your presence

Dźwięki z głośników pomagały mu się skupić chociaż częściowo na czymkolwiek. Był wciąż trochę zaspany, mimo, że wstał trzy godziny temu. Ziewnął przeciągle, zbierając ubrania z ziemi i kładąc je do kosza na pranie. Zdążył już pozmywać, jak i nieco się uporządkować, po tym jak wrócił do domu o w pół do trzeciej, przez spóźnione taxi (tyle dobrego, że zapłacił mniej za przejazd). Owszem, miał motor, ale jeździł nim jedynie na uczelnię. Długo na niego zbierał, a zaufanie do parkingów publicznych miał właściwie żadne, zwłaszcza w takich okolicach. 

Cały poranek próbował jedynie usunąć wczorajszy wieczór z myśli. Nie tylko go to irytowało, co wręcz kuło w pewne zasady, które sam sobie narzucił. Naprawdę nie miał pojęcia, kim był Jimin, jego ojciec, ani czym musieli się zajmować, by mieć na sobie coś tak kosztownego. Wszystko, co mu pozostało, to imię chłopaka i wiedza, że nie zbyt dogaduje się z rodzicem. Tyle. I czy to wystarczyło, by tak bezwolnie powiedział jak się nazywa? 

Pytanie to krążyło w nim wciąż i wciąż, mimo, że nie wyglądało to z boku na dużą sprawę. Ludzie przedstawiali się sobie cały czas, poznając się, na pierwszych spotkaniach.

Tylko, że Jungkook nie miał w zwyczaju poznawać klientów. W żadnym stopniu. Nic, poza ich seksualnymi preferencjami go nie interesowało. Mogli być kim chcieli, ale jego zadanie było bardzo proste i nie miał zamiaru się angażować w inny sposób, niż fizyczny. Zawsze tak postępował.

Zawsze do wczoraj, najwyraźniej. 

Dręczyła go świadomość z jaką naiwnością dał się owinąć wokół palca. Jimin nie zrobił dla niego nic takiego, po prostu zachował się ludzko. A Jungkook nie tylko nadał temu nie wiadomo jaki wymiar, lecz również nie mógł się pozbyć wrażenia, że ten chłopak miał dookoła siebie aurę nierealnego piękna. 

I reakcje jego ciała a nie były zaskakujące, ale uciążliwe. 

Miał ochotę zabić wszystkie swoje nerwy i komórki, które zdawały się głodne jedynie tego człowieka. Jakby nikt inny się już nie liczył. Westchnął ciężko, po czym upił łyk kawy z dużego, niebieskiego kubka. Zostały mu dwie godziny do wykładów, potem musiał wrócić do domu, zrobić parę szkiców i zbierać się do pracy. 

I w tym wszystkim zdecydowanie nie było miejsca na umysł zajęty Jiminem w każdy możliwy sposób. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział jednak, że zapomni, prędzej czy później, nawet jeśli tym razem miał przeczucie, że nie pójdzie mu tak łatwo. Zawsze w końcu wymazywał pewne wieczory, albo widział je niczym za zaparowaną szybą. Zatrzymywał tylko ulotne, wyjątkowe wspomnienia, o ile można było o takich mówić. 

I może te parę minut samotności z pięknym nieznajomym miało pozostać właśnie takim wspomnieniem.

***

- No kurwa, Mark, do cholery jasnej, jak mogliście to spieprzyć do chuja? - Jimin puścił kolejną już wiązankę, choć bardzo chciał panować nad emocjami. Chciałby, naprawdę chciałby powiedzieć szatynowi, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku i że ten deal wcale nie był taki ważny. 

Ale był i chłopak wiedział o tym, tak jak o fakcie, że niebo jest niebieskie. 

- Przepraszam, szefie, ja... - zaczął młodszy, spoglądając na drugiego z widoczną skruchą. Nie skończył jednak zdania. 

- Słuchaj, w dupie mam obecnie przeprosiny jakiekolwiek - wdech, wydech - Wiesz, że rozmawianie z gangami nie należy do łatwych. To nie są agenci, ani firmy, czy inni producenci, którym brakuje towaru. Oni mają zasady oparte o własne słowa, nie ma dokumentów i biurokracji. Ciężko mi więc powiedzieć, że stracenie takiej transakcji to nic takiego - dodał, mając nieco bardziej opanowany głos. 

