12. Musisz dać mu odejść...

Odkąd widziałam się z Justinem mijają cztery miesiące. Rodzice bardzo mnie pilnują. Sophia prawie została przeze mnie zwolniona. W końcu musieli kiedyś nas przyłapać. Tak bardzo za nim tęsknię. Dziś wracam do szkoły. Miałam miesięczną przerwę, którą spędziłam z psychologiem. Podobno Justin też musiał udać się do lekarza. Boję się, że nigdy więcej się nie spotkamy. Gdy na zegarze wybija 6:30 zbiegam po schodach.
- Tata czeka w samochodzie - rzuca mama, gdy wkładam na siebie kurtkę.
- Nie musicie mnie pilnować. Nic mi nie będzie - wkurzona trzaskam drzwiami i wychodzę. Wsiadam do samochodu po czym obrażona przenoszę wzrok na okno.
- Skye musisz zrozumieć, że to wszystko jest dla Twojego dobra kochanie - oczywiście jak zwykle będzie gadka o tym jak bardzo mnie kochają itp. Pfff słyszałam to już chyba z tysiąc razy. I mam tego serdecznie dość.
Nie odpowiadam. Jedyne na co się wysilam to zwykłe spojrzenie.
- Dobrze możesz dziś wrócić sama. Ale nie rób żadnych głupstw. 
Na moją twarz wkrada się drobny uśmiech.
- Obiecuję. Dziękuję ci tato - rzucam na odchodne i wysiadam.
Za kilka tygodni przejdę egzaminy. Ich wyniki będą miały świadczyć o moim życiu. Według nich wybiorą mi męża, który na początku będzie moim chłopakiem. Ale moi rodzice mają możliwość by zdecydować czy chcą bym wyszła za tego chłopaka, którego wyznaczy komisja i egzamin. Myślę, że nie skorzystają z tego przywileju. I tak ich to nie obchodzi. Mam zapomnieć o Justinie i tyle.

Szybkim korkiem wychodzę z sali i odkładam rzeczy do szafki. Za parę minut wywieszą na tablicy spis grup w jakich będziemy uczęszczać na dane zajęcia. Na szczęście niedługo święta. Będę mogła odpocząć. Od razu po zobaczeniu spisu grup wychodzę ze szkoły. Wreszcie trochę wolności. Wkładam do uszu słuchawki po czym włączam swoją playliste. Nie mogę pozwalać sobie na oglądanie nagrań z zaszyfrowanego folderu, ponieważ cały czas mają pogląd do mojego telefonu. Zero prywatności. Nitk nie dowie się o istnieniu tych nagrań dopóki go nie odblokuje. I o to właśnie chodziło. Zmęczona tym wszystkim ruszam w stronę domu. Rodzice pojechali do pracy, a Max przeprowadził się do Eloise. Mam nadzieję, że będę sama chociaż przez godzinę. Kiedy docieram pod dom zauważam, że drzwi nie zostały zamknięte na klucz. Lekko je popycham po czym starając się być jak najciszej ruszam w stronę salonu. Nagle na sofie zauważam jakiegoś bruneta.
- Kim jesteś? - pytam zaskoczona.
- Cześć ty pewnie jesteś Skye - posyła mi uśmiech po czym podnosi się z kanapy.
- Skąd wiesz? Kto cię przysłał? - spoglądam na niego zaskoczona.
- Spokojnie Skye. Jestem Jake. Młodszy brat Elosie - kiedy wypowiada te słowa wszystko staje się jasne.
- Masz mnie pilnować? - spoglądam na niego lekko znudzona. Chłopak zaczyna się śmiać.
- Nie. Przyszedłem, ponieważ pomyślałem, że może chciałabyś kogoś poznać. Uwierz mi w pojedynkę długo się tu nie wytrzyma. Próbowałem na początku. Zresztą, gdyby cofnąć się dwa lata wstecz byłem taki jak ty. Musieliśmy się przenieść. Straciłem dziewczynę, którą bardzo kochałem i przyjaciół. Na każdym kroku chciałem uciec. Spotykaliśmy się potajemnie, ale zrozumiałem swój błąd dopiero po katastrofie - w jego oczach można zauważyć smutek i łzy.
- Co się stało? Jeśli mogę spytać - spoglądam na niego zaciekawiona po czym siadam na sofie obok niego.
- Lauren tak po prostu popełniła samobójstwo. Nie mogła o mnie zapomnieć, a ja głupi robiłem jej nadzieję, tymi spotkaniami. Teraz wiem, że pomysł o zakazaniu spotkań z ludźmi to dobry pomysł. Jeśli go kochasz dasz mu odejść, ale nie w tym znaczeniu co myślisz - spogląda na mnie ze zrozumieniem w oczach.
Jake chyba ma rację. Muszę zapomnieć o Justinie i dać mu odejść w dosłownym tego znaczeniu. Musi o mnie zapomnieć i zacząć układać sobie życie od początku. Zresztą ja również powinnam...

Hejka. Kolejny rozdział. Co sądzicie? Do zobaczenia wkrótce. Bye xx 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top