-𝟛𝟚-
𝕏𝕏𝕏
ℍ𝕆𝕄𝔼
𝕏𝕏𝕏
Issalvia siedziała na środku łóżka i z uśmiechem przyglądała się Saulowi, który przeszukiwał swoją szafę.
Mieli spory problem w związku z brakiem dostępu do ubrań Iss. Silva uparł się, że znajdzie więc coś, co nadawałoby się do ubrania i przebiegnięcia odległości od jego pokoju do sypialni Vii. Uparł się i szukał od pół godziny, a końca nie było widać.
— Jesteś pewna, że nie chcesz wbijać się w sukienkę? — upewnił się Saul, nie zaprzestając przeszukiwania szaf.
— Rozerwałeś zamek — przypomniała Via, oglądając swoje paznokcie.
— Sam się rozerwał — mruknął pod nosem Silva.
— Daj spokój — westchnęła w końcu Via, która dość miała ślęczenia przed szafą. Wolała iść do pokoju, ogarnąć się i opowiedzieć wszystko Musie. Podzielić się radością, wypełniającą każdy milimetr ciała Specjalistki. — Ta bluza wystarczy. Przebiegnę się i...
Silva odwrócił się tak nagle, że dziewczyna gwałtownie przerwała.
— Chcesz się pokazać w tym... — Saul wymownie wskazał postać Vii — całej szkole? Oszalałaś?!
Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, odwrócił się na pięcie, by zajrzeć w odmęty szafy. Via zagryzła wargę nie mogąc pozbyć się wrażenia, że Saul był zazdrosny.
— Co z nią nie tak? — dopytywała, chcąc usłyszeć z ust mężczyzny te dwa słowa.
— Nie denerwuj mnie.
— Ale Saul...
— Ledwo zakrywa ci... — zaciął się tylko na sekundę, by wziąć głęboki oddech.
— Tyłek?
— Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci tak łazić po szkole, pełnej napalonych nastolatków...
— Jesteś zazdrosny! — pisnęła Via, zeskakując z łóżka. Uwiesiła się na szyi nauczyciela zmuszając go, by odsunął się od szafy. — Uroczy jesteś, taki podminowany... — zapewniła, cmokając mężczyznę w policzek. Udała, że nie zauważyła tego, jak wywraca oczami.
— J-ja tylko...
— Tak, wiem... — Machnęła ręką. — Nie bój się, napiszę do Musy i poproszę, żeby coś mi przyniosła.
— Wciąż jej tak ufasz?
— Bardziej, niż samej sobie.
Jak Via zapowiedziała, tak zrobiła. Poprosiła Muse i spakowanie kilku rzeczy i już pół godziny później Empatka pojawiła się pod drzwiami gabinetu profesora Silvy. Gdy upewniła się, że nikogo nie ma na korytarzu, weszła do środka. Już od progu przywitała ją uśmiechnięta, szczebiocząca Issalvia, która nie mogła doczekać się swoich ubrań. Głównie dlatego, że Saul obiecał zabrać ją gdzieś poza tereny Alfei. Względnie bezpieczne i zabudowane, bez Spalonych jako atrakcji głównych.
— Wyjdę na głupią jeśli zapytam, co tu robisz? — zapytała Musa, podając Iss torbę z ubraniami.
Specjalistka roześmiała się szeroko, przejmując bagaż. Wzruszyła niewinnie ramionami, niepewna co powiedzieć. To trochę niekomfortowe rozmawiać z przyjaciółką o tak dyskretnych sprawach, gdy druga z zaangażowanych osób znajdowała się pokój dalej i wszystko doskonale słyszała.
— Dobra... — westchnęła Musa, gdy dostrzegła na szyi Issalvii dwie czerwone plamki. — Już wszystko rozumiem...
Iss zmarszczyła brwi nie wiedząc, do czego zmierzała Wróżka. Przecież Solarianka nie miała wypisane na czole, że kilka godzin temu uprawiała seks ze swoim nauczycielem.
Chyba nie miała... może Saul zrobił jej psikusa?
Musa pokręciła głową z dezaprobatą, widząc niezrozumienie wymalowane na twarzy Iss. Zrobiła krok do przodu, by dotknąć dwóch punktów na szyi Vii.
