-𝟜-

𝕏𝕏𝕏

ℕ𝕆𝕋 𝕁𝔼𝔸𝕃𝕆𝕌𝕊

𝕏𝕏𝕏


   Trzy dni później, choć wydawało się, że wszystko powoli wraca do normy, pomiędzy uczniami Alfei krążyła nowa, intersująca informacja. Poza barierą znaleziono zwłoki.

Gdy rano Iss weszła do stołówki, na ten temat rozprawiali zarówno Specjaliści, jak i Wróżki.

Zajęła swoje stałe miejsce i przyjrzała się przyjaciółkom. Były podekscytowane i przekrzykiwały się wzajemnie. Dziewczyna westchnęła i zabrała się za swoje śniadanie. Póki jeszcze płatki chrupały.

Ona zdążyła zjeść cały posiłek, a Maze i Rue wciągnęły po połowie kromki chleba. Czarnowłosa pokręciła głową z dezaprobatą i wstała od stołu, by odnieść brudne naczynie. Zupełnie nie zwracała uwagi, na mijających ją uczniów. Wciąż tkwiła w swoich myślach, wciąż na nowo analizowała sytuację, która miała miejsce kilka dni temu. Jej serce wciąż drżało, gdy przypominała sobie dotyk dłoni Silvy na policzkach. Jak bardzo chciała poczuć wtedy jego wargi.

Westchnęła ciężko i uśmiechem podziękowała pomocy kuchennej za zabranie od niej brudnej miski. Poprawiła torbę i ruszyła w stronę klasy. Znów botanika.

Nie przeszła jednak zbyt wielu kroków, bo poczuła czyjś uścisk na przedramieniu. Spojrzała na osobę, do której należała dłoń.

— Riv? — zdziwiła się. W sumie sama nie wiedziała dlaczego. Przecież widywali się kilka razy dziennie. — Co jest?

Usiłowała brzmieć jak najbardziej normalnie, jednak Riven natychmiast dojrzał zmianę w jej zachowaniu.

— To ja pytam, co się dzieje? Pogadanka u Silvy tak na ciebie zadziałała? — zapytał, krzyżując ręce na piersi. Uniósł brew, a Iss z całych sił próbowała zatrzymać rumieniec. — Od trzech dni jesteś nieuchwytna... Oczywiście nie licząc momentu, kiedy mnie odwiedziłaś, żeby powiedzieć, że wyglądam jak menel.

— Przepraszam... — westchnęła, drapiąc się po głowie. — Po prostu... Silva porządnie się wkurzył i...

— A widzisz, tak się kończy łamanie zasad beze mnie... — Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą. Issalvia w końcu odwzajemniła jego uśmiech. Riven zawsze działał na nią w jakiś sposób kojąco. Czuła się przy nim dobrze, zupełnie, jakby był bratem, którego zawsze pragnęła, a dostała jedynie... Stellę.

Riven ogarnął dziewczynę ramieniem i poprowadził w kierunku wyjścia. Musiała przecież odpokutować za swoje grzechy.

— Riv, nie mogę teraz... — jęknęła, gdy zrozumiała jego intencje. — Za dziesięć minut mam botanikę... Ojciec Terry przyłapał mnie na paleniu, jeśli teraz poczuje ode mnie fajki...

— Mam jabłkowe gumy... od kiedy tak panikujesz, Via? — mruknął ciemnowłosy.

Rozejrzał się, aby upewnić się, że nikt nie znalazł się w zasięgu wzroku. Wepchnął Vię do męskiej łazienki, powszechnie znanej, jako cicha palarnia. Wszyscy, którzy uczyli się w Alfei dłużej niż miesiąc wiedzieli, że tam nie załatwia się potrzeb fizjologicznych.

— Prześmiardnę w trzy minuty... — jęknęła Via, przyjmując papierosa od Rivena.

— To twoja kara — przypomniał chłopak. Grzecznie poczekał, aż dziewczyna zaciągnie się tytoniem. Sam zrobił to samo.

Telefon bruneta zawibrował. Wyjął go i odczytał SMs-a. Szybko odpisał, a po kilku sekundach do łazienki wszedł nieznajomy Iss chłopak. Issalvia go kojarzyła, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd.

— Via, nie wiem, czy się znacie.. To Dane... Dane, jej wysokość...

