my moans

[niespodzianka]


W bocznej uliczce miasta ktoś właśnie oddawał strzał. Nieco dalej, w lepszej dzielnicy pewna dziewczyna owinięta futrem odpalała papierosa, próbując zapomnieć o zranionych uczuciach na balkonie swojej posiadłości. Jeszcze dalej bliżej centrum, gdzie znajdowały się właściwie najwyższe budynki miasta kilkoro biznesmenów odbywało konferencję przez internet, dyskutując ze sobą warunki nowego przetargu.

Miasto żyło, jakby nic w nim nie uległo zmianie. Spalało się samo w sobie, pochłonięte większymi bądź mniejszymi przewinieniami tych, którzy je zamieszkiwali. Malowane nie zbyt świętymi uczynkami podobnie jak każdego wieczoru, o odcieniach powoli pokrywających rzęsy Jungkooka tak starannie przez niego przedłużanych nowo kupioną mascarą.

Musiał bowiem wyglądać zjawiskowo.

W całym tym staraniu nie dostrzegł jednak, iż miał niewielką plamkę ciemnoniebieskiej farby na wewnętrznej stronie płatka ucha. Pozostałość po dość burzliwym zbliżeniu, które pozostawiło krajobrazy swojej obecności w jego pracowni. Na gazetach, płótnach i ścianach, każdym możliwym centymetrze kwadratowym. Do teraz wchodząc do środka potrafił wyczuć pozostałości z ich ciał tak blisko siebie, z ich żądz tak słodko złączonych razem.

Rozchylił usta, wciąż subtelnie skąpane w smaku likieru jaki pił niedawno razem z Jiminem, pochłonięty urokiem wieczora, który według własnego planu zamierzali spędzić razem. Jungkook miał za sobą nieco zbyt wyczerpujący dzień na uczelni, a Jimin po prostu...

Tęsknił.

Szatyn ciągle nie potrafił w zupełności pojąć tego uczucia u drugiego. Starał się je rozłożyć na czynniki pierwsze, jakkolwiek podważyć, uczynić nierealnym, a tym samym łatwiejszym dla niego do zniesienia. Nie potrafił jednak sprawić, by uwierzył w te scenariusze spisane w jego głowie tak niedbale, że od razu mógłby je spisać na straty.

Myśl ta musiała więc w nim pozostać i kiełkować niewinnie między koronką jego bluzki, a materiałem pończoch, które właśnie poprawiał. Spojrzał w niewielkie lustro drugiej łazienki w apartamencie. Sam powiedział Jiminowi, że zamierza zrobić mu małą niespodziankę, choć ten domyślał się szczegółów już od momentu dostrzeżenia czerwonych paznokci chłopaka. Czegoś przyozdobionego uwodzicielskim seksapilem wymieszanym z klasą.

Nic, czego nie mógłby się spodziewać, ale chłopak jak zwykle dodał do mieszanki dużo od siebie.

Wyszedł z pomieszczenia, powolnie zamykając drzwi, jakby bał się przestraszyć namiętność obecną w przestrzeni dookoła niego. Zrobił jeden krok nieodzianą stopą, potem następny, a kolejne z nich jedynie sprawiały go w leciutki stan ekscytacji, podobny do tego, który zwykł czuć na scenie.

Tyle, że o wiele mocniejszy.

- Na Boga, nie możesz być realny – męski głos wypełnił pomieszczenie takim tonem, że każda komórka w ciele szatyna momentalnie się zawstydziła, nie wiedząc do końca co robić w obliczu takich słów. Płuca zatrzymały pracę, ledwo wybierając tlen z powietrza między nimi, od dłuższego czasu wypełnionego intensywnym zapachem potu, odrobiny słodyczy pozostałej po płynnej czekoladzie z owocami, oraz unoszącego się widma spalonych świeczek, jakich maleńkie płomyczki dawno zgasły, choć na co poniektórych wciąż tliły się one dzielnie, burząc nieco półmrok swoim skromnym światłem.

Nie miał pojęcia, jak mocno na niego oddziaływał. A może właśnie miał i dlatego czuł to tak wyraźnie.

Jungkook spoglądał jedynie na mężczyznę znajdującego się na kanapie. Miał wrażenie, że od sekundy jego wejścia do pokoju już posiadali pomiędzy sobą rozciągnięte struny, które na zmianę pozwalali sobie uginać niemalże do granic wytrzymałości. Przesunął dłonią o pomalowanych paznokciach po swoim biodrze, by potem przejść na odkryty brzuch, którego mięśnie eksponowały się pod koronkową bluzką w czarnym kolorze. Miał władzę nad absolutnie każdym detalem, choć przecież to Jimin zdawał się mu wydawać rozkazy, a kim był szatyn przy tym mężczyźnie, by mu odmówić?

Absolutnie nikim.

Bosa stopa chłopca opadła delikatnie na ciemnej posadzce, chłód przeszył niespodziewanie jego ciało. Zadrżał leciutko, robiąc kolejny krok, lżejszy i płynniejszy. Po drodze wciąż wodził rękoma po ciele, starając się jak najlepiej oddać klimat piosenki, która sączyła się z głośników niczym wino pite przez francuskich kochanków w światłach paryskich latarni, tak, by wszyscy widzieli, jak mocno siebie pragną. Dokładnie to samo tworzyło się obecnie między nimi, choć o kilka nut pożądania bardziej.

Dzieliło ich dosłownie kilka metrów, a jednak odczuwali gęstość powietrza tak dużą, jak gdyby znajdowali się centymetry od siebie. Byli kuszonym i kusicielem, poznaną już wzajemnie mieszanką, jakiej nie mieli dość, a która obecnie przybierała nieco inne barwy. Jungkook nie spodziewał się, że ta kolorystyka posiądzie go tak prosto, w mieszkaniu, w którego ścianach wciąż skryte pozostawały jęki chłopaka, tak bezpruderyjne oraz intensywne.

Wzrokiem pozwolił sobie na wędrówkę po całym ciele mężczyzny, nie oszczędzając przy tym delikatnych ruchów bioder, skrytych za materiałem ciemnych bokserek, zakrywających również część jego ud, dodatkowo ozdobionych koronką ciemnoczerwonych pończoch. Sam wybrał sobie rzeczy i kazał Jiminowi czekać, aż się przebierze.

Teraz więc mógł nareszcie zobaczyć, jak diabelnie dobrze dla niego wyglądał.

Przekrzywił delikatnie główkę, udając niewiniątko, oraz czyniąc królicze uszka umieszczone we włosach jeszcze lepiej oddającymi jego grę czystości. Jimin już nawet nie udawał, że zjadał chłopca wzrokiem od góry do dołu, czyniąc go od wewnątrz kompletnym bałaganem, bo przecież ten żył dla sposobu w taki drugi na niego patrzył. Tak jakby był wygłodzonym drapieżnikiem, czekającym na niego. Albo niespełnionym artystą, wyciągającym błyszczące iskierkami żądz spojrzenie w kierunku nadchodzącej ku niemu muzy, najczystszej inspiracji.

