your submissiveness
[warning: rozdział jest naprawdę 18+ także ostrożnie wszyscy, jeśli ktoś jest wrażliwy, chociaż to opowiadanie całe takie jest ;') also włączcie piosenkę pls]
Upił łyk whiskey, nie będąc pewnym, czy dobrze zrozumiał. Drewniany smak rozpłynął mu się po języku, po czym przeszedł na gardło. Zerknął ponownie na sms, jakby nie przeczytał go dostatecznie wiele razy.
„Załóż garnitur, chłopcze. Pełny. Nic ekstrawaganckiego"
Z boku można by stwierdzić, że chodziło jedynie o elementy ubioru. Nic takiego, jeśli by się nad tym zastanowić. Jungkook wiedział jednak, że Jimin nie jest głupi. I on sam również nie był. Znał się na tym zbyt dobrze, by się nie domyśleć.
Drogi garnitur był bowiem łatwą manifestacją statusu majątkowego. Władzy. Dominacji, nie tylko tej czysto związanej z pracą.
Kolejny łyk alkoholu, który zdawał się go dziwnie rozbudzać. Myśli docierały do niego powoli, jakby w ogóle im się nie spieszyło. Odgiął lekko głowę do tyłu, oczy skupił na moment na suficie.
- Co do cholery? – powiedział na głos, wypełniając salon samotnym zdaniem. Nie rozumiał. Zwłaszcza, że od rana był kłębkiem emocji, których nie potrafił okiełznać. Najpierw ta wiadomość o morderstwie, a teraz Jimin, który wyraźnie sugerował mu jedną rzecz.
Która w odniesieniu akurat do niego wprawiała go w panikę ale i dreszcze przechodzące po kręgosłupie i szybsze bicie serca. Nie często bowiem miał ku temu okazję, w dodatku tym razem...
Miał to wszystko robić właśnie z Parkiem, ściskać jego blond kosmyki, szeptać do ucha, kontrolować.
Dla Jungkooka brzmiało to jak fantazja a nie rzecz, która miała się rzeczywiście wydarzyć w życiu realnym. Z takimi myślami przeszedł do garderoby, gdzie chował wszystkie ubrania. Miał jeden czarny garnitur, który nosił zazwyczaj na uczelnię na ważne uroczystości. Wyglądał w nim lepiej, niż dobrze i naprawdę był tego świadom.
Nie mógł powstrzymać krzywego uśmiechu, gdy już włożył na siebie całość, powoli, jakby celebrował cały proces i nadawał mu znaczenia. Spojrzał w lustro, widząc siebie w nieco innym świetle niż zazwyczaj. Bił niezaprzeczalną pewnością siebie, ale nie tą, którą miał na scenie. Ta była nieco inna, bardziej wysoka, nie znosząca odmowy, czuł się zupełnie inaczej, niż zazwyczaj, a wystarczyła świadomość zbliżających się wydarzeń i inny strój.
Odetchnął głębiej, po czym sprawdził godzinę na telefonie. Musiał się powoli zbierać, jeśli chciał zdążyć.
Nie posiadał dzisiaj bowiem zbyt wiele cierpliwości. Chociaż wciąż wypełniały go skrzydła motyli, które muskały od środka porcelanę jego ciała, mówiąc mu, że to jedynie rola której potrzebował drugi i nie oszuka tym tego, kim jest.
***
Warkot silnika niósł się ulicą, opony z piskiem ślizgały się po czarnym asfalcie, dając znać, że kierowca nie należał do tych, co przejmują się prawem. Co zresztą poczuł na jednym odcinku drogi, gdy radar nie omieszkał błysnąć za nim, sugerując, że jechał zdecydowanie zbyt szybko. Nie dbał jednak o to. Mógł sobie pozwolić na mandaty.
W myślach miał jednak kompletną rozsypkę. Umysł wypełniony migającymi obrazami pogrzebu, na którym był tego ranka. Wszystko załatwiał dosłownie na ostatnią chwilę, nie miał zamiaru czekać. Pamiętał dokładnie twarze każdego, ludzi, którzy byli przygotowani na śmierć lepiej niż niejeden przeciętny obywatel, a mimo to pełnych niezrozumienia dla tego wydarzenia. Drewniana trumna ze zdobieniami skrywała w sobie postrzelone ciało Nathalie. Dziewczyna o ciemnych włosach leżała tak jakby zasnęła, ubrana w granatową, długą suknię, podobno swoją ulubioną, według Chloe. Ta bowiem nie potrafiła kompletnie zebrać myśli, była zupełną pustką i kulką łez, gorzkich i przepełnionych żalem. Jimin wiedział, że obecnie byli bliscy stracenia kogoś bardzo ważnego w ich biznesie. Mimo to nie winiłby jej, gdyby odeszła. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić jak to jest stracić kogoś ukochanego, ot tak, bez zapowiedzi. Jakby życie nie miało żadnej stabilności i mogło przestać istnieć niczym drobnostka.
