwać rudowłosa. Jak zazwyczaj twarz jej się nie zamykała, tak jej usta pozostały zamknięte. Jakby ktoś rzucił na nią urok nie mówienia czegokolwiek. Zaklęcie milczenia, jak w tej bajce, gdzie księżniczka mająca siedmiu braci, została obłożona klątwą milczenia, a oni sami zostali zmienieni w łabędzie. Jednak braci było tutaj w tej historii dwóch, zamiast siedmiu, a żaden nie zmieniał się w łabędzia.

Zapadło długie milczenie, gdy Levi przytulał oboje swoich przyjaciół. Przyjaciół, których dawno temu stracił. Przyjaciół, do których pragnął się odezwać jeszcze raz. Przyjaciół, których zobaczyć chciał na własne oczy ponownie. Przyjaciół, których bliskość czuł w najzimniejsze dni, a których miał teraz przy sobie.

Drżał już całkowicie. Całym ciałem, każdą komórką swojego ciała, drżał jak osika. Jakby w pomieszczeniu, gdzie grzejnik był odkręcony na poziom trzeci, byłoby zimno jak stanie na mrozie na zewnątrz bez kurtki.

- Przez cały czas... - zaczął drżącym głosem. On, Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości, Levi Ackermann, mówił drżącym głosem, mając zamknięte oczy i przytulał z całej siły swoich dawno zmarłych przyjaciół - Cały ten czas chciałem spotkać was po raz jeszcze... chociaż jeden raz...

- Chociaż jeden raz, co? - powiedział spokojnie Farlan, wtulając się w przyjaciela bardziej. 

- Matko, jednak coś się zmieniłeś przez te lata, jak nas nie było - mruknęła w jego ramię rudowłosa, kładąc rękę na jego ramieniu by oddać przytulenie czarnowłosego.

I choć Levi sam siebie uważał za człowieka który nie płacze, który jest twardy, tak teraz się złamał. Bo teraz miał swoich przyjaciół z powrotem.

Uronił  łzę, która potoczyła się po jego obandażowanym policzku. A na jego ustach zawitał nikły, ale jednak widoczny uśmiech ulgi.

I w tym samym momencie ktoś wpadł jak tornado do pomieszczenia w którym się znajdowali. Omal nie wbijając drzwi w ścianę obok, robiąc w niej ogromną dziurę.

- LEEEVIIII!!!!!

Omal się nie zachłysnął własnym językiem, słysząc ten donośny głos, od którego omal jego krótkie włosy na karku nie stanęły dęba. Akurat jednego piskliwego bytu się tutaj nie spodziewał. Zwłaszcza, że jej lewe oko było tak samo zakryte czarną przepaską, co w ostatnich chwilach jej życia. Nie wiedział czy jęknąć bo osoba do której ten głos należał, niejednokrotnie sprawiał że ogłuchnął. Jak nie od głosu Magnolii, to tego brązowowłosego czterookiego tornada  z pierdolcem w głowie na tytany.

Jak jeszcze w Isabel i Farlana byłem w stanie uwierzyć, tak to musi być jakiś sen.

Ale on poczuł jak to tornado wpada na niego z ogromną siłą, przyciskając jego i dwójkę przyjaciół do materaca, wywołując ciężkie jęki bólu. On sam czuł jak teraz ból który czuł wszędzie, jeszcze bardziej się nasila. Miał ochotę się wydrzeć na tego szajbusa w okularach.

- Hanji, do kurwy nędzy - wywarczał, gdy wszyscy zeszli z niego, dzięki czemu ból w jego ciele zmalał chociaż odrobinę - Co ty odpierdalasz do cholery? Nawdychałaś się czegoś jeszcze, czy to normalne prochy twoje?

- Hehe, nic się nie zmieniłeś krasnalku! - powiedziała wesoło ciemnowłosa, uśmiechając się w ten znany sposób. W sposób, którego nie miał okazji doświadczyć przez ostatnie kilka lat jej życia - Ale to dobrze, przynajmniej mam pewność że na ostatnie lata swojego życia nie zdziadziałeś jeszcze bardziej!

- Ty natomiast jesteś jeszcze bardziej pierdolnięta niż byłaś. A może po prostu się odzwyczaiłem od twojego wariactwa, a teraz jak wróciłaś to jest to dla mnie dziwne?

Szatynka roześmiała się serdecznie, co wywołało uczucie w jego piersi. Uczucie ciepła, którego nie czuł od dawna. A przynajmniej rozlewało się po większej części jego serca, budząc tym ciepłem inne komórki w jego ciele.

