my art
Czuł ciepły oddech na szyi. Muskał jego skórę delikatniej, niż malarz płótno. Jungkook westchnął głośno, nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa, za wyjątkiem imienia mężczyzny.
A przecież mówił je już tyle razy, będąc na skraju szaleństwa.
Nieduże, lecz męskie dłonie sunęły po jego skórze, wilgotne usta muskały obojczyki, oraz ramiona, zęby przygryzały delikatną powierzchnię, by naznaczyć ją fioletem pożądania. Każdy gest, każda sekunda tworzyła tylko nową muzykę jęków chłopaka i doprowadzała jego ciało do kolejnych fal rozkoszy.
Otworzył oczy, widząc sufit własnego pokoju. Czuł pot na całym ciele, włosy kleiły mu się do twarzy, maleńkie krople spływały leniwie po skroniach. Oddychał szybko, jedną dłoń miał zaciśniętą na prześcieradle, rozluźnił ją więc po chwili. Podniósł się na łokciach i zapalił lampkę na stoliku nocnym. Zegarek w komórce wskazywał czwartą w nocy, a on właśnie obudził się twardy i pozbawiony możliwości wrócenia do snu.
Jego mózg mógł się chrzanić za takie wizje.
Nie myślał o nim już parę dni i nagle, momentalnie został uderzony przez własny umysł. Wziął głębszy wdech, chcąc się uspokoić i zupełnie rozbudzić. Nie było już szans, żeby ponownie zapadł w sen. Potrzebował zajęcia.
I znał tylko jedno, które mogło by odebrać zbędne emocje.
Wyszedł z łóżka, po czym zapalił światła w sypialni, by potem przejść do łazienki. Wziął szybki prysznic i założył na siebie losową, białą bluzkę, oraz ciemne dresy. Na boso wszedł na chłodne kafelki, które jeszcze lepiej działały na wciąż nieco zmęczone powieki. W kuchni przygotował sobie szklankę whiskey, która była jego ulubionym alkoholem i chyba jedynym, który pił, jeśli już w ogóle pił.
Z kruchym naczyniem w ręku przeszedł przez salon, by otworzyć drewniane drzwi znajdujące się po prawej stronie od wejścia do domu. To tutaj zwykł pracować i wyrażać to, co mu leżało na duszy.
Jungkook malował.
Nie wystawiał swoich prac i nie uważał się za genialnego. Po prostu to lubił. Znał ludzi, którzy pisali, by zrozumieć mocniej siebie samych. Zamykali się w słowach i całych sentencjach, chcąc ukazać własne odczucia.
Jungkook używał kolorów. Plam, kresek, wzorów.
Uwielbiał je. Nie wyglądał, ale czasami spędzał całe noce, kończąc swoje prace. Nie ze względu na ich rozmiar, a szczegółowość. Często używał naprawdę małych pędzli, by jak najwierniej zatrzymać w pół słowa na płótnie jakąś scenę z własnej głowy.
Sztaluga była już rozstawiona, stolik ustawiony, jakby wszystko w pracowni się go spodziewało. Może za wyjątkiem farb, które leżały w tubkach rozrzuconych po całym pomieszczeniu. Chłopak często nie miał ani chęci, ani sił układać ich na półkach, więc zazwyczaj rozpoczynał pracę od wyszukiwania poszczególnych z nich i ustawianiu ich obok sztalugi.
Dziś wybrał złoto, srebro, róż, kremowy, biel i głęboką czerń, jako swoje główne motywy.
Po kilkunastu minutach spokojnie usiadł na drewnianym stołku, dostawiając sobie następny, na której znajdowała się paleta. Wszystkie kolory umieścił w oddzielnych przegródkach. Światło z niedużej lampy oświetlało pokój delikatnie, a przy tym sylwetkę chłopaka. Momentalnie zmienił się z niewyspanego bałaganu w skupionego artystę.
Pierwsze muśnięcie. Zarys szyi, marmurowej skóry, której choć dotykał jedynie w śnie, to zdawał się wiedzieć, jak ją oddać. Następnie tekstura, ostre kości policzkowe, uszy, lekko różowe policzki, zmęczone pocałunkami, kruche usta.
