Atak z zaskoczenia, ostra ręka i nowy sojusznik

Siedziała oniemiała na ławce. Nie wiedziała czy to, czego się dowiedziała od brata, to jedne z najgorszych prawd, jakie chciała kiedykolwiek usłyszeć. Niecodziennie się człowiek dowiaduje, że twój własny ojciec działał przeciwko królowi, by ludzkość, za której wolność walczył, dowiedziała się prawdy która została ukryta przed ich oczami.

Oddając za prawdę nawet swoje własne życie...

Czy to to nazywają "oddaniem za sprawę"?

Tato... czego się dowiedziałeś, że zginąłeś? Za co nasza rodzina musiała zapłacić aż taką cenę? Za co musieli się inni posunąć aż do czegoś takiego, jak zabicie drugiego człowieka?

- Nie ruszaj się - powiedział nagle Dimitry, zwracając jej uwagę od pliku papierów w dłoniach.

- Co jest? - spytała, czując jak zimny prąd przebiega po jej plecach. Coś jest chyba nie tak.

- Słyszysz to? - spytał siostry, nie patrząc na nią. Nawet nie widziała jego twarzy, tylko jego teraz ścięte na krótko włosy z grzywką. Ile lat minęło od wspomnienia które widziałam wczoraj? Wtedy miał dłuższe włosy, bo je związywał z tyłu.

Wsłuchała się. I wtedy zrozumiała o co chodzi jej bratu. I tak samo zaczęła się rozglądać wokoło.

- Poza szumem wiatru i szelestem liści, niczego nie słyszę. Żadnego ptaka, żadnych krzyków z boiska za szkołą. Nic. Jakby martwa cisza.

Dimitry nie odpowiedział siostrze. Kręcił głową na boki, jakby czegoś szukał, ale ona kompletnie nie wiedziała czego. Przypominał jej przez to surykatkę.

Szkoda że nie jest on Timonem. Chociaż nie, bo pewnie znając życie, to ja byłabym Pumbą, chociaż mało mi by to przeszkadzało, nawet jeśli inni widzieliby we mnie świnię.

- Coś jest nie tak... - Zoya prychnęła na ten komentarz. No shit Sherlock.

- Tyle to i ja zauważyłam geniuszu. Pytanie tylko co... - nie dokończyła, czując uderzenie w część potyliczną głowy, przez który jej usta opuścił jęk bólu. Upadła najpierw na kolana, dopiero później całe jej ciało znalazło się na ziemi usianej powoli spadającymi, żółtymi liśćmi. W swoich dłoniach dalej ściskała plik kartek, które dał jej Misha.

Jedyne co usłyszała po ogłuszeniu, to czyjeś głosy. Jeden dobiegał z daleka, i był to głos jej brata. Natomiast drugi... nie wiedziała skąd dobiegał. Natomiast była pewna jednej rzeczy. Łeb napierdalał ją teraz jak na kacu po ostrej imprezie.

A głos się nasilał. Nie znała go, nie wiedziała do kogo on należał. Natomiast ból głowy zmienił się z tępego pulsowania, w obręcz z małych igieł, które ktoś wbijał wokół jej głowy. Jakby ktoś nałożył jej na głowę koronę z cierni.

Kolejne wspomnienie?

Błagam, żebym tylko nie zemdlała...

- Co... robisz?! ...żyć... nie... cię... być... Zoya!

Przed oczami widziała zamazany obraz jakiejś postaci. Nie widziała jak całkowicie wygląda. Była pewna tego że była bardzo wysoka, i chyba miała blond włosy. Mimo zamazania widoku, widziała że postać ma białą koszulę i brązowe spodnie. Jednak twarz tej osoby była zbyt niewidoczna, zbyt zamazana, co uniemożliwiało jej identyfikację.

- ... nie... cię... skąd... moje imię?...

Gdyby mogła, otworzyłaby teraz szeroko oczy. To był jej głos!

Czemu słyszę tylko urywki? I dlaczego siebie też tam słyszę?!

Najdziwniejsze jednak się pokazało dopiero teraz. Za postacią zajaśniało coś w kolorach bieli i złotą. Coś co wyglądało jak drzewo bez liści, z którego ulatywało coś na wzór drobinek. Wydawało się być ono czymś na wzór latarni, pośród mroku który panował w otoczeniu.

- ...kogokolwiek...ona... zostać... nie może...

