Chlebek wieczorkiem. Niepokojąca rozmowa starszego
Za tłoczno...
Za dużo osób było w jednym pomieszczeniu. Uczucie bycia strasznie małą jednostką posród tych wszystkich wielkich jak tury facetów.
I weź tu człowieku bądź nie zgniecionyn przez tą kupę mięsa z kośćmi i tłuszczem oraz organami!
Tyle przynajmniej dobrego że zmęczenie opanowało mnie całkowicie, więc będzie mi to zwisać jak pójdę się kimnąć.
Ale do tego jeszcze chwila. Jeszcze kilka metrów, i będzie można się na legalu walnąć na jedyne wolne wyrko. Mam nadzieję, że Dimitry coś mi zajął blisko siebie, bo strzelę na niego niezłego focha.
BAH!
Aż ze strachu człowiek by podskoczył, słysząc dźwięk upadającego ciała na ziemię.
Ta dziewczyna co biegła razem ze mną umarła czy co?
Odwracając się, w pierwszej kolejności widać było leżącą twarzą do ziemi brunetkę z kucykiem na głowie. Wyglądała na nieźle wymęczoną, co nie było dziwne po ponad dziesięciu godzinach biegu w pełnym słońcu, w skórzanej kurtce. Shadis, ty łysy draniu, tak się kobiet nie traktuje...
Akurat była okazja do tego żeby podejść i sprawdzić czy żyje, gdy ta sama się podniosła i ruszyła niczym wilk na swoją ofiarę w stronę niskiej blondynki z bukłakiem w ręce. Przerażenie zawładnęło mną, bo przeszło mi przez głowę że brunetka może ją zagryźć.
- Uważ!... - moja wypowiedź została urwana, przez widok który był dość... niecodzienny...
Mianowicie, brunetka owszem, rzuciła się w stronę blondynki, ale nie po to by rozerwać jej szyję swoimi zębami, tylko by dosięgnąć... chleba...
Stała teraz na czworakach, kilka metrów od blondynki, a jej oczy nawet będąc odwróconej tyłem jarzyły się czerwienią.
Mam zbyt duże przewrażliwienie do nieznanych sytuacji.
- Czy to jest... Chlebuś?! - krzyknęła brunetka, trzymając w ustach pieczywo, pewnie zabrane ze stołu z kolacji.
- Z-Zwinęłam go dla waszej dwójki. Pomyślałam że jesteście obi... oboje głodni po tak długim biegu - powiedziała cicho blondynka, patrząc się przerażona na drugą dziewczynę. I nic dziwnego, omal zawału by człowiek nie dostał widząc drugiego który się rzuca na swojego pobratymca. Szatynka aż z wrażenia odwróciła się w jej stronę - Ale najpierw napijcie się wody.
Zszokowana brunetka rzuciła się ponownie w jej kierunku, ale tym razem złapała ją za ramiona. Nadal trzymając chleb w dłoni.
- Jesteś Aniołem? Boginią, którą mi niebiosa zesłały?
- Emm, spokojnie... Sasha, prawda? Nie napadaj tak na nią, boi się ciebie, nie widzisz? - dziewczyna została lekko przeze mnie zbesztana, jednak nie było w moich słowach nic co mogłoby sprawić jej przykrość. Moje chęci polegały tylko na tym, żeby nie straszyła ludzi.
- Ej - odezwał się nowy głos, tym razem należący do najwyższej z naszego towarzystwa dziewczyny brunetki. Jej brązowe włosy były spięte klamrą z tyłu, a jej twarz, podobnie jak piwne oczy, wyrażała wkurzenie na wrzaski - Co wasza trójka wyprawia?
Spanikowana Sasha zaczęła jak szalona pałaszować swój chleb, a blondynka zaczęła się tłumaczyć gigantce. Nawet mnie przeszło przez głowę uczucie jakby to moja zacna osoba była zaledwie nic nie znaczącą mrówką przy niej. Małą, łatwą do zgniecienia istotą, która niewiele znaczy.
- Byli zmęczeni po takim biegu! Pomyślałam że może przyda im się coś do jedzenia i picia!
- Już dużo zrobiłaś. Nie rozumiem tylko po co to zrobiłaś.
Święta Sino, aż tak ciężko się zczaić że dziewczyna starała się być miła? Ktoś tu chyba potrzebuje okularów.
Blondynka opuściła w dół swoją głowę. Złote włosy zakryły jej twarz, tworząc aureolę wokół niej. Wyglądała tak, jakby żałowała tego co zrobiła, ale za cholerę nie przychodziło mi do głowy czemu tak jest. Coś się za tym kryło? Coś większego?
W czasie kiedy chcialała coś powiedzieć, brunetka która mi towarzyszyła podczas biegu, opadła z westchnieniem na kolana niższej. Oddychał ciężko, co nawet mnie nie zaskoczyło, po takim biegu nawet mnie byłoby ciężko się podnieść.
- Chciałam... chciałam tylko poczuć się lepiej. Poczuć że jednak nie jestem zła osobą, tylko kimś dobrym.
Gdyby ktoś teraz mnie zobaczył, to wokół mojej głowy wirowałoby od zatrzęsienie pytajników. Chciała się poczuć jako dobra osoba? Same te słowa brzmiały dostatecznie dziwnie.