- Szefie, zdaję sobie z tego sprawę i wiem, że daliśmy dupy po całości - odpowiedział Mark jedynie, nie siląc się już na tak łagodny ton. - Mogę jeszcze pogadać z Sarą, może uda jej się zorganizować kolejne spotkanie. Nie wiem, ile to potrwa, ale...

- Jak najszybciej. Obniż połowę o dziesięć procent i powiedz, że spotykamy się w innym magazynie. Poza tym, proszę cię, staraj się mnie już nie przepraszać w taki sposób - mówiąc to wyjął z kieszeni nowiutką kartę kredytową i rzucił Markowi, który zarumienił się nieco. - Mam dość pieniędzy, nie potrzebuję kradzionych. A teraz zmykaj dzieciaku. Zadzwoń później, żeby mi powiedzieć, co i jak.

- Zrozumiałem, szefie - odpowiedział, po czym zasalutował mu na pożegnanie. Nie sądził, że skończy się tylko na krzykach. Ale był wdzięczny, że najwyraźniej szef był w dobrym nastroju, jeśli jego gniew aż tak go nie dosięgnął. Nie należał on zbyt do osób impulsywnych, ale czasem dawał się ponieść. I potem utrzymanie go z powrotem na wodzy było dość problematyczne. 

Może miał dzisiaj po prostu szczęście. 

Jimin zerknął jeszcze, czy młody szedł prosto do domu, po czym wszedł do samochodu, zapiął pasy i zerknął na siebie w przednim lusterku. 

Wyglądał na zmęczonego, lekko w nieładzie, był tak bardzo wczorajszy, że przyszedł na spotkanie w białej koszulce, czarnych jeansach i lakierkach, nie przejmując się za bardzo swoim wyglądem. Z drugiej strony, to był Mark, dla niego nie musiał się stroić. Był jednym z jego najbardziej zaufanych "pracowników", więc potrafił mu wiele wybaczyć, ale i dostawał więcej batów, jeżeli coś zawalił. Znał się na tym przecież, a błędy takiej wagi nie powinny już mieć miejsca. 

Nie tym jednak chciał sobie teraz zawracać głowę. Z tego co wiedział, miał być w domu za pół godziny, gotowy do wyjścia na bankiet, z którego prawdopodobnie ucieknie. Znał już nawet miejsce, do którego pójdzie. 

Uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym ruszył, z nieco głośnym piskiem opon. Lubił szybkość, potrafił jednak przestrzegać przepisów ruchu. W końcu nie był głupi. Czasem tylko wszedł w zakręt nieco ostrzej, chcąc sprawdzić swoje panowanie nad kierownicą. Umiejętności jazdy miał całkiem dobre, nawet lepiej niż dobre. Z tym, że niezbyt się tym chwalił. Z wyjątkami, kiedy ktoś siedzący obok sobie tego życzył. 

Przez moment naprawdę chciał, by Jungkook znajdował się te kilka centymetrów od niego.

Mogliby jedynie stykać się palcami, czuć wzajemne ciepło, spoglądać od czasu do czasu, czuć zapach, bo Jimin odchodził od zmysłów, przypominając sobie woń perfum Jungkooka zmieszaną z jego własnym. 

Nie pojmował, jak w ogóle doszło do tego, że wciąż o nim myślał. Przecież nie był osobą, która robiła takie rzeczy. Porządkował w sobie uczucia, emocje, próbował być ich panem i nie pozwalać się za mocno wychylać. A właśnie to robiły, kierując połowę jego energii w obraz kogoś nieznajomego, kogo nie potrafił wyrzucić z fantazji. 

Co to miało w ogóle znaczyć? Jednocześnie pragnął i nie. Był chodzącą sprzecznością, i przez to jedno spotkanie, które tak naprawdę nic nie znaczyło. Wiadomym było, że drugi robił to, co powinien, nie było w tym ani nuty przywiązania do Jimina akurat. Mógł to sobie po prostu uświadomić, a nie marzyć o tym, by Jungkook był w jego pobliżu. 

Odetchnął jeszcze raz, tym razem głębiej, skręcając na dwupasmówkę prowadzącą za miasto, gdzie znajdowała się jego dość spora willa. Skupienie. Tego potrzebował, skupienia.

A nie wizji z poprzedniego wieczoru, z kilku minut spędzonych sam na sam z perłą piękniejszą, niż wyroby najwybitniejszego jubilera. 