Nie chciał nawet myśleć, jakby było, gdyby stracił swojego chłopca. Wolał nawet nie wprowadzać do głowy tej wizji.
To wszystko miało zbyt wiele ofiar, a on liczył, że nareszcie będą mogli wyjść na prostą, choć odrobinę. Nawet jeżeli ich problemy nie miały ulec kompletnej degradacji tylko dlatego, że postrzelili trójkę mężczyzn.
Odetchnął ciężko. Skupił się na celu, do którego obecnie zmierzał. Dawno się tak nie czuł. Taki słaby, kruchy, łatwy do rozbicia. Nie sądził, że jeszcze jest do tego zdolny. Zwykle starał się nie angażować w odejścia. Te zdarzały się przecież cały czas, każdemu. On znał to uczucie bardzo dobrze. A jednak nie potrafił teraz nad nim panować, przepełniony winą, frustracją i potrzebą uwolnienia się od tego.
Znał na to tylko jeden lek, jedno ciało i duszę, która odbierała mu wszelkie skazy i czyniła go rozgrzeszonym.
Zaparkował pod klubem, ostatni raz napełnił płuca powietrzem nieco mocniej. Potrzebował Jungkooka, tak mocno, chciał go już mieć obok siebie, chciał...
By nim władał, w każdym tego słowa znaczeniu. Chciał mu ulec i być mu poddanym, choćby na te kilka godzin, delikatny i niezdolny do odmowy, choć nie miał pojęcia, czy to mogło się w ogóle stać.
Był jednak w zbyt złym miejscu by kierować Jungkookiem, tym razem to on musiał wskazywać mu drogę.
Wyszedł z samochodu, ciemne jazzówki stukały o kostkę, materiał garniturowych spodni delikatnie muskał skórę pod wpływem ruchu. Wiatr bawił się jego blond kosmykami, a jedwab koszuli marszczył gdzieniegdzie. Przygryzał nerwowo wargę, niepewny na co się właściwie porywa. W środku nie było sporo osób, od ostatnich wydarzeń nie minęło najwyraźniej wystarczająco dużo czasu i nad tym miejscem wciąż wisiała atmosfera zbrodni oraz zapach policyjnych taśm. Jimin bez trudu udał się na piętro, czując ścisk w żołądku, coś, co na co dzień było mu obce w permanentnym chłodzie jego osoby. Przeszedł w kierunku pokoi, niosąc swoimi butami echo rozchodzące się po pustej sali do występów.
To tutaj stracił dla niego zmysły.
Kolejne kroki, kolejne myśli, które zdawały się biec w jego głowie w zawrotnym tempie. Zdecydowanie nie czuł się dzisiaj sobą, nie potrafił znaleźć tego spokoju i opanowania, jakim zazwyczaj emanował.
Nie był jeszcze rozbity, ale bliski, bliski pozostawienia siebie w ostrych odłamkach na podłodze, takich, których zebranie w całość jedynie raniłoby osobę próbującą to zrobić.
Ostrożnie otworzył drzwi od pokoju, w którym był już wcześniej. W głowie wybuchły mu tysiące obrazów, klatek, emocji i doznań z tamtej nocy. Z kilku godzin. Pamiętał wszystko, nawet najdrobniejsze muśnięcia pomiędzy nimi. Przymknął powieki, wypełniony tymi myślami. Zdziwił się, że Jungkooka jeszcze nie było, ale nie miał zamiaru narzekać. Wiedział, że się zjawi. Usiadł więc na krawędzi łóżka i czekał.
Czekał cierpliwie, licząc bicia swojego serca.
Minęło kilka minut, które wypełniły pomieszczenie ciszą, spokojem, ale i napięciem. Zaraz miała nadejść burza, za moment coś miało pęc w tej atmosferze i rozpocząć nawałnicę.
Skrzypnęły drzwi, drewniana powierzchnia odsunęła się odsłaniając sylwetkę Jungkooka, ubranego tak, jak zwykle robił to ze sobą Jimin. Garnitur, biała koszula, lakierki, perfekcyjnie zawiązany krawat.
