-𝟝𝟞-
𝕏𝕏𝕏
𝔼𝕍𝔼ℕ𝕀ℕ𝔾
𝕏𝕏𝕏
Issalvia dość szybko przekonała się, że tamtego dnia los jej nie sprzyjał. Może i Riv miał rację - Sky chciał się wykąpać, ale gdy Via bezceremonialnie wpakowała się do pokoju chłopaków, Sky porzucił swój plan.
Zamiast zamknąć się w łazience i słuchać wywodu przyjaciółki, choć w tamtej chwili chyba byłej przyjaciółki, on tak po prostu stwierdził, że będzie stał bez koszulki na środku pokoju i pretensjonalnie wpatrywał się w dziewczynę.
Via uniosła brew nieco zdziwiona, ale twarde spojrzenie Sky'a dało jej do zrozumienia, że nigdzie się nie ruszał.
— Przeziębisz się — rzuciła, na co Sky prychnął cicho.
— Co, peszy cię to? Silva chodzi przy tobie w sweterkach?
Iss zamrugała kilkukrotnie, w milczeniu analizując słowa przyjaciela. Nie spodziewała się tak bezpośredniego ataku i była do tego stopnia zdziwiona, że w pierwszym odruchu nie mogła nic z siebie wydusić.
— Spieprzaj, Sky — mruknęła w końcu, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo blondyn przegiął. — Nie przyszłam tutaj, żeby się kłócić, tylko pogodzić, więc daruj sobie takie nędzne uwagi... poza tym Saul ma bardziej wyrzeźbiony brzuch. Musisz jeszcze trochę nad sobą popracować, jeśli chcesz mu dorównać — poradziła, posyłając chłopakowi wymuszony uśmiech.
— Daruj sobie szczegóły...
— Ty zacząłeś — przypomniała Via, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Prośba Silvy o rozmowę z chłopakiem została odsunięta gdzieś na dalszy plan. Dziewczyna powoli dość miała ciągłego wyciągania ręki do wszystkich dookoła. Wystarczyło, że musiała płaszczyć się przed Terrą, która tak po prostu ją odtrąciła. — Porozmawiasz ze mną normalnie?
Sky milczał i tylko jego spojrzenie podpowiedziało Issalvii, że chłopak chce spuścić nieco z tonu. Jego mięśnie i szczęka wyraźnie się rozluźniły.
— Jeśli nie poruszysz tematu Silvy, możemy — przyznał po chwili, opierając się o biurko.
Iss zmarszczyła brwi, niepewna. Nie chciała się zgodzić. Właśnie po to przyszła do Sky'a. Naprawić relację, okazać mu wsparcie, ale nie mogła zrobić tego bez wyjaśnień. A właściwie przekonania chłopaka, że ona i Saul nie robili nic złego. Sky musiał zacząć od zrozumienia tego, że Saul także miał prawo do szczęścia.
— Kochasz Bloom? — zapytała, wbijając ciemne spojrzenie w chłopaka.
Sky zamrugał, nieco zdezorientowany nagłą zmianą pytania. Rozmowa toczyła się głównie wokół Issalvii i nie widział powodu, by wciągać w nią swoją dziewczynę. Poza tym, Via wyraźnie za nią nie przepadała zwłaszcza, po całym incydencie z aresztowaniem Silvy, więc zupełnie już nie rozumiał jej toku myślenia.
— Co to ma do rzeczy? — zapytał, nie będąc w stanie pohamować nutki zirytowania w swoim głosie.
— Odpowiedz.
— Tak.
Via kiwnęła głową. Dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewała i choć wciąż miała mieszane uczucia co do Bloom, nie miała zamiaru się czepiać. Nie dyktowała Sky'owi kogo ma kochać, kogo nie. Pragnęła tylko, żeby był szczęśliwy. I tego samego szczęścia pragnęła dla siebie i dla Saula.
— To dlaczego nie pozwalasz nam kochać?
Tym razem Sky poczuł się, jakby Via przyłożyła mu w twarz. Co zabawniejsze, dziewczyna nie była daleko od rozważenia takiego kroku. Powoli znów odzyskiwała swoją odwagę i gotowa była walczyć o swoje. Do cholery była wojownikiem i nie mogła chować głowy w piasek, a ostatnimi czasy ciągle to robiła.
— Nie będę z tobą o tym...
— Dlaczego? — wysyczała przez zaciśnięte zęby.
— Nie z tobą.
Via uśmiechnęła się nerwowo, kręcąc głową z dezaprobatą. Naprawdę kochała Sky'a jak brata i nie chciało jej się wierzyć, że ich relacja tak popsuła się przez jej związek z Saulem. Od dwóch lat byli dla siebie wsparciem, tak szybko złapali kontakt, nie chciała tego wszystkiego zaprzepaścić.
— Przepraszam, że jestem bezpośrednio zaangażowana.
— To między mną, a Saulem...
— Właśnie, że nie, Sky — szepnęła Via, kręcąc głową. Zrobiła krok do przodu, jednak widząc, jak gwałtownie chłopak się prostuje, stanęła w miejscu. — Saul jest mój. Wszystko, co ma związek z nim, będzie miało i ze mną, rozumiesz?
