your finding
- Podaj ją – powiedział chłodno, skanując wzrokiem broń po raz kolejny, ze szczególną uwagą, jaką przykładał do najmniejszych wręcz detali, składowych, na jakie inni mogli nie patrzeć. Bywał taki, zwłaszcza przy nowszych modelach, o których jeszcze wiele nie wiedział. Podstawy wystarczyły jednak, by rozpoznać oszustwo.
- Sto siedemdziesiąt tysięcy – odezwał się wyższy mężczyzna, poprawiając ciemnobrązową, skórzaną kurtkę. – Uwierz mi, to maleństwo jest tego warte – dodał z krzywym uśmiechem, kierując chciwe spojrzenie na ciemną teczkę, w jakiej znajdowała się gotówka, a jaką trzymał Mark stojący niedaleko Jimina i ich samochodu, którym tu przyjechali.
- Pozwól, że ja ocenię, czy tak faktycznie jest – odparł jedynie blondyn, równie zimno, nie miał zamiaru dać sobie wmawiać faktów – zawsze to on podejmował decyzje i żaden handlarz nie mógł tego zmienić. – Dam ci sto czterdzieści sześć – powiedział po chwili, odkładając egzemplarz do skrzyni. – To dopiero wchodzi na czarny rynek, jeszcze nie ma aż tak dużego zbytu – dopowiedział, zamykając wieko.
- Sto sześćdziesiąt nie bądźmy dziecinni – powiedział jedynie mężczyzna krzyżując ramiona na piersi. – To cacko i tak już chodzi naprawdę okazyjnie. Inni mają bardziej wygórowane ceny.
- Oh, no tak – odpowiedział Jimin z uśmiechem. – Faktycznie, nie bądźmy dziecinni... Sto czterdzieści. I ani tysiąca więcej – powiedział ostro, spoglądając z wyzwaniem w oczy drugiego, z pełną świadomością, iż nie miał innego klienta na ten nakład i powinien się tak naprawdę cieszyć z każdej oferty.
- Cholera – przeklął pod nosem, patrząc na ubranego w ciemny płaszcz i lakierowane buty Jimina, niczym na diabła we własnej osobie. – Stoi – stwierdził ostatecznie, podając dłoń blondynowi, którą ten uścisnął po czym skinął głową na Marka, by zaniósł drugiemu teczkę, jaką ten przyjął z nieukrywaną radością.
Rozeszli się w miarę szybko, kilka osób, jakie również towarzyszyły dwójce pomogło Markowi wnieść skrzynię do ciężarówki, jaką mieli ją przetransportować razem z sześcioma innymi na statek, a dalej miał on popłynąć w jedynie sobie znanym kierunku. Jimin przez moment opierał się o wóz, paląc ledwo co zapalonego papierosa, firmy, jaką specjalnie sprowadzał wyłącznie dla siebie. Nie lubił tego, co dawali w sklepach, tani tytoń kompletnie mu nie odpowiadał i w grę nie wchodziła niska cena, lecz jakość, która się pod nią kryła. Poza tym i tak nie korzystał z nałogu zbyt często, cenił sobie własne zdrowie.
Mark po chwili dołączył do niego, spoglądając z uwagą na resztę, która pakowała ostatnią skrzynię do wozu i zamykała drzwi ciężarówki, by po chwili wyjechać z hali, jak gdyby nigdy nic.
- Ubiliśmy całkiem dobry interes – skwitował, spoglądając na Jimina przez moment. – Nie sądziłem, że uda się szefowi tak zniżyć cenę.
- Naprawdę? Błagam, widać było, że długo nie będzie się kłócił – odparł jedynie blondyn, zaciągając się i wypuszczając dym w powietrze. – Miałem go w garści jeszcze zanim tutaj przyszedłem. Dobrze o tym wiesz.
- Mimo wszystko. Zaoszczędziliśmy trochę. Ma szef jakiś plan na te kilkadziesiąt tysięcy?
- Chyba coś wam urządzę, jeszcze nie wiem – uśmiechnął się pod nosem. – Ostatnio wszyscy harujecie jak woły. Nie miałbym nic przeciwko, jakby część z was poszła na mały odpoczynek. Chociaż na kilka dni.
- To chyba zbyt wysoka nagroda – zaśmiał się Mark do siebie. – Od kiedy szef zrobił się taki rozrzutny?
