-𝟞𝟙-

𝕏𝕏𝕏

𝕊 ℂ 𝔸 𝕃 𝔼

𝕏𝕏𝕏

— Kandydujesz na nową dyrektorkę Alfei, czy coś? — zapytała Via, widząc Stellę w dość formalnym ubraniu. Zmarszczyła brwi, lustrując wróżkę spojrzeniem, od góry, do dołu. 

— Bardzo śmieszne — mruknęła blondynka, poprawiając marynarkę. Dzięki temu Iss zwróciła większą uwagę na segregatory, które siostra trzymała w dłoni. 

— A to plan zagłady Wiedźm Krwi? — dodała. — W takim razie posadkę masz w kieszeni. Luna lubi rządy twardej ręki...

Stella westchnęła, wyraźnie poirytowana Issalvią, której zebrało się na żarty. Co prawda dziewczyna mogła nie pamiętać, ale tamtego dnia miał odbyć się sąd nad Bloom. Oczywiście Stel nie rozpowiadała tego, że zamierzała bronić przyjaciółki, jednak Via mogła się domyśleć, że przyjaciele nie zostawią rudowłosej samej. 

— Gdybyś częściej niż raz w tygodniu wychodziła z jamy profesora Silvy pamiętałabyś, że dziś jest proces Bloom.

Iss zastanowiła się, na szybko łącząc wątki. Faktycznie, przypadkiem mogło jej to wylecieć z głowy. Informacja o przyjeździe królowej przypomniała dziewczynie, że ona także miała pewną sprawę do Luny. Równie niemiłą, co proces rudowłosej.

Zacisnęła wargi, unosząc spojrzenie na blondynkę. 

— Wyglądasz profesjonalnie, jak na samozwańczego obrońcę Smoczego Wyziewu — powiedziała w końcu, pocierając ramię Stel. 

Blondynka pokręciła głową z dezaprobatą, jednak nie była w stanie powstrzymać delikatnego uśmiechu. 

Iss natomiast zwróciła uwagę na coś zupełnie innego. Jeszcze rok temu nie posądziłaby Stelli o podobne działania. Księżniczka sprzed roku nie odważyłaby się sprzeciwić woli matki, nie stanęłaby w obronie nikogo, a już na pewno nie aktualnej dziewczyny swojego byłego chłopaka. 

— Co? — zapytała znów Stella, gdy Via milczała dłuższy czas. — Ugryzłaś się w język? Jednak potrafisz?

— Nie ona, a Silva! — zawołał Leith, zjawiając się tuż za Issalvią. 

Ciemnowłosa wywróciła oczami i wyrwała zdezorientowanej Stelli segregator, by porządnie przyłożyć Leithowi.

— Ciszej kretynie! — syknęła, okładając chłopaka z każdej strony. — Musisz się drzeć na pół korytarza?! 

— Oj przestań, weź to na klatę! — roześmiał się chłopak, usiłując uniknąć ciosów. 

— Już! Dobra! — zawołała Stella, zabierając Issalvii swoją własność. — To mi się przyda. A Leithowi przydadzą się resztki mózgu, których jeszcze nie zdążyłaś wybić... 

Via zaśmiała się, widząc urażoną minę przyjaciela. 

— Idę do Rue, ona mnie kocha w przeciwieństwie do was — powiedział nieco urażony brunet i odwracając się na pięcie, ruszył na stołówkę. 

— Potknij się po drodze! — zawołała jeszcze Via, na co Leith pokazał jej środkowy palec. Dziewczyna zachichotała i wróciła spojrzeniem do Stelli.

Choć blondynka również przez chwilę wydawała się być w nieco lepszym nastroju, po odejściu Specjalisty jej paskudny humor wrócił. A wraz z nim strach o Bloom.

Via westchnęła, tym razem przytulając do siebie Stellę. Kiedyś blondynka byłaby zszokowana takim ruchem, jednak od kilku miesięcy usiłowała przyzwyczaić się do uścisków. To naprawdę potrafiło podnieść człowieka na duchu. Co prawda tym razem zadziałało dość marnie, ale dla Stel znaczyło więcej, niż Iss mogła sobie wyobrazić.

