our choices

[w tle wydarzeń ostatniej sceny gra the party & the after party - the weekend, polecam włączyć]



Obudził się przy dotyku miękkiej skóry Jimina.

Nie odczuwał już samotności, jak poprzednim razem. Wręcz przeciwnie, po raz pierwszy od dawna czuł swego rodzaju ulotną przyjemność porównywalną z dostaniem drobnego prezentu i to jedynie przez fakt, iż drugi przy nim został.

Uśmiechnął się sam do siebie, kiedy poczuł słodkie pocałunki na szyi, oraz tyle głowy. Każdy z nich był przepełniony detalami z nocy, jakby opowiadał dotykiem historię momentów, które przeżyli w ciągu tych kilku godzin. Jungkook mruknął cicho, kiedy blondyn stał się śmielszy w swoich poczynaniach. Zdawało mu się, że chwila ta mogłaby trwać w nieskończoność, by mogli zamknąć się w klatce oddaleni od czasu, który przemijał.

Nie było to jednak możliwe.

Tym samym w głowie mogło mu zostać co najwyżej wspomnienie miłego poranka, którego obecnie tak desperacko się trzymał. Próbował jeszcze poczuć, choć na kilka sekund, bezpieczeństwo i pewność, jaką zazwyczaj odczuwał przy drugim. Chciał wrócić myślami do ciepła kołdry, ciała mężczyzny, oraz dźwięków jego westchnień, gdy pozwolili sobie na małą powtórkę, zanim musieli się finalnie rozdzielić. Szatyn nie sądził, że rozłąka, choćby i tak krótka, tak mocno go zaboli. Gdzieś w sobie wiedział, jak irracjonalne to było, ale kiedy tylko opuścił apartament, poczuł się cięższy, mimo obecności pustki, którą odczuwał.

Jego starania nie były jednak warte zbyt wiele, nie potrafił bowiem skupić się za bardzo na niczym innym, jak na wyrazie twarzy Yoongiego, który od dobrej minuty spoglądał na chłopaka morderczo, jakby rozważając, co mógłby mu zrobić. W palcach trzymał tlącego się papierosa, którego wciąż w nich leciutko obracał. Błysk w oku miał niezwykle ostry, przypominający nieco odbicie ofiary w ostrzu mającym odebrać jej życie. Jungkook wiedział, że drugi był zdolny do takowych zachowań, choć nie widział go jeszcze w wielu sytuacjach. W tym momencie jednak poprzeczka została podniesiona w pewien sposób, więc i reakcja się różniła.

Było źle. Bardzo źle. I tyle wiedział z pewnością.

- Któż by pomyślał – powiedział w końcu brunet, chwytając w drugą dłoń szklankę z whiskey, odłożył ją jednak, nie decydując się na łyk alkoholu. – Że jednak przegram – uśmiechnął się pod nosem delikatnie, wstając z krzesła i obchodząc biurko, tak, że odległość między nim, a chłopakiem zmniejszyła się niebezpiecznie z bezpiecznych kilku metrów, do jednego. Jungkook momentalnie się spiął, czując, że zamiary drugiego nie są zbyt obiecujące, właściwie w powietrzu wciąż czuł napięcie zagrożenia, nie mógł tylko przewidzieć, kiedy owe nadejdzie.

- Nie rozumiem, dlaczego – dodał jeszcze, zaciągając się i wypuszczając dym ustami. – Sądziłem, że się już ustawiłem. W końcu ten idiota płaci mi połowę udziałów – stwierdził, po czym zerknął na chłopaka. – A jednak, kurwa, przegrałem.

- Nie mów tak o nim – wydusił z siebie jedynie szatyn, w marnej próbie wskórania czegokolwiek, acz owym zdaniem pogorszył tylko swoją pozycję, czego świadom był już na etapie tworzenia jego sylab.

- I jeszcze do tego go bronisz – zaśmiał się Yoongi szyderczo. – Nie mogę uwierzyć. Sądziłem, że cię dobrze wytresowałem – powiedział jeszcze, z nutą pogardy, łapiąc Jungkooka za szczękę nieco zbyt mocno i unosząc jego głowę do góry, tak, że obecnie patrzył mu w oczy, nie mógł odwrócić wzroku, w którym tlił się strach, ale i pewna wytrwałość.

Nie miał zamiaru się zagiąć.

- Przeliczyłeś się – powiedział tylko, choć z ledwością, od narastającego uścisku, który po tych słowach zniknął, kiedy Yoongi odsunął się nieco od szatyna, wciąż mając w oczach złość.

- Widzę. I widzę też, że ktoś tutaj nabrał odwagi – mruknął niżej. – Uwierz mi, że jeszcze pożałujesz, że zrobiłeś coś podobnego. Pominę już ten pieprzony numer telefonu, ale mieliśmy układ. Miałeś go zostawić i więcej mnie nie wkurwiać, ale chyba nie umiesz się uczyć na błędach – ostatnie słowa mówił prawie przy uchu drugiego, wzbudzając w nim nieprzyjemne dreszcze i nieco szybsze bicie serca, które gotowe było do ucieczki, bądź obrony, gdyby drugi postanowił chcieć mu zrobić krzywdę. Chłopak co prawda w życiu nie widział, jak Yoongi kogoś uderza, ale miał przeczucie, że nie miałby z tym najmniejszego problemu. Zwłaszcza w chwili obecnej, kiedy niemalże kipiał swego rodzaju nieuwolnioną frustracją oraz złością.

