our tragedy

Smak wina drażnił go i niewolił. Jednocześnie przynosił ulgę i rozgrzewał oszronione serce. Miał w głowie zbyt wiele myśli, a alkohol potrafił je szybko spowolnić, rozleniwić i zmniejszyć ich ilość. Przez to czuł się o wiele lepiej, mógł na kilka godzin zapomnieć.

Ciepło kominka słodko muskało skórę jego nóg, oraz klatki piersiowej. Siedział na kanapie w rozpiętej koszuli oraz luźnych dresach. Tak wykwintny napój zdecydowanie nie pasował do tego, jak się prezentował, nie dbał o to jednak. Wolał już wierzyć, że przynajmniej pasuje do jego charakteru.

W płomieniach potrafił niemalże dostrzec wijącą się sylwetkę chłopaka, który skradał mu trzeźwość umysłu. Jimin wciąż miał w sobie poczucie, że go skrzywdził. Nie wiedział jednak, w jaki sposób. Próbował znaleźć moment, w którym przekroczył granicę.

W porządku, może nie powinien grać upitego, może nie była to najlepsza strategia obronna. Żałował jednak, bardzo szybko żałował, że go dotknął, że dał się porwać chwili i postanowił odebrać chłopakowi czystość, tak, jak to robili wszyscy inni. A prawda była taka, że pragnął jedynie ułożyć sobie jego głowę na kolanach, głaskać włosy i patrzeć, jak je podawane mu truskawki, moczone w czekoladzie.

Nie zamierzał posuwać się do takich czynów, a jednak to zrobił.

Najwyraźniej nie tylko one przelały szalę, sprawiając, że cała sytuacja przestała być przyjemna, a poczęła być czymś kompletnie odwrotnym. Widział, jak drugi spoglądał na niego ze złością, z zaszklonymi oczami.

Z jakiego powodu? Bo Jimin za wiele w nim widział? Bo chciał go odkryć?

Nie rozumiał do końca. Owszem, może gdyby postąpił inaczej, wszystko potoczyłoby się lepiej. Może gdyby nie pozwolił się uwieść widokowi chłopaka na łóżku, wyglądającego jak pożądanie w cielesnej postaci, to nie musiałby teraz siedzieć przed własnym kominkiem z kieliszkiem w dłoni, zastanawiając się nad tym wszystkim.

Był trochę więźniem własnych emocji.

Nie pamiętał, by kiedykolwiek odczuwał tak wyraźnie, intensywnie. Sam zapach Jungkooka potrafił sprawić, że po jego ciele rozchodziły się przyjemne dreszcze, mięśnie się napinały. Dotąd nie znał czegoś podobnego i możliwe, że potrzebował czasu, by sobie z tym poradzić.

Z drugiej strony nie chciał czekać. Nie chciał dać temu przepaść.

Domyślał się, że musiał jakoś odkupić swoje winy. I nie zamierzał posuwać się do pieniędzy, choć one często rozwiązywały jego problemy. Tym razem miały się jednak okazać bezużyteczne. Niezdolne do załatania dziur, jakie sam zrobił.

W dodatku miał na widoku duży przetarg, którym musiał się zająć. Miał jechać rano, żeby ustalić szczegóły. Wciąż jednak nie umiał zebrać myśli i niezmiernie go to irytowało. Klarowność umysłu postanowiła gdzieś uciec, na rzecz kogoś, kogo nawet nie znał.

Ale pragnął. Tak, jak nikogo dotąd.

Zaczął bawić się kieliszkiem, zmęczony własną postawą. Skąd mógł wiedzieć, że jednego wieczora zostanie zaatakowany czyimś istnieniem tak mocno? Jak to się stało, że chciał kogoś, z kim nic go nie łączyło? Jedynie jakieś dziwne, nieznane przyciąganie.

Chciał wiedzieć, czy to było coś specjalnego, coś, o czym niekiedy czytał w starych powieściach, albo tych zupełnie nowych. Książki skrywały dla niego bardzo wiele, zwłaszcza, jeśli chodziło o tę strefę życia.

Żadna jednak nie umiała mu dać odpowiedzi, jak ma dokładnie postępować. Między zdaniami nie skrywała się prawda, gotowa rozwiązać wszystkie problemy. Nawet poezja nie była w stanie tego uczynić, choć bardzo ją sobie cenił.

