your game
Drżał.
Czuł jak dreszcze przechodzą przez jego plecy, ramiona i końce palców dłoni, a głowa nagle staje się lżejsza, w przeciwieństwie do reszty ciała. Poczuł, jak napinają mu się mięśnie, jak przyspiesza oddech, jak szybko czuł się zaplątany w linie wysłanych mu bodźców.
Po pierwsze, wiedział, że mężczyzną, na którego czekał cały wieczór był Jimin. Ten Jimin, żaden inny, dokładnie ten sam, który zabierał mu sen, zdrowy rozsądek i czynnik decyzyjny. Wyobraził sobie, jak całość musiała wyglądać z boku, pochylony nad nim blondyn, oraz on, pozbawiony wizji.
Boże, nie powinien o tym myśleć, jeśli nie chciał skończyć w wiadomy sposób. A był już niedaleko skraju, bo sama bliskość blondyna, jego oddech, pocałunki, delikatność, ale i głód, który czuł przy każdym kontakcie z jego ustami sprawiał, że reagował. Intensywniej niż zazwyczaj, mocniej i wyraźniej.
Dlaczego?
Był zamknięty w żałosnej próbie panowania nad ciepłem, rozchodzącym się po jego ciele, nad połączeniami nerwowymi i własnymi myślami.
Jimin powiedział jedynie dwa słowa, a zmienił tak wiele. Mógł milczeć, przechodzić jedynie do czynów, tak długo jak Jungkook nie powiedziałby "stop". Uniwersalne słowo bezpieczeństwa. Tak prosto było mu pozostać nierozpoznanym.
- Tęskniłem - usłyszał po chwili, czując, że wypowiadający to słowo jest już w innej części pokoju. - Sprawiłeś, że nie mogłem się powstrzymać - dodał kilka sekund później, wyjmując z lodówki szampana i kostki lodu. Odpakował je i wrzucił do wysokich szklanek. Alkohol za to wlał do kieliszków o zdobionych podstawach, które nadawały cieczy majestatyczności.
- Od czego? - zapytał chłopak, ledwo rozpoznając własny głos, który drżał, drżał tak mocno. Czuł pożar w swoim środku i kurczowo trzymał się myśli pozostania profesjonalnym, nawet jeśli czuł nić łączącą go z blondynem. Nie mógł przecież dać mu dostępu do siebie. Otworzyć mu wejścia do... Jungkooka. Do kogoś więcej, niż perełki. Króliczka. Słodkiej laleczki, utkanej z porcelanowych nitek.
To tylko klient. Jak każdy inny.
Zagryzł lekko wargę, czując frustrację. Nie tylko od własnych myśli, ale i postawy Yoongiego. Co prawda nie mógł wiedzieć o tym, co niewątpliwie powstało pomiędzy dwójką. Mimo to mógł go ostrzec. Doskonale widział przecież ilość pieniędzy, jaką dał Kookiemu właściwie... za nic. I to jego zdaniem była wystarczająca pobudka do poinformowania go o spotkaniu z nim. Oszczędziłoby mu to walki z emocjami.
Którą był zmęczony i która mogła pojawić się mimo to.
- Od sprawdzenia jak smakujesz - słowa przeszyły powietrze z ogromną precyzją i tym razem były bliżej szatyna, jako że Jimin stał dokładnie obok łóżka, by położyć naczynia na komodzie nocnej, zaraz obok kajdanków i sznura. Uśmiechnął się krzywo, czego Jungkook nie widział. Wiedział, że akcesoria nie będą potrzebne, choć kusiło go, by związać chłopaka.
Nie tym razem.
- Jak mogłeś to zrobić tak prosto? - padło pytanie.
- Nie rozumiem... - odpowiedział Jungkook, wciąż niepewny tego, co słyszał z ust mężczyzny.
Posmakować? Jego? W jaki sposób? I co zrobił tak prosto? Czy on coś w ogóle zrobił?