- Czemu się drzecie? Ludzie, jest prawie dwudziesta, a wy się wydzieracie jakby tytani tutaj wpadli i zrobili rozbój.

Kurwa, no nie wierzę...

- Oho. Czyli to stąd te wrzaski - odezwał się głęboki baryton, który ostatnio usłyszał wiele lat temu. Na dachu, czując jak jego serce po raz kolejny było zranione przez śmierć kolejnej bliskiej mu osoby, gdy słyszał jego ostatnie słowa - Gdybym wiedział że to o to chodzi, to nie miałbym takich pretensji...

Nie dokończył. Nie dokończył, bo pięść Levi'a znalazła się w jego twarzy, przewracając wyższą od niego osobę na podłogę. Wszyscy jednoczenie westchnęli, Hanji krzyknęła na całe gardło, a Isabel pisnęła. Nikt nawet nie wiedział kiedy w ogóle Ackermann wstał z łóżka!

- Ty cholerny... - zaczął czarnowłosy, czując jak jego emocje ze szczęścia zmieniają się we wściekłość - Czy ty do reszty podurniałeś, Erwinie Smithie?!

***

- Niestety zrobiłeś to zbyt mocno. Musieli mi ten nos nastawić.

- Nawet nie zaprzeczasz. Przynajmniej tyle dobrego - mruknął pod nosem Ackermann, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Był zajęty mordowaniem osoby naprzeciwko na dachu, która z kolei patrzyła w kierunku pary siedzącej na zewnątrz. Zmarszczył brwi, dostrzegając pewien szczegół, które tylko jego wprawne oko Zwiadowcy mogło dostrzec. Nie odezwał się jednak ani słowem na ten temat, mając swoje podejrzenia.

Jego twarz została gwałtownie obrócona w prawą stronę, a przed jego oczami pojawił się błękit oczu jego przyjaciela. Stał tak blisko, że widział z bliska z jakiego miejsca wyrastają włosy z jego brwi. Oddech wyższego od niego chłopaka wiał mu po ustach, a on stał tak przed nim z kamienna twarzą.

A obok nich rozległy się wrzaski dwóch dziewczyn, oraz dźwięk aparatu w telefonach. To Nanaba i Hanji co rusz robiły im zdjęcia sytuacji w jakiej się znaleźli, każde z innej perspektywy.

- Ja to muszę do mangi swojej wykorzystać. Przynajmniej nie będę was prosiła na modela! - krzyknęła podekscytowana blondynka o krótkich włosach - O mamusiu, to będzie pięknie narysowany panel!

- A ja to wykorzystam do pisania fan fica! - wydarła się zadowolona z siebie Hanji. Jej policzki stały się czerwone, a okulary zaparowały - Jesteście najlepszymi modelami panowie!

- Zrób z dolnej perspektywy Han! Z dotlenia też bym chciała narysować!

- Robi się!

Levi spojrzał wilkiem na przyjaciela przed sobą. Ten z kamienna twarzą patrzył na niego, jednak oczy zdradzały że jemu ten pomysł też się średnio podoba.

Znowu go zaszantażowała, prawda?

- Czym cię namówiły? - Erwin spojrzał w dół skruszony. Przynajmniej żałuje. Brwiacz pieprzony.

- Wybacz - mruknął - Kazała mi przećwiczyć przyparcie kogoś do ściany. Żebym się nie zawstydził na sesji.

Levi tylko przyłożył dłoń do twarzy.

Ja pierdole. Całe życie z debilami.

***

- Czyli twoim zdaniem nie mówienie mi że się znamy, był dobrym pomysłem? - spytała z wyrzutem srebrnowłosa.

- Wiem że nie było - westchnął Mike, przecierając ręką twarz - Myślałem że to będzie dobre rozwiązanie. Że nie mieszając się w twój powrót, wszystko będzie dobrze.

- Niestety stało się na odwrót - mruknęła, podkulając nogi na ławkę - Zostałam z Mishą zaatakowana, przypomniałam sobie jedno z najgorszych wspomnień z mojego życia, w dodatku moi bracia są skłóceni przez jedną pieprzoną rzecz. A teraz jeszcze ktoś napisał tą cholerną groźbę na ścianie!

- Przepraszam - powiedział. A właściwie to mruknął, pochylony w jej stronę niczym skruszony szczeniak który narobił bałaganu. Jeszcze uszu mu brakuje i ogona podkulonego. Piesek jak się patrzy - Rozumiem że jesteś na mnie zła, i nie mam do ciebie to żalu. I nie będę mieć pretensji, jeśli nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.

