my decision
z dedykacją dla tych, którzy dalej tutaj są. bez Was nie miałbym do kogo wrócić. tęskniłem ja i każda postać tej historii. to również dla tych, z którymi rozpłynął mi się kontakt, a których to trzymam dalej ciepło we wspomnieniach i nie ma takiej pory roku, żebym o Was nie myślał. wiecie, kim jesteście. kiedyś znowu nadejdzie dla nas wiosna.
cudownej lektury, być może najdłuższego rozdziału jak do tej pory,
Wasz Filip
***
Jego imię. Zakazana poezja spływająca z ciał kochanków, zostawiająca za sobą ślady z fioletu, które z jakiegoś powodu nigdy nie znikały z czyjejś pamięci tak jak robiły to ze skóry. Był definicją tego, czego nie sposób było sięgnąć.
Dlaczego oddawał serce dla kogoś z taką łatwością?
Zerknął na Jungkooka raz jeszcze, z wzrokiem wypełnionym niemym błaganiem słyszalnym tylko dla myśli Parka. Uwielbiał obserwować, jak jego chłopiec tonął, jak się mu oddawał, z każdą chwilą coraz bardziej bezgranicznie. Czasami nie sposób było powiedzieć, jaki konkretny moment odbierał mu zupełnie trzeźwość umysłu.
Jeon nigdy się tego jednak nie bał. Nie obawiał. Bezbronnie oddawał się w paszczę wilka wiedząc, że ten nigdy go nie ugryzie. Że nigdy go nie skrzywdzi. Może z tyłu głowy wiedział, że to możliwe, że istnieje taki scenariusz. Zdawał sobie też jednak sprawę, z tego co skrywał bardzo głęboko w sobie.
Że nie miałby nic przeciwko byciu skrzywdzonym przez niego. I tylko niego. Ale nie przyznałby tego nawet we własnych myślach.
Słodki jęk przeszył pokój, błądząc między ich ciałami melodią pożądania. Mieli tylko siebie nawzajem. Nikt inny nie miał znaczenia, tak długo, jak mogli się wzajemnie wyniszczać i budować od nowa z każdym nowym dotykiem.
Z każdym kolejnym niepowiedzianym wyznaniem, które skrywali na wargach.
Gdyby chcieli mogliby wypisać całe litanie o swoich uczuciach na skórze, zostawiając poszczególne słowa między żebrami, na obojczykach, w zagłębieniu szyi, w kąciku warg, na kościach biodrowych i udach. Mogliby powiedzieć sobie wszystko, co zechcą.
W niepisanej umowie woleli jednak zostawić to zadanie ciemniejącym na niebie gwiazdom oraz oddalonym światłom miasta.
- Jak się czujesz? – Jimin powiedział to zaraz po tym, jak ucałował szczękę chłopaka, delikatny prezent, mający go zrelaksować.
- Najlepiej – odpowiedział Jungkook, zaplatając palce we włosach Parka, nie zastanawiając się za mocno nad własnymi reakcjami. Jego palce błądziły przez moment między jasnymi kosmykami, spragnione, zagubione, potrzebujące.
- Chciałbyś czegoś spróbować? – zapytał blondyn, jego szept mógłby zabijać i drugi odczuł to całym sobą.
- Hm? – zapytał Jeon lekko skołowany, jego oczy zrobiły się nieco większe i zdecydowanie stał się bardziej czujny, choć wcale nie robili obecnie niczego intensywnego, poza paroma pieszczotami. – Co takiego? – dopytał, nim Park lekko się nad nim uniósł.
- Ciekawi mnie, jak sobie z czymś poradzisz. Jeszcze tego nie robiliśmy, więc powiedz mi, jeśli cokolwiek będzie nie tak, dobrze? – powiedział łagodnie, a szatyn, choć wciąż mając tysiące pytań, kiwnął głową i pozwolił drugiemu lekko podnieść się z pościeli. Gdy tylko stracił kontakt z ciepłym materiałem, poczuł dopiero, jak bardzo rozgrzane było już jego ciało. Jak mocno już reagował, mimo że nie działo się z pozoru nic takiego.
Jimin przeszedł kawałek po podłodze, prowadząc chłopaka za sobą. Stąpał cicho, z elegancją, która spływała po nim tym cudowniej, że wciąż miał na sobie koszulę i bokserki, podczas gdy Jeon pozostawał niemalże nagi.
Blondyn sięgnął wolną dłonią do jednej z szafek. Jungkook kilkukrotnie już widział ich zawartość, choć nigdy nie zadawał wobec niej zbyt wielu pytań. Jedynie czasami, co zazwyczaj kończyło się rumieńcami Jeona, oraz ekscytacją, którą Park mógł spijać ze spojrzenia szatyna.
- Czy to... - Jungkook zaczął, by potem urwać na widok zwykłej linki do wiązania.
- Tak. Widziałeś ją już wiele razy, prawda? – powiedział Jimin, spoglądając na szatyna z uniesioną brwią i przeszywającym spojrzeniem. Jeon momentalnie poczuł, jak miękną mu kolana, jak z jego ust ma ochotę uciec choćby westchnienie. – Chodź, zaprowadzę Cię gdzieś. – to mówiąc ponownie ujął dłoń chłopaka w swoją, czując jej niezaprzeczalne gorąco.
Niespieszne kroki dwójki niosły się przez pokój, póki Jimin nie dotarł na środek pomieszczenia. Zdobiona posadzka lśniła delikatnie w półświetle jakie wypełniało przestrzeń dookoła, a delikatne prześwity księżyca odbijały w niej, przypominając wstęgi farby na płótnie.
Jungkook mógłby równie dobrze stanowić pierwszy plan tego dzieła. I tym właśnie miał się stać
- Zostań tutaj, dobrze? – głos Jimina był stanowczy, acz łagodny, a wraz z wypowiadanymi słowami, pozwolił sobie nacisnąć przycisk na ścianie, który prostym mechanizmem rozpoczął obniżanie sporego metalowego haka u góry sufitu. Jeon mógłby przysiąc, że nie widział go tu wcześniej, choć z drugiej strony, czy kiedykolwiek skupiał się w tej sypialni na czymś innym niż Jiminie?
Wątpił.
- Podnieś ręce – powiedział Park, wyrywając Jungkooka z przemyśleń. Ten mimo niepewności uniósł ramiona w górę, by już po paru sekundach poczuć jak chłodny metal zsuwającego się coraz niżej oczka muska go po nadgarstkach. – Wystarczy – usłyszał ponownie blondyna, a dźwięk mechanizmu momentalnie ucichł. Jimin podszedł do szatyna, w dłoniach miał już przygotowany odpowiedni węzeł, który sprawnie wsunął na obręcz.
- Przez jakiś czas będziesz związany z ramionami w górze, w pozycji stojącej. Gdybyś czuł, że słabniesz, drętwieją ci mięśnie, potrzebujesz odpoczynku, od razu mi powiedz. Będę sprawdzał co z tobą w trakcie, ale nie czytam ci w myślach – głos Jimina był delikatny, otulający, Jeon miał wrażenie, że chce go nim obtoczyć jak ciepłym kocem. Kiwnął głową na zasłyszane słowa, by po chwili blondyn mógł kontynuować: – Nożyczki medyczne leżą na komodzie obok nas w razie potrzeby. Pamiętasz swoje słowo bezpieczeństwa?
- Tak – powiedział pewnie szatyn, czując jak materiał lin otacza jego nadgarstki, jak przesuwa się między nimi i powoli sprawia, że są unieruchamiane w jednej pozycji. – Tak, panie – poprawił się momentalnie, widząc jak delikatny uśmiech wykwitł na twarzy Jimina.
- Teraz już nie pozostaje ci nic innego, jak być moją grzeczną zabaweczką – odpowiedział Park, muskając palcami nagi tors Jungkooka, dotykiem kończąc na jego szczęce by ścisnąć ją dosadnie i nakierować wzrok chłopaka wprost na siebie. W końcu kto inny miałby być w centrum uwagi jego chłopca.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.