— Jestem z ciebie dumna, Stello — szepnęła, posyłając jeszcze siostrze pokrzepiające spojrzenie.

— Dziękuję, Via... — odparła blondynka, poprawiając kosmyki włosów. — Mam nadzieję, że coś zdziałamy. Aisha też pomoże... nie wyobrażam sobie, żeby...

— Wierzę w was — zapewniła Iss. — Jeśli ja, albo Saul będziemy mogli jakoś pomóc, daj znać. Poza tym muszę o czymś porozmawiać z Luną, więc...

— Najpierw proces! — zawołała Stella, wyciągając ostrzegawczo palec w stronę Iss. — Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że działasz na nią, jak zapalnik...

Iss uśmiechnęła się pod nosem. 

— To nie wrażenie, niestety.




— W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo mnie kochasz?

— Siedem za durne pytania — odparł Saul.

Via posłała nauczycielowi groźne spojrzenie, jednak Silva zupełnie się nim nie przejął. 

— W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo podobają ci się moje oczy?

Tym razem Silva zmarszczył brwi, nieco wybity z rytmu. 

— Prowadzisz licytację?

— Odpowiedz!

— Dziesięć kiedy śpisz.

Via podeszła do stołu, przy którym Saul przeglądał łuki. Wyrwała mu z dłoni ten, który akurat trzymał i schowała sobie za plecami.

Silva westchnął, odwracając się w stronę dziewczyny. Powoli zmniejszał dzielącą ich odległość, Iss z kolei ją zwiększała, przez co po kilku sekundach wylądowała na ścianie.  

— Chyba nie masz co robić...

— Irytowanie ciebie to bardzo odpowiedzialne zajęcie, profesorze — odparła, wzruszając ramionami.

Silva wpatrywał się w nią tak intensywnie, że przez chwilę zapomniała, jak się oddycha. Ani na sekundę nie przerwał ich kontaktu wzrokowego. Dziewczyna dosłownie czuła, jak robi się jej cieplej. 

— W skali od jeden do dziesięć... — zaczęła powoli, gdy dyrektor oparł ręce po obu stronach jej głowy, przez co uwięził ją w pułapce. Jej nogi zadrżały, gdy poczuła oddech Silvy na sobie. W takiej pułapce mogła tkwić do końca świata. Usiłując opanować swoje pragnienia, zbliżyła się do mężczyzny, by musnąć płatek jego ucha. — Jak bardzo lubisz na mnie patrzeć? 

— Dwadzieścia, gdy stoisz tyłem.

Iss pisnęła, upuszczając jednocześnie łuk, gdy Saul złapał ją w pół i uniósł. Oplątała nogi wokół jego bioder, z twarzy dziewczyny nie schodził uśmiech. 

— W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo lubisz mnie prowokować? — zapytał, nieco mocniej zaciskając dłonie na pośladkach Iss. 

— Dwadzieścia, gdy działa.

— Zawsze działa — szepnął Saul, przyciskając dziewczynę do siebie. 

Zanim Via połączyła ich usta w namiętnym pocałunku, przylgnęła do Silvy tak ściśle, jak tylko umiała, ciesząc się chwilą sam na sam. 

— W skali od jeden do dziesięć... — podjęła znów Via, z cichym mruknięciem odrywając się od Saula — jak bardzo podoba ci się pomysł przeniesienia tego do twoich pokojów? 

— Sto dziesięć, jeśli wybierzesz blat w kuchni... 

— Dyrektorze Silva, szuk... — W tej właśnie chwili do pomieszczenia wszedł Riven. Riven, który powinien doznać szoku, widząc zaistniałą sytuację. Brunet jednak stał bez słowa i po prostu wpatrywał się w swoją przyjaciółkę i nauczyciela.

Czy był aż tak zdziwiony? Nie. Domyślał się. Cholera, wszystkie znaki na niebie, dziwne szepty Iss, podejrzane śmiechy... nawet spojrzenia Iss i Silvy. To wszystko przyprawiało chłopaka o tylko jedną konkluzję. Problem w tym, że nie chciał jej do siebie dopuścić. Było to zbyt dziwne, zbyt nienaturalne. 

