-𝟞𝟘-

𝕏𝕏𝕏

𝔹 𝕆 𝕏

𝕏𝕏𝕏


Issalvia nigdy nie poznała matki. Ojciec nie lubił o niej mówić, sprzeciwiał się każdej próbie rozmowy ze strony dorastającej Iss. Był okres, że dziewczyna się buntowała. Uważała, że ma prawo poznać choć część historii Elis. Kilkukrotnie kłóciła się o to z ojcem, aż w końcu przestała.

Wiedziała, że nic nie wskóra. Jej prośby nie działały na Radiusa, wciąż pogrążonego w żałobie. Powtarzał córce, że Elis zmarła i nic nie wróci jej życia. Powinna żyć teraźniejszością. 

Żyła. Pogodziła się z tym, że nie ma i nigdy nie będzie miała prawdziwej matki. 

Aż do tamtego momentu, gdy przeczytała słowa, które jej matka skierowała właśnie do niej

Dotychczas Elis była kimś odległym. Kobietą z opowieści, kobietą, o której nie wolno było wspominać. Via nie żywiła względem niej żadnych głębszych uczuć. Niczego.

Dopiero tamten list uświadomił dziewczynie, jak bardzo brakowało jej Elis. Sądziła, że jest dorosłą kobietą, która dawno temu pogodziła się z brakiem matki. Tymczasem jeden list, słowa napisane kilkanaście lat temu dłonią mamy spowodowały, że Issalvia zrozumiała, jak bardzo się myliła. Nie pogodziła się ze śmiercią Elis, bo z czymś takim nie da się pogodzić. 

Wystarczyło kilka słów na starym, poplamionym pergaminie, by Via poczuła obecność i miłość matki. Kochała ją. Dzięki temu listowi Iss przekonała się, jak bardzo jej tej miłości brakowało.

— Via? — zdziwił się Riven, wchodząc przez uchylone drzwi gabinetu dyrektorki. 

Dostrzegł Issalvię, siedzącą na ziemi, tulącą do serca jakieś kartki. Z pewnością zadałby więcej pytań, gdyby nie łzy, płynące po policzkach. Podbiegł do dziewczyny, wciąż milcząc. Obejrzał ją delikatnie, by upewnić się, że nie jest ranna. Nie odnalazł śladów krwi, żadnego zadrapania, ale miał też pewność, że Via potrzebuje pomocy. 

Złapał dziewczynę i praktycznie sam postawił do pionu. 

— Chodź, zaprowadzę cię do pokoju... — szepnął, obejmując Vię. 

Issalvia, wciąż przyciskając do siebie skrawki papieru pozwoliła Rivenowi poprowadzić się do wyjścia. Pokonywała drogę małymi kroczkami, w sercu wciąż na nowo przeżywając list Elis. Co jakiś czas uśmiechała się delikatnie, gdy w jej głowie rozbrzmiewały zapewnienia o tym, jak bardzo mama ją kochała. 

— Kochała mnie — szepnęła powodując, że Riven przystanął. 

Wpatrywał się w Issalvie, nie rozumiejąc. Cierpliwie czekał, aż dziewczyna powie coś więcej, jednak ona wciąż stała, delikatny uśmiech krążył po jej twarzy. Riv westchnął ciężko, kładąc dłonie na policzkach Vii. Otarł łzy dziewczyny.

— Riven! — Saul stał po drugiej stronie korytarza i wpatrywał się w widok przed sobą. Wściekłość natychmiast w nim wezbrała do tego stopnia, że w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na nietypowy stan Iss. — Odsuń się od niej...

— Silva? — mruknął Riv, zerkając na nauczyciela. Jego pozycja nie zmieniła się ani o milimetr, co dodatkowo rozzłościło dyrektora. 

— Saul... — szepnęła Issalvia, zsuwając ręce Rivena. Odsunęła się od chłopaka i biegiem skróciła dystans dzielący ją od nauczyciela. 

Dopiero wtedy Silva zdołał zauważyć zapłakaną twarz Vii. Nie zdążył zapytać, co się stało, bo dziewczyna w niego wbiegła. 

— Już wiem... wiem kim jest... — zdołała wypowiedzieć, po czym głos jej się załamał. Z oczu znów popłynęły łzy, a Saul jeszcze bardziej zdezorientowany, mimowolnie zerknął na Rivena.

Uczeń natomiast patrzył w niezrozumieniu na zaistniałą sytuację. Na nauczyciela tulącego uczennicę. Na spojrzenie, jakim Silva obdarzył Vię zupełnie, jakby chciał jej wynagrodzić wszelkie zło. Byłby w stanie zrobić wszystko, aby tylko przestała płakać i znów się uśmiechnęła.

Coś było zdecydowanie nie tak. Świadomość podsuwała Rivenowi tylko jeden scenariusz, jednak... jednak nie do końca był w stanie uwierzyć. 

— Znalazłem ją tak w gabinecie Rosalind... — powiedział, na kilka sekund odsuwając od siebie dziwne myśli. — Zaprowadzę ją do pokoju... Rue na pewno...

