my first
Na początku była cisza, przerywana jedynie łagodną muzyką z samochodowych głośników. Jungkook znał ją ze swojego repertuaru, należała do jego ulubionych. Wywołało to niewielki uśmiech na jego ustach, jaki skierował do miasta, rozmazującego się nieco za szybami. Domyślał się, iż Jimin musiał podsłuchać utwór, bądź los chciał, że ten leciał właśnie teraz z losowej playlisty blondyna podłączonej do nagłośnienia.
Siedzieli w niewygodnym napięciu, Jimin ledwo kontrolował swoje zapędy do przekraczania dozwolonej prędkości. Właściwie już był pewny, że zobaczy pod adresem firmy kilka mandatów.
Szczerze jednak nie obchodziło go to. Zupełnie. W myślach miał inne sprawy, inne odczucia, aniżeli martwienie się kolejnym, nic nieznaczącym świstkiem od policji miejskiej, którego pewnie i tak nie zapłaci, po ugadaniu się z nimi dosyć jasno.
Subtelnie obserwował chłopca obok siebie, jego ciało, jego rozgwieżdżone oczy, które zdawały się spoglądać gdzieś w miejskie zabudowania. Skórę, którą oświetlaną lampami za oknem, jakich to poświaty mieszały się z księżycową. Wszystkie te aspekty nie dawały mu oddychać, był upojony tą postacią, jego każdą krzywizną , czy słowami, jakie czasem mówił. Blondyn dotąd nie pozwalał sobie na podobne emocje. Odcinał się od nich dla własnego dobra, nie cenił ich za mocno, zwłaszcza takich odbierających mu zdolność racjonalnego myślenia.
Ale dzisiaj... nie spodziewał się go zobaczyć. Pragnął tego, cholernie, z pasją uzależnionego. Mimo to wiedział, że byłoby to nie zbyt dobre, zważywszy na to, że powinien teraz znajdować się w zupełnie innym miejscu. I doskonale zdawał sobie sprawę, że robił źle, że sam pakował się w coś, z czego już nie wyjdzie. Był jednak zmęczony, zmęczony swoimi decyzjami i faktem, iż nie potrafił sam siebie uporządkować.
Skąd bowiem miał wiedzieć, że będzie w stanie upaść dla kogoś takiego jak Jungkook? Mógłby przed nim klęknąć, gdyby o to poprosił. Z drugiej strony wolał sprawiać, by to szatyn przed nim klęczał, by nie widział świata poza nim. Chciał mieć go dla siebie, chciał nie musieć się o nic martwić i spędzić mnóstwo innych chwil właśnie z nim.
Nie rozumiał tego wszystkiego. Niczego nie rozumiał, nie potrafił wyjaśnić. Wszystko, co wiedział, to fakt, że jest tu i teraz, w drodze do swojego prywatnego apartamentu, o jakim nie słyszało wiele osób, do którego wpuszczał niewielu. Że miał tam zamiar zrobić z Jungkookiem każdą grzeszną rzecz, o jakiej mógł tylko pomyśleć i Bóg mu świadkiem, iż nie zamierzał żałować za żadną z nich.
Miarowy pomruk silnika z czasem ucichł, zaparkowany w podziemnym parkingu. Trzaskanie drzwiami, dłoń opleciona wokół nadgarstka, delikatny uśmiech, przepełniony tęsknotą i niemalże dziecięcą radością szatyna, na jaką nie pozwalał sobie od dawna. Może i faktycznie się cieszył, faktem, że jest z drugim, do tego stopnia, że zaczynał się tego bać.
Wolał już żyć w przekonaniu, że nic nie czuje, ale doskonale wiedział, że oszukiwałby siebie samego, kłamiąc, iż nie pragnął, iż nie potrzebował drugiego. Przekroczył już chyba zbyt wiele granic, by jeszcze sądzić, że istnieje dla niego jakikolwiek ratunek. Jeśli już czuł to wszystko na widok drugiego, na samą jego obecność... co jeszcze miałby sobie powiedzieć?
Że może przestać?