Nagły szum, podobny do telewizora który śnieży, i otwierając oczy, zobaczyła przed sobą stosik niezgrabionych liści, które jak pamiętała, leżały w ogrodzie. Słyszała szczęk uderzającego o siebie metalu. Ktoś walczy, pomyślała. Uniosła wzrok z nad małej, kolczastej kulki ukrytej przy liściach, która okazała się być jeżem.

Dwie wysokie postacie, z czego jedna była jej bratem, walczyły ze sobą. Najdziwniejsza była postać odziana w czerń, a strój przypominał coś na wzór skórzanego kaftanu z przedłużanym przodem i tyłem. Twarz zasłaniał mu kaptur, a na nogach miał wysokie do kolan kozaki.

Choć gdy jej wzrok się wyostrzył nie była pewna czy dziwniejsze było to że jej brat walczył z kimś, czy że Czarny Kapturek(tak postanowiła go nazwać) i Dimitry walczyli na prawdziwe miecze.

Skąd oni kurwa wzięli jebane katany?!

Tak, walczyli na katany. Chyba. W każdym razie na miecze. I tak, wyglądało to tak, jakby wiedzieli jak mają walczyć. I Dimitry, i Czarny Kapturek. Jakby od kilku ładnych lat każdy z nich przeżył niejeden sparing na broń białą.

Co było dziwne, bo Zoya nie pamiętała żeby jej brat chodził kiedykolwiek na jakieś zajęcia ze sztuk walki.

Ciało może i nie to co z poprzedniego życia, ale pamięć umysłowa tego jest bezcenna!

Ich broń była niemal że podobna. Różniły się znaczącymi szczegółami, które pierwsze rzucały się w oczy. Broń jej brata miała dziwne prostokątne otwory, oraz wyglądała na podzieloną na segmenty w taki sposób, że otwory znajdowały się na środku. Gdy przyjrzała się rękojeści, stwierdziła że o dziwo przypomina ona sprzączkę od jego paska do spodni.

No wy sobie ze mnie żarty robicie...

Katana Czarnego Kapturka wyglądała jak zwykły pospolity miecz tego typu. Jednak coś jej nie pasowało. Wydawało jej się że ostrze przy rękojeści jest jakby grubsze. Jakby kowal źle ją w tym miejscu wykuł.

Albo...

Poczuła ból w skroni, a świat nagle jakby zmienił barwy. Wszystko wokół stało się ciemne, a w tej ciemności odznaczały się sylwetki walczącej ze sobą dwójki, które podświetliły się na dwa kolory. Dimitry był w kolorze niebieskim, a osoba która ich zaatakowała, była w kolorze czerwieni. Każde z nich wyglądało, jak świecące się lampy neonowe.

Jednak gdy przyjrzała się ostrzu które Czarny miał, zmroziło ją. Mianowicie, wyglądało, jakby w jego wnętrzu było jeszcze jedno, mniejsze. W rękojeści było coś w rodzaju mechanizmu, które biegło od małego punkcika w kształcie rombu.

Ostrze jak w sztylecie sprężynowym?!

Zamknęła oczy, czując jeszcze większy ból w skroniach. Miała wrażenie, że ból wypala się najbardziej przy oczach. Jakby żyły i nerwy, które łączyły gałkę oczną, były napięte jak nitka, której niewiele brakuje do pęknięcia przez naciągnięcie. Otworzyła je ponownie, dopiero gdy ból ustał.

Wiedziała czym jest ostrze sprężynowe. Aleksiej Plisetsky, wujek jej matki, śledczy z powołania, był także miłośnikiem starych broni, które miały ciekawe, dodatkowe funkcje. Jednym z nich właśnie było ostrze sprężynowe, które kilka lat temu udało mu się dorwać na jakiejś aukcji starej broni.

Cios za ciosem. Unik. Ponowna wymiana ciosów. Srebrnowłosy chłopak usiłował zaskoczyć Czarnego Kapturka, jednak ten sprawnie uniknął końca ostrza, które mogłoby wyrządzić sporo krzywdy w miejscu brzucha, tuż nad pępkiem.

Mielibyśmy tutaj piękny widok na żołądek, wątrobę, jelito cienkie i grube. Nie ma jak ludzkie flaczki... Mniam...

Tym razem zaatakować chciał przeciwnik Mishy. Już ostrze miało trafić go na wysokość twarzy, w prawe oko. Uskoczył, jednak został draśnięty w ramię. Chłopak patrzył z szokiem na oderwany od ciała fragment skóry, oraz na koszulę, której biel zakwitała coraz bardziej powiększającą się plamą krwi. Dimitry nie przejął się tym jednak, tylko natarł z większą siłą na przeciwnika. W tym momencie przypominał rozszalałego Odmieńca.