— Nie trzeba — uciął Saul, chcąc jak najszybciej pozbyć się młodego Specjalisty. — Poradzę sobie...

Riven ani drgnął. Oczy wciąż miał utkwione w przyjaciółce, która praktycznie wczepiła się w Silvę. 

— Z całym szacunkiem, ale...

— Powiedziałem coś. 

Chłopak spuścił wzrok tylko na chwilę. W istocie, Silva był jego nauczycielem, przełożonym, ale Iss... Iss była jego przyjaciółką i...

— Jak pan wytłumaczy fakt, że odprowadza w środku nocy swoją uczenn...

— W porządku — dyskusję przerwała Iss, wpatrująca się migocącymi oczami w Rivena. Głowę dziewczyna wciąż opierała na klatce piersiowej Silvy, przez co Riv czuł się naprawdę niekomfortowo. — Zaufaj mi, Riv. Idź już.

— Issalvia, ale...

— Dobranoc — odwróciła się, łapiąc dłoń nauczyciela. 

Riven nie odpowiedział. Wciąż stał jak wryty i wpatrywał się oniemiały w swoją byłą dziewczynę, która tak po prostu szła za rękę z dyrektorem. 




— Czujesz się już lepiej? — zapytał Saul, stawiając na szafce nocnej herbatę. 

Via wciąż siedziała pod kołdrą, listy i notatki rozłożyła sobie na kolanach. Uniosła błękitne spojrzenie na Silve i właśnie wtedy kolejna łza popłynęła jej po policzku. Mężczyzna westchnął cicho i usiadł na brzegu łóżka, by przytulić ją do siebie. 

— I tak i nie — przyznała po chwili, wygodniej układając się przy klatce piersiowej Saula.

Była nieco zagubiona, bo nie spodziewała się aż tylu informacji na raz. Pomijając już zupełnie fakt, że otrzymała je od Beatrix. 

— Teraz, gdy wiem, że... że mnie kochała... — odetchnęła głośniej, usiłując opanować drżący głos. — Czuję, że brakuje mi jej bardziej, niż kiedykolwiek... 

— Oczywiście, że cię kochała, skarbie... — szepnął Saul, gładząc uspokajająco plecy Iss. Dla niego było to tak oczywiste, jak fakt, że za kilka godzin znów wstanie słońce. Był ojcem dla Sky'a, pokochał go jak własnego syna i właśnie dlatego dane mu było poznać bezwarunkową miłość rodzica do dziecka. — Jak każdy rodzic kocha swoje dziecko... — wyjaśnił, całując Vię we włosy.

Serce Specjalistki zacisnęło się nieprzyjemnie. Mnóstwo wątpliwości znów powróciło do jej umysłu. Kochała ją. Mama naprawdę ją kochała, kochała ojca. Więc dlaczego, dlaczego Radius tak bardzo starał się, by pamięć o Elis zaginęła? Skoro była tak dobrą, uzdolnioną wróżką, wspaniałą, mądrą, kochającą kobietą. Issalvia wciąż nie mogła zrozumieć, co kierowało ojcem.

— Pisała ten list ze świadomością, że za chwile umrze... — szepnęła Iss po dłuższej chwili ciszy. 

Silva zacisnął wargi. Owszem, przeczytał list i wszystkie pozostałe notatki. Nie miał pojęcia, kto był ich autorem, zdołał wydedukować jedynie tyle, że była to kolejna wróżka, prawdopodobnie dowódca wyprawy.

— Straszne... 

Kolejne łzy, które popłynęły z oczu Iss spowodowane były współczuciem. Współczuciem dla młodej kobiety, która za kilka minut miała stracić życie i była tego doskonale świadoma. Kobiety kochającej i będącej kochaną. Dla Radiusa była całym światem. Dla małej, nieświadomej niczego Iss, która ledwo potrafiła wypowiedzieć kilka pojedynczych słów... również była całym, dobrze znajomym światem. 

Elis była również wróżką wody, wojownikiem Solarii. Żołnierzem, który poświęcił dla kraju nie tylko swoje życie, ale i życie swojego nienarodzonego dziecka. 

— Muszę powiedzieć tacie, że wiem... muszę go zapytać, dlaczego... dlaczego nigdy nie...

— Spokojnie... — poprosił Saul. Via pełna była wielu sprzecznych emocji i z pewnością wizyta w Kapitolu w aktualnej sytuacji politycznej nie była dobrym pomysłem. Nauczyciel zdecydowanie musiał wybić go dziewczynie z głowy. — Odczekaj kilka dni... Armia niedługo tu będzie, Luna także... 

— Chcę rozmawiać z tatą, nie z nią...

— Iss, ochłoń — powiedział Silva, tym razem nieco bardziej stanowczo. — Prześpimy się z tym i porozmawiamy rano.




— Nie byłaś chora? — zdziwił się Leith, gdy dostrzegł Issalvię, wnoszącą skrzynię do magazynu.

Dziewczyna odłożyła przedmiot na półkę i strzepała dłonie. Posłała chłopakowi nikły uśmiech.