Zwłaszcza, gdy nie miał przy sobie nic, za wyjątkiem wina z dobrego rocznika, szklanego kieliszka i bałaganu uczuć.

- Cholera jasna - przeklął pod nosem, po czym upił łyk czerwonej cieczy. - Nie poznaję cię, Jimin - stwierdził w pustkę pokoju, która odpowiedziała mu jedynie syczeniem ognia, tańczącego w kominku.

Jednak nie tak pięknie, jak on.

***

- Zamknij się - mruknął Jungkook do siebie, chcąc odgonić myśli jak najszybciej. Już drugi raz stał w łazience, czując na twarzy chłodne krople wody. Wzrok miał skupiony na tafli lustra, które pokazywało, jak bardzo niewyspany i przepełniony emocjami był. Jak się zgubił, na chwilę, a jednak.

I bał się, że jeśli zrobi to znowu, to już nie będzie drogi powrotnej.

Idealnie szło mu oddzielanie pracy od swojej prywatnej osoby. Bycie aktorem, słodką laleczką, ładnym chłopcem. To zawsze wychodziło mu bezbłędnie. Chował swoją osobę do kieszeni, by pozwolić sobie na bycie kimś innym, przez jakiś czas. Wraz z przechodzeniem progu klubu stawał się każdym możliwym imieniem, nazwą, uroczym przezwiskiem. Na tym to polegało, tak nie pozwalał sobie na zbytnie zatracenie się. Nieważne, jaka przyjemność szła za tym wszystkim.

Jungkook nie pieprzył się za pieniądze. Nie robił z seksu możliwości zarobku.

Ale perełka już tak. Króliczek. Kookie. Laleczka.

I czuł się bezsilny wobec myśli, że to mogłoby coś znaczyć, być czymś więcej, niż jedynie przelotną przyjemnością, smakować inaczej, niż dotychczas. Bo choć tamtego wieczoru czuł się okropnie, wręcz wymięty z emocji, tak dzisiaj potrafił spojrzeć na to trochę szczerzej i...

Naprawdę czuł, że dłonie tego mężczyzny na jego ciele coś znaczą. Że nie całował jego skóry tak po prostu, tylko... faktycznie mu zależało. Jakby nie robił tego z własnego głodu, a z troski. Z pragnień obydwóch z nich, do których nie umieli się przyznać w całości.

Ta myśl nie była jednak kojąca, wręcz przeciwnie. Jungkook zabronił sobie się otwierać, do klientów tym bardziej. Nie było o tym mowy. A jednak... on był tak inny. Miał w oczach coś, co go urzekło. Zachowywał się w swój własny sposób, pewien tego co robi.

Nie dawało mu jednak spokoju, że Jimin był prawdopodobnie pijany, mimo że na końcu sprzeczki zachowywał się zupełnie trzeźwo. I jeśli alkohol popchnął go do tego wszystkiego, to momentalnie uwielbienie Jungkooka wobec tej chwili znikało, a pojawiało się obrzydzenie.

Sam nie rozumiał, nie wiedział, co myśleć.

Zacisnął mocniej palce na krawędziach zlewu, po raz kolejny próbował spojrzeć sobie w oczy, w tęczówki, które dobrze znał. Miał w nich cień strachu, ale i kontroli. Mógł jeszcze zapomnieć, dać sobie spokój, przejść obojętnie wobec tego wszystkiego. Nieważne, jak trudne to miałoby być.

- Jungkook? - usłyszał męski głos. - Jesteś tam?

- Tak, już idę - powiedział, po czym wziął głębszy oddech.

Jakoś sobie z tym poradzi. Przynajmniej tego od siebie oczekiwał.

***

- Boli? - zapytał Tae, przemieszczając nieco igłę po skórze chłopaka. Ten syknął cichutko w odpowiedzi, na co Tae uśmiechnął się leciutko.

- Prawie wcale. Jak użądlenie pszczoły - odparł po chwili, próbując desperacko ukryć fakt, że krzywił się z bólu coraz mocniej. Tatuaż nie był duży, ale miejsce, na którym był robiony było dość delikatne. Cienka skóra biodra zdawała się nie reagować zbyt pobłażliwie wobec Jungkooka.