- Tylko na tyle cię stać? - spytał, gdy ponownie się starli, krzyżując ostrza. Ich dłonie i bronie drżały. Napierali na siebie sporą siłą, i żadne z nich nie potrafiło odpuścić - Zaskocz mnie bardziej dzieciaku. Zatańczmy!

Odepchnęli się brońmi, lecąc wzajemnie do tyłu na kilka metrów. Zaraz ponownie się starli, a ich walka zaczęła ponownie przypominać taniec. Straszny taniec ostrzy i śmierci.

Parada... finta... młynek nawet...

Nazwy tych ruchów też znam z poprzedniego życia?

Każdy z nich wirował z mieczem, odbijając lub atakując tego drugiego. Jednak Czarny Kapturek w pewnym momencie zablokował broń Dimitryja, która coraz bardziej zbliżała się do rękojeści katany przeciwnika.

Zoya już wiedziała co się szykuje. Jedyne co mogła zrobić, to krzyknąć, bo była zbyt daleko.

- Uważaj! - słysząc swoją siostrę, chłopak szybko odskoczył do tyłu. W samą porę, bo wyskakujące nagle z ostrza dwa inne, mniejsze, przy rękojeści wyskoczyły po bokach głównego, by zamknąć się z ogromną siłą.

Nie jest to co prawda długie jak miecz. Jest to sztylet, jednak kiedy uruchomi się specjalny mechanizm, po bokach głównego ostrza uskakują dwa dodatkowe z ogromną siłą. Ale nie zawsze się to tego używało. Zazwyczaj brano go do ręki przy pojedynkach, by z zaskoczenia wziąć przeciwnika i zniszczyć jego broń, lub żeby ją wytrącić.

Przypomniała sobie słowa wujka, gdy przedstawił jej tę broń. Pamiętała, że bardzo jej się ona spodobała. Idealna do wzięcia przeciwnika z zaskoczenia, zniszczenia jego broni, i do zadania mu ogromnych ran.

Teraz jednak, to ostrze omal nie pozbawiło broni jej brata, a kto wie czy nie skończyłoby się to o wiele gorzej. Na przykład na uszkodzonych narządach wewnętrznych układu pokarmowego.

Jednak i sam uskok okazał się być niefortunny dla starszego z bliźniąt. Cofając się, nie zauważył pod swoimi stopami wystającego korzenia jednej z brzózek, i upadł do tyłu jak długi na plecy. Z dłoni wypadła mu katano-pasek.

Kolejna zła sprawa. Czarny Kapturek wykorzystał to że broń mu wypadła, i kopnął ją centralnie sprzed ręki Mishy. Misha pozostał teraz bezbronny. A przeciwnik nie wyglądał na takiego, co lubi przechodzić od razu do rzeczy.

- Jak żałośnie... - odezwał się Kapturek po raz pierwszy. Jego głos był metaliczny, jakby to był robot zamiast człowieka, albo miał zmieniacz głosu. Włosy na przedramionach stanęły Zoyi dęba - Nawet nie wiecie, jak żałośnie teraz wyglądacie. Słynne bliźnięta rodziny Petrov. Znane ze swojej przebiegłości, znajomości zwodzenia i atakowania w najmniej odpowiednim momencie. Jesteście w rzeczywistości... żałośni... - powiedział, oglądając swoje ostrze, jakby było ono bardzo interesujące. Bardziej niż to, że w jego towarzystwie znajdowała się dwójka nastolatków, którym tą bronią groził - I to ma być jedno z najbardziej znajomych duetów wśród Zwiadowców i waszego klanu? Za wysoko was ocenili. A ja niepotrzebnie się napaliłem na walkę.

Dimitry patrzył z wściekłością na człowieka odzianego w czerń. Był wściekły że dał się tak głupio podejść jak dziecko, Zoya to widziała. Wściekły niemal tak bardzo jak ich matka. Brakowało tylko żeby mu włosy tak podfrunęły do góry jak Nadii.

Nie bez powodu za czasów szkolnych otrzymała pseudonim "Mrocznego Kyuubiego". Każdy kto był o zdrowych zmysłach, wiedział że denerwowanie jej jest jak wpadnięcie do dołka wypełnionego szambem. Jej dzieci odziedziczyły po niej to samo. Nawet jeśli Victor był spokojny, zdanie "Spokojni ludzie są najbardziej straszni gdy się zdenerwują" pasowało idealnie.

