your scandalousness


Strzelił, bo i dlaczego miałby pozwolić temu śmieciowi powiedzieć choćby jeszcze jedno słowo więcej. Zamiast tego usłyszał satysfakcjonujący krzyk bólu, który rozniósł się echem po magazynie i wywoływał na jego twarzy nikły uśmiech. Obniżył pistolet i stukając obcasami lakierek po wykładanej panelami powierzchni przeszedł w kierunku mężczyzny leżącego na ziemi, sprawdzającego, jak źle wyglądała jego rana, której krew rozchodziła się po posadzce pod nim.

- Warto było? – zapytał się Jimin, przystając nad zranionym, nie omieszkawszy przy tym spoglądać na niego z odrobiną udawanej łaskawości jak i szczerej kpiny. – Nie uważam. Mogłeś to rozsądniej załatwić.

- Zamknij r... - zaczął mężczyzna, lecz urwał na przeciągły jęk, gdy blondyn nadepnął butem na ranę w nodze mężczyzny, próbując szybko ukrócić jego chęci w wypowiadaniu czegokolwiek więcej.

- Najlepiej dla ciebie byłoby, jakbyś w końcu zamilkł – stwierdził chłodno. – Nie marnuj mojego czasu – dodał, po czym zerknął za siebie, na kilka towarzyszących mu osób, oraz grupę, która przejmowała towar i przenosiła go do samochodów transportowych, mających już za kilka godzin, po uprzednich testach oraz odpowiednim zaetykietowaniu skrzyń z bronią, miały być w drodze na zachód, do jednego z ich klientów.

Nie przewidywano żadnych zmian planów.

- Mark, pozwolisz? – zapytał tylko, łącząc spojrzenie z chłopakiem. Ostatnio mocniej na nim polegał i coraz chętniej zabierał na wszelakie akcje. Chciał powolnie pokazywać młodemu, że mógł sobie pozwalać na coraz więcej i zyskiwał u niego coraz to wyższe uznanie.

Ten skinął tylko głową i zbliżył się do szefa, zostawiając resztę, która zajmowała się rachunkowością na masce jednego z czarnych camaro, jakimi tutaj przyjechali. Nie znali bowiem ostatnio słowa „skromność", od kiedy Park podwyższył im odrobinę dochody.

Ale na to akurat nie narzekała żadna ze stron.

- Byłbyś tak miły i pokazał panu, gdzie jest wyjście? – dopowiedział po chwili, kiedy Mark stanął już obok niego. – Myślę, że mogło mu wypaść z głowy.

- Jasne. Zaprowadzę go – odpowiedział Mark z lekkim uśmiechem, który owiany był niezwykłą niewinnością, niemalże nieadekwatną do zaistniałej sytuacji, była to jednak jedynie iluzja przykrywająca dobitną świadomość chłopaka o tym, co właściwie miał zrobić.

- Dziękuję. Odeślij go z pozdrowieniami ode mnie – powiedział jeszcze Jimin, nim zostawił mężczyznę w rękach Marka. Sam udał się do pozostawionego za sobą zespołu, który był w trakcie pakowania wszystkiego, co jednak nie zajmowało im aż tak wiele czasu i wyglądało na to, że niedługo powinni kończyć.

- Jak wam idzie? – znajomy chłód głosu blondyna dotarł do zebranych przy samochodzie osób, które momentalnie skupiły całą swoją uwagę na Jiminie. – Dużo wam zostało?

- Niewiele. Może jeszcze z dwadzieścia minut pracy i będziemy się zwijać – odpowiedział Jackson, rzucając przelotne spojrzenie na przenoszących skrzynie. – A coś nie tak?

- Skąd, po prostu chciałem wiedzieć, czy się wyrobicie, ale wygląda na to, że i owszem – stwierdził blondyn z wyraźnym zadowoleniem. – W takim razie zostawię was tutaj na trochę. Dopilnujcie, żeby wszystko poszło gładko aż do końca. I odezwijcie się, jak transporty będą w drodze. Ja muszę jeszcze jechać do firmy – powiedział, spotykając się ze skinieniami głowami, mówiącymi mu, że do wszystkich dotarło to, czego od nich oczekiwał. – Oh i zapomnijcie tu wyczyścić. Ta krew tam nie wygląda zbyt bezkarnie – dodał jeszcze, nim przeszedł przez halę, a potem korytarzem do wyjścia. Na zewnątrz pachniało strefą przemysłową, co nie za bardzo wpisywało się w jego gusta. Wolał zdecydowanie woń miasta, aczkolwiek ta również nie zdawała się idealna. Po pokonaniu kawałka parkingu wsiadł do swojego Lamborghini Aventador, które kupił w roku dwutysięcznym siedemnastym. Co prawda nie był to najnowszy jej model, ale miał do niego pewnego rodzaju sentyment.

