our desires
Nie planował tego, zupełnie.
Stał jednak przy swoim samochodzie, czekając jak jakiś przerażający stalker, aż obiekt jego wszystkich myśli nareszcie wyjdzie z budynku. Owszem, próbował to inaczej załatwić, ale gdy tylko poszedł w stronę korytarza, który prowadził do szatni najwyraźniej, został zatrzymany przez ochroniarza, którego uśmiech i spojrzenie mówiły mu mniej więcej tyle co "nie jesteś jedynym, który próbował i na pewno nie jedynym, któremu się uda". Musiał więc odpuścić, nie chciał urządzać kłótni, ani bójek. Odszedł nieco wzburzony, nie przyzwyczajony do odmowy. Kiedyś akceptował wszystko, z biegiem lat jednak został nauczony pewnej autorytarności, więc wszelkie "nie" na swoje prośby przełykał z niemałym niesmakiem.
Zapalił jednego papierosa, próbując wyglądać jak najbardziej naturalnie, jakby stał tu sobie tak po prostu. Naprawdę dawno ich nie palił, najwyraźniej jednak z nowymi doznaniami wróciły stale nawyki. Tak sobie radził. Spalany tytoń, szary dym, wszystko to pomagało mu poukładać myśli, kiedy w jego głowie było ich zbyt dużo.
Jungkook otworzył drzwi, nie spodziewając się niczego. Trochę bolały go mięśnie, więc domyślał się, że rozgrzewka nie była wystarczająca. Chyba za mocno się wczuł. Jego występy zawsze graniczyły na krawędzi akrobatyki niemalże. Ale nie po to chodził na lekcje pole dance, żeby nie wykorzystywać elementów tego tańca w swoich pokazach. Lubił mieszać style, aby stworzyć swój własny i unikatowy. Chłodne powietrze nocy dawało mu jednak pewne ukojenie, mimo, że miał na sobie dość grubą, jeansową kurtkę. Pogoda o tej porze roku potrafiła zmieniać temperaturę od dwudziestu kilku stopni w dzień, do połowę mniejszej ich ilości po zachodzie słońca.
Wzrok skupił na moment na mężczyźnie, opartym o drogi samochód. Pewnie jakiś klient, zrobił sobie przerwę na papierosa, który był już jego drugim, od kiedy tutaj stał. Chłopak kompletnie nie rozpoznał w nim Jimina, gdyż postać jego schowana była w półmroku, światło latarni ulicznej nie dosięgało go całkowicie, a jedynie odbijało się złotym blaskiem w czarnej masce samochodu.
Jimin jednak momentalnie skupił spojrzenie na chłopaku, czując wyraźną suchość ust i ucisk w klatce piersiowej. Co on właściwie zamierzał? Co chciał mu powiedzieć?
Rzucił końcówkę papierosa na ziemię i nadepnął butem. Rozejrzał się, czy nic go nie przejedzie i zaczął iść w kierunku drugiej strony ulicy. Jungkook dostrzegł, że ten najwyraźniej zmierza w jego kierunku. Przez moment spiął mięśnie. Zastanawiał się, czy nie wrócić do środka, bo to mógł być ktoś niebezpieczny.
Wszystko jednak wymazało się z jego głowy, każdy zły scenariusz, gdy światła ulicy pokazały mu znajome rysy twarzy, jakby wyrzeźbione w marmurze, pełne usta, te same brązowe oczy wypełnione mieszanką takich uczuć, że chłopak nie miał pojęcia, co tak naprawdę w nich jest. Ciało opakowane w satynę i ciemny garnitur.
Przez moment zapomniał słów, oddechu, czy jakichkolwiek funkcji życiowych, jakby sam widok tego człowieka odbierał mu możliwość funkcjonowania. Może był to fakt, że w największych marzeniach nie sądził, że go tu spotka. A może po prostu sama jego obecność miała na niego taki wpływ.
Nie miał już jednak jak się wycofać, a mimo, że był na zewnątrz czuł gęstniejące powietrze z każdym krokiem mężczyzny.
- Witaj Jungkook - głos lekko głęboki, ale nie za mocno, z nutą młodzieńczości i dźwięk każdej sylaby własnego imienia. Tak nie wiele, a wywołało w nim mały huragan.
- H-hej - powiedział, przerywając nieco słowo. Naprawdę, chyba pierwszy raz od dawna złapał się na byciu w takim stanie. I to, na dobrą sprawę, przez co? - Co ty tutaj...