- A nie byłem taki zawsze? – odpowiedział mu Jimin, unosząc jedną brew i znowu wywołując śmiech chłopaka. – Naprawdę chcę, żebyście też mieli coś od życia. Zwłaszcza ty. Napisz mi do końca tygodnia, gdzie chciałbyś pojechać. Zobaczę, co się da zrobić – dodał, nie racząc drugiego spojrzeniem, w którym zabłysła prawie ojcowska łagodność, jako, że Mark był od niego sporo młodszy, a jego zachowanie naprawdę przypominało mu niekiedy to młodzieńcze, choć dojrzałości mu nie oszczędzono. Rozumiał naprawdę wiele rzeczy, których sami starsi od niego czasami nie potrafili pojąć.
- Poważnie? – zapytał po chwili, starając się wyłapać cokolwiek nierealnego w wypowiedzi.
- A wyglądam, jakbym żartował? – blondyn jedynie spojrzał na swojego rozmówcę, przekazując mu wzrokiem absolutnie wszystko – w tym fakt, iż słowa jego były jak najbardziej szczere.
- Zupełnie nie, dlatego zapytałem – uśmiechnął się Mark, na co Jimin zaśmiał się cicho, sam do siebie.
- Aż taką mam reputację? – zapytał z udawanym niedowierzaniem. – Zimnego skurczybyka, który nie dba o swoich podwładnych?
- Nie, po prostu... rzadko widzę szefa takiego radosnego. I skłonnego do podobnych planów. Nie wiem, trochę ciężko mi się do tego przyzwyczaić – stwierdził Mark, drapiąc się po karku w zakłopotaniu.
- I nie powinieneś – padła jedynie odpowiedź. – Chwilowo jednak pozwalam wam na tym skorzystać – dodał rzeczowo, rzucając niedopałek na ziemię i gasząc go czubkiem buta.
- Cóż, ja nie mam zamiaru odmówić – powiedział tylko Mark, nie widząc już iskier w oczach mężczyzny, tych dobrych, płynących gdzieś z wnętrza jego. – To dokąd jedziemy? Jest jeszcze coś na dzisiaj?
- Powiedziałbym, że to wszystko... możemy jeszcze wejść na chwilę do biura, będę potrzebował kilku dokumentacji na wieczór – stwierdził, wchodząc wraz z drugim do samochodu. Mark jedynie kiwnął głową, dając znać, iż rozumie.
- Znów spędzi szef wieczór z papierami? – zapytał ciekawsko.
- Znów? – Jimin zmarszczył brwi, bo ostatnio prawie się tym nie zajmował.
- Mówił pan wczoraj, że po wizycie w galerii sztuki będzie pan musiał wypełnić jakieś dokumenty... - powiedział Mark niepewnie, samemu już nie wiedząc, czy dobrze zapamiętał.
Jimin momentalnie spiął się lekko, wiedząc doskonale, jak spędził poprzedni wieczór wraz z nocą, oraz wciąż czując każdą sekundę z tego czasu. Nie dał po sobie jednak poznać absolutnie niczego, pewnym ruchem odpalił pojazd i zaczął wyjeżdżać podjazdem w kierunku głównej drogi.
- Tak, tak, ale wiesz, jak jest... wszystko trzeba udowadniać i pokazywać kartki na najdrobniejsze głupoty – odrzekł po chwili, zupełnie spokojnie i tonem niezdradzającym niczego, jaki opanował do perfekcji po tylu latach.
Mark jedynie westchnął z krótkim „mhm" po czym skierował wzrok na mijane ulice. Jimin nie mógł uwierzyć, że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej wiózł w tym samochodzie chłopca, któremu się tak oddał. Rzeczywistość wyraźnie pozbawiona była uroku, kiedy nie miał go obok.
Nie potrafił jednak zrobić nic, by to zmienić. Gryzło go, że tak mocno chciał coś zacząć, przestawić własny świat do góry nogami, tylko po to, by Jungkook mógł w nim pozostać.
Wiedział jednak, że to niemożliwe, a jego myśli zupełnie traciły na znaczeniu w obliczu tak wielu komplikacji. Czuł ciężar na własnym sercu, igły wbijające się w miękką tkankę za każdym razem, gdy rozsądek kazał mu się od szatyna oddalić, dla ich wspólnego dobra.
Z tym, że uczucia zbliżały ich coraz mocniej, a to, co krzyczane było z tyłu ich głów, dawno ucichło zasłonięte emocjami, których dotąd nie czuli.
***
Neonowa nazwa zawisła ponownie nad wejściem, tym razem w nieco bardziej finezyjnej czcionce, oraz kilkoma ozdobnymi lampami rozmieszczonymi pionowo przy drzwiach. Wszystko to prezentowało się jeszcze lepiej z czerwonym podłożem, miękkim i nie tak łatwym do zabrudzenia, które rozpoczynało się jeszcze przed wejściem. Yoongi zerknął na całość, choć monterzy wciąż stali na drabinach, dokręcając i ciągnąc kable, które miały być niewidoczne gołym okiem.