Odjechał dopiero po chwili, sprawdzając jeszcze, czy nic nie zostało pominięte. Najwyraźniej jednak teren wyglądał na nienaruszony, wszystko się zgadzało, a całość nie przypominała w najmniejszym stopniu miejsca przemytu broni.

Minęło kilka minut, nim udało mu się wjechać na główną czteropasmówkę, która prowadziła na większą autostradę, lub bezpośrednio do miasta. Skręcił więc w kierunku metropolii, dając sobie chwilę na relaks podczas jazdy. Dookoła leniwie roztaczały się pierwsze pomarańczowe odcienie zachodu słońca, krajobraz wyglądał w nich bowiem o wiele bardziej kusząco. Wszystko to posiadało słodką otoczkę czegoś spokojnego, jakby miasto to wcale nie kipiało grzechami ludzi bogatych i występkami tych niemajętnych. Jimin zawsze widział to rozgraniczenie, kontrast, z którym stykał się na co dzień.

Czasami bolał go fakt, że wszystko to tak mocno na niego wpływało. Sam widział w lustrze, we własnym odbiciu, zmiany w błysku tęczówek i rysach twarzy. Im mocniej angażował się w nielegalny biznes ojca, tym mocniej tracił z dawnej łagodności, jaką obdarowała go matka. Od dawna już tęsknił za kontaktem z nią, ale nie umiał za wiele poradzić w związku z tym.

Miał również wrażenie, że traci coraz więcej z bycia sobą przez to, czym się zajmował. Owszem, bezduszność w sytuacjach formalnych wydawała mu się nieodparta, ale ulatująca wrażliwość wcale mu nie odpowiadała, zwłaszcza wtedy, kiedy jej potrzebował. Nawet lekcje baletu, niegdyś tak go cieszące, stawały się niekiedy po prostu obowiązkiem, bo nie chciał zapomnieć ani odrobiny poszczególnych figur.

Od czasu do czasu bowiem wolałby po prostu rzucić to wszystko, ale wiedział, że to technicznie niemożliwe, zwłaszcza teraz, kiedy wszystko zaczynało na powrót się rozwijać, po większej aferze z konkurencją, którą pozwolił sobie uciszyć na jednej z autostrad miasta, zaraz po tym, jak dowiedział się o napadzie na obecny Babilon.

Kosztem jednego ze swoich ludzi, ale jednak tego dokonał.

Zdawał sobie sprawę, że cisza, która obecnie panowała po drugiej stronie mogła być chwilowa, ale nie dbał o to za mocno. Najważniejszy był fakt, że taką pozostawała, oraz, że jego chłopiec mógł być bezpieczny.

Uśmiechnął się sam do siebie, nieoczekiwanie przywołując go w pamięci. Ostatnio coraz więcej rzeczy związanych z Jungkookiem stawało się dla niego kłopotliwych, mimo, że osobiście uważał szatyna za perełkę w swoim życiu, za skarb, który mógł ujmować tylko w szkatułce z własnych palców i dotyku.

Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż następowały pewne komplikacje, których się nie spodziewał. Na przykład zdjęcia, które wysłał mu ostatnio Mark. Napisał mu, że zdobył je jako wycieki od jednego z większych magazynów w kraju.

Ktoś bowiem stwierdził, że śledzenie życia prywatnego Jimina to idealny temat na pierwsze strony.

Blondyna rozdrażniło to dość mocno, jako, że cenił sobie brak zainteresowania tym, co robił poza kamerami. I wolał by sprawy tak zostały, poza tym to nie narażało jedynie jego. Na razie sprawa nie wyszła na jaw, ale sam postarał się już o konkretne kroki i wynajął kilku prawników, by posiedzieli nad sprawą, rzetelne sprawdzając, na jak wielocyfrowe sumy można by pozwać wydawnictwo, gdyby zdecydowali się to opublikować.

Do czego mimo wszystko nie zamierzał dopuścić.

Nie spodziewał się jednak czegoś podobnego. Owszem, przyzwyczajony był do zainteresowania swoją osobą, ale nie do tego stopnia, by śledzić z kim się spotyka i kiedy. Opinia publiczna nie musiała tego wiedzieć, ani nawet się domyślać. Wcześniej nie spotkał się jeszcze z takimi rzeczami, chyba, że celowo kusił media, kierowany namowami ojca, by ujawnić swoją kolejną żeńską partnerkę, mającą przykryć fakt, że Jimin zdecydowanie w kobietach nie gustował.