***

Ostatni raz sprawdził, czy aby na pewno niczego nie zapomniał. I tak miał już dług u Candy, który poratował go tymi baletkami, więc nie chciał zaciągać sobie kolejnego. Zerknął obojętnie na notatki, które sobie zapisał, otwarte zeszyty i komputer z połową napisanej pracy. Nauka czasami kolidowała z jego zajęciem i zdawał sobie z tego sprawę. Ciężko było mu mieć energię na obydwie z tych rzeczy. Czasami coś cierpiało przez drugie i na zmianę. 

Dziś tą stroną była nauka. Nie mógł sobie odpuścić pokazów sobotnich. Nie wiedzieć czemu to właśnie wtedy widownia była niemalże pełna, a on i kilkoro innych tancerzy zbierali wszelkie laury. Poza tym, tej nocy obiecano mu solowy występ, więc nie mógł się nie zjawić. 

Wyszedł z pokoju, będąc przekonanym, iż wszystko jest na swoim miejscu. Odbicie, jakie zobaczył przelotnie w lustrze również wyglądało obiecująco - miał lekko nieokrzesane włosy, lekkie iskierki w ciemnych oczach i całkiem dobry humor, mimo męczących wykładów i popołudnia spędzonego na nauce. 

Zgarnął jeszcze portfel z blatu, oraz upił ostatni łyk zimnej kawy z kubka obok. Wyszedł z budynku, widząc znajome, ciche osiedle. Normalnie pewnie nie mieszkałby w parterowym mieszkaniu, w dodatku nie będącym daleko od centrum. Jednak dorobił się tego, a moment, w którym przeniósł się do tego miejsca z ciasnej kawalerki był jednym z lepszych w jego życiu. Lubił tą niedużą przestrzeń, własny kąt, gdzie mógł być kimś innym, niż się zazwyczaj prezentował. 

Taxi podjechało po niego dosłownie po kilku minutach, a sama jazda nie zajęła mu wiele czasu, pomimo późnej już pory. Mógł się spodziewać korków, te jednak okazały się jeszcze nie tworzyć, sprawiając, że był na miejscu nawet wcześniej, niż początkowo planował. Widok znajomego neonu wywołał w nim stado motyli, które rozeszły się po całym jego ciele. Był podekscytowany, ćwiczył ostatnio dość często, by teraz móc wystąpić z nowymi figurami i układem. Zastanawiał się, jak zostanie przyjęty i czy się spodoba. 

Zawsze miał w sobie pierwiastek wątpliwości, choć nie jedna osoba z jego popularnością dawno by się ich wyzbyła. 

W środku panowała już gęsta atmosfera. Widział już kilkoro osób, które wpadały tutaj praktycznie co tydzień, oraz kilka nowych twarzy. Wszyscy mieli na dłoniach złote tasiemki - znak, że nie wchodzili popatrzeć za darmo. Wcześniej często tak bywało, lub ktoś wchodził nie płacąc całości. Coś tak prostego rozwiązało problem. 

To i zatrudnienie większej ilości ochrony. 

Klub się rozwijał, wszystko szło do przodu, Jungkook wiedział, że Yoongi naprawdę wkłada niemalże całego siebie, aby to miejsce utrzymało status elitarnego i będącego jednocześnie w dobrym smaku. Podziwiał go za ilość pracy, jaką w to wkładał i wyrozumiałość, jakiej był pełen. Wystarczyło kilka słów od pracownika, by to rozpatrzył oraz spróbował coś zmienić. 

Nie mógł lepiej trafić. 

- Hej wszystkim - powiedział dość głośno, wchodząc do męskiej szatni. Oprócz niego było tu jeszcze sześciu innych tancerzy. Wiedział, że szykowało się coś specjalnego. 

- Hej Kookie - powitanie ze znanym obecnym przezwiskiem padło z ust każdego, za wyjątkiem Candy, ale on ogólnie mało mówił, choć skrycie widział w Jungkooku pewien autorytet i lubił z nim czasem rozmawiać. Dzisiaj jednak był wyjątkowo nieśmiały, bo był to jego pierwszy występ. 

- Dziękuję za baletki, mały - powiedział do chłopaka Jungkook, podając mu parę butów, którą ten przyjął z rumieńcami i skinieniem głową. Był uroczy i to był jego największy atut. Nie potrafił zgrywać gorącej sztuki, łatwo się zawstydzał, w dodatku był niski i drobny. Typ odpowiedni pod niektóre wymagania, oraz naprawdę dobry tancerz, choć nie było tego wiadomo na pierwszy rzut oka. Jungkook zawsze czuł dziwną potrzebę opieki nad chłopakiem, mimo, że byli w tym samym wieku. 

