our break
„Malująca obrazy sprzedajna dziwka" napisał na kartce nieco koślawym pismem, którego linie drżały od jego niespokojnej dłoni, piszącej zdecydowanie bardziej niedbale, niż robił to zazwyczaj.
Zerknął na ostre, upokarzające litery układające się w cztery wyrazy jakimi kazała mu się określić psycholog. Dawno nie odwiedzał jej gabinetu, nie czuł się bowiem, jakby miał tam kiedykolwiek jeszcze wrócić. Rozumiał siebie o wiele lepiej i umiał przekładać na coś emocje. Czy to w kolorach farby, czy w ruchach scenicznych. Wydawało mu się, że większość rzeczy ma już całkiem pogrzebanych, najwyraźniej jednak mylił się co do tego, skoro teraz musiał patrzeć na ciemne linie przyozdabiające biel kartki w tak odrzucający sposób.
Z dość dużą siłą zgniótł kartkę i rzucił nią w ścianę, tak, że odbiła się nieco i wylądowała obok przynajmniej dziesięciu innych, podobnych kulek, których treść mówiła mniej więcej to samo.
Schował twarz w dłoniach, próbując znaleźć spokój dla myśli. Za wiele przechodziło mu przez głowę w ciągu ostatnich dni. Zdawało mu się, jakby uścisk w jego klatce tylko się natężał, a frustracja nie dawała się okiełznać. Głupio było mu nawet przyznać, że to z powodu uczuć, jakie do kogoś żywił.
Dziwnym było dla niego przyznanie tego po raz pierwszy, dzisiejszego ranka, nim jeszcze w ogóle wyszedł z domu. Wystarczył zapach porannej kawy, krople wody wciąż spływające po jego plecach oraz kilka wspomnień, których uciszenie graniczyło z cudem. Wtedy właśnie zdał sobie sprawę, jak daleko wpadł we własne sidła, których pętle stawały się coraz ciaśniejsze.
Im dłużej walczył, tym bardziej się męczył.
Mógłby dalej wypierać, że absolutnie nie dał się uwieść. Że tak naprawdę nie pragnie dotykać Jimina przy każdej możliwej okazji, długo i powolnie, ale i szybko, z gwałtownością, z kipiącym pożądaniem.
Kłamałby mówiąc, że nie marzył, by obudzić się w ramionach mężczyzny, które dawałyby mu ciepło i pewność, że wszystko jest w porządku. Westchnął ciężko, wypełniając pokój niepowiedzianymi słowami.
Z rezygnacją spojrzał na ekran telefonu, na którym widniało pięć nieodebranych połączeń od numeru, którego nie znał. Urządzenie wciąż dzwoniło, gdy ten zajęty był pisaniem tego wszystkiego, co obecnie skończyło na podłodze. Nie wiedział, czy w ogóle ma ochotę na jakąkolwiek rozmowę, ale resztką energii zmusił się do oddzwonienia, choćby miało to co kosztować.
Po pięciu sygnałach miał już zamiar się rozłączyć usłyszał jednak po chwili, że zaczęło się połączenie. Po drugiej stronie słychać było szum ulic, odległy, ale jednak wyraźny. Ktoś przeklął w tle, przy dźwięku spadającego na podłogę szkła. Jungkook zmarszczył brwi zdezorientowany.
- Halo? – zapytał, a głos jego rozszedł się delikatnie po całym pomieszczeniu z powietrzem wypełnionym zapachem farb i emocji zagubionego chłopca.
- Hej, emm... wybacz mi, że dzwonię do ciebie w taki sposób i w takich okolicznościach. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły – wystarczyło mu już pierwsze słowo, by wiedział, z kim rozmawia. Nawet nie próbował zrozumieć, jakim cudem mężczyzna zdobył jego numer. Zostawił sobie to pytanie na kiedy indziej.
Najbardziej liczyło się dla niego, że go słyszał.
- Nie spodziewałem się tego... - zaczął najpierw, próbując brzmieć tak, jakby nie rozpadał się wcale pod brzmieniem każdego zasłyszanego dźwięku wypadającego z ust drugiego. – I chyba nie, chociaż... cholera, umiesz mnie pozbawić słów – dodał, uśmiechając się w pół smutno, w pół z rozbawieniem do siebie samego.
- Uważaj na słownictwo chłopcze – pouczył go mężczyzna, a ton głosu, jakim to wypowiedział sprawiło, że Jungkook momentalnie poczuł czerwień na policzkach, choć w teorii mógł przecież wyrażać się jak mu się żywnie podobało. – Miło mi, że nie masz nic przeciwko. I zignoruj proszę cokolwiek z tła. Przestałem po prostu panować nad jednym z moich gości.
- Gości? Dzwonisz do mnie z imprezy? – zapytał Jungkook cicho, nie rozumiejąc do końca, co się dzieje.
- Nie koniecznie z imprezy, raczej ze spotkania towarzyskiego – wyjaśnił Jimin spokojnie. – Akurat miałem moment, a zadzwonić chciałem już od paru dni, nie zdarzyła się jednak ku temu stosowna okazja – dodał jeszcze, upijając łyk szampana z kieliszka, co szatyn mógł usłyszeć. Sam od razu zwrócił wzrok ku wciąż nie pustej szklance bursztynowej cieczy, odpuścił sobie jednak picie w takiej chwili.