Mike zaczął powoli wstawać z ławki. Miał już iść w swoja stronę, gdy poczuł dotyk i uczucie ciepła, emitowane od małej dłoni pierwszoklasistki. Jej palce, odrobinę grube, o długich paznokciach koloru fioletu z brokatem, załapały delikatnie za rękę starszego chłopaka. Zatrzymał się, jakby ktoś go zamroził.

- Nie powiedziałam że nie chcę z tobą rozmawiać - powiedziała, patrząc w chodnik wyłożony czerwoną cegłą. Stał się nagle bardziej interesujący niż wyraz twarzy chłopaka przed nią. Bardzo interesujący. Wstała, czując się jakby miała nogi z ołowiu - Po prostu jest mi przykro że już na starcie mnie okłamałeś. Nie robi się tak na początku znajomości, zwłaszcza osobie która próbuje sobie coś przypomnieć po utracie wspomnień - zamknęła oczy i przytuliła się do niego. Tak, dobrze czytacie, przytuliła się do jego brzucha, czyli do miejsca do którego mogła na luzie dosięgnąć ze swoim wzrostem. A niech cię cholera wzroście - Nie zagrałeś dobrze, ale rozumiem powód. Następnym razem mi powiedz o co chodzi, dobra?

Zapadła cisza. Długa cisza, która zaczęła się powoli robić lekko niezręczna. Do momentu gdy Petrov nie usłyszała nad sobą plaśnięcia, przez które drgnęła. Spojrzała w górę przestraszona na ten dźwięk.

Uderzyło coś w niego czy jak?!

Jednak okazało się że to był fałszywy alarm. Zacharius najzwyczajniej w świecie po prostu z plaśnięciem zakrył sobie twarz dłońmi! Petrov jeszcze bardziej się przeraziła.

On sobie nie zrobił krzywdy, nie?

- Nie mogę z ciebie czasami, wiesz?

- HA?! CO TO MIAŁO NIBY ZNACZYĆ?! CO?! - wydarła się głośno srebrnowłosa. Tak, nadal będąc przytuloną do niego. Tylko patrzyła się w górę, na jego twarz, będąc przerażoną czy mu się nic nie stało.

Gdyby tylko wiedziała że to jej wina. Gdyby tylko wiedziała.

***

- Narzekasz że my robimy wam zdjęcia w dwuznacznych sytuacjach, a sam podglądasz z Erwinem nasze dwa gołąbki! - powiedziała głośno, z pretensjami blondynka, trzymając w dłoni telefon. Musiała oszczędzać miejsce w galerii, przez co większość zdjęć do mangi którą rysowała, było na telefonie Hanji. Miała nadzieję że Zoë nie dostanie sklerozy, i prześle jej te zdjęcia mailem jeszcze do wieczora - Hipokryci cholerni!

- Ja nie ich podglądam. Tylko pilnuję tego ćwoka - wskazał na dach. Jednak nie wywołało to zrozumienia na twarzy jej i szatynki. Zamiast tego spojrzały na niego dziwnie.

- Kogo? - spytały. Ackermann myślał że zaraz skoczy mu ciśnienie.

A myślałem że to tylko Hanji jest ślepa. Najwidoczniej Nanabie też by się nowe okulary przydały.

- No na dachu przecież... - zamilkł, patrząc w stronę w którą pokazywał. Teraz już rozumiał czemu się tak dziwnie dziewczyny na niego spojrzały. 

W miejscu gdzie siedziała zamaskowana postać, nie było nikogo.

Zwinął się szybko jak ninja.

- Nieważne. W każdym razie, przestań szantażować Erwina Hanji, bo ci krzywdę zrobię. I kij mnie będzie obchodziło, że jesteś kobietą, uderzę cię i zaciągnę w końcu do łazienki. Od tego że się nie myjesz mózg ci zaczął chyba gnić.

Ignorując wściekłe krzyki szatynki, zaczął się kierować w stronę schodów prowadzących na górę. Na prawdę potrzebował ciszy, a Zoe tego nie ułatwiała. Potrzebował ciszy i świętego spokoju

- A ty gdzie idziesz?

- Na dach. A gdzie indziej mam iść? - spytał, odwracając się na chwilę - Ten Szalony Potwór wykupił mi ostatnią kanapkę, a do przerwy obiadowej poczekam sobie na pustym brzuchu. A w dodatku mamy jako pierwsze w planie chemię. Jeśli Czterookiej będzie tak odwalało jak teraz, to wolę się uspokoić niż już zdenerwowany patrzeć na jej eksperymenty, które mogą doprowadzić do śmierci lub wybuchu.