Tymczasem niepodważalne dowody stały przed nim. Saul Silva i Issalvia z Solarii, obściskujący się na biurku jak napalone nastolatki. 

Czuł złość, czuł ból. Mimo, iż zrozumiał, że Via była dla niego jak siostra i zupełnie nie miał problemu z tym, że się zakochała. Tylko dlaczego mu nie powiedziała? Dlaczego to ukrywała? Dlaczego nie powiedziała prawdy? W końcu byli przyjaciółmi, tak? Byli sobie bliscy! Przynajmniej tak dotąd sądził Riv. Czyżby znów się pomylił?

— Zresztą... już nieważne... — odpowiedział, gdy tylko odzyskał głos. Cofnął się o krok, potem dwa kolejne. 

Via była w takim szoku, że początkowo nie reagowała, nadal przyklejona do swojego dyrektora. Tego samego nie można było powiedzieć o Silvie, który najszybciej ze wszystkich ogarnął całą sytuację. Z tym, że nie miał najmniejszego zamiaru odsuwać się od Iss, puszczać jej, czy wyjaśniać czegokolwiek Rivenowi. 

Wiedział, że prawdopodobnie zaraz dojdzie do kolejnego starcia między Iss i chłopakiem. I choć Silva nie powinien czuł, że było to właściwe. Od dawna chciał pokazać Rivenowi, że  Via należała tylko do niego. Może i było to szczeniackie zachowanie, ale nie potrafił inaczej. Dziwne, nastoletnie emocje budziły się w nim, gdy tylko przywoływał widok Rivena i Iss razem. 

Był zazdrosny. Był zazdrosny i nie potrafił sobie z tym poradzić mimo zapewnień Issalvii o tym, jak bardzo go kocha. Może to jego męskie ego, a może po prostu lęk przed utratą dziewczyny, nie wiedział. W tamtej chwili też nie za bardzo miał ochotę i czas, by się w to zagłębiać. Zamierzał po prostu wykorzystać sytuację.

— S-saul... — szepnęła Via, usiłując dać mężczyźnie znać, że ma poluzować uścisk. 

Silva jednak zareagował inaczej. Przeciwnie. Docisnął ją do siebie tak, że prawie zabrakło jej tchu, przy tym wszystkim wbijając jasne spojrzenie w swojego ucznia.

— Saul, puść... ja... — W miarę możliwości opuściła nogi, jednak nie poczuła pod nimi gruntu. Jasnego spojrzenia wciąż nie odrywała od oniemiałego Rivena. — Saul puść mnie! — warknęła ponownie, tym razem skutecznie zeskakując z nauczyciela. 

Zdołała zrobić tylko krok w stronę Rivena, bo Silva złapał ją za dłoń. Spojrzała na niego nieprzytomnie, pytająco. Nie rozumiała, dlaczego tak się zachowywał, co w niego wstąpiło. Nie miała jednak zamiaru się pytać, nie w tamtej chwili.

— Czyli to prawda — zabrał głos Riven, ponownie zaskarbiając sobie uwagę Silvy i Iss. — Wy... ty... 

Brunet miał wyraźny problem, aby chociaż nazwać to, co przed chwilą zobaczył. 

— Prawda? — podłapała natychmiast Iss. — Ktoś ci powie...

— Nie jestem ślepy! — syknął Riven, który powoli tracił resztki cierpliwości. — Myślisz, że tego nie widać? Patrzysz na niego, jak na cholerny ósmy cud świata, a on...

— Riven — powiedział ostrzegawczo Saul, gdy tylko głos chłopaka zaczął drżeć z nadmiaru emocji. — Uspokój się.

— Uspokój się?! — wrzasnął Riv, na którego słowa Silvy zadziałały, jak zapalnik. — Bzyka pan moją przyjaciółkę, swoją uczennicę i ja mam być spokojny?! 

Iss odetchnęła głośniej, na chwilę spuszczając wzrok. Historia lubi się powtarzać. Miała dość scenariusza, który pojawiał się co jakiś czas, gdy któryś z jej przyjaciół dowiadywał się o związku z Silvą. 