Obydwie wizje wydawały mu się równie kuszące.

Zrobił jeszcze kilka kroków, oblizując czerwone usteczka i starając się trzymać na dwóch nogach, mimo tego, jak słabo się czuł pod wodzą takiego wzorku. Stracił jednak kontrolę dopiero, kiedy dłonie mężczyzny finalnie odnalazły skórę jego ud, niezabezpieczoną materiałem, kompletnie odsłoniętą na dotyk tak przyjemny, że niemalże śmiertelny.

- Jesteś obłędnie piękny – mruknął Jimin w okolicach podbrzusza chłopaka, całując je delikatnie przez materiał i obok niego, tam, gdzie znajdowała się naga powierzchnia ciała. – Nie rozumiem, jak możesz mi się oddawać w ten sposób – dodał, smakujących kolejnych centymetrów chłopca niczym najwykwintniejszego z afrodyzjaków.

- Jestem to winny naszej namiętności – westchnął szatyn, po czym zagryzł wargę, czując usta i dłonie drugiego przemieszczające się po nim tak subtelnie odpowiednio, iż nie umiał nawet opisać tego, w jaki stan go to wprawiało.

Niebiański niemalże.

- Winny? Raczej chętny, by jej to ofiarować – poprawił go blondyn i Jungkook niemalże zadrżał na te słowa, bo czy nie miał zupełnej racji? Mógłby podarować całość swojej egzystencji w palce tego człowieka i błagać, żeby trzymały go na wieczność, zostawiając na nim ślady swojej obecności.

I właśnie częściowo to robił.

- Tu mnie masz, sir – stwierdził, dodając znajomą im końcówkę tylko po to, by wywołać krzywy uśmiech Jimina, taki, jaki potrafiłby pozbawić go tchu i właściwie to zrobił, choć nie widział go, zajęty wplataniem palców w kosmyki mężczyzny, który postanowił zająć się męskością chłopaka odrobinę, drażniąc go i dając niezbędne minimum do tego, aby zaczął powolnie tracić panowanie nad sobą.

- Uwielbiam, gdy zaczynasz mnie tak nazywać, słodki – usłyszał po chwili, powiedziane nieco głębiej o ostrzejszych krawędziach poszczególnych sylab. – Wiesz, jak mi dogodzić.

- Najlepiej, jak tylko umiem – stwierdził, jeszcze zanim urywany jęk opuścił jego pełne wargi, których czerwień lśniła delikatnie w przymglonym świetle wciąż palących się świeczek.

- Zapewne częściowo z faktu, że już nie masz wyjścia – wymruczał jeszcze Jimin, czując jak poszczególne tkanki mięśni napinały się subtelnie pod materiałem i dotykiem jego placów. Jungkook powolnie, acz pewnie tracił wszelką kontrolę, a przecież na dobrą sprawę nie zaczęto się nim jeszcze odpowiednio zajmować.

Blondyn dopiero stawiał pierwsze litery utworu spisanego z nocnego spotkania kochanków. Właściwie nic jeszcze nie zostało stworzone.

- Tak uważasz? – zapytał na bezdechu szatyn, skupiając się tylko i wyłącznie na wplataniu palców w jasne kosmyki mężczyzny, gdy ten zdejmował mu powoli koronkową bluzkę.

- Spójrz tylko na siebie – padła odpowiedź po dłuższej chwili. – Jesteś zdany na moją łaskę i wiesz doskonale, jak bardzo ten fakt adoruję – dodał jeszcze, tuż przy jego uchu, pozwalając mu drżeć milimetry od niego, jak coś kruchego i niezaprzeczalnie gotowego do rozpadnięcia się przy najdelikatniejszym geście.

Muzyka rozbrzmiała jakby sensualniej, kiedy utwór uległ zmianie w nieco bardziej wolny i leniwie seksowny. Szatyn odgiął szyję w rytm powolnej melodii, ale również po to, by Jimin mógł wielokrotnie muskać ustami tą część jego ciała, sprawiając, że popadał w stan kompletnego odurzenia drugim i jego działaniami.

Miał wrażenie, że zatracał się coraz mocniej i mocniej, bezpowrotnie.

- Skąd pomysł na króliczka? – padło po chwili pytanie, zadane takim tonem, że Jungkook musiał chwilowo walczyć z nietrzeźwością umysłu, by móc jakkolwiek odpowiedzieć.

Przecież w dłoniach tego mężczyzny stawał się bezsilny.

- Pomyślałem, że spodoba ci się po tym, jak widziałeś tamten mój taniec – wyrzekł z ledwością, po czym westchnął głębiej, czując palce drugiego na swoich pośladkach, złaknione tego, by móc je pieścić.

Co oczywiście uczyniły.

- Przebiegłe z ciebie stworzenie, doprawdy – odpowiedział blondyn, wędrując ustami po ciele chłopca, nie mogąc nacieszyć się jego krzywiznami wystarczająco. Chciał smakować ich ile tylko mógł.

Po tych słowach towarzyszył im tylko bas piosenki, jej rytm, własne westchnienia i chwilowy, krzywy uśmieszek na twarzy szatyna, bo czy nie o to mu chodziło, by wzbudzić w drugim jeszcze więcej pragnienia wobec siebie? Byłby w stanie wystosować najbardziej wyszukaną stylizację i okoliczności, byleby tylko wzrok Jimina cały czas rozbierał go w podobny sposób, co obecnie.

Ich dłonie splotły się na moment, kiedy Jimin wyprostował się, aby połączyć swoje wargi z tymi Jungkooka, tak dobrze odwzorowującymi kroki taneczne, które nadał ich ruchom. Palcami muskali się po wierzchach dłoni, zapewniając, że w całym spalaniu się ich dusz wypełnionych namiętnym zawirowaniem wciąż istniało miejsce na delikatność.

Nie minęło wiele nim ostatecznie ich usta rozdzieliły się, a biodra Jimina niebezpiecznie przybliży do tych Jungkooka, sugerując mu obecność dość wyczuwalnej męskiej twardości tuż obok jego własnej. Szatyn jęknął na ten niespodziewany dotyk w tamtej strefie, wiedząc, że już właściwie gotów był błagać, by blondyn wypełnił go tu i teraz, dając mu upragnione spełnienie.

Wiedział jednak, że to musiało jeszcze zaczekać.

Mruknął więc jedynie, desperacko próbując wywołać między nimi choćby najsubtelniejsze tarcie, cokolwiek, co by mu ulżyło, gdyż począł boleśnie odczuwać absolutnie każdy moment kontaktu między nimi. Niezaprzeczalnie czuł się jak na odwyku, mimo tego, że tak niedawno mógł smakować mężczyzny w swojej własnej pracowni. Teraz jednak ich ciała ponownie tęskniły za sobą, a wirująca dookoła atmosfera tylko dodawała jej intensywności. Jungkook doskonale zdawał sobie sprawę, że blondyn zupełnie w nim zatonął, w tym, co na sobie miał, w jego słowach i krzywiznach. Sam robił to z drugim, spijając z drobin powietrza każde tylko słowo, które wypowiadał. Zdawał się na nich unosić i na nich jedynie opierać.