- Uwiodłeś moje zmysły. Myśli. Powinienem być teraz w drodze na spotkanie biznesowe. A jestem tutaj, przełożyłem lot na jutro, żeby móc cię zobaczyć - kończąc to podszedł do chłopaka i delikatnymi palcami zdjął mu z oczu czarną wstążkę. Jungkook wzdrygnął się lekko, po czym zobaczył znajome ciemne oczy, rysy twarzy, miękkie, jedwabne usta. Jimin wydawał mu się jeszcze bardziej nierealny, zwłaszcza w świetle księżyca wymieszanego z ulicznymi lampami, oraz małymi lampkami ledowymi rozwieszonymi po pokoju.
Wszystko to przypominało sen.
- Boże, Jungkook... - Jimin pozwolił sobie na obniżenie nieco głosu, gdy zobaczył ile emocji siedziało w tęczówkach chłopaka. W dodatku maleńkie błyski światła nadawały mu czystości, której przecież tak mu brakowało. - Co ty ze mną robisz?
- Nie mam pojęcia - odpowiedział cicho, nie mogąc znieść tego, jak blisko niego był, jak każdy skrawek skóry krzyczał o jego dotyk. - Miło mi jednak, że mi się udaje - stwierdził po chwili, zmniejszając odległość jeszcze bardziej, co sprawiło, że blondyn popchnął go na materac, dając niewiele czasu na rozprostowanie nóg.
Przez moment szatyn był lekko skołowany, po chwili jednak zrozumiał, do czego drugi zmierza. Wziął on w usta jedną z kostek lodu ze szklanki i niczym rzeźbiarz, z niezwykłą precyzją umieścił ją na odsłoniętym brzuchu chłopaka. Jungkook syknął, gdy zimna substancja spotkała się z jego płonącą skórą.
Usta Jimina sprawnie prowadziły rozpływającą się wodę po krzywiznach mięśni, podobnie jak język. Szatyn spinał się i rozluźniał na zmianę, chcąc dać upust temu, co fizycznie odczuwał. Robił to już wiele razy, ale w ruchach Jimina było mnóstwo finezji, której wcześniej nie znał.
Nie minęło wiele czasu, kiedy zaczął odczuwać brak miejsca w swoich ciasnych spodniach. Chciał przeklinać, ale przecież o to chodziło. Nie miał pojęcia, co drugi planuje. Był skazany na łaskę bądź niełaskę.
Równie dobrze mógł go chcieć zaliczyć i porzucić. Bo przecież właśnie o to w tym chodziło. O kilka ulotnych sekund, za które płacono o wiele więcej, niż wymagała tego przyzwoitość. Ale ona nie istniała za mocno w tej branży.
Dlaczego więc czuł, że ten scenariusz to nie to, co się powinno wydarzyć? Mimo że według wszelkich schematów tak właśnie miało być? Jak zawsze. Nie znał przecież wyjątków od reguły, jeśli chodziło o sprzedawanie niewinności.
- Nie bądź teraz taki pewny siebie, perełko - usłyszał od mężczyzny, gdy ten zaczął powoli unosić materiał jego rozciętej bluzki, by dostać się do żeber i klatki piersiowej.
Jungkook nawet mu nie odpowiedział, skupiony wyłącznie na odczuwaniu. Słowa nie chciały już wychodzić z jego ust w postaci złożonych razem liter. Wolały być za to westchnieniami i jęknięciami, dźwiękami przyjemności.
Nie powstrzymywał się. Musiał się dobrze spisać, nieważne, kto właśnie doprowadzał go do takiego stanu. To mógł być ktokolwiek inny. I zachowywałby się tak samo.
- Mówiłem - powiedział, muskając palcami jednej dłoni jego uda, by płynnie przejść pomiędzy nogi chłopaka. Ten syknął, czując dotyk na swojej twardej już męskości. Nawet ciągła obecność materiału nie zmieniała faktu, że czuł każdy opuszek mężczyzny bardzo wyraźnie. Jimin uniósł się lekko, chcąc spojrzeć drugiemu w oczy. Widział, jak czuł się Jungkook, widział każdą emocję.
Za wyjątkiem strachu. Niepewności. Tym wszystkim, co chował, zamieniając się w każdy pseudonim, jaki tutaj znano. Za wyjątkiem jego imienia.