Płótno z każdym ruchem jego dłoni przybierało coraz to nowsze barwy namiętności, oddając aksamit doznań, jakie wciąż miał w głowie, a które przecież wykreowały jego własne myśli. Pędzel sam sunął po powierzchni, malując dwa nagie ciała, których sylwetki pozostawały do wyobrażenia poza ramami obrazu. Jungkook skupił się na tym, co działo się wyżej, gdzieś między szlakami pocałunków na jego szyi, a przygryzaniem warg blondyna. Nawet włosy pozostawił mu w podobnym nieładnie, chcąc oddać to tak, jakby zatrzymywał moment.
Miał nadzieję, że obraz nie zostanie z nim na długo i będzie pierwszym, jak i ostatnim, któremu pozwoli opuścić ten dom.
Każdy kolor wywoływał w nim inne spektrum myśli. Mętlik nieco uchodził, chociaż wciąż analizował, co właściwie czyni, uwieczniając sen, w którym występował on i nieznajomy mężczyzna w roli pragnących siebie kochanków.
Dzień zbliżał się coraz bardziej, jasna lampka oświetlająca pomieszczenie miała z każdą godziną coraz mniejszą robotę, ze względu na duże okna od strony ogrodu, które zawsze wpuszczały tutaj już najwcześniejsze promienie słońca. Z okolicy zaczęły się rozchodzić dźwięki samochodów, ludzie mieszkający na osiedlu zaczynali dzień pracy.
A Jungkook w tym momencie właśnie swoją skończył.
Wstał z niewielkiego krzesełka, po czym oddalił się nieco. Przymknął oczy i rozciągnął nieco kark, oraz barki, które mocno dostały od przebywania w jednej pozycji tyle godzin. Dopiero po tym zerknął na obraz.
Cholera jasna, przeklął w myślach, naprawdę się postarał. Jak nigdy.
Przesunął językiem po wardze, bardziej z nawyku, niż w jakimś konkretnym geście. Zdecydowanie mu się udało. Nawet to, czego nie było widać na pierwszy rzut oka się tu znajdowało. Wszystko, słowa nie wypowiedziane, schowane emocje.
To nie miało dla niego sensu. Nie zwykł śnić o klientach. Nie byli w jego głowie dłużej, niż to konieczne. Czasami spotykał kogoś interesującego, czasami miał osoby, które przychodziły do niego regularnie, ale to nigdy nie wychodziło poza trochę jęków, przyjemności i otrzymanej zapłaty. Skąd więc to u niego? I czy była to jedyna rzecz, która zmusiła go do siedzenia w pracowni przez cztery godziny?
Obawiał się, że nie.
Nie mógł już jednak nic zmienić. Obraz się namalował, a sen przyśnił. I nawet, jeżeli żaden z tych faktów nie był dla niego przyjemny do pogodzenia się z, to jednak musiał to uczynić. Wyszedł, zamykając drzwi nieco głośniej, niż powinien, oraz pozostawiając pomieszczenie w takim samym stanie, co zwykle. Kompletny chaos, jedyne, co dawało pojęcie o tym, kim jest artysta.
Człowiekiem zdolnym do zobrazowania, jak uprawia seks z obcym facetem, najwyraźniej.
Włączył czajnik, po czym udał się do łazienki. Czuł się nieświeży, poza tym farbę miał nawet na uchu, nie wiedząc skąd. Ciepła woda okazała się ponadto ukojeniem dla umysłu i sztywnych mięśni. Musiał w końcu dojść na uczelnię w choć trochę porządnym stanie. Gdy skończył, założył na siebie granatową koszulę z krótkim rękawem, ciemne jeansy z przetartymi kolanami, oraz glany, które zawsze miał w zanadrzu, gdy miewał gorsze humory.
Zalał sobie termos gorącej, ciemnobrązowej cieczy, zgarnął portfel z blatu i chwycił torbę z laptopem, oraz kilkoma dokumentami i zeszytami. Cóż, jakby nie patrzeć, przynajmniej skończył pracę na dzisiaj i siedział trochę więcej w nauce. Odciągał myśli, co mogło poskutkować chwilowym zabłyśnięciem w oczach wykładowców. Znali go z tego, iż miał umiejętności, ale nieco mniej zapału do ich rozwijania. Tak więc zwykle kończył trochę powyżej przeciętnej, podczas gdy stać go było na o wiele więcej.