- Widziałem twój występ - powiedział nieco niższym tonem, po czym uśmiechnął się leciutko z powodu tonu głosu chłopaka. Skrajność emocji jakie czuł była nie do wyobrażenia. Dla niego niemalże absurdalna. - Każdą sekundę - dodał po chwili, podchodząc nieco bliżej i sprawiając, że tlen przestał istnieć dla Jungkooka na sekundę, póki nie zrobił kroku w tyłu, żeby niczego nie żałować.
- Oh... - wykrztusił z siebie tylko. Nie miał pojęcia, gdzie uciekła jego pewność siebie - Przyjechałeś tu, żeby mnie zobaczyć? - dodał po chwili, choć nie sądził, czy był przygotowany na odpowiedź jakąkolwiek.
- Właściwie... - Jimin próbował nie mówić prawdy, ale czy sam przed chwilą nie dał mu znać, że dokładnie tak było? Że wszystkie swoje zmysły zostały zamknięte w klatce, którą ten chłopak nieświadomie mu stworzył? - To tak - dopowiedział, a oczy Jungkooka pojaśniały, serce przyspieszyło rytm.
Jak? Po co? Z jakiego powodu?
- Dlaczego? - prawie to wyszeptał, nie mogąc oderwać wzroku od własnych butów, którymi dłubał w bruku, jakby chciał wykopać sobie dół i zniknąć.
- Też chciałbym wiedzieć - padła odpowiedź, która zbiła młodszego z tropu.
- Co? Jak możesz nie wiedzieć, czemu tu jesteś?
- Cholera, nie drąż tematu - skwitował nieco ostrzej, chociaż nie tak chciał to rozegrać. Ale przecież nie powie mu, że potrzebował go zobaczyć, potrzebował jego całej postaci, żeby zaspokoić coś, co w nim obudził ledwie dzień temu. Jimin niekiedy tak reagował, kiedy czuł zagrożenie, zwłaszcza swoich emocji. Starał się je trzymać w sobie, nie mógł się narażać na zbytnią ich intensywność.
Co było trudne w jego obecnej sytuacji.
- W porządku, jeju - Jungkook zmienił ton, czując się nawet lekko winnym, że w ogóle pytał, a przecież sprawa bezpośrednio go dotyczyła. Nie mógł jednak znieść wrażenia, iż nie chciał sprawiać, by Jimin czuł się źle.
Z drugiej strony czemu mu na tym w ogóle zależało? To tylko jakiś koleś, który ma pieniądze i wygląda lepiej niż dobrze. Co z tego, wielu już takich widział.
- Wybacz, nie chciałem zabrzmieć szorstko... - padło zdanie po chwili. - Czekasz tu na kogoś?
- Ta, na zbawienie - odpowiedział chłopak, chcąc przykrócić nieco całe swoje niezdrowe zaangażowanie i reakcje całego organizmu.
- Pytam poważnie - ton Jimina znów obniżył się nieco, co nie uszło uwadze drugiemu.
Boże, ten głos go zabijał.
- Na taksówkę - odpowiedział krótko. - Nie mam nikogo innego, kto woziłby mój tyłek do domu.
- Mogę cię podwieźć, jeśli chcesz.
- Oczywiście, a potem będziesz mi przyjeżdżał pod dom i robił sobie dobrze pod moim oknem od łazienki - nie miał pojęcia, czemu to powiedział, żałował jak tylko postawił kropkę na końcu zdania, ale nie chciał dawać sobie nadziei, poza tym nie mógł zdradzić mu swojego adresu, znając tylko jego imię, chociaż zdziwił go sam fakt, że był do tego w ogóle skłonny.
- Nagle zrobiłeś się wulgarny? - Jimin posłał mu mrożące spojrzenie, jakby miał prawo oceniać zachowanie chłopaka i mu dyktować zasady. Jungkook zastygł na moment, brązowe tęczówki były jedynym co widział. Nie potrafił nawet zrozumieć, czemu nagle chciał mu się cały oddać, pozwolić sobie robić, co tylko mu się podobało, bez słów sprzeciwu. Dałby się pokroić, żeby w tym jednym momencie Jimin przyszpilił go do ściany, nie dając pola do ucieczki, obezwładniając go zupełnie.
Zaraz, co?
Otrząsnął się z głupich myśli. Nie ulegał. Nie tak łatwo, nie pod wpływem ciała. Musiał zachować swoją godność, mimo tak żałosnej walki z samym sobą.