Zamknęły się drzwi od windy, która zatrzymywała się bezpośrednio w korytarzu z jednymi drzwiami, skrywającymi apartament blondyna.
Przez moment po prostu dzieli przestrzeń, ale wystarczyło, że Jungkook spojrzał na Jimina w im tylko znany sposób, by usłyszeć przekleństwo drugiego, po czym poczuć jego usta na własnych, poruszające się w ten sam spragniony sposób, w jaki robiły to w galerii sztuki.
Smakowali siebie nawzajem, delektowali się własną bliskością. Jungkook już czuł wszystko zbyt wyraźnie, zdawało mu się, że intensywność z jaką czuł była nie do zniesienia, a jednak rozchodziła się w jego ciele przyjemnymi falami ciepła, jakie odbierały mu wszystko.
Nie minęło wiele, gdy nareszcie znaleźli się sam na sam, jedynie oni i ściany, które miały być świadkiem tworzenia dzieła. Jimin się nie śpieszył, nie był już taki, jak dosłownie kilka minut wcześniej – zaborczy, głodny i pragnący. Torturował Jungkooka muśnięciami, delikatnością, gdy jego ciało było już nastawione na coś gwałtownego, rozdzierającego. Szatyn nie miał pojęcia, kiedy zaczął wypełniać pomieszczenie jękami, kiedy zaczął zatracać się pod znajomym dotykiem. Nie wiedział, kiedy jego nagie już w większości ciało dotknęło aksamitu pościeli i kiedy mógł poczuć pod opuszkami palców gorąco twardych mięśni pleców drugiego.
Jimin nie powstrzymywał się już, kompletnie utracony, odchodzący od wszystkiego, czego trzymał się do tej pory. Zostawił chłopca tylko na chwilę, obserwując, jak ten desperacko porusza biodrami, próbując sprawić sobie choć minimum przyjemności przez materiał na sobie. Nie mógł się dotknąć, pozostawało mu więc jedynie to.
Po chwili na stoliku nocnym pojawił się kieliszek, wino, a słodki odcień czerwieni zetknął się z odrobiną bieli, wywołując dreszcze chłopaka. Blondyn z namaszczeniem obserwował ciemność źrenic, tak pochłoniętych odczuciami, tak wypełnionych obłędem z pożądania. Wyglądało to dla niego niczym bajka o królewnie śnieżce, choć w tym wypadku ta kolorystyka należała bardziej do księcia.
Miękkość warg, jaką czuł na swoich ustach jeszcze sekundę temu, była niezwykle kusząca, zapraszająca i prosząca na kolanach o więcej z każdym kolejnym jego gestem, z każdą kolejną umykającą sekundą. Zegar na ścianie nieubłaganie odliczał czas, skupiając się każdą minutą na ruchach mężczyzn, próbując zatrzymać je jak najdłużej.
Jimin delikatnie przesunął językiem roztapiającą się na klatce drugiego kostkę lodu, która mieszała się z kroplami wina, tworząc delikatny wzór z niemalże już różowych kresek. Obraz, jaki zdaniem blondyna powinien wisieć w opuszczonej przez nich galerii sztuki, jako dzieło życia anonimowego artysty. Oczami badał każdą rozchodzącą się plamę, mokrą ścieżkę, którą sam wyznaczał, choć niektóre same sobie tworzyły nowe drogi przez ciało chłopaka. Mięśnie napinały się pod jego dotykiem, jakby nie mogły wytrzymać konfundującej zmiany temperatur, jaka następowała gwałtownie i bez ostrzeżenia.
Jungkook był na granicy, nie rozumiał już, co się dzieje, oddany w zupełności swoich zakończeniom nerwowym, które opowiadały mu historię o łaknącym go kochanku. Miał ochotę wypełnić cały pokój znajomymi literami imienia, brzmiącego w jego umyśle niczym świętość.
Jęknął, gdy kostka lodu przemieściła się ponownie, lądując naprawdę nisko, prawie przy linii bioder. Zapach mężczyzny wymieszany z tym alkoholu i cudownym zimnem pozbawiał go zmysłów. Czuł się tak, jak nigdy dotąd, jakby coś kompletnie go zamroczyło i odebrało zdrowy rozsądek.