Każdy jednak miał dla niego pewnego rodzaju miękki punkt gdzieś w sobie.

Przygotowania zajęły każdemu z nich dłużej niż zwykle. Szczególnie Jungkookowi, który musiał się wcisnąć w czarne, skórzane spodnie, które zachowywały się niczym druga skóra. Podkreślały absolutnie wszystko, każdą krawędź jego dolnych partii ciała. Ledwo je dopiął, ale kiedy już to uczynił mógł jedynie stwierdzić, że wyglądały na nim niezwykle dobrze, pomimo jego pewnych obaw. 

Do tego miał na sobie ciemny, luźny crop top, który idealnie odsłaniał jego talię i mięśnie brzucha, jak i pleców. Nie zaniedbywał się, jeśli o to chodziło. Niektórzy mówili, że jeśli nie żył w domu, to robił to na siłowni. Co prawda nie do przesady, miał jednak ładną i przede wszystkim kuszącą rzeźbę. Nie każdy w tym gustował, większość jednak była skłonna spoglądać na nie z przyjemnością. 

- Pomożesz mi zapiąć? - zwrócił się do jednej z dziewczyn, która uśmiechnęła się promiennie w odpowiedzi i zapięła mu na szyi czarny, szeroki choker. - Dzięki wielkie, nigdy nie umiem trafić w to małe kółeczko z tyłu. 

- Nie ma sprawy, do usług - odpowiedziała, siadając przy lustrze i zaczynając makijaż. Dziewczyny wchodziły co prawda jako drugie, ale i tak przygotowywały się o wiele wcześniej, niż by mogły. 

- Ile mamy czasu? - padło pytanie, kiedy Jungkook kończył kreskę pod okiem. 

- Dziesięć minut! - padła odpowiedź. 

- Szlag - przeklął Kookie, starając się skupić na swoim zadaniu, nim wszystko spieprzy. Ostatecznie skończył makijaż, po czym udał się z resztą tancerzy do wejścia na przeciwko szatni, które prowadziło korytarzem wprost na scenę, która znajdowała się po ich prawej. Sprawiało to, że mogli się na niej pojawiać i znikać bez przeszkód. Całość kończyła się również większym pomieszczeniem, w którym można się było szybko przebrać, jeśli zaistniała taka potrzeba. 

Jungkook czuł przyjemne ściskanie w brzuchu. Lubił to. Lubił to aż za bardzo. Wszystkie oczy na nim, ruchy ciała, władza nad czyimś pragnieniem. 

Z jakiegoś powodu pomyślał o jednym mężczyźnie, lecz szybko usunął myśl z głowy. Nie teraz. Nie mógł obecnie myśleć o tańczeniu jedynie przed nim, chociaż wszystko w nim o to krzyczało. 

Rozległa się muzyka. 

Pora zacząć show. 

***

Wspomnienie ludzi na bankiecie było jak niechciany gość w jego głowie. Oblizał usta, może odruchowo, a może dlatego, że doskonale wiedział, co właśnie robi. 

Jedzie, jedzie do niego. 

Z jakiegoś powodu, on, jako główny organizator całej imprezy z niej uciekł, tylko dlatego, że dowiedział się o występie tego chłopaka. Przez przypadek. Jeszcze wczorajszej nocy, kiedy opuszczał klub. 

Ciężko było nie zauważyć plakatu, który przedstawiał kilka męskich sylwetek zwróconych tyłem, odwróconych nieco głowami. Mięli na sobie wysokie szpilki, ciasne jeansy i ciemne koszulki. Wyglądali nieziemsko, zwłaszcza jeden z nich, którego rozpoznał od razu, mimo, że widział jedynie jego sylwetkę i profil. 

Nie miał zamiaru tego opuścić. 

Normalnie nie zwracał uwagi na takie rzeczy, a jednak zamiast zapalić papierosa, co zdarzało mu się niezwykle rzadko, postanowił podczas czekania na limuzynę patrzeć na plakat przyczepiony do jednej ze ścian budynku. 

Na którym nie spodziewał się zobaczyć Jungkooka. 