Ale co mnie do tego? Nie powinno mnie to interesować, bo jeszcze się w coś wpakuję.
Ale i tak interesowało.
Trzeba coś z tym zrobić, bo przez moje zainteresowanie się wszystkim wokół kiedyś trafię do piekła.
- Oi, Jurij - odezwała się wysoka brunetka, swoim głosem przywracając mnie do świata żywych.
- Co? - pytanie, przez które Żyrafa uśmiechnęła się do mnie kpiąco, najwyraźniej bawiło ją.
- Zawiesiłeś się? Może jako dżentelmen, pomożesz mi nieść ją? Jesteś silniejszy niż naszą dwójka - podsadziła brązowooką żarłok na plecach - Chyba że będziesz tak samo wredny dla nas jak dla instruktora Shadisa?
- To że byłem dla niego niemiły, nie oznacza że jestem małym, cynicznym sukinsynem dla wszystkich - te dwa zdania wystarczyły żeby mnie wkurzyć. Rozumiem że można być uszczypliwym czy wrednym od czasu do czasu, mnie też się tak zdarza, ale żeby w każdym słowie był zawarty cynizm? - Żeby nie było, pomagam Ci tylko dlatego że i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Przed myciem mogę wam jeszcze pomóc, korona mi z głowy nie spadnie od tego.
- A Ty co? Księżniczka zza Siny jesteś?
- Nie, zwykły obywatel zza Shinganshiny - mruknięcie z moich ust spowodowało że ta zamilkła, a blondynka (prawdopodobnie, stała tyłem do moich pleców, nie było jej widać gdy moje kroki skierowały się by asekurować Sashę gdyby zaczęła się zsuwać z pleców Żyrafki) patrzyła na mnie ze współczuciem. Po plecach przebiegał mi dreszcz, jakby jej spojrzenie łaskotało mnie po plecach.
Nie znoszę tego, ale muszę to wytrzymać. Spinaj złotko te swoje pośladki seksowne, i rusz się do roboty.
- W którą stronę?
- No co Ty Jurij, nie musisz! Poradzimy sobie we dwie! - zaczęła mówić spanikowana blondynka - Powinieneś odpocząć po dzisiejszym dniu! Proszę, zjedz coś!
- Christa, Braus zeżarła mu chleb. Powietrzem się raczej nie naje, nie uważasz?
- Nic nie szkodzi - powiedziała blondynka, uśmiechając się nieśmiało. Sięgnęła do kieszeni, wyjmując małe zawiniątko z białego materiału - Wzięłam jeden zapasowy. I napij się najpierw wody, bo inaczej chleb Ci się przyklei do gardła.
Mimo postanowienia sobie że nie będę przy sobie trzymać ludzi, ani nie będę się trzymać z nikim innym niż Misha i Oddette, w mojej piersi rozlało się ciepło które było miłe. Przypomniało mi mimo wszystko o mojej matce.
Róznic w wyglądzie było wiele, jak kolor włosów, oczu, zachowanie w różnych sytuacjach, i więzy które były między nami, ciepło które było od każdej z nich było takie same. Jednocześnie było miło je czuć, ale bolało, bo przypominało o tej masakrze, która wyryła mi się w pamięci dwa lata temu.
Gniew na nią zelżał. Już nie było we mnie uczucia złości, bo ta mi współczuła. Uleciało to ze mnie, gdy tylko się uśmiechnęła.
Mama miała taki sam smutny uśmiech. Dokładnie jak wtedy, dwa lata temu.
Mimo ukłucia w piersi, na mojej twarzy zawitał mały uśmiech, posłany w jej stronę. Biorę w swoje dłonie chleb i bukłak z wodą, po czym delikatnie się kłaniam w stronę blondynki która się rumieni.
- Dziękuję. Mimo że nie musiałaś tak ryzykować, a ja bym sobie poradził, to dziękuję.
- Ciekawe jak. Kantyna o tej porze jest raczej zamknięta, nie dostałbyś nic - parsknęła śmiechem ciemnowłosa.
- Kto powiedział że poszedłbym do kantyny? Od czegoś jest jeszcze spiżarnia.
- Która jest zamknięta - brunetka chyba starała się sprowadzić mnie na ziemię, ale cóż. Słabo jej to wychodziło.
- Zamki i kłódki to najmniejszy dla mnie problem. Byle jaki otwór na klucz można otworzyć szpilką do włosów, albo piórem - wzruszam jak zwykle ramionami w takim momencie, a one tak jak inni którzy to słyszą, patrzą się na mnie dziwnie.
- Umiesz robić coś takiego? - spytała mnie zdziwiona Ymir, a blondynka z podziwem i strachem.
- Umiem - odpowiadam krótko - Spokojnie, nie będę się wam włamywać do łazienki żeby was podglądać. To nie w moim stylu.
- Akurat. Każdy facet jest w jakimś stopniu zboczony, nie udawaj że nie - po raz kolejny prychnęła brunetka, poprawiając zwisającą jej z pleców orzechowowłosą.
- Tego nie powiedziałem. Powiedziałem że nie podglądam dziewczyn.
- Ale facetów już tak? - spytała się mnie wrednie brunetka. Nie odpowiadam na to, natomiast wbijam wzrok w moje buty, a na twarzy pojawia się mały, zdradliwy rumieniec - No nie gadaj.