- Dobrze, że w ogóle go miałeś – odpowiedział z nieukrywanym wyrzutem, oddalając w nieco dalsze zakątki umysłu myśl o tym, jakim cudem Jiminowi udało się zdobyć jego numer. Zapewne sypnął banknotami w stronę Yoongiego, albo użył innych ścieżek, o których Jungkook wolał nie myśleć. – Znaczy... nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu... Nie wiem, gadam głupoty – zakończył, gryząc się w policzek za niemożność złożenia jednego sensowego zdania.
- Słusznie mnie ganisz, powinienem stawiać cię na pierwszym miejscu – odparł Jimin, unosząc kąciki ust, czego szatyn nie widział. Na usłyszane zdanie poczuł jednak szybsze bicie serca i jakkolwiek naiwne by ono nie było, miał przez moment wrażenie, jakby właśnie poczuł się faktycznie doceniony. – Fakt jest jednak taki, że mam ostatnio sporo pracy i nie mogę się za bardzo urywać. Nie o tym jednak miałem mówić – skończył, robiąc dłuższą przerwę. – Widziałem twój ostatni występ i...
- Chwila – przerwał mu Jungkook szybko, aż prostując się powolnie na stołku na swoim krześle i spinając nieco. – Widziałeś go? Byłeś tam? Na widowni?
- Tak, aż dziwne, że mnie nie dostrzegłeś – odparł jasnowłosy od razu. – Muszę przyznać, że miałem nadzieję, iż jednak zobaczyłeś mnie w tłumie. W każdym razie ja zdecydowanie obserwowałem ciebie – obniżył nieco głos, co sprawiło, iż drobne fale dreszczy przeszły po plecach szatyna, niczym delikatny dotyk kochanka.
- Podobało ci się? – z jakiegoś powodu musiał zapytać, nawet jeśli pamiętał ten występ jako wyjątkowo bolesny dla niego samego, jako jeden z tych, gdzie po prostu dawał upust temu, co w sobie dusił.
- Naprawdę o to pytasz? – Jimin uniósł jedną brew w zdziwieniu. – Byłeś zjawiskowy – dodał, z tak elegancką nutą i pragnieniem, że Jungkookowi zrobiło się w środku nieco cieplej, w ten znajomy, kuszący sposób. – Z tym, że... - urwał na moment, gdy znów rozległ się ostry dźwięk tłuczonego kieliszka, który jako kolejny spadł na podłogę, przy akompaniamencie pijackich gwizdów.
- Przepraszam, chyba jednak nie wybrałem dobrego momentu – mruknął po chwili jasnowłosy, a zdanie to kipiało taką władczością i nutą gniewu, że Jungkook z pewnością poczułby się mniej pewnie, na odległość jednak tylko mocniej go to nakręcało, chociaż nie był fanem podobnych zachowań, lecz pewność drugiego i bezwzględność, jaką niekiedy prezentował jedynie w sylabach nie pozwalała mu się ignorować.
- Nie przepraszaj – odparł jedynie, nieco ciszej. – Dobrze było cię usłyszeć – dodał jeszcze, lecz nie spotkał się z odpowiedzią, gdyż połączenie zostało zakończone. Spojrzał jeszcze na komórkę. licząc, że znów zobaczy numer, który teraz wydał mu się o wiele przyjemniejszym widokiem, aniżeli kilka minut wcześniej. Na próżno jednak, urządzenie zamilkło, a wraz z nim nadzieje chłopaka na ponowny kontakt.
Przez parę sekund bił się z myślami, ale w końcu zapisał numer Jimina na komórce. Prawdopodobnie mogło się to okazać dla niego zgubne, równie zgubnym było jednak unikanie go w podobnych sytuacjach, gdy pojawiał się w jego rzeczywistości tak ulotnie, że niemalże niezauważalnie. Jungkook nie mógł już sobie pozwolić na sztuczną kontrolę, która istniała tylko wtedy, kiedy drugiego nie było obok pod żadną postacią.
Stracił ją bowiem, absolutnie na dobre.
Westchnął, przesuwając raz jeszcze po rozrzuconych wszędzie kartkach i niedokończonym obrazie, do którego nie potrafił znaleźć weny. Męczył go już od paru dni, wciąż próbując podejść do tworzonej wizji z nową myślą, to jednak nie nadawało mu wcale lekkości, jakiej by się spodziewał. Wręcz przeciwnie, nie potrafił nawet ruszyć pędzlem, by osiągnąć zamierzony efekt – wszystko zdawało mu się zbyt gwałtowne i pozbawione znanej tylko mu nuty. Mógłby zapewne po prostu zrezygnować z kończenia tejże pracy, ale nie chciał.
Zbyt mocno bowiem przywiązał się do namalowanego ciała, jakie okrywał jedynie ciemnofioletowy jedwab, trochę świecących na nim konstelacji, oraz unoszący się dookoła postaci dym.
Ustalił jedną zasadę: więcej go nie malować. Ale robił to, tak czy inaczej. Nawet prace, które oddawał do szkoły, wszystko to wypełnione było nieuleczalnym pierwiastkiem obecności Jimina, nieważne, czy tworzył rysunek katedry, czy wnętrza apartamentu.