Palce drugiego swobodnie przemieszczały się po jego ciele, gorący oddech muskał szyję, podobnie jak zęby, które zostawiały trwałe ślady na skórze, wywołując kolejne reakcje szatyna. Zaczęło mu brakować oddechu, gdy Jimin finalnie, powolnie i z finezją ściągnął ostatnią część ubrania, jaką chłopak na sobie miał. Bokserki wylądowały na podłodze obok łóżka, a spragnione ciała mogły nareszcie smakować się w pełni, bez przeszkód.
Jimin zerknął na swoje dzieło z niewielkiej odległości. Na przepełnione mgłą pożądania oczy Jungkooka, na rozchylone, słodkie wargi, odgiętą lekko szyję, włosy rozsypane na lekko fioletowym materiale, na których zbierały się krople potu. Nie mógł się nadziwić, że ma przed sobą kogoś tak anielskiego, do tego stopnia, że mógłby nie istnieć, mógłby nie być prawdziwy. Blondyn dotąd nie postrzegał nikogo w taki sposób i zdawał sobie z tego sprawę. Dotąd również nie przekraczał własnych ram, a oto Jungkook leżał w łóżku w jego prywatnym apartamencie, tak, jakby to nie było nic wielkiego. Jakby blondyn wcale nie trzymał tego miejsca w jak najściślejszej tajemnicy tak bardzo jak mógł.
Co więc zmienił ten chłopak?
Konsumujący wzrok mężczyzny przyprawił Jungkooka o lekkie dreszcze, zdawał sobie sprawę, że nie ma już siły walczyć, nie w tej chwili i prawdopodobnie, choćby miał tego żałować, zmieni zasady, choćby tylko po to, by spędzić kolejną sekundę w jego ramionach.
Podciągnął się nieco wyżej, chcąc pocałować blondyna. Drżące usta ponownie napotkały te drugie, ruszające się o wiele pewniej, choć ich właściciel również wypełniony był emocjami. Pozwolił swoim palcom zacząć schodzić coraz niżej, podobnie, jak pocałunkom, choć rozstanie z ustami drugiego wydawało się jakąś formą kary za grzechy, jakich Jimin miał aż nazbyt dużo.
I mimo tego, że za każdym razem zostawiał je na wargach chłopaka, ten wciąż nie miał pojęcia, że te istnieją, gdyż przykrywała je zbyt mocna woń whiskey, oraz tekstura aksamitu.
Jungkook wstrzymał oddech, gdy nareszcie poczuł dotyk w upragnionym miejscu. Syknął, gdy Jimin pozwolił sobie na śmielsze ruchy. Chciał, by szatyn czuł się jak najlepiej, choć sam nie wytrzymywał z własnymi rządzami, obrazami, jakie miał w głowie. Ledwo trzymał wodze, wiedząc, że nie zamierza go skrzywdzić, czy wykorzystać momentów słabości. Mimo to sam zaczynał mieć kłopot z własnym rozsądkiem.
Ponownie pokrył szyję drugiego malinkami, przemieszczając się w dół, po klatce piersiowej i mięśniach brzucha, na których obecność fioletowych śladów była już wyraźna, oznaczała każdy moment, w którym Jungkook miał wrażenie, że dłużej nie da rady.
Gdy Jimin w końcu zaangażował swoje usta i język, a przyjemność nimi powodowana zabierała drugiemu wszelakie myśli, potrafił jedynie przygryzać wargę i spoglądać z błaganiem o więcej, nie mając pojęcia, o co prosił. Z tą sekundą jego przekonania czy zasady zostały dawno wyrzucone z pokoju, z rozkazem, by nigdy nie wracać.
Spiął mięśnie, czując jak rozlewało się w nim ciepło. Był cholerne blisko, od takiej niewielkiej ilości pieszczot. Właściwie nic nie zrobili, a Jungkook już musiał się powstrzymywać, by nie skończyć wszystkiego zbyt szybko. Palce wplatał co rusz w kosmyki włosów blondyna, póki ten nie przyszpilił nadgarstków drugiego do łóżka, by ten nie mógł sobie pozwalać na podobnie rzeczy. Przygryzł wargę, próbując walczyć z samym sobą, z mięśniami, by utrzymać swoją siłę woli.
