8. Godzina...

Kilka dni później przychodzi do mnie list. Przyjęli mnie! Okazuje się, że  wampiry zostawiają tam swoją rodzinę, mówiąc im, same kłamstwa. Na przykład : wyjeżdżam na studia, albo przeprowadzam się. Listy muszą przecież docierać, by nie wzbudzić podejrzeń. Udam, że Jake jest moim kuzynem. Napiszę do niego oszukany list, by nikt nie zaczął nic podejrzewać. Szybko siadam przy biurku i zaczynam pisać zmyślone historie. Za kilka godzin mam pierwsze szkolenie. Trochę bez sensu, ale co tam. Powoli zaczynam się szykować. Wkładam czarne, lekko podarte rurki, czarny t-shirt, a na niego czarną skórzaną kurtkę. Justin  pomógł wybrać mi kilka ciuchów. Boże co ja bym bez niego zrobiła? A co z Sofią? Dobra uspokój się. Szybko wybiegam z domu i ruszam według wskazówek. Po kilku minutach docieram na miejsce. Popycham drzwi i wchodzę do środka.
- Yhym dzień dobry - rzucam podchodząc do recepcji.
- Witam. Pani pewnie to Skye Sangster - rzuca kobieta.
- Tak - posyłam jej sztuczny uśmiech. Odwzajemnia go, nie podejrzewając, że był udawany.
- Proszę chwileczkę poczekać. Sophie zaraz po panią przyjdzie - uśmiecha się, a ja dziękuję jej skinięciem głowy.
Nagle szklane drzwi się otwierają, a do recepcji wpada blondynka. Może starsza o rok. Nie więcej.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie panno Sangster. Jestem Sophie. Będę się tobą opiekować podczas pracy w naszej firmie. Przeczytałam, że chcesz zajmować się roznoszeniem listów. Rzadko kto zgłasza się do tej pracy. Do tej pory trzeba było brać ludzi na siłę. Cieszę się, że będziemy razem pracować panno Sangster - uśmiecha się i puszcza mnie pierwszą.
- Mów mi Skye - uśmiecham się. Tym razem uśmiech był naturalny. Polubiłam ją.
* * * * *
Po dniu spędzonym na tak zwanym "szkoleniu " wreszcie mogłam wrócić do domu. Od jutra zaczynam. Dziś mogę przestudiować listę adresów. Dom Justina. Jako ostatni. Boże trochę się boję. Nie długo skończy się tydzień. Tak bardzo za nim tęsknię. Ale wreszcie go zobaczę. Polubiłam Sophie. Jest bardzo miłą i sympatyczną osobą. Rzucam się na łóżko przed tym ściągając kurtkę. Rozpuszczam włosy z kucyka i zamykam oczy.
- Uwielbiam kiedy twoje włosy są rozpuszczone - wychrypiał.
- Justin - zaczynam, ale chłopak ucisza mnie przykładając palec do moich ust.
- Zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym - szepcze i obejmuje mnie ramieniem. Wtulam się w niego i wykonuję jego prośbę.
Otwieram oczy ze łzami. Uspokój się! Niedługo go zobaczysz. Będzie dobrze. Muszę się naszykować. Postanowiłam, że z szybkością światła rozniose listy, by mieć więcej czasu.
Zmęczona biorę szybki prysznic po czym siadam na łóżku. Gdybym tylko potrafiła zasnąć, wszystko byłoby łatwiejsze. Okay czas się naszykować.
* * * * *
Po wysłuchaniu zasad, które recytowała mi Sophia przez jakąś godzinę, wreszcie mogę ruszyć w teren. Mając na plecach czarny plecak zawierający masę listów zaczynam biec. Oprócz zasad i wskazówek dostałam też mapę, dzięki której szybciej dotrę do miasta. Szczerze mówiąc droga była tak banalna,że zapamiętałam ją w minutę.
Czuję się cudownie kiedy mogę biec z taką prędkością. Nim się obejrzałam byłam już pod pierwszym domem. Najszybciej jak potrafię rozniosłam wszystkie listy. Okay zaraz go zobaczysz. Musisz się na to przygotować. Na szczęście Justin nie ma skrzynki na zewnątrz. Podobno zamek się zepsuł i jeszcze go nie naprawił. Małymi krokami przemierzam jego podwórko. Nagle drzwi się otwierają. Z domu wybiega wkurzony chłopak.
- Justin - szepczę czując jak nogi się pode mną uginają.
- Boże Skye. To naprawdę ty. Kochanie tak bardzo za tobą tęskniłem - rzuca i bierze mnie w swoje ramiona. Wtulam się w niego i zaczynam szlochać. Nadal jego mięśnie pozostają napięte.
- Justin co jest? - pytam spoglądając na niego.
- Twoi rodzice chcieli zabrać nas ze sobą! Oczywiście moi nie zgodzili się! To nie jest sprawiedliwe do jasnej cholery! - krzyczy i uderza pięścią o bramę.
- Spokojnie kochanie. Może zmienią zdanie - pocieszam go.
- Nie wiem. Ile masz czasu? - pyta spoglądając na mnie ze smutkiem w oczach. Spoglądam na zegarek i dopiero teraz zauważam ile czasu zleciało.
- Godzinę - rzucam zrozpaczona. Chłopak przytula mnie i zaczyna muskać moją twarz.
Przez chwilę naprawdę czułam się jak kiedyś. Jakbym znowu była człowiekiem. Ale nigdy nim nie będę. Nigdy nim nie byłam. I tak już zostanie...

Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Mam nadzieję, że się podoba. Do następnego. Bye xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top