Jakimś prawem wypełniał go coraz mocniej, jego myśli, ruchy, jego egzystencję, a jedyne, co Jungkook z tym robił, to patrzył, ciekaw, gdzie poprowadzą go ręce przyozdobione drogimi pierścionkami i nadgarstki okryte zegarkami za wielotysięczne sumy. Gdzie poprowadzą go chłodne tęczówki wypełnione tajemnicą i ciało zamknięte w kosztownym materiale garniturów, szytych zapachem prochu, oraz krwią.
O czym sam nie miał pojęcia, skupiony na czymś zupełnie innym.
***
- Kogo tak, kurwa, nosi? – zapytał, tak ostro, że trzy obserwowane przez niego sylwetki po prostu zastygły w jednym miejscu, jakby odebrano im możliwość ruchu. Jimin miał w tęczówkach tą samą ciemność, jaka wychodziła w podobnych momentach – tą samą, która kazała się innym go bać, przynajmniej w takim stopniu, aby nie zachodzić mu za skórę.
Dziewczyna, której sukienka była już w połowie podciągnięta do góry, powolnie zsunęła się z zamkniętego pianina, uważając przy tym na odłamki zbitego przez siebie przed chwilą kieliszka, gdy zbyt mocno przesunęła uda na drewnianej powierzchni, po to tylko, aby adorator mógł mieć do niej lepszy dostęp. Sam mężczyzna nawet nie pofatygował się by jej pomóc, jedynie stał obok, wpatrując się w jasnowłosego z mieszanką uczuć w oczach.
- Nikogo, my tylko... - zaczął, próbując wymyślić cokolwiek sensownego. Wiadomym było, że to się tak skończy. Jimin mógł przecież przewidzieć, że ta dwójka prędzej czy później wymknie się spod kontroli, nie tylko jeśli chodzi o ilość spożywanych procentów.
- Wy tylko co? Chcecie stworzyć kolejnego małego bachora do tego zepsutego świata? – powiedział, po czym skierował wzrok na siedzącego na kanapie Taehyunga, powolnie popijającego czerwone wino i mającego kompletnie gdzieś, co działo się tuż za jego plecami.
- Taetae, sądziłem, że przypilnowanie dwóch osób na kilka minut to nie aż tak wymagające zadanie – ton głosu nieco mu się zmienił, a sam mężczyzna, słysząc znajome przezwisko, uśmiechnął się jedynie łobuzersko.
- Cóż, pewnie nie, ale pozwól im się bawić. W końcu mają co świętować. No i błagam, w tych czasach nie byłoby z tego dziecka, robisz się staroświecki – odparł, zaciskając mocniej palce dookoła szklanej powierzchni.
- Myślałem, że mogę na tobie czasem polegać – westchnął ciężko, przecierając oczy. – Dobra, nie mam na was już siły. Wynocha.
- Ale... - zaczęła kobieta, mrugając kilkukrotnie, tak, że jej długie rzęsy muskały niemalże jej policzki. – Wydawało mi się, że...
- To ci się źle wydawało. Wynocha – powtórzył jeszcze raz, nie zważając już na to, do kogo mówił i w jaki sposób. Miał dość, serdecznie dość.
- A Taehyung... - dodała jeszcze, widząc, że ten nigdzie się nie wybiera.
- Wyglądam, jakbym mówił do niego? – zapyta blondyn, uśmiechając się kpiąco – Wybaczcie mi teraz, ale myślę, że powinniście już wyjść – dodał, zmieniając nieco tonację, oraz własną postawę.
- Zapamiętam to, Park – odezwał się jeszcze mężczyzna, nim zabrał kurtki obojga z nich i zaczęli iść nieco chwiejnie w kierunku drzwi wyjściowych.
- Poważnie? Na twoim miejscu modliłbym się o moją krótką pamięć – syknął jeszcze, zanim sylwetki obojga zniknęły mu całkiem z oczu i usłyszał dźwięk zamykanych drzwi.
- No niezły dałeś teatrzyk – skwitował Taehyung, patrząc na blondyna z dezaprobatą. – Lepszego się nie dało, co?
- Przestań, już od godziny miałem ich dość – sarknął, po czym spojrzał na rozlane na drewnie wino, wymieszane z drugą, jaśniejszą plamą szampana. – Jeszcze muszą mi zapłacić za zniszczenie podłogi.
- Daj spokój, mówisz tak, jakby ciebie nie było na to stać.
- Nie o to chodzi, to dla zasady – dodał, nim zgarnął ponownie swoją komórkę i podszedł do balkonu, by zamknąć go jak i dopływ świeżego, acz lekko chłodnawego powietrza z zewnątrz. – Halo? – zaczął po chwili. – Może pani przyjechać na za pół godziny? Pilne. I gdyby pani mogła, proszę załatwić kogoś, kto zna się na drewnie. Potrzebuję wymiany dość rzadkiego gatunku – dodał jeszcze, nim po dłuższych narzekaniach kobiety po drugiej stronie rozłączył się z krótkim „dziękuję, dobranoc" i rzucił słuchawką.
- Nie sądziłem, że pracują tak późno – powiedział Taehyung, nim Jimin usiadł obok niego z opartymi na kolanach łokciami i palcami splecionymi między sobą.
- Nie pracują, ale dla mnie mogą – odpowiedział szybko, rozglądając się po pomieszczeniu. – Nie zniszczyli niczego więcej?