- Mhm – wydusił jedynie Jeon, by po chwili poczuć kciuk Parka w swoich ustach. Drugi pozwolił szatynowi ssać go przez chwilę, tak, by po wyjęciu zostawić mu na ustach mokrą stróżkę śliny. W oczach chłopaka widać już było znajomą dla Jimina mgłę, przysłaniający koloryt oczu Jungkooka welon pożądania. Widok o tyle piękny, co oczekiwany. W końcu reakcje ciała drugiego mówiły blondynowi wszystko.
Niekiedy więcej niż same słowa.
- Doskonale wiesz, do czego jesteś najlepiej stworzony – skwitował, ostatni raz przesuwając kciukiem po ustach swojego chłopca i wprawiając go tym w drżenie. Odsunął się nieznacznie i pozwolił dłoni wędrować po nagim ciele szatyna, niemalże jakby go badał, jakby chciał zapamiętać opuszkami każdą krzywiznę, zostawić na nim ślady niezdolnie do zmycia, zawsze przypominające, do kogo tak naprawdę należał ten skrawek skóry.
Jeon rozpadał się od słodkiej tortury drugiego. Świadom, że tylko te dłonie mogły go mieć w taki sposób. Oddanego. Proszącego o więcej każdą częścią swojego ja.
I Jimin miał mu to wszystko dać.
Pozwolił sobie jeszcze moment podziwiać Jungkooka, nim począł rozpinać każdy z guzików pozostałej na nim koszuli, patrząc, jak chłopak śledzi te poczynania uważnie, niemalże z uwielbieniem przyglądając się każdej krzywiźnie odkrywanej przez rozchylający się materiał, by finalnie zostać powitanym widokiem nagiej klatki Jimina. Jeon przysiągłby, że nigdy nie pozwoliłby sobie na znudzenie tym obrazem, na mniejszy zachwyt ciałem blondyna, choć przecież widział je tyle razy. To było jak wpatrywanie się w księżyc, jak obserwowanie gwiazd, jak żegnanie dnia wraz z promieniami zachodu słońca na twarzy. Coś takiego nie miało prawa zostać nazwanym rutyną, czy być mniej adorowanym z każdym kolejnym razem.
Wręcz przeciwnie.
- Chciałbyś, prawda? – zapytał Jimin, posyłając drugiemu spojrzenie drapieżcy. – Chciałbyś móc mnie spróbować – zakończył, widząc, jak Jungkook błaga, nie słownie, lecz całym ciałem o bliskość Jimina, o smak jego skóry. – Wybacz mi maleńki, dzisiaj ja zaczynam od ciebie – dodał, całując po tym szatyna głęboko, krótko, żarliwie, by potem przejść za niego i przejechać czubkiem języka po jego karku, schodząc na szyję i kończąc gdzieś na ramieniu. Wszystko w drugim doprowadzało go do szaleństwa, z wzajemnością jednak.
Dłońmi błądził po całym ciele Jeona, bez skrupułów bawiąc się każdym co wrażliwszym skrawkiem, tylko po to, by pomieszczenie zdobiły jęki drugiego, tak słodkie, tak piękne, że Park nigdy nie miał ich dość. Był zatracony w ciele chłopaka i przysiągłby, że nic na tym cholernym świecie nie działało na niego w taki sposób.
Po chwili palce Jimina zagościły na szyi chłopaka, lekko odbierając mu dech od czasu do czasu, co Jeon przyjmował z błogością, czując intensywniej i nie mając pojęcia, jak może być mu jeszcze przyjemniej.
- Jesteś tak cholernie uzależniający – szept Parka brzmiał jak wszystkie grzechy, których nie chciał drugiemu powiedzieć. – Nie umiem panować na sobą – dodał, sprawiając, że Jungkook niemalże doszedł na zasłyszane słowa, bo jak drugi śmiał mówić, że działał na niego tak mocno, tak dotkliwie.
W końcu czuł dokładnie to samo. To samo szaleństwo, które odbierało mu zmysły i oddawało się w całości w dłonie Jimina, całym sobą, razem z sercem. Był jak jagnię, a Park nie okazywał mu wcale litości i być może żaden z nich tego nie chciał.
- Jesteś dla mnie najlepszy, panie – wyjęczał Jungkook, będąc na skraju przyjemności, czując, że wiele już nie zniesie, choć przecież wcale nie był w ten sposób stymulowany. Park doskonale o tym wiedział, widząc, jak zachowuje się ciało bruneta, jak powolnie traci wszelaką kontrolę, nawet z tak nikłych gestów.
- Nie bój się maleńki, zajmę się tobą odpowiednio – powiedział zapewniająco, by po chwili zostawić chłopaka z uczuciem pustki, gdy Park odszedł ponownie w kierunku znanych mu szuflad. Wyciągnął z nich niewielkie urządzenie i pilocik, po czym przesunął dość spory fotel z rogu pomieszczenia tak, by stał kilka metrów naprzeciw związanego Jeona. Wyraz twarzy szatyna przechodził w różne fazy, natomiast ufał drugiemu i wiedział, że zaraz pozna znaczenie tych wszystkich szczegółów.
- Wiesz, że niesamowicie cenię sobie to, jak wyglądasz, jak się poruszasz – zaczął Park, nie omieszkawszy przesunąć dłonią po boku szatyna i zostawić ślad z dotyku również na jego pośladkach. – Jesteś dla mnie definicją sztuki. A tę lubię podziwiać – kontynuował, a wraz z zakończeniem tych słów pozwolił sobie wsunąć gadżet wewnątrz chłopaka, na co ten zareagował głośniejszym westchnieniem. Powoli zaczynał rozumieć.
I sama ta myśl niszczyła go od środka.
- Więc pozwól mi oglądać się tak, jak lubię najbardziej – Jimin przeszedł z powrotem przed Jungkooka, palcami schwycił jego podbródek, a drugą dłonią włączył wibrator. Jeon momentalnie jęknął, czując jak wszystko rozchodzi się w nim falami przyjemności, a świadomość, że Park ma nad tym całą kontrolę popychała go niebezpiecznie blisko skraju.
Blondyn za to, zadowolony z obrazu przed nim, pozwolił sobie usiąść wygodnie i podziwiać, jak Jungkook co chwilę przymyka oczy z przyjemności, jak porusza biodrami, desperacko próbując znaleźć jakieś spełnienie w otaczającym go powietrzu, jak prosi, wzrokiem, o cokolwiek więcej, czego Jimin nie zamierzał mu dać.
- Wyglądasz tak pięknie i żałośnie zarazem – stwierdził, przesuwając dłonią po własnej, zupełnie już twardej męskości. Jungkook poczuł nieopisaną zazdrość co do palców drugiego, które sprawiały mu obecnie przyjemność przez materiał bokserek. Sam chciałby tam być, na klęczkach, wpatrzony w swoje obecne wszystko.
Ale był tutaj, związany, spragniony, zupełnie pochłonięty w nieznośnej próbie zdobycia pełnej satysfakcji, gotowy oddać drugiemu cały świat wraz z sobą samym.
- Proszę... pozwól mi... - zaczął, urywanie, gdy wibracje wzmogły się, zabierając mu zupełnie trzeźwość myślenia, o ile taką jeszcze posiadał.
- Na co, chłopcze? - powiedział Jimin głębiej, pochłonięty własną przyjemnością równie mocno, co widokiem przed nim. Uwielbiał desperację w głosie Jungkooka, jego wzrok i ciało krzyczące o spełnienie.
Nic piękniejszego w życiu nie widział.
- Pozwól mi zrobić to za ciebie – wyszeptał prawie, w głosie mając nieopisany głód, chęć większą od niego samego. – Błagam – dodał, nie poznając nawet własnego tonu, tak ubrudzonego pożądaniem, seksem i czystą potrzebą doprowadzenia drugiego do szczytu.