Prezentowało się to już naprawdę dobrze, a dojść miało jeszcze kilka rzeczy, takich jak bramki, czy nowe plakaty, do rozwieszenia w podświetlanych na fioletowo gablotach. Każdy detal musiał krzyczeć, że to miejsce dostępne jest jedynie dla tych, którzy skłonni są zostawić w nim przynajmniej połowę swojego majątku.
Yoongi już czuł się dumny z własnej wizji, oraz tego, jak pomógł mu Hoseok. Ostatniej nocy, którą spędził u niego, porozmawiali też o wszelakich szczegółach. Nowe oblicze klubu miało kompletnie zmienić jego obraz, nadać mu jeszcze więcej luksusowej subtelności, aniżeli do tej pory. Wydatki piętrzyły się wciąż i wciąż, ale dotąd nie przekroczył jeszcze budżetu, był więc dobrej myśli. Mógł nareszcie poczuć, że jego dziecko odżywa na nowo.
Uśmiechnął się, gdy prace zostały skończone, a on mógł ponownie przejrzeć całość w gotowości do ponownego otwarcia. Litery układające się w słowo „Babilon" świeciły jasno przy ciemniejącym już niebie, plakaty wydawały się same w sobie definicją kuszenia, gra kolorów przyciągała spojrzenie. Cały dzień potrafiłby to podziwiać, jako, że zdecydowanie zasługiwało to na pewną dozę zachwytu.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał problem z rozpoznaniem tego miejsca – brunet odwrócił się w stronę znajomego, chłopięcego głosu, jaki momentalnie przypomniał mu o pewnej wciąż nie załatwionej sprawie. Oczy zwrócił momentalnie w kierunku Jungkooka, trzymającego torbę z potrzebnymi rzeczami do występu, oraz mającego na ustach uśmiech, który znaczył tylko jedno – on również wiedział, że ta rozmowa nie potoczy się tak, jakby chciał.
- Myślę, że nie jesteś jedyny – odpowiedział Yoongi, poprawiając rękawy ciemnej koszuli, tak, by były podwinięte do łokci. – A teraz, skoro już wiesz, gdzie dalej pracujesz... Możesz mi powiedzieć, gdzie do cholery wczoraj zniknąłeś? – powiedział, sycząc niemalże, a Jungkook potrafił jedynie spojrzeć na własne buty, niczym winowajca, posiadający na sobie ciężar przewinień. Przygryzł delikatnie wargę, próbując wziąć się w garść.
- Nie wspominając już, że... - kontynuował Yoongi, podchodząc bliżej chłopaka i mając gdzieś jego skulone oblicze niezdolnie do ruchu. – Nie zniknąłeś sam – skończył, nie kryjąc już własnego jadu, jakim ociekały te słowa.
- Ja... - zaczął chłopak, lecz nie umiał nawet sklecić zdania pod karcącym wzrokiem drugiego, w którym paliły się ogniki, mogące przemienić go w stertę popiołu.
- Chcesz mi powiedzieć, że twoje głupiutkie obietnice nic nie znaczą? Bo jeśli tak, to mówisz to złemu kolesiowi – Yoongi brzmiał naprawdę surowo, na tyle, że Jungkook autentycznie zaczął czuć adrenalinę we własnych żyłach, oraz gotowość do odparcia ewentualnych rękoczynów.
- Słuchaj ja... naprawdę nie wiem, co powiedzieć – stwierdził w końcu, dając sobie przy tym mentalny policzek za tak infantylne zdanie w takiej sytuacji. – To nie tak, że mi nie zależy, po prostu... Miałeś tak kiedyś, że straciłeś dla kogoś głowę? – sam nie rozumiał, czemu to w ogóle wypadło z jego ust, ale nie miał pojęcia, co innego mógłby rzec. Wymyślanie na prędce usprawiedliwień zapewne nic by nie dało, ba, pogrążyłoby go jeszcze mocniej, a tego nie potrzebował.
- Słucham? – Yoongi dopytał z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze zrozumiał.
- Pytam, czy miałeś kiedyś tak, że straciłeś dla kogoś głowę – powtórzył, starając się patrzeć na Yoongiego, choć było to obecnie wyjątkowo ciężkie, przez różnorakie emocje, jakie się w nim i nie tylko w nim, kłębiły.
- A co to ma do rzeczy? – zapytał brunet chłodno. – Masz mi po prostu wiarygodnie wyjaśnić, po co żeś z nim znowu polazł, zamiast trzymać się zasad, które wspólnie ustaliliśmy – zszedł nieco z tonu, wciąż jednak brzmiał ostrzegawczo, jak wąż, który jeszcze nie atakował, ale był temu bliski.
