my pleasure

[pójdę do piekła za ten rozdział, i swear]


Drżące drobiny sensualizmu unosiły się między nimi czyniąc powietrze w pojeździe prawie nieodpowiednim do oddychania. Jungkook czuł to już od momentu, w którym podszedł do Jimina na ulicy, nie zdając sobie sprawy, że zostanie do niego przyciągnięty za pasek spodni i złapany dłonią mężczyzny za najczulsze miejsce, podczas gdy w jego uchu rozległ się delikatny szept:

- Coś ty zrobił, chłopcze? – powiedziane z nieco głęboką nutą prawie doprowadziło go do utraty możliwości nabrania do płuc tlenu. Był niczym owładnięty, pokorny piesek w rękach swojego pana. Nie potrafił się ruszyć w żadną ze stron, spoglądając na Jimina z lśniącymi od uzbieranego pożądania tęczówkami, które teraz lśniły jeszcze mocniej.

Nie miał pojęcia, gdzie jechali, ale właściwie nie miał nawet okazji o to zapytać, gdyż dłoń blondyna wciąż przesuwała się w górę i w dół jego męskości, całą drogę, co zdecydowanie odbierało mu jakąkolwiek sposobność wyrażenia ciekawości w tym kierunku.

Liczyły się tylko te przesunięcia, na zmianę powolne i przyspieszające, od których w ciągu siedmiu minut doszedł już dwa razy i czuł się tym tak cholernie zawstydzony, a jednocześnie proszący o coraz więcej, bo to mu nie wystarczało.

Kolejne metry asfaltu przed nimi upłynęły dwójce na niezaprzeczalnej przyjemności. Jimin nie potrafił wyjść z admiracji dla faktu, iż jego chłopiec był tak wrażliwy na jego dotyk, tak mu podległy, kompletnie ujarzmiony samymi tylko palcami dotykającymi go przez materiał ciemnych spodni, które miał na sobie. Z uśmiechem wsłuchiwał się w dźwięki, jakie wydawał szatyn, czując, że sam powoli twardnieje od reakcji Jungkooka na kolejne posunięcia drugiego, tak śmiałe i nie jednocześnie.

Kiedy zaparkowali Jimin zabrał dłoń, co sprawiło, iż Jungkook jęknął przeciągle w niezadowoleniu, spoglądając na mężczyznę zamglonym wzrokiem, którego już nie kontrolował. W odpowiedzi otrzymał jedynie spojrzenie mogące posyłać na kolana, tylko, że to powędrowało po całej sylwetce chłopca, co sprawiło, że ten przygryzł wargę powolnie, a gest ten wywołał burzę w Jiminie.

Jednak jeszcze nie teraz.

- Chodź. Zwiedzimy jedno miejsce – powiedział, po czym wyszedł z samochodu i otworzył drzwi szatynowi, wciąż nie mogącemu dojść do siebie i zmagającemu się z bolesnym niespełnieniem. Posłusznie wyszedł jednak z pojazdu, czując na sobie nie tylko ramię drugiego, oplecione wokół talii, ale również chłód nocy, który jednak nie był w stanie go do końca otrzeźwić.

Oboje weszli przez ciemne drzwi sklepu, który posiadał lekko czerwone, neonowe światła w witrynach okien, również ciemnych, oraz nazwę nad wejściem w tym samym odcieniu czerwieni głoszącą „Desirable".

Samo brzmienie tego słowa dawało mu już pewną podpowiedź, gdzie się właśnie znalazł. Z drugiej strony jednak nie wiedział, póki nie ujrzał zdobionych gablot, oraz półek, a w nich wystawionych w nieco szykowny sposób, drogich zabawek erotycznych.

Nigdy nie był w takowym sklepie, jeśli miał być szczery. Jeżeli czegoś potrzebował, zazwyczaj to zamawiał, albo uwodził właściciela jednego z takich miejsc – żeby dostać towar niemalże za darmo. Poza tym, o ile już się na coś decydował – nigdy nie było to coś, co przekraczałoby ceny, jakie właśnie oglądał, choćby z daleka.

To były tysiące, a w jego głowie momentalnie zawirowało.

- Wybieraj, chłopcze – szepnął mu na ucho Jimin i Jungkook był w stanie się rozpłynąć, ale zdał sobie sprawę, iż jest w miejscu publicznym i takowa scena mogłaby być co najmniej nie na miejscu. Mimo to poczuł dreszcze przechodzące mu po plecach z powodu każdej sylaby. – Co tylko zechcesz. Pobawisz się dzisiaj – stwierdził blondyn, wciąż trzymając chłopca, by po chwili go puścić, jakby dając znak, że może już kupić wszystko, na czym zawiesi oko.

Szatyn jednak zamarł na chwilę, nie tylko dlatego, że po drugiej stronie pomieszczenia mężczyzna przyglądał mu się, siedząc za gładko czarną ladą z czerwonymi ledami wbudowanymi w środek, tak, że tworzyły one duże usta na środku i przez to poczuł się odrobinę skrępowany, ale również przez zasłyszaną prośbę Jimina.

Co to w ogóle miało znaczyć? I dlaczego na samą myśl czuł, że płonie od środka?

- Mówisz poważnie? – zapytał, ledwo panując nad drżeniem głosu. – To są naprawdę drogie...

- Cena nie gra roli – uciął mu blondyn szybko, uśmiechając się delikatnie. – Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Zwłaszcza, jeśli chodzi o przyjemność – stwierdził jeszcze, posyłając mu dłuższe spojrzenie. – Tak więc wybieraj, nie mamy za dużo czasu – dodał jeszcze, jakby faktycznie byli w pośpiechu.

Jedynym jednak, co ich goniło, był ich wzajemny poziom namiętności, wciąż przechodzącej między jedną, a drugą sylwetką, niczym wytwornie ubrana kurtyzana, wodząca ich za zmysły ku sobie.

I nie mieli wiele sił, by dłużej nad sobą panować.

Szatyn więc kiwnął głową, starając się nie słuchać tej części siebie, która była zachwycona sytuacją, zupełnie olśniona tym, iż może sobie wybrać cokolwiek tylko zapragnie. Wiedział przecież, że właśnie trwoni pieniądze drugiego, nawet jeśli się zgodzi i mógł sobie wytapetować mieszkanie banknotami, które posiadał, razem z sufitem i podłogą.

A i tak pewnie by mu zostało na kolejną warstwę.

Przeszedł powolnie w kierunku kilku półek, na których znajdowały się poszczególne przedmioty. Wszystkie prezentowały się niczym coś, co posiadają przy łóżkach bogate kochanki swoich szefów.

Cóż, zapewne nie wiele było w tym nie prawdy.