Ubrał na siebie skórzaną kurtkę, zarzucił sobie torbę na ramię i wyszedł z budynku, po czym zamknął drzwi. Odetchnął wciąż jeszcze chłodnym powietrzem, pozostawionym po wczesnym poranku. Czuł się nieco lżej, mimo bałaganu myśli, to musiał przyznać. Miał kawę, zrelaksowane prysznicem ciało i niezbyt dużo godzin zajęć.
Miał przeczucie, że dzień potraktuje go o wiele lepiej, aniżeli zrobiła to noc.
Prawie się nie mylił.
***
Kobieta posyłała go na lekcje już od małego. Pamiętał, jak to właśnie ona go na nie zawoziła. Wspomnienie przyszło samo, jakby znikąd. Odkąd nastąpił głośny rozwód jego rodziców rzadko myślał o matce. Kochał ją, lecz bolesna separacja nie dawała mu ani krzty przyjemności, stąd więc odciął się nieco od podobnych myśli. Ostatnio jednak łapał się na takich momentach, kiedy wracał do przeszłości. Dalekiej, bądź bliższej.
Szczęśliwszej.
Balet był wszystkim, co mu po niej zostało, za wyjątkiem delikatnej urody oraz kolekcji płyt winylowych, które tak często rozbrzmiewały w jego willi. Z tych małych rzeczy tworzył sobie lepszą rzeczywistość. Możliwość ucieczki.
Bo tak bardzo nie lubił tego, co miał.
To, czym się zajmował przestało mieć dla niego znaczenie. Owszem, miał moment, w którym cenił sobie zarobki z tego biznesu. Fazę, kiedy z bycia kompletnie przeciwnym, stał się nawet stroną popierającą. Ale kiedy tylko cała sprawa ze sprzedażą broni doprowadziła do rozpadu rodziny... znienawidził to ponownie. Szczerze i bez cienia żalu.
Poza tym, widział, że sam się zmienia.
Zacisnął mocniej powieki, próbując zebrać myśli. Zaraz musiał kończyć, bo zamykali szkołę. Dzisiaj był sam, bez instruktorki. Chciał po prostu się wytańczyć. Wprawić ciało w ruch, pozwolić sobie płynąć w harmonii z muzyką. Potrzebował tego jak nigdy.
Rozciągnął się na koniec, doprowadzając każdy mięsień do ponownego użytku. Wziął butelkę wody z parapetu i wypił prawie połowę. Cały dzień miał tak naprawdę niezbyt dobry. Zbliżał się późny wieczór, a on nie znalazł nic, co wyrwałoby go od myślenia o utargu, który dało się wznowić i pewnym spotkaniu biznesowym, na którym dzisiaj był. Pierwsze faktycznie sprawiało, że miał mały supełek w brzuchu, drugie, choć ważne, wywoływało ziewanie chłopaka.
Musiałby być chory, żeby zacząć traktować to poważnie. Plany, jakie snuł zarząd nie miały dla niego sensu, ale nie mógł jeszcze nad tym panować. Wiedział, że pewnego dnia przejmie firmę ojca i dlatego musiał to znosić. Każdą sekundę rzeczy, których nigdy nie zamierzał robić.
Wziął ręcznik, po czym zarzucił go sobie na kark, pozwalając mu zwisać po obu stronach szyi, po czym przeszedł do szatni, gdzie zdjął bandaże ze stóp. Jeśli nie tańczył w baletkach, to zakładał je, głównie by nie zedrzeć sobie skóry od tańczenia na boso. Nie lubił za bardzo butów baletowych, ze względu na konsekwencje ich długotrwałego noszenia. Zakładał je więc jedynie czasami.
Westchnął cicho, spoglądając w lustro zawieszone na przeciwko szafek. Miał nieduże worki od oczami, bałagan na głowie, nieco pogniecioną, ciemną koszulkę i ciasne, podarte na udach jeansy. Stopy spoczywały już w wygodnych, białych sportowych butach. Nie prezentował się najgorzej, ale bywało lepiej. Ostatnio jednak niewiele odpoczywał, tęsknił powoli za ośmiogodzinnym snem.
Jeśli jednak nie myślał o pracy, to o pewnym chłopaku.