Dziewczyna trzepnęła Rivena w głowę, na co chłopak zaśmiał się.

— Issalvia. Dla przyjaciół Via... — dokończył posłusznie.

— Skąd ja cię znam... — powiedziała Iss, marszcząc brwi. Nagle sobie przypomniała. Widziała tego chłopaka z Terrą! — Już wiem! Jesteś kolegą Terry!

Dane nieśmiało pokiwał głową, choć przez dłuższą chwilę zastanawiał się, czy w ogóle przyznać dziewczynie rację. Dzięki temu Iss nie zauważyła Rivena, który prawie udławił się papierosem.

Ostatnimi czasy miał małe starcia z Harvey, ale w żadnym wypadku nie chciał, by Iss się o nich dowiedziała. Tylko mu kazań od księżniczki brakowało.

— Dobra Via... — wtrącił brunet, który wyczuł grząski grunt. — Gaś to i odprowadzę cię na botanikę...

Ciemnowłosa kiwnęła głową i posłusznie wrzuciła papierosa do sedesu. Pozwoliła, by Riven otoczył ją ramieniem i wspólnie ruszyli do wyjścia. Był to dość poufały gest, jednak nie przeszkadzał żadnemu z nich. Nigdy nie czuli do siebie niczego więcej, niż sympatii.

— Muszę jeszcze skoczyć się przebrać, śmierdzę — mruknęła Iss, na co brunet pokręcił głową.

— Pójdziemy do mnie, jest po drodze. Dam ci jakąś czystą bluzę — zaproponował, otwierając drzwi.

— Jesteś moim aniołem — roześmiała się Isalvia. 

Drzwi do łazienki zatrzasnęły się za parą, a Via zamarła.

Wpatrywała się właśnie w jasne oczy profesora Silvy. Czuła suchość w gardle, szybko bijące serce, a ręka Rivena, która wciąż znajdowała się na jej ramieniu, zaczęła ciążyć, jak najlepszej jakości żelazo.

Saul był równie zdziwiony, a jego spojrzenie powędrowało na dłoń Rivena na ramieniu Iss, tuż potem na chłopaka, który uśmiechał się, jakby nic się nie stało. Issalvia wpatrywała się w podłogę.

— Dzień dobry, dyrektorze — uśmiechnął się promiennie Riven. Zawsze lubił i szanował Saula i z wzajemnością. Mimo, że często Silva musiał utemperować drugoklasistę, doceniał jego talent i zapał. Riv, choć głupkowaty i narwany, był pracowity i przykładał się do treningów. — Ładny mamy dzień, prawda?

Saul milczał. Znów spojrzał na Iss, jednak ona nie miała odwagi zrobić tego samego. Odchrząknął, gdy zdał sobie sprawę, że za chwilę Riv może coś dostrzec.

— Dzień dobry — odparł w końcu, zaplatając ręce za sobą. — O ile mi wiadomo, masz za chwilę trening. Wiesz, że nie toleruję spóźnień...

— Chciałem tylko odprowadzić damę w opałach... — Riv przerwał, gdy Issalvia dość brutalnie wbiła łokieć w jego żebro. Spojrzał na nią oskarżycielsko.

— W opałach, mówisz? — zapytał Saul, a Issalvia wręcz czuła na sobie jego palące spojrzenie. — Coś grozi Iss... Issalvi? Dlatego tak ją do siebie przyciskasz?

Riven zdziwił się nieco tym pytaniem, jednak zdjął dłoń z ramienia dziewczyny i marszcząc brwi, wrócił spojrzeniem do nauczyciela.

— Idźcie na zajęcia — powiedział czarnowłosy, gdy zdał sobie sprawę, jak dziwnie zabrzmiało jego ostatnie pytanie. Przecież to nie jego sprawa, z kim prowadza się Iss. Nie jego. I wcale nie czuł dziwnego kłucia w sercu... Przecież Riv i Iss tylko się przyjaźnili i dobrze o tym wiedział. Dlaczego miał więc wrażenie, że od początku roku ich relacja jakoś się zacieśniła? — Każdy na swoje — dokończył. Wyminął zdezorientowanych uczniów i ruszył w swoją stronę.