- Nie powiedziałem że podglądam facetów, Zboczoną Żyrafo! - krzyczę nieoczekiwanie, strasząc tym blondynkę stojącą koło mnie, która nerwowo podskakuje.
- Nie powiedziałeś też że ich nie podglądasz - moja twarz przypomina dorodnego pomidora, a ja mam ochotę schować się pod ziemię. W głowie zmawiam litanię do Świętej Rose, bo prawdopodobnie rozniosłoby tą dziewczynę w proch przez moją kurwicę.
- Ty sobie tak dopowiedziałaś. Głodnemu chleb na myśli - warczę przez zaciśnięte zęby.
Wypowiadając ostatnie słowa, w moim brzuchu rozlega się burczenie, które można pewnie pomylić z wilkiem. Blondynka z brunetką śmieją się cicho, żeby nie obudzić Sashy i innych dziewczyn w domkach. Patrzę ze zdezorientowaniem na twarzy, oraz wstydem.
- Przepraszam... - mruczę tylko pod nosem, gdy dziewczyny się już uspokajają, a my docieramy pod domek dziewczyn.
- Dobra, dalej dam sobie radę - gdy to mówi, przypominam sobie że Christa dała mi ten chleb z wodą. Otwieram bukłak, po czym łapczywie zaczynam pić wodę. Daje to wytchnienie mojemu wysuszonemu gardłu - Możesz stąd spadać Plisetsky. Dzięki za "pomoc".
- Jeśli pomocą nazywasz moje zajebiste towarzystwo, to nie ma za co - uśmiecham się wesoło, gdy odrywam się od bukłaka, do którego się idzie przyssać po takim biegu jak facet do piwa - Następnym razem jak będziecie potrzebować pomocy, to prawdopodobnie będę w swoim domku.
- Zapamiętam! Dziękujemy Jurij! - powiedziała Christa, składając ręce jak do modlitwy.
- Julio - mówię, nadgryzając kawałek chleba.
- Co?
Przełykam na szybko kawałek chleba w buzi, popijajac wodą. Wiecie, buzia wysycha przez chleb.
- Yurio - mówię wyraźnie - Większość jak mówi do mnie Jurij to mówią Yuri. Więc żeby mnie łatwiej zlokalizować, br... Dimitry wymyślił mi przezwisko Yurio. Możecie tak na mnie mówić, nie będę mieć nic przeciwko.
Obie pokiwały głową na znak zgody. Wycinając powoli chlebek, odchodzę z tego miejsca, machając im.
- Do jutra! Widzimy się rano na stołówce!
- Yurio! Prysznice dla chłopaków są w lewo, w prawo jest dla dziewczyn!
- Aaa, racja! Dzięki śledzie! - krzyczę w ich stronę. Zmieniam kierunek na natryski dla chłopaków, nie chcąc wyjść na debila.
Jednak zatrzymuję się na chwilę, po czym przywalam sobie dłonią w czoło.
Nie mam ubrań na zmianę ze sobą.
***
Po szybkiej przebierzce do domku w którym mieszkam od teraz z Mishą i resztą ferajny (do której notabene zostały mi resztki siły, co było dziwne że jeszcze były jakiekolwiek po torturze jakiej zafundował mnie i Sashy ta Łysa Pała) i zwinięciu ciuchów na przebranie, oraz ponownym szybkim biegu w stronę natrysków, udało mi się w końcu znaleźć tam gdzie wręcz moje ciało błagało żeby się znaleźć. Białe kafle na ścianie i podłodze razem z rzędem natrysków oddzielonych od siebie ścianami aż wołały żeby skorzystać z mycia.
Nadal pozostawał jeden mały problem. W duchu już zostało przeze mnie zmówiony paciorek do wszystkich trzech bogiń, a przez głowę przebiegały mi myśli, żeby nikt tutaj nie wszedł.
Gdyby ktoś tu wszedł, cały plan poszedłby w łeb. Trzeba było się szybko strzeszczać.
Powoli zdejmuję buty, skarpetki, a potem spodnie. Przechodzi mnie nieprzyjemne uczucie gdy dotykam stopami zimnej powierzchni. Zdejmuję po chwili koszulę.
Patrzę na biały materiał, bandaż który otula moją klatkę piersiową. Powolutku go odwiązuję, opada on z każdym odwiązanym fragmentem coraz bardziej na ziemię. Gdy wszystko jest już na podłodze, razem z bielizną która po chwili zdejmuję, podchodzę do kabiny. Odkręcam kurek, z której momentalnie leci na mnie strumień ciepłej wody.
Stoję pod nim co najmniej minutę, kiedy przypominam sobie że jak fiołek ostatni na moim serdecznym palcu nadal tkwi pierścień od brata. Zdejmuję go szybko, rzucam na stos z ubraniami. Nie chcę żeby zardzewiał przypadkiem.
Myję się dosyć szybko, bo mimo że woda jest ciepła, z czasem zmienia się na zimną. Szoruję się wszędzie, myję nawet włosy. Gdy są mokre, i nie poskręcane gdy są suche, sięgają mi one trochę za pas. Przykrywają mi one nawet klatkę piersiową.