I może to, oraz jego skręcone wnętrze kazało mu teraz mknąć przez miasto odrobinę za szybko. Może to wszystko złożyło się na jego obecny stan. Nigdy tak nie miał. Mógł posiąść kogo chciał, na dobrą sprawę nie znał wielu ograniczeń, do jakich mógł zaliczyć chociażby własną orientację. Nie znaczyło to, że nie doceniał kobiecego piękna, ale mimo wszystko kochał sunąć palcami po chłopięcym ciele i nie był w stanie tego zmienić. Lubił ich budowę, nie tylko cielesną z resztą. 

W każdym razie, nie spodziewał się po sobie odchodzenia od zmysłów przez jednego, nieznajomego mu chłopaka o jedwabnym imieniu.

Nawet nie spostrzegł, kiedy parkował samochód przy krawężniku. Zamknął go szybko i przeszedł na drugą stronę ulicy w kierunku wejścia do klubu, który przyciągał go do siebie tak silnie. Wszedł do środka pewnym krokiem, wyprostowany, ze wzrokiem mogącym kogoś zmusić do uklęknięcia przed nim. Wyglądał naprawdę nieziemsko w ciemnej marynarce, czarnej, satynowej koszuli, oraz spodniach w tym samym kolorze. Lakierki dodawały mu elegancji ale i wyższości. Jasne włosy kontrastowały ze strojem, nawet brązowe tęczówki zdawały się lśnić jaśniej. 

Jedyne, co wiedział to to, że musi go znaleźć. 

- Przepraszam - powiedział w kierunku barmana, który momentalnie odwrócił się w jego kierunku. Nie krył krzywego uśmiechu, jakby na coś liczył. 

Nie tym razem skarbie, powiedział sobie w myślach Jimin. 

- W czym mogę pomóc? - zapytał, dość głębokim głosem. 

- Wiesz może, gdzie tu odbywają się pokazy? 

- Świeżynka, co? - uśmiechnął się ponownie, odsłaniając śnieżnobiałe zęby - Na piętrze. Ale nie wiem, czy się dostaniesz bez opaski. 

- Jakiej opaski? - Jimin zmarszczył brwi.

- Potwierdzającej, że dałeś odpowiednią ilość cyferek z karty za taki widok - odparł chłodno. 

- Cholera, nie mogę tego dostać gdzieś teraz? 

- Musisz zapytać szefostwa... 

- Słuchaj, nie mam na to czasu - Jimin miał ochotę się przeklinać za nie sprawdzanie takich szczegółów. - Mogę dać nawet podwójną cenę, tylko niech mnie tam wpuszczą. 

Barman uniósł jedną brew, jakby kalkulował, kto byłby tak zdesperowany, żeby tam być, mimo to wyszedł na moment zza baru, po czym wrócił po paru minutach, prowadząc ze sobą czarnowłosego mężczyznę, ubranego w klasyczny czarny garnitur i krawat.

- Ten tutaj chciałby chyba zrobić z tobą biznes życia - powiedział jedynie do szefa, po czym wrócił do obsługiwania spragnionych procentów klientów. 

- Mówisz? - Yoongi zmierzył Jimina wzrokiem. - O co chodzi? 

- Potrzebuję wejściówki na pokaz, tyle, że nie mam gdzie za nią zapłacić. Nawet nie wiedziałem, że są rezerwacje...

- W takim razie wybacz, ale nic na to nie poradzę... - uciął Yoongi wywracając oczami na niekompetencję nowych klientów. 

- Zapłacę podwójnie - powiedział szybko jasnowłosy, próbując jakoś przekonać mężczyznę. Podejrzewał, że był właścicielem tego przybytku. 

- Nie wkręcasz mnie, młody? - Jimin skrzywił się nieco na takie przezwisko, ale nie na rękę było mu teraz dyskutować o takich detalach. Zamiast słów sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął z portfela równowartość pięciuset dolarów. Yoongi spojrzał na gotówkę ze zdziwieniem. Nie spodziewał się czegoś takiego, ale uśmiechnął się na jej widok po chwili, po czym włożył całość do środkowej kieszeni garnituru.

- W porządku, możesz wejść. Powiem ochronie, żeby cię wpuścili mimo braku opaski. Następnym razem jednak o niej pamiętaj. Nie mam czasu na takie akcje - powiedział odchodząc, chociaż w głębi ducha był wdzięczny za pojawienie się kogoś takiego. 

Najwyraźniej nie mającego oporów z szastaniem pieniędzmi. 