Nie sądził, by było to w jakimkolwiek stopniu zdrowe podejście, zwłaszcza, że przemyślał sprawę i zdecydowanie nie potrafił go wyrzucić z głowy. Ani jako fantazji, ani intrygi. Podskórnie czuł, że chciałby go poznać, smakować i sprawić, by wyznawał mu najgorsze rzeczy.
Dwa razy widział go na oczy, a wystarczyło to, by porzucił wszelkie przeszkody.
Wyjął komórkę ze sportowej torby, dając znać kierowcy, że może po niego przyjechać, potem za to wykręcił numer do swojej sekretarki, prosząc o zrobienie przelewu, który planował. Nie zbyt duża kwota, jak na niego, bywały większe. Poza tym, jeśli Mark zadzwoni mu, że przetarg się udał, wtedy nawet nie poczuje, że zniknęło cokolwiek z jego konta.
Uśmiechnął się leciutko pod nosem. Być może nie będzie mu dane ponownie spotkać się z Jungkookiem, ale chciał, by ten chociaż go zapamiętał, jako bardzo szczodrego klienta.
Choć chciałby być kimś innym, niż tylko przelotnym nieznajomym. Dzielić z nim sekrety, pocałunki, przyjemność i łóżko, gdyby tylko mógł. Wciąż miał jednak w głowie słowa Tae, które nie dawały mu spokoju.
A co jeśli się zaangażuje? Jeśli sam zakręci się wokół chłopaka, którego posiadanie nie miało prawa istnieć? Co jeśli zacznie coś czuć? Nie potrafiłby sobie tego wybaczyć.
Nie potrafił sobie jednak wybaczyć również każdej minuty wątpliwości.
***
- Że ile? - Jungkook ponownie wydał z siebie coś podobnego do pisku, jednak nie do końca.
- Sto pięćdziesiąt tysięcy, perełko - powtórzył Yoongi, posługując się znanym sobie pseudonimem, których czasem używał do rozmawiania z tancerzami. - Nie wiem, kim jest ten gość, ale wydał na ciebie prawie tyle, ile ja wydaję miesięcznie na utrzymanie tego miejsca. Facet się nie pierdoli, jeśli wiesz, o co mi chodzi.
- I mam rozumieć, że to dla mnie?
- Tak napisano w przelewie, cytując: "Proszę przekazać kwotę Jungkookowi, którego nazwisko jest mi niestety nieznane. Z poważaniem pan Park". Nie wiem, ale ma gość jaja, żeby dawać tancerzowi taki napiwek.
- Nawet nie wiem, co powiedzieć, to jakiś... - Jungkook nie potrafił nawet znaleźć odpowiednich słów. To brzmiało tak surrealistycznie. Był ustawiony z czynszem na najbliższy rok. Nie mówiąc o innych rzeczach. Naprawdę nie rozumiał, jakim cudem to w ogóle się działo. Jakim prawem dawał mu taką kwotę? Za co? Chciał go kupić? Zwrócić uwagę?
- ...żart, wiem, jak to wygląda - dokończył Yoongi. - Ale przelew jest prawdziwy, istnieje, a ja jestem skłonny podzielić się po połowie...
- Hej, podobno to moja kasa - zaśmiał się pod nosem szatyn. - Więc daj mi co do grosza.
- Pamiętaj, że zawsze dzielimy się pół na pół, perełko.
- Tym razem musisz zrobić wyjątek.
- Tak myślisz? I co zrobisz z taką kasą? Zabawisz się gdzieś?
- Być może, jeszcze nie wiem...
- Na twoim miejscu znalazłbym kolesia i nie wychodził mu z łóżka do rana, poważnie. Pierwszy raz zdarza się u nas coś takiego.
- Boże, Yoongi... znaczy, szefie - poprawił się szybko. - Nie jestem mu nic winien, to była jego decyzja. Nie wiem, co nim kierowało, ale za taką kwotę mogę zapłacić za studia, czynsz i jeszcze kupić sobie kilka rzeczy, które wiszą mi na listach życzeń. Skoro to zrobił, to nie będę odmawiał, chociaż nie wiem, co mu siedzi w głowie.
- Najwyraźniej próbuje sobie zdobyć twoją sympatię.
- Pieniędzmi? Poważnie? Może mi pos...