I błysk w oku zwiastujący więcej, niż oboje mogliby przypuszczać.
Jungkook wszedł do pomieszczenia nieśpiesznie, pozwalając obcasom delikatnie stukać o podłogę. Dźwięk niósł się po pokoju, odbijając się od ścian. Zamknął drzwi na klucz, a zgrzyt zamka wprawił Jimina w drżenie. Tęsknił za tym uczuciem, tęsknił za tym cholernie mocno, a jeszcze mocniej za chłopcem, który był tuż przed nim.
Szatyn zerknął na Jimina, bezwstydnie wędrując wzrokiem po jego ciele. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, oprócz tego, że po raz pierwszy nie czuł się uwięziony pod jego wpływem, a w pewien sposób zdolny do posiadania tej chwili i rządzenia nią.
- Skąd ta decyzja? – zapytał w końcu, przerywając ciszę między nimi i robiąc kilka kroków do przodu. Stał tuż przed nim, spoglądając z góry na tęczówki blondyna, wypełnione drżeniem gwiazd, kompletnie niepodobnym do niego. Jungkook miał w sobie niewielki supeł niepewności, jakby to nie było do końca jego. Mimo to płonął w nim pożar i pragnienie, by sprawić, że tym razem to drugi mu ulegnie, w dodatku na własne życzenie.
- Potrzebuję rozproszenia – stwierdził cicho, oblizując delikatnie wargi, na których szatyn zawiesił na moment wzrok. Ręka blondyna znalazła się na plecach drugiego, sprawiając, że byli jeszcze bliżej. Jungkook spoglądał na czubek jego głowy i choć chciał się rozpaść pod jego dotykiem, to nie mógł sobie na to pozwolić. Zamiast tego ściągnął dłoń mężczyzny z własnych pleców i przygwoździł drugiego do materaca, pozostając nad nim. Jimin odchylił lekko szyję z krzywym uśmiechem. Chłopak szybko się uczył, poza tym nie spodziewał się po nim takiej gwałtowności. Oboje przez moment wpatrywali się w siebie, centymetry dzieliły ich usta, oddechy mieszały się ze sobą, ciepło przenikało mimo warstw ubrań. Oboje czuli swój zapach, swoją obecność, wszystko to, co nie pozwalało im trzymać pragnień na wodzy.
- Rozproszenia przed czym? – powiedział cicho Jungkook, lecz nie otrzymał odpowiedzi słownej, gdyż Jimin uniósł się leciutko i musnął wargi drugiego, inicjując pocałunek, który Kookie natychmiast przerwał, zaciskając palce mocniej na jego nadgarstkach.
- Nie wolno ci mnie całować bez pozwolenia – jego głos przybrał głębszą barwę. Wiedział, że teraz mógł mu tak powiedzieć, coś tak innego, niż w normalnych okolicznościach. Jimin jednak sam kazał mu tu przyjść i być dominującym. To więc zamierzał uczynić, nieważne jak mocno chciał, by to z nim robiono to wszystko. Tym razem to on złączył ich usta, w sekundę zamienili to w jeden wielki bałagan. Języki splotły się ze sobą, Jungkook poruszał biodrami, sprawiając, że oboje wypełniali pokój kolejnymi westchnieniami. Szatyn przerwał pieszczotę, patrząc z satysfakcją, jak mokre i nieco opuchnięte od pocałunku były rozchylone usta blondyna. Delikatnie przejechał po nich kciukiem drugiej ręki, po czym włożył jeden palec do środka. Oczy Jimina zalśniły, język natychmiast rozpoczął pracę, choć jedynie na parę sekund. Po tym Jungkook zszedł z chłopaka, nie kazał mu jednak wstawać. Zdjął jedynie swoją marynarkę, odsłaniając białą koszulę, opiętą na każdym mięśniu. Obrócił się w kierunku komody. Wiedział doskonale, gdzie co znaleźć. Po kilku sekundach czerwony sznur był już w jego dłoniach. Niezbyt gruby, idealny, żeby unieruchomić nadgarstki. Położył go na łóżku, po czym zajął się rozpinaniem koszuli, z należytą finezją, nie omieszkając muskać palcami skóry drugiego. Drżał przy tym, choć próbował to ukryć.
Naprawdę mu się poddał, tak słodko i bezgranicznie.