Starał się nie myśleć o tym za dużo, jako, że wszystko mogło rozejść się w miarę bezboleśnie, niepokoiła go jednak myśl, że jego relacja z drugim mogłaby być w jakikolwiek sposób wystawiona na światło dzienne, pokazana tak, jak życzyły sobie tego środki masowego przekazu – czyli zapewne fałszywie, w pogoni za sensacją.

Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie, miał przecież środki mogące temu zapobiec. I wiedział, że byłby w stanie ochronić od tego ich dwójkę, nawet jeśli niektórzy naciskali by zbyt mocno. Z drugiej strony jednak istniało ryzyko, jakiego nie mógł wykluczyć. Przynajmniej na razie.

Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i skupił się mocniej na drodze, przesuwając owe myśli na dalszy plan, nie zamierzając sobie psuć nastroju, mimo, że sprawa była dość świeża. Miał lepsze plany na zbliżający się wieczór, niż użeranie się z tym wszystkim.

Coś, co miało nastąpić zaraz po nudnej konferencji w jednym z najwyższych budynków w mieście, który widać było nawet z miejsca zamieszkania pewnego szatyna, obecnie malującego błękit pościeli na jednym z podobrazi.

Zakochanym w tworzonej pędzlem scenerii.

***

W budynku zrobiło się nieoczekiwanie cicho. Większość pracowników dawno już wyszła, goniona swoimi obowiązkami. Piętra pozostawały częściowo puste, a jedynymi osobami z nich korzystającymi pozostawali stróże nocni i ochrona.

Jimin przechodził właśnie korytarzem, chcąc udać się do windy i zjechać na parking. Spotkanie niesamowicie mu się dłużyło, choć właściwie nie rozmawiali wcale na tematy nużące. Nie zmieniało to jednak faktu, iż poczuł się nim niezmiernie zmęczony i tylko czekał, aż mógłby finalnie opuścić pomieszczenie, co nastąpiło kilkanaście minut temu. Został jednak jeszcze chwilę, chcąc załatwić jeszcze kilka spraw.

Nim jednak dotarł do drzwi windy, usłyszał kroki za sobą. Znajomy stukot skórzanych, lakierowanych butów z tej samej firmy, w jakiej on kupował, tylko o trzy rozmiary większych. Chód przypominający lwa idącego do swojej ofiary i aura rozchodząca się falami, oznajmująca, że niedługo nadejdzie sztorm.

- Nie wyszedłeś jeszcze? – zapytał w dość oczywistym tonie. – Sądziłem, że zostałem już tylko ja.

- Jak widać myliłeś się – odpowiedział mu ojciec, spoglądając na niego w ten charakterystyczny sposób, oznajmujący, że szykowała się dłuższa rozmowa. – Chciałem jeszcze zająć ci trochę czasu.

- Ah tak? A cóż takiego się stało? – zaczął Jimin, czując lekkie napięcie między nimi, częste, kiedy zaczynali tematy, które zaliczyłby do nieplanowanych, chociaż obecnie nawet nie wiedział jeszcze, o co dokładnie mogło chodzić.

- Ty mógłbyś mi to wyjaśnić – stwierdził, po czym podał blondynowi teczkę, którą do tej pory trzymał w dłoni, a której obecność Jimin wziął za jakieś istotne dokumenty. – Myślę, że chciałbyś mi to wytłumaczyć – dodał jeszcze, obserwując jak jego potomek otwiera zawartość i spogląda na nią ze zmarszczonymi brwiami i wyrazem szoku oraz zdenerwowania w oczach.

- Skąd je masz? – zapytał ostrzej, niżby to wypadało, ale chwilowo nie poświęcał temu aż tak wiele uwagi.

- To nieważne. Istotne jest to, że istnieją i jak zapewne już wiesz, ma je jedno z większych wydawnictw gazet w tym kraju – odparł chłodno mężczyzna, nie siląc się na łagodność.

- Co w związku z tym? Kontroluję sytuację, mam już prawników i...

- Nie widzisz problemu – uciął mu drugi, patrząc na syna oceniająco, z czymś, co miało wywołać skruchę w młodszym, czego jednak nie robiło. – Jesteś obiektem zainteresowania, a ta twoja... osoba towarzysząca – zaczął, ledwo wypowiadając te słowa. – Wcale mi się nie podoba – zakończył, naprawdę starając się panować nad tonem głosu.