Kształty, ozdoby, drobiny złota, a nawet diamenty – to wszystko przytłoczyło go na moment, ale już po chwili zaczął się sprawniej poruszać po pomieszczeniu, doszło nawet do tego, iż zapytał o coś sprzedawcę, któremu blondyn posłał ostrzegawcze spojrzenie po pewnym czasie, gdy zauważył, iż ten wpatruje się w szatyna trochę zbyt długo i intensywnie.

Więcej tego nie zrobił.

Czas mijał, a Jungkook czuł się coraz mocniej rozochocony myślą, iż będzie mógł użyć tego wszystkiego w obecności blondyna, pokazując mu, jak mu dobrze, jak cudownie się czuje. Z każdą kolejną rzeczą miał wrażenie, że nie zapomni tej nocy do końca życia.

I być może tak miało być.

Ostatecznie wydał niecałe trzy tysiące, co nie umknęło uwadze drugiemu, który powiedział jedynie, by „następnym razem się tak nie powstrzymywał".

Rzecz w tym, iż szatyn naprawdę puścił wodze i nie wyobrażał sobie, by miał ich w ogóle nie trzymać.

Wyszedł więc z dość sporą, ciemną torbą, ze znajomym logiem usta wydrukowanym na przedzie. Położył ją na tylnym siedzeniu i obszedł samochód, by wsiąść do środka.

Zapadła chwilowa cisza.

Przerwał ją jednak sprzęt nagłaśniający, który momentalnie rozbrzmiał leniwymi basami piosenki o tekście, który wcale mu nie pomagał, chociaż nawet nie był o chłopcu. Nie przeszkadzało mu to jednak zupełnie zatonąć w rytmie, tak, jak robił to na scenie.

Odpalił się silnik.

Teraz wiedział już dokładnie, gdzie jadą.

***

Szybko wyciągnął rzeczy z torby. Wszystkie zapakowane były dodatkowo w pudełka owinięte ciemną, satynową wstążką. Naprawdę zdawało mu się, że to trochę za dużo, ale z drugiej strony dodawało to tylko ulotnego poczucia burżuazji zawartości.

Palcami powolnie rozwijał materiał, wiedząc, że Jimin czeka na jego znak. Miał rozpakować rzeczy, ułożyć na stoliku, który Jimin przyniósł do sypialni, by stał naprzeciwko łóżka i pozwolić drugiemu wejść.

Kolejność miała decydować o używaniu.

Jungkook nie umiał się do końca już kontrolować, miał przed oczami wszystkie urywki tego, co mogło się wydarzyć i naprawdę nie rozumiał, co skłoniło drugiego do takich kroków, ale musiał przyznać, iż z każdym kolejnym czuł się coraz mocniej owinięty wokoło palców drugiego.

I w ogóle mu to nie przeszkadzało.

Z pewną ostrożnością począł rozkładać rzeczy na szklanej powierzchni, dokładnie tak, by czuł się z każdym kolejnym coraz bardziej doprowadzany na skraj. Oddech nieco mu przyspieszył, kiedy w dość sporej kolejce ustawił ostatni.

Nadeszła pora zacząć, choć pozostał jeszcze mały szczegół.

Jungkook postanowił kupić coś, czego Jimin się nie spodziewał. Skorzystał z okazji, iż drugi wyszedł na moment porozmawiać przez telefon, by móc zapytać sprzedawcę o najbardziej seksowny strój, jaki posiadają.

I go dostał.

Nie wiedział do końca, w którym momencie płacenia za niego uznał, że to dobry pomysł, ale skoro wszystko szło w jednym kierunku, to wolał wyglądać jakoś chociaż przez moment. Zdał sobie bowiem sprawę, że nawet jego starannie dobrane ubrania nie odwzorowywały do końca klimatu, który począł ich otaczać.

Wyciągnął więc delikatną koronkę, która tworzyła dość sugestywne body, otaczające go od bioder, aż po podstawę szyi. Założył je nieśpiesznie, nie chcąc niczego zerwać, a swoje rzeczy złożył i wrzucił do swojej torby, zapominając o nich kompletnie. Kontynuował zakładanie tkaniny, starając się zrozumieć, co się gdzie znajduje.

Ostatecznie stanął jeszcze przed lustrem, które obrazowało mu to, jak wyglądał. Z satysfakcją dostrzegł, jak fenomenalny efekt tworzyły wycięcia w kształcie łezek na bokach, oraz to w kształcie serca idące od środka klatki piersiowej, przez mostek, aż do poziomu zaczęcia się obojczyków.

Na szyi miał wciąż swoją obróżkę, która choć prezentowała się nieco ciężko, to dodawała mu nieco zadziorności w delikatnym ubraniu.

Włosy zmierzwił jeszcze szybko, starając się doprowadzić wszystko do perfekcji. Wiedział, że nie ma czasu na makijaż, pominął więc tą część.

Po raz pierwszy ubrał się tak dla kogoś innego, niż jego klienci.

Odebrało mu dech, kiedy pozwolił sobie zapukać dwukrotnie w taflę drzwi, co miało znaczyć, iż drugi może wejść. I w samą porę, bo blondyn zaczynał coraz mocniej tracić cierpliwość. Wszedł do pomieszczenia i jedyne, co zobaczył, to równo poukładane zabawki, leżące na stole, torba chłopca leżąca niedaleko niego, oraz stopy i kawałek piszczeli szatyna, który obecnie już leżał na łóżku, w pozycji, której przez chwilę sam się obawiał, ale ostatecznie nie miał już czasu na zmiany.

Drzwi zamknęły się.

W pomieszczeniu rozległy się odgłosy obcasów lakierek, bo kto inny jak nie bogaty syn właściciela jednej z największych firm high tech mógł sobie pozwolić na coś podobnego. Jungkook z każdym kolejnym stuknięciem spinał się troszkę mocniej, niepewny, co go czeka.

Dopiero widok drugiego powiedział mu wszystko. W detalach.

Po pierwsze blondyn już miał odpięte pierwsze pięć guzików koszuli, co nie pomagało w skupieniu się chłopca na czymkolwiek. Po drugie – miał erekcję i to widoczną, a to również mu nie pomagało.

I w ostatnim punkcie: patrzył na niego. Nie tak jednak, jak się spodziewał. O nie.

To było przynajmniej dziesięć razy mocniejsze.

Obserwował tylko, jak drugi się uśmiecha na jego widok, jak pozwala sobie na przejechanie językiem po wargach, studiując każdy centymetr szatyna, jakby był czymś słodko-grzesznym.

Bo był. Kompletnym ucieleśnieniem obu.

Odchylił delikatnie głowę, nie widząc już jak drugi ściąga buty i wchodzi na łóżko, by móc ostatecznie zawisnąć nad drugim, tak bardzo zagęszczając resztki przestrzeni między nimi. Jungkook prawie nie mógł na blondyna patrzeć, już przepełniony takimi emocjami, że nie wiedział, jak je wyrazić. Oparł więc głowę o pościel, by móc wpleść palce we włosy drugiego.

