15. Ona na Ciebie nie zasługuje Jay
Po męczących zakupach z Ellie wreszcie mogłem wrócić do domu i odpocząć. Tylko o tym teraz marzyłem. Kiedy parkowałem samochód dziewczyna kończyła swój monolog o planach na przyszłość itp. Szczerze...wcale jej nie słuchałem. Myślałem tylko o tym jak położę się na łóżku i będę myślał o Skye... Brunetka wypada z samochodu jak torpeda dając mi znać, że to ja mam zająć się jej torbami. Takie życie...
Przez chwilę czułem się obserwowany, ale to uczucie minęło. Kiedy zamykam już bagażnik dziewczyna podchodzi bliżej.
- Wiesz co, tak myślałam o tej twojej byłej dziewczynie. Jak mogła Cię tak zostawić? Takiego chłopaka. Ręce opadają.
- Nie zostawiła mnie z własnej woli - warczę i chcę odejść kiedy brunetka dodaje:
- Ej Justin poczekaj. Przepraszam Cię za to. Po prostu nie mogę zrozumieć jak można zostawić takiego cudownego chłopaka jak ty...
- Ellie proszę Cię skończymy już ten temat - rzucam błagalnym tonem. Nagle dzieje się coś czego zupełnie się nie spodziewałem. Dziewczyna staje na palcach po czym wpija się w moje wargi. Zaskoczony chwytam ją w talii i lekko odpycham. Ani mi się śni odwzajemniać tego pocałunku.
- Oszalałaś? Co to miało być?! - krzyczę i ruszam w stronę domu. Otwieram drzwi barkiem po czym rzucam torby dziewczyny na ziemię i bez słowa idę do swojego pokoju. Trzaskam drzwiami i kładę się na łóżku. Dlaczego musiałem ją stracić? Przecież razem byliśmy nie do pokonania, a teraz kiedy nie ma jej przy mnie czuję się taki słaby. Chciałbym móc pójść do niej, przytulić ją do siebie i poczuć bicie jej serca. Szkoda, że to już nieaktualne. Szybkim krokiem schodzę na dół po czym rzucam ciche "wychodzę" i wsiadam do samochodu. Odpalam silnik i decyduję się na coś co może sprawić, że moje serce pęknie. Chwilę później znajduję się już pod domem Skye. Znaczy byłym domem. Mam nadzieję, że uda mi się tam wejść. Parkuję samochód przed wjazdem po czym podchodzę do drzwi. Przekręcam klamkę, ale to na nic. Co ja myślałem, że drzwi będą otwarte? Obchodzę dom dookoła po czym zauważam uchylone okno w piwnicy. Jeśli się postaram to uda mi się je otworzyć. Po dłuższych staraniach udaje się. Powoli schodzę do piwnicy i najciszej jak potrafię zamykam okno za sobą. Gdyby jakiś sąsiad zauważył albo usłyszał zaraz zadzwoniłby po policję, a ja miałbym przerąbane. Włączam latarkę w telefonie po czym ruszam wąskimi schodami na górę. Kiedy docieram do salonu czuję jak moje serce przyśpiesza. Mój oddech staje się coraz cięższy. Spokojnie. Małymi krokami przemierzam dom dziewczyny dokładnie przyglądając się każdemu z elementów. Wszystko jest na swoim miejscu. Odkąd się wyprowadziła nikogo tu nie było. Po obejrzeniu prawie wszystkich pokoi zostaje mi pokój Skye. To jedyne pomieszczenie, którego się boję. Boję się mocny wspomnień. Mimo to popycham drzwi i wchodzę do środka. Podobno nie mogła zabrać wszystkiego. Rzeczy przypominające jej o tym świecie, nie mogły towarzyszyć jej w dalszej wędrówce. Podchodzę do komody, na której zostały puste ramki. Jedna przykuwa moją uwagę. Biorę ją do dłoni po czym zaczynam oglądać ją ze wszystkich stron. Obiecałem jej, że będę tu przychodzić. Być może będzie mogła zostawiać mi tu jakieś wskazówki dotyczące dni, w których będzie mogła odwiedzić miasto. Mam nadzieję, że ten dzień przyjdzie jak najszybciej. Chcę ją zobaczyć. Objąć jej twarz, przyjechać palcami po jej bladej twarzy, móc znowu ją