Iss natomiast czuła, że cała twarz ją pali. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i już nigdy spod niej nie wychodzić. Łudziła się tylko, że Saul dobrze wiedział, że ona i Riv byli dobrymi przyjaciółmi i nic, nigdy ich nie łączyło i nie będzie.

— To co? — zapytał Riven, jak zwykle beztrosko. — Chcesz jeszcze tą bluzę?

— Chcę umrzeć — jęknęła Issalvia, która była bliska płaczu. Ciągnąc nogami po ziemi, ruszyła w stronę szklarni. Riven wzruszył ramionami i pobiegł za nią. 







   Stella wściekłym krokiem przemierzała korytarze. Musiała jak najszybciej znaleźć swoją siostrę. Potrzebowała jej pomocy. Oczywiście nie zamierzała się do tego przyznawać, a w jakiś sposób zamotać całą sytuację, by Issalvia była przekonana, że musi pomóc. 

Księżniczka rozejrzała się uważnie po uczniach, którzy albo rozmawiali, albo stali z nosami w telefonach. Ze znajomych twarzy, z którymi mogła ewentualnie porozmawiać, rozpoznała jedynie kretyna Rivena. Że też on był aktualnie jedyną osobą, która mogła pomóc znaleźć Iss. Stella naprawdę nie rozumiała, jak jej siostra mogła z własnej woli zadawać się z kimś jego pokroju. 

Zadarła podbródek i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę chłopaka. 

— Riven.

Chłopak, słysząc znajomy, ale wysoce niepożądany głos, przerwał rozmowę. Odwrócił się w stronę Stelli, przybierając na twarz męczeńską minę. Miał cichą nadzieję, że zrozumie, że powodowała w nim odruch wymiotny.

— Stella. 

— Szukam mojej siostry. — Skrzyżowała ręce na piersi, patrząc władczo na chłopaka. 

Uśmiechnął się łobuzersko, jak to miał w zwyczaju. Włożył ręce do kieszeni. A to ciekawe. Pierwszy raz spotkał się z sytuacją, w której to Stel szukała czarnowłosej. Właściwie, jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by jedna pytała o drugą. Riven wiedział, że musiało chodzić o coś ważnego. 

— Po co ci Via? — zapytał, odciągając dziewczynę nieco na bok. 

Blondynka zrobiła kilka kroków w bok, po czym z widoczną odrazą strząsnęła z siebie dłoń chłopaka. 

— To moja siostra. — Wzruszyła ramionami blondynka. Oczywiście Riv usiłował wyciągnąć z niej prawdę. Naiwny.

— To miało mnie przekonać?— Uniósł brew. Zbyt dużo nasłuchał się na temat siostrzanej relacji księżniczek. Jedyne, co wiedział z godzinnych monologów Issalvii to to, że traktowały się bardziej jak zło konieczne. 

— Riven, spieszę się! Widziałeś ją, czy nie? — zirytowała się blondynka.

— Może tak, może nie... — Chłopak przekręcił głowę w prawo.

Stella gotowa była mu przyłożyć. Naprawdę. I zrobiłaby to, gdyby nie idąca z naprzeciwka Issalvia. Oczywiście w towarzystwie Maze, na której widok Stella po prostu musiała wywrócić oczami. Nie lubiła jej.

Dobiegła jednak do siostry, a raczej zagrodziła jej drogę. Chwyciła ciemnowłosą za rękę i zanim ta zdążyła zareagować, pociągnęła ją w stronę stołówki. 

Issalvii na usta cisnęło się wiele pytań, ale ustępowały zupełnie przekleństwom. Taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy i najprawdopodobniej sam element zaskoczenia sprawił, że Iss nie zareagowała jakoś negatywnie. 

Pozwoliła Stelli dosłownie zaciągnąć się na stołówkę. Ze zdziwieniem dostrzegła, że blondynka usadziła ją przy stoliku ze swoimi nowymi współlokatorkami i Sky'em, który bardzo dobrze bawił się w towarzystwie Bloom. 

Stłumiła złośliwy uśmiech i zajęła miejsce obok blondyna, witając się z nim cicho.

— Sabat wiedźm, czy jak? — zapytała, ściągając torbę. Położyła ją na ziemi i skrzyżowała spojrzenie z Terrą, która pokręciła głową. Iss zmarszczyła brwi, jednak nic nie powiedziała. Czekała na rozwój akcji.