Krzyki Okularnicy się wzmogły, jednak on je olał już tak całkowicie. Przerwa niedługo miała się skończyć, a on coś miał przeczucie, że znajdzie na szycie osobę z którą miał do pogadania. Dużo do pogadania.

Przechodząc obok luster zamontowanych na ścianie jednego z holów szkoły, spojrzał na siebie, a właściwie na swoje odbicie w nim. Blizny, które miał na twarzy z poprzedniego życia, od wybuchu włóczni piorunów w ciele Zeke Jaegera, zostały usunięte, i nawet nie było widać po nich śladu. Tak samo z jego zabielałym okiem, na które oślepł. Co prawda nie zostało ono zoperowane, ale nosił specjalną soczewkę na nim, żeby nie straszyć nim młodszych uczniów. WYglądał identycznie jak sprzed wypadku.

Mam nadzieję że jeśli Roza tu już się pojawi, to się nie wystraszy, jak mnie zobaczy.

Levi pokręcił głową, odwracając wzrok od lustra.

Co ja pieprzę. Przecież to oczywiste że się wystraszy, zwłaszcza tego oka. Zadaję sobie głupie pytania, mające głupie odpowiedzi.

Nie zawracając sobie głowy zbędnymi myślami, ruszył ku wyjściu na dach, w towarzystwie zapachu świeżej farby i kawałków folii, wystających z ogromnego worka opartego o ścianę.

Nie ma jak remoncik. Ale mogli się bardziej postarać przy sprzątaniu.

Tak, jego pedantyczna strona musiała się odezwać. Jak zawsze gdy widział niedoczyszczone rogi przy ścianach, czy niedomyte okna. 

Chyba założę jakiś klub sprzątania, albo wygarnę personelowi sprzątającemu ich niekompetentność. Na prawdę, żeby aż tak zjebać w swoich obowiązkach, to trzeba na prawdę tego nie lubić.

Pchnął nowe, oszklone drzwi prowadzące na dach, momentalnie zamykając oczy. Uczucie zimna na ramionach nie było przyjemne, nawet jeśli miał marynarkę na sobie, a pod spodem koszulę. Otworzył oczy, po czym ruszył ku krawędzi barierki na dachu.

Gdy tam dotarł, w duchu się cieszył że jego intuicja pozostała taka sama. Osoba z kapturem siedziała na dachu, centralnie pod barierką balkonu, jednak teraz zamiast kucać, stał oparty o ścianę zadaszenia pod którym było okno na strychu. 

- Wszystko gra? -spytał, brzmiąc obojętnie. Postać odwróciła się w jego kierunku, uraczając go spojrzeniem ciemnym niczym studnie. Drgnął nieznacznie na ten obraz. Nie cierpiał tego widoku, nie ważne że widział je już kilkanaście razy. 

A teraz jeszcze on ją ma pilnować. Co za debil go dopuścił.

- Jest czysto. Naszego psychola nigdzie nie ma. Najwidoczniej pomyślał o tym, by się ukryć na jakiś czas, bo Petrov nie jest jednak bez ochrony. 

- Ja nie o to pytam - warknął na niego. Znowu omija omija temat szerokim łukiem - Ja pytam o ciebie.

Usłyszał tylko parsknięcie. Jednak to nie było parsknięcie śmiechem. Bardziej podchodził pod prychanie, przesiąknięte ironią. Levi'owi omal nie drgnęła brew na ten dźwięk. 

- Nie udawaj że cię to obchodzi. Nie uwierzę ci w to.

- Zrobiłeś się strasznie wredny od ostatniego razu. Kłopoty w raju?

- Nie twój interes. Zajmij się obściskiwaniem ze swoim byłym dowódcą, albo podglądaniem tego co się dzieje u Zoyi i Zachariusa.

Gdyby u Ackermanna występowało coś takiego jak "pełny ironiczny uśmiech", momentalnie pojawiłby się on na jego ustach. Jednak to jest Levi Ackermann. U niego sama pokerowa twarz jest odpowiedzią na wszystko.

- Nie wiedziałem że tak zazdrościsz bliskości jednej osoby z innym człowiekiem - powiedział, kładąc mu rękę na ramieniu. Zacisnął na niej swoje trzy palce, jedyne jakie mu zostały na prawej dłoni - Zmieniłeś się. Nie wiem jeszcze tylko czy na dobre.

- Nic nikomu nie zazdroszczę. Przestań pierdolić jak Łysol, bo on zaczyna mnie wkurwiać niemal jak ty. Jeśli nie bardziej.