Bo jego własna wola przestawała istnieć.

Opuszki palców Jimina znów zaczynały swobodnie wędrować po jego ciele, sugestywnie hacząc materiał obcisłych bokserek, bądź pończoch pod nie podpiętych. Szatyn tracił zmysły, nie wierząc, że każe się mu czekać tak długo na przyspieszenie wszystkiego. Nie chodziło już o jego cierpliwość, bądź jej brak, ale to, że naprawdę odczuwał zupełny brak kontroli nad sobą, jakby ciało, jakie posiadał już zupełnie do niego nie należało.

Być może częściowo tak było.

Bo czy nie oddał każdego skrawka swojej odsłoniętej obecnie gdzieniegdzie skóry Jiminowi? Czy nie pozwolił mu scałowywać z siebie wszystkich grzesznych uczynków równie grzesznymi ustami? Wydawałoby się, że ofiarował mu niemalże wszystko, co mógł, wraz z własnym oddaniem.

Jedyne, czego jeszcze bronił było najgłębiej w nim i nie pozwalało sobie na przyznawanie się do własnego istnienia, choć uczucie to paliło go żywcem z każdym razem, kiedy widział drugiego. By oto zarazem oznaką, iż przedłużanie walki nie ma sensu – ale i potwierdzeniem, iż nie może ufać sobie samemu we wszystkich kwestiach.

Teraz jednak nie zamierzał nawet o tym myśleć.

Uwiódł go fakt, w jaki Jimin zostawiał na nim całe zdania, tworzone pod wpływem odczuwanych emocji. Nie zliczyłby ile razy wydał z siebie ciche westchnienie tylko dlatego, że składane przed drugiego sylaby w połączeniu z gestami napawały go niemożliwą do przeżycia mieszanką.

- Chodź ze mną – powiedział po chwili, a Jungkook ledwością skinął głową, ciągnięty za dłoń w kierunku schodów prowadzących do sypialni. Pomieszczenia, które znało go najdoskonalej, jako dzieło robione na oczach widzów.

Stąpał cicho, w ślad za drugim, zauroczony sposobem w jaki marynarka układała się na jego plecach. Nie potrafił wiele wyrzec, ale zrobił to, zdziwiony własną słabością.

- Zatrzymaj się na chwilę... - wyszeptał, a blondyn uczynił to od razu, odwracając się w kierunku chłopaka na wyższym schodku, co sprawiało, że Jungkook zmuszony był patrzeć na niego odrobinę z dołu. Bóg jeden wiedział, jak ten widok na niego oddziaływał.

- Co takiego, słodki? – zapytał jedynie, przesuwając wolną dłonią po policzku Jungkooka i pozwalając sobie na ulotny dotyk na pełnych wargach, tak wyraźnie odznaczonych dzięki czerwonej pomadce.

- Ja... chciałbym... - urwał, po czym rękoma złapał za przód marynarki Jimina i powolnie odkrył jej materiał, uwalniając spod niej głęboką czerwień koszuli mężczyzny. Tkanina swobodnie opadła na stopnie, niechciana już zupełnie na ciele właściciela. Jungkook uśmiechnął się delikatnie, z nutą ekscytacji, próbując nie dać się rodzajowi spojrzenia z jakim spoglądał na niego blondyn.

Jakby był gotów, by pozwolić drugiemu płonąć pod swoimi dłońmi, co właściwie czynił cały czas.

- Mnie rozebrać? – Jimin w pół intencjonalnie skończył myśl szatyna, wplatając swoje słowa w linijki tekstu dobiegające głucho z głośników położonych nieco niżej w przestrzeni apartamentu.

Jungkook nie odpowiedział, jego iskry w oczach wyglądały jednak na nieco jaśniejsze, a usteczka, których blondyn obecnie ledwo sobie odmawiał rozchyliły się nieco. Kiwnął tylko głową, poddając się temu, z jaką naturalnością powiedział to drugi, jakby mu zupełnie ufał, jakby to, co właśnie robił było najintymniejszym z działań. Pozbawiał powolnie mężczyznę noszonej tak elegancko czerwieni, by móc dostrzec odcień jego skóry przyprawiający go o małe huragany we wnętrzu siebie.

Podszedł odrobinę bliżej, wziął głębszy oddech i nie mógł się sobie dziwić, że zupełnie zmiękł od woni Jimina, zapachu, który zawsze go obezwładniał, mieszanki drogich perfum, szamponu i po prostu jego. W dodatku otoczyła go znajoma mieszanka ciepła jego ciała, powolnej wizji przyjemności, kradnąc mu resztki siebie samego.

Oddech blondyna również przyspieszył, gdy zdał sobie sprawę, jak blisko byli, jak ich skóra mimo granic zdawała się lgnąć do wzajemnego zbliżenia. Jimin przyciągnął Jungkooka do siebie, kładąc mu dłoń w tali, tak, że ten obecnie miał czubek głowy tuż przy połowie jego szyi. Nie pozwolił sobie na bierne napawanie się bliskością drugiego, więc powolnie zaczął spijać wargami wszystko to, co tworzyło ciało Jimina, skórę, maleńkie włoski, kropelki potu i smaku perfum – nie miał zamiaru omijać żadnej z tych rzeczy. Słyszał, że drugiemu jest dobrze, co czyniło go jeszcze bardziej zaangażowanym, owładniętym faktem, iż sprawia mu taką przyjemność.

Zniżył się odrobinę, ale został momentalnie powstrzymany od takich posunięć. Znajoma, stanowcza dłoń uniosła jego podbródek do góry i kazała całować mężczyznę przed nim żarliwie i głęboko, zdradzając mu wszystkie rzeczy, jakie chciał z nim robić.

Czyniąc go jeszcze większym bałaganem.

Dopiero po rozłączeniu ich ust dał się ponownie prowadzić ku górze, niezdolny do słów, skupiony tylko na gorącu między nimi, na mięśniach pleców Jimina, na własnym, urywanym oddechu i niewygodnym materiale bokserek, który był dla niego coraz mniej komfortowy w niektórych miejscach.

Z momentem, kiedy dojrzał idealnie zaścielone łóżko, już wiedział, że został sprowadzony do raju za dłoń grzesznika, któremu jednak ufał w jakiś sposób.

- Mogę? – zapytał cicho, z dziwną nutą w głowie. Szatyn nawet nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Jimin schylił się i podniósł go bez problemu, trzymając swoje ramiona w zgięciu jego kolan i w okolicach szyi. Z niemalże odczuwalną gracją położył Jungkooka na materiale pościeli o delikatnej, znajomej strukturze aksamitu, którą ten dobrze znał. Wciąż zdziwiony gestem drugiego nie zdołał nawet pojąć, kiedy ten pozbawił go górnej części garderoby, przy dać sobie pełne pole do pieszczot.