- Dość – powiedział cicho, mając nadzieję, że drugi przestanie, ale ten jedynie przyspieszył ruchy, muskając językiem całą powierzchnię członka drugiego, sprawiając, że Jungkook drżał pod nim i nie ukrywał już, jak blisko był. – Jimin, ja... - powiedział jedynie, słabo, by po chwili jęknąć głośno, gdy nareszcie doszedł przez drugiego, który to pocałował go zaraz po tym, dając mu do posmakowania siebie samego. Jungkook nigdy się tym nie brzydził, wręcz przeciwnie, mruknął lekko na gest drugiego. Oczy wciąż miał przyćmione orgazmem, a mimo to spoglądał na Jimina z wiadomą prośbą.
Więcej.
Blondyn uśmiechnął się tylko, całując czubek nosa szatyna, jego policzek, linię szczęki i finalnie usta, obiecując mu wszystko, co tylko mógł.
Ponownie oddalił się od niego, cicho wielbiąc obraz, jaki tworzyło na nim wino, rozpuszczony lód, oraz resztki bieli, jakie znajdowały się na jego brzuchu. Jimin miał wrażenie, że mógłby dojść od samego tego widoku, ale wciąż panował nad sobą, mimo, że nie zadanie to wydawało mu się wręcz niewykonalne.
Jungkook za to ponownie czekał, czując, jakby był w jakimś śnie, jakby to nie była realność. Nic nie wiedział, czuł tylko, jak płonie i jak bardzo bezradny był wobec tego faktu. Każdy jego mięsień był przepełniony tymi rządami, szczerze mówiąc miał już gdzieś, co go spotka, bo potrzebował drugiego do tego stopnia. Z nikim nie czuł się w taki sposób, z nikim nie miał wrażenia, jakby był to jego pierwszy raz, jeśli chodziło o nowość i intensywność emocji. Miał ochotę wyśmiać siebie samego za podobne myśli, nieważne, jak prawdziwe były.
Pierwszym co poczuł były palce mężczyzny na jego kostkach, które powoli oplatały je ciemnofioletowym sznurkiem i robiły supły przy ramie łóżka. Jungkook uśmiechnął się delikatnie, przygryzając wargę. Podobało mu się, do czego to zmierzało i nie wiedział, że blondyn zapewnie czuł się podobnie. Gdy już doskonale zdawał sobie sprawę, iż ma dość ograniczone ruchy dolnych partii ciała, ponownie poczuł na łydkach i udach usta drugiego, ciepłe i żarliwe, sprawiające, że ledwo się kontrolował, czując zdecydowanie, jak na odczucia wpływał fakt, iż nie mógł wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Rozchylił usta, wypuszczając z nich kolejne westchnienia. Dłoń Jimina na ponów pracowała na długości szatyna i Jungkook znów czuł, jak napinają się jego mięśnie, jak rozpływa się w nim ciepło, które tak dobrze znał.
Po chwili Jimin zaprzestał pocałunków, podniósł się nieco i spojrzał w oczy Jungkooka. W rozświetlone gwiazdami niebo, w definicję cielesnego zaspokojenia. Chłopak zadrżał pod tym wzrokiem, niepewny, czy naprawdę tu był, czy czuł to wszystko.
Dłoń blondyna szybko znalazła się na szyi drugiego, ściskając się wokół niej nieco. Jungkook przymknął powieki z nowego odczucia, z bijącej od drugiego dominacji i niekwestionowania.
- Jungkook... - wyszeptał, głos miał lekko zachrypnięty od emocji, od tego, o czym myślał i czego tak pragnął. – Pozwolisz mi? – zapytał, tuż przy jego uchu, niecierpliwie, a jednak z dozą odsunięcia. Nie chciał powiem wymuszać na drugim odpowiedzi, niczego, co byłoby wbrew jemu. Jungkook nie wiedział, co powiedzieć, nie wiedział, czy w ogóle jest w stanie mówić w takiej pozycji, czując twardą męskość przez materiał spodni drugiego, czując gorąco i kolejne dreszcze na własnym ciele.