Ackermann wzruszył ramionami, zabierając rękę z jego ramienia. Odniósł wrażenie, że osoba przed nią odetchnęła z ulgą, jakby ten dotyk mu przeszkadzał.

Trauma?

- Wydajesz się bardziej ludzki. To mnie z jednej strony przeraża.

- Bo sam nie masz ludzkich odruchów?

- Nie, bo ty zaczynasz się zachowywać jak człowiek. Zaczynasz nawet odczuwać zazdrość.

- Nie jestem zazdrosny. Skąd ci się to uroiło?

- To nie ja zaciskam pięść na widok pewnej parki na dole.

Zamaskowana osoba zamilkła, odwracając wzrok. Czyli trafiłem w sedno.

- Zmień się z Pomornikiem. On nic nie robi poza zbieraniem informacji z jej domu, a ty cały czas tu siedzisz i ją pilnujesz.

- Ja pierdolę, wy chyba serio się zmówiliście z Łysolem. On też się zachowuje jak troskliwa mamuśka.

- Nie jestem twoją matką - warknął na niego, kierując się ponownie do drzwi. Tym razem po to, żeby wejść do budynku - Idę na lekcje. Jak nie zobaczę na następnej przerwie że ciebie tu nie ma, naślę na ciebie Victora.

Usłyszał westchnięcie, a postać w masce pokręciła głową. Levi wyszedł, a oszklone drzwi za nim zamknęły się delikatnie, niczym opadający na trawę liść.

Idąc korytarzem, patrzył na dach czy postać na nim jednak odeszła, jednak nie dzieje się tak. Zamiast tego na dachu pojawia się jeszcze jedna postać odziana w czarny długi płaszcz z kapturem i białą maskę zwierzęcia. Różnica jest taka, że ta przypomina bardziej dziób ptaka, niż tak jak jego towarzysza, miała twarz ssaka.

Ten przynajmniej się zjawia gdy go nie chcą. Może ten idiota pójdzie w końcu spać, a przynajmniej odpocząć.

Z tą myślą ruszył do sali chemicznej. Z nadzieją, że dzisiaj będą mieli tylko teorię, nie praktykę. Kolejnego wybuchu w twarz by nie zniósł.

***

Dobry wieczór/Cześć i czołem, kluski z rosołem moje kochane! Jak tam u was? Wytrzymaliście te kolejną, trzymiesięczną przerwę?

Przepraszam wasza za to. Przez te trzy ostatnie miesiące tak wiele się wydarzyło, że nie mm pojęcia kiedy to minęło. Podjęłam pracę, za którą mi płacą całkiem nieźle, zapisałam się do szkoły policealnej, no i...

Wydarzyło się jeszcze więcej. Jednak nie wiem czy na pewno chcecie o tym czytać, ale prawie miesiąc temu straciłam kogoś bardzo ważnego dla mnie. I to tak, że nie zobaczę tej osoby na wiele wiele lat.

Czy jest mi przykro? Na pewno. I bardzo tęsknię za osobą. Jednak wiele osób, w tym Mia_Kamiya-Sawyer, Garnko, AnneliseHale, YamiTheKarasu, oraz moje wariaty z grupy Korpusowej, jak chociażby youkoshie, oraz mój kochany Lucyfer i Gosieł, byli przy mnie, oraz starali się robić wszystko żebym nie myślała o tym zbyt dużo. Za co bardzo, bardzo im dziękuję.

Wiem że pewnie wiele z was obejrzało premierowy odcinek Tytanków, jednak ja obejrzę go dopiero jutro. Dzisiaj nie mam siły do niczego, chcę po prostu już iść spać, po tak długiej walce ze zmuszaniem się do pracy z pisaniem, gdy nie miałam ochoty. Ale się udało. I z tego jestem dumna. Ale będę jeszcze bardziej dumna, gdy uda mi się następny rozdział na kilka tygodni, nie za trzy miesiące.

No i z tego, że nadal tu osoby, którym moje opowiadanie się podoba. I że wytrwali jak Naruto, czekając na moj kolejny rozdział.

Ja już wam na dzisiaj dziękuję, czekam na Wasze komentarze co do rozdziału, bo nie mam już siły na pisanie bardziej rozbudowanej wypowiedzi. Chyba to dzisiaj dla mnie za dużo.

I z góry dziękuję.

Za cierpliwość z czekaniem na kolejny rozdział.

Kapitan się żegna, może myśląc nad nowym rozdziałem. Ewentualnie idac spać, bo ma do pracy na 8 rano, i będzie się użerać z niemiłymi ludźmi. Ahoj kamraci, i do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top