Jimin odetchnął, choć wiedział, że kosztowało go to trochę więcej, niż by chciał. Miał sporo pieniędzy, praktycznie mógłby się ustawić do końca życia, nie lubił jednak dawać więcej, niż ktoś zasługiwał.

Tym razem musiał zrobić wyjątek. 

Odszedł od baru i przeszedł na schody prowadzące w górę. Każdy stopień zdawał się parzyć, jakby na końcu czekały go płomienie trawiące piętro. Pod koniec swojej wędrówki zauważył ochroniarza z krótkofalówką przy uchu. Widząc Jimina natychmiast się odsunął, najwyraźniej właśnie otrzymując takie polecenie. Piaskowłosy minął go z leciutkim uśmiechem. 

Cały jego nastrój momentalnie się zmienił.

Wszystkie siedzenia były zajmowane, zarówno przez mężczyzn i kobiety. Niektórzy ubrani byli całkiem normalnie, inni tak, jakby chcieli powiedzieć wszystkim obecnym, że są wysoko postawieni. Jimin nie przejmował się brakiem miejsca. Dłonią zgarnął szklankę z jakimś alkoholem stojącą na czymś w rodzaju bufetu, z tym, że nie było na nim nic do jedzenia. Oparł się o jedną z kolumn, która schowana była w półcieniu, na przeciwko sceny i niedaleko od okna, przez które wpadało światło księżyca, dające pomieszczeniu jeszcze lepszego klimatu, niż wszechobecne fioletowe neony. 

Czekał, wraz z innymi osobami zebranymi na sali. Nie pamiętał dokładnie, kiedy wszystko miało się zacząć, obstawiał jednak północ, do której zostały dwie minuty. 

Jeszcze nigdy nie czuł się w taki sposób. Po części spodziewał się, co zobaczy. Z drugiej strony... nie wiedział. I nie był na to przygotowany. 

Rozbrzmiała muzyka z głośników, światła na scenie zmieniły się na czerwone, które oczywiście miały pasować do tematyki pokazu, jakim była czerń i czerwień. Pożądanie. Kolory jednoznacznie kojarzone z fizycznymi zbliżeniami. 

Na scenę zaczęli wchodzić poszczególni tancerze. Żaden z nich jednak nie był Jungkookiem. Rozpoczęli jednocześnie, ustawieni w pewnych odstępach od siebie. Poruszali się niemalże hipnotyzująco, synchronizując swoje ruchy. Dłonie wędrowały w dół ud, po czym przechodziły na klatki piersiowe i ramiona. Biodra poruszały się w leniwie seksownym rytmie muzyki, która sama w sobie wprawiała w pewien rodzaj nastroju. Jimin spoglądał na to z ciekawością, ale i dozą podziwu. Niektórzy wykonywali perfekcyjne fale klatką, inni doskonale kontrolowali obniżanie się na podłogę, wypychanie bioder, wszystko to z czegoś wychodziło i jako tancerz doceniał to każdy szczegół. Ktoś się postarał, mówiąc szczerze. Przestał się dziwić ludziom płacącym za to. 

Po kilku minutach zmysłowego tańca ciał, kilkoro z nich zeszło do pierwszych rzędów, w których dali się na moment obezwładnić cudzym dłoniom, by potem wrócić na scenę. Piosenka zdawała się nie mieć końca, prawdopodobnie była dobrze zapętlona i zmontowana tak, aby nie zmieniać klimatu zbyt szybko z jednego utworu na zupełnie inny. 

Dopiero, gdy tancerze po raz kolejny wywołali zachwyty widzów naprawdę dobrym technicznie występem, a przy tym naprawdę smacznym, zeszli ze sceny. Światła, które wodziły po niej powoli na moment zgasły. Widać było, że ktoś zza ciemnych kurtyn stawia na środku długi metalowy przedmiot, wysoki na ponad dwa metry. 

Po widowni przeszły szepty. Najwyraźniej ktoś miał wykonywać taniec na rurze. 

Jimin obstawiał jednego z lepszych tancerzy, których widział przed chwilą. Skoro wciąż nie widział swojego chłopca pewnie musiał jeszcze poczekać. Nie to, żeby tracił cierpliwość. Ale był pewien, że powinien się tu zjawić. 

Minęło jednak prawie pół godziny, a po nim nie było ani śladu. 