— Silva mówił, że... — Specjalista zmarszczył brwi, milknąc na chwilę. Via nie wnikała, co takiego działo się w jego głowie, po prostu czekała z założonymi rękami na kolejny głupkowaty wniosek. — Acha... to tego typu... choroba...

— Zamknij się błagam cię... — jęknęła Via, rzucając chłopakowi w twarz szmatą, leżącą na stole. — Skończmy te skrzynie...

Leith poruszył znacząco brwiami, jednak pozwolił, by Iss pociągnęła go znów w stronę ciężarówek. 

— Gdyby tylko pracowali więcej, a narzekali mniej! 

Do dwójki Specjalistów dotarł głos Silvy. Roześmiali się pod nosem, po czym wyszli na podwórko, gdzie stanęli twarzą twarz ze swoim dyrektorem. 

— Co ty tu robisz? — zdziwił się Saul, lustrując Iss wzrokiem. 

Dziewczyna wzruszyła niewinnie ramionami. Rano wspominała coś, że nie ma ochoty ruszać się z łóżka, wiec Silva zwolnił ją z zajęć. Jednak po pierwszych dwóch godzinach leżenia Via przekonała się, że brak zajęcia w niczym jej nie pomaga, jedynie potęguje ewentualne poczucie niemocy. Dlatego wstała, ubrała się i wyruszyła na trening... a raczej przerzucanie skrzynek.

— Ozdrowiała! — zawołał Leith, wpatrując się w Silvę szeroko otwartymi oczami.

Saul zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie, że Leith wie. Odchrząknął, tylko na chwilę spuszczając wzrok. 

— Musa — uśmiechnęła się Iss, zwracając uwagę na stojącą obok Saula wróżkę. — Coś się stało? 

— Ja.. właściwie to...

— Chce zostać Specjalistką — wtrącił Riven, patrząc na Iss przenikliwie.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Domyślała się, że Riv tak łatwo nie popuści i będzie chciał porozmawiać o nietypowym, wczorajszym zachowaniu. Specjalista miał w głowie jeden wielki mętlik i zamierzał wykorzystać okazję, by jak najszybciej zrozumieć, co tak właściwie stało się tamtego wieczora. 

— Ale dyrektor Silva twierdzi, że to nie najlepszy pomysł... właściwie ty masz u niego chody, więc może coś wskórasz — dokończył chłopak, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Był wściekły, Via czułą to przez skórę. 

— Powiało chłodem. — Pokręcił nosem Leith.

— Bierz skrzynkę i spadaj stąd — syknęła Via, klepiąc chłopaka w ramię. 

— Tak jest, wasza wysokość. 

— Naprawdę mi zależy... — podjęła znów Musa, tym razem zwracając się bezpośrednio do Saula. — Nie mam magii, ale chcę zostać w szkole...

Via w pewnym sensie rozumiała Musę. Sama przez długi czas sądziła, że nie posiadała magii i jej jedyną możliwością, by wyrwać się z pałacu było zostanie Specjalistką. Jej na szczęście dano taką szansę, dlaczego więc dla Musy nie można zrobić czegoś podobnego?

— Właściwie, to nie taki zły pom... — podjęła, jednak Silva spojrzał na nią z powątpiewaniem. — Co?

— Mogę robić wszystko... 

— Wszystko? — upewnił się Saul, nie zwracając uwagi na Iss. — W takim razie weź Dane'a i Rivena i idźcie posprzątać stajnie.

Pomysł spotkał się ze sprzeciwem dwóch Specjalistów, jednak protesty na nic się zdały. Ostatecznie cała trójka musiała udać się do stajni. 

— Czemu nie chcesz dać Musie szansy? — podjęła znów Via, gdy tylko pozostała z Saulem sama.

— Iss... — westchnął Saul, pocierając czoło. — Luna jest w drodze, dyrektorka została zamordowana przez uczennicę, mamy konflikt z wiedźmami krwi, Dane marudzi, że przerzucanie skrzynek godzi w jego godność Specjalisty, Riven patrzy na nas podejrzliwie... w obliczu tego wszystkiego naprawdę nie mam ochoty brać odpowiedzialności za wróżkę bez mocy, która trzymała miecz może trzy razy w życiu i ubzdurała sobie, że zostanie Specjalistą to świetny plan.

Issalvia stała w miejscu przez dłuższą chwilę nie tyle analizując słowa Silvy, co jego ton. Zabrzmiał dość ostro, czego Via zupełnie się nie spodziewała. W końcu nie powiedziała nic złego. Poza tym, jej zdaniem Musa była zdolna i należało dać jej szansę. 

— Powiało chłodem — odparła w końcu, uznając to za koniec rozmowy. Nie miała ochoty płaszczyć się przed dyrektorem, więc odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia. Zanim jednak zdążyła to zrobić, Saul złapał ją za rękę zmuszając tym, by znów na niego spojrzała.

— Nie złość się, bo nie masz o co, marudo.

Iss zacisnęła wargi. Planowała coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążyła, bo Silva tak po prostu pocałował ją w czoło powodując, że dziewczynę dosłownie wryło w ziemię. Stała tam jak ostatnia wariatka, a Saul tak po prostu ruszył do swoich obowiązków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top