- Odezwał się śledź machający kataną i rzucający się na innych ludzi gdy są najmniej świadomi niebezpieczeństwa. Ty się nazywasz kimś wielkim, atakując ofiarę odwróconą do ciebie plecami? Jeśli ktoś miałby być tu żałosny, to tylko i wyłącznie ty.

- Zamilcz. Twoje kłapanie dziobem ci nie pomoże w żaden sposób. Wszyscy na waszej śmierci skorzystają. A oni w szczególności.

- Jacy ONI? - spytał Dimitry przekręcając głowę niczym szczeniaczek. Usta rozciągnęły się w szerokim i kpiącym uśmiechu, gdy zobaczył drgnięcie ciała wroga - Ohhh, rozumiem... Którzy to?

- Jacy którzy?

- Kto cię wynajął, dupku. Powiedziałeś "Oni w szczególności skorzystają". Więc? Kto cię wynajął żeby nas zabić?

Wściekły zabójca chciał pchnąć mieczem w Dimitryja, jednak wygiął się niczym łuk. Spojrzał w dół, widząc wystający mu z ramienia ostrze miecza, a potem za siebie. Wzdrygnął się, gdy zobaczył srebrną czuprynę.

- Może i leżałem na ziemi przed tobą, ale zapomniałeś, że nie jesteśmy tu sami - uśmiechnął się kpiąco w jego stronę, podnosząc się do pionu - Szach mat, psychopato.

- Zaczniesz w końcu gadać, dupku? - powiedziała spokojnie Zoya, trzymając katano-pasek, który należał do jej brata - Czy może chcesz żebym zaczęła przekręcać miecz w twoim ramieniu? To tak samo bolesne co otworzenie sztyletu sprężynowego w brzuchu. O ile nie bardziej.

- Jak taki mieszaniec, szlama jak ty, może mnie traktować jak śmiecia? Jak na równi z sobą? Ogłupiałaś do... - nie dokończył wypowiedzi, bo nastolatka uderzyła go pięścią w miejsce, koło którego wbijała katanę, między łopatką a kością przedramienia - Ty szmato!

- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to wyjmę miecz, i wbiję ci go po drugiej stronie - na twarz dziewczyny padał najciemniejszy cień, na którym odznaczały się tylko jej oczy, ziejące fioletem, niczym błyskawice na niebie podczas ogromnej burzy - A wtedy się nie powstrzymam, i zacznę przekręcać ostrze. Będziesz wył z bólu bardziej niż zażynane prosię.

- Wal się. Nic ci nie powiem - warknęła postać - No dalej, zrań mnie bardziej, szmato! Nie zależy Ci na takiej informacji? W takim razie nie wyciągniesz jej ze mnie inaczej niż siłą!

Nie zamierzała wyrządzać mu większej krzywdy. Okej, przyznawała się, zraniła go, ale nie czuła się z tym dobrze. Mimo że był jej wrogiem i chciał najwyraźniej ich zabić, nie oznaczało to że od razu do każdego wroga musiała szczerzyć ostrze broni lub lufę pistoletu. To nadal był człowiek. I nigdy nie miała ona w planach zabicie kogoś.

Chociaż jeśli w poprzednim życiu byłam żołnierzem walczącym z Tytanami, to wychodzi na to że jestem mordercą i tak.

- Tak coś myślałem - odezwał się kpiąco Czarny Kapturek - Za miękka jesteś. Nie masz odwagi, żeby zrobić mi poważniejszą krzywdę.

- Zamknij się! Wcale tak nie jest! - krzyknął Misha.

- Nie jest? To dlaczego jeszcze nie zaczęła przekręcać ostrza? Mimo że to obiecywała że to zrobi? Mimo że ją nazwałem szmatą? No czemu, co? Czemu?!

Wszyscy zamilkli. Jedyne co Zoya słyszała, to przyspieszone bicie swojego serca. Jak krew pompowana przez ten najważniejszy narząd, szumi jej w uszach. Oraz krzyk.

Krzyk?

Uniosła głowę do góry. Zamaskowany osobnik krzyczał z bólu, a on sam nie był już nabity na katanę. Najwidoczniej strzała, która tkwiła w jego drugim ramieniu, spowodowała że z bólu się szarpnął, a to doprowadziło do wyjęcia ze swojego ciała ostrza.

Skąd tu się w ogóle wzięła strzała?