- Ja... - powiedział cicho, nie wiedząc, co właściwie chciał mówić i jak składa się poprawne zdanie – Proszę, po prostu... daj mi jeszcze raz... proszę... - wiedział, że brzmiał żałośnie poddańczo, ale nie umiał już stawiać oporu, myśleć racjonalnie, czy zastanawiać się nad sensem pytania drugiego. Wiedział, że dotychczas ten nie posunął się ani kroku dalej, nie pozwalał sobie na zbyt dużo. Szatyna zawsze to dziwiło, miał bowiem świadomość, jak postępowano z nim praktycznie za każdym razem – stąd też postawa blondyna wydała mu się niecodzienna. W końcu przecież...
Jungkook właśnie po to był. By sprawić komuś przyjemność, w każdy sposób. Nie trzeba było go pytać o zgodę, bo sam jej udzielił, dołączając do klubu. Nawet jeśli miał swoje granice – zawsze je zaznaczał. I to wystarczało. Ktoś musiał je po prostu szanować i tyle. Reszta była zawsze dozwolona.
I najwyraźniej nie umiał on jeszcze dostrzec, że seks mógł być czymś więcej, niż sposobem na życie, niż przelotnym dotykiem, za który ktoś zapłacił. Mógł być również wyrazem uczuć, tych mniej, lub bardziej widocznych.
- Na pewno chcesz? – ponowne pytanie, uścisk dłoni nieco się poluźnił, oczy złagodniały. Jungkook był naprawdę zdezorientowany.
Przecież to i tak nie miało nic znaczyć, prawda? Nic szczególnego. Po co więc pytał drugi raz, z taką troską? Żeby dać mu jakieś nadzieje, żeby sprawić, że serce będzie chciało mu wyskoczyć z piersi? Żeby...
Coś mu powiedzieć? Przekazać?
Jungkook nie miał pojęcia, ale skinął głową, nie mając pojęcia, co właśnie zainicjował, nie tylko w sobie, ale w drugim mężczyźnie, który tej nocy wypełnił swoją sypialnię najwybitniejszym utworem muzycznym, doprowadzając ich obu do obłędu, do szaleństwa.
Do przyznania, że już nic nie miało być takie samo.
***
- Ile razy to robiłeś? – Hoseok zapytał, po czym popił nieco wody ze szklanki, miłej odmiany dla szampana, jakiego kosztował cały wieczór podczas uroczystości.
- Kilka... - odpowiedział Yoongi, uśmiechając się krzywo i patrząc na swoje własne uda, oświetlone światłami miasta z zewnątrz. Po chwili jednak uniósł wzrok, spotykając ten drugiego, który mówił sam z siebie.
-... naście – dokończył, poddając się intensywnemu spojrzenie, jakiego wyraz zmienił się na usatysfakcjonowany odpowiedzią.
- Tak myślałem – westchnął ciężko Hoseok. – Nie byłeś nigdy w stałym związku?
- W paru, ale nie szło nam najlepiej – odpowiedział brunet ciężko, wspominając przy tym tamte chwile i czasy.
- Chodziło o twoją pracę? – zapytał drugi, przybliżając się do Yoongiego i obejmując go w pasie od tyłu, tak, że jego naga klatka piersiowa mogła stykać się ze skórą pleców bruneta.
- Nie, chociaż też – westchnął, czując, jak palce Hoseoka wędrują po jego żebrach, brzuchu i przy biodrach. – Głównie o to, że oboje zazwyczaj chcieliśmy czegoś innego – dodał, odwracając nieco głowę, by móc na chwilę pocałować mężczyznę za sobą, słodko, urywanie i ze skrywanym przywiązaniem. – Ja zazwyczaj chciałem być wolny, a oni chcieli zobowiązania.
- Ze mną możesz być wolny – mruknął mu do ucha Hoseok, przygryzając je po tym lekko, co wywołało lekki pomruk Yoongiego. – Wiesz o tym.