Myśli przerwała mu muzyka, która na ponów rozbrzmiała wypełniając salę słodkim, zmysłowym głosem wokalistki. Basy przeszyły pomieszczenie. Można się było czepiać wszystkiego, ale nie doboru dźwięków, które towarzyszyły występom. W dodatku czerwień świateł skupiła się na rurze na scenie. Lśniła w wiśniowych refleksach, prezentując się jak zapowiedź czegoś bardzo dobrego. 

Dopiero po chwili ktoś wyszedł z lewej strony sceny. Jedna osoba. 

Przeszedł w ciemnościach, pozostawiając nierozpoznawalnym jeszcze przez kilka sekund. Nieświadom obserwujących go oczu jednej z osób, odwrócił się do widowni. Czerwone światła pojaśniały leciutko. 

Ukazując wszystkim Jungkooka, który miał odsłonięte obojczyki, gdyż taki był krój crop topu, mięśnie leciutko muśnięte światłem, skórę szyi napiętą, szczękę ostrą jeszcze bardziej, gdyż głowę miał odgiętą do tyłu. Dopiero po chwili opuścił ją lekko na dół, posyłając w widownię jednoznaczne spojrzenie. 

Jestem Twój. 

Wystarczyła jego dłoń, którą przesuwał w górę ciała, opuszkami palców robiąc ścieżkę od bioder, przez klatkę, aż do szyi, którą ujął na moment tak, jakby to zrobił nie zbyt typowy kochanek. Przesunął językiem po wardze, po czym zaczął poruszać się w rytm muzyki. Miał unikatowy styl. Każda część jego ciała zdawała się wiedzieć, co robić. Crop top to odsłaniał mocniej jego żebra, to dawał im schronienie pod materiałem, spodnie, jakie miał na sobie niekiedy zaciskały się niebezpiecznie, jakby chciały stać się częścią chłopaka.

Subtelność jego posunięć sprawiała, że nie trudno było go sobie wyobrazić tuż przed sobą, chcącego jedynie jednej rzeczy. Bliskości. 

Jimin nie potrafił już myśleć. Nerwowo zaciskał palce na szklance, czując tylko słabo otrzeźwiający go chłód naczynia. Widział bowiem tego chłopca, poruszającego się jak grzech, jak kuszenie w ludzkiej formie. Ubranie, jakie miał na sobie nie ułatwiało niczego, mimo, że nie pokazywało wiele nagiej skóry. 

Ciemność ubrań, światła i muzyka sprawiły, że mężczyzna czuł znajome ciepło w ciele, przeszywający prąd za każdym razem, gdy Jungkook odchylał się do tyłu, lub poruszał mocniej biodrami. Każde jego chwycenie za metalowy przedmiot, każda jego gra za nim, niemalże zabawa, sprawiało, że bardziej się zatracał. 

Jak mógł tak reagować? 

To pytanie miał gdzieś z tyłu głowy, głęboko jednak zakopane pod warstwą rosnącej temperatury. Figury stawały się coraz odważniejsze, chłopak nie oszczędzał nikogo, w tym siebie.

Kiedy leciutko odpiął guzik i rozporek spodni, po czym włożył dłoń między ich materiał a bokserki, Jimin westchnął, chociaż wcale nie chciał. Marynarkę dawno miał zdjętą, wiszącą swobodnie na jednym ramieniu.

Każda sekunda zdawała się napinać jego sznury zdrowego rozsądku coraz mocniej. Coraz bardziej sprawiała, że chciał się z nich wyrwać i zasmakować chłopaka w każdym tego słowa znaczeniu. 

Nie spodziewał się tego, nie miał pojęcia. 

Jungkook również nie miał pojęcia, że szczególnie jedna osoba na sali spogląda na niego, niczym na dzieło sztuki. Jego ciało dawało dzisiaj cudowny popis. Miał każdego na tej sali, a już na pewno Jimina, o którego przybyciu nie wiedział. Bo skąd mógł wiedzieć. 

Skończył po piętnastu minutach, a został odprowadzony takim hałasem, że ochroniarz przyszedł uspokoić widownię, by można było rozpocząć kolejną część. Muzyka się zmieniła, tym razem była szybsza i bardziej energetyczna. 

Wraz jednak z tancerzem zniknął i cień mężczyzny opartego do tej pory o kolumnę. 

Tego wieczora wyznawca spotkał religię. 



no soul is innocent here, just sayin 

p.s chce mi się to pisać tak bardzo i mam tyle weny, że przepraszam za iż rozdziały są tak długie </3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top