- Proszę... - wyszeptał cichutko, pragnąc jak nigdy dotąd, będąc skazanym na własne ciało i jego potrzeby. Chciał by to już się skończyło, by nie musiał rozmyślać aż tak dużo, by zapomniał. Cały ten wieczór miał zamienić się we wspomnienie, prawda?
Na te słowa Jimin powoli rozpiął guzik i zamek spodni, po czym opuścił je nieco. Czarne bokserki wychylały się nieśmiało spod bordowego materiału. Blada dłoń sunęła po nich pewnie, lecz boleśnie wolno. To nie było wystarczająco dużo, mimo to Jungkook nie powstrzymywał westchnień. Przymykał powieki, gdy palce mężczyzny stawały się bardziej stanowcze i gdy nareszcie pozbyły się bariery w postaci tkaniny. Naga skóra naprzeciwko nagiej skóry. Wzajemne ciepło, pożądanie.
- Dobrze ci, perełko? - zapytał blondyn, nachylając się ku płatkowi ucha chłopaka i przygryzając je leciutko. Pocałunkami znaczył jego szyję, linię szczęki. Nie stykali się ustami nawet przez sekundę. Za to Jimin scałował każdy skrawek jego twarzy, motylimi pocałunkami, brzmiącymi jak obietnice, na które Jungkook był głuchy.
A przynajmniej miał zamiar być.
Zdołał jedynie kiwnąć głową na słowa drugiego, nie będąc w stanie nic z siebie wydusić. Robił to już tyle razy, ale jego ciało zdawało się naturalnie pragnąć tego należącego do biznesmena, chciało samo stać się jednością z drugim. Było nienasycone. Jakby nikt więcej już nie mógł go usatysfakcjonować, za wyjątkiem piaskowłosego.
Jimin uśmiechnął się jedynie, po czym pozwolił sobie oglądać, jak chłopak przygryzał wargę, jak zaciskał dłonie na pościeli, jak spinał mięśnie, czując nadchodzące spełnienie. Wszystko stało się szybsze i bardziej intensywne. Ruchy dłoni, oddech, westchnienia. Jimin ujął dłonią policzek chłopaka, by po tym złapać go lekko za szyję, którą ten odgiął na owy gest, czując, jak ogarnia go znajome ciepło, znajoma przyjemność, coś, co czuł już tak wiele razy, a jednak miał świadomość, że tym razem coś było inaczej. Ledwo powstrzymał się od jęknięcia imienia mężczyzny, jakby chciał mu za coś dziękować.
Nie miał pojęcia, skąd ta blokada.
Oddech miał wciąż przyspieszony, gdy Jimin uniósł dłoń sprawiającą Jungkookowi przyjemność przez ostatnie minuty i przybliżył do ust szatyna. Ten wyciągnął język, chcąc smakować siebie samego, tak, jak mu najwyraźniej kazano. Delikatne palce spotkały się z mięśniem na kilka sekund. Potem zostało już tylko ciepło, rozchylone wargi i niedopowiedzenia.
Jimin odsunął się od chłopaka, po czym zszedł z łóżka. Jungkook przez moment oczekiwał czegoś, lecz nic nie nadchodziło. Zdezorientowany podniósł się na łokciach, patrząc na swój ubrudzony brzuch i ubranie.
Blondyn za to chwycił w dłonie kieliszki szampana i dał jeden chłopakowi, który wciąż patrzył na drugiego z wyraźnym zdezorientowaniem.
Jeszcze nie zdarzyło mu się pić wspólnie z klientem, jakby byli na jednym poziomie. Zawsze ktoś był o półkę wyższy. Sprawujący kontrolę.
- Co się... - zaczął, lecz nie dane mu było skończyć.
- Shhh, perełko - przerwał mu Jimin. - Delektuj się alkoholem.
- Dotąd nikt ze mną nie pił - powiedział, choć bardzo chciał dodać "i nie skończył wszystkiego, kiedy byłem jeszcze w ubraniu".