Materiał po chwili odsłonił umięśniony tors, każdą krzywiznę, którą tak uwielbiał. Jimin uniósł się lekko na łokciach, czując jak przyspiesza mu puls. Potrzebował tego, natychmiast, choć domyślał się, że będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Ostatecznie Jungkookowi udało się ściągnąć mu koszulę i rzucić ją na podłogę. Palcem wskazującym nacisnął na mostek drugiego, każąc mu tym samym położyć się z powrotem, co ten uczynił pod tak niewielkim naporem.
Kontrolował go całkowicie, choć na dobrą sprawę nawet nie przeżyli jeszcze ze sobą pełnego stosunku.
Miało to jednak o wiele mniejsze znaczenie w odniesieniu do tego, co ich łączyło.
Szatyn zaczął pracować nad węzłami na nadgarstkach blondyna. Czerwień kontrastowała ze skórą mężczyzny, tworząc bardzo dobry dobór barw. Resztę sznura Jungkook przywiązał do ramy łóżka, pozostawiając ręce Jimina lekko ugiętymi. Złożył kilka pocałunków na gładkich przedramionach i przy zgięciu łokcia, gdzieniegdzie przygryzając skórę. Chciał zostawić na nim jeszcze wiele śladów, choć nie wiedział, czy nie będzie tego potem żałował.
Z drugiej strony czemu miałby? To on był w końcu tym, który dyktował każdy ruch i muśnięcie. Choćby i miał to czynić tylko tego wieczoru.
- Nie za ciasno? – zapytał po chwili, spoglądając na mężczyznę, którego wzrok był już leciutko zamglony, a spodnie zdecydowanie zbyt opięte w jednym miejscu. Jimin zdobył się jedynie na pokręcenie głową, choć wiedział, że chłopak i tak związał go dość delikatnie. Jednocześnie czuł w środku kwitnące kwiaty przez delikatność drugiego oraz słodycz bycia po drugiej stronie, której zazwyczaj nie praktykował.
Chyba, że chciał na moment uciec, odciąć się.
Jungkook jedynie uśmiechnął się do siebie i przeszedł do skórzanego paska od spodni Jimina. Odpiął klamrę i pewnym ruchem wysunął go ze spodni, owijając dookoła swojej dłoni. Blondyn zadrżał, widząc całość ruchu, jaki wykonał drugi. Naprawdę szybko się uczył, albo instynktownie wiedział, co robić. Wolną dłonią zaczął rozpinać rozporek i guzik spodni, pozwalając zetknąć się swojej dłoni z materiałem bokserek drugiego. Ten był już mocno napięty i nawet chwilowy dotyk sprawił, że Jimin delikatnie przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu. Czekał na to, tak bardzo chciał być już tutaj kompletnie nagi, zdany na łaskę bądź niełaskę.
Ruchy dłoni Kookiego stawały się coraz pewniejsze, po chwili zsunął spodnie z drugiego, zdjął jazzówki wraz ze skarpetkami i odrzucił spodnie dalej. Począł składać delikatne pocałunki na udach blondyna, słysząc jak słodko wzdychał. Nie był głośny, ale subtelny, jakby nie potrzebował aż tak głośno okazywać przyjemności. Jungkook był jego zdecydowanym przeciwieństwem. Był cholernie wrażliwy na Jimina i gdy ten robił choćby najmniejszy ruch, szatyn już jęczał, jakby jego ciało odbierało wszystko o wiele mocniej, niż powinno.
Czuł pod ustami gładką skórę, językiem kreślił różnorakie wzory na wewnętrznej części ud mężczyzny, zostawiając czerwone ślady. Z błyskiem w oczach patrzył na wypukłość w jego bokserkach, którą miał się zaraz zająć porządnie, a nie jedynie za pomocą ręki. Powoli odsunął materiał, pozwalając sobie na kontakt z ciałem. Przesunął językiem wzdłuż długości Jimina, na co ten syknął głośno i leciutko napiął unieruchomione ręce. Widok jego chłopca, któremu pozwolił na coś takiego doprowadzał go do szaleństwa, choć nie aż tak, jak myśl związania go, zamiast siebie. Nie mógł jednak skupić się wystarczająco na tej myśli, poddany nowym doznaniom. Usta szatyna pieściły go tak perfekcyjnie, doskonale wiedział, gdzie Jimin był wrażliwy, co sprawiało, że ten zaciskał mięśnie brzucha i poruszał nieco biodrami, niecierpliwie i nagląco. Gdyby spoglądał na siebie z boku byłby pełen politowania. Blondyn nie ulegał. Praktycznie nigdy. Nie pozwalał się kontrolować, wiązać, dyktować niczego. A jednak leżał tutaj, rządzony przez młodszego i stworzonego do uległości Jungkooka.