- Uważaj na słowa, perełko. Jeśli jest tak bogaty, mógłby tu wpadać częściej. Nie chcę cię zmuszać do niczego, ale nie ukrywam, że dobrze by było, jakbyś go zatrzymał.
- Chcesz mnie wykorzystać? - Jungkook zmarszczył brwi.
- A jak brzmię? Jak instytucja dobroczynna? Potrzebni nam tacy klienci. Zastanów się nad tym. Sam byś na tym korzystał. I oczywiście pół udziału jest moje.
- Nie wiem, przemyślę to - odpowiedział jedynie, markotniejąc. - Możesz mi przelać pieniądze jeszcze dziś wieczorem? - zapytał po chwili, przechodząc obok sklepu Saint Laurent.
- Ta, o to się nie martw. Ale prześpij się z tą myślą. Naprawdę nie możemy stracić kogoś takiego. Wiesz, jak jest. Nigdy nie wiadomo, a jak widzę, ten nie ma problemu z wydawaniem kasy.
- W porządku... I dziękuję, że mi powiedziałeś o wszystkim. Nawet jeśli kochasz pieniądze bardziej, niż swoją matkę - powiedział, słysząc śmiech po drugiej stronie słuchawki.
- Żebyś wiedział perełko, że tak - powiedział wciąż lekko rozbawiony. - Okay, wracam do ogarniania rachunków. Baw się dobrze i nie wydaj wszystkiego - po tych słowach usłyszał dźwięk zakończonego połączenia.
A więc został przynętą na obrzydliwie bogatego syna biznesmana. Z którym nie chciał się już widzieć. Miał w głowie mętlik. Rozumiał Yoongiego, z drugiej strony nie chciał robić nic wbrew sobie. Przesiąknął już złymi odczuciami związanymi z tym człowiekiem.
Był zbyt. Zbyt bogaty, zbyt piękny, zbyt dominujący, zbyt pociągający. Jungkook nie potrafił się przy nim kontrolować, dawał się ponieść i bał się, że zrobi krok za daleko. Że gdy tylko zbliży się, jak do każdej innej osoby, to nie będzie mógł przestać.
Nie chciał przegrać z samym sobą, nawet, jeśli mogła to być tak słodka przegrana.
***
Ponownie spojrzał w lustro. Oczy skupił na swojej szyi, na której znajdowała się częściowo diamentowa obróżka, do której podpięta była delikatna uprząż, która zapinała się ponownie na plecach, ozdabiając jego klatkę piersiową i żebra. Delikatnie połyskiwała przy każdym ruchu, czyniąc go delikatnym, ale i nadając mu zmysłowości. Koszulka, którą miał na sobie posiadała rozcięcie z przodu, odsłaniając przestrzeń między żebrami, oraz mięśnie brzucha, po czym swobodnie spływała aż do połowy ud. Wykonana była z czarnego jedwabiu i leżała na szatynie niemalże idealnie. Rękawy miała do łokcia, lekko podwinięte. Spodnie za to miał w kolorze bordo, rozcięte na udach i kolanach.
Wyglądał lepiej, niż dobrze.
Uśmiechnął się pod nosem, przekonany, że to również dziś wykorzysta. Miał dwóch klientów, kobietę i mężczyznę. Wybrał dwa zupełnie różne stroje. Ten dla kobiety posiadał więcej skóry, w dodatku czerwonej, natomiast drugi klient się nie określił, ale zostało mu polecone, by wziął coś na związanie oczu, tak więc przygotował sobie również czarną, szeroką wstążkę, krawat oraz kajdanki, wziął też ciemny sznur, którego zazwyczaj używał, gdy ktoś prosił o sesję shibari, tak na wszelki wypadek.
Zegarek wskazywał prawie dwudziestą trzecią, musiał się więc spieszyć. Na szczęście chwilę po sprawdzeniu godziny usłyszał klakson taksówki. Szybko więc zabrał wszystko, ubrał cienki, czarny płaszcz, wyszedł z domu, zamknął drzwi i od razu udał się do pojazdu. Podał znany już sobie dobrze adres, po czym dał się pogrążyć w myślach.
Nie wyglądałby tak dzisiaj, gdyby nie pewien hojny darczyńca. I próbował nie skupiać się na tym zbyt mocno, ale za każdym razem do tego powracał.
A mógł po prostu przestać przywoływać to w głowie.