- A co jeśli nie będę? – zapytał cicho szatyn, próbując panować nad głosem. – Może to wyjdzie mi na lepsze koniec końców – odparł, spoglądając na bruneta, którego oczy znajdowały się teraz tylko na chłopaku, skupione, analizujące każde słowo, które mówił, jak trudny problem matematyczny.

- Chyba masz za duże nadzieje, dzieciaku. Możesz być pewny, że w tym świecie nikt nie będzie cię traktował lepiej, niż tutaj. Czego ci tu, cholera jasna, brakuje? – zakończył po chwili, znów zaciągając się używką. – Nie masz na co narzekać. Jestem najlepszym wyborem. Traktuję cię najlepiej, jak umiem, a ty po prostu uciekasz, jak rozwydrzony mały bachor, do swojego księcia w białym bmw – dodał jeszcze, zbliżając się jeszcze kawałek do szatyna i znów podnosząc mu poziom uwagi.

- Kiedyś powiedziałeś mi, że mogę zrezygnować w każdym momencie – odparł, czując kolejny przypływ pewności, choć Yoongi nie zdawał się mu w tym pomagać ani trochę swoją postawą i spoglądaniem na chłopaka z góry, jakby mógł go po prostu zgnieść pod obcasem swoich nowych, lakierowanych butów, gdyby tylko miał taki kaprys.

- Stare czasy – mruknął jedynie. – Widzisz, czasami nie wie się, że znaleziony skarb urośnie do rangi bezcennego – powiedział jeszcze, bardziej łagodnym tonem. Chciał za wszelką cenę wykorzystać fakt, że Jungkook lubił pochwały, może nawet zbyt mocno. To był element jego scenicznego ja. Kochanie komplementów, adoracji innych, nawet tej pustej. Lubił to i brunet o tym wiedział. Próbował więc jakkolwiek pozwolić czemuś innemu zdecydować.

Niestety nie była to najlepsza linia obrony przy czymś tak silnym, jak przywiązanie chłopaka do jemu tylko znanemu mężczyzny.

- Dlaczego tak wszystko utrudniasz? – zapytał tylko szatyn, robiąc krok w tył w poszukiwaniu przestrzeni dla siebie. Wiedział, że Yoongiemu zależy na osaczeniu go, złamaniu, próbie wyciągnięcia zgody na każdy warunek, tak, jak to osiągał zawsze.

Ale nie dziś.

- Mógłbym cię zapytać o to samo – odparł tylko starszy. – Po prostu nie rób scen. Nie każ mi cię o nic prosić. I dobra, możesz sobie odejść, niech ci będzie, ale kurwa nie teraz – zakończył, przy akompaniamencie dymu papierosowego unoszącego się w powietrzu delikatną wstęgą.

- Ja uważam, że to najlepszy moment – odparł tylko szatyn, konfrontując ich spojrzenia ponownie. – Puść mnie wolno. Tak po prostu – stwierdził, nim Yoongi uśmiechnął się krzywo do siebie i zgasił papierosa na powierzchni biurka, zostawiając go na nim lekko zgiętego. Podszedł do chłopaka, po czym jednym, dość pewnym ruchem popchnął go na ścianę pokoju. Jungkook nie był gotowy na takie posunięcie drugiego i przez moment zamarł tylko, próbując kontrolować oddech. Nie sądził, że jednak dojdzie do rękoczynów. Był przekonany, że jakoś to załatwią.

Najwyraźniej nie.

- Gdybym mógł, to pewnie bym to zrobił – syknął tylko. – Ale wiesz, za bardzo lubię władzę i pieniądze. A ty, słodki, jesteś kopalnią złota – stwierdził, mocniej zaciskając palce na ramieniu chłopaka. – Więc, z łaski swojej, przestań udawać niezależnego. Podpisałeś niektóre rzeczy, zgodziłeś się na odpowiednie warunki, więc teraz...

Nie skończył jednak, gdyż Jungkook po prostu splunął na drugiego. Miał serdecznie dosyć. Yoongi przeginał i szczerze, domyślał się, że nie było w tym nic więcej, oprócz jego chęci zysku. Ani troski, ani tych pusto wypowiedzianych słów. Dbał tylko o siebie i robił to zawsze. Tym samym nie żałował, że jego dna spoczywało właśnie na policzku drugiego, zaraz pod jego przymkniętymi obecnie powiekami.

Yoongi westchnął głębiej, po czym ostentacyjnie wytarł ślad rękawem marynarki. Spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem, podziwem ale i gniewem, którego dotąd nie czuł. Jedna rzecz tylko mogła go doprowadzić do takiego stanu.

Brak szacunku. Zniewaga, może nawet swego rodzaju bunt. Jak czegoś nie kontrolował – coś się działo. I nie były to rzeczy przyjemne.