- Zawsze byłem, taki zawód - odparł po chwili.
- Nie prawda. Wcale się na takiego nie kreujesz - odpowiedział Jimin pewnie.
- Teraz znasz mnie lepiej, niż ja znam siebie samego? - zapytał, a to zbiło blondyna z tropu. Bo wcale go nie znał. Nie miał pojęcia, kim jest. Jaki ma charakter.
I żałował, że tak jest, bo dużo by za to oddał.
- Poza tym... - dodał po chwili - przynajmniej dobrze użyłeś słowa "kreujesz" - powiedział, robiąc dłońmi nawiasy w powietrzu. - Nie wiem, co planujesz, ale możesz sobie opuścić. Mimo to dzięki za propozycję - mruknął, spoglądając w kierunku samochodu, który prezentował się niezwykle dobrze, praktycznie tak samo jak jego właściciel.
Blondyn tylko zaśmiał się, wprawiając Jungkooka w zakłopotanie. Co było nie tak z tym gościem? Oprócz tego, że jeszcze sekundę temu był mu zupełnie poddany, śmiał stwierdzał, że z sekundy na sekundę coraz trudniej mu było go zrozumieć.
Jimin za to próbował jedynie podkreślić, jak bardzo abstrakcyjnie brzmiały dla niego te słowa. Odpuścić? Nie miał zamiaru. Dał się w to wciągnąć losowi i nie zamierzał się wycofać, chociaż to podpowiadał mu zdrowy rozsądek.
Tyle, że pokusa była o wiele silniejsza, niż głos mówiący "stop" z tyłu jego głowy.
- Co w tym takiego zabawnego? - zapytał Jungkook po chwili, ściskając mocniej pasek od torby na ramieniu.
- Nic, wybacz - odpowiedział, pocierając lekko palcem nos i kontrolując uśmiech.
- Prosisz mnie o wybaczenie drugi raz w ciągu całej rozmowy - stwierdził Jungkook, unosząc brew, jakby nie tego oczekiwał.
Wydaj mi rozkaz, idioto, każ żebym...
Koniec. Jungkook miał dość własnej głowy i modlił się, żeby ta jebana taksówka była tutaj w przeciągu najbliższej minuty, bo nie miał już ochoty znosić siebie, jak i obecności Jimina, która wprawiała go w sprzeczne nastroje.
- Wyjątkowo - mruknął jedynie Jimin. - Na pewno wolisz tu marznąć i czekać?
- Tak, dam sobie radę - ledwo to wypowiedział, a jakaś cząstka niego chciała cofnąć te słowa. Bardzo. Chciał złamać absolutnie każdą zasadę, a własne bariery kruszyły się na jego oczach.
- Jak uważasz, perełko - spiął mięśnie, słysząc wczorajsze przezwisko, które z resztą słyszał częściej. - Powiedz mi, kiedy będziesz w domu - powiedział Jimin, wręczając mu wizytówkę ze swoim imieniem, nazwiskiem, numerem telefonu i nazwą firmy, którą Jungkook widział nie raz na wielkich billboardach w mieście. Przez moment był zdezorientowany, nie tyle samą prośbą, co zaistniałym faktem.
- Moment, czy ty... ty jesteś... - ledwo wydobywał z siebie słowa, ale Jimin zaczął już iść w kierunku samochodu. - Hej, zaczekaj! - krzyknął, jednak drugi się nie zatrzymał. Wsiadł do pojazdu i odjechał, mijając Jungkooka zdecydowanie szybciej, niż powinien.
Chłopak nie miał pojęcia, co się właśnie wydarzyło i dlaczego powietrze zdawało się nagle znów stawać chłodnym. Momentalnie poczuł pustkę, jakby cała ta rozmowa była mimo wszystko czymś, co chciał kontynuować.
Zerknął na wizytówkę, chcąc się upewnić, że właśnie przeprowadził konwersację z synem jednego z najbardziej wpływowych ludzi branży high-tech.
Park Jimin, dwa słowa widniejące na kawałku papieru. Jungkook jeszcze nie wiedział, jak słodko gorzkie one są. Że w dotyku przypominają aksamit pościeli, a smakują jak szklanka whiskey wymieszanej z colą. Że potrafią być chłodne, ale i topiące serca.
Nie wiedział, że jeszcze sam się o tym przekona.