- Wspólnie? Ty je ustaliłeś – powiedział Jungkook pewnie, nie zważając na reakcję drugiego. – Po za tym... to ma do rzeczy, że chciałem chociaż wiedzieć, czy jest sens w tłumaczeniu ci, jak się czuję – dodał, drżąc nieco przy mówieniu tego. Nie spodziewał się, iż będzie zmuszony do mówienia Yoongiemu o czymś takim. O czymś, czego nawet sam jeszcze nie pojmował, ale wiedział, że już w sobie nie zgasi. Tym samym pozostał w sytuacji bez wyjścia, skazany na podzielenie się prawdą, jakkolwiek godna wyśmiania by ona nie była.
- Możesz zaczynać, proszę – odparł z przesadną teatralnością Yoongi. – Powiedz mi, jak czuje się twoje naiwne, chłopięce serduszko, jakie sprzedałeś temu typowi – dodał, spoglądając na drugiego z kpiną. – Możesz się teraz popisać, mówić mi, ile on ma pieniędzy, albo jak dobry w łóżku jest. Możesz mi nawet wykrzyczeć, że nie masz zamiaru już tu wracać i macie zamiar oboje wyjechać do krainy tęczy i słodyczy i wiesz co? Gówno mnie to obchodzi, tylko nie przychodź mi potem z płaczem, że cię pan idealny wykorzystał. Bo nie dostaniesz ode mnie drugiej szansy. Nie daję ich nikomu. Zastanów się więc, co chcesz mi powiedzieć – skończył, spoglądając na chłopaka wyczekująco, z domaganiem się o odpowiedź, jaką chciał usłyszeć i jakiej spodziewał się już od początku rozmowy. Owszem, częściowo miał to wszystko na myśli, ale jednocześnie wciąż czuł przywiązanie do Jungkooka, dziwne uczucie troski, choć okazywał je bardzo rzadko. Nie potrafił długo mu wypominać, czy się złościć – wzbudzał w nim bowiem słabości, o których nawet sam nie wiedział. Z tym, że wciąż nie pozwoliłby sobie na stratę kogoś tak cennego. Ani teraz, ani jutro. Miał więc nadzieję, że ten postąpi słusznie. Chociaż raz.
Jungkook za to milczał przez moment, czując burzę, jaką wzbudziły w nim usłyszane słowa. Wolałby w ogóle ich nie znać, ale uderzyły go w punkt, o którym tak wyraźnie zapomniał. W rozsądek. W bariery, które przecież sam sobie postawił, a jakie burzył ostatnio z pasją maniaka, patrząc, jak ich siła zamienia się w nic nieznaczące gruzy, coraz bardziej oddające Jiminowi dostęp do jego wnętrza.
A teraz miał ochotę wznieść je wszystkie od nowa.
Jeszcze moment spoglądał na starszego, z pokorą oraz zrozumieniem. Może nie myślał trzeźwo i faktycznie powinien się zastanowić, co mówi.
Z tym, że znał również fakty, a te odbierały mu wszelki racjonalizm.
- Przepraszam – wyszeptał jedynie, jakby rzeczywiście zawinił. – To się nie powtórzy.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział jedynie Yoongi, mierząc wzrokiem drugiego. – Bo kolejna taka akcja i możesz zapomnieć o byciu częścią klubu – dodał, odchodząc w kierunku wejścia i nie oglądając się na pozostawionego sobie samemu chłopca, który poszedł w ślady starszego dopiero po chwili.
Znów zostawiono go z myślami.
Z mnóstwem rozrywających myśli.
***
- Oh wow... - powiedział jedynie Candy, przerywając nakładanie niebieskiego cienia do powiek, by spojrzeć ponownie na Jungkooka, który wyszedł właśnie z szatni, by podejść do jednej z toaletek. Miał na sobie ciemne pończochy z koronkowym wykończeniem, ciemną miniówkę, crop top, oraz parę ciemnych kółeczek włożonych w uszy. Całość dopełniała obróżka z kółeczkiem, jaką miał na szyi, a jaka sugerowała dość otwarcie, iż miał grać zdecydowanie w pełni uległą rolę.
Na którą nie miał najmniejszej ochoty, choć tutaj akurat mógł głośno stwierdzić, iż po rozmowie z Yoongim nie miał ochoty na absolutnie nic, oprócz zamknięcia się w swoim domu na resztę wieczoru. Poza tym miał dzisiaj również krótki pokaz po północy i naprawdę nie powinien się obecnie wypełniać takimi emocjami, skoro zależało mu by wypaść jak najlepiej – nie potrafił jednak jakoś szczególnie tego ukrywać mimo iż wiedział, że im szybciej to schowa tym lepiej dla niego.