- Od kiedy to masz prawo mi mówić, z kim mogę się spotykać? – zapytał Jimin, również unikając przyjemnego wydźwięku. – Zawsze sądziłem, że jesteś ostatnią osobą, mogącą to oceniać.

- Byłbym, gdyby sprawa nie dotyczyła bezpośrednio mojego imienia, jak i firmy – odparł, dając wyraźnie do zrozumienia Jiminowi, że rozpatrywał sprawę dość szeroko i nie życzył sobie skandalu dookoła biznesu.

- A więc o to się boisz – stwierdził dziwnie spokojnie blondyn, patrząc na rodzica lekko z dołu, jako, że był od niego dość sporo niższy. – Że ucierpi twój zamek z piasku.

- Zważaj na słowa synu – upomniał go ojciec, co w jakiś sposób ukuło Jimina w środku, choć nie chciał, żeby to zrobiło. – Pamiętaj, że nie masz całości tego zamku... to wszystko jest rozdzielone między nas dwoje. I uwierz, nie tak trudno jest zmienić zasady.

- Grozisz mi? – zapytał ze zdziwieniem blondyn, nie spodziewając się kompletnie takiego zagrania ze strony mężczyzny.

- Mówię tylko o konsekwencjach, jeśli nie zmienisz podejścia – powiedział drugi z obojętnością. – Chcę żebyś znał sprawę jasno. A wszystkie te zdjęcia mają nigdy nie być dostępne publicznie i mam nadzieję, że wyraziłem się dość klarownie – stwierdził jeszcze, kierując na nie wzrok na moment.

- Nie ujrzą, o to się nie martw – powiedział Jimin pewnie, niemalże zbyt jak na fakt, że jeszcze nic nie ustalono. – Poza tym, mi też na tym zależy, jakbyś nie wiedział.

- Nie dziwię się, w końcu nakryto cię z kochankiem, jak podejrzewam po kontekście – stwierdził mężczyzna, podnosząc nieco ciśnienie w blondynie. – W dodatku to nie jest to kobieta, więc powinno ci zależeć tym mocniej.

- I co z tego? – syknął praktycznie Jimin, dając ojcu niemałą satysfakcję z wyprowadzenia siebie z równowagi, co jednak mało go obchodziło w obecnej chwili. – Myślisz, że się tego wstydzę? – zapytał, nie kryjąc wyrzutu. – Bo musisz wiedzieć, że jest kompletnie inaczej. I jedyną osobą, której to przeszkadza aż tak mocno jesteś ty sam – powiedział jeszcze, oddając ojcowi teczkę i nie omieszkawszy mu nawet powiedzieć słów na do widzenia, albo zakończyć rozmowy, przeszedł w kierunku windy i wcisnął przycisk, który już po paru sekundach otworzył mu jej drzwi.

- Żałowałbym tych słów na twoim miejscu – powiedział tylko mężczyzna, nim zamknęły się metalowe drzwi, oddzielając ojca i syna, dwa poglądy i spojrzenia niczym mur, jakiego nie można było zburzyć.

Choć czasem się starano.

***

- Co cię we mnie tak pociąga, co? – zapytał Yoongi, przechadzając się po swoim biurze, zerkając to na opartego o parapet Hoseoka, to znowu na nowy kolor ścian i wystrój, który postanowił sobie zapewnić po ostatnich wydarzeniach w ramach zmycia pewnych obrazów ze swoich powiek.

I w pewien sposób to podziałało.

Złączył jeszcze spojrzenie z drugim na dłuższy moment, przekazując mu całą esencję tego pytania, całą jego słodką zmysłowość.

- Chyba to, że jesteś takim chłodnym sukinsynem – odparł Hoseok, zaplatając dłonie na karku drugiego, gdy ten podszedł bliżej. – Że nie masz skrupułów, chociaż czasem bywasz ludzki – dodał jeszcze, po złożeniu kilku pocałunków na szczęce bruneta.

- Dobra odpowiedź – uśmiechnął się delikatnie Yoongi, po czym pocałował rudowłosego intensywnie, acz nieznośnie krótko. – A ty, nie jesteś ciekaw? – zapytał ciszej, zostawiając na szyi drugiego widmo własnego oddechu.

- Ja mogę się łatwo domyślić – powiedział z lekką pewnością w głosie, która przyprawiła Yoongiego o cichy pomruk. – Ale nie krępuj się z wyprowadzeniem mnie z błędu – dodał jeszcze, skupiając większość swojej uwagi na dłoniach drugiego na własnych biodrach i jego wargach muskających mu szyję.