Odpowiedział czymś innym. Jungkook aż jęknął, gdy metalowe pierścienie zetknęły się gwałtownie z jego policzkiem. Uderzenie nie było mocne, ale wystarczające, by ja jego skórze zaczął się tworzyć fioletowy ślad. Odwrócił szybko głowę w kierunku bruneta, nie chcąc dać mu znać, jak mocno go bolało, że w jakikolwiek sposób wygrał. W oczach miał niewiele, jedynie fakt, iż właściwie właśnie dokonał wyboru.

Popchnął Yoongiego w tył i korzystając z ułamka sekund wolności wybiegł przez drzwi, zamykając je głośno. Odczuwał dziwną mieszankę, głównie jednak łzy spływające w dół jego twarzy, niczym oznaka nieukrywanej już w tym momencie słabości, ale też uwolnienia. Mógłby przysiąc, że dotąd nie czuł się tak dobrze. Zdawało mu się, jakby odkrył coś, co było zaraz na wyciągnięcie ręki, ale nie chciał po to sięgnąć.

Wpadł do szatni, gdzie tego wieczora miał swoje rzeczy. Nie zamierzał ich już tutaj przynosić. Ani razu. Jutro dawał ostatni pokaz i na tym zamierzał skończyć. Nigdy więcej nie dać Yoongiemu satysfakcji. Nawet, jeśli właśnie tracił główne źródło dochodu – trudno, mógł sobie poradzić inaczej. Znaleźć inne miejsce, gdzie jego prywatne życie nie będzie miało znaczenia. Albo po prostu zrezygnować z tańczenia w ten sposób, nawet jeśli tak to uwielbiał.

Pewne rzeczy bowiem uwielbiał mocniej.

Szybko pakował rzeczy, był niczym tajfun, który wpadł do pomieszczenia kilkoro osób mu się przyglądało, nie mając pojęcia, co popchnęło chłopaka do takiego pośpiechu. Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Candy, właśnie wychodzący z garderoby i ubrany niczym najsmaczniejszy słodycz.

- Jungkook? Wszystko w porządku? – zapytał, podchodząc do szatyna. Do tej pory ten był na tyle pochylony, że pozostawił niektóre rzeczy niewidocznymi, ale już po chwili, kiedy tylko uniósł wzrok na chłopca, ten zakrył usteczka dłonią w niemałym szoku.

- Jeju, kto ci to zrobił? – jego głos natychmiastowo przeszedł na zmartwiony, niemalże drżący, a Jungkook już obwiniał się za to, iż drugi zobaczył ślad, choć jeszcze nie miał go jak zakryć.

- Nieważne, mały, nie przejmuj się – stwierdził jedynie, łapiąc torbę. – Nie zostanie mi na zawsze. I proszę, nie martw się o mnie – dodał, co jednak wcale nie uspokoiło mniejszego.

- Oczekujesz, że to zignoruję? – zapytał z oburzeniem. – Nie mam zamiaru. Pokaż mi tylko kto to i ja...

- Spokojnie, wojowniku, dam sobie radę – dodał jeszcze, zniżając nieco poziom. – Poważnie, przeżyję.

- Zawsze tak mówisz – jęknął z bezsilnością Candy. – A potem i tak wychodzi na gorsze. Obiecaj mi tylko, że to zgłosisz, dobrze? Klienci nie mają prawa nas uderzać w ten sposób – stwierdził pewnie, na co kilka osób dookoła podsłuchujących konwersację zgodziło się głośno.

- Jasne, zadbam o to – stwierdził smutno, z delikatnym uśmiechem, mającym to zatuszować. – Na razie wszystkim, do jutra – powiedział jeszcze, wychodząc z szatni, jakby nic nie miało miejsca.

Jakby wcale nie miał jutro wyjść z niej po raz ostatni.

***

Dawno się tak nie poruszał. Z lekkością, wdziękiem, który lubił ukrywać w sztywnych materiałach garniturów, oraz drogich koszul. Obecnie miał jedynie swoje ciało, luźniejsze ubrania i szerokość Sali lustrzanej. Ostatnio odwiedzał to miejsce coraz to rzadziej, nie mając nawet czasu na własne myśli. Zbyt wiele rzeczy spadło na niego w tym momencie, chwile bez spięcia ustępowały miejsce zupełnie innym. Miał na głowie trochę, wszystko to jednak zanikało jednak pod pewnymi innymi okolicznościami, jakie zabierały mu każdą jedną troskę.

Choćby fakt, iż znów tu był. Choćby fakt, iż tego ranka nie musiał zostawiać chłopca, jakiemu oddał siebie samego w zupełności.

Dotąd nie znał uczucia bycia tak szczęśliwym. Nie wierzył, że mógł trzymać w ramionach swój świat zamknięty w pięknie Jungkooka. Miał wrażenie, jakby śnił, kiedy całował jego szyję, kiedy słuchał, jak wzdycha słodko, tylko dla niego. Nic nie mogło już zmienić owego faktu. Że siebie posiedli, tak, jak posiada się serce i umysł.

Bezpowrotnie.