- Aż tak źle? – zapytał, siadając obok młodszego przy lustrze, by zacząć działać z podkładami, oraz szminką, które przyniósł sobie z domu.
- Ty tak na serio? Przychodzisz tutaj wyglądając jak bóg fetyszów i pytasz „aż tak źle"? – Candy nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał od drugiego. Zazwyczaj zapewne dostałby jakieś przewrócenie oczami i krótkie spojrzenie zabójczej pewności siebie, jaką zazwyczaj emanował szatyn – teraz jednak spotkał się z zupełnym przeciwieństwem tej cechy, tak przyległej do chłopaka.
- Przepraszam, po prostu... nie jest w nastroju – powiedział, desperacko walcząc z materiałem spódniczki, by zasłaniał chociaż część jego pośladków przy siedzeniu, a nie unosił się uparcie do góry.
- W porządku... coś się stało? – zapytał od razu kędzierzawy, wracając do nakładania cieni. Byli na razie sami, nikt inny jeszcze się nie pokazał. Zazwyczaj przychodzili wcześniej, mieli niekiedy znacznie więcej pracy, niż reszta, czego nikt im specjalnie nie zazdrościł – za to mogli się jednak pochwalić lepszymi zarobkami, choć cena za nie bywała wysoka. – Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć – dodał głośniej, korzystając z prywatności, jaką mieli.
- Nic takiego... serio – stwierdził, nie miał zamiaru obecnie rozdrapywać tego, co tak bardzo chciał zostawić w spokoju, przynajmniej na resztę wieczoru, oraz nocy.
- Nie mówisz tego wystarczająco przekonująco, musisz się postarać – powiedział Candy, z udawanym sarkazmem. – Naprawdę możesz mi zaufać. Nic nie pisnę.
- Tu nie chodzi o zaufanie, mały – powiedział, po czym przejechał szybko po swoich ustach, nadając im krwistoczerwonego odcienia. – Tylko o fakt, iż nie chcę o tym rozmawiać. I nie bierz tego do siebie. Potrzebuję pobyć z tym sam, dobrze? – zapytał jeszcze, patrząc na chłopca o oczach wypełnionych po części zrozumieniem, po części smutkiem, iż nie może pomóc w jakikolwiek sposób. Candy zawsze taki był – uwielbiał sprawiać, by ktoś odczuwał chociaż odrobinę ulgi, albo lekkości. Teraz jednak nie było to zbyt możliwie, bez chęci drugiego do otworzenia się
- Dobrze – mruknął jedynie jasnowłosy, kierując swoje niewinne spojrzenie w kierunku lustra i kończąc makijaż. – Po prostu... nie trzymaj tego w sobie zbyt długo, okay? – powiedział ciszej, idąc w kierunku wyjścia, ponieważ musiał już schodzić na dół, do odpowiedniej loży swojego klienta.
Jungkook skinął jedynie głową, uśmiechając się słabo do drugiego, w niemym zapewnieniu, iż powie mu prędzej, czy później. W takim stanie pozwolił swojemu rozmówcy zniknąć w przejściu do schodów, które prowadziły bezpośrednio do lóż.
Ponownie był tylko on i jego własny bałagan, jakiego aktualnie nie był w stanie nawet ruszyć, by cokolwiek zrobić. Najważniejszym było, żeby skupił się na zadaniach, jakie miał do wykonania – bolało go, iż nie będzie prawdopodobnie czerpać żadnej przyjemności z tego wieczora. Ale mówiło się trudno. Nie każdy dzień pracy był usłany różami i ten zdecydowanie do takich należał.
Westchnął ciężko, w zupełnej rezygnacji i frustracji z powodu własnych odczuć i kierunku myśli, jakich ilość jedynie się piętrzyła. Pewnie żadnym problemem byłoby po prostu zapomnieć o pewnych sprawach. Stwierdzić, że świat to syf, a on musi się z tym faktem pogodzić i jakoś przeć do przodu.
Z tym, że wcale nie chciał. Ani myśleć w ten sposób, ani grzebać wspomnień najgłębiej jak mógł, byleby tylko nie mogły uciec w niekontrolowany sposób zbyt łatwo. Pod wpływem głupich słów Yoongiego przeżywał teraz coś, czego tak się obawiał.
Żal.
Do własnych decyzji, tego, że zaufał komuś w pewien sposób. I choćby nie wiadomo, jak ciężko próbował – nie umiał być stuprocentowo pewny, iż Jimin faktycznie czuł cokolwiek.
Nawet jeśli widział w falach morza wypełniającego tęczówki, iż był dla niego prawdziwą perłą, aniołem, świętością i grzechem zarazem.