- Poza tym bałaganem byli grzeczni jak tresowane pieski – odparł drugi, znów upijając łyk trunku.
- Mam nadzieję – westchnął blondyn ciężko. – Następnym razem mogą mi lizać buty, a i tak ich tu nie zaproszę.
- Przesadzasz. Ta willa nawet nie jest w pełni twoja.
- Mniejsza o papierologię, cenię sobie porządek, wiesz o tym. Poza tym nie zależy mi na znajomości z nimi, tak, jak im powinno zależeć na tej ze mną. Powinni więc znać granice.
- A ty powinieneś się czasami rozluźnić. Miałem cichą nadzieję, że do nich dołączysz.
- W życiu, Namjoon mnie w ogóle nie pociąga – odparł z lekkim grymasem. – Nie mówiąc już o tej malowanej laleczce. Poza tym, co ty byś wtedy robił?
- Nie wiem, pewnie obserwował. Albo cię porwał po jakimś czasie – dodał Taehyung, spoglądając na Jimina w konkretny sposób, jaki mógł wywołać tylko jego krzywy uśmiech.
- Zdecydowanie robisz się rozwiązły po alkoholu – powiedział, uśmiechając się szerzej. – Jesteś cholernie gorący, ale muszę ci odmówić. Poza tym nie zapominaj, że sam jesteś zainteresowany kimś kompletnie innym.
- Seokjinem? Poznałem go przez Namjoona, poza tym nie będę z nim sypiał. Celia mi na razie wystarcza od czasu do czasu.
- Czemu? Ma bardzo dużo atrybutów – skomentował Jimin, nachylając się nad stołem i powolnie zabierając kieliszek Taehyunga, by upić nieco cieczy. Ten zareagował błyskiem w oku, ale nic z tym gestem nie zrobił.
- Może i tak, ale to nie czyni ze mnie desperata – odpowiedział tylko. – I wcale nie robię się rozwiązły... - mruknął, znów posyłając drugiemu zapraszające spojrzenie.
- Mhm, z całą pewnością – zaśmiał się Jimin ponownie, widząc, w jakim stanie był przyjaciel. – Muszę cię odwieźć do domu, więc trzymaj łapy przy sobie – powiedział, wstając z kanapy. – Chodź, musimy się wyrobić przed przyjazdem sprzątaczy.
- Dobrze, dobrze... Daj mi tylko jeszcze upić... - nie skończył jednak, bo kieliszek zniknął z jego dłoni, po to tylko, aby Jimin opróżnił jednym łykiem to, co w nim zostało.
- Bezdusznik – skomentował tylko Taehyung, wstając z kanapy nieco niepewnie i wolno, by po chwili podejść do swojego płaszcza i założyć go na siebie.
- Po prostu dbam o to, żebyś jutro nie obudził się z jeszcze większym młotem pneumatycznym w głowie, aniżeli czeka cię teraz – odparł, nim opuścili mieszkanie.
- Żebym tylko uwierzył w twoją łaskawość – odpowiedział drugi, znów wywołując śmiech Jimina. – Wyjątkowo dużo się śmiejesz dzisiaj, coś się stało? – dodał po dłuższej chwili, przez którą schodzili na niższe piętro budynku.
- Nic, nic takiego – stwierdził, poważniejąc momentalnie. Nie rozwinął już swojej myśli, Taehyung jednak, nawet pomimo swojego stanu nie zbyt dużej trzeźwości domyślił się, że to sprawa kogoś, o kim zwykli jeszcze jakiś czas temu rozmawiać, a kogo temat obecnie milczał między nimi.
Chłopaka, jaki w jego opinii miał jedynie zamieszać, doprowadzić do katastrofy i zostawić Jimina zranionego. Nie mówił mu tego jednak, bo, choć ciężko to przyznawał, dawno nie widział go tak lekkiego, nawet pomimo ostatnich spraw, które na niego spadały.
Tak wolnego. Chociaż ulotnie.
***
Właśnie poprawiał kreskę pod oczami, wciąż żyjąc rozmową sprzed dwóch dni. Nie wiedział w ogóle, co to miało znaczyć, ani po co drugi dzwonił – połączenia nie nawiązali od tego czasu żadnego, nawet skrzynka sms pozostawała pusta. Szatyn niekiedy ledwo się powstrzymywał od wysłania chociażby jednej, wciąż jednak wygrywała ta jego strona, która kazała mu pozostać cicho.
Dokładnie w momencie, kiedy schował kredkę do pudełka, do środka wszedł Candy, trzymając telefon Jungkooka w dłoniach i mając na ustach słodki uśmiech. Całość wyglądała jeszcze lepiej ze względu na jasnobłękitne pończochy chłopca i krótkie spodenki, których materiał ledwo zasłaniał to, co miał zasłaniać, przy tym jednak pozostał w pewnym stopniu grzeczny.
- Chyba ktoś się o ciebie upomina... - powiedział tylko, kładąc urządzenie obok zastygłego chłopaka. – Powiedz mi potem, jak było – dodał, mrugając i spiesząc się w kierunku pokoju, jaki miał dziś zamówiony.