- Ta, właśnie widzę, twardzielu - dogryzł mu starszy z lekkim uśmiechem, na co Jungkook jedynie wywrócił oczami. Mówił prawdę, nie bolało aż tak, jakby się spodziewał. Mimo to czuł dyskomfort, nawet duży, czując igłę przebijającą jego skórę, by zostawić tam tusz.

Od dawna planował tatuaż, a teraz nadarzyła się idealna okazja. Tae specjalnie został dla niego po godzinach, żeby nie musiał sobie naginać grafiku zajęć oraz czekać po klientach. Czasami dziękował sobie w duchu, że miał za przyjaciela artystę, tatuatora, który był znany z prawdziwego talentu do tych spraw. Wiedział bardzo wiele na temat anatomii, sprzętu, technik. I choć wzór Jungkooka nie był mocno skomplikowany, to jednak wolał się oddać w zaufane ręce.

Po mniej więcej czterdziestu minutach skończyli. Tae powiedział, że Jungkook może iść do lustra i zobaczyć efekt, zanim zabezpieczy miejsce.

Chłopak ochoczo się tam udał, po czym zerknął na skórę, którą teraz zrobiła niewielka stokrotka, otoczona gwiazdami konstelacji panny. Taehyung naprawdę się przyłożył, rysunek był jeszcze bardziej subtelny i delikatny niż na szkicu, pasował mu.

- Jest cudowny - powiedział tylko, gdy Tae skończył sprzątać stanowisko. - Naprawdę się popisałeś.

- Jasne. W takim razie musisz kiedyś zobaczyć jak tatuuję plecy. Wtedy to jest zwykle popis - uśmiechnął się pod nosem.

- Ile chcesz za to? - zapytał Jungkook, bo pamiętał, że nie umawiali się co do ceny.

- Dziesięć zdrowasiek może być? - zapytał drugi, na co dostał kuksańca w żebra.

- Pytam poważnie, musisz z czegoś żyć - szatyn nie miał zamiaru nie płacić, zwłaszcza po nieoczekiwanym przypływie gotówki w ostatnim czasie. Połowę i tak postanowił ostatecznie oddać Yoongiemu. Wolał za bardzo nie cieszyć się pieniędzmi od tego człowieka, nieważne jak bardzo ułatwiały mu funkcjonowanie.

- Dobra, zostaw mi stówę na ladzie i nie marudź, dzieciaku - powiedział, dając Jungkookowi nieco satysfakcji.

Położył więc przyjacielowi obiecany banknot i wrócił po swoją torbę. Tae jeszcze tylko zabezpieczył miejsce tatuażu, powiedział całą formułkę o dbaniu o niego i pozwolił Jungkookowi wyjść ze studia ze skrywanym uśmiechem na ustach.

Jakby nie patrzeć spełnił jedno ze swoich maleńkich marzeń. I miał nadzieję cieszyć się z niego przez długi czas.

***

Nie chciał przychodzić do pracy, ale nie miał wyjścia. I tak już dano mu fory przez to, jak goił się tatuaż. Mimo to musiał w końcu znów się pokazać.

Miał na sobie czarne zakolanówki z podwiązkami, czarne bokserki, oraz crop top, również ciemny, z cekinowym napisem "bunny", głównie by dodać sobie charakteru. Na szyi miał czerwony choker, dopasowany do szminki na ustach. Rzadko je malował, ale tutaj został o to poproszony, nie protestował więc. Miał w końcu wykonywać polecenia, poza tym, wyglądał w niej absolutnie obłędnie, przez moment po prostu spoglądał na swoje odbicie w lustrze.

Tak wyglądała perełka. Dokładnie tak.

Przeszedł do strefy klubu, gdyż gość nie wynajął loży. Przyciągał wiele cudzych spojrzeń, głównie męskiej części widowni. Nie dziwił im się, był gotowy do zjedzenia, do posiadania przez któregoś z nich.

Ostatecznie odnalazł mężczyznę, ubranego w szarą, satynową koszulę, z wódką na stole oraz paroma drinkami dookoła. Obok niego siedziało jeszcze dwóch, w rozpiętych marynarkach i białych koszulach. Jednak to błękintooki był jego celem i to jemu miał towarzyszyć przez najbliższą godzinę. Długie sesje potrafiły być męczące, ale nie narzekał ostatnio. Chociaż nosiło go aż, bo dawno nikt nie zrobił mu tak dobrze jak...