- Cóż, jesteś... - zaczął, kontynuując pieszczoty. – Niezwykle seksowny – zakończył, przyprawiając drugiego o cichy, aksamitny śmiech, przyprawiony lekkim wywróceniem oczami, nie jednak tym zirytowanym, a lekko pobłażliwym. – Poza tym uwielbiam twój sposób bycia, twoje dłonie na mnie i sposób, w jaki mnie czasami całujesz – dopowiedział zagęszczając tymi słowami atmosferę między nimi, sprawiając, że powietrze ledwo trzymało te sylaby w ryzach.

- I proszę, zaskoczyłeś mnie – odpowiedział po chwili Hoseok, napawając się tym, co usłyszał, choć nie było to narcystyczne, raczej kierowane faktem, że zdanie to naprawdę go uderzyło, gdzieś w środku. – Poza tym... o jaki sposób ci chodzi? – dopytał, odginając bardziej głowę, tak, że Yoongi mógł bez problemu ująć językiem jego płatek ucha i doprowadzić go do sekundowego szaleństwa owym gestem.

- Ten, kiedy mam wrażenie, że ci na mnie zależy – stwierdził brunet, czując, jak właśnie stworzył między nimi coś kompletnie nowego i niemalże obcego, ale tak im potrzebnego do tego, by ich serca mogły funkcjonować.

Zapadła chwilowa cisza, słodka niepewność wypełniła pomieszczenie na moment, wymieszana z urywanym oddechem Hoseoka, który powodowany był dalszymi posunięciami Yoongiego, nie zamierzającego przestać ani na sekundę.

- Uważasz, że to tylko wrażenie? – zapytał Hoseok moment potem, przerywając to koronkowe milczenie. – A co jeśli ja naprawdę mam to na myśli? – zakończył, kierując głowę mężczyzny tak, by go widział, by mógł złączyć barwę swoich tęczówek z jego własną, tworząc nie tylko fuzję barw ale i emocji, jakie w sobie mieli.

- Wtedy uczyniłbyś mnie kimś bardzo szczęśliwym – stwierdził dziwnie szczerze Yoongi, wcale nie czując się źle z byciem tak odkrytym i łatwym do zranienia, tak długo, jak był blisko drugiego to zdawało się nie mieć znaczenia. – Z resztą, nie powinieneś mnie słuchać, pieprzę jakieś głupoty – dodał po chwili, przerywając tą otoczkę, jaką przez moment nadał rozmowie.

- Chodź na moment – stwierdził nagle Hoseok, przyciągając mężczyznę bliżej i nawet nie skupiając się na lekkim zdezorientowaniu w jego oczach na te słowa. Pozwolił sobie po prostu złączyć ich wargi, tak, jakby chciał na nich wypisać tysiące razy, jak mocno nieobojętny jest mu drugi, jak wiele chciałby mu dać i jak silnie potrzebował go obok siebie.

I brunet zrozumiał, oddając po sekundzie całość gestu z równie płonącą pasją, ignorując kompletne ciche buczenie telefonu na własnym biurku, na którym wyświetlał się numer chłopaka, o którym wolał już nawet nie mówić w rozmowach czysto formalnych. Którego imię wywoływało fale wspomnień i było dla niego niewygodne.

I którego własny telefon właśnie powiedział mu, że abonent jest czasowo niedostępny.

***

Nie odbierał. Cholernik nie odbierał, ale Jungkook nie miał już siły dzwonić. Zamiast tego schował komórkę do kieszeni spodni i dalej czekał na przyjazd Jimina, którego tak oczekiwał.

Choć ostatnio widzieli się naprawdę często, ale nie często w podobnych okolicznościach.

- I jak tam? – zapytał go Taeyong, kończąc drugiego już papierosa. – Zakładam, że nie najlepiej po wyrazie twojej twarzy.

- Cóż, nie odbiera – stwierdził szatyn. – Ale szczerze, może to i lepiej. Nie będę sobie psuł nastroju przed spotkaniem.

- Przed randką, nazywaj rzeczy po imieniu – zaśmiał się czerwonowłosy, wprawiając Jungkooka w rumieńce i onieśmielenie, bo wcale nie chciał poruszać się w tych kategoriach jeśli chodziło o blondyna.

Brzmiały po prostu jak sen, którego nie sposób było spełnić.