Jungkook nie zdążył nawet nic powiedzieć, jak mniejszy po prostu zniknął mu z oczu. Odblokował ekran, czując jak przyspiesza mu serce, gdy zobaczył nazwę Jimina i wiadomość, jedną wiadomość, która pozbawiła go tchu.
„Bądź gotów przed północą. Zbyt mocno tęsknię"
Więcej nie napisał.
I może nie musiał. Jungkook już nie potrafił zupełnie kontrolować tego, co czuł. I na Boga, nawet nie umiał opisać, co zrobiło z nim ostatnie słowo wiadomości. Czuł się momentalnie jak bałagan, jakby nie istniał, a ciężar tych słów trzymał się go byt długo.
„... tęsknię"
Przeczytał je chyba zbyt wiele razy, zapominając kompletnie o tym, że miał być gotów za piętnaście minut. Zerknął jeszcze na godzinę, próbując wrócić jakkolwiek do rzeczywistości i próbując dowiedzieć się, ile zostało mu czasu.
Dochodziła jedenasta, czyli jego pierwszy umówiony pokaz tej nocy. Mógłby rzec, że Jimin wybrał sobie idealną porę, choć nie wiedział, kiedy skończy. Gdyby mógł pewnie zrezygnowałby zupełnie, żeby zrobić się na bóstwo, ale nie miał takiej mocy.
Z ledwością dokończył przebieranie się i makijaż, zupełnie wciągnięty w inne myśli, niż miał zazwyczaj. Obecnie pewnie myślałby, ile będzie w stanie wyciągnąć z klienta, a nie to, że Jimin miał się tu pojawić w tak krótkim czasie, bez zapowiedzi i po napisaniu mu czegoś takiego.
Odetchnął głębiej, patrząc w lustro, szukał wad, czegokolwiek do poprawy na ostatnią chwilę. Przesunął wzrokiem po siatkowanej bluzce, po skórzanej kurtce i spodniach, oraz po ciemnych butach. Miał wyglądać jak typowy „bad boy" i właściwie mu się to udało.
Wciąż jednak nie umiał docenić własnej pracy, zajęty zupełnie innym kierunkiem, w jakim podążał jego mózg.
Rozluźnił mięśnie i znów nabrał powietrza. Zostało mu pięć minut i albo odegra to perfekcyjnie, jak zawsze, albo kompletnie spieprzy. Zagryzł wargę i odszedł od toaletki, kierując się do luksusowych loży.
To było teraz jego być albo nie być, a nie fakt, że już potrafił sobie wyobrazić palce Jimina na własnym ciele i każda taka wizja zdawała się sprawiać, że spodnie, jakie miał na sobie stawały się jeszcze ciaśniejsze, jakby to jeszcze w ogóle było możliwe.
Schodził powolnie, póki nie nawiązał kontaktu z mężczyzną już czekającym na jego przyjście. Był w średnim wieku, wyglądał jak typowy biznesman, z rodzaju takich, co to udają hetero dla reputacji. Jungkook już z tej odległości umiał dostrzec obrączkę na jego palcu.
Przegryw.
Uśmiechnął się sam do siebie, głównie z kpiny, ale drugi odebrał to zgoła inaczej, jako coś kuszącego. I Jungkook dołożył wszelkich starań, by tak było. Zmniejszył odległość momentalnie i zaczął pracę.
Mimo, że nie umiał się skupić na niczym innym, poza blondynem, zajmującym wszystkie jego ruchy i gesty, jakie począł wykonywać.
***
- A więc Babilon? – wymruczał mu do ucha, co powoli go irytowało, ale nie mógł nic poradzić na manierę, z jaką przyszło mu się spotkać.
- Mhm, szef się postarał – odparł równie przesiąkniętym seksem tonem głosu, choć dla osoby postronnej zapewnie byłby nieco zbyt mocny, niemalże niesmaczny. Skoro jednak mężczyzna to lubił, to Jungkook gotów był to stosować.
- Widzę... Nie tylko o to – dodał, zaciskając palce na udach chłopaka, ledwo mieszczących się w przylegającym mocno materiale spodni.
Szatyn jedynie zaśmiał się na tą uwagę, poruszając biodrami lekko. Nie czuł się w żaden sposób przytłoczony, ani niezręcznie, tak, jak myślał na początku. Właściwie wciągnął się na tyle, że tryb pracy przejął nieco kontrolę nad stanem w jakim tu przyszedł.
Mężczyzna postarał się o słodkie zakąski, o alkohol, o nieco przestrzeni i słodkie słówka, które Jungkook tak lubił. W pewnym momencie doszedł do nich również jeszcze jeden chłopak, ale nie został na długo. Najwyraźniej nie kupił go na aż tak długo.
Uniósł się jeszcze leciutko, by powolnie opuścić się na nogi mężczyzny. Wiedział, że zostało im jeszcze trochę czasu i miał plan na dłuższy taniec na stole, choć nie miał pojęcia, czy druga strona na to pójdzie, bo wszędobylskie ręce drugiego wciąż spoczywały na jego pośladkach i udach, nie mogąc ich przestać pieścić ani na moment przez śliski materiał.
Cała ta scena wyglądała dość dobrze z boku. Jungkook nie dawał może stu procent siebie, ale bawił się nienajgorzej. Ostatnio rzadko miał okazję do poczucia się w podobny sposób, co zwykle – jak adorowana laleczka. Brakowało mu tego w pewien sposób, mimo tego, jak bardzo wymieszane uczucia miał w sobie samym.