— Komar mnie ugryzł... — powiedziała, gdy już przypomniała sobie, że to właśnie te dwa miejsca upodobał sobie Silva.
— Och... — Musa uniosła brew.
W tej samej chwili do pokoju zajrzał Silva. Wydawał się nieco speszony obecnością uczennicy, jednak zgodnie z prośbą Issalvii, zamierzał zachowywać się normalnie. O ile jakakolwiek normalność w tamtej chwili była możliwa.
— Dzień dobry... — przywitał się, wciąż stojąc w drzwiach. — Dziękuję za...
— Dzień dobry, panie komarze. — Kiwnęła głową Musa, uśmiechając się uroczo... — Drobiazg, zawsze chętnie pomogę przyjaciółce, nocującej u swojego dyrektora. Mogę liczyć na jakieś polecanko u profesor Dowling, czy...
— Musa pamiętaj, że mogę wysadzić kibel drugi raz — uprzedziła Via, patrząc ostrzegawczo na Empatkę, która natychmiast zamilkła.
— Na mnie chyba pora... — zauważyła Musa, cofając się powoli. — To ten... gratuluję zejścia się... wkroczenia w ten... nowy etap... Riven myśli, że wspierasz Leitha więc dał ci póki co spokój...
Empatka chwyciła za klamkę zastanawiając się, czy przekazała przyjaciółce wszystko, co musiała. Uśmiechnęła się jeszcze pięknie, gdy ostatnia, najważniejsza rzecz wpadła jej do głowy.
— I zabezpieczajcie się. Jak zapomnicie, moja kuzynka ma zapasy Eliksiru do dwóch dni po, także ten...
— Musa! — zawołała Via czując, jak jej policzki płoną. Wskazała drzwi, przez które Empatka natychmiast wybiegła.
✮
Issalvia wiedziała, że czeka ją poważna rozmowa z Rivenem. Wychodząc od Saula układała sobie w głowie możliwy, potencjalny jej przebieg. Każdy kolejny krok oddalał ją jednak od tego pomysłu, przeraźliwie przybliżając strach.
Riven wciąż był dla dziewczyny kimś ważnym. Na swój sposób go kochała i obawiała się utraty go. Byli nie tylko przyjaciółmi... kochali się wzajemnie i to nie podlegało wątpliwości, ale... Via kochała go jak brata. Wmawiała sobie, że on pewnie też odbiera uczucie do niej podobnie, ale nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. W końcu był blisko z Beatrix, która okazała się zdrajczynią. Teraz siedziała w więzieniu, a Riv odczuwał pustkę. W końcu związał się z Iss tuż po tym, jak zbrodnie rudowłosej odkryto.
Via weszła do swojej sypialni z nadzieją, że pozostałe dziewczyny będą jeszcze spać. Na szczęście Maze i Rue były tymi, które korzystały z imprez w stu procentach. Najprawdopodobniej leżały w łóżkach, ewentualnie jęczały z bólu żołądków i pragnienia.
Specjalistka wślizgnęła się do pokoju, by zostawić po sobie jakikolwiek ślad wskazujący, że jednak spała u siebie. Śmiejąc się pod nosem jak ostatnia wariatka, rozgrzebała łóżko i rzuciła sukienkę na pobliskie krzesło. Dopiero wtedy przyjrzała się jej z uwagą.
Podeszła, by jeszcze przez chwilę pogłaskać materiał. Uśmiechnęła się na myśl o mamie. Ojciec nigdy nie podarował córce niczego, co należało do Elis. Twierdził, że przedmioty zostały w starym domu, który następnie został sprzedany przez rodzinę jego zmarłej żony. Sam Radius w krótkim czasie po śmierci żony przeniósł się wraz z maleńką córką do stolicy Solarii, by mieć Vię bliżej siebie.
Issalvia westchnęła ciężko, zerkając jeszcze na ekran telefonu. Riven nie dzwonił, co oznaczało, że mógł odsypiać. Albo zgodnie ze słowami Musy, choć raz w życiu schował ironię do kieszeni i miał zamiar pozwolić swojej dziewczynie pocieszyć biednego Leitha, który przeżywał rozpad związku z Cynthią, jak mrówka okres.