Odpuścił sobie wykonanie jeszcze jednej akrobacji i postanowił wyjść wcześniej po tym, jak się rozciągnął, zajęty swoimi myślami. Wbrew pozorom lubił takie chwile, kiedy nie musiał okrywać się chłodem formalnych sytuacji. Kiedy pozwalał swojemu wnętrzu po prostu być, bez konieczności zakładania masek. Owszem, pewnych rzeczy nie zmieniał nigdy, ale nic nie dawało m takiej wolności, jak taniec.

Oraz przebywanie z Jungkookiem.

Ta druga strona pozwoliła mu trochę inaczej spojrzeć na niektóre sprawy, mimo tego, że jeszcze nie całkowicie. W życiu nie powiedziałby, że człowiek jest zdolny do uwolnienia kogokolwiek, raczej na odwrót, do zniewalania w najgorszy sposób, do podporządkowywania sobie innych, co Jimin robił niemalże codziennie. W końcu zarządzał rzeczami większymi, niż kilka tysięcy.

Chodziło o miliony. Setki milionów.

Poza tym taką miał naturę. I nie walczył z nią. Wiedział jednak doskonale, że miękł, nawet w niewielkim stopniu, dla tego jednego chłopaka. Byłby w stanie oddać mu każdą gwiazdę, gdyby był w stanie tego dokonać. Czasami nie wierzył, ile właściwie drugi dla niego znaczył. W tej chwili prawie wszystko. Nie potrafił znaleźć w swoim życiu cenniejszej osoby.

Co było dla niego kojące ale i wzbudzające lęk, którego pragnął się pozbyć.

Napił się wody, ignorując już resztę swoich myśli, jeszcze nim opuścił salę. Suche od wysiłku usta mogły nareszcie nawilżyć się nieco od czegoś innego, niż jego język. Wciąż miał niemały bałagan w sobie samym, ale przynajmniej trzymał go w garści. Miał nadzieję zobaczyć się z szatynem niedługo, ponownie, z pełną świadomością, iż są jedynie dla siebie nawzajem.

Uśmiechnął się sam do siebie na ową myśl. Nie sądził, że kiedyś będzie prawdziwa. I nawet, jeśli drugi nie powiedział mu wprost niektórych rzeczy, to blondyn czuł, iż jest to kwestia czasu, co wzbudzało w nim nowe fale ciepła, oraz pewnych pomysłów, które powolnie w nim kwitły.

Przebranie się nie zajęło mu wiele czasu, gotowy wyszedł z szatni by potem odziany w długi, czarny płaszcz, oraz burgundowe lakierki kontrastujące z ciemnym materiałem spodni skrojonych na miarę mógł zejść po schodach aż do wyjścia z budynku.

Powietrze zdawało się dość ciepłe, mimo to jednak zapiął kilka guzików płaszcza, chowając pod nimi wzorzystą koszulę z motywem chińskich smoków. Pewnym krokiem podszedł do zaparkowanego McLarena, modelu mp4-12c, którym czasami poruszał się po mieście, albo jeździł na niektóre spotkania. Ciemny lakier zdawał się wtapiać w noc, pasował nawet do ubioru blondyna, doprowadzając całość obrazka do perfekcji. Wszedł na siedzenie pasażera, rzucił torbę na tylne siedzenia i ruszył z miejsca, by potem wbić się w ruch uliczny głównej drogi. Nie miał właściwie planów, jedyne, co musiał jeszcze zrobić, to wysłać kilka wiadomości do niektórych ludzi. To wszystko.

Tempo jazdy oraz jego myśli przerwał mu dźwięk telefonu. Początkowo nie chciał odbierać, ale już po chwili wrzucił sobie wiadomość na ekran w samochodzie, chcąc ją chociaż przeczytać.

Jego oczy same rozbłysły na widok jej nadawcy.

Zadzwoń do mnie, jak będziesz mógł. Tylko trochę chcę cię usłyszeć."

Dwa zdania, a mówiły mu tak wiele. Z niewielkim uśmiechem kliknął zieloną słuchawkę i połączył się przez system nagłaśniający, tak, że dźwięk rozchodził się subtelnie po pojeździe. Obecnie stał w korku, mógł więc równie dobrze umilić sobie czas słuchaniem chłopca, cokolwiek chciał mu powiedzieć.

Po zaledwie dwóch sygnałach licznik rozmowy ruszył. Przez sekundę panowała cisza, którą ostatecznie przerwał Jungkook, obecnie idący chodnikiem, miasta, nie mając w głowie nic poza potrzebą jakiejkolwiek stabilności.

A w pewnym sensie takową odnajdywał w Jiminie, nawet, jeśli była tak nietrwała – to dawała mu niezwykle dużo.

- Hej – powiedział nieśmiało, prawie, jakby mówił do siebie – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w niczym – dodał po chwili, prawie automatycznie.

- Jeśli uważasz, że stanie w korku w centrum to dla mnie coś ważniejszego od ciebie, to uwierz, udam, iż tego nie słyszałem – zaśmiał się blondyn, choć w jego słowach pobrzmiewała lekka powaga przechadzająca się dumnie między sylabami.