Odpowiedź nadeszła sama. Czarny Kapturek domyślając się, że najwyraźniej jest więcej osób uciekł w stronę krzaków z których wcześniej wyskoczył. Natomiast na polanę wbiegła czwórka osób, która była im dosyć bardzo dobrze znana.

W końcu, jak można nie znać osób ze swojej klasy, nie?

Znana brunetka w kucyku, wysoki szarowłosy chłopak, oraz jeszcze dwóch innych, jeden o końskiej twarzy i piegowatych policzkach pojawili się przed nimi, trzymając każde broń w dłoni. Jak na widok pistoletów których trzymali chłopacy się nie zdziwiła, tak na łuk w dłoniach Sashy mrugała, niedowierzając w to co widzi.

Dzień zaskoczeń, co?

Sasha z Connym ruszyli za Kapturkiem, pewnie próbujac go jeszcze złapać. Jedno ze strzelbą w dłoni, drugie ze strzałą naciągniętą na łuk. Wpadli w krzaki z wdziękiem stada bawołów, przez które jeszcze chwilę temu był widziany Czarny Kapturek. Pozostała dwójka spojrzała na nią i jej brata. W ich oczach, ciemnobrązowych i piwnych, czaiła się troska, która została zastąpiona ulgą.

- Nic wam nie jest? - spytał ich Jean, podchodząc najpierw do Dimitryja. Przy Zoyi znalazł się Marco, który położył jej dłonie na ramionach i pobieżnie patrzył czy dziewczyna nie ma żadnej rany na ciele - Marco mówił że poszliście pogadać i miał źle przeczucie, to ruszyliśmy za wami. Jak widać słusznie. Coś wam zrobił?

- Drasnął mnie. Skubaniec cholerny, miejmy nadzieję że ostrze nie było zatrute, bo nie będzie za wesoło - powiedział Misha spokojnie. Kiwnął głową w stronę siostry - Zoya dostała od niego z buta w głowę, ale tak to nic jej nie jest. Uratowała mi życie w ostatniej chwili.

Zoya spuściła wzrok. Nie spodziewała się pochwały z ust brata, przez co jej twarz zmieniła się z wkurzonej na zawstydzoną.

Nie sądziłam że usłyszę od niego coś takiego. Miła odmiana.

- W końcu ktoś oddał jej specjalnością w ten sam sposób.

No i tyle z byciem miłym.

- Ktoś mi może powiedzieć co tu się odwaliło? Czemu do cholery on was zaatakował?

Nie dostał odpowiedzi. Z zarośli wrócili Sasha z Connym, jednak bez Czarnego Kapturka. Łuk brązowowłosej był luźny i wolny od strzały, którą dziewczyna wkładała właśnie do kołczanu. Wyglądali na niezbyt zadowolonych.

- Spieprzył. Cholera, mieliśmy go tak blisko, a on nam spierdolił dosłownie przed nosem. Gdyby nie ta głupia pułapka wieszająca, przez którą wpadłem jak debil, to już byśmy go mieli. Ale nie, Sasha szła za mną i się wpieprzyła prosto na mnie, bo nie wyhamowała - narzekał Conny, omal nie wyżywając się na biednym drzewie, które chciał kopnąć.

- Skubaniec ją ominął, jakby wiedział gdzie jest. A my wpadliśmy jak debile.

- A to nie tak że jesteście parą idiotów? - spytał ich cicho Dimitry, za co w odpowiedzi dostał dwie pary morderczych spojrzeń - No co, nie prawda?

- Nie musiałeś tego nam wypominać - mruknęła Braus, robiąc z ust dzióbek.

- Ale trzeba przyznać - zaczął Jean - Że Sasha strzeliła bardzo dobrze. Brawo dla niej za celność.

- Kiedy nie ja strzeliłam - odpowiedziała zdziwiona szatynka.

Każdy w towarzystwie albo zmarszczył brwi, albo zamrugał oczami. Dimitry był trzecim typem, który zrobił obie rzeczy naraz. Nieważne ile razy to zrobi, za każdym razem mnie to bawi.

- Jak nie ty strzeliłaś? Przecież wyraźnie słyszałem świst koło mojego ucha. A stałaś przecież za mną! - odezwał się Jean.

- Kiedy nawet nie wypuściłam strzały. Nie ja strzeliłam.

Zapadło długie milczenie. Każdy patrzył na siebie w szoku, nie wiedząc kompletnie co powiedzieć.