Koronka została więc sama dla siebie, zdobiąc podłogę obok mebla.

Dłońmi zaczął powolnie poruszać się na kroczu szatyna, co doprowadziło go do spinania mięśni i próby panowania nad sobą w najmniejszym stopniu. Co chwilę wydawał z siebie głośniejsze dźwięki, zdecydowanie świadczące o tym, jak wrażliwy potrafił być dla blondyna.

Jimin zszedł pocałunkami nieco niżej, po czym schwycił między zęby skrawek skóry Jungkooka, naciągnął go odrobinę, a potem językiem załagodził potencjalny dyskomfort, kończąc z pocałunkiem na gładkiej powierzchni. Urokliwa władza sił morskich, odbita obecnie w sposobie w jaki szatyn jęczał jego imię nie mogła się równać z tym, co odczuwał przez ten z pozoru drobny gest. Zdawało mu się, jakby między ustami Jimina a jego skórą nie istniały już żadne granice przyzwoitości, które mogłyby zapobiec powstawaniu na niej fioletowych śladów pożądliwości. Blondyn malował mu je właśnie na wewnętrznej stronie ud, przygryzał lekko, a wszystko to zabierało chłopakowi poczucie wstydu.

Ręce Jimina zajęte jego męskością poczęły znów wędrować po nogach i w okolicach talii szatyna, przemieniając go powolnie w posąg dawidowski, obsypany całunem róż. W słowach "pragnę cię" oraz "Jungkook..." powiedzianych z bezdechem kochanka wyczuwał słodką woń tych kwiatów. Zdawało mu się, że się w niej zatapia, tak jak robił to obecnie Jimin, gładząc językiem brzuch chłopaka, każdy mięsień, przy okazji próbując pozbyć się materiału bokserek, tak jak zrobił to wcześniej z koronką bluzki.

Stracili się zupełnie we wzajemnych ścieżkach namiętności.

W każdym wzajemnym geście wyrażali własne granice, swoje żądze i odrobinę gwałtowniejsze, niemalże porywcze myśli. Wyznawali to, czego nie potrafiły objąć słowa. Jungkook rozumiał wszystko, podobnie jak Jimin. Mimo wykluczeń w ich naturach, potrafili perfekcyjnie wyczuć o co chodziło drugiej stronie. Dialog odbywał się na zasadzie poszczególnych muśnięć oraz słów powiedzianych w sposób, który mógłby doprowadzić do orgazmu ich obu.

Byli sobą zafascynowani.

- Chcesz, chłopcze? – powiedziane tuż przy jego uchu, zdawało się rezonować z jego potrzebami tak, iż nie umiałby tego opisać.

- Mhm... - zaskomlał, czując, że materiał jego bokserek finalnie zsunął się z jego bioder, pokazując, jak podatny był na cokolwiek ze strony drugiego. Jak bezradny się stawał i jak niewiele mógł już zrobić, by zachować resztki siebie podpisane jako „własne".

Teraz należały bowiem do Jimina.

- Jesteś tak porcelanowy, nie mogę tego pojąć – stwierdził blondyn, muskając nosem szyję chłopca, oraz obdarowując ją słodkim pocałunkiem niczym niespodziewanym prezentem. – A zarazem stworzony z twardości diamentów – dodał, kierując swój oddech w okolice obojczyków szatyna.

- Nie znasz mnie całkiem... Zawsze byłem kruchy – wypowiedział Jungkook, nie będąc pewnym, czy odpowiednio złożył sylaby, ale nie obchodziło go to za mocno, a na pewno nie mocniej, niż ponowny kontakt dłoni blondyna z jego podbrzuszem.

- Nie uważam tak – odparł jedynie, po czym wziął na moment główkę męskości szatyna do ust, przyprawiając go o ciche jęknięcie i odrobinę białej cieczy, która wypłynęła na zewnątrz, zdobiąc ciało chłopaka. – Masz dość wysublimowany sposób bycia. Podobnie jak własny smak – dodał, przesuwając językiem po bieli, którą pozostawił po sobie Jungkook, a co sprawiło, że prawie oszalał z pożądania, bo jak drugi śmiał zrobić na jego oczach coś podobnego?

Miał wrażenie, że upadnie, nim wszystko się zakończy.

- Boże, Jimin... Proszę... - wyrzekł słodko, kręcąc niecierpliwie biodrami, co poskutkowało tym, że poczuł mocne ściśnięcie dłoni drugiego właśnie na nich, co przyszpiliło je do materaca.

- Nie pomagaj sobie – usłyszał ostrzejszy ton, a to sprawiło, że przeszedł go przyjemny dreszcz. – Wszystko w swoim czasie – kolejne zdanie, które nie pozwoliło mu na moment spokoju.

Po tym nastąpiła chwilowa cisza, Jimin zostawił na drugim jeszcze kilka muśnięć, nim pozwolił Jungkookowi poczuć satynowe wstążki na nadgarstkach, mających stabilizować je przy ramie łóżka. Nogi pozostawił mu wolne, co okazało się dobrą decyzją, bo gdy tylko klęknął przed chłopakiem, ten z delikatnym uśmiechem podniósł jedną z nich i delikatnie położył nagą stopę na kroczu mężczyzny, uciskając je ostrożnie w górę i w dół. Jimin nie był na to przygotowany, co było słychać w dość przeciągłym jęknięciu, które zdawało się rozrywać Jungkooka na czynniki jego egzystencji.

Uwielbiał jednak to uczucie.

Spowolnił nieco ruchy, samemu sięgając do swojego brzucha i bioder, próbując jakoś rozładować to, czym napawał go owy widok. Jimin jednak nie pozwolił mu cieszyć się ulotną kontrolą zbyt długo, gdyż sam zabrał nogę chłopaka na bok, po czym gwałtownie wyciągnął pasek ze swoich spodni i rozpiął je nieco. Równie szybko pozwolił sobie rozsunął nogi szatyna, który aż westchnął z powodu nadanego tempa. Blondyn zbliżył się mocniej, samemu zaplatając sobie uda chłopca dookoła swojej sylwetki, sprawiając, że dzielił ich jedynie materiał jego spodni.

- I jak teraz, chłopcze? Tak zamierzasz się bawić? – zapytał nieco prowokacyjnie, na co szatyn ledwie umiał odpowiedzieć, inaczej, niż odwracając wzrok i przygryzając delikatnie poduszkę obok niego, czując przy tym jak drugi porusza biodrami, by jeszcze mocniej dać mu do zrozumienia, kto tutaj kim rządził.

- Tak myślałem – odpowiedział niejako sam sobie, pochylając się nad ciałem szatyna. Rozwiązał wstążki, których materiał przed chwilą łączył i ujął dłoń drugiego, tylko po to, by nakierować ją na środek swoich bokserek. Jungkookowi zaparło dech, kiedy poczuł pod palcami twardą zawartość materiału między metalem rozpiętego rozporka. Zerknął na drugiego, na jego ciemne tęczówki, obecnie skrywające w sobie odrobinę szaleństwa, jakie gotowi byli oboje dzielić.