Jego dłonie szybko jednak zostały stamtąd zdjęte i przyszpilone do materiału pod nim. Uścisk na nadgarstkach nie był mocny, ale stanowczy. I wywołało to w nim przynajmniej jedno rozejście się ciepła gdzieś w okolicach podbrzusza.

Jimin jeszcze moment przypatrywał się chłopakowi, obniżając nieco twarz, muskając ustami jego szczękę, płatek ucha, opuszczając biodra i pozwalać im drażnić męskość chłopca. Był zupełnie pochłonięty sprawianiem mu powolnych tortur, chcąc mu uświadomić, co sam czuł.

Zbyt wiele, by żyć.

Dopiero po paru sekundach połączył ich usta, tak żarliwie, że szatyn z ledwością nadążał, nie hamując się również z jęczeniem przez pocałunek, jakby już naprawdę nie mógł być cicho ani chwili dłużej.

I nie musiał.

Blondyn momentalnie dołączył język do gry, nie szczędząc pieszczot drugiego i pogłębiając swoje poczynania. Dłonią rozpoczął desperacją wędrówkę po materiale koronki, skupiając się nieco na sutkach Jungkooka, co ten wyczuł od razu i aż odgiął szyję do tyłu, czując narastającą przyjemność.

- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś – powiedział chrapliwie Jimin, mając w głosie tyle pożądliwości, że Jungkook już nie funkcjonował. – Naprawdę chcesz mnie doprowadzić na kraniec? – dodał jeszcze, znów całując chłopca, na co ten zareagował uniesieniem się bioder, w czysto proszącym wymiarze.

Ale również, by bez słów powiedzieć krótkie „tak".

I blondyn zrozumiał owy przekaz, nie wiedząc do końca, co ma z tym zrobić. Nie czuł się już, jak ktoś racjonalny, tonął w ciele tego chłopca, w jego zapachu, jedwabistości skóry, dotyku, materiale dookoła niego, w żelaznym kółeczku obróżki, jaką na sobie miał.

W każdym jego atomie.

Z celową leniwością wyszedł naprzeciw gestowi chłopca, jeszcze bardziej popychając go na materac. Dłońmi zaczął powolną wędrówkę po koronce, chcąc muskać skórę między nią jak najdelikatniej. Przy każdym tym muśnięciu Jungkook drżał, jakby jego ciało było szczególnie uwrażliwione na owe posunięcia drugiego. Dopiero po dłuższej chwili Jimin pozwolił sobie zacząć całować klatkę i boki chłopca w odsłoniętych miejscach, zostawiając po sobie fioletowe ślady malinek, mówiące głośniej, niż jakiekolwiek słowa, co właśnie w nim wrzało i doprowadzało do obłędu.

Palcami począł ostrożnie zsuwać tkaninę z ciała szatyna, chwytając go przy tym na plecach, tuż nad biodrami i przytrzymując nieco w górze, tak, że tworzył niewielki łuk, pozwalający mu na łatwiejsze pozbycie się ubioru. Fioletowe nici więc delikatnie zsuwało się po skórze, mówiąc jej przy tym ulotnym kontakcie, że nie jest on jeszcze tą formą, na którą czeka.

Mimo to jednak Jungkook każdą komórką odczuwał, co się dzieje, a chroniąca go poniekąd konstrukcja ozdobnego stroju właśnie opadła, lądując na podłodze obok łóżka, jakby wcale nie kosztowała trzycyfrowej kwoty.

Gdy tylko fiolet zetknął się z ciemnością drewna desek, blondyn sam nadał swoim ruchom tępa, stał się bardziej zaborczy, nie mógł już się hamować, kiedy Jungkook leżał przed nim zupełnie nagi, piękny, kruchy niczym porcelana i mogący rozpaść się pod naciskiem jego zdobionych pierścieniami palców. Całował intensywniej, dłońmi wciąż eksplorował każdy centymetr chłopca, nie pozwalając mu na sekundę odpoczynku, upojony jego ciepłem oraz reakcjami, które stawały się coraz głośniejsze i desperackie.

Uniósł się trochę nad szatynem, tak, że opierał się na własnych kolanach, które posiadał pomiędzy jego rozszerzonymi nóżkami, oplatającymi go nieco, spragnionymi bliskości. Pozwolił sobie na umieszczenie ręki tuż na męskości chłopca i subtelne ruchy w górę i w dół, tylko po to, by go odrobinę podrażnić. Z satysfakcją obserwował, jak Jungkook przymyka oczy, jak otwiera nieco szerzej usta.

Był tak bardzo wrażliwy.

Drugą dłonią sięgnął po metalowe kółeczko, które pociągnął do góry, nie dając szatynowi wyboru, jak wyprostować się, na ile mógł i oprzeć ciężar ciała na dłoniach, których palce co rusz zaciskał na pościeli pod sobą, owładnięty odczuciami, choćby tak niewielkimi.

Jimin obecnie miał jeszcze lepszy obraz tego, jak drugi się czuł, jak powolnie odpływał w przyjemność, w swoje własne granice.

A jeszcze niczego nie zaczęli.

Minęło kilka minut, nim zszedł z mebla, zostawiając chłopca na sekundy, które zdawały się wiecznością. Z delikatnym uśmiechem sięgnął po dość wytrzymałe linki, jakie znajdowały się od brzegu stolika. Od razu zawiązał je dookoła kostek Jungkooka, tak, że nie mógł obecnie już zbliżyć ich do siebie za mocno, chociaż nie były również jakoś mocno daleko od siebie. Dopiero po tym ujął w dłoń coś znacznie ciekawszego.

Niewielkie urządzenie, które służyło głównie do sprawiania przyjemności przez drgania. Wyglądało dość niepozornie, ale umiało czynić cuda i oboje o tym wiedzieli. Tym samym Jimin położył kuleczkę obok długości Jungkooka, włączone na średnie wibracje.

- Nie ruszaj się – polecił, nie chcąc, by mogło się ono zsunąć na pościel.

Jungkook myślał, że odejdzie od zmysłów, słysząc tą prośbę. Bezsensownie napiął mięśnie brzucha, licząc na niewiadomo co, przepełniony niezaspokojeniem, które obecnie wzrosło jeszcze bardziej, dłonie miał zajęte ściskaniem pościeli, a szyję odgiętą leciutko, czując całym sobą rozchodzące się ciepło, oraz wibracje urządzenia, które zdawały się nie działać jedynie w miejscu, w którym były.