- Swoją drogą... po co w ogóle chciałeś się z nim kontaktować? – zapytał Taeyong nagle. – Sądziłem, że masz dość gościa i chcesz zerwać kontakt.

- W pewnym sensie mam, ale wciąż ma część moich środków pod swoją władzą, wolałbym je odzyskać – stwierdził szatyn szczerze. – Zwłaszcza teraz, kiedy niespecjalnie mam jakąś pracę.

- Myślałem, że chłopak ci wszystko sponsoruje – odparł drugi ze śmiechem, na co poczuł dość mocne uderzenie w ramię.

- Daruj sobie, bo jeszcze coś ci się stanie – odparł tylko Jungkook, coraz mocniej zamknięty w tych sylabach odnoszących się do Jimina, jakby to miało być coś naturalnego i normalnego. A przecież doskonale wiedział, że te dwa terminy nie mogły iść w parze z tym akurat mężczyzną.

Tak byłoby chociaż bezpieczniej dla jego serca.

- Mhm, uważaj uważaj – skitował żartobliwie czerwonowłosy, zaciągając się dymem. – A tak zupełnie szczerze... Co jest między Wami tak do końca?

- Też chciałbym wiedzieć... - odparł szczerze Jungkook, opierając się o barierki przed sobą. – Znaczy, to nie tak, że sytuacja nie jest dla mnie czysta, po prostu... nie wiem, nie umiem nas nazwać. I myślę, że on również nie. Swoją drogą, nie znam chyba nawet określenia, które by to definiowało. Może na dobrą sprawę nie potrzebujemy nawet takiego.

- A nie sądzisz, że to wszystko komplikuje? – stwierdził Taeyong. – Nie wiesz na czym stoisz. To musi być trochę męczące.

- Nie jest – odpowiedział szatyn od razu. – Czasami kusi mnie, żeby to miało właśnie taki wymiar, ale są dni, kiedy jestem z tym kompletnie pogodzony – zakończył, czując, jak kłamstwo rozpływało się w powietrzu między nimi.

Bo nie był, a przynajmniej nie tak, jakby od siebie tego oczekiwał.

- Brzmisz całkiem dojrzale jak na takiego małolata – usłyszał głos przyjaciela i skomentował te słowa wywróceniem oczami i uśmiechem pod nosem.

- Muszę, w końcu swoje już przeszedłem, co nie? – stwierdził, zamykając w tych słowach zdecydowanie zbyt wiele. – Poza tym, niedługo będę w twoim wieku – dodał przekornie.

- Tylko przez chwilę, nie ekscytuj się młody – powiedział Taeyong zaczepnie. – Poza tym, patrz kto się wreszcie zjawił – dodał, a Jungkook momentalnie skierował wzrok z twarzy chłopaka na samochód parkujący między budynkami niedaleko. Szatyn nie musiał wiele widzieć, by domyślić się do kogo należało, w końcu w tej dzielnicy nie można było znaleźć ani atomu sportowego samochodu.

- Powodzenia i pamiętaj o zabezpieczeniach – rozległo się za szatynem po chwili, na co ten pokazał Taeyongowi środkowy palec, wprawiając go w widoczne rozbawienie. Dopiero po tym, czując mięknące nogi skierował się w stronę samochodu, starając się z ledwością kontrolować bijące serce, ciągle przyspieszające rytm.

Zawsze to odczuwał, jakby jego ciało samo z siebie musiało się przygotować na prezencję Jimina w niedalekiej odległości od niego.

Nim udało mu się dojść do klamki, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi kierowcy. Już w tym momencie mógł spokojnie rozpaść się na drobiny zupełnej niemocy, spoglądając na blond kosmyki tak nierówno ułożone na głowie mężczyzny, jego ciemny garnitur i krawat, które do towarzystwa miały jeszcze drogie szelki. Wyglądał klasycznie, prawie sterylnie ale Jungkook i tak czuł się obezwładniony tą aurą bijącą od drugiego niezaprzeczalnie.

- Witaj Jungkook – stwierdził Jimin, podchodząc do chłopaka i niespodziewanie ujmując jego policzek w dłoń przyozdobioną pierścionkami, by pocałować go krótko, acz z każdą możliwą nutą kuszenia w nim zawartą. – Pozwól, że ci otworzę – dodał jeszcze, zostawiając szatyna już w stanie lekkiej nietrzeźwości. Posłusznie wsiadł jednak do środka, odprowadzany spojrzeniem drugiego, którego nie mógłby zignorować.