Jungkook z drżeniem przygryzł jedną ze swoich warg, co poskutkowało kolejnym pocałunkiem, w czasie którego Jimin zdjął finalnie dolne części garderoby. Ostatni raz zerknął na szatyna, wyglądającego niczym chaos stworzony z bezsilnej pożądliwości.

Dokładnie tego, co chciał w nim widzieć.

Uśmiechnął się jeszcze odrobinę, posyłając Jungkookowi spojrzenie dające mu jasno znać, na co się szykowało. Sam już nie mógł się doczekać i jedynie skinął głową, w niemej zgodzie na cokolwiek, tak, jakby podpisał właśnie umowę na sprzedanie duszy drugiemu, ale nie był w stanie złożyć podpisu.

Początkowo czuł jedynie palce, ich obecność wewnątrz siebie i paliczki dotykające dokładnie tych miejsc, które o to błagały. Drżał, odginając lekko sylwetkę. Te same dłonie, który zmuszały ludzi do poddaństwa dawały mu obecnie tyle przyjemności. Za każdym razem, kiedy Jimin uderzał nii w najwrażliwsze strefy, Jungkook syczał leciutko, nie wiedząc, czy uwielbiał to mocniej od dłoni drugiego dookoła swojej szyi i jego oddechu na skórze tak blisko szczęki. Miał wrażenie, że śni, że to wszystko nie jest prawdziwe, bo przecież nikt na tym świecie nie powinien być zdolny do czegoś podobnego.

Przynajmniej nie z nim.

Dopiero później, gdy wszystko stopniowo wzrastało, a oddech Jungkooka stawał się coraz bardziej urywany, przerywany słodkimi słowami o kolejne doznania, poczuł w sobie coś więcej. Blondyn z czasem intencjonalnie zaczął wypełniać chłopca powolnie, prawie leniwie, torturując go każdym centymetrem i każąc jego komórkom krzyczeć o intensywność, której nie dostawały. Ten obraz w jego oczach wydawał mu się najpiękniejszym, co widział w całym swoim życiu.

- Wszystko w porządku? – wyszeptał jeszcze, chcąc się upewnić, że szatyn mimo wszystko nie odczuwa bólu, ani dyskomfortu. Przynajmniej nie takiego, mogącego zrobić mu krzywdę.

- Tak, jest okay – odparł, składając na wiele części swoje wewnętrzne rozczulenie faktem, iż drugi nawet w takich chwilach zawsze go pytał. Jakby mu na tym zależało, jakby traktował to za istotne. – Wiem, że mnie nie zranisz – dodał jeszcze, ledwo zdając sobie sprawę, jak uderzył tymi słowami drugiego.

Świadectwem zaufania.

Szatyn wiedział, że tak było, upewniał go w tym przebłysk łagodności we wzroku mężczyzny, subtelny acz obecny, właściwie we wszystkim, co robił drugiemu.

Nie cieszył się nim jednak długo, zmuszony do szerszego rozchylenia ust, gdy Jimin znalazł się w nim w całości dzięki bardziej dynamicznemu pchnięciu. Jungkook aż zaplótł palce w materiale pod sobą, ściskając go mocno, wiedząc, że mógłby go rozerwać tak mocno, jak robił to blondyn z jego poczuciem człowieczeństwa. Każde kolejne tylko mocniej utwierdzało go w świadomości, iż jego ciało było wytatuowane imieniem mężczyzny, pokryte nim w każdym calu, oddane mu niczym ofiara dla greckiego bóstwa, by oddać mu należyty szacunek.

Każde z muśnięć przypominało mu, jak wymawiać imię blondyna, każdy pocałunek – jak je jęczeć, a dłonie wędrujące po ciele uczyły jego umysł wypełniać tymi literami cały pokój, wszystkie jego kąty, powierzchnię mającą w zupełności przesiąknąć nimi dwoma.

- Mój najwrażliwszy chłopiec – uśmiechnął się Jimin krzywo, widząc reakcję Jungkooka. – Rozluźnij się, będzie ci łatwiej – dodał, ale nie musiał tego uświadamiać drugiemu. Wiedział przecież, że inaczej nie potrafiłby znieść tego wszystko.

Odetchnął więc kilka razy, zanim blondyn złączył ich usta, łącząc to z ruchem bioder, który kazał szatynowi jęknąć między splotami ich języków. Potem znów, dodając pocałunkowi żarliwej desperacji powoli rodzącej się między nimi. Nic już nie miało znaczenia, żadne granice, ani złudzenia. Istnieli bo to, by móc nawzajem osiągnąć spełnienie i to liczyło się najmocniej, wplecione między pojedyncze gesty między nimi.

Mimo, że rytm w jakim biły ich serca opowiadał inną historię, była ona jednak zbyt cicha, by dało się ją usłyszeć w melodii pożądania granej tej nocy po raz kolejny.

***

Przy delikatnej muzyce jazzowej mógłby robić niemalże wszystko. Zawsze go odprężała, a jej poszczególne tony sprawiały, że łatwiej mu było układać sobie w głowie pewne sprawy, związane z jego prywatnym życiem, czy pracą.

Teraz jednak tylko dodawała dynamizmu toczącej się w nim batalii, której przebiegu nie potrafił do końca określić. Bo czy oto nie zamierzał właśnie zaprosić do siebie człowieka o wyraźnych problemach z prawem? Albo, jeśli miałby być trochę bardziej precyzyjny – posiadającym skomplikowane kontakty z jakimś rodzajem gangu, czy jak inaczej miałby to nazwać. Nie czuł się do końca pewny tego pomysłu, zwłaszcza, że tamtego wieczora tak zażarcie deklarował, iż nie opuści w tym wszystkim Yoongiego.

Obecnie nie umiał już chyba jednak powtórzyć tych słów.

Owszem, zależało mu na brunecie i może to był pierwszy błąd, który popełnił – pozwolił się sobie przywiązać, choć przecież właściwie tego nie robił, wyznając spotkania na jedną noc, bądź niezobowiązujące relacje, pozostawiające obie strony bez bólu, z maksymalną korzyścią. W tym przypadku coś jednak poszło nie tak, ulokował bowiem uczucia w postaci mężczyzny, na tyle mocno, że prawdopodobnie rozłąka z nim w jakiś sposób, mniejszy bądź większy, by go dotknęła.

A przecież starał się tego uniknąć.

Chodził więc w lekkim rozedrganiu emocjonalnym, zwiedzając własny salon wciąż i wciąż, ledwo zerkając na zakupione kwiaty, wystawione naczynia i wszystko to, co zazwyczaj przygotowywano na kolację dla partnerów, czy kochanków, by potem subtelnie przenieść resztę scenariusza w otoczenie pościeli oraz zapachu nieubranych ciał.