Blondyn uśmiechnął się, w jego geście Issalvia dostrzegła coś, co zadziałało na nią, jak zapalnik. Dziwne poczucie zlekceważenia, którego nie mogła puścić płazem.
— Zrobiłam błąd, że tu przyszłam. Przez cały ten czas sądziłam, że to ja jestem winna i to ja spieprzyłam, ale... nie jesteś lepszy, Sky.
— Jasne... moja wina...
— Tak. — Iss kiwnęła głową. — Twoja wina, bo nie potrafisz zaakceptować tego, że Saul i ja jesteśmy szczęśliwi. Przez siedemnaście lat zajmował się tylko tobą, a ty... zamiast cieszyć się, że w końcu wziął pod uwagę siebie i swoje szczęście postanowiłeś zabawić się w dwunastolatka ze zbyt wysokim ego. Ja mam dość, Sky. Nie będę przepraszać. Nie będę przepraszać, bo nie mam za co.
— Nie masz za co?! — warknął Sky, robiąc kilka kroków w stronę Iss. Złościł go fakt, że Via nie widziała w sobie żadnej winy. Nie była w stanie pojąć, dlaczego tak się na nią zdenerwował, na nią i Silvę. Zupełnie zaślepiona swoim wielkim uczuciem, które nawet nie trwało długo. — Okłamałaś mnie, Via! Ty i on! Twoim zdaniem to nic takiego?! Ufałem ci bezgranicznie...
— Nie mów mi, że gdybyśmy przyszli do ciebie i powiedzieli, co nas łączy, przyjąłbyś nas z otwartymi ramionami, bo w to nie uwierzę!
Iss czekała na jakikolwiek znak od Sky'a. Na gest, na słowa, które zapewniłyby ją, że istnieją jakiekolwiek szanse na zaakceptowanie jej relacji z Saulem.
Niestety, doczekała się tylko spuszczonej głowy blondyna, co upewniło ją w przekonaniu, że nie ma szans na powrót do dawnych czasów, gdy wszystko było prostsze.
— To nie takie proste...
— Oczywiście — zgodziła się dziewczyna. — Dużo prościej jest obrażać się na cały świat. Podobnie postąpiłeś, gdy aresztowali Saula. Nie pofatygowałeś się, aby chociaż go wysłuchać. Nie chciałeś poznać jego wersji wydarzeń. Uwierzyłeś człowiekowi, który opuścił cię jako dwulatka, a tego, który był dla ciebie jak ojciec odtrąciłeś...
✮
— Mogłabyś chociaż schować się za mur — prychnął Riven, pojawiając się obok Issalvii.
Dziewczyna wywróciła oczami, wydmuchując dym z płuc. Było jej już wszystko jedno. Specjaliści byli zajęci, podobnie Saul. Poza tym, musiałaby mieć wyjątkowego pecha, żeby Rosalind albo inny nauczyciel przyłapał ją na paleniu, a z Silvą niewątpliwie by sobie poradziła. Tak więc nie widziała powodu, dla którego miałaby specjalnie się ukrywać.
— Przestań — mruknęła, wygrzebując z kieszeni paczkę papierosów. Zachęcająco wyciągnęła ją w stronę Rivena, który poczęstował się, posyłając dziewczynie uśmiech. — Silva złapał najebanego Sky'a na warcie i nie spotkała go żadna kara. My mamy bać się jednego, małego papierosika?
Riven uniósł brew, przyglądając się dziewczynie przez chwilę.
Była wściekła, złość aż z niej emanowała. Riv pokiwał z uznaniem głową. Wkurzona Iss to nieco zabawna Iss. Naturalnie, jako dobry przyjaciel miał zamiar wysłuchać i pomóc jej rozwiązać problem, ale nie wykluczało to drobnego droczenia się.
— Kto cię wkurwił? — zapytał, opierając się szarmancko o kamienny murek. Przyjrzał się dziewczynie, która wciąż wpatrywała się przed siebie.
— Za dużo, by wyliczać — mruknęła, jednak w rzeczywistości biła się z myślami.
Zdenerwowała ją nie tylko rozmowa ze Sky'em, ale i list, który dostała od ojca. Dla niej intencje Radiusa były dość jasne. Usiłował ją zaszantażować. Może i jego zamiary były ubrane w ładne słowa, ale nie zmyliły Iss.
— Mamy czas. Nie spieszy mi się do przerzucania skrzynek...
Via westchnęła ciężko, gdy wiatr zawiał nieco mocniej.
— Mój ojciec — mruknęła po chwili. — Ubzdurał sobie, że po ukończeniu szkoły wracam do Kapitolu... a ja... cóż... nigdzie się nie wybieram, Riv.
— Macie minutę na wyjaśnienia. — Głos Silvy spowodował, że oboje odwrócili się w stronę profesora, który już przywdział na twarz swój karcący wyraz, a ręce oparł na biodrach.