Jednak słowa i ocena Rivena zadziałały na nią zupełnie inaczej. Może wynikało to z faktu, że chłopak był jej bliższy, niż pozostali? Czuła się, jakby ją obraził... jakby powinna żałować tego, że się zakochała.

— To jest chore! Chore! — krzyknął Riven. — Jest pan jej nauczycielem! NAUCZYCIELEM! 

— Gówniarz, który postanowił zabawić się w trójkąt nie będzie mnie pouczał — odpowiedział Silva, pociągając Vię tak, by dziewczyna stanęła za nim. 

— Właśnie... gówniarz... — syknął brunet, błądząc oczami od nauczyciela, do stojącej za nim Issalvii. — To taki właśnie gówniarz powinien być z Issalvią! Taki, jak ja... nie dyrektor, który mógłby...

— Ostrzegam cię Riven, jeszcze jedno słowo, a...

W tamtym momencie obaj mieli w sobie tyle negatywnych emocji, tyle złości, że niewiele brakowało, aby każdy z nich wybuchł. Via doskonale wiedziała, że jeśli nie powstrzyma zarówno Rivena, jak i Saula, może być jeszcze gorzej, ale... ale nie umiała. Była tak poruszona słowami swojego przyjaciela, że nie odnalazła w sobie siły. A może po prostu była zmęczona? 

— Zniszczysz jej życie! 

— Nie bardziej, niż ty byś to zrobił... — odparł Saul.

Wtedy właśnie wszystkie hamulce Rivena puściły. Pchnięty wściekłością doskoczył do dyrektora, łapiąc go za mundur. Był gotów wymierzyć mu cios, jednak Silva jakby w głębi duszy się tego spodziewał. Poza tym, miał zdecydowaną przewagę nad chłopakiem. Bez większego trudu złapał go i przygwoździł do ściany z taką siłą, że Riv jęknął z bólu.

— Ona jest moja, rozumiesz? Moja, czy ci się to podoba, czy nie... — tylko tyle zdążył powiedzieć Saul, bo jego uwaga skupiła się na kolejnej osobie, wchodzącej do pomieszczenia. 

Sky na szybko przeskanował wzrokiem pomieszczenie, po czym doskoczył do Rivena, wciąż stojącego między ścianą, a Saulem. 

— Słychać was aż na korytarzu... — mruknął, kładąc dłoń na ramieniu Saula.

Silva kiwnął głową, nieco luzując uścisk. Odczytał intencje Sky'a i pozwolił, by blondyn chwycił Rivena pod rękę.

— Zabierz go stąd. Niech ochłonie — nakazał Saul, opierając ręce na biodrach. 

Sky bez słowa pokiwał głową i wyprowadził Rivena na zewnątrz.




— Jak to wiedziałeś? — zapytał znów Riven, patrząc nieprzytomnie na siedzącego na łóżku Sky'a. 

Blondyn wzruszył ramionami. Nie za bardzo podobał mu się temat rozmowy, jednak liczył się z tym, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Po cichu wiedział, że to właśnie on będzie musiał pomóc Rivenowi się z tym wszystkim oswoić. 

— Silva mi powiedział. Po prostu.

— Po prostu? — podchwycił brunet, przymykając oczy ze zmęczenia. Przetarł twarz, opierając głowę o ścianę. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. — I ty mówisz o tym tak spokojnie? Kurwa, Sky... to jest nauczyciel, a ona...

— A ona to dziewczyna o złotym sercu i żelaznych zasadach, która zakochała się z wzajemnością, Riv... — szepnął Sky.

Ciemnowłosy otworzył oczy, wbijając spojrzenie w blondyna. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Nawet nie posądziłby przyjaciela o tego typu mądrości.

— Co ty pieprzysz?

— Długo mi zajęło, żeby zrozumieć... Oni naprawdę, się kochają. Widzę zmiany w zachowaniu Vii, w zachowaniu Saula. Nawet to, jak na siebie patrzą. Choć wciąż... przykro mi, że Issalvia przez długi czas mnie oszukiwała... cieszę się, że to właśnie Silvę wybrała. Znam go całe moje życie i gwarantuję ci, że nie znajdziesz na tym świecie osoby, która potrafiłaby zająć się nią tak, jak on.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top