Serce zabiło mu szybciej. Naprawdę tego chciał? Żeby zapamiętał go słabym? Co chciał osiągnąć wmawianiem sobie, że potrzebował poniżenia? Bycia niżej, niż zazwyczaj, by jakoś przetrawić wszystkie te wydarzenia? Wciąż czuł smutek, ból, głód sprawiedliwości, jaka nie miała nadejść. Trzy śmierci za jedną, czy to nie było w porządku? Dla niego nie. I choć pragnął znaleźć się w chwili obecnej nie umiał dłużej. Sznur wokół nadgarstków zaczął mu przeszkadzać, pozycja kłuć, choć leżał na niezwykle miękkim materacu.
- Przestań – powiedział głęboko, sprawiając, że Jungkook znieruchomiał. Usta miał mokre od śliny, lekko opuchnięte, oczy błyszczące tysiącem galaktyk. Na moment stracił wszelką pewność, przez jedno słowo uciekło z niego całe powietrze i to, z czym tutaj przyszedł. Rozpadł się pod naporem liter i tonem głosu, stał się bezwładny i przywołany do porządku, jakby robił coś złego cały ten czas, a nie spełniał prośbę.
- Rozwiąż mnie – kolejny rozkaz, ostry. Chłód w oczach blondyna przeszył go na wylot. Jungkook nie miał pojęcia, co się dzieje. Nie rozumiał, jakim cudem mężczyzna dokonał takiej zmiany. Ale nie odmawiał, automatycznie przeszedł obok łóżka, rumieniąc się nieco, ze wstydu, tak jak gdyby wszystko tutaj nie powinno mieć miejsca. Było mu dziwnie głupio, mimo tego, że poproszono go właściwie o to wszystko. O rozproszenie, jak to nazwał blondyn, chociaż wciąż nie wiedział, po co mu ono było.
Powoli sięgnął do sznurka, chowając twarz we własnych ramionach, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Czuł ścisk w żołądku, dziwne uczucie, ośmieszenie i dziwny żart. Po chwili ręce drugiego były wolne, chociaż palce Jungkooka trzęsły się przy rozwiązywaniu splotów, które na szczęście nie były aż tak mocne jak myślał, bo pewnie robiłby to przez pół godziny.
Jimin momentalnie się wyprostował, po czym włożył na siebie spodnie. Wstał, a Jungkook jedynie, choć wbrew własnym odczuciom podróżował wzrokiem po plecach mężczyzny, jak po obrazie powieszonym w światowym muzeum. Były lekko wilgotne od potu i tak kuszące, by zacisnąć na nich paznokcie.
- Jungkook... - zadrżał, gdy usłyszał własne imię i podniósł wzrok, spotykając tęczówki drugiego. Jimin podszedł do chłopaka, który momentalnie wydał mu się niezwykle mały. Dziwiło go, jak szybko potrafił być na jego skinienie. Jak bardzo czuł się podatny na niego, do tego stopnia, że wystarczyło kilka słów, by stracił możliwość kontroli czegokolwiek. – Przepraszam... - wyszeptał, ujmując policzek drugiego. Jungkook jedynie zmarszczył brwi, przestając powoli rozumieć cokolwiek z tego, co właśnie miało miejsce, jakby był w jakimś dziwnym śnie, tracącym sens.
- Za co? – zapytał cicho. – Nie wiem, ja...
- Ciii – głos drugiego był uspokajający, lecz jednocześnie wypełniony znajomą szatynowi nutą. – To nie twoja wina. W żadnym razie. Po prostu... dużo mnie spotkało dzisiaj, więc jeśli ktoś tu powinien się czymś obarczyć, to ja.
- Co takiego?
- Później ci powiem – powiedział zbyt blisko ucha drugiego, zmniejszając odległość między nimi do minimum, co sprawiało, że Jungkook ledwo trzymał się na nogach, świadomy nagiego torsu Jimina, jego ciepła i bycia swoim typowym, władczym sobą. – Teraz chciałbym się tobą zająć... - mruknął gardłowo, odbierając chłopakowi możliwość myślenia. Wydał z siebie cichutki syk, gdy poczuł usta Jimina na szyi. Wciąż miał w głowie cholernie wiele pytań bez odpowiedzi, ciało jednak samo kazało mu je ignorować, a zamiast tego skupić się całkowicie na przyjemności. Jego skóra była mocno stęskniona, choć przecież widzieli się niedawno. Chciał go jednak cały czas, wciąż i wciąż.