- Zawsze jest ten pierwszy raz - odpowiedział jedynie blondyn, biorąc łyk i zataczając się lekko.
Moment. Był pijany? Po jednym łyku?
- Jimin? - Jungkook zadał pytanie, na które drugi zareagował po momencie, a jego oczy zdawały się jakby bardziej skupione.
- Chyba pierwszy raz wypowiedziałeś moje imię - stwierdził. - Boże, powtórz, proszę.
Jungkook naprawdę nie miał pojęcia, co się dzieje, czy mężczyzna nie był pod wpływem procentów, zanim tu przyszedł. Nie czuł od niego alkoholu aż tak mocno. Myślał, że to specyficzna mieszanka perfum i jego zapachu. Może więc nie był do końca trzeźwy. Nie wiedział.
- Jimin - powtórzył zgodnie z prośbą, próbując powiedzieć je jak najlepiej z niewiadomych względów.
- Nikt dotąd nie wymawiał go w taki sposób - uśmiechnął się, biorąc kolejny łyk i opierając się zgrabnie o jedną z większych komód, w których znajdowały się stroje, gdyby komuś zachciało się role play.
- Zawsze jest ten pierwszy raz - szatyn odpowiedział z leciutkim uśmiechem, dokładnie to, co sam usłyszał chwilę temu.
- Jesteś uroczy - stwierdził jasnowłosy, wpatrując się w kieliszek.
- Tak uważasz? - zapytał Jungkook, który wciąż nie miał pojęcia, co robić. Powoli zaczął mu przeszkadzać bałagan na mięśniach brzucha, oraz zapach mężczyzny na ubraniach. Nie wiedział jednak, czym innym się zająć, a drugi zdawał się nie do końca trzeźwy. Korzystał więc z okazji, jeśli miał być szczery.
Choć nie potrafił znieść faktu, że przyszedł tutaj jedynie dlatego, że był pod wpływem i procenty wygrały z wyborami.
- Musiałbym być ślepy, by twierdzić inaczej. Rozczulasz mnie. Ale jednocześnie parzysz mnie, zabijasz od środka. Nie wiem, co bardziej - skończył zawartość kieliszka po czym przeszedł do butelki i nalał sobie kolejny. Jungkook nie uważał, by był to dobry pomysł, skoro najwyraźniej ten i tak miał już z lekka dość, choć się nie zacinał. Mówił płynnie i z sensem. Prawie. Jungkook nie wiedział, czy brać którekolwiek słowa na poważnie.
Mimo że tak mu schlebiały i dotykały wewnątrz.
- Chyba ci już wystarczy - powiedział, zabierając drugiemu kieliszek i odstawiając na szafce.
- Zdawało mi się, że to nie ty tutaj rządzisz - mężczyzna momentalnie zmienił ton. Nie był jednak agresywny, a przepełniony autorytetem. Zrobił to tak naturalnie, jak spadają liście z drzew. Jakby taki był, od dawna.
I Jungkook skulił się w sobie, nie wiedząc, jak słowa kogoś mogły na niego podziałać do tego stopnia.
- Wybacz, ale... nie chcę cię stąd wynosić - powiedział, połowicznie zgodnie z prawdą.
- Troszczysz się o mnie? Mówiłem, uroczy - to mówiąc zmniejszył odległość między nimi, sprawiając, że chłopak zatrzymał się na stoliku nocnym z napojami. Dłoń Jimina sunęła bezwstydnie po ciele chłopaka, nie omijając brzucha.
- Jesteś brudny, perełko - stwierdził Jimin, czując gdzieniegdzie pozostałą wilgoć.
Szatyn mógłby odebrać te słowa jako neutralne, stwierdzające fakt, albo nawet pociągające. Ale cholera jasna, wypowiedziane przez Jimina uderzyły go dokładnie w środek.
Był brudny. Oczywiście, że tak. Nieważne, ile razy mówił sobie, że to lubi, że czuje się z tym cudownie, że seks jest jego atutem, a ciało narzędziem do zdobywania pieniędzy, oraz przyjemności. Pracował, tak, jak umiał najlepiej. Był adorowany, piękny, porcelanowy. Ale nie niewinny. Nieczysty.