— Z racji tego, że Bloom zgubiła klejnot koronny Solarii... 

Już pierwsze słowa spowodowała zdziwienie Issalvii. Prawie zachłysnęła się własną śliną. Spojrzała zszokowana na siostrę.

— Zrobiła co?

— Widzę, że to dla ciebie tak samo druzgocące, jak dla mnie, siostrzyczko, ale...

— Nie, nie, nie... — Iss pokręciła głową. — Dałaś Bloom pierścień?! 

— Ciszej! — syknęła blondynka. — Myślisz, że dzięki czemu przeszła przez portal do dom...

— Przeszłaś przez portal?! — Tym razem czarnowłosa skierowała wzrok na Bloom, po drodze popychając nieco Sky'a do tyłu. 

Bloom wyglądała, jakby ktoś skazał ją na stuletnie więzienie. Wzruszyła żałośnie ramionami.

— Issalvia, gdzieś ty była ostatnie dni? — zapytała Aisha.

Via spojrzała na nią pustym wzrokiem. Tak się składa, że przez ostatnie dni chodziła po szkole jak duch, odrabiała szlaban w bibliotece i rozmyślała nad swoim dyrektorem, z którym prawie się pocałowała. Naturalnie, nie miała zamiaru się tym chwalić.

— Byłam zajęta... — mruknęła cicho. Nie zauważyła, gdy oczy Musy na chwilę się zaświeciły.

Po chwili Stella przedstawiła siostrze całą historię na temat tego, jak wspaniałomyślnie się zachowała, pożyczając Bloom pierścień i o tym, że dziewczynę napadł Spalony. Aisha, Musa i Terra ruszyły jej na ratunek, ale sytuację uratowała Dowling, przy okazji wlepiając im szlaban. Skończyło się na niemiłej kłótni w pokoju dziewcząt i zgubionym pierścieniu Luny.

— Podsumowując, musimy znaleźć pierścień.

— My? — powtórzyła Aisha, wyraźnie zdziwiona słowami Stelli. Nie czuła się ani trochę zobowiązana do misji ratunkowej jakiejś błyskotki. I nie zamierzała po raz kolejny łamać regulaminu. — To kolejna samobójcza misja, za którą podziękuję. 

Stella już chciała oponować, ale Iss wstała, zwracając na siebie uwagę blondynki. 

— Co ty robisz? — zdziwiła się księżniczka. 

Czarnowłosa założyła torbę na ramię. 

— Aisha ma rację — odparła, patrząc w jasne oczy siostry. — Spalony zaatakował Bloom i gdyby nie Dowling, wszystkie by nie żyły. To nie są żarty, Stel. Pierścień, koronny czy nie, nie jest wart żadnego życia. W chwili obecnej wyjście za barierę to samobójstwo. 

— Ty chyba żartujesz? — szepnęła Stella. Nie spodziewała się, że Iss jej odmówi. Z całej tej wesołej kompanii sądziła, że ona jako pierwsza wyrazi swoją aprobatę. — Nie możesz mi tego zrobić... jesteś najstarsza z nas... jesteś Specjalistą... 

— Właśnie. — Kiwnęła głową Via. — Tobie. Pamiętasz o mnie tylko wtedy, gdy mnie potrzebujesz. Dosyć mam sprzątania po tobie bałaganu. Zostaw ten cholerny pierścień i powiedz Lunie, że go zgubiłaś...

— To rozkaz — syknęła Stella. 

Słysząc te słowa, Iss roześmiała się gorzko. 

— Słodka, naiwna Stella... — uśmiechnęła się sztucznie, lecz po chwili powróciła do poważnego wyrazu twarzy. — Jeśli którekolwiek z was opuści szkołę, powiem wszystko Dowling, a w liście do Luny wspomnę o twoim nierozważnym dysponowaniu pierścieniem, wasza wysokość.




— Załóżmy... że hipotetycznie, mi się podoba...

— Hipotetycznie, ale i bardzo realistycznie — dokończyła Rue, wpatrując się w Leitha.

— No właśnie nie do końca...

— Jak to nie? — zdziwiła się Maze.