- W porządku – zareagował podobnie chłopak, obdarowując uniesionymi kącikami ust światło lamp ulicznych i kostki brukowe. – Dzwonię tylko po to, żeby ci coś powiedzieć – stwierdził tylko, nie chcąc przedłużać niczego. Mógł obecnie postawić swoje życie na jedną kartę. I tak już nie miał wyjścia po tym, co stało się dosłownie kilkanaście minut temu. Nie potrafiłby już wrócić do tego, co było.

Miał zamiar obrócić rzeczywistość dookoła siebie i udać, że sobie z tym poradzi.

- Śmiało, chłopcze – odpowiedział Jimin, z lekko głębszym tonem głosu, a Jungkook nie pozostał obojętny nawet tak niewielkiej zmianie.

- Rzuciłem to – urwał na moment, chcąc złożyć resztę zdania w całość. – Babilon już mnie nie obchodzi – dodał jeszcze, nerwowo przygryzając wargę, czego drugi nie mógł dostrzec.

- Naprawdę? – blondyn był nieco zaskoczony, nawet jeśli to podejrzewał. – Nie sądziłem, że zrobisz to tak szybko.

- Powiedzmy, że coś mi pomogło podjąć decyzję – odparł nieco przygaszonym tonem. – Oficjalnie więc nie mam pracy, ale to nic. Znajdę sobie coś innego.

- Wiesz, co uważam na ten temat – powiedział wprost Jimin, ruszając wolno, by po chwili znów się zatrzymać. Najwyraźniej ruch uliczny miał dzisiaj więcej problemów niż rozwiązań. – Zapewnię ci wszystko, czego potrzebujesz.

- Ty za to wiesz, co ja o tym myślę – odparł od razu szatyn, przesuwając dłonią we włosach podczas przechodzenia na przejściu dla pieszych. – Nie wezmę od ciebie ani grosza.

- Przykro, bo mam zamiar to zrobić tak czy inaczej. Bez możliwości zwrotu – głos miał nieco poważny, jakby rozkazujący. Jungkook nie do końca rozumiał, czemu drugi tak uparł się na pokrywanie jakichkolwiek wydatków. Przecież nie musiał, a szatynowi na tym nie zależało, nawet, jeśli wydawanie pieniędzy na drogie przedmioty rzadko go nie cieszyło.

- No to dałeś mi wybór – zaśmiał się chłopak nieco sucho. – Miałem nadzieję chociaż odmówić. Będę czuł się głupio wiedząc, że mi tak usługujesz.

- To nie usługa, tylko troska. Rozróżnij to proszę – sprostował natychmiast Jimin, wcale nie zwracając uwagi na to, iż właśnie powiedział drugiemu, iż się o niego troszczy.

Po co właściwie miałby tego unikać, skoro od pewnego czasu traktował to za słodką prawdę.

- Postaram się – odparł chłopiec z lekkim bezdechem, bo usłyszenie takich słów od drugiego działało podobnie, jak tych, które opisywały go zbyt pięknie, a jakimi raczył go w sytuacjach bardziej bliskich aniżeli zwykła rozmowa. Okazywanie emocji przez drugiego zawsze uderzało szatyna. Dostrzegał już bowiem, jak ukryte one były. Jak ciężko było je wyciągnąć.

- Na to liczę – odrzekł Jimin, po czym przełączył biegi, gdyż korek powoli się rozbijał. – Powiedz mi jeszcze, jak się czujesz – zaczął. – To pewnie nie jest dla ciebie obecnie łatwe.

- O dziwo w porządku – padła odpowiedź. – Trochę lżej, chociaż zdaję sobie sprawę, że wciąż jestem na rozdrożu. Tylko innym – wyjaśnił, nie chcąc wchodzić w szczegóły własnych emocji.

- To znaczy? – dopytał blondyn, czego Jungkook się obawiał.

- Wiesz, po prostu... nie wiem jeszcze, co zrobić z nami. Rozumiesz – stwierdził, chowając twarz w kapturze, gdyż zaczynało wiać. – Muszę jeszcze przemyśleć niektóre sprawy.

- Tylko nie myśl zbyt długo – usłyszał w odpowiedzi, chłodne, choć z dawką łagodności. – Nie chciałbym zrobić niczego, co by ci się nie spodobało, albo mogło cię zranić – zdanie to wydawało mu się gorzko-słodkie, a ton głosu Jimina jeszcze mocniej wzmógł to wrażenie.

Wygrawerował więc sobie jego wydźwięk w myślach, żeby zachować go na złe chwile.

- Wiem o tym – odparł, co rozlało niespodziewaną falę ciepła w środku blondyna. Uśmiechnął się krzywo sam do siebie, po czym skręcił w znane sobie dzielnice miasta.

A więc mu ufał. Do tego stopnia.

- Cieszy mnie to – odpowiedział tylko. – I nie zapominaj o tym – dodał jeszcze, pozwalając samochodowi właściwie samemu sunąć równą ulicą przy świetle lamp, oraz widokach wieżowców.

- Nie zamierzam – stwierdził chłopak, nim odsunął nieco słuchawkę, by otworzyć dom. – Dziękuję, że trochę ze mną porozmawiałeś. Muszę na razie kończyć, bo jestem już u siebie.