Mimo to mógł przecież się pomylić. Próbować zobaczyć coś, czego nie było w pustce, próbować dopowiedzieć sobie znaczenie wypowiedzianych słów, jakich głębia kompletnie nie istniała. Bał się, że oddał już za wiele, by teraz w ogóle myśleć o odwrocie. Że zbyt późno zaczęto mu wmawiać, iż robi coś, co będzie go potem bolało w niewyobrażalnie dotkliwy sposób.
Sam Jungkook wolałby obecnie przestać myśleć , odciąć jakoś to wszystko. Z tym, że nie mógł przecież uciec od własnego umysłu, a ten nie omieszkał torturować go absolutnie każdą rzeczą, jaką mógł.
Jego głosem, szeptaniem, muśnięciami, dotykiem, spojrzeniami, pocałunkami, miękkością skóry. Nic z tych rzeczy nie opuszczało jego zakończeń nerwowych, reakcji, tego, że przymykał powieki na samo wspomnienie nocy, tak świeże, tak wyraźnie odznaczające się na jego skórze, oraz w głowie.
Byłby szaleńcem, gdyby chciał to zamaskować, ukryć, powiedzieć, że to nie znaczyło nic, nawet, jeśli mogło tak być. Dla niego bowiem coś, do czego był tak przyzwyczajony zdawało się mieć za sobą o wiele za dużo, niż zazwyczaj. I dręczyło go przeświadczenie, że pozostanie tak, nieważne co by się stało.
Spojrzał jeszcze raz w lustro, skupiając wzrok na wygładzonej skórze twarzy, wyzywająco czerwonych ustach i własnych, przepełnionych słodką goryczą oczach.
On nie był gotowy, ale świat kazał mu być.
***
Schodził powoli, nieśpiesznie. Ruchy dawkował, choć przecież nie miał tyle czasu co zwykle. Ledwie jedną piosenkę.
Leżał na ziemi, unosząc delikatnie biodra, oraz wodząc dłońmi po nagim torsie. Materiał pończoch napinał się na mięśniach ud, pracujących subtelnie pod półprzeźroczystym materiałem, by pozwolić jego ciału wyglądać, jak gotowym do zjedzenia, do spróbowania.
Przeszedł na swoje piszczele, falując ciałem, odgiął szyję do tyłu, przekonany, że wszyscy na sali są już pod jego władaniem, choć nie zrobił jeszcze nic spektakularnego. Wstał powoli, wprawiając swoje ciało w subtelne wicie, przypominał kuszenie we własnej osobie, oczy zamglone pożądaniem, dłonie wciąż przesuwające się po skórze, proszące o dotyk kogoś innego. Rozchylone wargi, kilka kroków w szpilkach, jakie miał na sobie i podejście do metalowej rurki, jaką miał dzisiaj wykorzystać. Ostatnio często tańczył w ten sposób, nie przeszkadzało mu to jednak. Musiał jedynie spędzać więcej czasu na treningach, co kolidowało nieco z jego nauką, co miał mimo wszystko w głębokim poważaniu.
Pewnie otoczył dłonią metal, szykując się do pierwszej figury. Chciał się dłużej pobawić z widownią, wciąż jednak musiał się zmieścić w ramach czasowych, więc przeszedł do rzeczy nieco szybciej, niż zwykle, odpowiedź jednak była równie intensywna. W powietrzu pofrunęły pierwsze banknoty, jakie chłopak zawsze traktował niczym napiwek i nie musiał ich rozliczać z Yoongim. Uśmiechnął się niegrzecznie, próbując przekonać wszystkich zebranych, że miał pod kontrolą absolutnie każdą rzecz, ruch czy spojrzenie.
Prawda wyglądała jednak tak, iż sypał się w środku, a płatki ulotnego piękna chłopaka były jedynym, co zakrywało jego wewnętrzną walkę, której ciemności lepiej było nie widzieć.
Odgiął całe ciało, musnął dłońmi powietrze trzymając się jedynie nogami, by potem wesprzeć się jednym ramieniem. Był zjawiskiem samym w sobie, nawet, jeśli w środku nie odczuwał niczego ekscytującego, a przynajmniej nie tak, jak zwykle. Uwielbiał scenę, zapach seksu, oraz wzrok tych wszystkich ludzi. Nie umiał jednak teraz odczuwać tego tak, jak zwykle, ledwo rozumiejąc, co właściwie robił.
Szło mu jednak na tyle dobrze, iż nikt nawet nie pomyślał, jak wielką iluzją był, jak dobrze grał sobie ze wzrokiem innych, przekonując ich, że nic się nie zmieniło.