Po chwili blondyn dołączył do niego i odpalił silnik, przy okazji wypełniając samochód nową falą zapachu perfum, które na sobie miał, a których woń wcale nie była przytłaczająca, lecz delikatna, a przy tym wciąż męska i mówiąca wiele o człowieku ją noszącą.

- Dziękuję, że zechciałeś mnie podwieźć – powiedział ostatecznie Jungkook, rzucając torbę z ubraniami na tylne siedzenie, przy okazji ocierając się o garnitur Jimina i zostawiając na nim resztki swojego ciepła.

- Drobiazg, nie musisz mi dziękować – usłyszał po chwili, powiedziane głębszym tonem. – I tak byłem w okolicy.

- Ale nie musiałeś się dla mnie zatrzymywać – powiedział Jungkook.

- Owszem, musiałem – uzyskał w odpowiedzi, nieco władcze, acz jednocześnie podobnie jedwabne jak poprzednie zdanie. – W końcu poprosiłeś mnie o to – dodał blondyn, pozwalając dłoni spocząć na chwilę na udzie chłopca, którego mięśnie same napięły się pod dotykiem mężczyzny. – Jak ci minął dzień?

- Całkiem przyjemnie – mruknął lekko, starając się jednak kontrolować to, jak mówił słowa, mimo dość wyraźnego rozproszenia. – Nie miałem za dużej ilości zajęć, a potem jeszcze zobaczyłem się na chwilę z Taeyongiem.

- To ten chłopak, który stał z tobą? – zapytał Jimin od razu.

- Tak, znamy się od dość dawna – stwierdził Jungkook łagodnie. – Właściwie to chyba jedna z najbliższych mi osób.

- Miło, że masz kogoś takiego – stwierdził blondyn, kryjąc troskę w kształcie każdej litery zdania. – Dba o ciebie?

- Prawie jak nikt inny – odpowiedział szatyn, wiedząc, że od pewnego czasu owy fakt uległ zmianie. – Jest mi praktycznie jak brat.]

- Prawie? – zapytał Jimin z delikatnym uśmiechem. – A kto w takim razie robi to lepiej? – dodał, znów zaciemniając barwę swojego głosu, co Jungkook wyraźnie odczuł w cieple, jakie go przeszyło.

- Taki jeden, nieziemsko przystojny biznesman – stwierdził szatyn z lekką zadziornością, której pokłady wziął nie wiadomo skąd, miał jednak pewnego rodzaju humor do gierek, w końcu jechał na trening tańca, poza tym było już ciemno, a on najwyraźniej zostawił tego dnia niewinność w swoim domu.

- Ah tak? – kontynuował Jimin, zahaczając palcami o wyższe strefy ciała chłopaka, jednocześnie cały czas prowadząc samochód ulicami miasta, które prowadziły ich coraz bliżej celu. – Musi być dla ciebie naprawdę dobry.

- Jest najlepszy – wyszeptał Jungkook z lekkim błyskiem w tęczówkach, który przechwycony przez Jimina zatrzymał się również w jego spojrzeniu, teraz osiadającym na chłopaku w taki sposób, że poczuł się niemalże rozbierany, powolnie i bezsprzecznie.

- Tak uważasz? – zapytał jeszcze, nadając tym słowom trochę zbyt wielu emocji.

- Niezaprzeczalnie – westchnął Jungkook słodko, nie pozwalając sobie na choćby odrobinę zejścia z tonu, w jakim podążała rozmowa, starając się jak mógł, by wszystko dalej toczyło się tymi torami i wiedział, że blondyn wyczuł to wszystko doskonale, stracony w sposobie, w jaki szatyn chciał tylu rzeczy właśnie teraz, a na które musiał jeszcze poczekać kolejne minuty mijanej drogi.

Dlatego blondyn lekko przyspieszył, jadąc na krawędzi przepisów ruchu, jak i słów zasłyszanych od szatyna, które wciąż wisiały między nimi, przerywane tylko ciszą i ledwo słyszalnymi oddechami ich obojga.

Słów, które pomalowały cały ich wieczór w odcienie czerwieni i fioletu.

***

Sala była pusta jeszcze kilka minut temu, nim dwójka nie weszła do środka. Jungkook rozgrzewał się chwilę, widząc, że Jimin załatwiał coś na telefonie i nie zwracał na niego jakiejś szczególnej uwagi. Nie sądził, że mężczyzna w ogóle wejdzie z nim aż tutaj, ale nie miał śmiałości mu odmówić dotrzymywania mu towarzystwa.

W końcu czy skrycie, choć odrobinę tego nie pragnął?