Park nie wiedział nawet, że szatyn mógł zareagować w taki sposób, nie na samą pieszczotę i scenariusz, a fakt, że musiał mu usłużyć. Musiał sprawić, żeby czuł się najlepiej, właśnie przez niego. Przez jego chłopca.
Zagryzł wargę, by potem uśmiechnąć się nieznacznie. Uwielbiał go. Uwielbiał go całym sobą, nawet jeśli słowa takie grzęzły mu w sercu, niewypowiedziane i ciężkie. Nie wiedział ile jeszcze zdoła je takimi utrzymać, nim opuszczą finalnie jego usta.
- To chodź do mnie – zaczął, na co Jeon jęknął cierpiętniczo, torturowany tak okrutnym droczeniem z tym, czego chciał teraz najbardziej. – Ah, no tak. Będzie ciężko, prawda? – dodał Park, przyspieszając własne ruchy oraz podkręcając wibracje pilotem. Jungkook wydał z siebie dłuższe jęknięcie, które idealnie zgrało się z tym Parka, jak wspólna symfonia dwójki serc, które nie potrafiły powiedzieć sobie jak mocno są sobie oddane.
Przynajmniej ich ciała nie kryły tego aż tak bardzo.
- Proszę, ja... nie wytrzymam dłużej... - zaczął szatyn, wpatrzony w drugiego w taki sposób, w jaki jeszcze nigdy nie patrzył. Po chwili trwającej wieczność poczuł jak urządzenie spowalnia, a dźwięk kroków drugiego w jego kierunku staje się coraz wyraźniejszy. Po tym istniało już tylko uczucie ulgi przy nadgarstkach i głos Jimina, słyszany ponownie z pewnej odległości.
- Mon lapinou... - zaczął, lecz Jungkook nie dał mu skończyć. Nie zarejestrował nawet, jak znalazł się przy blondynie i kiedy dotknął kolanami posadzki. Nie wiedział, czyje imię zaczął wymawiać drugi ani co to powodowało. Wiedział jedynie, że mógł w końcu sprawić Jiminowi przyjemność, najlepiej, jak umiał. Nic innego się nie liczyło. Jego dłonie, język i usta poświęciły się temu w pełni, sprawiając, że Park odchodził od zmysłów. Nie sądził, że doprowadzi szatyna do takiego stanu, ale skłamałby, gdyby nie napawał się tym tak bardzo jak tylko mógł.
Place blondyna znalazły ostatecznie swoje miejsce we włosach Jeona, kontrolując część jego ruchów, choć chłopak doskonale wiedział co robi i Park nie potrafił kontrolować własnych reakcji na każdy pojedynczy ruch chłopaka. Miał przed sobą obraz kompletnego oddania.
Adorację w czystej postaci.
Nie zdziwiło go nawet, gdy niesiony momentem Jungkook doprowadził się do spełnienia przez sam fakt sprawiania przyjemności Jiminowi. Szatyn przez moment nie rozumiał, co się stało, nie dbał o to jednak, zupełnie zaślepiony swoim zajęciem.
Dopiero, gdy finalnie usłyszał, jak blondyna przeszywają fale bardzo intensywnego orgazmu, pozwolił sobie na spowolnienie ruchów, by potem przestać zupełnie i spojrzeć prosto w oczy Jimina, wzrokiem pełnym każdej emocji naraz.
Co drugi przyjął z wdzięcznością, ciepłem i nieopisaną troską. Dłonią pokierował chłopaka do góry, tak by zrównać ich twarze, by potem pocałować go delikatnie, czule, z całą gamą odczuć, które chciał swojemu chłopcu pokazać. Jungkook odwzajemnił gest, przepełniony zupełnie subtelnością, z jaką drugi przywracał go do rzeczywistości.
- Jak się czujesz? – zapytał po chwili Park, głosem, który oferował drugiemu wszystko, co tylko chciał, takim, który sprawiał, że Jungkook czuł się tak bezpieczny, że aż nietykalny. – Potrzebujesz czegoś? Może wody? – dodał jeszcze, na co szatyn kiwnął jedynie głową, niezdolny jeszcze do słów. Jimin wstał więc, pozwalając chłopakowi samemu opaść na fotel, w intensywności emocji, które w sobie posiadał. Odetchnął głęboko, słuchając przy tym oddalających się kroków Parka, kierującego się do kuchni piętro niżej. Całym sobą czuł to znajome uniesienie od spełnienia i przeżytego właśnie aktu. Nie umiał tego porównać z niczym innym.
Zwłaszcza kiedy działo się to z Parkiem.
Po dłuższej chwili Jimin wrócił ze szklanką wypełnioną chłodną cieczą, którą od razu podał Jungkookowi, a szatyn nie wahał się wypić jej od razu niemalże całej. – Byłeś absolutnie nieziemski – stwierdził jeszcze blondyn, zostawiając te słowa wraz ze śledzącym je pocałunkiem na policzku Jungkooka. Gest ten wywołał czerwień na policzkach chłopaka, choć nie potrafił powiedzieć czemu. Może przez swoją tak kontrastującą z aktywnościami z przed chwili naturą. A może przez tę nieuchwytną delikatność, którą za sobą niósł.
Park był zaiste kimś nie do opisania.
- Ty również – powiedział finalnie Jeon, zdobywając się na kilka sylab, które to wcale zdawały się nie oddawać zupełnie tego, jak się czuł. – Nie umiem nawet ubrać w słowa, tego, jak się czułem.
- Widziałem, chłopcze – odparł Jimin, z lekkim uśmiechem, wprawiając drugiego ponownie w niewielkie zakłopotanie. – Byłeś taki, jak nigdy wcześniej... – dodał jeszcze, podchodząc do drugiego i chwytając czule jego dłoń w swoją.
- Muszę to oddać w twoje zasługi – powiedział jedynie Jungkook, wiedząc, że to prawda. Nie potrafiłby nazwać niczego, mogącego go doprowadzić do takiego stanu. Sam nie sądził nawet, że mogłoby coś takiego istnieć.
Albo ktoś najwyraźniej.
- A Ty? – Jeon spojrzał na Parka po chwili, kończąc przy tym picie resztki wody ze szklanki. – Wszystko w porządku? – dokończył, a słowa te wywołały w blondynie maleńką burzę.
Oczywiście, że tak. Było mu najlepiej na świecie. Jak drugi mógłby myśleć inaczej.
- Tak, jest mi niezwykle dobrze – potwierdził, co wywołało u szatyna wkradający się na usta uśmiech. – Nawet nie wiesz, jak bardzo – dodał, podchodząc do Jeona jeszcze, by znów pozwolić ich ustom się złączyć, na ulotny moment, na krótką chwilę.
Wystarczającą, by powiedzieli sobie wszystko to, czego nie mogli ująć słowami.
***
Zmęczone, neonowe światło wkradało się przez okno leniwie, zostawiając na postaci Yoongiego brudne, lekko niebieskawe ślady. Sam on zdawał się czymś głęboko zirytowany, chociaż nie okazywał tego zbyt dosadnie. Hoseok spoglądał na niego co chwilę z ekranu własnej komórki, czując, że ta konwersacja może nie należeć do krótkich. Musiał jednak jakoś to pociągnąć.
Miał przecież plan. I chciał, żeby wszystko poszło jak najlepiej. Nie dla siebie, a właśnie dla Mina. W jakiś sposób znajdywał w tym okazanie drugiemu tego, co odczuwał, a czego nie umiał do końca ubrać w słowa.
- Zaproponuj mu coś, czemu nie będzie w stanie odmówić – głos Hoseoka, mimo odległości między nimi, brzmiał jak kuszenie diabła i Yoongi nie wiedział, czy to diabłem jest on sam czy kuszący go mężczyzna.
Tak czy tak, oddałby zbyt wiele właścicielowi tego tonu.