Stop. Nie o tym teraz.

- Jesteś, króliczku - powiedział mężczyzna, a jego głos był głęboki, ciemny, Jungkook niemalże czuł prąd we własnym ciele, mimo że jeszcze go nie dotknięto. Lekko wydymał usta, chcąc uznać przezwisko za kompletnie go niegodne. Błękitnooki uśmiechnął się jedynie, gestem zapraszając chłopaka do siebie. Oboje z pozostałych mężczyzn nie zwracali na niego najmniejszej uwagi, jakby byli tu za karę. Zdziwił się nieco, ale nie chciał drążyć tematu. Zgodnie z poradą usiadł na kolanach klienta, czując jego duże dłonie na własnych, nagich udach, których jedyną obroną pozostawał materiał bokserek, w których tu przyszedł. Nie minął moment, a poczuł ręce mężczyzny nieco wyżej, jego usta na własnej szyi. Westchnął cichutko, przygryzając czerwoną wargę. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie było mu przyjemnie. W końcu był to przystojny jegomość, doskonale wiedzący co robi.

- Króliczku... - wymruczał mu do ucha, na co Jungkook drgnął niespokojnie, czując ciepło w całym ciele. - Będziesz grzeczny? - zapytał szeptem.

- Mhm... - powiedział cichutko, już wiedząc, jak spędzi następne pięćdziesiąt minut.

- Bardzo dobrze - nagle ton mężczyzny stał się chłodniejszy, chłopak spiął się leciutko, nie wiedząc, jakiego traktowania się spodziewać. Miał nadzieję, że nie był sadystą. - Słuchaj więc uważnie - teraz naprawdę poczuł ostry ton, którego jednak nie mógł zmienić w czystą przyjemność. - Pójdziesz ze mną grzecznie do samochodu. Moi koledzy mają pistolety włożone za paski. Nie waż się nawet pisnąć, albo rozwalimy to miejsce i twoje słodkie serduszko. Rozumiemy się, perełko?

Jungkook zamarł. Serce mu stanęło, gardło zaschło. Nie miał pojęcia, czego właśnie był uczestnikiem. Chciano go porwać? Dlaczego? Dla kogo miał wartość? Przecież nikt tutaj...

- Zadałem ci pytanie. To niekulturalnie milczeć, kiedy starszy pyta - poczuł, jak palce mężczyzny zaciskają się na nim. To, co przed chwilą sprawiało, iż czuł w sobie znajome gorąco, teraz go brzydziło i przerażało. Kompletnie nie wiedział, co robić. Chciał coś powiedzieć, jakoś dać komuś znać, co się dzieje, ale nikt w pobliżu nie widział w tym nic innego, niż prostytutkę wykonującą swoją pracę.

- T-tak - odpowiedział łamliwie, czując jak wzrasta w nim strach. Ledwo przełykał ślinę, w oczach zebrały mu się łzy, które chciał tak bardzo wyrzucić. Nie mógł zacząć płakać. Musiał myśleć trzeźwo. Jakkolwiek prezentowała się sytuacja. Bez paniki.

- Cudownie - odpowiedział niebieskooki, po czym wstał. - Panowie, wychodzimy - powiedział do swoich towarzyszy, którzy wstali jak na zawołanie. W czwórkę szli przez klub, Jungkook próbował z całych sił skupiać się na krokach i nie wywrócić się ze stresu wymieszanego z przerażeniem. Długie, czerwone szpilki zupełnie mu nie pomagały.

- Jungkook, gdzie się... - zapytał jeden z chłopaków przy barze i Kookie odczuł ogromną ulgę, ale jednocześnie niepokój. Co jeśli interakcja z kimkolwiek rozzłości napastników? Co, jeśli zaczną strzelać? Dookoła było mnóstwo ludzi. Nie wybaczyłby sobie, gdyby któryś gość dostał, choćby miał być najgorszą szumowiną.

Szatyn pokręcił więc tylko głową, czując, jak "klient" wbijał mu palce w talię, sugerując milczenie.

- Gdzie panowie idą? - zapytał ochroniarz, skanując trójkę wzrokiem, po czym przenosząc wzrok na Jungkooka, którego oczy mówiły same za siebie. - Nie wiadomo mi nic o wyjściu K...