- Z tobą mogę co najwyżej zaraz zrobić porządek – odpowiedział ciemnowłosy, wychodząc z ciepłego uścisku i pozwalając sobie na przyciśnięcie drugiego do materaca łóżka, by móc zacząć całować jego szyję.
- Mówiłem poważnie, Yoongi – stwierdził po chwili Hoseok, urywanie, przez pieszczoty, jakie odczuwał, tak subtelne, a jednocześnie wyraziste. Brunet na moment przerwał, spoglądając w oczy drugiego na parę sekund. I wzrok ten wystarczył, by przekonać drugiego, że doskonale to wie.
Że nie zamierza tego zmarnować.
***
Jimin strzelił.
W pomieszczeniu już roznosiła się woń prochu strzelniczego wymieszana z zapachem perfum mężczyzny. Chłód uchwytu broni przypominał mu gładkość skóry kogoś, kogo zostawił w apartamencie kompletnie samego tego ranka.
Musiał odreagować.
Przysiągłby, że dawno nie czuł takiej satysfakcji widząc ślady po kulach w tarczy przed sobą. Przychodził tu dość regularnie, w końcu nie pozwoliłby sobie na przerwę. Musiał być zawsze w formie, gotów na cokolwiek. Wiedział o tym doskonale.
Odgiął szyję do tyłu, potem na boki, aby rozluźnić mięśnie. Nie dawał już rady myśleć aż tak dużo, choć i tak to robił. Wciąż miał w głowie obraz każdej sekundy tej nocy i choćby go sam Bóg przeklął, nie zamierzał ich zapomnieć.
To wszystko wydawało mu się absurdalne. On nigdy tego nie czuł. Tak głębokiego przywiązania do kogoś. Do osoby, która tak prosto zabierała mu rozsądek. Wszystko, co czuł przy tym chłopaku było sprzeczne z jego regułami.
Miał świadomość, że emocje doprowadzą go do destrukcji, do upadku. To nie miało mu przynieść niczego dobrego.
A jednak brnął w to. Szedł dalej, niezdolny do odmowy, do porzucenia myśli o szatynie. Zwłaszcza po tym, co się wydarzyło. Normalnie miałby to gdzieś. Robił to już tak wiele razy.
Ale nigdy nie wkładał w to uczuć, jakie miał głęboko w sobie.
Życie nauczyło go, by nie kochać ludzi, by nie powierzać serca komuś, kto może je tak prosto zdeptać. A teraz? Łamał własną lekcję, jaką z tego wyciągnął.
Ponownie przymknął powieki, wziął głęboki oddech. Starał się zignorować własny umysł.
Strzelił znowu.
Kolejny huk wypełnił pomieszczenie, słyszał go nawet przez ochronne słuchawki na uszach. Zdjął ja na moment, chcąc skupić się na swoim oddechu. Zużył dwa magazynki, miał wrażenie, że siedzi tu wieczność, choć tak naprawdę nie minęło nawet pół godziny. Zdecydowanie tego potrzebował, ale obecnie wciąż miał w sobie zbyt wiele, by funkcjonować, a wiedział, że musi być trzeźwy, jeśli chciał się jeszcze zobaczyć z Markiem i przyszłym, nowym dostawcą jednego z rodzajów broni, jaką rozpoczęli handel.
A w głowie nie miał niczego innego, oprócz Jungkooka, oprócz jego jęków i odbicia własnego wnętrza w oczach chłopaka, zaszklonych od emocji i przyjemności.
***
Jungkook obudził się sam.
Dookoła pachniało różami, miękkość aksamitu delikatnie otulała jego ciało, promienie słońca nieśmiało wędrowały po odsłoniętej skórze. Wszystko wydawało się ciche, nieruchome i zatrzymane w czasie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, podnosząc się na łokciach, szukając prezencji tej jednej osoby.
Było jednak pusto.
To nie tak, że czuł zawód. Czego innego mógłby się spodziewać? W końcu, pomimo tego, co mówił mu Jimin, co Jungkook sam czuł... to nie mogło być nic więcej. Doskonale to rozumiał, choć bolał go ten fakt. Bycia kolejny raz po prostu zabawką, w dodatku emocjonalną. Zdał sobie sprawę, że znowu poddał się słabości. Że nic się tak naprawdę nie zmieniło.