- Oh i jeszcze jedno chłopcze... - mruknął Jimin, ściągając z siebie koszulę powolnie, tak, że Jungkook nie mógł tego zobaczyć, choć zerkał co chwilę, po to tylko, by odwracać wzrok od perfekcji mięśni drugiego, która w tym momencie mogła łatwo przelać szalę. – Nie waż mi się jeszcze dojść. Nie pozwolę, żeby zrobiło to cokolwiek innego poza mną – dodał, jeszcze bardziej obniżając ton głosu i głośno rozsuwając zamek spodni, co w uszach Jungkooka brzmiało jak poezja, równie bardzo, jak słowa, które właśnie usłyszał.

Jak słodko, jak słodko.

Oblizał wargi, kiedy znów poczuł ciało drugiego nad sobą, bliżej, tak ciepłe i na wyciągnięcie dłoni. Oczy dawno przysłoniła mu mgła, ale mógł jeszcze dostrzec, jak cudownie wyglądał blondyn, jak niezwykle dobrane proporcje miało jego ciało, nawet, jeśli był ciut niższy od niego. Prezentował się niczym greckie bóstwo, a Jungkook nie za bardzo wyznawał politeizm.

Cóż, chyba musiał zacząć.

Swoje nadgarstki ponownie zostały uwięzione w uścisku palców Jimina, które jednak nie zaciskały się na nich zbyt mocno. Widać było jednak napięcie, oraz widoczne pod skórą żyły, jak i kostki. Drugą dłoń poświęcił na przesuwanie kuleczki z okolic podbrzusza w górę, aby potem znów wrócić na dół, a nawet niżej, i dopiero ten kontakt, tak niespodziewany, doprowadził Jungkooka do dłuższego jęku, który wypełnił pokój na moment, zanim jeszcze nastąpił drugi, powodowany już faktem, iż Jimin począł wypełniać go dwoma palcami, pozostawiając kuleczkę z powrotem obok jego męskości.

- Proszę, pozwól mi... - jęknął w końcu, desperacko próbując ze sobą walczyć, bo czuł, jak powolnie nie daje rady, a nie chciał zawieść drugiego, chociaż dane mu zadanie zdawało się niemożliwe w obecnych warunkach. – Proszę, Jimin... - dodał jeszcze, powodując głębsze sapnięcie drugiego.

Sposób w jaki mówił jego imię. Boże, czy istniało coś lepszego?

- Nie mogę, musisz poczekać – stwierdził tuż nad jego ustami, muskając je leciutko, gdy mówił. – Jeszcze nie, kochany – dodał, a sylaby te zupełnie zawładnęły szatynem.

Kochany.

Wypełniło to jego umysł, równie mocno, co uczucie rozlewającej się przyjemności, kiedy Jimin trafił palcami w jego czuły punkt i mógł wygiąć się odrobinę, przesuwając kuleczkę nieco w dół, co jednak nie sprawiło ,że spadła.

To wszystko na raz tworzyło mieszankę, której najwyraźniej się nie spodziewał. Był uwięziony w uczuciach docierających z każdej strony, własnemu przedawkowaniu impulsów, które musiał jakoś rozumieć. Nie miał jednak tego sobie za złe, wiedząc, że znalazł się w niebiańskim piekle i to jedyne, co się dla niego liczyło.

- Chcesz? – usłyszał tuż przy uchu, lekko zachrypnięte i nie dziwił się, gdyż widok bokserek blondyna był dla niego niemalże bolesny od dłuższego czasu. Zastanawiał się, jak musiał się czuć, czy jemu również podobało się tak, jak jemu.

Być może.

Nie zdołał powiedzieć niczego, jedyne, co zrobił, to kiwnięcie głową, krótki kontakt wzrokowy, oraz wysunięcie języczka z otwartych ust, eksponując swoje narastające potrzeby powodowane pożądliwością. Jimin mruknął głębiej, widząc, jak chłopiec go prosił, jak wulgarnie próbował grać, jednocześnie pokazując nutę klasy. Uwielbiał gdy tak mieszał gatunki, czyniąc z siebie niewinną grzeszność.

Tym samym pozwolił swoim palcom opuścić chłopca, po czym zszedł z niego, czekając, aż szatyn z ledwością zmienił pozycję po uprzednim rozwiązaniu mu kostek, czując się wciąż nieco słabo od doznań. Przynajmniej pozbył się wibracji i mógł się skupić na czymś zupełnie innym.

Kuleczka spoczywała już bowiem grzecznie na krańcu łóżka, podczas gdy Jungkook oparty na kolanach mógł rękoma powolnie ściągać materiał bokserek drugiego, patrząc na niego z dołu, co samo w sobie było ucieleśnieniem erotyzmu dla blondyna, ta odległość między nimi, strona dominacji i uległości ujęta w dwóch ciałach.

Jakby byli dziwną formą ekspresji samej sztuki.

Materiał po chwili dołączył do towarzystwa stroju chłopca, by ukazać mu zupełnie twardą męskość Jimina, której widok zupełnie go nie obrzydzał, tak, jak to potrafił czuć czasami, a zdawał się być jeszcze mocniej pociągający.

Czynił go głodnym.

Od razu przeszedł do rzeczy, początkowo nieśmiało, nieśpiesznie, patrząc co rusz na ciemność tęczówek u góry, obecnie zajętych kontemplacją chłopca, jakby był godną adorowania personą. Jego usteczka tak zalotnie oplatały mężczyznę, że ten z ledwością powstrzymywał się przed resztkami gwałtowności, jakie w sobie miał.

Chciał bowiem, by wszystko, mimo jego chęci, było wolne, nie gonione tym, co w sobie miał. Bał się bowiem skrzywdzenia chłopca, a tego nie wybaczyłby sobie nigdy. Tym samym, choć puścił pewnie granice, wciąż miał takie, jakich nie ważyłby się przekroczyć.

Wplótł więc tylko palce w kasztanowe kosmyki, zaciskając je, gdy tylko z jego ust wydostawały się ciche jęknięcia, doprowadzające swoją muzyką do szaleństwa chłopca, który wiedział, że to jego zasługa.

I nikogo innego.

Był zupełnie oddany temu, by drugi czuł się jak najlepiej, tak, by nigdy nie chciał niczego innego. Odezwała się w nim chęć posiadania go na własność, w swoich jedynie objęciach, nie oddając go już żadnej innej osobie.

Rozumiał powolnie, co nosił w sobie blondyn, kiedy prosił go o rzucenie swojej dotychczasowej pracy. Tą iskrę, by być jedynym powodem, aby przeciwna strona czuła się do tego stopnia dobrze.

- Skończ – stwierdził krótko Jimin, pozwalając chłopcu na odsunięcie się i jedynie spoglądanie na drugiego z lekko opuchniętymi od czynności wargami, których kolor nabrał jeszcze większej intensywności odcienia czerwieni. Blondyn ucałował je, miękko, ale jednocześnie głęboko, dając drugiemu pełną odpowiedź na niezadane pytanie „jak się sprawdziłem?"