Via postanowiła więc nie zadręczać się chwilowym brakiem kontaktu ze strony swojego prawie byłego chłopaka i ruszyła na miejsce umówionego spotkania z Silvą. Z jednej strony była przerażona myślą wyjścia za barierę, jednak z drugiej szczerzyła się sama do siebie, nie mogąc doczekać się niespodzianki, jaką przygotował.
Opuściła pokój szybkim krokiem i skierowała się do wyjścia najprostszą drogą. Zamierzała możliwie jak najszybciej opuścić szkołę jednak nie przewidziała, że ktoś usiłuje ją zatrzymać.
— Via?
Issalvia odwróciła się, słysząc głos siostry. Stella stała na końcu długiego korytarza i niepewnie przyglądała się siostrze.
Via nie musiała czytać w myślach, by wiedzieć, że blondynka najprawdopodobniej chciała podjąć kolejną próbę pogodzenia się. Z tym wyjątkiem, że Specjalistka była gotowa... pójść na pewne ustępstwa. W końcu dzięki Stelli w ręce ciemnowłosej wpadła jedyna pamiątka po Elis.
Poza tym, Via była w tak błogim nastroju, że nawet widok Stel nie mógł jej tego zepsuć.
— Wszystko w porządku? Zniknęłaś po balu i...
Issalvia zagryzła wargę, usiłując ukryć uśmiech. Znów wspomnienia wszystkiego, co wydarzyło się po balu, wzbudziło w niej pozytywne emocje. Ciekawe, jak długo będzie trwał ten dziwny stan, podczas którego miała ochotę tańczyć i śpiewać ze szczęścia.
Czuła się piękna, niezniszczalna, wyjątkowa. Zupełnie jakby nocą Saul zabrał od dziewczyny wszelkie jej kompleksy, negatywne uczucia, złość na samą siebie i całą niezdarność, związaną z magią. Via już nie czuła się ułomną psychicznie i emocjonalnie imitacją wróżki. Wręcz przeciwnie, czuła się zaskakująco dobrze.
— Wszystko dobrze — zapewniła, patrząc niepewnie w oczy Stelli. Zrobiła kilka kroków do przodu, niepewnie stawiając stopy. Przepraszanie przychodziło jej zdecydowanie łatwiej niż Stelli, jednak dla niej także nie były to łatwe słowa. Choć, gdy dłużej zastanawiała się nad całą sprawą dochodziła do wniosku, że nie miała za co przepraszać. Może na początek wystarczyło podziękować?
— Via, ja wiem, że wciąż mi masz za złe tamto... — zaczęła wyjaśniać Stella. — I w sumie się nie dziwie, ale... naprawdę próbuję ci to jakoś zrekompensować... ja.. chcę, żebyś była szczęśliwa i nieważne...
— Wiem — przerwała Via, uśmiechając się nerwowo. Widziała, jak trudne dla Stelli było dobranie tych kilku słów. Poza tym spieszyła się, w końcu Saul na nią czekał. Postanowiła więc, że zrobi coś, co powinno dać dziewczynie do myślenia.
Szybkim krokiem podeszła do blondynki i zanim księżniczka zdążyła zrozumieć intencje siostry, przytuliła ją.
— Dziękuję za sukienkę.
Stella była tak zszokowana tym gestem, że nie była w stanie wydukać nawet cichego proszę. Zamiast tego stała na środku korytarza niczym ostatni debil i wpatrywała się wielkimi oczami w oddalającą się sylwetkę Issalvii.
— Zwariowała...
✮
— Mówiłeś, że nie będziemy w lesie... — mruknęła Issalvia, gdy Saul zatrzymał samochód tuż przy wyjeździe z niewielkiego lasku. Zgodnie ze swoją obietnicą, zabrał dziewczynę na wycieczkę. Przejechali przez miasteczko i polne drogi, by w końcu wjechać w niewielki las i wyjechać po jego drugiej stronie.
W końcu Silva zatrzymał się na niewielkim wzgórzu i orzekł, że są na miejscu. Via ze zmarszczonym nosem przyglądała się widokom dookoła. Było pięknie, nawet magicznie, ale wciąż nie rozumiała, dlaczego Saul ją tam przywiózł. Chciał poszukać grzybów, czy jak?
Zerknęła na mężczyznę, który wciąż wpatrywał się w nią tajemniczo. Widziała w jego oczach dziwną ekscytację i tylko dlatego zdecydowała się wyjść z samochodu i połazić po pobliskich polanach. Nie chciała sprawić ukochanemu przykrości.