pocałować. Nagle moim oczom ukazuje się mała karteczka włożona w szparę ramki. Wyciągam ją po czym rozkładam. Moim oczom ukazuje się data. Dzisiejsza data. Czuję jak moje serce zatrzymuje się, a ja ledwo trzymam się na nogach. Co oznacza ta data? Skye powiedziała, że będzie zostawiać różne wskazówki, czasami z datami, a czasami ze słowami. Nie oznacza to jednak, że to akurat dziś przyjedzie do miasta. Przecież, gdyby to było dziś wpadłbym na nią pod domem. To niemożliwe. Muszę iść. Czuję to. Wrócę tu za tydzień. Przecież to musi coś znaczyć. Szybko zbiegam do piwnicy, a następnie otwieram okno i wychodzę. Zamykam je i chowam zapasowe klucze, które zabrałem z szafki dziewczyny. Myślę, że znalazłem miejsce, w którym będę mógł zaznać trochę spokoju. Najszybciej jak potrafię jadę w stronę domu. Kiedy zza zakrętu wyłania się mój dom zauważam czarny samochód stojący na podjeździe. Chwila! Przecież to jej samochód! Z sercem bijącym tak szybko, że ledwo nad nim panuję wchodzę do domu. Trzaskam drzwiami i krzyczę:
- Już jestem! - małymi krokami ruszam w stronę salonu. Jednak, gdy zauważam tylko jej rodziców i Ellie moje serce się zatrzymuje.
- Dzień dobry - uśmiecham się smutno.
- Cześć Justin - rzuca pan Sangster po czym odwzajemnia mój gest.
- Coś się stało? - pytam rozglądając się po osobach siedzących w pomieszczeniu.
- Justin widziałeś się dziś ze Skye? - pyta mój ojciec. Moje serce przyśpiesza, a w oczach pojawia się nadzieja.
- Skye jest tutaj? - pytam i zaczynam się rozglądać.
- Justin nie ma jej. W tym problem. Miała tu przyjść. Nie ma jej. Tak po prostu jej nie ma. Przecież jeśli ona nie wróci do północy, otrzyma karę śmierci - tłumaczy zrozpaczona Vicky.
- Spokojnie odnajdzie się. Nie martw się kochanie - szepcze szatyn i przytula ją do siebie.
- Nie mogła przecież tak przepaść - rzucam zrozpaczony.
- Może tu była, tylko coś sprawiło, że zawróciła - rzuca od niczego Ellie.
- No jasne! To przez Ciebie! - krzyczę i wskazuję na Ellie.
- Jay co się stało? - pyta mama spoglądając na nas zaskoczona.
- Kiedy wyciągałem torby z bagażnika czułem się jakby ktoś mnie obserwował, ale nie przyjąłem się tym... Ellie rzuciła się na mnie i mnie pocałowała. To moja wina! - krzyczę zaciskając pięści.
- Ellie dlaczego go pocałowałaś? - moja rodzicielka spogląda na nią zaskoczona.
- Sama nie wiem. Jakoś tak wyszło - usprawiedliwia się dziewczyna.
- Justin przykro nam to mówić, ale musicie o sobie zapomnieć. To będzie najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. Jeśli to wszystko rozwiąże.
- Nie ma mowy! - krzyczę spoglądając na nich z furią w oczach.
- Jay to prawda. Tak będzie lepiej - nawet mój własny ojciec jest przeciwko mnie. Świetnie po prostu.
Nagle Thomas dostaje wiadomość.
- To Sophie - rzuca i po chwili widać jak się rozluźnia. - Skye jest u niej. Zostanie tam do jutra.
- Ohh to dobrze - szepcze moja mama.
- Jaka decyzja Justin? - pyta Victoria.
- Kochanie wiem, że to będzie dla was bardzo trudne, ale to najlepsze rozwiązanie jakie mamy - tłumaczy mama.
- Nienawidzę was! Wy nigdy tego nie zrozumiecie! Jesteście potworami! - ledwo panując nad swoim ciałem ruszam biegiem na górę.
Jak można być tak nie ludzkim? Kimś kogo nie obchodzi szczęście tylko bezpieczeństwo? Przecież nic nam nie groziło do cholery! Tracąc panowanie uderzam pięściami w worek treningowy wiszący w rogu mojego pokoju. Dlaczego to wszystko jest tak cholernie ciężkie?!