- Wiem, wiem - powiedział jedynie, czując drżenie głosu, nie tylko przez ponowny dotyk, ale i bariery, które opadały poza jego kontrolą.
- Idź do łazienki i wróć za moment - powiedział, po czym usiadł na krawędzi łóżka. Jungkook posłał mu pytające spojrzenie.
- Nie będę pił, obiecuję - dodał po chwili mężczyzna, choć szatyn nie prosił o zapewnienia. Mimo to przeszedł obok blondyna i udał się do sporej łazienki, będącej częścią pokoju. Była w odcieniach bieli i błękitu, delikatna, z prysznicem i wanną. Jungkook natychmiast ściągnął z siebie ubranie, uważając na biżuterię, którą umieścił na krawędzi umywalki. Resztę po prostu rzucił na podłogę.
Woda nieco go rozluźniła, ale i dała moment dla siebie. Jimin tu był, dotykał go, doprowadził do orgazmu i to wszystko być może dlatego, że był pijany i podjął głupią decyzję. Po prostu dał się ponieść. Jutro obudzi się z kacem, być może będzie żałował i dostanie opieprz od szefostwa, że go nie było, o ile miał jakiś szefów, oprócz swojego taty. Jungkook nie odegra tutaj żadnej istotniejszej roli. Po prostu się przewinie w zamazanych wspomnieniach.
Chociaż nie ukrywał, że Jimin przecież nie został przez niego dotknięty nawet przez chwilę. Wszystko, co się rozgrywało było skierowane na przyjemność szatyna. Tylko dlaczego?
Miał bałagan w myślach, nieuporządkowane odczucia. Chciał, żeby drugi już zniknął, a jednak nie chciał, by odchodził.
Żałosne.
Skończył prysznic i znów ubrał się w strój, który teraz wydał mu się nie na miejscu, mimo że wciąż czuł się w nim jak bóg uwodzenia. Być może takim właśnie był.
Opuścił pomieszczenie, spotykając natychmiastowe spojrzenie blondyna, skanujące go całego, jakby widział go po raz pierwszy ubranego w taki sposób.
- Chodź, usiądź - powiedział, wskazując miejsce obok siebie. Jungkook uniósł lekko brew. Co to miało znaczyć? Co to wszystko w ogóle znaczyło?
Posłusznie jednak zajął miejsce obok mężczyzny wpatrując się w jego profil, niczym w obrazek, bo nie potrafił zaprzeczać sobie samemu. Te wszystkie linie, krzywizny, którym poświęcił cztery godziny tego poranka. Wszystko to, by ostatecznie zrzucić podobne myśli na samo dno umysłu.
- Dlaczego to robisz? - zapytał, a jego głos momentalnie wydał mu się emocjonalny. Prawdziwy. Miał inną barwę, niż ten, który słyszał parę minut temu.
- O co pytasz?
- O... twoje usługi - był delikatny. Nie nazwał tego kurwieniem, a czymś, co robią osoby za ladą w banku. Oferują usługi.
- Ja... myślę, że to lubię. Jestem w tym dobry. Sprawia mi to przyjemność i...
- Powiedz poważnie - stwierdził stanowczo mężczyzna, kierując wzrok na chłopaka. W oczach miał coś, co sprawiło, że Jungkook momentalnie opuścił wzrok. Chociaż nie kłamał.
- Żeby zarobić pieniądze. Spłacić studia, dom, rachunki, mieć co jeść... Mnóstwo osób tutaj mnie uwielbia, znaczy się... moje ciało. Korzystam z tego, tak myślę.
- Nie widzisz dla siebie innej rzeczywistości? - zapytał po chwili Jimin, znów sprawiając, że Jungkook się wzdrygnął, nie wiedząc, do czego to prowadzi.
- Moment, czy to jakiś wywiad środowiskowy? Najpierw mnie dotykasz, a potem pytasz o osobiste rzeczy? Nie sądzę, żeby to tak... - dał chwilowy upust emocjom i dziwnej frustracji, która się w nim kłębiła od początku tego spotkania, którego poszczególne elementy zdawały się coraz mniej do siebie pasować.