- Nie musisz mi dziękować, chłopcze. I w porządku, w takim razie miłej nocy, Jungkook – usłyszał w słuchawce, a głos drugiego brzmiał jak lany na orzechy miód, jak kominek ogrzewający w zimne wieczory. W dodatku połączony z jego imieniem prawie pozbawił go tchu i przyprawił o kwitnące pola maków na policzkach dotąd bladych mimo pogody.

- Tobie również, Jimin – odparł, po czym rozłączył się, zostawiając drugiego z dźwiękiem swojego imienia powiedzianym przez szatyna.

Z tysiącem myśli i jeszcze większą ilością emocji.

***

Właściwie nie musiał mu o tym mówić. Mógł zatrzymać informację dla siebie, po prostu pozwolić sobie na ostatnie pożegnanie w samotności siebie, jak i widowni. Coś jednak nie dało mu zignorować możliwego braku blondyna wśród innych, tym samym więc wysłał mu wiadomość, jaka mówiła tylko jedno.

Jimin żałowałby do końca życia, że go tam nie było.

Obecnie pomysł ten wydawał się Jungkookowi zupełnie absurdalny, bo z dziwnego powodu spotęgował tylko jego niewytłumaczalny stres spowodowany całością występu. Ostatni raz wziął jednak głębszy oddech, nim razem z całą resztą tancerzy scenicznych ruszył w kierunku sceny. Palce odziane w rękawiczki mocno zaciskał na dość obszernym, czarnym futrze, które miał na sobie, a jakie było jedynym, co jakkolwiek nadawało mu prywatności. Resztę skóry ciała miał praktycznie odsłoniętą, bo jakiej innej ochrony mógł spodziewać się po koronkowych body, które miał na sobie?

Motywem przewodnimi było bowiem króliczki. Playboya.

Tym samym pod czernią materiału widniał jasny, króliczy ogonek, mocno doczepiony do koronki. Połowę twarzy chłopca zasłaniała misternie utkana maska, która posiadała również długie uszka, sięgające mniej więcej trzydzieści centymetrów w powietrze, oraz zginające się nieco. Materiał był jednak na tyle sztywny, iż ich pozycja pozostawała niezmienna, nieważne, jak mocno chłopak się ruszał. Efektu kreacji dodawały finalnie jego pomalowane na lekko ciemny czerwony usta, obecnie rozchylone delikatnie, jakby same pragnęły się czym zająć, a nie być tak bezczynnymi. Dodatkowo wokół wrażliwej szyi chłopaka zapięty był choker z dużym, metalowym kółeczkiem, gotowym do podpięcia choćby smyczy, albo zaciśnięcia się czyjejś dłoni.

Nogi odział w wysokie, ciemne szpilki, jakich obcasy stukały po podłodze równomiernie z każdym krokiem. Wyglądał tak zniewalająco dobrze, że nawet niektórzy tańczący z nim chłopcy spoglądali na niego zdecydowanie nie zbyt niewinnie, choć wiedzieli doskonale, że ich szanse są równe zeru, lub mniej. Takie relacje między pracownikami były niedopuszczalne.

Poza tym wiedzieli już, iż to ostatni raz, jak widzą szatyna na scenie. Miał prawo odejść w wielkim stylu.

Światła pozostawały przygaszone, by każdy mógł spokojnie zająć swoje miejsce. Jungkook początkowo miał być schowany za resztą, a potem, przy pierwszych bitach piosenki ukazać się oczekującym go osobom, zajmującym salę w pełni.

Oraz tej jednej, na której uwagę czekał najmocniej, z szybciej bijącym sercem.

Muzyka powoli rozbrzmiała. Powolne tempo wypełniło pomieszczenie, umysł, jak i ciało chłopca, który sam począł poruszać się odpowiednio, jeszcze zanim go zobaczono. Dopiero po kilkunastu sekundach tancerze poczęli się rozchodzić, a sam szatyn obrócił się zgrabnie, przechodząc przez kawałek sceny, niczym przez wybieg, wciąż mając na sobie ciemny materiał futra, będąc skrytą pięknością, posyłając wszystkim iście kokieteryjne spojrzenia, flirciarskie puszczenia oczka i uśmiechy mogące znaczyć tylko jedno.

Poruszał nieśmiało biodrami, próbował uwieść wszystkich mocniej, jeszcze niczym pojawił się właściwy bass, gdyż w tym dokładnie momencie, dwójka tancerzy obok niego wyszła z tła i zdjęła z niego powolnie odzienie, grając z nim przy tym, jakby gęstość powietrza między nimi możliwa była do uchwycenia dłonią i włożenia do kieszeni, jako maleńki skrawek pożądania w fizycznej formie.

Jego wygląd został przyjęty głośną reakcją widowni, jego ruchy stały się śmielsze i zdecydowanie odważniejsze, mimo mniejszej ilości ubrań. Czuł się jednak niezwykle seksowny, chciany, wzbudzający pragnienie. Nieświadomie przesunął językiem po wargach, podczas schodzenia w dół, oraz powrotu z wyraźnym wygięciem pleców i kolejnymi falami ciała, które wzbudzały w innych iskry tak wyraźne, że mogłyby podpalić budynek, zburzyć go doszczętnie samym tylko swoim istnieniem.