Wzrok jednego z obserwatorów nie był jednak tak pochłonięty, choć na dobrą sprawę była to jedyna osoba, która ich widziała. Reszta pozostawała zajęta swoim towarzystwem, oraz mocniejszymi trunkami mieszanymi ze słodyczą przekąsek.
Jimin nie spodziewał się zastać Jungkooka w takiej sytuacji. Mógł się tego domyślać, ale nie był gotowy na podobny widok. Ledwo trzymał się na wodzy widząc, jak mężczyzna, dla którego tańczył, bezwstydnie wodził rękoma po jego ciele, tam, gdzie blondyn mógłby go dotykać i to tak, jak drugi lubił.
Tak, by doprowadzić go do szaleństwa.
Wstrzymał oddech, gdy jedna z dłoni klienta znalazła się pod skórzaną kurtką. W oczach miał ogniki, te niebezpieczne, wywołujące pożary i trawiące wszystko dookoła głodną pożogą. Z niesmakiem odszedł, nie chcąc dłużej patrzeć na ten obraz, nie dający mu spokoju, przez kolejnych kilkanaście minut.
Dopiero po tym czasie, kiedy mężczyzna minął go w wejściu, Jimin wrócił do pomieszczenia, przepełniony czymś, czego dotąd praktycznie nie czuł, emocją, która pojawiała się w nim najrzadziej, jak tylko potrafiła.
Zazdrością.
I choćby wiedział, że nie ma sobie równych, wciąż czuł kujące uczucie w środku siebie. Choćby wiedział, że Jungkook przecież robi to z tak wieloma mężczyznami czy kobietami. Wcześniej mu to nie przeszkadzało, obecnie jednak miał wrażenie, że zniesienie tej myśli jest niemożliwe.
Być może zaczęło mu zbyt mocno zależeć na tym, by mieć Jungkooka jedynie dla siebie, czego nie przyznawał nawet przed samym sobą.
Wzrokiem wypatrzył sylwetkę chłopaka idącą w kierunku schodów, tych samych, na których widział go po raz pierwszy.
- Jungkook – powiedział pewniej, kiedy był już niedaleko szatyna, na tyle, że ten mógł go usłyszeć. Chłopak zatrzymał się momentalnie, spinając niemalże każdy mięsień. Supeł w jego brzuchu zaciskał się tylko mocniej, a zasłyszane imię, które powiedział ten głos, sprawiło, że niemalże jęknął.
Odwrócił się w kierunku blondyna. Widok mężczyzny zdawał się na ponów odbierać mu każdy zdrowy zmysł. Był tak blisko i patrzył tak... dziwnie. Z nieznaną mu mieszanką.
- Pozwól, że porwę cię na moment – powiedziane z taką głęboką nutą nie pozwoliło mu odmówić. Jimin i tak już czuł, że się nie powstrzyma, zwłaszcza widząc Jungkooka w takim stroju i z lekko spoconymi włosami.
Wyglądał jak dzieło sztuki, ale tego mu nie powiedział.
Chwycił go za dłoń i przeszedł z nim loże, zwracając tylko połowicznie uwagę innych, którzy jednak po chwili wrócili do swoich spraw. Przeszedł przez odnowione podłogi, obok wyremontowanego baru i parkietu do tańca. Wyszli bez problemu, mimo podejrzanego wzroku ochrony, która jednak zdawała się nie reagować. Jungkook momentalnie poczuł nocne powietrze na ledwo zasłoniętej klatce piersiowej i brzuchu.
Następnym była już twarda powierzchnia oszklonego plakatu na zewnątrz. Jungkook czuł zimno szkła pod nadgarstkami syntezujące się z ciepłem dłoni Jimina. Byli tak blisko, że czuł nawet jego perfumy, tak drzewne, a jednocześnie delikatne. Nie znał jeszcze tej woni i prawie nie powstrzymał się od mocniejszego wdechu.
- Myślałem, że jednakowoż zostaniemy w środku – powiedział jedynie, nie wiedząc, co chciał przez to osiągnąć.
- Wolę, żeby nikt nie musiał nas widzieć – odpowiedział blondyn, niemalże muskając wargami usta szatyna, gdy mówił. Jungkook myślał, że zaraz tam spłonie i zostanie po prostu kupką popiołu. Momentalnie zapomniał o chłodzie.
Rozchylił nieco usta, prosząc, zerknął wygłodniale na te drugiego. Nie miał już sił mówić czegokolwiek, ale Jimin, choć z ledwością, nie zmniejszył odległości ani o milimetr.
- Myślisz, że on dotykał cię lepiej, niż ja? – padło pytanie, a szatyn zmarszczył jedynie brwi, przez chwilę nie wiedząc, co właściwie drugi miał na myśli, póki nie przypominał sobie o kliencie sprzed kilku minut.
- Widziałeś... - bardziej stwierdził niż zapytał, czując się winnym za coś, za co przecież nie powinien się tak czuć przed nikim. – Jimin, to tylko praca, wiesz o tym – dodał, śmiertelnie poważnie, mimo kolana blondyna wsuwającego się między jego uda.
- Tak? I chcesz mi powiedzieć, że to nie miało znaczenia? – kolejne słowa, tak dziwnie brzmiące, że aż rozmazujące się w umyśle Jungkooka pod wpływem impulsów, bodźców jakie dostawał.