Powoli ruszyła na sam szczyt niewielkiego pagórka. Czuła, że Saul podąża za nią, uparcie milcząc. Nie miał zamiaru tak od razu zdradzić znaczenia tego miejsca.
Issalvia stanęła na szczycie wzgórza i dostrzegła coś w dolinie. Niewielki domek stał pośrodku polnego krajobrazu. Zmarszczyła brwi, powoli starając się połączyć fakty.
Złapała gwałtownie powietrze, odwracając się do mężczyzny. Posłała mu pełne wyrzutu spojrzenie.
— To twój dom?! — zawołała, wskazując domek wymownym gestem.
Wystarczył jej tylko cichy śmiech mężczyzny.
— No nie wierzę, Saul!
— Dlaczego? — zdziwił się Silva, podchodząc. Złapał dłoń Iss i ignorując błysk w jej oku, wolnym krokiem poprowadził ją w stronę budynku. — Chyba nie sądziłaś, że całe życie mieszkam w Alfei?
— N-no... — Dziewczyna umilkła. Szczerze mówiąc, tak zakładała. Nie chciała jednak przyznać się do tego głośno, nie była jeszcze gotowa na docinki Saula. — Nie?
Silva znów się roześmiał, tym razem głośniej. Objął dziewczynę ramieniem, składając pocałunek na jej policzku. Takie gesty były dla niego czymś nowym. Tamtego ranka jeszcze obawiał się, jak to będzie, czy da radę wpasować się w oczekiwania Iss. Zrozumiał jednak, że jego strach był zupełnie nieuzasadniony, bo wszystko przyszło naturalnie.
Pragnienie spędzania czasu z Iss, bycie blisko. Każdy pocałunek. Dotyk, choćby najdelikatniejszy, czy ten bardziej zdecydowany.
We dwoje znaleźli się w niewielkim, ale przytulnym domku. Iss ze zdziwieniem odkryła, że był on całkiem ładnie urządzony. Pełen nie tylko różnych broni, których szczerze mówiąc, spodziewała się najbardziej, ale... dostrzegła zdjęcia. Pełno zdjęć.
— Tutaj wychował się Sky — szepnęła, podchodząc do kominka, na którym dostrzegła fotografię na oko trzynastoletniego blondyna. Stał razem z Saulem, obaj trzymali w dłoniach miecze.
Wyglądali jak syn i ojciec. Zresztą Via widziała, że tych dwoje łączy specjalna, głęboka więź. W końcu to Silva wychowywał Sky'a, przez lata był mu tatą, nauczył go wszystkiego, czego Andreas nie zdążył.
— Wychowałeś go na wspaniałego człowieka — powiedziała, odwracając się przodem do Silvy.
Mężczyzna, choć zakłopotany, uśmiechnął się. Kochał Sky'a, jak własnego syna i zrobił wszystko, co w jego mocy, by chłopiec wyszedł na ludzi.
— Starałem się... — Wzruszył ramionami, podchodząc bliżej Iss. Utkwił wzrok w fotografii. — Chłonął wiedzę, którą mu przekazywałem, ale odziedziczył zawziętość po Andreasie. Wiesz, jak trudno było mu przemówić do rozsądku w niektórych sprawach... zupełnie, jak...
— Jesteś pewien, że upartość miał po Andreasie, nie po tobie? — Via uniosła brew, zarzucając ręce na szyję Silvy.
Mężczyzna zmarszczył brwi, zastanawiając się.
— Zarzucasz mi coś?
— Ależ skąd! — zawołała ciemnowłosa, po czym szybko pocałowała Silvę. — Jak mogłabym zarzucać cokolwiek mojemu ideałowi mężczyzny? — mruknęła, zakładając pojedyncze kosmyki włosów Saula za ucho. Przygryzła wargę, uważnie przypatrując się jego twarzy.
— Nie podlizuj się, bo nic tym nie osiągniesz... — zastrzegł.
— Jesteś pewien? — szepnęła, przyciągając dyrektora bliżej siebie. Złożyła krótki pocałunek na jego szyi kątem oka zauważając, jak przymknął powieki. To był jej mały sukces. — Pokażesz mi resztę domku? Może... może twój pokój?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top