Był tylko jeden widz, którego nie kupowało to wszystko. I nieważne, jak mocno przygryzał wargi, widząc kolejne posunięcia chłopaka, jego ciało, tak artystycznie wyeksponowane, wciąż mające ślady, jakie na nim zostawił, a jakie teraz widoczne były przez tak wielu. Nieważne, jak bardzo trzymał wodze, karzące mu wziąć go w ramiona zaraz po występie, zaciągnąć do najbliższego pokoju i pokazać, że nie może sobie pozwalać na coś takiego, nawet, jeśli przecież wykonywał swoją pracę.
Jimin po prostu nie potrafił znieść widoku Jungkooka w takim stanie, kiedy to nie liczyło się nic, tylko jego fizyczność, jakiej pozazdrościć mogli mu wszyscy modele razem wzięci. Tego pierwiastka nie dało się podrobić, ani próbować przebić – szatyn z łatwością sprawiał, iż cały wszechświat przez moment skupiał się jedynie na nim.
Poza tym jednak umiał dostrzec to, co pozostawało poza spojrzeniami gapiów, poza rozumieniem ich napchanych portfeli, gotowych do uszczuplenia w trakcie pokazu. Widział bowiem tą gorzkość, odrzucenie i dziwne poczucie straty, jakie emanowało z zamglonego spojrzenia Jungkooka. I owszem, było tak również pożądanie – ale wydawało się ono jedynie maską dla czegoś innego.
Jimin to wiedział. I z chwilą gdy zdał sobie z tego sprawę poczuł momentalne napięcie własnych mięśni. Nie potrafił stwierdzić, co było powodem takich emocji, takiego proszenia o jakieś rozwiązanie – tylko czego?
Ledwo powstrzymał się od pójścia za nim, kiedy skończył. Był na scenie dość krótko, ale na tyle długo, by spodnie Jimina dawno stały się dla niego zbyt ciasne. Zignorował to jednak i niosąc marynarkę w dłoniach przed sobą przeszedł do zejścia na dół, wymijając się z szatynem. Powinni porozmawiać, z tym, że Jimina w ogóle miało tutaj dzisiaj nie być, jakim prawem miał więc nachodzić drugiego? Pewnie tym samym, jakim zabierał go z galerii sztuki i na niezapowiedziane spotkania w nocy – tym razem jednak odpuścił, choć nie lubił uczucia, jakie w nim powstało.
To zdenerwowanie i niepewność, co się dzieje. Przez moment był bliski obwinienia siebie – może zrobił coś nie tak? Może coś źle powiedział, uczynił? Z drugiej strony doniesiono mu rano, iż Jungkook uśmiechał się niemalże połowę drogi do centrum, do którego podwiózł go zamówiony przez blondyna kierowca - wizja ta była z nim od poranka, ocieplając jego serce płynnym miodem. Teraz sytuacja zdawała się zmieniać o sto osiemdziesiąt stopni, a niewiedza doprowadzała go na skraj.
Musiał się dowiedzieć.
Wyszedł z budynku i zadzwonił do jedynej osobie, jakiej mógł powierzyć odszukiwanie informacji. To, co zamierzał zrobić naruszało mocno prywatność, oraz poczucie bezpieczeństwa kogokolwiek, ale nie zważał na to w tym momencie. Liczyła się jedynie możliwość usłyszenia głosu chłopaka, jego zapewnienia, że wszystko w porządku.
A jeśli nie, to czy Jimin mógł zrobić cokolwiek, by takie było.
Pierwszy raz bowiem odczuwał takie pragnienie naprawienia czegoś – w tym przypadku, kogoś. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czyjś smutek tak nim poruszył, zwłaszcza tak subtelnie skrywany. Westchnął, czując dziwną mieszankę uczuć, od wciąż trwającego podniecenia, przez opiekuńczość, aż po frustrację.
Wszystko to dawało mu coś, co pewnie natychmiast zasypałby własnym chłodem, spokojem i analizowaniem sytuacji, do czego był przyzwyczajony – teraz jednak mógł wyrzucić do kosza podobne sposoby rozwiązywania problemów.
Za piątym sygnałem Mark nareszcie odebrał. Zaspany głos chłopaka dawał znać, iż właśnie został brutalnie wyrwany ze snu.
- Halo? – zapytał. – Coś się stało, szefie? – dodał po chwili, ziewając.
- Mógłbyś znaleźć coś dla mnie? – odpowiedział szybko, choć rzeczowo, w sekundę przechodząc na znajomy tryb. – Chodzi o numer telefonu.
- Mmm, myślę, że da się zrobić – odpowiedział mu zaspany głos. – Kogo i na kiedy?