- Dokładnie – stwierdził, nim kruche centymetry między nimi momentalnie zniknęły. Słodkie wargi Jimina mogły teraz smakować drugiego z pasją, jaką zachowywał jedynie dla niego i z wzajemnością. Całował tak, jakby miał go już nie zobaczyć, a czego w najśmielszych wizjach nie planował. Jungkook z podobnym oddaniem przedstawiał drugiemu, jak bardzo się mu poddał, że nie widzi już w nikim choćby ułamka tak dobrego jak on.
- A to ma znaczenie? – zapytał zachrypniętym głosem Jimin, kierując jedną dłoń z powierzchni szkła, na talię chłopaka, na której poczuł oczka siatki, jaką miał na sobie, a jakie mimo swojej obecności nie zdawały się odbierać ciepła skórze szatyna. – Na Boga, co ty masz na sobie – powiedział w taki sposób, jakby przeklinał, kompletnie upojony samym tym prostym faktem. Z nieudawaną desperacją przybliżył biodra do tych chłopaka i Jungkook jęknął niekontrolowanie czując twardość blondyna na swoim udzie.
- O czym ty... - zaczął, lecz przerwało mu jego własne westchnienie, gdy Jimin pozwolił sobie przygryźć jego ucho lekko.
- Pytam, czy to ma znaczenie – powtórzył, schodząc dłonią po delikatnych nitkach siatki, aż do spodni, których poluźnienie zajęło mu sekundy. Bez ostrzeżenia pozwolił sobie na zaciśnięcie dłoni na członku drugiego, co sprawiło, że Jungkook jęknąłby prawdopodobnie nieprzyzwoicie głośno, zagłuszyły to jednak usta Jimina, znów tańczące gwałtowne i zwodzące kroki tanga z tymi jego. To połączone z ruchami dłoni blondyna sprawiło, że nie miał wyjścia, doszedł wprost w jego dłoń i własne bokserki, nie wiedząc nawet, jakim prawem doszło do tego tak szybko.
Jimin uśmiechnął się jedynie przez pocałunek, czując słoną ciecz na placach, jakie wyjął ze spodni i zastąpił nimi własne usta, aby Jungkook mógł z wciąż zamglonymi oczami wyczyścić je idealnie, najlepiej jak umiał, mając zupełnie gdzieś, że właśnie uprawiał seks w miejscu publicznym, na ulicy, gdzie każdy przechodzień mógł zwrócić na nich uwagę, nawet, jeśli chodnik był już pusty.
- Więc, jaka jest odpowiedź? – dopytał ponownie, zapinając spodnie Jungkooka, który wyglądał obecnie tak dobrze, że Jimin nie potrafił się nadziwić, jak Bóg mógł stworzyć kogoś podobnego.
- Nie wiem, ja... - zaczął Jungkook, ledwo formując sensowne zdanie, onieśmielony postawą drugiego, jego gwałtownością, jego ruchami i obecnością w każdym tego słowa znaczeniu. – Nie wiem - zakończył ostatecznie, odchylając głowę do tyłu, mieszając swoje spojrzenie z drugim.
- Nie uważasz, że to jest coś warte? – Jimin brzmiał lekko, ale w środku działo się coś kompletnie innego.
- Uważam, że wszystkie skarby świata to za mało, by to określić... - stwierdził jedynie. – Ale... nie mogę mówić ci tego w takim stanie.
- A kiedy indziej miałbyś mi udzielić odpowiedzi? Kiedy znowu mnie nie będzie? Kiedy znowu będę się zastanawiał, czy wszystko u ciebie w porządku? – z każdym kolejnym zdaniem Jungkook coraz mniej wszystko rozumiał, skołowany w coraz większym stopniu.
- Myślisz o tym?
- Każdego dnia – padła odpowiedź. – Chciałbym mieć cię blisko – rzekł miękko, tak, jak czuł, a nie tak, jak uważał.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – Jungkook ledwo skupiał się na rozmowie, starał się jednak nie zatracać na ponów w postaci Jimina tuż przed nim, mówiącej mu te wszystkie słowa, jakie roztrzaskiwały go od środka w tak przyjemny sposób.
- Zostań. Ze mną. Nie wracaj tutaj – powiedział, drżąc nieco, ale szatyn ledwo to dostrzegł. – Po prostu... cholera – przeklął, tracąc na chwilę panowanie nad sobą. Jungkook niekiedy umiał dostrzec w Jiminie te szczeliny, te pęknięcia na masce, którą niekiedy miał na sobie. Teraz, w tym jednym momencie, mógł ujrzeć go bez niej i był tym widokiem jeszcze mocniej zachwycony, aniżeli dotychczas. Jimin zdawał mu się po prostu... ludzki. Nie ubrany w drogie garnitury, nie wożący się w samochodach wartych tyle, co całe mieszkanie Jungkooka – ale jako kogoś ze słabościami, walczącego z własnym życiem i kochającym je jednocześnie.
Zupełnie jak on sam.
- Jimin ty nie... - zaczął, lecz przerwał mu ochroniarz wychodzący z budynku, który spojrzał na dwójkę surowo.