- Nic innego nie zamierzam – odparł Min po chwili, strzepując resztki papierosa do popielniczki na biurku. Ostatnimi czasy Hoseok pojawiał się w jego klubie regularnie, niczym współudziałowiec tego przybytku dla zbyt bogatych i zbyt zniszczonych jednocześnie. Nie przeszkadzało mu to jednak, wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że obecność rudowłosego sprawia mu jakąś nieopisaną przyjemność i odciążała jego myśli od kolejnych mogących pójść nie tak spraw.
- Nad czym już myślałeś? – pytanie przeszyło powietrze i brunet przed chwilę zamilkł. Życie zdawało się jeszcze nie dawać mu odpowiedniego rozwiązania, miał jednak nadzieję, że coś miało ulec zmianie. Wszystko bowiem zdawało się zbyt nieznaczące, by ten cholerny gówniarz porzucił swojego ulubionego kutasa do ujeżdżania.
Yoongi westchnął ciężko.
- Jak dotąd nic mnie za bardzo nie oświeciło – stwierdził, wyciągając kolejną używkę z paczki. Hoseok zauważył, że brunet zaczynał palić coraz więcej, choć już przecież mieścił się niemalże w paczce dziennie. – Ale dam ci znać, jak spadnie na mnie grom z pierdolonego nieba – dodał, mniej grzecznie, choć nie wiedział, która jego część tak zareagowała.
Minęły sekundy, nim płomień dotknął kolejnego papierosa, a przestrzeń wypełnił dźwięk telefonu bruneta. Prywatnego.
Dzwonił ktoś warty odebrania słuchawki.
Yoongi momentalnie chwycił urządzenie z parapetu i odebrał, nie patrząc nawet na wyświetlający się kontakt. Jung zmarszczył brwi obserwując poczynania drugiego oraz powolnie zmieniający się wyraz jego twarzy. Od zaskoczonej, po błogą, aż po ten sam, satysfakcjonujący uśmiech zdobiący jego ponętne wargi, gdy wszystko układało się dokładnie tak, jak chciał.
Lub gdy Jung właśnie kończył jedną ze swoich ulubionych ostatnio czynności.
- Ależ oczywiście. Wszystko będzie przygotowane, będę czekał na dokładniejszy termin. To mnie jest niezwykle miło. Do usłyszenia - zakończył, z błyskiem w oku i odłożywszy urządzenie z powrotem na drewnianą powierzchnię, momentalnie zmniejszył odległość między nim, a Hoseokiem, by pocałować go nagle, głęboko i krótko, tak, że obydwoje na moment stracili dech. – Cholera. Kurwa. Uwielbiam cię – dodał, by po chwili wrócić do tej czynności, na co rudowłosy nie umiał już powstrzymać uśmiechu.
A więc udało się. Jak dobrze, że w jego obecności.
- Komu dałeś dupy za kontakt do niego? – zapytał nagle Yoongi, tym razem dając sobie odejść kawałek i finalnie cieszyć się odpalonym już papierosem, schowanym między swoimi wargami. – Nie będę zły – dodał z uśmiechem, jakby to zdanie zmieniało cokolwiek, jakby miał jakąś wyłączność do ciała drugiego.
A miał?
- Nikomu mój drogi – stwierdził tylko nonszalancko Jung, przeciągając się od niechcenia, czym starał się w jakiś sposób podkreślić swoje słowa, nadać im znajomej dla siebie lekkości. – Po prostu znam ludzi tu i tam. Wiesz przecież. Nie było to łatwe, ale na szczęście nikt nie musiał się do mnie dobierać – zakończył, by zacząć po tym iść w kierunku bruneta, nieco wpatrzonego w sylwetkę rudowłosego. – Poza tym... nie wiem, czy chciałbym, by ktokolwiek inny miał mnie w ten sposób – dodał, będąc już centymetry od Yoongiego, dłonią obejmując jego udo, czując doskonale, jak to na niego wpływało.
Takich słów nie sposób było powiedzieć od tak, a jednak właśnie to sprawiało obecnie, że oboje pozwolili sobie rozpaść się we wzajemnych objęciach, w pocałunkach i westchnieniach, których smak i sens postanowili zachować dla siebie. I być może tylko dla siebie.
Choć przecież przynajmniej jeden z nich nie umiał tego jeszcze przyznać.
- Dam mu wybór – głos Yoongiego brzmiał urywanie, kiedy drugi powolnie całował słodko-gorzką skórę jego szyi. – Taki, o którym pewnie marzy teraz najmocniej – dodał, sycząc cicho, gdy dłoń Hoseoka znalazła się między jego rozporkiem a materiałem bokserek. – I nie wiem, jak mam Ci za to dziękować – zakończył, a drugi uśmiechnął się jedynie do siebie, zajęty pozbawianiem spodni bruneta.
- To wystarczające podziękowanie – stwierdził aksamitnie, ujmując całą długość Mina we własne usta, co ozdobiło pomieszczenie jego przeciągłym, głębszym jęknięciem.
Nie jedynym słyszanym w tym budynku tej nocy, wmieszanym w wiele innych, rozchodzących się w ścianach pokoi do wynajęcia, lóż vipowskich, a nawet łazienek. Wszystko to tworzył obraz, za którym niewiele by tęskniło, choć oczywiście zdarzali się tacy.
A w miejscach takich jak to, zbrodnią byłoby tego nie wykorzystać.
***
Ciemne pasma włosów szatyna układały się na poduszce w chaotycznym nieładzie, współgrając z materiałem w subtelnym tańcu fioletu i czerni. Nagość Jungkooka pozostawała zawinięta w skrawki cienkiej, jedwabnej pościeli, budując obraz zatopionego w odpoczynku kochanka, któremu noc sprezentowała kaskadę dotyku namiętności, by poranek obdarował go snem. Był piękny, choć nie mógł tego obecnie dostrzec.
Jimin ostatni raz zerknął na chłopca nim boso wyszedł na balkon, ubrany jedynie w ciemny, satynowy szlafrok. Pora była wczesna, acz ciepła, powietrze powitało go w rześkich, przyjemnych objęciach, choć te pozbawione były chłodu. Niespiesznie wyjął papierosa z ozdobnego schowka, po czym odpalił go pozwalając dymowi zdobić przestrzeń dookoła trucizną równie sprawnie co jego własne płuca. Przymknął powieki chcąc dać sobie jeszcze przez moment odrobinę spokoju.
A potem wyciągnął telefon. Wybrał numer. I czekał.
To dziwne ile emocji może towarzyszyć człowiekowi w powtarzalnych zdarzeniach, rytuałach niemalże. Dłoń Jimina drżała nieznacznie, oddech zmienił rytm, choć przecież wcale tego nie chciał. Za każdym razem jednak, nie ważne ile razy to robił, gubił opanowanie. Gubił samego siebie. I stawał się tylko dzieckiem proszącym o coś więcej niż ciszę.
To jednak nigdy się nie zmieniało.
Kolejne puste sygnały sugerowały mu oczywisty koniec. Z każdą sekundą pozbywał się ulotnej nadziei, która przecież wracała z podwojoną mocą za każdym razem.
Dzwonił bowiem co roku. Co do dnia. W jej urodziny oraz dzień matki. Spodziewając się cudu.
Z kolejnymi sekundami usłyszał już tylko dźwięk tego samego, mechanicznego głosu, informującego że wybrany numer nie odpowiada. Jimin niemalże zaśmiał się do siebie cicho, choć w oczach zbierały mu się kruche krople łez, tak mocno przepełnione żalem. Łudził się, że rodzicielka zobaczy chociaż kwiaty, które ten wysyłał na znany mu adres, niepewny nigdy czy ta nie zmieniła miejsca zamieszkania i czy w ogóle je dostawała.
Tak bardzo chciałby, żeby choć nimi mogła się cieszyć.
Wypuścił przed siebie kolejną dawkę dymu, przepełniony jak zwykle tymi samymi uczuciami. Tą znaną ciężkością, której nie umiał powstrzymać, ani unieść na własnych barkach. Oddałby tak wiele, by móc jej powiedzieć to, co w nim leżało. A potem choćby o swoim dniu. Posłuchać jak jego mama się śmieje.