Kiedy znajome rwanie rozciąganych mięśni finalnie ustało, chłopak podszedł do sprzętu nagłaśniającego i podłączył swoją komórkę. Wybierał coś ze swojej znajomej playlisty, jakiej używał jeszcze tańcząc w klubie. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz czuł taki sentyment do czegokolwiek. Może i odszedł, może i miał dość, ale sam taniec pozostał w jego ciele jak narkotyk, którego wciąż potrzebował. Uwielbiał tą formę wyrażania własnego wnętrza i częściowo czuł się nieco onieśmielony myślą, iż miał zamiar ćwiczyć jeden z układów w jawnej obecności Jimina.

Choć miał cichą acz złudną nadzieję, że być może nie zauważy niczego.

Ostatecznie wybrał jedną z ulubionych piosenek, Wallflower, śpiewaną przez Kimberley August. Lubił jego subtelność i powolność, którą wykorzystywał od pierwszych nut, delikatnie stawiając kroki w kierunku jednej z rur, prawie nie czując, że czyjeś oczy dawno przeszły z ekranu komórki na jego, studiując każde drgnięcie, jakie wykonywał z dokładnością niemalże profesorską.

Pierwsze słowa pozwoliły szatynowi opleść dłonie dookoła metalu i powolnie poruszać biodrami, gnąc się przy tym lekko przy podłużnej powierzchni, gdy zupełnie oddał się piosence. Z rozwijaniem tempa powolnie przechodził coraz wyżej, wspinając się na konstrukcję oraz odginając plecy do tyłu, by mógł delikatnie zawisnąć w powietrzu, akcentując słowa zasłyszane w utworze. Dawał się opleść atmosferze, tekstowi i rytmowi całości.

Temu, oraz wzrokowi Jimina na swoich napinających się mięśniach widocznych pod bluzką, jaka spadała mu co chwilę w dół, odsłaniając brzuch przy akrobacjach. Sam to powracał do poziomu ziemi, chcąc powolnie przesuwać po niej nogami i znów wspinać się w górę metalowej powierzchni, to znów wznosił się znacznie wyżej, by znów efektownie wygiąć swoje ciało, aby przypominało coś w rodzaju estetycznej rzeźby zawieszonej w przestrzeni, otoczonej muzyką która wpływała na jej kształt.

Dopiero po dłużej chwili, kiedy zawisł tak powtarzając figurę z początku piosenki, poczuł dłonie blondyna na ciele i zadrżał niebezpiecznie, aczkolwiek nie pozwolił sobie spaść. Przymknięte powieki nie dawały mu świadomości, gdzie dokładnie był drugi, ale podobało mu się to wrażenie, podczas gdy palce mężczyzny wędrowały swobodnie po kolejnych krzywiznach jego budowy, zostawiając na nim znajome uczucie ogników płonących pod jego skórą.

W miarę przechodzenia utworu w delikatniejsze tony go kończące, Jungkook tylko wyraźniej odczuwał ten ulotny kontakt, który przewodniczył jego odczuciom, nie pozwalając ani na chwilę stracić czujności. Nie wiedział bowiem, czego miałby się spodziewać po drugim, obecnie tworzącym mu cały świat dookoła samą tylko obecnością swoich dłoni na ciele szatyna.

Westchnął, gdy zdał sobie sprawę, że Jimin stał tuż naprzeciwko jego twarzy, obecnie niemalże odwróconej do góry nogami w stosunku do podłogi. Znów te dłonie, delikatne i wodzące go za zmysły, ujmujące jego szyję i szczękę z delikatnością płatków róż. Czuł się uwielbiony, adorowany szeptem, prawie bez słów.

I uczucie to przechodziło go niezmiernie intensywnie, zatrzymując się gdzieś pomiędzy jego wargami, i początkiem szyi.

Z początku nie czuł niczego szczególnego, póki nie pojawiły się usta na jego ustach, tańczące w rytm kolejnego utworu, równie leniwego i słodkiego jak poprzedni. Pocałunek ten miał przy owych dźwiękach inny wymiar, coś nieuchwytnego, rzecz, która sprawiała, że oni dwaj tworzyli obecnie coś pięknego, jako figura trzymana siłą mięśni oraz powietrzem dookoła oraz ta stojąca na ziemi, która ujmowała ją w dłonie, by nie zaznała upadku.

Mogliby nazwać się futurystycznym dziełem sztuki, prawdziwą wizją artystyczną.

Zatytułowaną „Sigillum".





p.s jak odczucia? i kto tęsknił tak jak ja?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top