Wychodzę po kilku minutach, żeby nikt mi tu jednak przypadkiem nie wlazł. Ubieram na siebie wełnianą, białą koszulę sporo za dużą na mnie, tak samo brązowe spodnie które przykrywają mi pięty, póki nie założę butów. Przypominam sobie jednak że znowu o czymś przypomniała sobie moją skleroza.
Nie mam bandaża zawiązanego na klatce piersiowej.
Z westchnięciem zdejmuję koszulę, sięgając po bandaż. Zanim jednak zacznę się nim obwiązywać, spoglądam w lustro zawieszone nad jedną z umywalek.
Z odbicia patrzy na mnie osoba o długich czarnych włosach siegajacych za pas i bladej cerze przez którą widać rumieńce na twarzy od kąpieli. Fiołkowe oczy patrzyły ze spokojem, ale małą iskrą buntu ukrytą gdzieś głęboko w spojrzeniu. Delikatne rysy twarzy, w których widać było zaciętość gdy ktoś stawał przeciwko mnie, lub robił mi na złość.
A przynajmniej tak to widział Dimitry.
Spoglądam niżej. Przykryte kurtyną czarnych włosów, wystają z ciała drobne wzniesienia, które zaczęły rosnąć już dwa lata temu. Gdyby nie sytuacja w której się znajduję, pewnie przez myśl by mi przeszło, że mam je za małe i jestem deską.
Opieram się dłońmi o umywalkę. Biorę kilka głębokich wdechów, opuszczając głowę w dół. Wzbiera we mnie mały gniew, na siebie i na Żandarmerię. Mam ochotę aż rozwalić lustro przed sobą.
- Zoya Petrov nie żyje. Umarła wtedy w Shinganshinie, razem z matką i starszym bratem Victorem. Nazywam się Jurij Plisetsky, syn Aleksieja Plisetskyego, zmarłego na wyprawie pułkownika Zwiadowców. Zoya Petrov nie żyje - powtarzam to przed lustrem, choć do oczu cisną mi się łzy - Ja nie żyję...
***
Zoya obudziła się gwałtownie, jednak nie podniosła się jak poprzedniej nocy. Zamiast tego leżała na kanapie, oparta o poduszkę w salonie, a obok niej na jej udach spoczywała głowa jej brata. Misha spał rozłożony niemal na całym meblu, a z ust uciekała mu mała stróżka śliny. W dodatku chrapał z otwartymi ustami.
Zupełnie jak tata. On też strasznie chrapie w nocy.
Było ciemno. Pewnie było jeszcze wczesnie, jakoś trzecia albo czwarta rano. Rozejrzała się po salonie, gdzie dostrzegła resztę ferajny pogrążoną we śnie. Widziała ich sylwetki w ciemności, jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności przez sen z którego się wybudziła. Przypomniała sobie że przecież zasnęło jej się podczas oglądania Boku no Hero Academia. Spodobała jej się seria, ale przysnęła chyba w momencie gdy Aizawa rozmawiał z All Mightem o głównym bohaterze, Izuku Midoriyi. Potem zaczęły jej się oczy kleić, i przyszedł ten dziwny sen.
Znowu.
To już nie może być pieprzony przypadek. Już trzeci raz śni mi się coś podobnego.
Przetarła dłonią twarz, czując że zciera z niej coś mokrego. Zabierając dłoń, zobaczyła przeźroczystą ciecz.
Płakałam przez sen?
Usiadła powoli na kanapie, czując się otępiała. Zupełnie jak wtedy wczoraj, gdy zemdlała w szkole. Wtedy też widziała te same drewniane domki jak w dzisiejszym śnie. Schowała twarz w dłoniach, czując że jeszcze chwila i wybuchnie.
Co się tu dzieje do cholery? Czy ja dostaję obłędu?
Wstała z kanapy, delikatnie żeby nie obudzić brata i reszty towarzystwa w pokoju, w tym Victora, i ruszyła do łazienki. Zapaliła światło, zamykając po chwili drzwi za sobą. Podeszła do umywalki, gdzie odkręciła zimną wodę. Przemyła nią sobie twarz, chcąc przywrócić trzeźwe myślenie i wybudzić się do końca. Spojrzała po chwili w lustro, i odskoczyła przerażona.
Bez kitu... robię dokładnie co wtedy tą postać w moim śnie.
Chwila...
Ta osoba...
Wyglądała jak ja...
Była kobietą, ale udawała mężczyznę...
I to nazwisko...
Jurij Plisetsky...
Jurij...
Yurio...
I ta dziewczyna...
Sasha...
Sasha Braus...
W mojej klasie jest przecież dziewczyna, Sasha Braus...
Niemożliwe...
Niemożliwe!
Usiadła na toalecie, ciężko oddychając. Przerażało ją to, co zaczęło się dziać wokół niej. Czuła że robi jej się jednocześnie i za ciemno i za jasno przed oczami. Podniosła głowę by spojrzeć w lustro, ale nie zobaczyła go tam.
Zamiast tego zobaczyła skrytkę w biurku, coś jak fałszywe dno. W środku niej coś leżało, coś podłużnego o średniej grubości. Wyglądało to na zeszyt, dosyć gruby, wielkości A4.
Co do cholery..?