Kiedyś słuchał tego dźwięku tak często.
W takich momentach żałował zbyt wielu rzeczy naraz, nawet tych, które wydarzyły się niezależnie od niego. Żałował bycia synem swojego ojca, tego co robił dla niego, życia, jakie prowadził. Żałował, że w jakiś pokrętny sposób wciąż kochał człowieka, który go wychował i że prawdopodobnie nic nie miało tego zmienić.
- Jimin? – przyprószony resztkami snu głos za nim wyrwał Parka z emocji, dając mu moment na oddech. Momentalnie zgasił papierosa o barierkę, wyrzucił niedopałek do popielniczki i odwrócil się do Jungkooka, jakby czekał na zbawienie i właśnie je otrzymał. Szatyn miał na sobie losowe spodnie, które znalazł w szafie, niepewny czy należą do niego, choć odpowiedź zdawała się oczywista po tym, jak wyraźnie krótkie były na nim ich nogawki. Blondyn zaśmiał się od nosem, co Jungook odebrał raczej jak reakcję na jego widok, aniżeli stan jego ubioru. – Wrócisz do mnie? – dodał po chwili chłopak i kimże był Jimin by tej prośby nie spełnić.
- Już idę, słodki – odpowiedział, ujmując dłoń Jeona w swoją i prowadząc go z powrotem do łóżka. Obydwoje wtulili się w swoje ciała, jakby już nigdy nie zamierzali wypuszczać się z objęć. Park nie rozumiał, jakim prawem mógł czuć taką pewność i wrażenie, jakby wszystko było dobrze gdy trzymał Jungkooka w ten sposób. Szatyn mamrotał jeszcze coś pod nosem, choć Jimin wiedział już, że ten z powrotem dawał się zabrać w senne podróże. Pozwolił więc, by jego chłopiec ponownie odpłynął do snu, podczas gdy on sam pozostawał we własnych myślach, zawieszony pomiędzy skrajnościami.
By ostatecznie samemu się poddać i przymknąć powieki na kolejne kilka godzin.
***
K
iedy Jungkook obudził się po raz kolejny, ten, który tak wpływał na rytm jego serca dawno zniknął. Spodziewał się tego. Dochodziła bowiem jedenasta i był pewien, że Park na pewno i tak zrezygnował z jakiegoś porannego spotkania by móc jeszcze poleżeć razem choć chwilę. Pozostawał mu za to mocno wdzięczny.
W tym ulotnym odpoczynku nie miał bowiem najlepszych snów.
W jakiś pokrętny sposób zdołał się do nich nawet przyzwyczaić. Do odgłosu strzałów, do krzyków, do obrazów nie wiadomo czy będących częścią wspomnień czy skrawków dopisanych przez jego własny umysł. Bywało jednak, od pewnego czasu, że dochodził do tego dodatkowy element.
I nie chciał go widzieć kolejny raz za każdym razem gdy wkradał się w nocne jego mary.
Wszystkie te rzeczy mącił bowiem niekiedy obraz Jimina, który również strzela z pistoletu. Czy to do ludzi w klubie, jako jeden z napastników, czy w obronie uciekających wszędzie ludzi.
Dziś wymierzył lufą w Jungkooka. Zanim jednak doszło do czegokolwiek zdołał się obudzić, ku widokowi obiektu jego snu na balkonie. Przerażony, nie pewny czy chciałby go obecnie widzieć.
Tak obce mu uczucie było przez moment tak realne, jak zimno kafelków gdy zmierzał na balkon, jak dłoń drugiego ściskająca tą Jeona, jak ciepło ich ciał przenikające się po chwili.
Nie chciał tego. Tak cholernie tego nie chciał.
Próbując otrząsnąć się z duszących myśli wstał z łóżka, zawinął biodra w znaleziony ręcznik i pozbierał swoje ubrania. Miał zamiar ogarnąć się lekko i może zdążyć na pierwszy popołudniowy wykład.
Spojrzał w lustro w pomieszczeniu, zawieszone lekko nad ziemią. Jego nagie ciało pamiętało i pokazywało każdą sekundę spędzoną z drugim. Wszystkie momenty odbite w czerwieni i odcieniach fioletu. Jungkook widział nawet ślady zadrapań na swoim barku.
Lubił to. Każdy element, sprawiający mu nie tylko przyjemność ale i okazjonalny ból. Z jakiegoś powodu to właśnie z Jiminem odkrył jak wpływały na niego takie gesty.
Zdawałoby się, że aż zbyt mocno.
Uśmiechnął się jedynie do siebie, skupiając się mocniej na tym aniżeli innych obrazach z tej nocy. Zszedł piętro niżej do dobrze sobie znanych pomieszczeń, ubrania rzucił na kanapę, a komórkę położył na stolik. W kuchennej lodówce znalazł o dziwo kilka pojemników z gotowym, cateringowym jedzeniem i butelkę wina z poprzedniego wieczora. Bez wahania wziął sałatkę z kurczakiem jako śniadanie lepsze, niż robił sobie niekiedy on sam. Wiedział, że zazwyczaj Jimin nie trzymał tu wiele, a wszystkie te rzeczy leżały tu zapewne dostarczone rano pod drzwi. Westchnął, nadziewając pierwszy kawałek jedzenia.
Park naprawdę myślał o wszystkim.
Jedząc kolejne kęsy usłyszał wibracje telefonu. Z wpół pełnymi ustami podszedł do urządzenia i zerknął na wyświetlacz.
Może nie powinien.
Żałował, że od tego pamiętnego wieczoru w klubie, kiedy po pijanemu odblokował numer Yoongiego nie wpadł jeszcze na to, by przywrócić poprzedni stan. Od kiedy powiedział mu co powiedział, rozmawiali jedynie raz a potem ignorował już wszelakie sposoby kontaktu drugiego z własną osobą. Nie miał siły więcej niczego mu wyjaśniać. Postąpił głupio i tyle.
Tym razem jednak coś go tknęło. Coś kazało mu odebrać, choć nie potrafił rozgryźć co.
- Halo? – powiedział urywanymi sylabami. Nie wiedział co Min od niego chciał. Czy w ogóle dobrze zrobił, że odebrał.
- Kurwa, nie wierzę – odezwał się jedynie znany mu doskonale głos w słuchawce. – Odebrał – dodał jeszcze, nim oboje ucichli na moment. – Nie martw się młody, nie dzwonię żeby Cię tu sprowadzić z powrotem. Chociaż pokrętnie o to chodzi – Jeon zmarszczył brwi, niepewny o co mogło chodzić i to w pewnym stopniu to sprawiło, że nie rozłączył się od razu. – Widzisz... – kontynuował drugi, w tle rozlegały się odgłosy kogoś innego, acz Jungkook nie wiedział kogo. – Pojawił mi się na horyzoncie prawdziwy dar od losu. Klient, który zwykł Cię odwiedzać co jakiś czas. Możesz go oczywiście nie pamiętać. I jest szczególnie zawiedziony Twoją nieobecnością. Zapłaci mi jednak więcej, niż ja diabłu za bycie sobą, więc chciałbym Cię prosić o przysługę. O jeden ostatni pokaz.
Jeon zamarł. Każde kolejne słowo odblokowywało w nim nową emocje, która rozrywała go od środka. Stary on zgodziłby się bez wahania. Teraz jednak życie było dla niego inne.
Potrzebował chwili, zanim odpowiedział.
- Myślisz, że na to przystanę? – zapytał jedynie, może z nutą kpiny, niedowierzania i odrobiną wygranej, której sam jeszcze nie rozumiał.
- Jeśli tak, zniknę z twojego życia. Więcej nie zobaczysz mnie na ekranie telefonu ani tym bardziej na żywo. Przynajmniej nie celowo. Żegnamy się na dobre – zakończył a Jungkook stał jeszcze moment, analizując każdą sylabę dwa razy.
- Jak mam ci zaufać? – powiedział cicho, próbując okiełznać drżenie głosu.