Idealnie.

Pocałunek pozwolił im zmienić nieco pozycję, ponownie kładąc Jungkooka na pościeli, tak, że był już teraz oddany tylko Jiminowi, jego dłoniom i ciału. Przeskakiwało między nimi tysiące iskier, nim blondyn finalnie nie wypełnił chłopca nieco ostro, ale nie tak, by poczuł duży dyskomfort. Poskutkowało to kolejnymi westchnieniami, jęknięciami i wymalowanym w oczach błaganiem o rzeczy, które miały dopiero nadejść.

Nogi Jungkooka zawinęły się na biodrach drugiego, próbując jakoś wyjść naprzeciw przyjemności, gorącym pocałunkom na obojczykach, szczęce oraz szyi, oraz dłoniach, które nie zaprzestały dotykać go w ten znany mu sposób, jakby opuszki chciały zapamiętać każdą jego krzywiznę w fotograficzny sposób.

Tak, jakby nie miało być jutra.

Spleceni we wzajemnym tempie, uścisku i słowach Jungkooka, mówionych nieco bez oddechu, proszących lub mówiących imię mężczyzny, istnieli tylko dla swojego wspólnego nocnego nieba i rytmu serc, bijących od jakiegoś czasu podobnie. Spięte mięśnie, muzyka wydawanych przez nich dźwięków, dotyk, wszystko to mieszało się ze sobą, zagęszczając powietrze dookoła nich tak mocno, iż tylko oni mogli nim oddychać.

Zostali zupełnie dla siebie straceni, już teraz. Ich ciała nie potrafiły do końca znieść wzajemnego połączenia, jak i rozłąki, odczuwając zbyt silnie każdy okruszek interakcji, bądź jej braku. Nic nie miało się tak, jak z innymi osobami, które spotkali w swoich życiach.

Nigdy bowiem nie mieli wrażenia, że oto stwórca spotyka płótno, które zamierzał pomalować całą paletą barw własnych namiętności, pożądania troski, a może nawet, jeśli los by pozwolił czymś więcej.

Miłością.

***

Siedem.

Policzył, w końcu Jimin go o to poprosił – a może nawet mu rozkazał. Zapewne to drugie, zważywszy na to, jak sprawnie zmieniał swój ton z łagodnego na niego władczy, sprawiający, że szatynowi kręciło się w głowie od emocji. W każdym razie pamiętał. Każdy pojedynczy raz, kiedy jego ciało spinało się całe, a wstydliwość własnymi reakcjami uciekała gdzieś w kąt, by Jungkook mógł odpowiednio wyrazić odczuwaną przyjemność.

Obecnie czuł się nieco zmęczony, ale również niezwykle dobrze potraktowany. Dotąd nie zdarzyło mu się coś podobnego, wzrost temperatury zazwyczaj kończył się u niego jednym jej upadkiem, tyle. Proste równanie. Jimin jednak potrafił nim kierować jak tylko mu się żywnie podobało, wyciągając od szatyna takich odczuć, których oczekiwał, samemu szukając nasycenia tym, co drugi przeżywał.

Nie wiedział, kiedy dokładnie skończyli dokładnie, choć za oknem panowała wtedy jeszcze ciemność nocy. Po krótkim prysznicu przeplatanym zdaniami słodszymi od wykwintnych pralin, wrócili do pościeli, w której to Jungkook zasnął wtulony w ciepłą klatkę mężczyzny, będącą schronieniem oraz ostoją jedynie dla niego, z głową przepełnioną tysiącem myśli, również takimi, że dziękował niebiosom za fakt, iż jego podkład był wodoodporny.

Inaczej zepsułby wszystko doszczętnie.

Starał się tego za mocno nie roztrząsać, zwłaszcza przy takim klimacie, unoszącym się ciągle w powietrzu. Mimo to nie zaprzeczał, że być może blondyn kiedyś się dowie.

Kiedyś. Nie teraz jednak.

Odepchnął wszelakie czarne scenariusze z głowy i wrócił do szukania swoich rzeczy, wiedząc, że Jimina zapewnie już nie ma w budynku. Powiedział mu, zanim usnęli, że musi jechać na spotkanie i szatyn ma się nie martwić jego nieobecnością.

Rozumiał, choć jednocześnie liczył, iż poranek będzie równie miły, co całość nocy.

Nie narzekał jednak aż tak mocno. W końcu nie miał ku temu ani jednego powodu po tym, co się wydarzyło. Nie sądził, że można powiedzieć „Zależy mi na tobie. Już nigdy cię nie zostawię" w takiej ilości gestów, słów, oraz kolejnych ścieżek wyznaczanych ustami na skórze.

Nie miał pojęcia.

Stanął przed lustrem, ubrany tylko w swoją koszulkę, oraz bokserki. Z nieskrywaną satysfakcją mógł dostrzec fioletowe ślady na udach, ramionach, szyi i w okolicach dekoltu. Było ich dość sporo, ale nie narzekał. W końcu lubił takie przypomnienia upojnych zbliżeń.

Zwłaszcza tych z Jiminem.

Odkrycie to poprawiło mu nieco nastrój, na ponów czyniąc go lekko nietrzeźwym od kierunku swoich myśli wyszedł z sypialni, uprzednio pakując swoje rzeczy. Nie wiedział, co do końca zrobić z rzeczami, jakie wylądowały ponownie w pudełkach i torbie, postanowił więc zostawić je w mężczyzny.

Istniała szansa, że nie zostaną użyte tylko raz.

Zszedł po schodach, mając w planach zrobienie sobie jakiegoś śniadania i opuszczenie mieszkania. Nic specjalnego, mogły być nawet jakieś kanapki.

Z każdym krokiem jednak coraz wyraźniej słyszał dźwięk smażenia czegoś, potwierdzony wonią ciasta roznoszącą się w powietrzu. Chłopak zmarszczył brwi. Czyżby blondyn wykupił mu kucharkę? Nie zdziwiłby się, gdyby to zrobił, ale umiał przecież się nakarmić, nie miał z tym problemu. Domyślał się jednak, że przy sposobie postrzegania świata drugiego coś takiego nie wychodziło zupełnie poza granice normalności.

Wywrócił oczami, śmiejąc się samemu do siebie, a dźwięk ten był na tyle wyraźny, że osoba przebywająca w kuchni również się uśmiechnęła, wiedząc, kto najwyraźniej w końcu wstał.

Kiedy szatyn wyszedł w końcu naprzeciw znanemu mu już widokowi, od razu się zatrzymał, jak wryty, sprawiając, że materiał jasnej koszulki zafalował nieco przy końcach materiału, sięgających mu do połowy ud. Nie spodziewał się bowiem zobaczyć blondyna krzątającego się przy patelniach i deskach do krojenia.