- Jeon Jungkook. Na już – odparł blondyn, a jego słowom odpowiedziała głucha cisza po drugiej stronie słuchawki, jaką przerwał jedynie samochód, przejeżdżający ulicą.
- Zobaczę, co da się zrobić – padła odpowiedź, jaka brzmiała już o wiele mniej sennie, aniżeli cokolwiek, co do tej pory wypowiedział chłopak.
- W porządku, informuj mnie na bieżąco – dodał jeszcze Jimin i usłyszął dźwięk kończonego połączenia, jakie mówiło tylko jedno.
Pozostało mu czekać.
***
- Cholera, jest lepiej, niż się spodziewałem – powiedział, obracając się w kierunku okna, by spojrzeć na miasto za nim. – Przyszło sporo osób. I mieliśmy pełną salę na pokaz. Zrobiłeś coś niesamowitego – powiedział jeszcze, niemalże czując, że mężczyzna po drugiej stronie słuchawki uśmiecha się tym rodzajem uśmiechu, jaki sprawiał, że Yoongi naprawdę miał ochotę przed nim uklęknąć i zająć się paskiem od spodni.
- Mówiłem. Chociaż to głównie twoja zasługa – usłyszał, podczas upijania niewielkiej ilości wina ze swojego kieliszka. – W końcu ty jesteś właścicielem tego przybytku.
- Prawda, ale bez ciebie nie poprowadziłbym tego tak gładko – stwierdził jedynie, unosząc kąciki ust na kilka sekund, by odsłonić naprawdę szczery i serdeczny uśmiech, jakim nie darzył wielu. – Myślę, że winien ci jestem przysługę – powiedział jeszcze, znowu kosztując trunku.
- Wystarczy randka – odezwał się Hoseok po drugiej stronie, a Yoongi niemalże zakrztusiłby się cieczą, gdyby właśnie ją przełykał.
- Randka? – powtórzył, nie wiedząc, czy dobrze usłyszał.
- Dokładnie. Odpowiada ci rezerwacja w „Chimere"? Ten piątek. Dwudziesta – miał głos o ton niższy, a Yoongi wyczuł tą subtelną zmianę, jaka zupełnie nim zawładnęła na kilka dłuższych sekund.
„Miałeś kiedyś tak, że straciłeś dla kogoś głowę" – zabrzmiało w jego myślach cichutko, wyrzucił jednak ten szept równie szybko, co go usłyszał.
- Niech ci będzie, ale zgadzam się tylko raz – odparł, kierując wzrok na czubki własnych butów, jakby miał przed kim zgrywać nieśmiałego w jakimś stopniu.
- W porządku, rozumiem – usłyszał jedynie. – To i tak zaszczyt – po drugiej stronie słuchawki rozległ się delikatny śmiech, tak wolny i radosny, że Yoongi nie miał pojęcia, co w ogóle powiedzieć.
- Nie dodawaj mi aż tak wiele, to mnie jest miło, że mnie zapraszasz. Nawet ten jeden raz, kiedy się zgadzam, oczywiście – dopowiedział szybko, czując, że oboje właśnie się uśmiechali.
- Mhm, z pewnością – odpowiedział mu Hoseok. – A teraz wybacz mi, ale muszę iść wreszcie spać. Mam spotkanie na siódmą rano.
- Dobranoc – odparł tylko Yoongi, nie mogąc widzieć, jak Hoseok przymknął powieki na delikatność z jaką zostały wypowiedziane te słowa.
- Dobranoc – padła odpowiedź, a po niej połączenie zostało zakończone. Brunet odłożył telefon na biurko, zamiast urządzenia chwycił w palce kieliszek i ponownie umoczył usta w cieczy, czując słodkość wymieszaną z nutą goryczy. Wzrok ponownie utkwił w budynkach, latarniach i nocnym życiu, jakie z zewnątrz zdawało się o wiele grzeczniejsze, aniżeli było w rzeczywistości.
- Coś ty najlepszego zrobił – powiedział cicho do siebie, nie wierząc chyba sobie samemu, iż właśnie zgodził się na coś podobnego.
Na randkę. Pierwszą od tylu lat, prawdziwą randkę. Pewnie ogarnąłby go sentyment, ale nie w tym wypadku. Miał bowiem spotkać się z kimś, kto nie był mu zupełnie obojętny, a miał to, co tak go ciągnęło do drugiej strony.
Z Hoseokiem.
Swoją nową fascynacją i kimś, kto z czasem miał mu pomóc zrozumieć pytanie Jungkooka coraz mocniej.
p.s co jest nie tak z tym rozdziałem
p.s2 następny będzie lepszy, i promise :(( będzie więcej akcji na pewno a nie takie ugh meh
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top