Wstając, Zoya zrobiła kilka kroków w przód chcąc wyciągnąć w tą stronę rękę. Ze zdziwienia, że jej palce dotknęły czegoś zimnego. Gdy mrugnęła, zarys biurka zniknął, a ona zobaczyła lustro przed którym stała jak zamurowana.
Jej fiołkowe oczy, zazwyczaj będące w normalnej barwie jasnego fioletu, teraz były barwy błękitu. Przypominał on kolor oczu, który miał jej ojciec i Victor. Po chwili błękit zbladł, a tęczówki powróciły do znajomej fioletowej barwy.
Co to było...
To co się działo wokół Zoyi, działo się za szybko. Najpierw te sny, a teraz jeszcze doszło to. Co to miało znaczyć?
Dostaję obłędu? Może faktycznie powinni mnie przenieść do psychiatryka, albo co, skoro mam zwidy.
Poza tym, po co by była potrzebna Victorowi kryjówka w szufladzie? Nic nigdy przede mną... przed nami nie ukrywał.
I od kiedy to można przenikać ściany wzrokiem? Ewidentnie potrzebuję dużej dawki snu.
- A nie mówiłem że tak będzie?
Zoya usłyszała przyciszony głos Elda z salonu. Łazienka była umiejscowiona w taki sposób, że chcąc czy nie chcąc, osoba w niej siedząca wszystko idealnie słyszała co się dzieje w sąsiednich pokojach. Wszystko przez kanał wentylacyjny oraz echo które się tworzyło w salonie przez dużą przestrzeń w tamtym pokoju.
- Dobra, mówiłeś i co z tego? Nic się przecież nie stało.
W drugim rozmówcy rozpoznała Zoya swojego brata. Lekki i spokojny głos Victora był kompletnie nie na miejscu z ostrym tonem Jinna. Cicho, niczym na paluszkach podeszła do drzwi, żeby lepiej słyszeć o czym rozmawiają.
- Nic się nie stało? Czemu do cholery nie próbujesz na siłę jej tego przypomnieć? Nie widzisz że Yurio nieświadomie rani bliskie jej osoby? Nie rani Cię to? Nie rusza?!
- Ni drzyj się. Obudzisz Dimitryja, a Zoya cię usłyszy z łazienki - powiedział spokojnie do niego, ale zabrzmiała w tej wypowiedzi nutka ostrzeżenia - Co do niej... To nie prawda że mnie to nie rusza. Bo rusza mnie to, i to bardzo do cholery - Zoya otworzyła szeroko oczy, gdy usłyszała jak głos jej brata zaczyna być bardziej gniewny, a za razem smutny - Boję się, mimo że wiem że ona sobie przypomni... że nie da rady wytrzymać tego co zobaczy w swoich wspomnieniach. Sam przecież wiesz w jakich czasach wtedy żyliśmy!
- Wiem - odparł głos blondyna. Westchnął ciężko, chyba przecierając twarz - Niestety wiem. I to mnie martwi.
-Ty również tego nie chcesz prawda? Wolałbyś żeby została taka jak teraz?
Jak to? Czyżbym kiedyś była inna?
- Wolałbym żeby została taka jaka jest. Wesoła, pozytywnie pierdolnięta, rozbawiająca wszystkich samą sobą, byle żeby inni tylko się uśmiechnęli. Jeśli przypomni sobie wszystko... Boję się że straci ten uśmiech. Że pogrąży się we wspomnieniach z bycia Zwiadowcą i zapomni o tym że żyje w świecie bez Tytanów.
Zapadło długie milczenie. Stojąca przy drzwiach łazienkowych nastolatka patrzyła się tępo w przestrzeń. Czuła że w jej oczach zbierają się łzy, zupełnie jak w dzisiejszym śnie. Nie, nie śnie, wspomnieniu. Nie wiedziała czy serce ściska jej żal, bo nie wie dlaczego straciła swoje wspomnienia, a teraz wracają one do niej wtedy gdy zapada w sen, czy że wszyscy którzy ją znają się martwią i są smutni, bo ona nic nie pamięta.
Najgorsze było to, że ona była powodem ich zmartwienia. Czuła się jak bohater jakiejś powieści fantastycznej które tak uwielbiała czytać czy postać z fanfica. Nie chciała się tak czuć, bo wiedziała że zawsze taką osobę trzymają się albo kłopoty, albo ktoś jest rządny zemsty na niej albo jej najbliższych. Wolała swoje normalne, nastoletnie problemy które starała się jako tako rozwiązać. Razem z braćmi, bo samej było ciężej.
Nigdy nie uważała się za osobę z silnym charakterem. Owszem, potrafiła na kogoś nawrzeszczeć, trzasnąć po głowie czy po twarzy i powiedzieć ze ma się uspokoić lub ogarnąć. Jednak ona sama nigdy nie była silna. Jako dziecko dosyć często była poniżana przez swój dziwny wygląd, że wygląda jak kosmitka przez swoje włosy i oczy. Zazwyczaj odratowywać musieli ją bracia, bo ona sama zwijała się z bólu gdy ciagnęli ją za włosy, albo nawet kopnęli ją w twarz. Było jej wtedy strasznie głupio, gdy obaj potem wdawali się w bójki o nią, a potem opatrywali jej zadrapania.
Zmieniło się to jednak w momencie gdy zobaczyła jak z nosa małego Dimitryja płynie stróżka czerwonej krwi.