- Hej, nie musisz mi mówić - przerwał mu głos Jimina, tak łagodny, że aż zabolało go to w środku. - Wolałbym jednak...
- Nie obchodzi mnie, co byś wolał - stwierdził Jungkook, kompletnie rozpadający się od środka. Zerwał się z łóżka. Ciemne tęczówki znowu zdawały się wyrażać te wszystkie emocje. Był pijany, pewnie nie wiedział, co mówi.
Być może.
- Ja jestem tutaj tylko kurwą, rozumiesz?! - prawie krzyknął, nie hamując się już. - A ty po prostu płacisz za pieprzenie takich jak ja. Koniec. Nic więcej. Nie rozmawiamy tutaj o osobistych problemach. Nie robimy jakiegoś zjebanego "pytania i odpowiedzi". Masz mnie wypieprzyć i sobie spadać, jasne?! - ostatnie słowa mówił zdecydowanie zbyt głośno ze zdecydowanie zbyt dużą ilością łez w oczach. Nie panował nad sobą. Nie spodziewał się wyrzucania na wierzch jego spraw. Tych, które zawsze pozostawały w nim, schowane pod maską doznań.
- Jungkook... - Jimin wstał z mebla i podszedł do chłopaka, jednak ten odsunął się od niego. - Boże, jak możesz tak o sobie mówić? - w głosie miał niezrozumienie.
- Jak?! Czy ty siebie słyszysz?! - znów krzyknął, nie potrafił już, nie potrafił. - Wyjdź. Do cholery, wyjdź. Nie musisz nawet płacić, po prostu zniknij mi z oczu.
- Zniknę, kiedy będę chciał - powiedział Jimin, próbując zachować resztki kontroli.
- Czyli, właśnie, kurwa, teraz - stwierdził Jungkook, spoglądając na drugiego z gniewem, frustracją, niemocą i kompletnym brakiem możliwości odmowy.
I podziałało.
Jimin wyszedł, zamykając drzwi głośniej, niż powinien. Jungkook za to osunął się na podłogę. Płakał, choć nie chciał ronić łez. Dupek. Cholerny dupek. Jebany biznesmen. Myślał, że mu się wszystko należy.
Chuj.
Kurwa, nienawidził go za to, że czuł się tak cudownie, nienawidził jego dotyku, jego słów i wyglądu. Wszystkiego, co sprawiało, że tracił rozum, a teraz wylądował w najdroższym pokoju w klubie, płacząc, jak małe dziecko.
Był kruchy. Był motylem, porcelaną, czymś, czego nie można było upuszczać na ziemię.
***
- Jungkook? - głos Candy'ego dobiegł chłopaka zza drzwi. Siedział pod ścianą, pijąc szampana ciurkiem z butelki. Był już w połowie, choć to wciąż nie było dużo, zważywszy, że trochę zużyto wcześniej. Nie dbał o to. Miał zamiar skończyć tę butelkę. Najszybciej, jak mógł.
- Słucham? - brzmiał wciąż normalnie. Nie był upity, ani nawet blisko bycia takowym. Czuł jednak przyjemne ciepło napoju rozlewającego się w jego wnętrzu, czyli dokładnie tego, czego potrzebował w tym momencie.
- Mogę wejść? - głos chłopaka był ledwo słyszalny.
- Proszę - stwierdził, biorąc kolejny łyk. Candy wszedł do pomieszczenia, w pastelowo różowej, zwiewnej koszulce, oraz jasnych, przetartych jeansach. Włoski miał uroczo rozwichrzone, jak zawsze, delikatne loczki, które sprawiały, że wyglądał jak cherubinek. Gdy tylko zobaczył Kookiego, zakrył usta dłonią i natychmiast podbiegł do niego. Zabrał mu szampana, stawiając go obok łóżka.
- Jeju, co tu się stało? - zapytał spanikowany. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł nikogo. Był więc pewien, że pozostali w pomieszczeniu sami.
- Nic, trafił mi się zły klient - stwierdził Jungkook bez emocji.