Iss przyjrzała się nauczycielowi z zainteresowaniem. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w jego spojrzeniu znów dostrzegła coś, co pojawiało się tylko w obecności Rivena.
Zanim zdążyła się odezwać, chłopak postanowił obronić ich przed gniewem Silvy.
— My tak właściwie...
— Twój czas minął, Riven — przerwał Saul, nie spuszczając spojrzenia z Iss.
Właśnie wtedy na twarzy dziewczyny wykwitł uśmiech. Zagryzła wargę, by tylko nie roześmiać się na głos. Dzięki zachowaniu Saula zyskała pewność, że znów jest o nią zazdrosny. I to przez Rivena.
— Ale...
— Musa mówiła, że jest gotowa na wszelkie wyzwania. Idźcie posprzątać stajnie.
— Co? — jęknął Riven, wyraźnie niezadowolony najnowszym zadaniem. Już wolał przenosić skrzynki, czy co tam innego. Wszystko, tylko nie stajnie.
— Nie będę się dwa razy powtarzał.
— Ale my nic takiego nie...
— Powiedz jeszcze słowo, a będziesz czyścił stajnie przez najbliższe dwa tygodnie.
Riven zdeptał papierosa, po czym wyrzucając ręce w górę, bez słowa ruszył na poszukiwania Musy. Silva bywał ostry, a chłopak naprawdę nie miał ochoty testować jego wytrzymałości.
— Gówniana sprawa — mruknął jeszcze do siebie brunet, zanim zniknął za zakrętem.
Silva natomiast uporczywie wpatrywał się w Issalvię, która stała w miejscu i walczyła z samą sobą, aby tylko się nie roześmiać. Kosztowało ją to naprawdę wiele, gdy tak patrzyła na Saula, który zdawał się rozważać możliwość morderstwa na uczniu.
W końcu, gdy Iss upewniła się, że ani ona, ani Saul, nie znajdują się w zasięgu wzroku żadnej, niepożądanej osoby, podeszła powoli do mężczyzny. Przystanęła i zaplatając ręce za sobą, czekała.
Czekała dość długo, przez co mogła w ciszy podziwiać Saula. Był zdecydowanie zbyt przystojny i zbyt pociągający. Nawet wtedy, stojąc przed nią w mundurze, wściekły i poirytowany wyglądał tak niesamowicie, że miała ochotę tu i teraz zaciągnąć go w jakieś zaciszne miejsce.
— Najlepiej... — podjął Silva — nic nie mów. Jeśli nie chcesz dołączyć do Musy i Rivena...
— Czy ja wiem... — Dziewczyna udała, że się zastanawia. — Przeszkodziłeś nam w rozm...
Coś w słowach Issalvii i jej nieco zbyt swobodnym zachowaniu spowodowało, że Saul w mgnieniu oka z poirytowanego, stał się wręcz wściekły. Już pomijając fakt, że znowu zastał Iss i Rivena podczas przyjacielskiej pogadanki, co samo w sobie niesamowicie go denerwowało, to zachowanie dziewczyny spotęgowało jego złość.
Był zazdrosny. Był zdecydowanie zazdrosny i nie potrafił sobie z tym poradzić. A Iss zdawała się to wykorzystywać.
— Może chciałam... — mruknęła cicho, kiedy jej prawa dłoń spoczęła na klatce piersiowej nauczyciela. Silva wyraźnie się spiął, zaciskając wargi. — Skończyć?
Silva odetchnął głęboko, usiłując się uspokoić. Wiedział, że Iss chce go sprowokować. Mało tego, świetnie się bawiła. On nieco mniej, ale nie zamierzał przegrać ich cichej kłótni. Zrobił krok do przodu, dezorientując tym dziewczynę. Przełknęła ślinę, gdy tylko Saul zbliżył się do jej ucha, muskając płatek nosem. Kolana pod nią zmiękły, ale dzielnie próbowała to ukryć.
— Kiedy ja z tobą skończę gwarantuję, że będziesz myślała tylko o mnie.
Te słowa dosłownie wbiły ją w ziemię. Wytrzeszczyła oczy na Silvę, którego reakcja dziewczyny wyraźnie ucieszyła. Choć raz to on miał nad nią przewagę. Podczas, gdy przez głowę Iss przemknęły bardzo ciekawe wizje wieczora, Saul uśmiechnął się delikatnie i korzystając z chwilowego zawieszenia Iss, ucałował ją w szyję powodując, że całe ciało dziewczyny przeszedł dreszcz.
Poza tym jego dłoń całkiem przypadkiem przejechała po biodrze dziewczyny, przez co gwałtownie wciągnęła powietrze.
Zamierzał wrócić do pozostałych uczniów, pozostawiając dziewczynę w osłupieniu, nieco wybitą z rytmu. Nie spodziewał się jednak, że Iss złapie go za rękę i siłą przyciągnie w swoją stronę. Nie martwiąc się zupełnie tym, czy ktokolwiek będzie w stanie ich zobaczyć, przysunęła się do Saula i wpiła w jego usta mrucząc coś o tym, że nie może doczekać się wieczora.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top