Nie wiedziała co się wtedy stało. Pamiętała tylko że gniew w niej buzował. Tak bardzo, że gdy tylko usłyszała jak Victor wrzeszczy żeby przestała, zobaczyła dwukrotnie od niej wyższego łobuza, który dokuczały jej od najmłodszych lat, zwijającego się z bólu na ziemi, ze złamanym nosem i płynącą z niego krwią, oraz kawałkiem patyka wbitego w dłoń. Dopiero wtedy się opamiętała.
Stała tam potem kilka minut, dopóki nie przyszła nauczycielka, krzycząc na nią że jako dziewczynka nie powinna wogóle myśleć o tym żeby się bić z wyższymi od siebie chłopakami, że nie powinna wogóle o tym myśleć. Stała, wpatrzona w asfalt, z zadrapaniami na całym ciele i podartą w kilku miejscach sukienką w kwiaty. Patrząc na nią, ktoś mógłby pomyśleć że dziewczynka jest głucha albo niewidoma. Nie reagowała na to co się do niej mówiło, nawet nie podnosiła wzroku. Szeroko otwarte oczy wpatrzone były w małą kałużę krwi.
Nie była przerażona. Czuła satysfakcję, bo w końcu mogła oddać łobuzowi tym samym, czym on ja traktował przez większość czasu i życia. Czuła się wolna, że oddała mu z nawiązką.
Oczywiście nie obeszło się bez wzywania rodziców do przedszkola, oraz kary dla obojga dzieci. Dziwne było wtedy to, że jej tata, Jurij Petrov, kazał po wszystkim Victorowi zaprowadzić Dimitryja do domu z matką, a ją samą wziął na spacer po parku. Spytał ją wtedy czemu to zrobiła, a gdy mu wyjaśniła wszystko, opowiedziała o tym jak ten dzieciak ją gnębił, przyklęknął na jedno kolano przed nią. Gdy mała srebrnowłosa Zoya spojrzała w łagodne, błękitne oczy swojego taty, on położył jej rękę na głowie i powiedział zdanie, którego się trzymała od tamtej pory oaz do dzisiaj.
Rozumiem dlaczego to zrobiłaś. Sam pewnie zareagowałbym podobnie. Jesteś dzieckiem, tak jak ten chłopiec, więc nie rozumiesz że są też inne sposoby na zadanie ran przeciwnikowi niż siła fizyczna. Ale chcę Cię prosić o jedno. Używaj siły fizycznej, ale do bronienia innych i samej siebie, gdy nie widzisz innego wyjścia. Słowa są większą bronią niż Ci się wydaje, córeczko.
Z początku jej nie zawsze wychodziło. Zdarzało jej się, że zamiast porozmawiać w pierwszej kolejności, to biegła z nadstawioną pięścią gotowa do ataku, albo zębami gotowymi wbić się w skórę innych dzieci z grupy. Potem tego żałowała. Tej akcji z linuksem też później żałowała, ale w domu.
Gdy pewne akcje kończyły się właśnie w ten sposób, ojciec zawsze brał ją na rozmowę do parku w pobliżu przedszkola. Pewnego dnia, spytała bo dlaczego ludzie w takim razie wolą rozwiązywać wszystko przemocą, zamiast najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Podała wtedy przykład ich sąsiadów, którzy się zdradzali nawzajem, a teraz brali rozwód i kłócili się w sprawie tego, co któremu z małżeństwa zostanie przypisane.
Jeśli mam być szczery, to nawet ja sam nie wiem. Ale pewnie jest to związane z tym, że ludzi w pierwszej kolejności ponoszą emocje. Gdy już wyrzucają z siebie wszystko co im na duszy leży, a ślina na język przyniesie, zaczynają żałować tego co zrobili. Gdy tobie się coś podobnego zdarzy, pozwól sobie odpocząć od sytuacji i przemyśleć wszystko na spokojnie. Z emocjami na najwyższych obrotach, najgorzej jest podejmować jakiekolwiek decyzje.
Wtedy obiecała sobie że nigdy nie zaatakuje nikogo bez powodu, oraz że zawsze będzie słuchać tego co inni sądzą o tym. I nigdy już nie pozwoli żeby inni narażali dla niej zdrowie i życie.
Obiecałam to sobie. A mimo tego, Victor się o mnie martwi, w tym o to na co nie miałam wpływu. Czuła że łzy cisną jej się do oczu bez jej zezwolenia. Przyłożyła rękę do ust, żeby chłopcy w pokoju nie usłyszeli jej szlochu. CZEMU DO CHOLERY NIGDY NIE POTRAFIĘ NICZEGO ZROBIĆ SAMA?
- Owszem, jest taka możliwość - powiedział krótkowłosy nastolatek, na co otworzyła szeroko oczy - Ale trzymam się myśli, że mimo wszystko da z siebie radę. Bo zawsze widziałem że pomimo tego że upadała, zawsze się podnosiła by z uniesioną głową oddać życiu dwa razy mocniej. A nawet jeśli już na początku się podda, mimo tego strachu że ona może kiedyś upaść że samej jej nie starczy sił by wstać, ja z Dimitryjem zawsze będę przy niej, żeby ją podnieść. Nigdy nie jest sama, chociaż ten głupek zawsze zapomina że ma wokół siebie rodzinę. Ona, Levi, Farlan, Isabel i Odette.