***
Wziął szybki prysznic i narzucił na siebie losową koszulkę. Był w domu późno, lecz jakimś cudem nie czuł się śpiący. Właściwie nie musiał iść jeszcze spać, z racji, że nie miał żadnych zobowiązań na dzisiaj. Upił łyk zielonej herbaty i odpalił komputer, chcąc dopisać chociaż kawałek swojej pracy, którą przecież powinien skończyć.
Słowa jednak nie chciały wyjść, a ciężar pewnej myśli zdawał się go prześladować.
Oczywiście, że mógł do niego napisać, ale równie dobrze mógł wyrzucić wizytówkę do kosza i udać, że całe zajście nigdy nie istniało. Wystarczył jeden sms, żeby dać znać, że mu zależy. Tylko jeden, najgłupsze "hej" mogło wszystko zepsuć.
Pokręcił głową. Nie stać go było na takie posunięcia. Musiał pozostać chłodnym wobec tego wszystkiego. Skąd miał wiedzieć, co Jimin zamierza? W końcu był kimś, kto stał na szczycie. Nie brakowało mu prawdopodobnie niczego.
Więc Jungkook mógł sprawić, że przynajmniej jego będzie mu brakować.
Nie chodziło o to, że robił to z zawiści, po prostu troszczył się o swój biznes. Czasami zdarzało się, że czuł się podobnie, że miał wrażenie, iż za każdym razem pokazuje się komuś specjalnemu, chciał, by osoby do niego wracały, by były tuż obok cały czas.
Ale obecnie przyjął inną strategię. Oddzielał to, co działo się poza domem od tego, co w nim. Kilka razy próbował związków, prędzej czy później jednak nic z tego nie wychodziło. Uczucia więc pozostawiał schowane, mając nadzieję, że kiedyś spotka drugą połówkę odpowiednią dla niego.
Nie mógł więc zacząć czuć niczego wobec Parka. To był tylko klient, który swoim sposobem bycia mieszał Jungkookowi w głowie i tyle. Nie był mu nic winny, a tym bardziej nie musiał mu mówić, co się z nim dzieje.
Stanowczo odłożył urządzenie, tylko po to, żeby podejść do blatu. Podarł wizytówkę na drobne kawałki, nie myśląc za wiele, po czym wrzucił je do metalowego kosza. Nie w to się bawił. Owszem, onieśmielał go fakt spotkania z kimś tego pokroju, mimo to nie zamierzał się omamić kompletnie. Miał swój rozum. I czasem musiał on wygrać.
Choć przysięgał, że nigdy jeszcze nie przełamywał się tak mocno, jak od ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Z powrotem usiadł na meblu, uśmiechając się do siebie. Pora zacząć zapominać i wrócić do normalności.
Ten plan nigdy nie miał jednak wejść w życie.
***
- Mówisz, że jaki jest? - słońce delikatnie muskało skórę Taehyunga, sprawiając, że przez moment wydawał się niemalże nierealny. Jimin przyzwyczaił się już do piękna przyjaciela, jednego z najbardziej znanych modeli firmy Gucci.
- Uparty, słodki i zadziorny - odpowiedział po chwili, kosztując nieco białego wina z kieliszka. - Zapiera dech, kiedy na niego patrzysz - dodał moment później.
- I co? Widziałeś go dwukrotnie na oczy a wysnuwasz takie opinie?
- Nie wiem, Tae, ten chłopak... jeszcze nigdy nie czułem się przy kimś taki niestabilny. Mógłby zburzyć we mnie wszystko jednym muśnięciem warg, przysięgam.
- Mam nadzieję, że nie planujesz go regularnie odwiedzać - skwitował przyjaciel, po czym ugryzł kawałek truskawki ze stołu.
- To mamy podobne myśli - westchnął. - Widać, że się broni przede mną, ale jednocześnie mam wrażenie, jakby chciał tego samego co ja.
- Myślę, że gdybyście spędzili ze sobą jedną noc, tak jak to robi zazwyczaj, to oboje odejdziecie zadowoleni. Pociąg fizyczny jest w porządku, po prostu... oboje wiemy, że nie możesz się zaangażować.
- Wiem, wiem, ale... z drugiej strony nie jestem w stanie wziąć go od tak. Chciałbym na niego zasłużyć. Potraktować jak nagrodę.
- Uprzedmiotawiasz go, jakby był rzeczą, którą chcesz mieć.
- Częściowo, jestem zaborczy, wiesz o tym - Jimin upił kolejny łyk alkoholu, który delikatnie rozprowadzał w nim przyjemne ciepło.
- Tylko, jeśli ci na czymś zależy... Z nim tak jest?