- A chuj cię to obchodzi - odpowiedział jeden z ubranych w garnitury mężczyzn. - Wychodzimy, zapłaciliśmy, więc nas wypuść.

- Wybaczcie, ale szef...

- Pierdolę twojego szefa - odpowiedział trzymający go w talii błękitnooki. Jungkook liczył, że sytuacja pójdzie po jego myśli. Musiała. Z żołądka miał już supeł, był bliski płaczu, albo utraty przytomności. Od minuty czuł na plecach chłód metalu. Spluwa. Byli w ciemnościach, kto by w ogóle zauważył. Po raz pierwszy od dawna bał się tak mocno.

- Hej - ochroniarz zmniejszył odległość między nimi.- Albo mi wyjaśniacie sprawę, albo... - zatrzymał się w pół zdania, dostrzegając błysk czegoś, co wyglądało na broń. Był wysoki, z łatwością dojrzał pistolet, który stykał się ze skórą chłopaka.

Na szczęście on miał przeszkolenie, którego brakowało Jungkookowi.

- Poczekajcie moment - odpowiedział, po czym kliknął jeden guzik na krótkofalówce.

- Nie będziemy, kur... - facet nie zdążył jednak skończyć, gdyż przerwał mu czyiś krzyk. Trzech innych ochroniarzy podbiegło do mężczyzn od tyłu. Zaczęli się szarpać. Jungkook zdążył zbiec na bok, przerażony i nie wiedzący, co się dzieje, kompletnie odsunięty od realności. Usłyszał strzały, krzyknął, czuł łzy na policzkach. Płakał jak dziecko, schowany pod stołem, nie mogąc się ruszyć. Widział jedną wielką bieganinę, słyszał krzyczące osoby, dźwięki wystrzałów powtarzały się, jakby miały nie mieć końca. Tłuczone szkło. Po chwili poczuł coś mokrego na policzku, coś, co nie było ciepłe, jak jego łzy. Dotknął palcem dziwnej substancji, prosząc w myślach Boga, by...

Ten jednak nie zdawał się słuchać.

Na palcu zobaczył bowiem czerwoną plamkę. Czyjąś krew. Na jego policzku. Skulił się jeszcze mocniej, bezradny, kompletnie poddany emocjom, nie wiedzący co robić, czujący się jak dziecko, które nie zna drogi.

Dopiero, gdy nastała cisza, po całej wieczności, stwierdził, że wyjdzie z kryjówki. Ledwo drgał, poruszał się w tempie żółwia. Skórę miał zimną, oczy opuchnięte od łez, paznokcie pogryzione, rozmazany makijaż. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Dookoła walało się szkło, myślał, że nie było nikogo, ale zobaczył leżącą dwójkę ludzi.

Już miał się do czegoś zerwać, najchętniej do biegu, gdy do środka wparowali policjanci. Jeden z nich od razu skierował na niego latarkę, którą przejechał po całej sylwetce chłopaka, jakby w zdziwieniu. Cóż, nie powinno to być szokiem dla funkcjonariusza, w końcu wszedł do klubu nocnego. Mimo to był nieco skwaszony. Reszta rozeszła się po klubie, szukając ludzi oraz sprawców.

Jungkook pamiętał tylko, że ktoś zapytał go, czy wszystko w porządku, po czym upadł na ziemię, wycieńczony od emocji. Ostatnim co czuł był dotyk na ramieniu i czyjeś ramiona, które pomagały mu wstać.

***

- Proszę pana? Słyszy mnie pan? - to pierwsze, co do niego dotarło. Potem migotanie, czerwono-niebieskie błyski, należące do świateł radiowozów, które wciąż stały przy klubie. Od kiedy zemdlał minęło dwadzieścia minut, choć tego nie wiedział. Czuł, jakby zamknął powieki na wieczność, którą mu przerwano.

Dopiero po chwili poczuł wybuch obrazów w głowie.

- Tak, ja... Co się... - zaczął, nie umiejąc kompletnie wyartykułować, o co mu chodziło.

- Spokojnie, proszę tutaj odpoczywać. Zaraz przyślę medyka - powiedział policjant, który zdawał się nie spodziewać ocknięcia pacjenta. Dopiero po chwili Jungkook zdał sobie sprawę, że leży, zawinięty w folię termiczną oraz że to ambulans. Wstał z tej pozycji, zdezorientowany, póki nie podeszła do niego blondwłosa ratowniczka ubrana w znajome, czerwone barwy pogotowia. Szybko zbadała trzeźwość umysłu chłopaka, oceniając, że nic mu nie jest, oprócz tego, że pewnie jest zestresowany, spięty i powinien odpoczywać. Podała mu również termos, w którym była herbata, za co ten dziękował jej z dziesięć razy.