W końcu nie miało go tu w ogóle być.

Jungkook zmarszczył brwi leciutko, nie rozumiejąc jeszcze, czy to on spał tak długo, czy jednak spotkanie, o jakim mówił mężczyzna wcale nie było aż tak ważne. A przynajmniej nie ważniejsze od niego, co gdzieś w jego środku dawało mu niemalże kojące łaskotki rozczulenia.

- Witam śpiącego księcia – powiedział Jimin łagodnie, wyłączając płytę, co sprawiło, że szatyn słyszał słowa jeszcze głośniej. – Chodź, mam dla ciebie coś dobrego – dodał jeszcze, ledwo spoglądając na szatyna, nie wiedział jeszcze, że był tak odziany.

Tudzież, że nie był.

Chłopak jedynie zachichotał cicho, nie wiedząc, jak inaczej zareagować na tak miękkie niczym puch słowa mężczyzny, który jeszcze parę godzin temu prawie go rozrywał szponami splecionych ze sobą emocji.

A teraz traktował go tak... delikatnie. Troskliwie.

Bosymi stopami począł stawiać kolejne kroki, choć wciąż odczuwał nieco skutki ich zbliżeń, ignorował dyskretny dyskomfort w dolnych partiach ciała, wiedziony głosem drugiego, jego obecnością oraz zapachem jedzenia, którego tak potrzebował.

Acz mniej, niż samej osoby, jaka je zrobiła.

Z nieśmiałymi iskierkami w tęczówkach dał się objąć drugiemu, Jimin już powolnie pozwalał sobie chociażby poczuć, jak jedwabna była skóra ud chłopca, błądząc rękami w górę, aż do bioder, by finalnie jego palce zetknęły się z materiałem koszulki w okolicach talii. Jungkook tylko odrobinę zadrżał pod tym nagłym kontaktem, którego mimo wszystko odrobinę się spodziewał. Po chwili dopiero jedna z dłoni znalazła się na jego biodrze, robiąc maleńkie kółeczka kciukiem w miejscu, gdzie znajdował się tatuaż.

Scałowywany przed blondyna tyle razy.

- Nie mogłeś przyjść bardziej ubrany? – zamruczał mu do ucha, wywołując kolejne drżenie ciała drugiego, leciutkie przejścia elektryczne między włóknami jego mięśni, których aktywność potrafił wzbudzić tylko mężczyzna przed nim.

- Mogłem – odparł szatyn z lekkim uśmieszkiem. – Ale czy chciałem? – dopytał potem, wywołując głębszy wdech u Jimina i odrobinę szersze źrenice, jakby sam nie spodziewał się takiego zachowania u chłopca, takiej śmiałości. – Nie miałem zamiaru zasłaniać tego, co mi zrobiłeś – dodał jeszcze ciszej, chwytając dłoń drugiego i nakierowując ją z talii na swoje obojczyki, szyję, a potem, również na udo, jego wewnętrzną część, prowadząc go przez kilkanaście sekund ścieżkami ich zbliżenia. Blondyn ledwo kontrolował chęć pocałowania chłopca i powtórzenia wszystkiego, wiedział jednak, że nie była ku temu pora. I tak już opóźnił całe spotkanie, w intencji sprawienia szatynowi przyjemnego poranka.

- Miło mi, że nosisz je z taką dumą – mruknął ponownie, po czym ucałował miękko policzek Jungkooka, na co ten uśmiechnął się leciutko. – A teraz zmykaj się ubrać i wracaj zaraz. Nie będę mógł się skupić na jedzeniu, mając przed sobą coś tak dobrego – dodał jeszcze, kiedy chłopiec zgodnie z poleceniem zaczął iść w kierunku schodów, a usłyszane słowa wywołały u niego niemalże dziecięcą radość. Lubił doprowadzać mężczyznę do tego stanu, świadomość, iż to potrafił, w dodatku tak prosto, sprawiała, iż ledwo łapał oddech, wiedząc, że ktoś taki aż tak mocno odczuwa tak drobne rzeczy, które robił.

Kiedy zrobione przez blondyna omlety ze śmietaną i truskawkami znalazły się finalnie na stole, Jungkook zszedł z powrotem, tym razem już mając na sobie spodnie, jak i skarpetki, w pełni zakryty i nie zwracający już takiej uwagi, choć Jimin i tak nie umiał oderwać wzroku.

Jego chłopiec był tak olśniewający, nawet w najbardziej codziennym wydaniu. Niczym niecodzienny obraz otoczony szarymi ścianami muzealnymi, mającymi tyle wspólnego z refleksją, co dno śmietnika miejskiego wypełnionego niedopalonymi petami.

- Mam nadzieję, że będzie ci smakować – stwierdził od razu, kiedy szatyn, siadając obok Jimina na kanapie, wziął kawałek do ust, czując, jak lekko przesolone ciasto gryzło go delikatnie w język. Mimo to uśmiechnął się i kiwnął głową, odpowiadając na nie do końca zadane pytanie kryjące się w zdaniu.

- Jest naprawdę w porządku – odparł od razu. – Dawno nie miałem takiego śniadania- dodał jeszcze, dłubiąc widelcem w śmietanie.

- Miło mi słyszeć – odparł Jimin z uśmiechem, tak łagodnym, że Jungkook nie wiedział, iż drugiego stać na takowe, przepełnione puchem i pierzem ptaków, które noszone w powietrzu poddawały się odwrotnej grawitacji. – Swoją drogą, skoro już jesz... Mogę cię o coś zapytać? – ton jego głosu nie brzmiał zniechęcająco, wręcz przeciwnie, mimo to chłopiec spiął się nieco, nie miał pojęcia, czego mógłby się spodziewać?

- Jasne. Możesz mnie pytać o co chcesz – powiedział spokojnie, choć nie wiedział jeszcze, ile to będzie go kosztować.

- Na pewno? – usłyszał jeszcze, słowa wymieszane z nutą wątpliwości, skołowanie krążącej między literami.

- Tak, na pewno – potwierdził jeszcze, biorąc kolejny kawałek potrawy do ust.

- Co znaczy twój tatuaż? – padło ostatecznie pytanie, które odrobinę zbiło z tropu szatyna. Szczerze mówiąc sam nie potrafił nazwać, czego oczekiwał, ale z całą pewnością nie tego. Dotąd nawet nie zdawał sobie sprawy, by drugiego to cokolwiek interesowało w jakimkolwiek stopniu. Po prostu jednej nocy sam stwierdził, że „pasuje on do niego", nigdy jednak nie przejawiał chęci poznania, co się za tym kryło.

- Emm... nie sądziłem, że mógłbyś chcieć wiedzieć – powiedział szczerze, z lekkim zakłopotaniem. – Szczerze, nie zrobiłem go z jakimś większym przekazem. Naczytałem się po prostu trochę greckiego na lekcjach... - dodał z niemałym zażenowaniem. – Dziecinada.