Nawet, jeśli czuł wciąż drugiego w sobie, czuł jego ciało nad sobą, ciepło, to, jak robił mu na szyi fioletowe ślady, które teraz mógł muskać palcami. Czuł wciąż jak blondyn dotyka opuszkami jego ust, a on delikatnie muska je językiem, by po chwili zacisnąć usta dookoła nich. Pamiętał każdy gest, słowo, muśnięcie, jak mówił mu, że jest dla niego dziełem sztuki, że jest piękny.
A Jungkook teraz nie wiedział, czy temu wierzyć.
Ponownie przejechał wzrokiem po pomieszczeniu, jakby w nadziei, że Jimin zaraz wyjdzie z łazienki, albo ze schodów, że przyjdzie tutaj do niego, by wtulić się w jego ramiona, by ponownie powiedzieć mu to wszystko. Tak się jednak nie zdarzyło i szatyn musiał dojść do tego, iż poranek spędzał kompletnie samotnie.
Westchnął, powstrzymując łzy, jakie z żałością cisnęły mu się na zewnątrz, by móc przyozdobić jego policzki. Miał dość i był zmęczony, nawet, jeśli mógłby szczerze nazwać tą noc jedną z najlepszych w swoim życiu. Bolało go to, jak mocno odczuwał wszystko, jak wszystko pamiętał. Przepełniało go wrażenie, jakby nikt inny na tym świecie nie był w stanie dać mu tego samego, ani nawet podobnego.
Zdawał sobie sprawę z własnej beznadziejności. Z własnych myśli, które w ogóle nie pomagały mu się pozbierać.
Wyszedł z łóżka, czując lekki ból w dolnej części pleców. Normalnie uśmiechnąłby się na to, wiedząc, że został odpowiednio potraktowany poprzedniej nocy – teraz jednak był zły, iż ból przypomina mu o tym, jak był w niebie i jak upadł dla blondyna, tak nisko, bo przecież go...
Urwał, karcąc się w myślach. Pozbierał swoje ubrania, zostawił łóżko w nieładzie i po dość szybkim założeniu rzeczy na siebie wyszedł z pokoju. Zszedł po schodach, odczuwając każdy krok mocniej, niż normalnie.
Jimin zdecydowanie go nie oszczędził.
Nieco obolały przeszedł do kuchni, mając nadzieję, że właściciel nie obrazi się, iż ten zabierze sobie nieco jedzenia z lodówki. Ledwo udało mu się do niej wejść, jego wzrok przykuła niewielka karteczka napisana na blacie. Pismo było niezwykle ozdobne i przez moment Jungkook nie umiał do końca rozczytać liter, po chwili jednak zrozumiał treść, która sprawiła, że podskoczyło mu serce.
„Na zewnątrz czeka kierowca, będzie tam tak długo, póki nie wyjdziesz z apartamentu. Zawiezie cię gdzie chcesz, w obrębie miasta. Zjedz to, na co masz ochotę. I zadzwoń do mnie, jak będziesz mógł
Jimin"
Pod wiadomością był również zapisany jego numer, na który Jungkook zerkał z niedowierzaniem. Cała treść wydawała mu się dziwna, niecodzienna, nie widział powodu, dla którego blondyn miałby mu pisać coś podobnego. W dodatku wychodziło na to, że powierzył mu do własnej dyspozycji swojego kierowcę, co samo w sobie coś znaczyło.
Może więc nie został porzucony.
Uśmiechnął się na tą ulotną myśl, mimo, że nie chciał się cieszyć z takiego gestu, jednocześnie niewielkiego i znaczącego więcej, aniżeli by chciał. Z iskierkami w oczach otworzył sobie lodówkę, spoglądając na rodzaj jedzenia, z jakim dotąd nie miał nawet do czynienia, nie mówiąc już o tym, że cała dolna część urządzenia wypełniona była szampanem, jakby Jimin świętował przynajmniej kilka razy w tygodniu. Jungkook nie miał pojęcia, czy tak faktycznie wyglądało jego życie.
