Rozdział 8

- Przez pewien czas nie będziesz mogła się przemieniać, a tym bardziej przemęczać. Nie chcemy tu skarbie powtórki z rozrywki.- Erra właśnie mówiła mi wszystko to co mogę robić, co powinnam a czego mi kategorycznie zabrania.

Nogi powoli zaczęły mi drętwieć, stałam w miejscu dobre paręnaście minut czekając aż skończy mówić. Ostatni tydzień który tu spędziłam był całkiem miły. Nikt mnie nie bił, miałam co jeść i gdzie spać, po za tym miałam kogoś z kimś mogłam porozmawiać.

Chociaż przystojny mężczyzna nie przyszedł to mnie, to się nie przejmowałam. Jestem tylko zwykłym intruzem który nie powinien żyć.

- Tak się cieszę że Alfa okazał się dobroduszny i pozwolił ci tu zostać. Będę mogła cię pilnować czy czasami nie łamiesz moich rozkazów.- Kontynuowała swój wywód ale ja znów nie słuchałam.

Alfa pozwolił mi zostać ale dlaczego. Po jaką cholerę jestem mu potrzeba ja. Idę o zakład że ma tu dziesiątki innych dziewczyn, więc dlaczego ja mam tu zostać. Nie żeby mi to nie pasowało, będę mieć gdzie spać, jeść a w zamian pewnie będę musieć pracować co jakoś mnie nie przerażało.

- Serafina odprowadzi cię do twojego nowego domu. Będziesz mieszkała blisko alfy więc bądź grzeczna. No a teraz sio dziewczęta bo mam pracę. - powiedziała kobieta i zamknęła mi drzwi przed twarzą.

Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do srebrnowłosej piękności.

- To dziwne że pozwolili ci zostać. - zmierzyła mnie wzrokiem i na jej twarzy widziałam obrzydzenie. - Każdego intruza zabijają, ciebie pewnie też zabiją.

Nie chciałam dłużej na nią patrzeć więc wbiłam spojrzenie w ziemie.

- Chodźmy kościotrupie.

Ruszyła pewnie przed siebie. Usłyszałam zgrzyt ostrzy i odruchowo spojrzałam w miejsce skąd pochodził intrygujący  mnie dźwięk. Mężczyźni stali w parach i nawzajem atakowali się sztyletami, mieczami itp. Miałam ochotę się zaśmiać, żyjemy w czasach z nowoczesną bronią gdzie jeden przycisk może zniszczyć setki pokoleń a oni walczą żelastwem.

Rozejrzałam się dookoła. Tory przeszkód, kukły, trenujący ludzie, musimy być na placu treningowym.

Szłam zniecierpliwiona i zaniepokojona czy aby na pewno jestem prowadzona do mojego nowego domu czy na śmierć. Ponownie weszliśmy na plac tylko trochę mniejszy, było tu parę większych i mniejszych domów i jeden ogromny.

Kierowaliśmy się do chyba drugiego pod względem wielkości budynku.

- No to jesteśmy. Ciesz się do póki możesz. - syknęła i odeszła.

Nie wiedziałam dlaczego jest dla mnie nie miła, przecież nic jej nie zrobiłam.

Podeszłam nie pewnie do drzwi i już chciałam zapukać do drzwi ale w połowie się zatrzymałam. Więc stałam tam z trzęsącą się ręką która zawisła w powietrzu ale po chili opadła.

Ogarnij się, to tylko głupie drzwi podejdź i zapukaj przecież nic cię nie zje. - odezwało się coś w mojej głowie przez co podskoczyłam w miejscu i zamarłam.

Tak dawno jej nie słyszałam, kiedyś była moją jedyną przyjaciółką, moja kochana wilczyca. Ale odeszła na długie miesiące.

- Ale to co jest za nimi już może. - powiedziałam niepewnie.

- Zaraz co innego cię może zjeść.

Miałam ochotę uciec jak najdalej stąd ale wiem że gdybym to zrobiła podpisałam bym na siebie wyrok śmierci.

Podniosłam głowę do góry, na niebie nie było żadnej chmury. Było nieskazitelne, piękne lecz to chmury nadają mu wyrazu, charakteru. Z odrobiną naszej wyobraźni stanowią przepiękne obrazy do których możemy wymyślać różnorakie historie.

- Dziecko nie stój tak na tym dworze tylko wejdź do domu, nikt tu cie nie zje. - Powiedział męski głos, przestraszona spojrzałam na drzwi które teraz były otwarte a w nich stał starszy człowiek z radosnym uśmiechem.

- Wejdziesz czy mam cię wnieść. - Spytał ze śmiechem. Szkoda że mi nie było do śmiechu.

Ostrożnie weszłam do domu i jeju ależ tu było pięknie. Wszystko było utrzymane w jasnych kolorach z paroma wyjątkami. Biła stąd jakaś rodzinna atmosfera która ukoiła twoje zmartwienia i zostawiała w błogim nastroju.

- Coś ty taka blada. Ten stary bryk cię wystraszył pewnie. - Powiedziała kobieta schodząca ze schodów.

- Pewnie się ciebie wystraszyła skarbie, nie na co dzień spotyka się taką starą prukwę.

Spojrzałam to na starszego pana, to na panią. Żadne z nich nie mówiło na poważnie a w ich oczach czaiły się iskierki rozbawienia.

- Więc witaj w domu, jestem Anastazja a to mój mate Gregor. Mam nadzieję że będzie ci tu dobrze i zaaklimatyzujesz się w naszej watasze.

- Dzień dobry. - odważyłam się powiedzieć chociaż moje gardło stanowcze odmawiało. - Jestem Selene.


------------------------

Przepraszam za tak długą przerwę. Będę starać się pisać więcej ale rozdziały będą pojawiać się rzadko. W dodatku dziękuję za tysiąc wyświetleń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top