- Nieważne. Powiedz mi – Jimin nie wydawał się tego od niego wymagać ale w głosie pobrzmiewały nuty władczości, tak dla niego charakterystycznej choćby w sprawach najmniejszej wagi. – Cokolwiek zdobi twoje perfekcyjne ciało, wolałbym wiedzieć, z jakiego powodu – dodał jeszcze, sprawiając, że Jungkook prawie się zakrztusił kawałkiem, który właśnie żuł.

Zdobi jego perfekcyjne ciało. Na Boga, nie mógł użyć innych słów?

- Znaczy... to nic takiego. Stokrotka po grecku oznacza coś podobnego do perły. Czystość. Niewinność – urwał na moment, wpatrując się z czerwonymi policzkami w talerz z ostatkami jedzenia. – Ale również... prawdziwą miłość – dokończył z ledwością, nie chcąc nawet obserwować reakcji drugiego na swoje słowa. – Poza tym, gwiazdozbiór dookoła to po prostu mój znak zodiaku. Od taka historia. Nic szczególnego.

- Podoba mi się – odparł tylko Jimin, co zmusiło szatyna do uniesienia wzroku. – Miałem rację, pasuje do ciebie. Jest delikatne, ale wypełnione znaczeniem. Choć, nie uważam, byś był stworzony z niewinności – ostatnie zdanie celowo wypełnił napięciem, głębią aksamitnego głosu, a Jungkook tylko mocniej oblał swoje policzki pąsową farbą, tworząc obraz czystego zawstydzenia.

Który, mimo mono-kolorystyki, blondyn docenił w zupełności.

- Nie mówmy o tym – odparł szybko, prawie zapominając jak przeżuwać. Z ulgą stwierdził, że nie zostało mu już nic, mógł więc z pełną wolnością odłożyć pusty talerz na stół i skupić się na oddychaniu. – Wolę myśleć, że coś we mnie jeszcze zostało.

- Oh... zaskoczyłeś mnie – odparł mężczyzna, również odstawiając naczynie. – Byłbym śmiały stwierdzić, iż nie używasz już nawet tego terminu.

- Robię to. Uwierz – powiedział szatyn nieco ostrzej, choć wcale nie chciał. – Nie mówię, że jestem czysty. Nic z tych rzeczy. Nie przeczę, że robiłem grzeszne rzeczy. Ale są rzeczy, które nigdy mnie nie spotkały i wiem, że w tych terenach jestem... wciąż nietknięty – dodał, nie wiedząc po jaką cholerę w ogóle to mówił, nawet komuś takiemu, jak Jimin, przed kim otworzył się dotąd bardziej, aniżeli przed kimkolwiek innym.

- Marzę o tym, by to zmienić – mruknął tylko blondyn, przysuwając się bliżej chłopaka i ujmując delikatnie jego podbródek, zmuszając go tym samym do kontaktu wzrokowego, do krótkiej wymiany zdań bez otwierania ust, do sekund wypełnionych konwersacją ociekającą takimi emocjami, iż same uwodzicielki byłyby zazdrosne o ich obecność, działającą lepiej od ich ciał.

Jungkook niczego nie powiedział, nie przerwał ciszy, zamiast tego pozwolił drugiemu przesunąć dłoń na swój policzek, powolnym ruchem, choć i stanowczym. Pech chciał, że ciało Jungkooka nie zregenerowało się jeszcze od dnia poprzedniego, skóra wciąż próbowała poradzić sobie z dość dużym stłuczeniem, które jednak nie spuchło na szczęście. Mimo to receptory odczuwały każde muśnięcie, a szatyn nie był zbytnio przygotowany na taki rodzaj ruchu.

I to go odkryło, bardziej, niż chciał.

Syknął leciutko, czując palce mężczyzny naciskające na złe miejsce, które falowym bólem rozeszło się po jego policzku. Jimin zmarszczył brwi, nie mając pojęcia, co się stało. Zranił go? Zrobił coś nie tak? A może dotknął...

Urwał myśl, czując przypływ gorąca, nie jednak tego dobrego. Zawrzało w nim momentalnie. Widział ten chwilowy wyraz cierpienia na twarzy chłopca i to wystarczyło. Dostał zastrzyk o zawartości zdolnej do popchnięcia go ku rzeczom, o jakich nie mówił głośno.

- Jungkook... - ton jego głosu momentalnie uległ zmianie, stał się ciężki i nawet chłopak czuł już, że nie jest dobrze, że wszystko zaprzepaścił, że już nie ucieknie. – Co się stało? – zapytał, słowa te wypełniały żyletki, szatyn jednak wiedział, że nie są one nakierowane na niego.

- Przewróciłem się – odparł, patrząc na oparcie kanapy, unikając mężczyzny jak mógł, licząc, że ktoś, kto wyczuje kłamstwo na kilometr nie zrobi tego tym razem.

Jak mocno się pomylił.

- Łżesz – usłyszał tylko krótkie, acz boleśnie przesycone chwilowym rozczarowaniem słowo. – Powiedz mi prawdę. Ktoś cię skrzywdził? – pytanie ledwo opuściło usta Jimina, który nie mógł nawet znieść myśli, iż szatyn ponownie spotkał się z przemocą.

Chłopiec wahał się przez chwilę, nie chciał bowiem eksponować wybuchu Yoongiego. Naprawdę wolał uniknąć dalszych spięć z brunetem. Rzucił to daleko, zostawił za sobą, nie chciał więcej problemów. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę, że Jimin nie odpuści i będzie go wypytywał póki w końcu nie powie prawdy.

- Ja... - urwał, nie wiedząc, co właściwie ma zrobić. – To nic. Zapomnij o...

- Zmyj makijaż – syknął Jimin od razu, nie mogąc znieść upartości drugiego. – Zmyj podkład, czy cokolwiek innego, czego użyłeś do zakrycia tego. Sam ocenię – dodał, a Jungkook drżał coraz mocniej z każdym słowem. Ledwo powstrzymując łzy zszedł z kanapy, po czym przeszedł do swojej torby, którą jednak postanowił znieść, kiedy wrócił wcześniej. Wyciągnął z niej mleczko do demakijażu i próbując przestać czuć słone krople na policzkach, zaczął zmywać wszystko, skrawek po skrawku. Spoglądał przy tym w przenośne lusterko, widząc coraz więcej odcieni fioletu, oraz zieleni na skórze. Wyglądało to okropnie, do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak dużej siły użyto wobec niego.

Miał ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć, wyparować.