Hoseok nie dążył do tego, by połączyło ich jakieś uczucie, chciał jedynie spędzić miło czas w towarzystwie bruneta. Lubił to, jak drugi się prezentował, jego maniery i nieplanowane przekleństwa. Imponował mu tym, jak podchodził do życia mając na karku najwyraźniej dość poważne problemy – wraz z klubem, który po nieudanej sprawie sądowej i paru wpłaconych przelewach miał być już tylko na utrzymaniu Yoongiego.

Park Jimin bowiem wypisał się z umowy.

Sprawiło to, że ich relacja stała się jeszcze bardziej przesiąknięta wspólnymi sprawami, które należałoby rozwiązać. Żaden z nich jednak nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności. Yoongi stawał oporem za tym, że był czemukolwiek winien, a Hoseok nie potrafił przyjąć do wiadomości, że być może zawiódł bruneta, w końcu to on był odpowiedzialny za wygląd podpisanych dokumentów, które teraz nie miały już żadnej wartości. Odczuwał winę, w stopniu, jaki nie pozwalał mu wyrzucić jej z głowy nawet teraz, gdy od spotkania drugiego dzieliły go tylko jedne drzwi i kilka pięter wieżowca, w którym się znajdował.

Musiał odetchnąć.

W czystym nawyku sięgnął po paczkę papierosów, które palił dość rzadko, a ostatnio łapał się na tym właściwie tylko wtedy, kiedy myślał o Yoongim, bądź starał się stłamsić własne wyrzuty słodyczą nikotyny rozchodzącej się w jego organizmie. Z niedocenioną finezją odpalił jednego, po czym włożył go do ust, zaciągając się od razu dymem i wypuszczając go potem w powietrze pomieszczenia. Nie zmieniło to co prawda wiele, poczuł się jednak na ponów nieco stabilniejszy, choć nie wiedział jszcze, jak miał przeprowadzić jakąkolwiek rozmowę z drugim.

To przecież zawsze wydawało się takie proste.

Po chwili spędzonej we własnym towarzystwie usłyszał nareszcie delikatne, prawie mogące zostać określonym nieśmiałym, pukanie do drzwi. Westchnął cicho, odłożył papieros do popielniczki, pozwalając mu spalać się w niej powolnie, po czym wstał z kanapy i przeszedł w kierunku wejścia do mieszkania. Nie był kompletnie gotów na konfrontację z drugim, ale chyba nie miał już żadnego wyjścia.

Otworzył drzwi, przywdziewając przy tym jeden ze swoich firmowych uśmiechów, które niekiedy pojawiały się na jego twarzy podczas pracy, w dni przepełnione mieszanką stresu i rutyny. Chwilę potem jednak nabrał on odrobiny szczerości, gdy dostrzegł, że drugi przyniósł butelkę wina, oraz kwiaty. Nie musiał, ale najwyraźniej coś go do tego popchnęło.

- Pomyślałem, że mogłyby cię ucieszyć po tym wszystkim – stwierdził brunet od razu, wręczając bukiet rudowłosemu i czyniąc go nieco zaskoczonym, ale w ten miły sposób. – Co prawda i tak obstawiam, że lepiej to zniesiesz z pomocą tego – to mówiąc uniósł trzymaną butelkę. – Ale nie chciałem być aż tak przewidywalny – dodał, wywołując cichy śmiech u drugiego, który zaprosił go do środka.

- Chyba już zbyt dobrze mnie znasz – odpowiedział, zamykając drzwi. Skierował się od razu do stolika, by włożyć kwiaty do wazonu tuż obok tych zamówionych przez siebie. Nieco speszył się faktem, że te od Yoongiego były dużo większe i śliczniejsze jego zdaniem, postarał się jednak zignorować ten fakt odrobinę. Oczy od razu przeniósł na mężczyznę, który studiował Hoseoka od kiedy wszedł do mieszkania. Nie chował do niego urazy, ani czego podobnego, nawet nie zamierzał poruszać spraw związanych z całą przeżytą przez nich sytuacją.

Po prostu go potrzebował. Równie mocno jak drugi potrzebował jego i był w stanie to wyczuć w każdym ruchu, który wykonywali w swojej obecności. Dłonie w kieszeni, muskanie oparcia kanapy, niesienie kieliszków. Wszystko to miało w sobie konkretny przekaz, wyraźny do oczytania dla Yoongiego.

Nie dzielił się tą świadomością jednak zbyt wylewnie.

- Pomóc ci w czymś? – zapytał, widząc, jak drugi krząta się by odpowiednio dopracować stolik dla dwójki. – I tak już wystarczająco zrobiłeś – stwierdził jeszcze, dostrzegając, że zastawa oraz całość ozdób nie były efektem pięciominutowych przygotowań.

- Spokojnie, dam radę – usłyszał jedynie, na co wywrócił oczami.

- Dobra, dobra i tak ci pomogę – padła odpowiedź, na co Hoseok zaśmiał się do siebie, znów, tym razem nieco śmielej, nie mogąc uwierzyć, że Yoongi był w jego zasięgu zaledwie od kilku minut a zdołał tak mocno zmienić jego nastrój.

Zdecydowanie zbyt mocno go cenił.

- Skoro tak nalegasz – uśmiechnął się, podając drugiemu naczynie z przyrządzoną potrawą. Pachniała nieziemsko, Yoongi jednak zatrzymał dla siebie tą myśl i posłusznie położył jedzenie na stoliku. Potem jeszcze kilka, podczas gdy Hoseok zapalił świeczki. Nie mógł z jakiegoś powodu oderwać do końca wzroku od zabieganej postaci drugiego. Jednocześnie wydawał się spięty i zupełnie pochłonięty przygotowaniem wszystkiego jak należy oraz w pewien sposób spokojny, wiedzący dokładnie co robić. Brunet nie wiedział do końca skąd występował u niego taki stan. Owszem, spodziewał się tego po tym, co zaszło, ale czy to możliwe, by przeżywał to on aż tak bardzo? W końcu powinien być przyzwyczajony do tego, że niektóre sprawy nie kończyły się dobrze, choćby ze względu na swoją profesję. Yoongi starał się sam pogodzić z tą całą sytuacją i szukać jakiś sensownych wyjść.

Może więc powód był zupełnie inny?

Nim finalnie zasiadł do stołu, Hoseok pozwolił sobie odsunąć mu krzesło niczym uczony gentleman. Wprawiło to Yoongiego w małe zakłopotanie, ale ukrył je pod krzywym uśmiechem i roziskrzonym spojrzeniem skupionym jedynie na mężczyźnie przed nim.

- Nie spodziewałem się, że mnie aż tak potraktujesz – stwierdził szczerze, referując również do całej otoczki, jaką widział dookoła siebie. Dawno nie miał styczności z takimi elementami wspólnych spotkań. Nie chodził na randki, a tym bardziej nie pakował się w tego typu scenariusze. Tym razem coś jednak dziwnie mu grało z atmosferą oraz klimatem między nimi. Nie znajdował w tym przestarzałego patosu, a coś uwodzicielsko kuszącego.