Z tymi słowami, które Zoya uslyszała z ust brata, otarła łzy które tworzyły na jej twarzy mokre ślady ciągnące się do podbródka. Podeszła do rolki papieru toaletowego zawieszonego przy sedesie, by wytrzeć w listki swoje ręce.
Nie mogę płakać. Jeśli mój brat nie płacze, mimo że boli go moja utrata pamięci, to ja też tak mogę. Obiecuję, więcej nie będę płakać. Płacz jest dla słabych!
I mimo że starała się zrobić to cicho, to wydmuchała nos w papier toaletowy, bo jak zwykle od płaczu zaczęło jej bardziej cieknąć z niego, jakby nie wzięła swoich leków na alergię. Wyrzuciła wszystko do sedesu, po czym opuściła spłuczkę. Przemyła twarz zimną wodą, bo oczywiście miała czerwoną twarz i oczy. Wycierając twarz w ręcznik, czuła że jest gotowa wyjść do brata, by nie miał powodu do pytań.
Wzięła jeszcze jeden, głęboki wdech i chwyciła za klamkę od drzwi.
Gdy wyszła na korytarz, przecierała jeszcze oczy by wybrać z nich "śpiochy" które się nazbierały przez noc. Zobaczyła Victora który patrzył akurat w jej stronę. Błękit spotkał się z fioletem, a w każdym z nich była głęboko skryta troska do siebie. Eld leżał na kanapie, udając że śpi.
Wyglądało to tak, jakby nic się nie stało
- Wszystko dobrze? - spytał Victor. Najwyraźniej myślał że nic nie usłyszała w łazience - Wyglądasz jak ta babcia klozetowa z nad morza, jak jechaliśmy całą rodziną na wakacje. Tylko jeszcze rozmazanego makijażu Ci brakuje.
- Ledwo wstałeś, a już bluzgami częstujesz? Może w takim razie, budzik trzeba Ci ustawić o świcie? - odpowiedziała zgrabnie na zaczepkę starszego brata. Wiedząc to, jak bardzo on wierzy w nią, mimo tego że jej pamięć odmawia najwyraźniej jej posłuszeństwa, postanowiła odszukać to co jej pamięć utraciła, a także powód dla którego tak się dzieje.
- Zły sen?
- Nie był tym razem zły. Powiem Ci, że nawet był miły - odpowiedziała, podchodząc do brata. Przytuliła się do niego, czując że potrzebuje tego jak ryba wodę albo telefon ładowarki, a on otoczył ją swoimi ramionami - Victor?
- Co jest, młoda?
- Obiecujesz że zawsze mi pomożesz we wszystkim? Nawet jeśli odwalę głupotę, z której będę potrzebowała pomocy żeby się wyplątać?
- A co? Zakochałaś się? - spytał głupio, na co dostał ręką w żebra. Zaczął się śmiać głupio - Żartowałem tylko, przecież wiem że nie - objął siostrę ciaśniej, kładąc podbródek na jej głowie - Tak, będę Ci pomagać w każdej, chociażby największej głupocie jaką odwalisz. Jeśli będziesz miała dobry powód żeby ją odwalić, to pomogę Ci - mruknął w jej włosy, które zaczął gładzić - Młody, Ty też będziesz pomagać?
Czyli cała naszą trójka nie spała?
- Jest moją bliźniaczką, chyba logiczne że będę jej pomagać? - powiedział Dimitry zaspanym głosem, wstając z kanapy i podchodząc do nich, by dołączyć do przytulania - Matko Victor, bo udusisz mnie...
Zoya roześmiała się słysząc jak Misha udaje że Victor go dusi i łamie przy tym żebra. Jakby znowu były te czasy, gdy byli tylko beztroskimi dzieciakami, a Zoyą nie odkryła jeszcze tego że coś jest nie tak.
Kocham was chłopaki.
***
- Na serio to zrobił?
- No a jak? Zakład to zakład. Victor przez tydzień musiał się ubierać w damski mundurek, malować się i założyć perukę pięknej blondynki! Nawet Dock myślał że to jakaś nowa uczennica!
- Żałuj że nie widzieliście jego twarzy gdy zobaczył że to Victor. Nasz profil przez tydzień cisnął z niego żartami!
Grupka siedmiu osób, składających się z osób w różnym wieku szła ulicami do szkoły. Cała ekipa jeszcze ziewała, bo każdy musiał wstać wcześnie żeby wrócić na szybko do domu by się przebrać (wszyscy wzięli prysznic w mieszkaniu rodzeństwa Petrov) i zwinąć trochę kasy na jedzenie. Każdy się zgodził że najlepiej się przejść do znanej drugoklasistom jadłodajni, a że bliźniaki jeszcze nie wszystko ogarniały w mieście i woleli zdać się na swoich przyjaciół i brata.
Oboje szli na końcu ferajny, głównie dlatego że Zoya się ponownie zamysliła i została z tyłu. Myślała o tym co usłyszała z rozmowy Elda i Victora.
Victor coś ukrywa, i prawdopodobnie jego przyjaciele również. Sądząc po tym jak ludzie na mnie reagują jak mnie widzą, to inni też. Prawdopodobnie cała szkoła. Jest to związane jakoś ze mną, prawdopodobnie Dimitry również jest w to wmieszany.