W ogóle mało co o nim wiedział.
Do tej pory jednak mu to nie przeszkadzało. Ciągnęła go do niego fizyczność, znajoma chemia, jaką się odurzał za każdym razem, gdy się widzieli. Czuł to przyciąganie, nawet, kiedy Jimin był obecny jedynie w jego myślach. Nie rozumiał tego, ale po raz pierwszy od dawna czuł się tak do kogoś przywiązany, do kogoś właściwie sobie obcemu, a jednocześnie bliskiemu. Paradoks, coś, co nawzajem się wykluczało, a jednak istniało i to nie tylko w nim.
Po spędzeniu kolejnej minuty rozglądając się po lodówkowych półkach, ostatecznie wybrał kilka pomidorów, oraz cebulę, stawiając tym samym na najprostszą jajecznicę. Nie był jakoś szczególnie głodny, mimo, że ostatni raz jadł wczorajszego popołudnia. Przygotowanie i zjedzenie posiłku nie zajęło mu dużo czasu, wyczyścił patelnię i odłożył na miejsce, po tym jak krzątał się trochę próbując je sobie przypomnieć.
Ubrany w elegancki, czerwony garnitur wyszedł z apartamentu, nie odstając wizerunkiem od właściciela takowego, mimo, że daleko mu było do tego. Miał szczęście, że skończył tutaj właśnie w takich okolicznościach. Gdyby wyszedł stąd w samych dresach ktoś mógłby coś podejrzewać.
Gdy opuścił budynek w istocie zastał zaparkowane bmw, odpalone i gotowe do odjazdu. Był to model i8, wyglądał jak samochód wart więcej, niż nie jeden dom w mieście i zapewnie tak właśnie było. Jungkook podszedł do pojazdu, niepewien, czy powinien coś powiedzieć, czy zapukać. Nie zdążył jeszcze nawet się nad tym zastanowić, gdy drzwi uniosły się w górę, a jego oczom ukazał się kierowca w średnim wieku, patrzący na niego ponaglającym spojrzeniem.
Chłopak wsiadł więc niepewnie, obserwując, jak drzwi opadając w dół by ostatecznie zamknąć go w środku pojazdu.
- Dokąd, panie Jeon? – zapytał kierowca, perfekcyjnie wymawiając nazwisko chłopaka, mimo, że wyraźnie czuć było w jego mowie angielski akcent.
- Do centrum – odparł, nie chcąc za mocno zdradzać, gdzie mieszka, choć wiedział, iż Jimin to pamięta. Mimo to wolał zachować chociaż pozory ostrożności. Poza tym, z centrum nie miał do siebie zbyt daleko, w końcu to tam również znajdował się klub.
Podróż minęła mu w milczeniu i obserwowaniu okna, przy akompaniamencie muzyki klasycznej, która powolnie sączyła się z głośników. Czuł się, jakby to było jego życie, jakby mógł sobie pozwolić na prywatnego kierowcę i jeździć po ulicach miasta o jedenastej rano w najnowszym modelu bmw. Przez moment pewnie i uwierzyłby w tą iluzję, chociaż kompletnie nie była ona prawdziwa, nawet przez sekundę.
Dopiero zaparkowanie samochodu odciągnęło go od rozmyślań. Podziękował za przejażdżkę, co kierowca przyjął skinieniem głowy. Potem odjechał, zdzierając gumy trochę mocniej, niż to konieczne, zostawiając szatyna na chodniku, jako centrum zainteresowań kilku gapiów, których może nie powinien dziwić podobny widok, ale jednak dziwił. Bogato ubrany młodzieniec wysiadający ze sportowego samochodu w centrum miasta.
Nie ważne, jak codzienne to mogło być – i tak wzbudzało poruszenie.
Jungkook od razu zaczął iść w kierunku domu, poddając się myślom, poddając się temu, czemu tak bardzo nie chciał się poddawać.
Uczuciom.
p.s powinienem teraz żałować za grzechy, po napisaniu tego, ale szczerze nie żałuję i mogę obiecać much more, w końcu to smut babies <3
p.s2 chcecie więcej yoonseoka?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top