Drżącymi dłońmi schował kosmetyczkę i przeszedł na kanapę, zasłaniając twarz, jakby to miało coś dać. Jimin widział, w jakim stanie by szatyn, położył więc rękę na jego, gładząc powolnie jego kostki i nadgarstki. Potem drugą, robiąc dokładnie to samo. Z ostrożnością oderwał dłonie Jungkooka, po to tylko, by jego spojrzenie od razu padło na siniak, jaki widniał na jego policzku, mieniąc się odcieniami bólu, zroszony resztkami schnących łez.

- Boże... - szepnął tylko, nie kryjąc jeszcze w tych literach wszystkiego, co czuł. – Kto? – dodał jeszcze, oczekując odpowiedzi. Nawet nie starał się dotknąć zranienia, bojąc się, że znów je podrażni. Wyglądało jednak na coś poważnego, ktoś zrobił to z premedytacją. Potrafił to rozróżnić. Uderzenia nie były mu przecież obce.

- Słuchaj, ja naprawdę... - zaczął szatyn, ale poczuł tylko nacisk na swoich nadgarstkach, przerywający mu skutecznie w pół zdania. Nie wiedział właściwie, po co chciał bronić Yoongiego. Był tylko beznadziejnym materialistą. Wcale o niego nie dbał, tak, jak się deklarował. A jednak chłopak zawdzięczał mu zbyt dużo, by teraz pozwolić go wystawić.

- Powiedz. Mi. Kto – odparł Jimin, akcentując dobitnie każdą część wypowiedzi, chcąc, by drugi wreszcie się ugiął. Nie mógł pozwolić, by ta osoba odeszła tak po prostu po zrobieniu czegoś podobnego.

- Y... Yoongi – jęknął w końcu, czując się okropnie, jakby był małym robakiem, w dodatku donosicielem. Wolał zatuszować sprawę, wyrzucić ją z myśli. Tym samym jednak rozpętał wojnę.

I nawet nie wiedział, na jaką skalę.

- Kurwa, wiedziałem – przeklął blondyn do siebie, kierując całą zbierającą się wściekłość w te słowa. – Nie daruję sukinsynowi – dodał jeszcze, a Jungkook skulił się mocniej, dotąd nie widział blondyna w takiej gwałtownej ekspresji.

Choć domyślał się, że takie mu się zdarzają. Ale nie przy nim.

- Jimin, nie musisz niczego robić – powiedział szatyn spokojnie, kontrolując głos z zerową skutecznością. – To zejdzie, z resztą, to nic już nie zmieni.

- Chcesz go bronić? – zapytał z nieukrywanym wyrzutem blondyn, patrząc z niedowierzaniem chłopca. – Nie możesz. Takie rzeczy nie uchodzą płazem, zrozum to. Jesteś mi najdroższy, a ja nie pozwalam krzywdzić takich osób – dodał z większym opanowaniem, zwalniając uścisk i oplatając ramionami chłopca, który poddał się ciepłu i wtulił swoje obecnie dziwnie skulone ciało w drugiego, czując to samo bezpieczeństwo, co zawsze, to samo, do którego nie chciał się przyznawać.

Niemal czuł, jak serce mu zwalnia posłuszne temu kojącemu uczuciu.

Jak również słowom, które uderzyły w samo jego sedno, rozpryskując jego egzystencję na odłamki małych galaktyk, jakie z teatralną wręcz dramaturgią opadły na kafelki dookoła, zostawiając na nich ślady swojego istnienia.

Niezmywalne ślady.

***


- Zbyt wysoko mnie cenisz – odparł z udawaną skromnością, popijając whiskey ze swojej szklanki, jednocześnie wpatrując się w sylwetkę Hoseoka, już ubranego, stojącego na tle okna, oświetlanego światłem porannej jutrzenki, która obecnie opadała również na nagie w połowie ciało Yoongiego, siedzącego na kanapie.

- Nie sądzę. Znam wartość rzeczy, ludzi również – odparł spokojnie rudowłosy, odwracając się do rozmówcy. – I nie mylę się, zazwyczaj.

- Może to twój pierwszy raz, kiedy odniesiesz porażkę – odparł brunet. – Każdemu się zdarza.

- Co każe ci tak twierdzić, mój drogi? – zapytał z krzywym uśmiechem Hoseok, nie omieszkując przejechać wzrokiem po klatce piersiowej mężczyzny, odsłoniętej i zapraszającej.

- Wiesz doskonale, że nie jestem święty – wyjaśnił, czując na skórze dłonie drugiego, które rozpoczęły powolną wędrówkę od jego ramion, aż po mostek i żebra, podczas gdy ich właściciel nachylał się nad oparciem mebla, muskając nosem kosmyki włosów Yoongiego. – To sprawia, iż pewne moje atrybuty zostają wyzerowane.

- Każdy ma swoje za uszami. Nie musisz mi tłumaczyć takich podstaw. A twoje atrybuty są aż nadto ukazane w każdej sytuacji – westchnął Hoseok, wracając jedną z dłoni trochę wyżej i chwytając za szyję drugiego, tylko po to, by odchylić jego głowę do tyłu u móc pocałować go sensualnie, jakby potwierdzając swoje słowa.

- Może i masz rację – odpowiedział brunet, kiedy ich usta przestały tańczyć ze sobą na moment. – Chyba jednak nie zmienisz mojego zdania. Ostatnio coraz bardziej sobie odpuszczam.

- To znaczy? – zapytał rudowłosy tuż przy uchu bruneta, przyprawiając go o westchnienie.

- Powiedzmy, że puściły mi nerwy i uderzyłem kogoś – powiedział, a ciężar wyznania na moment zawisł między nimi, niczym dwa ciężarki doczepione do wagi.

- To jeszcze nie aż takie przestępstwo. Działałeś w afekcie.

- Proszę cię, stać mnie na coś więcej – jęknął prawie, kiedy palce Hoseoka niespodziewanie znalazły się pod jego spodniami. – To był prawie dzieciak.

- Przesadzasz, przestań się obwiniać – odparł Hoseok, skupiając się na pracy swojej dłoni i dźwiękach Yoongiego powoli wypełniających całość pomieszczenia. – Zapomni. Ty również. Wszystko będzie w porządku i uwierz, przyjdzie czas, że zaczniesz się z tego śmiać.

Yoongi nie było stać na nic więcej, jak przytaknięcie temu zdaniu, może bez większego zastanowienia, które przyćmione miał coraz bardziej odczuwalną przyjemnością. Przygryzł delikatnie wargę, wpatrując się w drugiego z dołu, co doprowadziło do kolejnego pocałunku, już dużo bardziej bałaganiarskiego i nieokrzesanego.

Który jednak nie miał zakryć faktu, iż słowa rudowłosego nie miały się ziścić choćby w jednym procencie.




p.s naprawdę pójdę do piekła o h  w e l  l (btw sprawdzę wszystko jutro, co z tego, że to za 5 minut-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top