Widownia jednak nie liczyła się aż tak mocno, jak stojący przy jednej z kolumn mężczyzna. Ciemny garnitur, oraz koszula w tym samym kolorze. Jedynie czerwień przebijających się wzorów na marynarce nadawała pewnego braku monotonii, choć w jego przypadku ta wcale nie prezentowała się źle. Wręcz przeciwnie. Ubrany w jeden kolor zdawał się jeszcze bardziej autorytarny i godny poddaństwa kogokolwiek, kogo by o nie poprosił.

Obecnie oczy utkwione miał w obrazie tak dla niego nierealnym, że przez moment nie potrafił uwierzyć. Fakt, iż chłopiec poprosił go o przyjście tylko pobudzała jego myśli. Był na skraju świadomości, że pokaz tak naprawdę wcale nie był dla tych wszystkich zgromadzonych klientów, ani nawet dla tego, że chłopak chciał pozostawić po sobie zupełny zachwyt, ulotne wspomnienie pięknej perły.

Ale, że był tylko i wyłącznie dla niego.

Bo tak mu się zdawało, kiedy wzrokiem śledził każdy najmniejszy gest Jungkooka, jego maleńkie gry z innymi, jego drgnięcia pod wpływem muzyki. Jimin nie potrafił kontrolować w sobie już niczego, co by mógł. Czuł się, jak przy najsłodszej możliwej formie tortury, jakby miał zaraz utonąć w zupełnym zauroczeniu tym, co właśnie podziwiał. Miał zupełnie gdzieś to, iż nie byli sami w pomieszczeniu – to, jak szatyn eksponował swój seksapil mówiło samo za siebie i nadawało dwójce prywatności wśród tłumu.

W tęczówkach powolnie pojawiała się mgła pożądliwego szaleństwa, wizja rzeczy, o których niektórzy zapewne nawet by nie pomyśleli. Jimin jednak nie miał oporów przed rozbieraniem wzrokiem chłopaka w każdej sekundzie występu. Wyglądał bowiem tak niesamowicie, wręcz ociekał uwodzicielskim pojęciem sztuki, które spływało po nim zmysłowo, nadając mu rangi ucieleśnienia czegoś podobnego do afrodyzjaku.

Nie można było patrzeć nigdzie indziej, jak na niego – blondyn nie zamierzał być wyjątkiem. Sam czuł się wręcz przyparty do muru rozgrywającym się spektaklem, który miał na celu zupełnie go posiąść i nie wypuścić ze swoich objęć. A ten nie wypowiedział ani słowa sprzeciwu, pozwolił się owinąć namiętnemu tańcowi chłopaka, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Odczuwał każdy najmniejszy skutek wszystkich jego mimik, gestów, ruchów.

Był jego. W całości i po raz pierwszy.

Muzyka wciąż rozbrzmiewała, nie tylko między nimi, ale i w każdej komórce ich ciał. Oboje dostosowywali bicia do rytmu, próbując zgrać się w tworzonym dziele jak i obserwatorze tego procesu. Podczas kolejnych sekwencji choreografii zdążyli już stworzyć między sobą coś na kształt relacji obraz – koneser, co zakrawało o nadzwyczajną wyjątkowość.

Szatyn nie oszczędzał mężczyzny, pozwalając sobie na o wiele więcej, niż powinien. Ciągłe przejścia, delikatne uwidacznianie odpowiednich części ciała, to wszystko skomponowane z sensualnym głosem wokalisty, oraz tempem utworu tworzyło niepowtarzalną mieszankę, zdolną do posłania na kolana każdego. Chłopak miał wszystkich zawiniętych w małym palcu, zwłaszcza, gdy poruszał ustami do konkretnych linijek tekstu, prowokując obserwatorów, a szczególnie jednego. 

Był panem sytuacji, rozdającą karty boginią zamkniętą w najsmaczniejszej formie, jaką mogła wybrać. Nikt nie umiałby podważyć jego obecnej władzy nad wszystkimi zmysłami obecnie zebranych. Jimin niemalże odczuwał podziw wobec szatyna, w końcu to jego chłopiec właśnie dawał popis, jakiego żadna z osób w pomieszczeniu nie miała zapomnieć. Dużo silniejsze były w nim jednak inne odczucia i to one przejęły zupełnie jego wizję, sprawiając, że umiał jedynie patrzeć na szatyna z głodem, nie mogąc się doczekać, aż drugi zakończy występ.

Dopiero, kiedy Jungkook wykonał ostatnie zejście, lądując na deskach sceny, z szyją odchyloną do góry, oraz dłońmi zatrzymanymi na ciele, wszystko ucichło na chwilę, by potem rozległo się to, co miało – okrzyki, piski, kilka osób rzuciło bieliznę, oraz róże, jakich chłopak nie spodziewał się ujrzeć. Mimo to wziął jedną i włożył delikatnie do ust, uważając na kolce. Zerknął jeszcze w stronę wszystkich, mając kwiatek w zębach, by potem wyjąć go i przenieść w dłoni za kulisy, gdzie mógł spokojnie założyć swoje futro, przyniesione z drugiego końca przez jednego z tancerzy i skierować się do szatni. Nawet nie poczuł, kiedy cały występ się skończył. Wydawało mu się, że trwał wieczność.