Obie dziewczyny patrzyły na chłopaka, jak na idiotę. Sądziły, że szaleje za Cynthią. Chyba dlatego z nią jest, tak? Tymczasem Specjalista stwierdził, że żywi do niej uczucia emocjonalnie głębokie, ale nie w tak wysokim stopniu, by doprowadziło go to do realizacji ich.

Iss siedziała cicho na swoim miejscu i przysłuchiwała się tej wymianie zdań. Szczerze mówiąc mało ją interesowały romanse Leitha. Odkąd chłopak zaczął szaleć za Cynthią, stał się nieco dziwniejszy. Zawsze brak mu było piątej klepki, w końcu był artystą i inaczej postrzegał świat, ale od początku roku szkolnego zarówno dla Vii, Sky'a i Rivena stał się chodzącą, rozklekotaną skrzynką tęczy emocjonalnej.

Był denerwujący bardziej niż zwykle.

— A to co myślisz, Iss? — zapytał chłopak, wpatrując się w czarnowłosą.

Issalbia wzruszyła ramionami. Zwykle nie kryła się z tym, że nie lubi gadać o miłosnych podbojach.

— Nie myślę na ten temat, bo zwariuje, jak ty — odparła, zaskarbiając sobie pełne dezaprobaty spojrzenie Leitha. — Idę siku. — Wstała i zamierzała pójść do łazienki.

Zatrzymała się jednak gwałtownie, gdy przed oczami pojawił się dość niecodzienny widok. Riven szedł środkiem stołówki, obejmował jakąś rudą dziewczynę i najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że podzielił się z nią jabłkiem, trzymając je wciąż w zębach.

Issalvia otworzyła buzię ze zdziwienia. Riven był łobuzem i hultajem, ale nie miał innych przyjaciół niż stała paczka.

— Nie idziesz siku? — podłapała Rue, unosząc brew. Wciąż uważała, że jej przyjaciółka i Riven byliby świetną parą. A aktualne zachowanie księżniczki właśnie to potwierdzało. — Czyżbyś była zazdrosna o Rivcia?

— Rivcia srivcia. — Maze wywróciła oczami. — Jeśli z nim będziesz, wydziedziczę cię. Ostrzegam lojalnie.

Issalvia nie pytała z czego ewentualnie Maze miałaby ją wydziedziczyć, ani nie zrugała Rue za głupi komentarz. Usiadła znów na ławkę, czując dziwne kłucie w sercu. Czyżby faktycznie była zazdrosna?

— Co to za flądra?

— Jakaś nowa. — Ruette wzruszyła ramionami.

— Czemu przyczepiła się do Rivena?

— Czemu sądzisz, że mnie to obchodzi? — zapytała Maze, wywracając oczami. Nie obchodził jej ani Riven, ani jego koleżanka.

Iss szeroko otwartymi oczami patrzyła, jak chłopak opuszcza miejsce wraz ze swoją towarzyszką. Powiedzieć, że w tamtej sytuacji księżniczka czuła się źle, to nic nie powiedzieć. I chyba faktycznie Rue miała rację. Była zazdrosna.




   Tamtego dnia nic nie szło po myśli Issalvii. Również trening, podczas którego powinna być zadowolona, bo miał trwać cztery godziny, okazał się kompletną klapą.

Riven trenował ze swoim nowym kolegą Dane'em i Via mimo trzech prób, nie była w stanie odciągnąć go na bok.

Silva natomiast krążył po stanowiskach i bacznie przyglądał się uczniom. Zwykle przystawał, gdy Iss z kimś walczyła i korygował ewentualne błędy, które popełniała ona, lub jej towarzysz. Tym razem było inaczej. Saul nie podszedł ani razu, choć Via czuła, że przygląda się jej z daleka.

Kilka razy skrzyżowali spojrzenia i za każdym razem chłód wzroku nauczyciela powodował na jej ciele ciarki.

   Podczas ostatniej godziny do Specjalistów dołączył pierwszy rok wróżek. Issalvia odetchnęła w nadziei, że koleżanki Terry choć trochę poprawią jej dzień. Ze zdziwieniem dostrzegła, że wraz z nimi na plac kroczy Stella, jednak nie miała ochoty na docinki. Jeszcze.

Gdy dziewczęta podeszły do niej pełne zapału, Iss zaproponowała sparring pierwszej z brzegu, w tym wypadku Bloom. Rudowłosa oczywiście odmówiła, ale jej miejsce zajęła Terra. Rozemocjonowana jak zwykle.