Nienasycony.
Jimin uniósł Jungkooka, obejmując dłońmi jego uda i pośladki. Nie był ciężki, nie dla niego. Usta przeniósł na jego usta całując żarliwie wargi drugiego, czując go tak jak chciał, jak potrzebował. Nie rozumiał już własnych odczuć, ale wiedział, że było dobrze tak jak teraz. Jego chłopiec, specjalnie dla niego, jedyny, który mógł go oczyścić ze wszystkiego, co miało miejsce.
Oparł ciało szatyna o chłodną szybę, ręką badając jego brzuch, biodrami napierając na jego. Jungkook jęknął przez pocałunek, przepełniony coraz większym pragnieniem, coraz większą chęcią by go zaspokojono. Prawie już nie czuł przepaści, jaka powstała między nimi przed momentem, Jimin zmniejszył ją bowiem do nieistniejącej przestrzeni między ich ciałami. Postawił po chwili Jungkooka, który ledwo stał o własnych nogach. Jimin miał teraz wolne ręce, które wykorzystał do odpinania koszuli chłopaka. Każdy guzik, powoli, patrząc mu w oczy w taki sposób, że Jungkook miał wrażenie, że zaraz się zapadnie pod głodem, jaki czuł w tym spojrzeniu. Czuł, jakby przez to wszystko, co działo się na początku uwolnił w nim jakąś bestię, coś niezrozumiałego, co chciało go skosztować tak mocno.
Blady materiał opadł na podłogę, moment później dając Jiminowi powierzchnię do tworzenia sztuki z fioletowych malinek i pocałunków. Z finezją sunął językiem po ciele chłopca, smakując każdego skrawka, zatrzymując się na wrażliwych sutkach i obojczykach, które uwielbiał całować. Był upojony chłopakiem, a przecież nawet go całkiem nie rozebrał. Miał dość tego cudownego ciepła, zapachu, gładkości skóry, szorstkości materiału spodni i jęków, słodkich jęków, które ten już z siebie wydawał. Był niezwykle wrażliwy, kruchy, porcelanowy.
Był jego.
Jimin szybko ściągnął dolne części garderoby szatyna, pozbawiając go wszelkiej ochrony. Zaczął gwałtownie, szybko i pewnie. Jungkook nie spodziewał się tego, niemalże brakowało mu oddechu, czuł wszystko zbyt intensywnie, każdy bodziec zdawał się dla niego za silny. Płuca ledwo mu się napełniały, urywał jęki w połowie, by wziąć szybki, desperacki wdech. Usta miał rozchylone, oczy zamknięte, plecy wygięte w leciutki łuk. Jimin nie przestawał, sprawiając, że Jungkook zamienił się w kompletny bałagan, nie mogąc nawet wyartykułować słowa. Przystopował dopiero po paru minutach, gdy poczuł, że chłopak jest blisko krawędzi wytrzymałości, a nie chciał jeszcze, by ten skończył. Pocałował go więc mocno, zabierając dłoń z jego męskości, doprowadzając go do niezadowalającego poruszenia biodrami, domagającego się więcej. Zamiast dotyku w tym miejscu dostał jednak w innym, który również sprawił, że miał właściwie dość. Była to dopiero zapowiedź, gdyż Jimin ujął nadgarstek chłopaka i przeszedł z nim w stronę łóżka, odbierając drugiemu uczucie chłodnej szyby za jego plecami.
- Połóż się, brzuchem na dół – powiedział jedynie, a Jungkook wykonał wszystko bez odmowy, czując rozchodzące się dreszcze, które wędrowały w dół jego kręgosłupa. Był niecierpliwy, choć wszystko trwało wciąż dość krótko. Próbował zebrać myśli choć po części, nie umiał jednak odzyskać trzeźwości myślenia w takim stanie. Miał na sobie tysiące ścieżek stworzonych dotykiem palców i ust Jimina, a każda z nich płonęła na jego skórze zabierając mu tę możliwość.
Blondyn podszedł do komody, przeglądając wszystkie szafki, w poszukiwaniu jednej rzeczy, jaką chciał wykorzystać. Wiedział, że to może być nowe dla drugiego, mimo to wolał spróbować. Wiedział, że taki widok prawdopodobnie go zabije, ale był na to gotowy, zwłaszcza dzisiaj.