Zupełnie również zapomniał, iż Jimin był obecny wśród tłumu – poza tym nie potrafił go do końca wypatrzeć, oślepiony nieco przez oświetlenie sceny, które najwyraźniej ustawione było dużo gorzej, niż zwykle. Wciąż czuł, jak biło mu serce, jak z ledwością stawiał stopy na ziemi, wciąż zamknięte w szpilkach. Nie rozumiał jeszcze, co zrobił. Owszem, domyślał się, że blondynowi zapewne się podobało – ale co, jeśli przesadził? Albo niepotrzebnie go zapraszał?

Choć, równie dobrze mógł pytać, czy drugi w ogóle przyszedł.

Z takim zestawem emocji przeszedł do szatni, próbując jakoś uspokoić siebie samego. Wszyscy gratulowali mu świetnego występu, jak i tulili do siebie, w geście przyjacielskiego powiedzenia „do widzenia". Jungkook doceniał każdy z takich gestów, przez to nie czuł się aż tak samotny ze swoim wyborem, który właśnie się dokonywał.

Miał tu już nie wrócić.

Szczególnie długo robił to Candy, nie mógł wypuścić chłopaka ze swoich kruchych ramion. Nie pomagały nawet tłumaczenia, że to nie przerwie ich znajomości. Kędzierzawy po prostu chciał mieć zawsze szatyna obok, jako kogoś, komu ufał i przy kim czuł się bezpiecznie. Jungkook wiedział jednak, że równie mocno mógł powierzyć to wszystko innym obecnym, każdy bowiem dbał tutaj o siebie nawzajem, jak o członka rodziny.

Z pewnym ociąganiem przebrał się ze stroju, umył i finalnie ubrał rzeczy, w których przyszedł. Wybrał nieco ekstrawaganckie ubrania, w końcu nie wiedział, czy wróci do siebie.

Musiał wyglądać więc nieco lepiej, niż gdy nosił szarą bluzę, dresy i zwykłą kurtkę.

Postawił więc na spodnie z wysokim stanem, ciemne, lekko obcisłe na udach, które chłopak miał dość widocznie umięśnione, poza tym, podkreślał też swoją dość wąską talię, przy szerokich barkach, obecnie okrytych koszulką, która miała tylko odrobinę zbyt głęboki dekold. Na szyi postarał się posiadać satynową wstążkę, a całość dopełnił jeszcze dość zwiewną kurtką z motywem jaśminowych kwiatów. Chciał być delikatny, ale i pociągający. Nie przyznałby pewnie tego, ale zależało mu, by blondynowi się spodobało. Nawet takie detale jak zapach miał dopracowane tego wieczoru w każdym calu.

Choć nigdy tego nie robił. Przynajmniej nie, kiedy wychodził gdziekolwiek indziej, niż do pracy. Teraz jednak musiał zmienić nastawienie. I nie tylko to.

Wymienił z grupą jeszcze kilka słów i dał słowo, że spotkają się gdzieś razem na mieście, po prostu porozmawiać. Z delikatnym uśmiechem opuścił szatnię, lżejszy o kilka kilogramów. Nie miał już sobie nic do zarzucenia. Absolutnie.

Co prawda nie pasowało mu dziwne milczenie Yoongiego, ani fakt, że naprawdę się napracował, by zakryć makijażem ślad po uderzeniu mężczyzny – na tyle, że większość osób pytała, czy wczoraj naprawdę ktoś go uderzył. Starał się jednak nie myśleć o tym za mocno, zwłaszcza, że teraz ktoś inny coraz śmielej przechadzał się w jego fantazji.

Pewien bardzo przystojny syn bogatego biznesmana.

Uśmiechnął się sam do siebie, z niewielkimi iskrami w oczach, chociaż wciąż odczuwał lekkie ściskanie w środku. Nie wiedział do końca, czy drugi na niego czekał, czy widział cokolwiek – miał jednak nadzieję, że tak było. Z takim przekonaniem zaczął schodzić schodami, minął barek, oraz ludzi gromadzących się na parkiecie, jak i przy stolikach. Zazwyczaj widownia pokazów zostawała na dłużej, co utrudniło mu odrobinę przejście na zewnątrz. Gdy już to jednak zrobił, zrozumiał dwie rzeczy.

Samochód Jimina był już otwarty. Mimo niezbyt ciepłego powietrza. Chłopak nie wiedział, jak długo.

A sam jego właściciel stał przy tych nim, oparty o sportowy samochód, z głodnym wzrokiem, uniesioną brwią, oraz wykonując jeden gest, który Jungkook już znał.

Kiwnięcie palcem. Zaproszenie. Rozkaz. Jedno, czy drugie, sprawiło, że szatyn nie potrafił odmówić. Powiedzieć czegokolwiek, próbować uciec spod nici, jaka go ciągnęła do drugiego.

Zrobił więc krok i to posłało go zbyt głęboko, by był w stanie wrócić.





p.s przepraszam za krótkość tego rozdziału 

p.s2 następny nie dość, że będzie długi, to będzie prawie sto procent niesoft (oj bardzo) akcji (jak ktoś zna Jimina tutaj to może się domyślać)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top