Dookoła panował szum, wszyscy chodzili w tę i z powrotem, było pełno policjantów jak i medyków, przynajmniej dwa ambulanse, choć kolejny stał poza zasięgiem wzroku chłopaka. Miał mętlik w myślach, zupełny bałagan, ciało i umysł nie do końca jeszcze rozumiały, co się wydarzyło, jakby chciały to z siebie wyprzeć, bo takie rzeczy działy się jedynie na filmach a nie w realnym życiu. Szczególnie nie w jego własnym.

Wciąż siedział na krawędzi wozu, czekając na kogokolwiek. Było mu wstyd, że wygląda jak wygląda, ale nie miał nic innego. Nie był pewien, czy mógł wejść do środka po swoje rzeczy, ani gdzie one są.

Chociażby jego telefon. Portfel. Cokolwiek.

Rozglądał się jeszcze moment, póki nie zobaczył Yoongiego, który rozmawiał z policjantem. Po chwili przestał, dostrzegając chłopaka i ruszył w jego stronę. Był kłębkiem stresu, gniewu i frustracji. W końcu to miało miejsce w jego klubie, a on, jako właściciel nie powinien do tego dopuścić. Nikt nie zginął, w większości byli to ludzie ranni, lub przerażeni. Nie uznawał tego jednak za swego rodzaju "sukces".

- Hej, wszystko okay dzieciaku? - zapytał, opierając się o wóz.

- Zależy o co pytasz - ta odpowiedź wywołała nikły uśmiech na twarzy Yoongiego, nie był zbyt w nastroju, aczkolwiek był wdzięczny Kookiemu chociaż za to.

- Jak się czujesz? I czy jesteś cały?

- Jakby mnie przejechał traktor. Głowę mam ciężką, jak z ołowiu - odparł, pijąc nieco herbaty z kubka. Ciepło cieczy przywracało go do życia. - Fizycznie jednak nic mi nie jest, oprócz paru zadrapań.

- To dobrze - stwierdził jedynie brunet. - Mam nadzieję, że złapią sukinsyn...

- Czekaj - przerwał mu Jungkook.- Nie mają ich?

- Zbiegli. Zdążyli. Ale rozesłali już wiadomość do wszystkich jednostek, no i mają ciebie. Pewnie będą chcieli z tobą pogadać. W końcu widziałeś wszystkich. Na razie mają ogólny opis, zbierają ślady, zabezpieczają teren. Robią syf.

Jungkook spiął się cały, nie będąc gotowym na taką informację. Udało im się uciec, byli na wolności, a on nie czuł się z tą wiadomością całkowicie bezpieczny. Zastanawiał się, czy w ogóle będzie się kręcił w pobliżu klubu. Na pewno zostanie zamknięty na kilka dni, może i tygodni, żeby policja zrobiła swoje i wszyscy ochłonęli. Poza tym... nie miał pojęcia, jak miała się reszta.

- A jak z pozostałymi? Nic im nie jest?

- Schowali się na górze. Byłeś jedynym, który miał akurat klienta. Cholerny pech, dzieciaku, że trafiłeś akurat na kogoś takiego. I w dodatku na parterze.

- Nie wiem, ja... chyba ciągle do mnie dociera to, co się wydarzyło.

- Weź taksówkę. Chętnie bym cię odwiózł, ale muszę się tłumaczyć niebieskim. Poza tym... twoja torba jest u Candy'ego, wpadnij do niego. Chłopak się... prawie nie trzyma. Ale miał najbliżej do domu, więc zabrał twoje rzeczy.

- Dziękuję - skinął głową Jungkook i wstał z wozu. - Dasz policji mój numer, gdyby chcieli mnie przesłuchiwać?

- Ta, nie martw się. Zadbam o wszystko. Już nie zawracaj sobie tym głowy - stwierdził brunet, odchodząc. Ton miał ciężki. Ale Kookie mu się nie dziwił. W końcu to miejsce wiele dla niego znaczyło. A teraz wszystko mógł szlag jasny trafić. Bo na dobrą sprawę takie wydarzenia robiły jedynie złą sławę lokalom. To przytrafiło się im pierwszy raz.