Był ktoś jeszcze tutaj, a oni nie mieli zielonego pojęcia czy był to przyjaciel, czy kolejny wróg.

- Pomyślimy o tym jak wrócimy do budynku. Nie będzie chyba dobrze zostawać na zewnątrz. Nie wiadomo czy nasz ukryty strzelec nie zamierza strzelić tym razem do nas.

We wspomnieniach nie była taka ostrożna, przypomniała sobie srebrnowłosa. Od razu zmarkotniała, gdy przypomniała sobie że to co widziała, wydarzyło się bardzo dawno temu. Bardzo dawno temu. Jak wiele mnie ominęło? Jak wiele jeszcze sobie muszę przypomnieć?

- Misha... - odzywa się chłopak o włosach w dwóch różnych odcieniach - Co to jest? - podszedł, wskazując palcem na stos papierów na ziemi. Stos informacji Dimitryja, pokazane Zoyi, które teraz rozwiewał wiatr.

Wzrok Kirschteina nie przypominał tego przyjaznego, gdy pierwszy raz się spotkali pod szkołą. Teraz patrzył się wkurzony i zawiedziony. Nie podobało jej się to.

- Chyba mamy do pogadania, Dimitryju Petroviczu. SPORO do pogadania.

Jej brat miał przejebane.

***

- Umawialiśmy się, Misha. Mieliśmy jej nic nie mówić, dopóki sama nie przypomni sobie wszystkiego. Cholera, czego nie zrozumiałeś?

Zoya siedząca w tej chwili na blacie stołu w czytelni biblioteki szkolnej. Reszta towarzystwa rozsiadła się, lub stała jak w przypadku Jeana, na kształt koła na kilku innych meblach. Sasha siedziała z nogami na oparciu jednego z foteli, Conny umieścił się na podłodze koło dziewczyny, która nie przejmując się niczym, wcinała ramen instant. Jak ona go sobie zrobiła tak szybko, to ja zielonego pojęcia nie mam. Marco z Dimitrem siedzieli po obu jej stronach, jakby się bali że ktoś tu ponownie wpadnie, a oni nie zdążą jej obronić.

Sama potrafię o siebie zadbać...

Obecność Bodta potrafiła jeszcze zrozumieć. Przed chwilą nakleił plaster na jej głowę, bo jak się okazało, przy upadku dosyć mocno uderzyła się w czoło. O kamień otaczający jeden z orzechów, którego żadne z nich nie zauważyło. Kurwa, ja to mam jednak szczęście.

Po tym jak wrócili wszyscy do budynku, Sasha z Connym udali się gdzieś odłożyć broń, a Jean z Marco pilnowali jej i Dimitryja, który trzymał w ręce zebrane przed powrotem dokumenty w teczce. Atmosfera była tak napięta, że najniższa w towarzystwie miała wrażenie, iż wystarczyłaby mała iskra, żeby podpalić emocje które kotłowały się w duszach jej brata i kolegi o końskiej twarzy.

- Zrozumiałem wszystko - odpowiedział Misha, pozostając niewzruszony - Ale powiedziałem ci, że muszę to przemyśleć. Niestety, wtedy gdy miałem to przemyśleć, wystąpiły pewne... okoliczności.

- To że zaczyna sobie przypominać, nie oznacza że masz prawo od razu jej o wszystkim mówić! Przecież to jeszcze nie jest oznaka że można jej powiedzieć o misjach! Masz tam coś pod kopułą?!

- Nie powiedziałem nic o misjach. Chciałem ją wprowadzić powoli. Skąd ci do tego pustego końskiego łba przyszło, że od razu mam zamiar ją ze wszystkim puścić na głęboką wodę?

- No nie powiesz mi chyba że...

Zoya co rusz przymykała zmęczona oczy. Uderzenie w głowę, która bolała potem jakby w latarnię przywaliła, informacje o nich wszystkich jakie przekazał jej Dimitry, a także świadomość tego co się z nią dzieje sprawiały, że miała wrażenie wybuchu eksplozji w swojej własnej głowie. Albo że po prostu jest już na dzisiaj zmęczona tym wszystkim.

Jak tylko wrócimy do domu z Mishą, to będę musiała to sobie wszystko poukładać. Bo jak nie, to chyba oszaleję od tego.