- Boże, przecież trzeba to zgłosić Yoongiemu, nie można tego tak... - urwał na moment. - Skrzywdził cię? - dodał piskliwie.
- Spokojnie mały, nic mi nie jest - odpowiedział z łagodnością. - Po prostu... mieliśmy małą kłótnię. Nic wielkiego. Muszę po prostu stąd wstać, zawołać sprzątaczki i jechać do domu.
- Jasne, chodź, pomogę ci wstać - zaoferował się kędzierzawy, podając dłoń drugiemu. Szatyn chętnie ją przyjął, po czym ocenił, czy może stać o własnych nogach. Okazało się, że i owszem. Tak więc istniała szansa, że mógł zapomnieć o bolącej głowie następnego ranka. - Na pewno wszystko w porządku? - dopytał jeszcze niższy.
- Tak... myślę, że tak. Jak mnie znalazłeś, swoją drogą?
- Nie wracałeś długo, poza tym... usłyszałem trzask drzwi, jak wychodziłem z ósemki - skończył cichutko, oblewając się rumieńcami.
- Oh, nie musisz się o mnie martwić, mały - powiedział Jungkook, mierzwiąc mu włosy.
- Wiesz, że zawsze to robię - odpowiedział, po czym wziął drugiego za dłoń i zamknął drzwi pokoju. Oboje udali się do szatni, po drodze mówiąc ochroniarzowi, by poinformował sprzątaczki o pokoju numer dziesięć.
Jungkook szybko się przebrał, nie mogąc znieść zapachu, który wciąż znajdował się na ubraniach. Drażnił go. Sprawiał, że odtwarzał wszystko w głowie.
- Czegoś ci potrzeba, Kookie? - usłyszał jeszcze, nim wyszedł. Uśmiechnął się leciutko, nie wiedząc jakim cudem zasługiwali na Candy'ego. Odwrócił się na moment i podszedł do chłopaka, po czym pocałował go w czubek głowy i zmierzwił niesforne kosmyki.
- Niczego, słodziaku - odpowiedział, po czym wyszedł, zostawiając lokowatego z lekkimi rumieńcami i uroczym uśmiechem. Był promyczkiem, kiedy ktoś czuł się źle, a gdy sam nie był w nastroju, wszyscy potrafili rzucić każdą rzecz, którą robili i przyjść go pocieszać. Roztaczał wokół siebie cudowną aurę, która zwykle udzielała się każdemu. Nawet Jungkookowi, który obecnie mógł się pochwalić wyjątkowo parszywym humorem. Wyszedł z klubu, czując chłodne powietrze. Powinien jeszcze zostać, nie dbał jednak o to. Potrzebował swojego domu, sypialni i odpoczynku od myśli.
Ten jednak nie miał nadejść tak łatwo.
***
Coś ty zrobił do cholery?
Pytanie rozbrzmiało w jego głowie, niczym irytujące echo, po raz kolejny. Palce miał wplecione we własne włosy, by moment później wyjąć je i oprzeć o ramę ogromnych szyb w domu. Był na piętrze, miał widok na miasto, które zdawało się być daleko, podczas gdy było to kwestią kilkunastu kilometrów. Wille dokoła nie zasłaniały mu widoku z najwyższego piętra rezydencji. Czasami potrafił się tak wpatrywać godzinami. Zamyślony, skazany na swoje własne towarzystwo. Był środek nocy. Tae już spał, nie chciał do niego dzwonić. Poza tym, prawdopodobnie siedział obecnie w samolocie lecącym z powrotem tutaj. Pewnie i tak nie miałby zasięgu.
Jimin jednak potrzebował z kimś porozmawiać.
Był więc prawie przekonany, że czeka go bezsenna noc z własnymi myślami. A przynajmniej jej reszta, dochodziła już bowiem trzecia. Nie wiedział, czemu to wszystko się tak potoczyło.
Przecież mówił prawdę. Jungkook zdawał się nim władać. Chrzanił fakt, że rozmawiał o tym z najlepszym przyjacielem. Wszystko mogło iść do diabła.