Jungkook zaczął iść chodnikiem, zostawiając za sobą bałagan zdarzeń. Miał w sobie zbyt wiele emocji. Ulice nie przejawiały oznak życia i był za to cholernie wdzięczny, bo szedł owinięty folią termiczną przez przynajmniej trzysta metrów. Skręcił w mniejszą uliczkę i skierował się do drzwi kilkupiętrowej kamienicy, w której mieszkał Candy. Miał najbliżej do pracy, chociaż nigdy nie zabierał tutaj nikogo, jeśli chodziło o klientów. Jedynie znajomych, Kookie był u niego już nie raz, chociażby, żeby pogadać.

Wszedł na klatkę schodową i udał się na ostatnie piętro. Oddychał ciężko, ale z drugiej strony miał w sobie iskrę zazdrości, bo widok z mieszkania był naprawdę śliczny, zwłaszcza, gdy zachodziło słońce. Candy miał balkon od strony ulicy, tak więc widział wszystko, dookoła, całą okolicę.

Zadzwonił domofonem, mając nadzieję, że go nie obudzi. Niby Yoongi go upewnił, że na niego czeka, nie miał jednak pewności.

Dopiero gdy otworzył mu lokowaty wątpliwości zniknęły. Oczka miał co prawda zmęczone, lekko opuchnięte od łez. Miał na sobie jasnoniebieską piżamę we wzór w maleńkie gwiazdki i księżyce. Wyglądał uroczo i zdecydowanie nie na swój wiek.

- Hej, mały - powiedział Kookie, po czym wszedł do środka. Ściągnął z siebie folię i ułożył ją w rogu. - Możesz potem wyrzucić - stwierdził jedynie.

- Wow... nie spodziewałem się, że... - zaczął Candy, widząc strój chłopaka. - Musiałeś zamarzać.

- Właściwie to nie było mi zimno, to coś jednak działa - powiedział wskazując na złoty materiał. - Okay, podobno masz moje rzeczy.

- Mhm - kiwnął głową blondyn. - Chodź do salonu, napijesz się czegoś, a ja przyniosę ci torbę.

Po tych słowach Jungkook przeszedł do wspomnianego pomieszczenia i usiadł na kanapie. Odchylił nieco głowę, pozwolił myślom płynąć. Pomieszczenie było beżowe, kremowe i białe, dawało mu wrażenie bardzo ciepłego, otoczonego troską. Jakby zmartwienia mogły tu znikać. Nie dziwił się, po właścicielu mieszkania.

Moment później usłyszał czajnik, a potem dźwięk kroków Candy'ego, który przyniósł mu rzeczy. Jungkook z wdzięcznością przyniósł pakunek. Miał już dość ubrań, które miał na sobie. Był praktycznie nagi. Wykończony. Poza swoimi limitami.

- Jaką chcesz herbatę? - zapytał młodszy, przygotowując napój.

- Zieloną, może być z pomarańczami - padła odpowiedź, gdy Jungkook odpinał podwiązki i zdejmował z siebie każdy element odzieży. Nie wstydził się przebierać w salonie, na widoku. Nie raz już widzieli się nawzajem nago, poza tym, mieli zupełnie inne podejście do spraw ciała.

Niemalże się rozpłynął, gdy już tonął w swojej nieco za dużej, czarnej bluzie i ciemnych jeansach. Czuł się lekko, miękko i tak, jakby nic się nie wydarzyło. Był na kanapie u kolegi. Świetnie, wszystko jest normalnie. Nic nowego.

- Proszę - Candy podał mu kubek w malutkie tęcze. - Uważaj, jest gorąca.

- Dzięki - uśmiechnął się chłopak. - Jak sobie...

- ...radzisz? - skończył za niego chłopiec. - Cóż... bywało lepiej. I ciągle mam w głowie wystrzały i... - oczka lokowatego natychmiast się zaszkliły, czemu Kookie się nie dziwił. Przygarnął go do siebie i przytulił mocno. Wyglądał teraz tak krucho, tak delikatnie. I właściwie Candy taki był. Wrażliwy i łatwy do zranienia. Czasami Jungkook dziwił się, czemu wybrał taką ścieżkę w życiu.