Zaskoczyło go to, bo zwykle prezentował zupełnie inne podejście do takich spraw.

- A jak mógłbym inaczej? – usłyszał w odpowiedzi, powiedziane z lekką nonszalancją. – Nie sądzisz chyba, że ominąłbym wszelakie względy, jakie ci się należą? – dodał jeszcze Hoseok, zajmując się krojeniem porcji jedzenia w naczyniu żaroodpornym.

- Może i nie, ale nie posądziłbym cię o wystawianie czegoś... takiego – zakończył dość nieelegancko Yoongi, skupiając się dużo bardziej na dłoniach mężczyzny przyozdobionych kilkoma pierścionkami i wystającymi kostkami, niż na jedzeniu pod nimi.

- Naprawdę? Nie wiesz, do czego jestem zdolny – odpowiedział drugi, z nutą flirtu ale i nerwowości, której obecność Yoongi zignorował dla ich wspólnego dobra. Uśmiechnął się jedynie z powodu jej obecności i ze skinieniem głowy odebrał od drugiego swoją porcję, którą ten położył mu na talerzu. Już wiedział jednak, że nie specjalnie będzie zajmował się jedzeniem, chociaż pierwszy kęs smakował niczym niebo.

- Mam nadzieję się przekonać – odparł po dłuższej chwili, posyłając drugiemu takie spojrzenie, że niemalże poczuł, jak coś zadrgało między nimi wyraźnie. – Poza tym, zmieniając nieco ton... - dodał swobodnie. – Sam to gotowałeś?

- Całe popołudnie – stwierdził szczerze Hoseok. – Mam nadzieję, że jest jadalne – powiedział jeszcze, nie spuszczając wzroku z bruneta, z jego niesfornych kosmyków i nieco zaczerwienionych ust, jakby wielokrotnie je przygryzał.

- Jadalne? Nie umniejszaj sobie, jest cudowne – odparł szczerze, widząc z dumą, że policzki drugiego zaczerwieniły się nieco.

- Dziękuję – głos Hoseoka brzmiał jak jedwab i fakt ten nie umknął uwadze Yoongiemu. – Miło mi słyszeć to z twoich ust.

- Akurat z moich? Nie stawiałbym swoich opinii aż tak wysoko – powiedział brunet z lekkim śmiechem. – Przynajmniej nie kulinarnych.

- Dla mnie twoje opinie liczą się wyjątkowo mocno, więc nie masz nic do gadania – powiedział Hoseok, jeszcze zanim zdał sobie sprawę, jakie słowa opuściły jego wargi.

- Doprawdy? A to niespodzianka – Yoongi przerwał jedzenie, by oprzeć głowę na wierzchu dłoni. – Sądziłem, że nie liczysz się z wieloma...

- Bo tak jest, tylko... No... - widział, że wprawił drugiego w niewielki dyskomfort i w pewien sposób czerpał przyjemność z tego zakłopotania, gdyż rzadko widział Hoseoka takim. Zazwyczaj trzymał wszystko w garści, nie dawał się zbić z tropu. – Powiedzmy, że w twoim przypadku jest trochę inaczej – zakończył finalnie, próbując jakoś wybrnąć z sytuacji.

- To czyni już nas dwóch w takim razie – pociągnął temat dalej Yoongi, widząc, jak Hoseok marszczy brwi w niedowierzaniu. – Dotąd nie nazwałbym wielu ludzi, którzy mają wpływ na moje decyzje, ale jakimś trafem, ty akurat zostałeś jedną z nich – stwierdził miękko, nieco niższym tonem, który pozostał w powietrzu przez moment.

- Naprawdę tak myślisz? Nie wierzę – Hoseok zbył bruneta uśmiechem mówiącym, że naprawdę ma to na myśli, co nieco skrzywdziło Yoongiego w środku, bo nie oczekiwał takiej reakcji. – Min Yoongi? Miałby brać pod uwagę kogoś przy podejmowaniu wyborów? Nie znam takiego.

- Dziwne, bo zaprosiłeś go dzisiaj na kolację – nagle głos bruneta zaostrzył się nieco. – Nie zastanawiałeś się, dlaczego w ogóle zaakceptowałem zaproszenie?

- Bo nie miałeś wyjścia? – zagaił Hoseok, próbując jakoś odwlec przejście na wrażliwsze tory, które właśnie się przed nimi otwierały.

- Bo chciałem. Ale nie tak powierzchownie, ja... - urwał, chwytając palcami kieliszek, a Hoseok na moment tylko zerknął na blade palce mężczyzny, ich długość i ledwo powstrzymał myśl o tym, by móc znów całować każdy z nich. – Zależało mi, by cię zobaczyć, dobrze? – powiedział wreszcie, samemu odczuwając, że coś w nim właśnie pękło.

- Zależało ci? Czy ty siebie słyszysz? – Hoseok przerwał jedzenie, zostawiając wszystko w połowie podobnie, jak drugi. Nie potrafił zrozumieć, co się właśnie rozgrywało i dlaczego. Nic nie miało sensu. W końcu Yoongi nie był taki, prawda? Przecież nie zależało mu na takich rzeczach. Na osobach. Hoseok to wiedział, a mimo to pakował się w to wszystko, niczym ćma lecąca do światła.

A teraz? Co się zmieniło, że nagle postawa bruneta tak go zaskakiwała?

- Owszem. I możesz mi wierzyć, albo nie, to zależy od ciebie – dokończył myśl, popijając ją winem z kieliszka, szybko, płynnie, z nutą gracji i impulsu. – Wyborne – dodał jeszcze, oblizując usta delikatnie. – A teraz, wybacz, muszę zapalić – dopowiedział, wiedząc, że nie było to zbyt taktowne zagranie, ale musiał na moment złapać oddech. Nie przewidział, że tak szybko i niekontrolowanie zejdą na tematy zupełnie niewygodne zarówno dla niego jak i Hoseoka. Wstał z krzesła, gotów iść w kierunku kanapy, gdzie zostawił swój płaszcz z paczką w kieszeni, ale jego nadgarstek został ściśnięty dłonią mężczyzny obecnie stojącego nieco za nim.

Więc nie miało pójść gładko.

- Czekaj – powiedział tylko, krótko i stanowczo, na tyle silnie, że Yoongi choćby chciał nie miałby odwagi się poruszyć. Coś w tonie rudowłosego zawładnęło nim zupełnie, każdą jego tkanką, czyniąc go zupełnie uległym działaniom drugiego. – Wiesz, że to nie do końca tak – dodał pospiesznie.