Droga wydawała się mu niezmiernie dłużyć i gdy już dojechał do klubu miał wrażenie, jakby minęła godzina, a nie dwadzieścia minut. Musiał się szybko ogarnąć, o ile nie chciał zawieść dzisiaj nikogo. Wziął głęboki oddech, nim wszedł do środka. Światła i klimat miejsca momentalnie nakierowały jego myśli na inne tory. Nieco się rozluźnił, ciało samo reagowało na znajome otoczenie, kojarzone z mnóstwem dobrych rzeczy. Pomachał dyskretnie znanemu barmanowi, po czym skierował się prosto do szatni. Kolejne przywitania, czy pochwały za jego występ, który wciąż pozostawał w pamięci niektórych, jako jeden z najlepszych. Jungkook zmienił ubrania w miarę sprawnie, po czym pozwolił Candy'emu zrobić sobie makijaż. Chłopak lubił to czasami, takie drobne przysługi. Za to Candy uwielbiał cienie do powiek, podkłady, czy tusze do rzęs, znał się na każdym produkcie, który można było nałożyć na twarz, by wyglądać niczym porcelanowe bóstwo.
A o to przecież chodziło.
Kookie spędził więc pół godziny, siedząc w skórzanej, krótkiej, czerwonej kurtce, równie czerwonej koszulce z siatki, oraz spodniach podobnych do drugiej skóry. Najwyraźniej klientka bardzo lubiła ten materiał. Jungkook nie narzekał jednak. Zawsze wyglądał dobrze w takich materiałach. Im ciaśniejszy, tym lepszy.
- Myślę, że skończyłem - poinformował go Candy nieśmiało. Jungkook zerknął w lustro, będąc pod wrażeniem współgrania ze sobą kolorów, odcieni czerwieni, pomarańczy oraz czarnych akcentów.
- Wow, jesteś naprawdę dobry, mały - odpowiedział chłopakowi, którego policzki stały się lekko różowe.
- Dziękuję - mruknął pod nosem. - Powodzenia.
- Dzięki - odpowiedział szatyn, uśmiechając się lekko do swojego dzisiejszego makijażysty, zanim zszedł po schodach wprost do loży dla vipów. Ostatnimi dniami przebywał tutaj częściej, niż w zwykłej, klubowej części. Najwyraźniej rozchwytywali go dość zamożni ludzie. Nie to, żeby narzekał, po prostu nie chciał się przyzwyczajać do luksusów.
Zauważył kobietę siedzącą samotnie na jednej z kanap, długie, krucze włosy spływały po jej dość bladych ramionach, czerwone usta odznaczały się na równie jasnej twarzy. Wzrok skierowała po chwili wprost na niego i uśmiechnęła się krzywo, zadziornie, ale również władczo.
Bywało tak najczęściej. Dominacja. Wydawanie poleceń. Rzadko to on przejmował pałeczkę w jakimkolwiek stopniu. Zwykle miał się słuchać. Nie przeszkadzało mu to, ale nie ukrywał, że czasem sam chciał sprawować kontrolę. Niestety nie miał ku temu zbyt wielu okazji.
- Witaj, słodziutki - brunetka niemalże to wymruczała. - Widzę, że słuchasz się poleceń - dodała, niemalże rozbierając go wzrokiem.
- Oczywiście, pani - odpowiedział, spoglądając w dół, w geście uległości. Był pewny, że skórzana kurtka zrobi swoje, choć na początku nie zamierzał jej zakładać.
- Podejdź tutaj - poleciła mu, co on uczynił natychmiastowo. Dopiero gdy znajdował się obok niej, ta położyła mu dłonie na udach i sprawiła, że swoje obie nogi miała pomiędzy jego, a kolana chłopaka znajdowały się oparte na kanapie. Stopy w jazzówkach wystawały poza nią. - Pokaż co potrafisz, dziecinko.
Jungkookowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Zaczął od bioder, ruch szedł w górę, aż do klatki piersiowej, dłonie oparł na ramionach kobiety, lecz ta szybko je stamtąd zabrała, spoglądając karcąco. A więc żadnego dotykania. Pozwolił więc własnym dłoniom podróżować bo własnym ciele, podczas gdy długie paznokcie kobiety wbijały mu się w łydki, uda, oraz plecy, kiedy pozwalała sobie na to samo.