Ostatecznie mu się udało. Wyciągnął ciemną obróżkę, którą zacisnął w dłoni. Miała niewielkie oczko na zaczepienie smyczy, która leżała tuż obok niej, długa na ponad półtora metra. Zapiął ją o metal, co nie uszło uwadze Jungkooka, który usłyszał cichy zgrzyt.
Po chwili ręce drugiego zapinały mu ozdobę na szyi, podczas gdy szatyn nie mógł się oprzeć uśmiechowi. Ciasnota wokół szyi dodawała wszystkiemu nieco ostrzejszego wydźwięku. Dopiero po chwili poczuł ciągnięcie z tyłu, zdając sobie sprawę, że jest na smyczy.
- Kurwa, Jungkook – głęboki głos Jimina przeciął odległość między nimi, doprowadzając ich obu do szaleństwa. – Wyglądasz teraz tak... Boże... - nie był nawet w stanie tego określić, upity myślą o chłopaku poddanym mu w ten sposób. Nie wplatał za mocno akcesoriów w seks, a teraz zdawało mu się, że nie mógłby mieć lepszego pomysłu.
- Mhm – mruknął chłopak w odpowiedzi, wyginając się lekko. Jimin zacisnął jedynie palce mocniej na uchwycie smyczy po czym zaczął całować kręgosłup chłopaka, jednocześnie wypełniając go powoli dwoma palcami. Każdy dźwięk, jaki wydawał podczas tego był dla niego niczym gra skrzypiec, coś co tak cenił, uwielbiał, subtelne dźwięki lub te zupełnie niekontrolowane, same uwalniające się na zewnątrz. Z początku był powolny, by potem przyspieszyć w miarę minut i słodkich błagań chłopaka o więcej i więcej. Jimin byłby w siódmym niebie, gdyby mógł go... zasmakować w pełni. Poczuć, jak drugi się na nim zaciska. I chciałby to przeżywać wciąż i wciąż, podświadomie jednak nie potrafił się złamać do tego, czując, że zabierze drugiemu czystość. Czekał na zgodę, na prawdziwą chęć.
Nie chciał go pieprzyć, chciał go kochać, tak prawdziwie jak tylko mógł, choć jeszcze nie wiedział, że to właśnie to w nim siedziało.
Z bolesną powolnością wyjął palce na zewnątrz, by zastąpić je językiem oraz mieć wolną rękę do zajęcia się męskością chłopaka na nowo. Jungkook trząsł się od bodźców, pewien, że długo nie wytrzyma. Czuł jakby obroża na jego szyi odbierała mu powietrze, a fakt ten rozchodził się prądem po jego całym ciele, był na krawędzi, praktycznie kompletnie bezwładny. Kontrolowały go doznania i przyjemność. Dwie rzeczy, które wiedział na pewno.
I jedno imię, które miało zyskać coś więcej niż jego ciało i duszę.
- Jimin, ja zaraz... - jęknął desperacko, nie mogąc złożyć zdania, próbując powstrzymywać się jak długo mógł.
- Spokojnie, jak tylko będziesz chciał – powiedział, przerywając na moment, by zacząć na powrót z większą żarliwością, sprawiając, że Jungkook doszedł głośno w pokoju, wypełniając go ostatnią nutą w swoim długim utworze. Opadł na pościel nieco wykończony, oddychając wciąż ciężko, próbując poskładać się w całość. Jimin za to pochylił się nad chłopakiem i pocałował go w czubek głowy. Pozwolił się mu obrócić, by widzieć jego zamglone spełnieniem oczy, wciąż błyszczące jednak tym samym blaskiem. Jungkook wydał mu się w tym momencie piękniejszy niż gwiazdy na nocnym niebie, a jego imię brzmiało lepiej, niż kompozycje Mozarta. Jimin nie sądził, że byłby w stanie oddać mu wszystko, nawet to, czym jeszcze z nikim się nie podzielił.
A co nieuchronnie robiło to z chłopakiem przed nim.
- Wszystko w porządku? – ton miał łagodny i miękki. Rękoma zaczął odpinać chłopcu obróżkę, którą odłożył razem ze smyczą na tył łóżka.
- W jak najlepszym – mruknął Jungkook. – Mogę cię zapytać o to samo?
Jimin zamarł na moment, odwracając wzrok.
- Nie do końca – powiedział, kładąc się obok chłopaka.