- Nie chcę się wtrącać - odezwał się inny głos, tym razem kobiecy, i to taki który kompletnie nie pasował do Sashy. Zoya potrzebowała chwili żeby otworzyć sklejone od zmęczenia i potrzeby snu powieki (albo od ilości kurzu którego było tutaj po cholerę), by zobaczyć o co chodzi. Jej zmęczonym oczom ukazała się wysoka szatynka o brązowym oku, drugim przykrytym czarną przepaską. Ubrana była w mundurek szkolny z marynarką w herb Zwiadowców, ozdobioną srebrnym sznurem galowym i zapiętym pod szyją krawatem bolo z zielonym kamieniem. Miała wrażenie każdy w jej towarzystwie zamarł jakby ich zamienili w posąg - Ale czemu się ze sobą kłócicie chłopcy? I co ma oznaczać "MieliśMY nic nie mówić, póki sama sobie nie przypomni"?

Każde z nich głośno przełknęło ślinę. Poza młodszą Petrov.

- Kim jesteś? - spytała tak nagle, że biedna szatynka odsunęła się do tyłu wystraszona, potykając się o dywan. W rezultacie skończyła z obitym tyłkiem, i głośnym wrzaskiem, który o dziwo nie sprowadził jeszcze nawiedzonej bibliotekarki. Srebrnowłosa przymknęła oczy na chwilę, słysząc dudnienie i czując drżenie pod sobą. Momentalnie wstała, chcąc sprawdzić czy dziewczynie nic nie jest.

- Wszystko dobrze? - ułożyła dłoń na jej ramieniu. Musiała unieść dłonie, żeby dziewczyna nie krzyknęła znowu - Błagam, nie krzycz!

Dziewczyna o śniadej cerze zatrzymała się w pozie niemego krzyku. Z jej ust wydobywały się nieokreślone dźwięki, przypominające jakieś dziwne jęki. W normalnej sytuacji dziewczyna by się zaśmiała, ale nie była to odpowiednia chwila na parsknięcie śmiechem.

- Zeeee mną wszystko okej, kochanieńka! Ale kiedy ty tu się pojawiłaś? - spytała opierając głowę na ręce i uśmiechając się szeroko. Przypominała teraz szczęśliwego szczeniaczka czy papugę, która czeka na odpowiedź.

- Byłam tu cały czas - odpowiedziała spokojna, mając pewność że nic jej się jednak nie stało.

- Pomożesz, ślicznotko? - dziewczyna wyciągnęła w jej stronę rękę, za którą Zoya chwyciła, podciągając wyższą od siebie do góry. Brązowowłosa otrzepała swoją spódnicę oraz legginsy które pod nią nosiła, po czym podwinęła rękawy swojej marynarki - Skoro nic mi nie jest, ktoś mi odpowie o co ta głośna wymiana zdań?

- Ona już wie.

Dimitry patrzył w podłogę, gdy szatynka spojrzała na niego w szoku. Chyba kompletnie się nie spodziewała usłyszeć czegoś takiego. Nie wyglądał jakby było m przykro.

- Dimitry...

- Wiem, znam zasady! - krzyknął srebrnowłosy. Ewidentnie się trząsł z gniewu. Gniewu że sytuacja potoczyła się w takim kierunku, a on nie mial innego wyboru niż się przyznać - Wiem że nie wolno mówić osobom które sobie nie przypomniały wszystkiego o naszych działaniach... Ale Hanji-san, to jest moja siostra! Jej sytuacja nie jest taką jaką mamy zazwyczaj! Nie mogłem tak po prostu siedzieć cicho, to mnie już przerastało!

Wszyscy patrzyli w szoku na chłopaka średniego wzrostu, trzęsącego się jak galareta. Momentalnie każdy spuścił wzrok na podłogę, poza Zoyą i Hanji-san. Każdemu było głupio, gdy poznali prawdę. A była ona bolesna dla Dimitryja, co zrozumieli dopiero teraz.

Brązowowłosa, krótko ścięta dziewczyna, starsza od nich westchnęła, przymykając oko. Ściągnęła po chwili okulary, które miała na nosie by przetrzeć oczy. Włożyła je z powrotem, po czym podeszła do Dimitryja. Delikatnie położyła mu ręce na ramionach, jakby nie chcąc go wystraszyć.

- Rozumiem twoją decyzję Misha - zaczęła po chwili zmęczonym głosem - Nie zmienia to jednak faktu że złamałeś zasady. Będzie trzeba wyciągnąć z tego konsekwencje. Dobrze wiesz, że to mogło mieć dla twojej siostry fatalny skutek.

- Rozumiem. Kiedy mam iść pakować rzeczy? - spytał srebrnowłosy kiwając smutno głową.