- Spokojnie, już dobrze - powiedział łagodnie. - Policja ich już szuka, na pewno ich złapią.

- Mhm - odpowiedział jękliwie drugi, wracając do normalnej pozycji. Kookie otarł chłopakowi policzki rękoma, uśmiechając się ciepło. Naprawdę troszczył się o młodszego. Jak o brata.

- A ty? - zapytał po chwili drugi. - Wszystko w porządku? Słyszałem, że...

- Nie wiem - odpowiedział szczerze. - Na razie czuję, jakby to był zły sen. Jakby to się nie zdarzyło. Jakbym nie miał broni przytkniętej do ciała. To wszystko wciąż jest nierealne.

- Boże... nawet nie umiem sobie tego wyobrazić - stwierdził chłopiec, podciągając nogi do siebie. - Zostaniesz tutaj?

- Muszę wracać do siebie, nie chcę ci robić problemów.

- Zostań... - powiedział na to od razu. - Nie chcę tutaj spać sam. Jeśli w ogóle zasnę - dodał, opierając główkę na ramieniu Jungkooka.

- W porządku, w takim razie chyba nie mam wyjścia - odpowiedział, pozostając bez wyboru.

- Zaśpiewasz mi coś? - ciszę przerwał słodki głos.

- A co byś chciał?

- Cokolwiek. Nie chcę o tym myśleć. I ty pewnie też nie.

- Dobrze, więc... - Jungkook myślał przez moment, po czym zaczął z piosenką, którą kiedyś usłyszał. Była delikatna, kojąca. Czasami śpiewał ją, gdy malował. Opowiadała o wiośnie, o straconej miłości i topniejącym śniegu. O powrotach i tęsknocie. Ale mimo to dodawała mu otuchy.

W pomieszczeniu głos Kookiego odbijał się od ścian. Był miękki, anielski. Candy wielokrotnie mu to mówił. Miał talent. Nie robił z tym jednak wiele, jedynie tyle, ile ćwiczył w domu. Przydawało się to jednak do takich okazji. Gdy mógł po prostu parę minut śpiewać słodko-gorzki tekst, podczas gdy Candy zasypiał mu na ramieniu, a potem na kolanach. Gdy skończył utwór, młodszy już spał, oddychając głęboko.

Więc Kookie zaczął śpiewać od nowa. Tym razem dla siebie.

***

Jimin nie cierpiał podobnych okazji. Poza tym miał na barkach zbyt wiele spraw. Nie powinno go tu w ogóle być.

Wiedział, że kolejny, spory przetarg nie doszedł do skutku. Broń była wadliwa. A przecież sprawdzali towar po sto razy. Nie miał pojęcia, co się stało. Jedyne, czego był pewien, to to, że ci goście nie wybaczają.

Nie to, że obawiał się o konsekwencje. Miał po prostu przeczucie, że coś się wydarzy. Może nawet jemu. Wypełniał go nieco strach, niepewność. Skąd miał wiedzieć, co szykują?

Westchnął, siedząc przy stole z innymi. Był reprezentacją firmy ojca, bo ten nie mógł przyjść. Miał już dość pytań o rzeczy, które były w tym momencie na ostatnim miejscu jego priorytetów. Błagał, by ta noc skończyła się szybko, bezboleśnie. Chciał już obudzić się następnego dnia i nie myśleć o tym wszystkim. Dzwonił już do Marka, mówił o ochronie, zwiększeniu czujności. Póki sprawa nie ucichnie musieli się trzymać na baczność.

Nagle poczuł wibracje telefonu. Znudzony wyjął komórkę z kieszeni, nie mogąc już być w gorszym nastroju.

Wiadomość czytał kilkukrotnie. Właściwie może nawet kilkanaście razy, zanim do niego dotarła.

Mark napisał, że doszło do strzelaniny, w miejscu, gdzie było kilkoro ich ludzi. Pewnie wyszli na moment, tak po prostu.

Jednak nazwa klubu była dla Jimina aż nazbyt znajoma i to właśnie ona zatrzymała w nim oddech, wywołała chaos w jego głowie i kazała się zerwać od towarzystwa, nie udając nawet, że go ono obchodzi. 



well, shit happened 


p.s spokojnie, pamiętajcie, że to soft angst więc... nothing to worry about



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top