- To znaczy? – głos momentalnie przybrał nieco smutniejszą barwę, której Kookie się po sobie nie spodziewał. Troszczył się o niego? Prawdopodobnie. Nie wiedział, na ile mocno, ale robił to, nawet jeśli przyznanie tego nie było czymś aż tak prostym.
- Po prostu... stało się coś złego, po części z mojej winy – stwierdził, mówiąc ogólne pół-prawdy.
- Na pewno nie masz się za co obwiniać.
- Skąd wiesz? Nie jestem czysty.
- Może, ale nie sądzę, byś czynił źle.
Zdziwiłbyś się, chłopcze – powiedział Jimin w myślach, czując jednocześnie leciutkie ukłucie w środku.
- Miło mi, że tak myślisz – odparł, muskając dłonią policzek i kosmyki włosów szatyna. – Ale to błędne myślenie.
- Pewnie mi nie powiesz czemu? – po tym pytaniu zapadła cisza, mówiąca sama za siebie. – To nie tak, że oczekiwałem odpowiedzi – westchnął po chwili, odwracając się na plecy. – Rozumiem mimo wszystko, każdy ma swoje sekrety.
- Prawda - stwierdził blondyn, schodząc z łóżka. – Powiedzmy, że to jest mój.
- Poznam go kiedyś?
- Nie mogę ci tego obiecać – usłyszał po chwili. – Być może.
- Być może... - powtórzył chłopak. – Wezmę to za tak.
- Bardzo zabawne, nie dopisuj sobie znaczeń, bo się zawiedziesz.
- Dajesz mi teraz lekcje życiowe?
- To jedyne, co mogę ci aktualnie dać – powiedział, po czym podał chłopakowi ubrania, by ten mógł się zakryć i przestać rozpraszać blondyna.
- Spodziewałem się uścisku i całusa na dobranoc – jęknął Jungkook, czując się zdecydowanie gorzej, niż powinien. Naprawdę sądził, że drugi tu z nim zostanie.
- Przecież nie powiedziałem, że idę sam – powiedział cicho, urażony po części tym, że Kookie sądził iż tak po prostu go zostawi.
- A zabierasz mnie gdzieś?
- Tak, chociaż nie planowałem tego.
- Dowiem się gdzie?
- Zobaczysz – powiedział, po czym zbliżył się do szatyna i ostrożnie zaczął zapinać mu koszulę. Jungkook jeszcze nigdy nie sądził, że zapinanie koszuli może być tak pociągające, a jednak było, chociaż blondyn za wszelką cenę starał się ukryć iskry w swoich oczach na widok mięśni przyozdobionych fioletem.
- Nie cierpię niespodzianek.
- To będziesz musiał je polubić – odpowiedział z uśmiechem Jimin. Po tym skierował się po obróżkę na łóżku i odłożył ją na miejsce, przez co Jungkook zarumienił się leciutko, jakby przed paroma minutami wcale nie czerpał cholernie dużej przyjemności z posiadania jej na szyi.
- Chodź, przejedziemy się.
- Nie rozumiem cię – odparł Jungkook po chwili, wychodząc z pokoju. – Dajesz mi sprzeczne sygnały. Cały dzień.
- Musisz mi wybaczyć ten jeden raz.
- Muszę?
- Jeśli chcesz. Nie mam pojęcia, jak mam się wytłumaczyć, po prostu... przepraszam, że musiałeś robić to wszystko. Widzieć mnie... takim.
- Co masz na myśli mówiąc „takim"?
Znowu cisza, taka dobra i zła jednocześnie.
- Kruchym – powiedział jedynie, a słowo to przeszyło na moment ich obu.
Mieli bowiem coś boleśnie wspólnego, jeśli o to chodziło i właśnie dotarło to do obojga.
- Nigdy bym cię takim nie nazwał – stwierdził po chwili Kookie. – Nawet wtedy... kiedy mogłem cię związać i przez moment cię kontrolować... nie czułem się, jakbym to robił. To wciąż ty mi rozkazywałeś, chociaż próbowałem to przekształcić na swoją korzyść. Nie wiem, co w tobie zaszło, ale wiedz, że nie widzę cię w taki sposób.
I jakimś cudem były to jedne z najbardziej intymnych słów, jakie Jimin słyszał w życiu.
p.s wiem, że długo czekaliście, mam chociaż nadzieję, że było częściowo warto ♡
p.s2 unhook ma swoją playlistę na spotify, gdyby ktoś chciał
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top