Chłopak go porwał. Najwyraźniej bezpowrotnie.
Nie cierpiał rozproszeń. Cenił sobie skupienie, trzeźwość umysłu, rozsądne decyzje. I co, co się zmieniło? Naprawdę zrezygnował ze spotkania, z jechania prosto na lotnisko, byleby tylko móc go zobaczyć? Dotknąć? W najdroższym pokoju?
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zachowywał się tak irracjonalnie. Ze względu na podejmowane działania jak i wydawanie pieniędzy. To kompletnie do niego nie pasowało. Znał siebie. I obawiał się, że wpływ tego chłopaka go pogrąży.
O ile już tego nie zrobił.
Wciąż czuł na języku chłód kostki lodu, wciąż miał ciepło jego mięśni na opuszkach palców, słyszał jak oddycha nierówno, swoje imię, widział, jak cały drży, pamiętał zapach perfum wymieszany z jego własnym. Wszystko to, w detalach, mimo że nie trwało to długo. Nie zwykł zapisywać sobie w głowie takich obrazów, ten jednak cenił wyjątkowo mocno.
Uśmiechnął się do siebie, kpiąco. Naprawdę mu zależało na jakiejś klubowej prostytutce. Ale nie potrafił go taką nazwać. Nie był w stanie nadać mu żadnej wulgarnej cechy. Określić żadnym przekleństwem.
Był dla niego zbyt piękny, motyli, zagubiony i delikatny. Chciał go trzymać w ramionach, spędzać noce, zasypiać i budzić się. Pragnął go fizycznie, boże, tak bardzo mocno. Chciał widzieć, jak błaga, jak prosi. Słyszeć jak krzyczy każdą sylabę jego imienia.
Chciał jednak również znać odpowiedź na wiele pytań. Móc go dotykać tak, jak nikt inny. Chronić, badać, poznawać. A tak, dotąd, nie pragnął nikogo. Jungkook pewnie nie byłyby dla niego taki, gdyby nie jego wygląd - nie chciał jednak o tym tak myśleć. Zapadł się, jakimś cudem.
Ot tak. Bez ostrzeżenia.
Pokręcił głową, zawiedziony sobą samym. Jak do tego dopuścił? Jak dał się w to wpakować? W coś, co nie miało prawa się wydarzyć. Czy mógł jeszcze zapomnieć o szatynie? O jakimkolwiek elemencie, który go tworzył? Może. Gdyby poczekał wystarczająco długo. Ale nie chciał, choć wiedział, że tak byłoby lepiej dla nich obu.
Mogliby się bezboleśnie rozejść.
Westchnął, przytłoczony tym, co w nim siedziało. Nie tak to miało wyglądać. Wypadł na gracza w cudzej grze. A przecież nie chciał tego. W dodatku wypił nieco więcej, niż przypuszczał, przez co zaprezentował się drugiemu z najgorszej strony. Chciał się zbliżyć, a jedynie zwiększył dystans. Zachował się jak idiota, jak niewprawiony rzeźbiarz, który starał się tworzyć dzieło życia. Mówił zbyt wiele, rzeczy, których nie chciał.
Panowanie nad sobą nie istniało w tamtych momentach.
Odsunął się od okien, po czym przeszedł do kuchni, gdzie zostawił telefon. Miał kilka nieodebranych połączeń od ojca, kilka smsów, wciąż pytających co robi i gdzie jest. Dzwonił również Mark, ale nie miał zamiaru go teraz słyszeć, zwłaszcza, że pewnie już spał. Postanowił oddzwonić do niego rano, a ojcu napisał, że spóźnił się na samolot przez korki w mieście i poleci następnym. Nie sądził, by to coś dało, ale mogło przynajmniej udobruchać co niektórych.
Miał ochotę zniknąć. Albo przynajmniej pozbyć się emocji. Choć na moment.
Nie było to jednak możliwe.
love is complicated here
(also "fake love" będzie niedługo istnieć, także jak zdechnę 18 maja najpiękniejszą śmiercią i przestanę pisać to wińcie bts - szczególnie yoongiego, peace out)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top