- Nie musisz. Może nie powinieneś nigdy. Ale robiłeś to w jakiś sposób, dopóki tu byłeś. I możesz być pewien, że to zupełnie szczera propozycja – miał cholerny mętlik od wszystkich tych zdań złożonych razem, mających tyle sensu i ryzyka razem wziętych. – Odpowiedz mi do wieczora. Potem sam się upomnę. – usłyszał jeszcze, powiedziane tonem pozbawionym większych emocji.
- A co mnie czeka, jeśli się nie zgodzę? – zapytał jeszcze Jeon, jednak odpowiedział mu jedynie dźwięk rozłączonego połączenia.
Został więc sam z ciszą i sztormem myśli we własnym wnętrzu, gdzie burze gryzły się w wyładowaniach z przejrzystym niebem jego serca.
Mimo chaosu, jaki w sobie miał, gwałtowności odczuć i momentu, w jakim się obecnie znalazł, miał dziwne wrażenie, że mógłby odpowiedzieć drugiemu już teraz.
Postanowił jednak poczekać, póki słońce opuści miasto a jego miejsce skradnie poświata księżyca, której światło zdawało mu się zawsze tak bardziej znajome.
W końcu to właśnie wtedy zaczynał zazwyczaj pracę jako swoje tak mało znane komukolwiek oblicze.
***
Pojawienie się na takim wydarzeniu nie było mu tego dnia na rękę. Wiedział jednak ile znaczy dla Taehyunga jego obecność, stąd więc siedział obecnie w pierwszym rzędzie pokazu najnowszej kolekcji domu mody Gucci. Z jakiegoś powodu musiał przyznać że ekstrawagancja i nietuzinkowość kreacji pasowała do jego przyjaciela jak ulał, nawet jeśli niektóre z nich budziły w Jiminie szczególne wątpliwości co do pokazania się w owych projektach gdziekolwiek.
Nie był to jednak jego świat i nie musiał go do końca rozumieć. Miał też inne gusta jeśli chodziło o ubrania i marki, które cenił.
Tym sposobem spędził już godzinę oglądając modeli przechadzających się w coraz to bardziej odrealnionych czy odważnych kreacjach, by ostatecznie zobaczyć Tae przez 40 sekund jego obecności na wybiegu. Moment kulminacyjny, dla którego w ogóle się tu pojawił. Taehyung wyglądał oczywiście zjawiskowo, prezentując elementy najnowszej męskiej kolekcji wiosennej na przyszły rok. Jimin nie mógł się nadziwić jak ten zapadał w pamięć, mimo, że jak każdy pojawił się na widoku i zaraz z niego zniknął.
Pozostawiał jednak po sobie aurę nie do podrobienia. I to dzięki temu zawdzięczał sukces.
Gdy postać przyjaciela zniknęła mu z oczu, blondyn wrócił do własnych myśli, wyczekując końca. Gdyby mógł już poszedłby do części bankietowej, byłoby to jednak dość nietaktowne. Minął więc jeszcze jakiś czas, nim wszyscy zebrani mogli opuścić salę, po wcześniejszym okazaniu podziwu dla tego co przyszło im oglądać. Dopiero gdy tłumy zniknęły w głębi budynku, Jimin znalazł wreszcie sposobność by udać się w kierunku pomieszczeń backstage, gdzie wyczekiwał na przyjaciela. Ten ostatecznie pojawił się z iskierkami w oczach i uśmiechem na twarzy, choć o obliczu zdradzającym zmęczenie całym dniem przygotowań. Taehyung miał jednak bardzo dobry nastrój, dumny z pracy jaką wykonał, co również biło od niego, niczym blask nie do przeoczenia.
- Jak wrażenia? – zapytał Tae od razu, idąc z Jiminem w kierunku miejsca gdzie zebrało się całe towarzystwo. We dwójkę lawirowali pomiędzy parkami, grupkami i stolikami, skłonni znaleźć sobie bardziej ustronne miejsce do rozmowy.
- Jesteś mistrzem w swoim fachu – skomentował jedynie Jimin, chwytając przy tym dwa kieliszki szampana z tacy kelnera przechodzącego obok. – Jakimś cudem wszyscy inni wydają się przy tobie blednąć.
- Zawsze wiesz jak połaskotać mi ego – zaśmiał się Taehyung lekko. – Dziękuję, że przyszedłeś.
- Drobiazg. – stwierdził tylko blondyn, podchodząc z przyjacielem do większej kanapy, oddalonej od centrum zainteresowania i umiejscowionej przy dużych oknach prezentujących panoramę skrytego nocą miasta. – Z resztą, wiesz, że nie umiem Ci odmówić.
- Nie tylko mi – skwitował Taehyung, doskonale wiedząc, jak zmienić tor rozmowy na temat chodzący za nim od wieczora, kiedy ostatnio opuścił apartament Jimina. – Jak tam twój słodki króliczek? – dopytał, na co Jimin posłał mu jedno z tych spojrzeń mówiących, by mimo wszystko Tae nie próbował przeginać.
Ale zawsze to robił. Taki już jego urok.
- A skąd pytanie? – zapytał Park, upijając odrobinę trunku z kieliszka, niepewny czy drugi droczył się z nim czy przejawiał jakieś faktyczne acz niewyjaśnione zainteresowanie w tej sprawie. – I pozwól, drogi, ze sam jeden będę nazywał go w ten sposób – dodał jeszcze, tonem przeplatanym smakiem upomnienia, ostrzegawczym.
- Nie można być ciekawym? – Taehyung uniósł lekko brew, układając się na meblu wygodniej. Jimin znał jednak ten ton, postawę, błysk w oku.
Czegoś chciał. I Park być może szedł za daleko, ale mógłby nawet przysiąc, że kogoś.
- Chodzi ci po głowie, prawda? – stwierdził, z jakąś nutą dumy ale i zaskoczenia. Nie przypuszczał, że jego chłopiec mógłby wpasować się w gusta Tae w jakimś stopniu. Zerknął w kierunku przyjaciela, widząc, jak ten ukrywa własne zbicie z tropu bezpośredniością Parka. Zapewne nie spodziewał się rozkodowania go w tak szybkim tempie.
- Zaintrygował mnie – odparł Taehyung, zgodnie z prawdą, choć głos miał aż nazbyt opanowany. – Znalazłeś sobie prawdziwą perełkę – zakończył, a słowo to wywołało lekkie drżenie w Jiminie, choć przecież nie powinno. Wiedział jednak, ile znaczyło dla jego chłopca, co niosło za sobą.
Choć przecież, na boga, było w pewnym sensie tak mocno prawdziwe.
- I masz ochotę zasmakować, jak idealna jest – Park nie krył, że Tae zapewne z tym właśnie przychodził. Przesuwał cieczą w kieliszku, mówiąc te słowa, bawiąc się nie tylko płynem ale i mężczyzną przed nim. Chciał to usłyszeć, dla własnej satysfakcji i potwierdzenia, że to nie jest decyzja, którą można od tak podjąć.
- Wysnuwasz dalekie wnioski – głos Tae był zabarwiony w ten charakterystyczny sposób. – Ale nie mogę przed tobą przyznać, że się mylisz – dodał jeszcze, zdając sobie sprawę, że to pozbawione celu. Byli dla siebie jak odkryte księgi od bardzo dawna, takie rzeczy nie wchodziły w grę. Jimin pokazywał Taehyungowi sporo swojego świata, zapewne nawet więcej, niż niekiedy by rzeczywiście chciał. Wiedział jednak, że to jedyna osoba, która tak mocno rozumiała, która tak bardzo widziała Parka takim, jakim był naprawdę.
I nie przestawała trzymać go za dłoń.
- Czyli chcesz go pożyczyć – mówił dalej Jimin, spoglądając na drugiego ze wzrokiem zamglonym tą znaną kochankom śmiertelną mieszanką, czymś pomiędzy chłodem jego charakteru, a ostrością, z jaką umiał sprawiać przyjemność. – Dobrze rozumiem?