- Zdejmij kurtkę - padły słowa, a chłopak momentalnie pozbył się odzieży, odsłaniając skórę opakowaną w delikatną siatkę. Wystarczyła chwila, a brunetka przejechała językiem po tkaninie, dotykając również skóry. Długie rzęsy skryły na moment jej oczy, jakby właśnie zrobiła to z lodami, a nie umięśnionym brzuchem chłopaka.
Mruknął cichutko, próbując okazać przyjemność. Udawał, grał i był w tym najlepszy. Owszem, było to dla niego przyjemne, ale nie aż tak, jak dotyk męski. Poza tym, nie odczuwał tego samego z kobietami pod wieloma względami. Nie ograniczał się jednak, póki potrafił okazywać takie reakcje, iż nie można się było domyślić, co czuje, jeśli się go nie znało.
Pół godziny minęło mu na przygryzaniu warg, kilku malinkach na klatce piersiowej i szyi, oraz tańcu czy zabawie z gorącym woskiem. Nie za bardzo praktykował takie rzeczy, parę razy się jednak przełamał i to był jeden z nich. Wciąż miał czerwone ślady na brzuchu i obojczykach. Wiedział, że w końcu zejdą, mimo to musiał pilnować, by dokładnie je zatuszować przed następnym spotkaniem, na co mógł nie mieć już tyle czasu.
Westchnął ciężko, wchodząc do szatni w lekko nieogarniętym stanie. Miał jakieś trzydzieści minut, nim miała przyjść kolejna zmiana. Szybko zaczął się przebierać w coś zupełnie innego, zaraz po wzięciu prysznica w jednej z łazienek. Musiał w końcu być jak nowo narodzony, nietknięty.
Ubrania zakładał w pośpiechu, a jednak wszystko leżało tak, jak przed lustrem w domu. Poprawił jeszcze uprząż, chcąc, by większy złoty kamień znajdował się idealnie między żebrami.
- Wow... ktokolwiek to jest, będzie szczęściarzem - skomplementował go jeden z chłopaków, który właśnie wracał ze spotkania w pokojach.
- Być może - odpowiedział Jungkook z uśmiechem na ustach. Zdecydowanie polubił cały strój i miał nadzieję zakładać go częściej. Na specjalne okazje.
I ta mogła do takich należeć, zwłaszcza, że miał coś do związania na oczach i uniemożliwieniu mu poruszania się. Nie ukrywał, że to nieco go kręciło. Zwłaszcza w byciu kompletnie uległym wobec kogoś. Zastanawiał się, jaki będzie mężczyzna. Ostry? A może mający własne zasady? Znów wykrzywił usta w niegrzecznym uśmiechu.
Liczył na coś dobrego.
I miał to otrzymać.
***
- Pan Park z tej strony - jego głos nabrał ciemniejszej barwy. - Mam nadzieję, że nie zdradził pan mojej tożsamości... - dodał po chwili, czekając na odpowiedź z słuchawki.
- Oczywiście, że nie, Jungkook nie ma pojęcia, że to pan.
- Bardzo dobrze, jestem niezmiernie wdzięczny - odpowiedział Jimin z ulgą. - Czy mogę mówić do pana po imieniu?
- Jak najbardziej - Yoongi zabrzmiał aż nazbyt łagodnie i beztrosko.
- W porządku, Yoongi. Mogę liczyć na jeszcze jedną rzecz?
- Ależ słucham.
- Proszę zmienić lokację z loży na jeden z pokoi... Najlepszy z nich.
- Oh... - padło po drugiej stronie. - Dobrze, poinformuję go. Czegoś jeszcze panu potrzeba?
- To absolutnie wszystko. Dziękuję za współpracę.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł Yoongi, spoglądając na przelew, który przyszedł na jego skrzynkę.
Cóż, prawdą było, iż ponad wszystko cenił sobie pieniądze. Zwłaszcza te od młodych, bogatych dzieciaków, nie zdających sobie sprawy z tego, jak nimi szastają.
***
- Jungkook! - chłopak odwrócił się szybko. Miał już dopracowywać ostatnie szczegóły, ale przerwał mu nadzwyczajnie głośny krzyk Candy'ego.
- Tak?