- To jak w takim razie? – zapytał Yoongi, odwracając się w kierunku drugiego. – Czy właśnie nie dałeś mi jasno do zrozumienia, że moja postawa nie ma sensu? Że każdy krok, który robię tylko dla ciebie, mogę sobie wsadzić? Nie widzisz zupełnie, że ja... - nie dane mu było jednak dokończyć, gdyż Hoseok pociągnął go w swoją stronę i z pomocą drugiej dłoni złączył ich usta na moment, spijając wargami resztę słów, które pozostały nie wypowiedziane przez Yoongiego, milczące gdzieś pomiędzy jego strunami głosowymi a czubkiem języka, obecnie zajętym tym należącym do rudowłosego. Wzajemnie delektowali się nie tylko sobą, ale i alkoholem pozostałym w ich kubkach smakowych. Brunet przez chwilę zupełnie się stracił, zapominając nawet, co chciał powiedzieć.

- Sprytne – wyszeptał jedynie, kiedy rozłączyli się na moment, oddychając nieco szybciej. – Nie sądzisz, że to nie fair? Przerywać mi w taki sposób? – powiedział jeszcze, czując, jak łatwo jest kierowany przed dłoń Hoseoka, wędrującą z jego policzka na podbródek, tak, że nie mógł oderwać wzroku od tęczówek mężczyzny.

- Ty również grasz nie fair, dlaczego więc ja miałbym? – usłyszał tylko, a ton, jaki przybrał głos drugiego prawie zabijał go od środka. – Nie pozwalasz mi nawet wyjaśnić, co miałem na myśli – powiedział jeszcze, przesuwając kciukiem po wilgotnych ustach Yoongiego, wprawiając go tym w leciutkie, niezauważalne drżenie.

- Zrób to więc – odparł brunet, tonem, który brzmiał niemalże jak wyzwanie, co poskutkowało kilkoma ognikami w oczach Hoseoka, takimi, na jakich widok Yoongi tak mocno liczył.

Zamiast słów jednak otrzymał kolejny pocałunek, tym razem żarliwszy i zdecydowanie bardziej go dominujący. Był zdany na łaskę bądź niełaskę Hoseoka, zupełnie, nie wiedząc nawet, czy byłby w stanie się czemukolwiek sprzeciwić. Czuł go na całym ciele, choć spotykały się jedynie ich wargi, muskając się wzajemnie z chęcią na dużo więcej.

Po dłuższej chwili dołączyły do nich dłonie, powolnie pozbawiające Yoongiego zakrycia guzikami koszuli, rozpinające je jeden po drugim, by finalnie móc ponownie zaznawać kontaktu z jego skórą, tak gładką i przyjemną w dotyku, emanującą ciepłem stworzonym jedynie dla tych opuszków.

Hoseok mruknął przeciągle, kiedy zahaczył palcami o wystające ze spodni bokserki bruneta, co wprawiło go w niemałą nietrzeźwość, choć wypił jedynie kilka łyków trunku, to, co działo się obecnie zdawało się tą ilość znacznie powiększać. Nie kontrolował już westchnień, gdy poczuł zęby mężczyzny na swojej szyi, tak spragnione, by móc ją chwytać między siebie, a potem koić słodkimi pocałunkami.

- To chciałeś mi przekazać? – zapytał z ledwością, kiedy nareszcie odzyskał na moment możliwość składania wyrazów w zdania.

- Mniej więcej, ale jest tego więcej – odpowiedział mu Hoseok, uśmiechając się krzywo, podczas zostawiania śladów swoich ust na obojczykach Yoongiego. – Znacznie więcej.

- Jak wiele? Wystarczy nam czasu? – zapytał brunet ponownie, sycząc leciutko, gdy poczuł biodra drugiego przy swoich.

- Mamy całą noc, na pewno zdążę ci wszystko wyznać – odpowiedź ta sprawiła, że poczuł, jakby kruszył się od środka, właśnie w dłoniach drugiego, trzymany na granicy tego, w co wierzył, a co obecnie robił. Gdyby stanął z boku nie poznałby siebie zupełnie, zaskoczony, że mógłby postąpić w podobny sposób.

Obecnie jednak w ogóle go to nie obchodziło.

Przyciągnął więc Hoseoka do siebie, łapiąc go za krawat. Nie zamierzał pozostawać bierny w oddawani pasji wobec drugiego, dając sobie szansę na sprawowanie kontroli chociaż na moment. Hoseok odpowiedział równie gwałtownie, uśmiechając się przez pocałunek. Pozwolił drugiemu poczuć się panem sytuacji przez kilkanaście sekund, póki nie schwycił jego włosów w dłoń i nie odchylił jego głowy do tyłu, dobierając się drugą dłonią do jego bokserek, zupełnie bez przeszkód omijając barierę w postaci spodni. Jego palce objęły praktycznie perfekcyjnie męskość drugiego, już w pół twardą, bo na boga, nie posiadał żadnego wstydu przy Hoseoku.

Co tylko go podkręcało.

Jęknął cicho, nie wiedząc już nawet, na jakim etapie zatapiania się w poczynaniach rudowłosego był. Odczuwał głęboko, klarowanie i całym sobą, próbując resztkami świadomości rozumieć na właśnie się zgadzał.

Aczkolwiek nie wychodziło mu to najlepiej.

- Nie zapominaj, kto tutaj sprawuje władzę – stwierdził Hoseok pewnie, tracąc zupełnie wcześniejszą otoczkę pochłaniającej go niestabilności. Obecnie zdolny był do posłania Yoongiego na kolana i właściwie taki miał plan. – Przynajmniej na razie – dodał jeszcze, sprawiając, że wszystkie cząstki składające się na bruneta zadrżały w podniecającej wizji bycia nieco bardziej dominującym wobec mężczyzny.

- Będziesz grzeczny? – usłyszał jeszcze, odczuwając precyzyjne i płynne ruchy dłoni drugiego, doprowadzające go do szaleństwa.

- Mhm... - wydusił z siebie Yoongi, czując cholernie duże zawstydzenie faktem, jak łatwo dawał się rządzić drugiemu, nie umiał jednak nic poradzić na swoją słabość do tej jego strony, mogącej robić z nim co tylko zechciała.

- W takim razie daj mi dokończyć to, co zamierzałem powiedzieć od początku... - odparł Hoseok, przyśpieszając ruchy i widząc jak oczy Yoongiego powoli zachodziły delikatną mgłą, którą tak uwielbiał w nich dostrzegać. – A potem pozwolę mówić tobie.

Brunet jedynie przytaknął, wiedząc, że noc miała być jedynym, co mogło znieść wagę słów, którymi mieli się między sobą podzielić. Ona oraz obecne w pomieszczeniu powietrze, łóżko Hoseoka i płomienie zapalonych na stoliku świec o świetle odbijającym się w do połowy wypełnionych kieliszkach z winem.

Których zawartość miała już pozostać nietknięta. 





p.s wiem, jestem spóźniony, więcej nic nie obiecuję

p.s2 wiem, nie pojechałem tak, jak miałem pojechać z akcją, nikt nie spadł z krzesła, zdaję sobie sprawę, ale zmieniła mi się troszkę koncepcja przed paroma wydarzeniami, so stay tuned (i jeny podoba mi się ten rozdział okay nsndjos)

p.s3 mam nadzieję, że edit się komuś spodobał, to najbardziej bezbożna rzecz, jaką zrobiłem 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top