Dziewczęta zajęły miejsce na podeście i w tej samej chwili w głowie Iss zaświtał pomysł. Skoro Saul zwykle zauważał każdy jej błąd, mogła zmusić go do interakcji.

Kiwnęła głową, dając znak wróżce, że może zaczynać. Terra zbliżyła się do Issalvii, która nie miała zamiaru tracić czasu. Doskoczyła do dziewczyny, zanim ta zdołała zarejestrować, co się dzieje. Wykonała trzy szybkie ciosy, odpychając wróżkę na sporą odległość.

Terra zachwiała się, ale zdołała złapać równowagę. Wtedy też Iss wykonała piruet i podcięła brunetkę powodując, że upadła.

Via stanęła nad dziewczyną, opierając ręce na biodrach. Przetarła twarz, gdy zauważyła, jak ręka Terry drgnęła. Dobrze wiedziała, że dziewczyna używa mocy, ale udawała, że nic się nie dzieje. W duchu modliła się, by Saul ją obserwował. Dwie sekundy później Via poczuła, jak coś obwiązuje się wokół jej kostki.

Mocne szarpnięcie powaliło Specjalistkę na ziemię, zrzucając praktycznie na koniec podestu.

— Wygrałam! — zaszczebiotała Terra, podskakując.

Issalvia roześmiała się, podnosząc głowę. Oparła podbródek na dłoniach i wciąż leżąc, wpatrywała się w przyjaciółkę, która uśmiechała się szeroko w stronę swoich lokatorek. Jeden sparring, a tyle radości.

Najwidoczniej Terra właśnie tego potrzebowała. Wiary w siebie i swoje możliwości.

Issalvia usłyszała ciche chrząknięcie. Wyglądało na to, że ona też dostała to, czego potrzebowała. Popatrzyła w prawą stronę i dostrzegła Silvę.

Ręce założył na klatce piersiowej, a na twarz przybrał surowy wyraz. Iss miała ochotę skakać z radości.

— Iss...alvio pozwól na chwilę.

— Całkiem wygodnie mi się leży — odpowiedziała dziewczyna, przekręcając się na plecy. Wpatrywała się w dyrektora z figlarnym uśmiechem. Powinien zapłacić za to, że ją ignorował.

— Wstawaj.

Via wywróciła oczami, ale posłusznie wstała, by zeskoczyć z platformy. Podążyła w stronę nauczyciela, który oddalił się tak, aby spokojnie porozmawiać z dziewczyną.

— Co to było? — zapytał, gdy tylko Iss stanęła przed nim.

— Sparring. — Wzruszyła ramionami, uśmiechając się przy tym uroczo.

— Mam uwierzyć, że wróżka z pierwszego roku powaliła mojego najlepszego Specjalistę? — syknął powodując, że nogi ugięły się pod czarnowłosą. Silva, nawet zdenerwowany, był cholernie pociągający.

— Najlepszego? — powtórzyła Iss, rumieniąc się. Wiedziała, że Saul ją ceni, ale wykrzesać z niego komplement, to dosłownie cud bożonarodzeniowy.

— Issalvia, co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię! Najpierw to wyjście za barierę, papierosy... Riven... to on tak na ciebie działa?

Silva wyglądał na zdeterminowanego, by poznać prawdę. Iss natomiast była zagubiona. Co do tego wszystkiego miał Riv i dlaczego Saulowi przeszkadzało, że się z nim zadawała?

Mimowolnie zerknęła na usta nauczyciela. Lekko uchylone. Jego oczy... jego oczy, tak cudownie niebieskie, wpatrywały się w nią pilnie. Znów uderzyły ją wspomnienia tamtego dnia, gdy te same usta złożyły pocałunek na jej czole.

I jak on w ogóle śmiał pytać, co się z nią dzieje? To przez jego działanie zachowywała się, jak ostatnia wariatka.

— Nic takiego — syknęła nagle, gdy doznała nagłego przypływu odwagi. W końcu byli sami, daleko od gapiów. — Po prostu mam mętlik w głowie, bo mój... osoba, na której mi zależy zachowuje się, jakbym była cholernym powietrzem.