- Pożyczyć... - powtórzył Taehyung z lekko krzywym uśmiechem zdobiącym jego usta. – Oczekiwałem raczej, że będziesz skłonny go ze mną dzielić – dopowiedział, a słowa te zawisły między nimi jak obietnice wyjękiwane nocami w sypialniach obojga.
Jedne bardziej prawdziwe od drugich.
- Jesteś absolutnie bezwstydny – Jimin upił łyk szampana, mając w sobie lekką burzę odczuć związaną z tak śmiałą propozycją drugiego. – Domyślasz się jednak, że na razie muszę odmówić... – dodał, na co Tae westchnął jedynie, doskonale zdając sobie sprawę, że mogło się to potoczyć właśnie tak.
- Gdybyś kiedyś zmienił zdanie to wiesz, gdzie mnie szukać – zaśmiał się Tae, co Park skomentował wywróceniem oczami.
- Nawet nie dałeś mi dokończyć myśli – zaczął, znów mając pełną uwagę drugiego. – Chciałbym najpierw zapytać samego Jungkooka co o tym sądzi. I może lepiej was poznać. – z każdym słowem widział jedynie jak drugi spogląda na niego z nieskrywaną aurą zwycięstwa.
- A ty? Co o tym myślisz? – zapytał Tae, nie nazywając dnia przed wschodem słońca. – W końcu... to nie jest coś tak przelotnego, jak bywało do tej pory – skomentował, starając się aż tak nie porównywać ich wspólnych nocnych przygód do tego, co Park odczuwał wobec swojego chłopca.
- Prawda jest taka, mój drogi – zaczął, ponownie mocząc swoje pełne wargi w kieliszku, jakby te były grzechem, gotowym stworzyć z trunkiem mieszankę która uzależnia i sprawia, że chce się jej tylko więcej. – Że jesteś jedynym człowiekiem, któremu dałbym go dotknąć w ten sposób. Z małymi ograniczeniami, ale dałbym – zakończył, a Tae, mimo pewnego komplementu, poczuł w sobie również pewną delikatną ciężkość.
Znów mówił o nim w ten sposób, jakby posiadał tego chłopaka, jakby był czymś zamkniętym w jego rękach, a widok ten rezerwował tylko dla nielicznych. Nie był pewien, czy nie widzi w tym za wiele, znał jednak Jimina nie od wczoraj. I coś w Taehyungu wiedziało, że tak właśnie wyraża pewne emocje związane z drugim. Nawet jeśli brzmiało to w tak pozbawiony czułości sposób.
Miał nadzieję, że to tylko wrażenie.
- Jest pan niezwykle łaskawy, panie Park – odpowiedział jedynie drugi, wprawiając ich obu w cichy śmiech. Potrzebował trochę zmienić nastrój atmosfery stworzonej we własnej głowie. – Nie wierzę też, że to pierwsza rzecz, o jakiej tutaj rozmawiamy – dodał po chwili, co Jimin skwitował lekkim parsknięciem.
- To nie tak, żebym ja jakoś specjalnie zaczynał – odparł, posyłając Tae spojrzenie pełne udawanej pobłażliwości. – Wrócimy jeszcze do tego. Tylko nie napal się za mocno – dokończył, tym razem sprawiając, że to Taehyung miał ochotę porzucić Jimina tu i teraz i zająć się czymś innym.
- Powiedział, taki co już nie ma tej wizji w swoich myślach – blondyn słysząc te słowa uśmiechnął się tylko do siebie, bo w końcu kim byłby, gdyby zaprzeczył.
Poza tym, wolał fantazje, obrazy i kalki takich scen, niż rzeczy, które tkwiły z tyłu jego głowy, jak czające się psy diabelne, czekające na rozerwanie jego ułudnego spokoju przy pierwszej okazji.
I tak bardzo chciał, by ta nie nadeszła szybko. Zgrozo, nie zawsze jednak dostawał to, czego chciał.
***
Telefon leżał na płaskiej powierzchni stolika, a jego każde podświetlenie zdawało się szydzić z faktu, jak Jungkook cholernie bardzo nie chciał odebrać. Wiedział jednak, że wyczerpywał wszelakie granice. I niebawem musiał. Ale jeszcze nie teraz. Nie w tej sekundzie.
Z jakiegoś powodu nie zastanawiał się, co go czeka. W zasadzie w ogóle nie miał w głowie swoich własnych spraw czy potrzeb. Wszystko zdawało się dla niego tak cholernie klarowne, praktycznie nie miał wątpliwości. Z drugiej strony nie wiedział. Nie miał odpowiedzi na tak wiele pytań, że zaczynał wątpić, czy ta gra była tego warta.
Nie posiadał w głowie niczego innego poza myślą, co powie Jiminowi. Jakich słów użyje. Czy będzie zły. Czy powie mu, że nie chce go widzieć.
Jungkook pokręcił głową sam do siebie, siedząc samotnie na brzegu kanapy. Pomieszczenie otulało go ciszą, a wibracje telefonu to wrażenie rujnowały, raz po raz przywracając jego świadomość do chwili obecnej. Nie powie mu tak. Ale potrafił już sobie wyobrazić ten wzrok pełen szoku, zawodu, może bólu. Powinien mu powiedzieć zanim znalazł się w takim momencie.
Ale nie mógł. I teraz nic nie uległo zmianie.
Ostatecznie zbliżył się do urządzenia. I nim ciemny ekran ponownie rozbłysnął kontaktem Yoongiego, szatyn sam wybrał jego numer, ściskając telefon mocno, jakby miał go zaraz zgnieść. Czuł jak każdy z jego mięśni spiął się lekko, przygotowany na wszystko.
Z tym, że było to dalekie od prawdy.
- Ja pierdole – głos bruneta powitał go wręcz w podręcznikowy dla niego sposób. – Dłużej się nie dało co? Czym byłeś tak zajęty? Robieniem sobie dobrze do zd...
- Byłem pod prysznicem – skłamał Jeon, wiedząc doskonale, że Min miał głęboko gdzieś wyjaśnienia, nie ważne jakie by one nie były. – Wybacz, że tak późno oddzwaniam.
- Niech ci będzie dzieciaku – odpowiedział mu szorstko Yoongi, odpalając przy tym papierosa, co zwiastował cichy syk zapalniczki w słuchawce. – Mam jeszcze coś do załatwienia, więc uznajmy, że nie będę się silił na uprzejmości. Wchodzisz w to, czy nie? – zakończył, a gardło Jungkooka ścisnęło się momentalnie.
Naprawdę zamierzał to zrobić.
Przez sekundę pozwolił sobie na brak odzewu, na wdech, na kilka uderzeń serca wolnych od podjętej decyzji, jego myśli wirowały w starym rytmie, wszystko zdawało się takie znajome, takie uporządkowane.
- Tak – odpowiedział w końcu, nieodwracalnie, tak pewnie, że prawie sam siebie nie poznawał. – Kiedy to będzie? – zapytał jeszcze, niemalże czując, w każdym skrawku ciała, jak Min uśmiecha się po drugiej stronie, jak w jego oczach skrzą się dobrze mu znane iskry, jak opiera papierosa o swoje wargi, zaciągając się dymem triumfalnie.
Wygrał. Zawsze w końcu wygrywał.
- Na razie pan Kim jest na wyjeździe. Wraca za niecały tydzień. Więc jeśli o mnie chodzi, to mówimy o przyszłym weekendzie.
- W porządku. Zadzwoń do mnie wtedy kiedy dokładnie – Jungkook poczuł te słowa, smakujące jak większość jego dotychczasowych rozmów z Yoongim. Jak niezaprzeczalne deklaracje, że się pojawi, że da z siebie wszystko, że będzie najlepszy.
W końcu przecież właśnie tak było.