Chłopak ze wspomnienia które widziałam, jak zemdlałam w szkole.
I to zdanie, że może męska wersja mnie się reinkarnowała, i pewnie dlatego jestem taka wredna.
Tyle że ja nie jestem wredna, tylko złośliwa.
ZOYKA, NIE MYŚL O TYM CO VICTOR DOPOWIEDZIAŁ DO PEWNYCH RZECZY.
W każdym razie, to nie jest w sumie takie głupie jak się wydaje. Co jeśli to prawda? Zbyt dużo rzeczy na to wskazuje.
Tylko... Czemu Jurij? Czemu Yurio?
- Znowu się zamartwiasz? Myślisz o tym, o czym mówił Vitya? - spytał cicho siostry Misha, podchodząc do siostry i pochylając się w jej stronę. Wyglądało to śmiesznie, że chłopak mający wzrost metra siedemdziesięciu pięciu musiał się sporo znizyc do osoby która ma równe metr piędziesiąt.
- Skąd wiesz? - spytała zdziwiona Zoya - Czyżbyś używał naszej bliźniaczej telepatii?
- Nie głupolu - uśmiechnął się do niej złośliwie, klepiąc ją żartobliwie po głowie, jakby była psem. W odpowiedzi nadęła policzki jak chomik, które zostały "przebite" przez dłonie Dimitryja - Słyszałem wszystko co mówił. Nie spałem już jak tylko się podniosłaś. Straciłem swoją ulubioną poduszkę!
- Ne, mógłbyś chociaż raz udawać że się mnie nie wstydzisz.
- Nie wstydzę się Ciebie, głupia - powiedział odwracając głowę w bok by nie widziała jego rumieńców - Owszem, dosyć często robisz mi przypał. Ale zawsze się mimo wszystko uśmiecham. Wolę Ciebie taką uśmiechniętą, robiącą głupoty, niż zapłakaną i smutną. Wyglądasz wtedy gorzej niż smutny mops, któremu ślina cieknie z ust.
- A myślałam że nie lubisz widoku moich łez.
- W każdym razie... - zaczął powoli srebrnowłosy, drapiąc się w tył głowy. We śnie miał dłuższe włosy - Wiem z czym się mierzysz teraz. Ja... - złapał się za tył głowy, opierając się o barierkę, zatrzymując się. Wyglądał jakby się bił z myślami - Ja też przez to przechodziłem. Mnie też wracały wspomnienia.
Zoya patrzyła z szokiem na brata bliźniaka. Wyglądała jakby ktoś przywalił jej czymś ciężkim w brzuch.
- Co?
***
Witam, witam, i o zdrowie pytam!
Jak po dzisiejszym rozdziale? Pewnie wszyscy co są na bieżąco z anime poczuli nostalgię i odrobinę smutku po nowym odcinku Snk.
Jestem smutna z powodu tego co się stało. Sasha była, jest i będzie moją najbardziej uwielbianą postacią razem z Hanji i Rico, nawet jeśli już jej nie ma fizycznie. Czujemy pewnie wszyscy smutek bo już nie usłyszymy tego, jak pyta czy jest jeszcze jakieś mięsko, czy tego jak opowiada o tym jak powiększy się ilość krów i świnek gdy ludzkość uwolni się od Tytanów.
Jak ta scena jak Sasha umierała była powodem mojego płaczu, tak scena jak Armin z Mikasą i resztą spółki płaczą nad martwą Sashą i szok Levi'a oraz Hanji mnie dobiła. Mimo tego że to pewnie dla was wszystkich nadal otwarta rana, to mìmo wszystko wspomnienie o niej to najlepsze co dla niej teraz można zrobić.
Matko, brzmi tak jakby umarła aktorka głosowa Sashy, nie ona.
W każdym razie, mam nadzieję że tam gdzie jest teraz Sasha, jest też i duży zapas mięska i ziemniaczków! Czekaj na resztę ferajny, kiedyś się przecież zobaczycie, pamiętaj o tym!
Ten rozdział dedykuję jako prezent dla Mia_Kamiya-Sawyer oraz animowany_pancake, bo te dwie wariatki miały urodziny kilka dni temu, a ja planowałam dla nich inny prezent, ale zabrakło mi po pierwsze weny, po drugie okładki.
Najwyżej napiszę to na przyszły rok.
A poza tym, chciałam się pochwalić okładką którą pewnie już zauważyliście jak tylko doataliście powiadomienie! Wykonała ją dla mnie fogartys-princess, ktora co prawda w anime nie siedzi, ale zgodziła się dla mnie zrobić już drugą okładkę (drugą jest ta od shotów z Fullmetal Alchemist). Jeszcze raz ślicznie dziękuję, dzięki niej chyba udało mi się nabazgrolić rozdział tutaj. Niech Ci Chuck w crushach wynagrodzi!
W każdym razie mam nadzieję że rozdział się podobał, oraz że trzymajcie się cieplutko kochani.
Do zobaczenia w następnym rozdziale, a w nim zapowiada się że będzie gorąco! Ahoj kamraci, pijcie herbatkę i uważajcie na zdalnych. See ya!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top