- Szef kazał ci przekazać, że... - ściszył lekko głos, po czym podszedł do chłopaka. - Masz sesję w pokoju, numer dziesiąty - prawie wyszeptał drugie zdanie, sprawiając, że serce Jungkooka podskoczyło.
- Moment, to nie...
- Podobno klient zmienił zdanie w ostatniej chwili... więcej nie wiem, przepraszam.
- Nie przepraszaj, dziękuję za informację, mały - odpowiedział, widząc jak ten idzie do łazienek.
W pokoju. Z maską na oczy. I nieznajomym mężczyzną. W dodatku w dziesiątce.
Przełknął ślinę.
Liczył na coś dobrego, a miał otrzymać coś jeszcze lepszego. Oczywiście, jeśli równie dobrze trafił.
Wziął ze sobą wszystkie rzeczy. Przeszedł przez korytarz i pustą widownię ze sceną. Następnie udał się do pokoi. Numerek z jedynką i zerem wydawał się jaśniejszy niż zwykle. Chłodny metal na drogim drewnie. Jeden z najlepszych pokoi, o ile nie najlepszy. Kosztowny. Wyposażony właściwie we wszystko, co mogło zaspokoić przeróżne fantazje.
Jungkook otworzył drzwi. Znał ten widok jak przez mgłę, a teraz wszystko wydało mu się nadzwyczaj wyraźne. Łóżko z delikatną, aksamitną pościelą, baldachim, duże okno, wychodzące na miasto, kilka komód, rozwieszone na ścianie pejcze, zapinki, obróżki, szafa wypełniona zabawkami, nieduża lodówka z alkoholem i lodem.
Wszystko, czego można było pragnąć.
Był sam, wiedział, że musi się przygotować. Miał czekać na łóżku, z zawiązaną na oczach wstążką. Sprawiało to, że przechodziły go dreszcze, ale i niepokój. Nie będzie mógł zobaczyć, kto to. Przynajmniej póki klient nie odsłoni mu oczu. Nie zamierzał jednak łamać poleceń z ciekawości. Uklęknął więc na miękkim materacu i pościeli tak miłej w dotyku, iż chciał się rozpłynąć. Spodnie nieco ślizgały się po materiale, ale już po chwili miał stabilną pozycję. Sznur i kajdanki położył na komodzie, jako zachętę. Mógł ich w ogóle nie brać, ale skąd miał wiedzieć, że nastąpi taki scenariusz?
Ujął w palce jedwabny, długi pasek wstążki, po czym nasunął sobie na nos i zaczął zawiązywać z tyłu głowy. Dopiero po tym przesunął materiał nieco wyżej i zacisnął mocniej splot, upewniając się, że się nie rozwiąże.
Czekał więc. Minutę, dwie, trzy. Czas nie istniał przez moment. Wiedział, że zaczyna za chwilę, dosłownie za sekundy.
Usłyszał dźwięk naciskanej klamki. Wzdrygnął się leciutko, nie będąc przygotowanym na ten dźwięk. Drzwi zamknęły się po kilku sekundach. Na drewnianej podłodze słychać było odgłosy stukających od lakierek obcasów. Mężczyzna stanął przed łóżkiem, oglądając, jak chłopak klęczy, z rozchylonymi ustami i drżącym ciałem. Napawał się jego każdą krawędzią, zwłaszcza odsłoniętym brzuchem i błyszczącą ozdobą na nim oraz szyi. Wyglądał jak dzieło sztuki. A on miał być jej koneserem.
Zrobił krok do przodu, kolejny. Ostatecznie stanął obok chłopaka, obserwując, jak zdezorientowany jest, ale mimo to, jak silnie pozostawał praktycznie nieruchomy. Poddany.
Pochylił się nieco, opierając kolano na materacu. Jungkook wziął głębszy oddech, wywołując uśmiech mężczyzny, który musnął ustami jego policzek, a potem linię szczęki. Chłopak odchylił lekko głowę, czując przyjemne, wręcz elektryzujące ciepło od niewidzialnego dla niego klienta. Kolejne składał już na kości policzkowej, w kąciku ust.
Nie chciał się posunąć za daleko.
Chwila ciszy, by po chwili mężczyzna zbliżył wargi do ucha chłopaka, mówiąc znanym mu głosem:
- Witaj, Jungkook.
i love both of them so much jezz
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top