- Justin - rozlega się głos. Zauważam jak zza drzwi wychyla się Ellie.
- Co chcesz? - chrypię uderzając jeszcze raz w worek.
- Wiem, że ona jest dla Ciebie kimś ważnym. Rozumiem też swój błąd. Chciałabym bardzo Cię za to przeprosić. Zależy mi na tobie... wiem, że jedno głupie "przepraszam" nie załatwi tego wszystkiego, ale wiedz, że zawsze tu będę. Możesz na mnie liczyć - szepcze dziewczyna i powoli się wycofuje.
- Ellie poczekaj - rzucam i ruszam w jej stronę. - Usiądź - wskazuję na łóżko po czym zamykam drzwi na klucz. W oknie zauważam, jak rodzice Skye wsiadają do auta. Odwracam wzrok po czym siadam obok dziewczyny.
- Wybaczam Ci to, ale proszę nigdy więcej nie stawiaj mnie takiej sytuacji Ellie - mruczę i zauważam jak na twarzy dziewczyny pojawia się szeroki uśmiech.
- Nie wiem jak Ci dziękować - uśmiecha się i muska mój policzek.
- Nie musisz, ale przyda mi się twoja pomoc - uśmiecham się i zaczynam opowiadać jej moje zamiary.
✏ ✏ ✏
Kiedy docieram pod ogrodzenie zauważam ją, siedzącą po drugiej stronie pod jednym z drzew. Już chcę ją zawołać, ale w tym momencie tuż zza drzew wyłania się postać jakiegoś chłopaka. Chowam się za pieniem i zaczynam przyglądać się sytuacji. Na szczęście jestem wystarczająco blisko by usłyszeć ich rozmowę.
- Tu jesteś - rzuca chłopak i klęka obok niej.
- Chciałam pobyć sama - tłumaczy mu.
- Ej nie przejmuj się. Musisz o nim zapomnieć. To cham - kiedy te słowa wypływają z jego ust, czuję jak momentalnie zaczyna się we mnie gotować.
- Wiem Jake, ale to nie jest takie proste. Nadal go kocham i jakaś część zawsze będzie - szepcze blondynka po czym zaczyna płakać. Tak bardzo chciałbym móc teraz przytulić ją do siebie, niestety ktoś mnie właśnie z tego wyręczył.
- Nie płacz. Nie warto twoich łez - widzę jak chłopak pomaga jej wstać, po czym moja drobna blondynka wpada w jego ramiona. Zaczynam oddychać coraz szybciej. To nie może się dziać. Nie. Proszę..tylko nie to.
Widzę jak brunet obejmuje jej kark, a opuszkami palców muska jej blade policzki.
- Wiedz tylko, że ja zawsze będę przy tobie księżniczko - kiedy wypowiada te słowa dziewczyna lekko się uśmiecha, a on w tym momencie złącza ich usta w czułym pocałunku. Tego już dość. Zaczynam biec przed siebie ile sił w nogach. Kiedy docieram do samochodu uderzam pięściami w kierownicę. Jesteś debilem! To twoja wina!
Wchodzę do domu najciszej jak tylko potrafię. Pomału zaczynam omijać co drugi schodek byle by najszybciej znaleźć się u siebie. Ze łzami w oczach zastaję Ellie siedzącą na moim łóżku. Kiedy zauważa moją minę jej uśmiech znika.
- Jay co jest? - pyta kiedy rzucam się obok niej.
- Całowała się z jakimś Jake'em. Znaczy to on ją pocałował, ale jednak go nie odetchnęła - odpowiadam jej. Czuję jak brunetka siada mi na kolanach po czym kładzie się wtulona we mnie. Zrobiła to dokładnie tak jak moja Skye...Znaczy już chyba nie moja.
- Justin nie martw się. Powiem Ci coś, ale się nie obrażaj okay? - pyta teraz leżąc na mnie.
- Yhym - rzucam kładąc dłonie wzdłuż swojego ciała.
- Ona na Ciebie nie zasługuje Jay - szepcze mi prosto w usta po czym lekko je muska. Pogłębiam pocałunek. Mam dość tej samotności. Przenoszę ręce na jej talię. Co ja robię? Czy ja oszalałem do końca?
Hejka. Dziś trochę dłuższy rozdział. Jak wam się podoba? Tym razem był punkt widzenia Justina. Do zobaczenia xx 🌸
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top