- Nie wierzę, że się zgodziłeś – parsknął jeszcze w słuchawce Min, a Jeon nie wiedział co innego odpowiedzieć, poza krótkim „ ja też nie", milczał więc, czekając na dalsze słowa drugiego. – Jesteś naprawdę ciekawym przypadkiem młody. Zaskakująco, kurwa, ciekawym – zakończył, by po tym zostawić Jeona z dźwiękiem rozłączonego połączenia.
Stał jeszcze moment, nie rozumiejąc do końca co zaszło, choć przecież sam z tak wielką pewnością powiedział to wszystko, nie zaprzątając sobie głowy niczym innym tego dnia, jak myślą, czy chce to zrobić. I czy nie powinien czuć pewnego rodzaju ulgi? Satysfakcji? Może nawet lekkości z faktu, że nie będzie już dłużej musiał znosić Yoongiego w jakiejkolwiek postaci.
Tymczasem Jungkook pozostał z mieszanką, której nie dało się określić niczym innym, jak dźwiękiem jego kroków po pokoju, odgłosem szklanki stawianej na blacie, delikatną muzyką trunku, który ją wypełniał oraz krokami szatyna do pracowni, gdzie ujął w dłoń pędzel i począł to wszystko malować.
Na obrazie, który postanowił, już na początku, pozostawić jedynie dla swoich oczu.
***
- Co zrobiłeś? – głos Candy'ego w słuchawce brzmiał niemalże tak piskliwie, jak gumowa zabawka. Może niektórych to nawet kręciło. Jungkook jednak odczuwał w tym jedynie przemożne, ciężkie uczucie bycia w jakiś sposób osądzanym. I nie umiał drugiego w żaden sposób winić.
W końcu postąpił tak, jak postąpił. I nie zamierzał się wycofywać
- To, co słyszałeś mały – oparł jedynie, siedząc dalej na sporych stopniach prowadzących z jednego piętra szkoły na drugie. Korytarze dawno opustoszały, gdyż zaczynały się ostatnie, popołudniowe wkłady. Szatyn jednak nie zamierzał tym razem na nie przychodzić. Igrał z ogniem, jeśli chodziło o obecności, potrzebował mimo wszystko kogoś, kto go wysłucha i być może zrozumie.
Choć nie umiałby o to przecież prosić.
- On wie? – dwa słowa, tak krótkie, powiedziane ciszej, jakby ten, o którym mowa mógł je usłyszeć z dowolnego miejsca na ziemi. Jeon spiął się momentalnie, jak gdyby miało być to faktem. Westchnął ciężko, mając wrażenie, że od natłoku własnych myśli, świat wiruje dookoła niego.
- Nie – padła krótka odpowiedź, a potem cisza. Chwilowa, acz mówiąca więcej niż to wymagało. Jeon przysiągłby, że przez moment słyszał swoją panią profesor, mówiącą w sali piętro wyżej.
- Oh – Candy przerwał ciszę, chociaż sam nie wiedział do końca co powiedzieć. – I pewnie nie zamierzasz tego zmieniać? – dodał, wprawiając Jeona w coraz dziwniejsze uczucia.
Nie mógł żałować. Nie, kiedy wszystko miało być w końcu dobrze.
- Wolałbym, żeby na razie to była moja mała tajemnica – stwierdził, czując wagę swoich słów. Wizja Jimina słyszącego o tym jednak była w jego głowie na tyle nierealna, że aż niemożliwa, zdawała się tylko jakimś ułudnym scenariuszem, tak delikatnym, że niknącym w strachu bruneta, rozpadającym się na części.
Tak, jak on sam. Choć nie przyznałby tego teraz za żadną cenę.
- Rozumiem... - powiedział niepewnie Candy, wiedząc, że sam pewnie zrobiłby podobnie, nawet jeśli przeświadczony, że to nie jest najlepsza droga. Zdawał sobie jednak sprawę, jak ważny dla Jungkooka był ten mężczyzna. I o ironio, ważność ta okazała się według drugiego warta zatajenia prawdy.
- To po prostu... trudne – zaczął Jeon pokrętnie, bawiąc się paskiem swojej torby. – Nie umiem nawet wymyślić, jak miałbym mu to przekazać. Jest przekonany, że skończyłem z tym na dobre. I może tak powinno zostać... - zakończył, wpatrując się w daleki hol, gdzie na zegarku dochodziła już osiemnasta. – Muszę lecieć maleńki – powiedział jeszcze, zdając sobie sprawę, że czeka go jeszcze droga do domu i samotny wieczór, a przecież miał mnóstwo projektów i zadań do nadrobienia. – Napiszę jeszcze potem.
- Jasne. Trzymaj się tam dzielnie. I odwiedź mnie kiedyś – powiedział ciepło Candy, próbując, jak umiał, dodać szatynowi otuchy i ciepła.
W jakiś sposób mu się to udało.
Jeon schował telefon do kieszeni po zakończeniu połączenia i zaczął zbierać się z niewygodnych stopni. Miał wrażenie, jakby siedział na nich wieczność, a przecież nie minęło wcale dłużej niż kilkanaście minut. Wszystko tego dnia sprowadzało się do zamętu w jego głowie i denerwującej świadomości, że weekend nadchodził coraz bliżej.
Był w jakiś sposób wdzięczny, że Jimin miał obecnie dość rozplanowany grafik i spotkania razem nie zdarzały im się codziennie. Ułatwiało to Jungkookowi trzymanie wszystkiego w ryzach, zwłaszcza, że nie wiedział jeszcze jak spojrzy drugiemu w oczy w obecnej chwili.
Ani później. Na razie jednak nie chciał się tym przejmować. Nawet jeśli czuł, jak myśl ta dogania go wciąż i wciąż jak wygłodniałe zwierzę, jak drapieżnik gotowy go pożreć.
Wyjście z budynku w końcu pozwoliło mu na odrobinę oddechu. Szum samochodów, losowi ludzie, palący niedaleko studenci. Niby wszystko znajome, a jednak tak mu obecnie obce.
Od jakiegoś czasu czuł coraz większy dysonans między swoim dotychczasowym życiem, a tym, co poznawał przy Jiminie. Te zamknięte przyjęcia, stroje droższe od wszystkich jego rzeczy razem wziętych, kolejne sekrety, których blondyn nie chciał mu wyjaśnić, ten atak na Yoongiego, chodzący za Jeonem, śledzący go w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Wszystko to składało się na kolejne pytania w głowie chłopaka, pełne niepewności.
Naprawdę chciał tak żyć?
Pociągało go to w jakiś sposób. Uwielbiał egzotyczność doświadczeń, jakie co chwilę przychodziły do niego przez bliskość z Parkiem. Jednocześnie wciąż miał wrażenie gubienia w sobie czegoś kluczowego, tego czynnika, który dla Jeona zawsze czynił go sobą.
Za dużo myślał.
Otrząsnął się, przywracając sobie odpowiednie tory. Być może jeśli zatonie w zadaniach i szkicach odpocznie trochę od własnej głowy. Nie miał ochoty na nic innego, aniżeli odrobinę odcięcia od każdej męczącej go sprawy. Ostatni raz sprawdził godzinę po czym zaczął iść w znanym już sobie kierunku. Nieświadomy, że od kiedy opuścił budynek uniwersytetu, ktoś bacznie go obserwował.
A potem zaczął iść za nim.
słowa nie obejmą, jak się obecnie czuję. minął kawał mojego życia, w którym zmieniło się abstrakcyjnie dużo. twórczo przez ostatnie lata z niczym nie utożsamiałem się mocniej, niż z piosenką black swan - bts, tak dobrze Wam znaną. i nie sądziłem, że nadejdzie dzień, kiedy wrócę do tego, co tak wciąż, mimo tego wszystkiego, kochałem i zamierzam kochać nadal. mam nadzieję, że w tej podróży dalej będzie mi ktoś z Was towarzyszyć, jeśli nie, przeżyję ją choćby sam dla siebie.
do następnego.
p.s jak dobrze jest wrócić.
p.s2 jeśli ktoś z tego grona interesuje się też losami opposite side... będę miał dla Was niespodziankę za jakiś czas
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top