Saul nie musiał być Sherlockiem, by wiedzieć, że Iss ma na myśli jego. Z jednej strony był wściekły, ale z drugiej w głębi serca cieszył się, jak dziecko. To on był osobą, o którą dziewczyna dbała.

— Może musi się tak zachowywać?

Issalvia prychnęła. Przecież nie kazała Saulowi wywiesić transparentu z wyznaniem miłości. Chciała tylko wiedzieć, co tak właściwie jest między nimi. Darzyła go pewnym uczuciem, którego jeszcze nie potrafiła zdefiniować, ale nie miała pojęcia, co on czuje.

— Dziwne — powiedziała w końcu, marszcząc niebezpiecznie brwi. — Sądziłam, że jest dorosły, podobnie jak ja i ma własne zdanie.

Saul prychnął. Rozmowa z dziewczyną zbaczała na coraz to bardziej niebezpieczne tory. Zaczął żałować, że w ogóle zainteresował się jej przegraną. Przez trzy godziny ignorowanie dziewczyny szło mu całkiem dobrze.

— Czy dorosła jest osoba, która wbrew zakazom opuszcza bezpieczne miejsce, ryzykując tym samym życie? — zapytał, nie siląc się na przyjazny ton.

Issalvia zacisnęła wargi. Powinna była się domyślić, że przez najbliższy czas Silva będzie wypominał jej ostatnią wycieczkę.

— Poradziłabym sobie — powiedziała cicho, spuszczając wzrok.

— Podczas walki z Harvey udowodniłaś, że nie potrafisz poradzić sobie z szesnastoletnią wróżką, która dopiero poznaje swoją moc!

— Przegrałam specjalnie, żebyś się w końcu do mnie odezwał!

Saul przetarł twarz. Za każdym razem, gdy patrzył na Iss nogami i rękami usiłował trzymać się z daleka od niej. Powodowała, że chciał przebywać przy niej tak długo, jak się da. Patrzeć, jak się uśmiecha. Podczas, gdy on prowadził wewnętrzną walkę, ona tak po prostu podłożyła się wróżce, żeby podszedł i ją skrytykował. Dziewczyna nigdy nie przestanie go zadziwiać.

Issalvia bywała nieokrzesana i szczera do bólu, ale nie mógł jej pozwolić na tego typu zagrywki. Wiedział, co przywróci ją na ziemię.

— Od jutra za każdym razem, gdy będziecie łączeni z innymi rocznikami, będziesz trenować ze Stellą — powiedział, zaplatając ręce za plecami.

— Nie możesz mi tego zrobić... — Pokręciła głową. Mogła ćwiczyć z kimkolwiek, nawet Milvą, Rue i Maze razem... ale nie ze swoją siostrzyczką. — Ona więcej zrzędzi niż...

— Skoro przegrałaś z Harvey, twoja siostra jest dla ciebie wyzwaniem. Udowodnij, że jesteś na takim poziomie, jakim byłaś jeszcze godzinę temu, Iss.

— Mogę pokonać Stel tu i teraz, dobrze o tym wiesz...

Saul uśmiechnął się delikatnie powodując, że serce dziewczyny zadrżało.

— Wiem.

— To jeśli teraz ją pokonam...

— Nie. Musisz odbyć swoja karę, aby już nigdy więcej nie przyszło ci do głowy, by się podkładać.

— Ale to...

— Skończyłem. Chodź.

Saul wskazał dłonią platformę, przy której wróżki wciąż dyskutowały. Issalvia zaciskając zęby ruszyła przodem. W ciszy przebyła dystans i usiadła po podestem niczym prawdziwa męczennica.

— Dobierzcie się w pary — zaczął Saul, stając przed uczennicami. — Stella ćwiczysz z Iss. Każda para po trzy minuty na platformie.

Stella wydawała się tym pomysłem równie zszokowana, co jej siostra. Nie miała zamiaru pozwolić, by Iss ją kompletnie ośmieszyła. Via miała wiele wad, ale główną był talent do walki. Złotowłosa liczyła się z tym, że w parze z tą Specjalistką zaliczy najwięcej porażek w historii.

Zdecydowanym krokiem podeszła do Silvy.

— Panie Silva... czemu mam ćwiczyć z czwartoklasistką?

— Stella, nie marudź, tylko wchodź na platformę...

— Ale...

— Stella rusz się! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top