- Szef kazał mi sprawdzić, czy nie zwiałeś – powiedział tylko, studiując dokładniej odległość między zastanymi sylwetkami obojga, która w sekundę wróciła do normalnej. Jungkook z nutą wstydu zapiął do końca spodnie, nie chcąc dać do zrozumienia, co zaszło, choć wiedział, że ochroniarz zdążył się domyśleć.
- Nie zwiałem. Powiedz mu, że zaraz będę – odparł jedynie, zupełnie innym tonem, niż używał jeszcze kilka sekund temu.
- Nie jestem waszym chłopcem na posyłki. Masz tam iść i tyle. Nie każ mi tu przychodzić drugi raz – powiedział tylko, po czym wszedł z powrotem do środka, zostawiając gęstniejące powietrze pomiędzy Jiminem i Jungkookiem.
- Dokończysz? – zapytał blondyn, czując się tak, jakby właśnie odebrano mu zbyt wiele, aby mógł dalej funkcjonować.
- Słuchaj, ja... Nie mogę tego rzucić – powiedział Jungkook szybko, nie patrząc na drugiego wcale. – Jestem potrzebny. Poza tym... to moje jedynie źródło utrzymania. Moje całe życie w tym momencie. I choćbym chciał, nie potrafię tego zostawić, nie teraz – powiedział niemalże na jednym wydechu, czując się jak śmieć, bo kto tłumaczy się w taki sposób przed osobą, na której zależy mu najmocniej na świecie.
- Więc to tak – powiedział blondyn, nie kryjąc chłodu we własnym głosie, wracając do bycia sobą. – Dam ci pieniądze. Wszystko, co chcesz. Po prostu nie każ mi więcej myśleć o innych osobach, które będą cię dotykać i próbować uczynić ich – stwierdził jeszcze, skłaniając się na chwilę na odrobinę szczerości.
- Jimin, to nijak się nie ma do tego, co... - urwał, szukając słów. – My mamy pomiędzy sobą – skończył, czując rumieńce na policzkach. – Nie umiem nawet wyjaśnić, co czuję przy tobie. I za każdym razem, kiedy o tobie myślę. Więc nie śmiej nawet stawiać mojej pracy i siebie na równi. Nie jestem po prostu gotów na coś takiego. Na ciebie. Na nas. Nie wiem nawet jak o tym mówić, po prostu... daj mi czas proszę. I pozwól nam być tak, jak dotychczas. Proszę – powiedział jeszcze, oddając całego siebie w wypowiedzianych słowach, w spojrzeniu wypełnionym płonącymi gwiazdami i błaganiem o to, by drugi zechciał go zrozumieć. Pewnie wyglądał obecnie najżałośniej na świecie, ale nie zamierzał tego zmieniać. Mówił prawdę i próbował po prostu pokazać trochę, co miał w sobie.
Blondyn przez moment milczał, wciąż mając ten sam wyraz twarz, choć każde wypowiedziane słowo go rozdzierało. Najwyraźniej nie zrobił wszystkiego, co mógł. I nie mógł go kupić. Nie mógł go zdobyć tak, jak zdobywał wszystko. Oczywiście, że nie, Jungkook nie był taki. Bolało go jednak, że nie mógł mieć go już, teraz, natychmiast. Nie dzielić się swoją perłą, którą sam znalazł i pragnął mieć zamkniętą w gablotce jedynie dla siebie samego.
Miał już gdzieś wszystko inne. Był skrajnie rozdarty, ale w końcu musiał coś wybrać. Albo ukojenie dla siebie, albo ból z myślą, że Jungkook nie należał do niego w pełni poza kilkoma razami, kiedy odbierał mu absolutnie wszystko samym dotykiem.
- Ile mam czekać? – powiedział szczerze, chowając za kotarami wszystkie emocje, jakie czuł.
Tym razem to Jungkook milczał, nie spodziewając się takiego pytania. Skąd miałby to wiedzieć? Może miesiąc, może tydzień. Sam nie wiedział, czy w ogóle będzie na co czekać, bez względu na to, jak mocno pragnął powiedzieć tak i po prostu rzucić się na drugiego, w jego objęcia i zostać w nich na swoją własną małą wieczność.
- Dziesięć dni – odparł w końcu, nie pewny, czemu wybrał akurat taką liczbę. – Potem... Nie wiem, co potem. Ale do tego czasu... Coś wymyślę. Wymyślimy – poprawił się, próbując zagrać obustronnie, choć Jimin nie dawał żadnego znaku, że również będzie próbował znaleźć jakieś rozwiązanie.
Skinął jedynie głową. Chciał już odejść, ale pozwolił sobie jeszcze na krótki pocałunek, na kilka sekund spędzonych z ustami chłopca, na gorzkie wylanie tego, co się w nim właśnie zrodziło. Dopiero po tym geście przeszedł do swojego samochodu, nie próbując oglądać się za siebie.
Jungkook za to śledził go do końca, a łzom pozwolił płynąć dopiero, gdy samochód skręcił w kolejną ulicę.
Podobnie jak zrobił to jego kierowca, pozwalając sobie na kilka słonych kropel, jakich nie czuł od wielu lat.
p.s mam nadzieję, że się podobało, bo mnie tak, o dziwo
p.s2 czy komuś będzie przeszkadzać, jeśli ta historia będzie dość długa? (bo, spojler, będzie)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top