- Chwila moment! - wtrąciła się srebrnowłosa, czując jak na słowa brata grunt pod jej nogami zaczyna się powoli osuwać - Za złamanie takiej zasady jest wyrzucenie ze szkoły?!

- To jedna z najważniejszych zasad. Nie można nikomu powiedzieć o wspomnieniach z poprzedniego życia zanim ta osoba sobie nie przypomni. To tak, jakby ktoś Ci zaspojlerował całą akcję w anime.

Na słowa Marco myślała że zemdleje. Nie mogli wyrzucić jej brata, nie mogli!

- Hanji-san, proszę! Nie pani nie każe w ten sposób mojego brata. On nie zrobił tego w złej wierze! Chciał mi tylko pomóc!

- Dzieciaki spokojnie! - powiedziała starsza od nich licealistka, podnosząc ręce w geście obronnym - Po pierwsze, jakie "pakowanie rzeczy" Misha? I jakie "wydalenie" Zoya? Nie powiedziałam nic takiego! Nawet słowem nie wspomniałam o doniesieniu informacji o wybryku Dimitryja!

Rodzeństwo patrzyło zaskoczone na szatynkę. Ale jak to...?

- Przecież Marco przed chwilą powiedział...

- Owszem, takie są zasady. Ale kto powiedział że ta informacja ma dotrzeć do góry, kochanieńka? Że góra musi o wszystkim wiedzieć?

Każdy w pomieszczeniu patrzył się w ciszy na starszą. Nie wiedzieli ponownie co mają powiedzieć. Nikt się ponownie nie spodziewał czegoś takiego.

- Co się tak patrzycie jak ciele w malowane wrota? Skoro już i tak naruszyliście jedną z najważniejszych zasad szkoły, to też chce się przyczynić do czegoś co pomoże naszej kochanej Wariatce Korpusowej numer Dwa!

- Czyli że ty...

- Nie powiem nic Zackly'emu, ani nawet Erwinowi. Brewka niech sobie siedzi nad strategią, a jeśli nawet się dowie, to już wiem jak go udobruchać - powiedziała z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Widoku dopełniały czerwone policzki i zaparowane szkła okularów. Wygląda jak ja, gdy czytam po nocach yaoice albo inne fan fiction na Shingekipadzie.

- Więc...

- Więc pomogę Petrov przywrócić wspomnienia. Mam nawet pomysł od czego zacząć.

Straszny uśmiech ozdobił twarz okularnicy, na co każdy w tym towarzystwie się wzdrygnął.

Dlaczego mam złe przeczucie co do tego?

***

Cześć i czołem moje kluseczki z rosołkiem, albo Tytanki w sushi! Jak wam się podobało?

Wiem wiem, nie było mnie PONAD miesiąc. Miałam sporo do zrobienia z nauką, zanim skończyłam szkołę, jak chociażby podniesienie chociaż minimalnie sobie średniej czy próba popraw kartkówek z matmy. A dochodziły jeszcze maturki, także no.

Ale na szczęście jestem już po wszystkich maturkach, także postaram się być bardziej obecna jeśli chodzi o pisanie.

Choć z tym może być różnie. Mam dosyć nieciekawą sprawę w domu, ale nie chcę mówić co to. Mia_Kamiya-Sawyer, ty wiesz o co chodzi. Niby jest lepiej, ale zawsze może się pogorszyć.

Podsumowując dzisiejszy rozdział:

•Bliźnięta Petrov zostały zaatakowane przez jakiegoś ninja czy innego płatnego zabójcę których znamy bardzo świetnie z tych naszych kochanych rysunek czy tam gier

•Dimitry umie się fightować na miecze, ale nie patrzy na to co ma pod stopami

•Zoya pokazała część swojej "ciemnej strony", a także została wystawiona na próbę

•pokazało się jakieś dziwne wspomnienie, które jest "niekompletne"

•dostali oboje opierdol od Janka, oraz zyskali dodatkowego sojusznika

•POJAWIŁA SIĘ HANJI! KTO JEST HEPI I MA BANANA NA TWARZY?

Ciekawe co takiego wymyśliła Hanji? Z naszą kochaną cioteczką bywa różnie, bać się czy nie bać? Jak myślicie?

Pozostawiam was z waszymi przemyśleniami którymi możecie się podzielić w komentarzu. Serdecznie zapraszam do dyskusji!

Z mojej strony to wszystko! Do zobaczenia w następnym rozdziale, który nie wiem kiedy się pojawi! Ahoj kamraci!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top