- Nie wiem, najwyraźniej - ton miał niepewny. - Powinienem to najpierw w sobie poukładać, z drugiej strony jak mam to zrobić bez jego obecności?
- Czasami zaskakujesz mnie tym, jak łatwo sobie przeczysz. Naprawdę nie wiem, kim jest ten cały Jungkook, za wyjątkiem jego pracy, ale zdecydowanie ma wpływ na twoje zachowanie. Znamy się trochę i doskonale widzisz konkrety. Decyzje nie są dla ciebie trudne, więc skąd to wahanie? Mówiłem poważnie, nie pakuj w to emocji. Nie przywiązuj się do czegoś, co nigdy nie było twoje i prawdopodobnie takim nie będzie, sądząc po jego podejściu.
- Być może masz rację, ale... Jak mogę jednocześnie chcieć go w swojej sypialni, jak i przytulać go na własnej kanapie?
- Wchodzisz na niebezpieczne, delikatne myśli - Taehyung uśmiechnął się do przyjaciela krzywo - Daj temu przeminąć, tak myślę. Wiele już się nasłuchałem o takim czy innym. Ten też wyjdzie ci z głowy.
- Pewnie masz rację, chociaż nie przeczę, że wolałbym abyś nie miał.
- Pogrążasz się - kolejny łyk wina. - Zostaw to losowi, nie naciskaj. Nie spodziewałeś się chyba, że naprawdę napisze, co?
Akurat się spodziewał, a zawód był dość duży. Problem z odmowami.
Jimin jedynie spojrzał na widok z balkonu, udając, że kwitnące drzewa owocowe interesują go o wiele bardziej, niż słowa Tae.
- Boże, Jimin, przestań - odparł szybko, widząc, jaka była odpowiedź, po zachowaniu przyjaciela. - Sprawa jest skończona. Jesteś wciąż bardzo młody, otoczony sukcesem i niebezpiecznymi ludźmi. Daj temu chłopakowi żyć.
Słowa te uderzyły Jimina w sposób, w jaki nie oczekiwał. Prawdą było, że był chroniony, a jego przetargów praktycznie nie szło wykryć. Mimo to balansował na granicy prawa. Nie był aniołem. Nienawidził dawania ludziom broni, by mogli zabijać innych, ale nie za bardzo miał wpływ na ową decyzję. Chciał mieć więcej wolności, lecz nie mógł sobie na nią pozwolić.
Przynajmniej w obecnym punkcie swojego życia.
- Zdaje mi się, czy mówisz o sobie? - zaśmiał się jedynie.
- Pff, w moich znajomościach nie znajdziesz gości z glockami za paskiem spodni.
- Okay, może gdyby wyciąć ten fragment - Jimin poczuł się na moment lekko, jak to zwykle bywało w towarzystwie mężczyzny. Za wiele mu zawdzięczał, zbyt wiele przeżyli, by traktować się inaczej. Mieli do siebie ogromne zaufanie i dawali sobie nawzajem rady właściwie w każdej sytuacji, jakby jeden musiał dopełniać drugiego.
- Widzisz, o tym właśnie mówię - odpowiedział po chwili. - Poczekaj i daj na wstrzymanie. Nie wiem, na ile jest to prawdziwe, bądź nie, ale domyślam się, że marzenie o kimś takim to nie zbyt dobry pomysł. Prawdopodobnie najgorszy.
- Eh, w porządku. Prześpię się z myślami. Nie chcę działać pod wpływem emocji, chociaż czasem aż się prosi.
- Wiem, wiem Jiminie - Taehyung używał tego samego zdrobnienia od kiedy byli nastolatkami.
- Dolać ci? - zapytał piaskowłosy, sięgając po butelkę.
- Nie, dziękuję. Muszę jakoś dojechać do domu - odparł Tae, przez co Jimin przeniósł dłoń na chłodzony sok z brzoskwiń. - Lepiej - po tych słowach wypełnił ich obie szklanki napojem, przy którym przedyskutowali resztę popołudnia.
Słowa płynęły same, wszystko stawało się bardziej klarowne, a pogoda i klimat rezydencji Tae sprawiał, że Jimin zaczynał spoglądać na sytuację z innej strony.
Póki los nie stwierdził, że nie powinien spoglądać w tym kierunku.
moc pisarza polega na tym, że możesz patrzeć na bohaterów z boku i śmiać się z ich działań, bo wiesz doskonale co się wydarzy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top