- 𝟚𝟙 -

𝕏𝕏𝕏

ℍ𝔼'𝕊 𝔾𝕆ℕℕ𝔸 𝕂𝕀𝕃𝕃 𝕄𝔼

𝕏𝕏𝕏


— Via, do chuja wafla, szukam cię i szukam! — zawołała Maze, stając w progu sypialni Issalvii. 

Ciemnowłosa podniosła wzrok znad książki i przyjrzała się przyjaciółce zaciekawiona. Skąd niby miała wiedzieć, że wróżka jej poszukuje? Nie miała w głowie radaru.

— Najmocniej przepraszam, ptaszki mi nie doniosły — odparła z przekąsem, zatrzaskując książkę. Zsunęła się z łóżka i stanęła przed wciąż dyszącą blondynką. — Masz zapaść? — zapytała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Nie, mam wkurwienie emocjonalne — prychnęła Maze, sięgając po zwitek, który kryła w kieszeni spodni. 

— Telefony istnieją? — rzuciła jeszcze Iss, zanim odebrała od przyjaciółki kopertę. Odwróciła ją i dostrzegła królewską pieczęć Solarii. Serce dziewczyny zabiło szybciej. 

— Dzwoniłam do ciebie siedemnaście pierdolonych razy...

Via podniosła wzrok na blondynkę. 

— Nie słyszałam... 

— Bo masz wyciszone, jak zwykle zresztą! Prędzej umówię się na audiencję do Luny, niż do ciebie! Naucz się w końcu włączać ten cholerny dzwonek, bo przysięgam, gdy będę potrzebowała pomocy w schowaniu ciała Rivena, będę dzwoniła właśnie do ciebie! A spróbuj mi nie odebrać, to spoczniesz razem z nim w jednym, pierdolonym grobowcu!

— Czemu miałabyś chować ciało Rivena? — mruknęła Iss, która nie za bardzo przejmowała się słowami Maze. Po prostu przywykła do jej gróźb i była zbyt przejęta tajemniczą, królewską kopertą. 

— Czy to nie jasne? Kiedyś dorzucę mu trutki do herbaty, albo utopię w stawie. Nieważne jak, ale zakończę jego żywot, bo nasze życie na jednej planecie jest, kurwa, niemożliwe. To jak świadomość, że żyjesz w tym samym czasie, co największy zjeb wszechczasów i nic nie możesz z tym zrobić... otóż ja będę inna i zrobię. Pokolenia naszych dzieci będą mi wdzięczne, zobaczysz...

— Mhm... — Issalvia kiwnęła głową. W końcu udało jej się rozedrzeć kopertę. Usiadła na skraju łóżka, rozprostowując pergamin.

Kochana Issalvio!

Wiem, że od dłuższego czasu próbujesz się ze mną skontaktować. Matka także wspominała, że podczas wizyty w Alfei prosiłaś, aby przekazała mi Twoją prośbę o kontakt.

Niestety, albo i stety, moja kochana, mam bardzo dużo zajęć. Sama dobrze wiesz, co dzieje się w Solarii, niepokój wzrasta w całym Innoświecie. Możesz tylko wyobrazić sobie, że mam dziesięć razy więcej zajęć, niż zwykle. 

Nie usprawiedliwia mnie to jednak w żadnym stopniu i masz prawo być na mnie wściekła, moja Gwiazdeczko.

Nie dzwoniłem do Ciebie, bo wiesz, jak bardzo nie lubię nowinek technicznych. Poza tym, może to nie być do końca bezpieczne. 

Chcę Ci tylko przekazać, że nie masz się o co martwić. Zadbam o mamę i o Solarię. Ty i twoja siostra jesteście bezpieczne w Alfei. Zarówno profesor Dowling, jak i profesor Silva czuwają nad Waszym bezpieczeństwem. Proszę Cię tylko, nie pakuj się w żadne tarapaty. 

Wiem, że jesteś wspaniałym żołnierzem, ale słuchaj rozkazów. W Alfei to Saul jest Twoim przełożonym, dlatego nie wolno Ci podejmować  żadnych decyzji sprzecznych z rozkazami. 

Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę. 

Wiem, że między Tobą, a Stellą bywa różnie. Muszę Cię jednak prosić, abyś zajęła się siostrą. Ona nie jest wojowniczką, kochanie. Pamiętaj, że musisz jej strzec. 

Wiem, że mogę Ci zaufać, moja Gwiazdeczko.

Kontaktujmy się listownie, bardzo Cię proszę.

Nie chcę Cię straszyć, ale nadchodzą ciężkie czasy. Ufam Ci i wiem, że uczynisz to, co należy.

Kocham Cię, 

Tata

— Acha, i Silva kazał ci przyleźć do siebie — powiedziała Maze, gdy Iss uniosła wzrok znad listu.




Saul kiwnął głową, oddając list Issalvii. Dziewczyna schowała go do kieszeni. Miała mieszane uczucia, co do informacji, które uzyskała od ojca. Z jednej strony kazał jej się nie martwić wskazując, że Dowling ma wszystko pod kontrolą. Z drugiej jednak prosił o opiekę nad Stellą. 

Via nie chciała popadać w paranoję, ale coraz mniej podobało jej się to wszystko. Innoświat szaleje, Spaleni znów się pojawili. Niby jest niebezpiecznie, ale armię Solarii zabrano z Alfei mimo tego, że następczyni tronu uczęszczała do szkoły. 

— Nie ma co się martwić na zapas — powiedział Saul, gładząc Issalvię po policzku. 

Dziewczyna spojrzała na niego jasnymi oczami. Nie wierzyła mu. Tak bardzo chciała, jednak nie była w stanie. Sama widziała, że nastroje w Alfei są nieco inne, Saul co chwilę biega na spotkania z Dowling, a wisienką na torcie był trup za barierą.

— Nie podoba mi się to — przyznała Via, wciąż wpatrując się w mężczyznę. — Coś złego się dzieje, Saul... coś, o czym nam nie mówicie.

Silva naprawdę się starał, aby niczego nie zdradzić. Nie chciał, aby Iss dodatkowo obawiała się o własne bezpieczeństwo. Wieść o zamordowaniu Caluma nikomu by nie pomogła, a mogła tylko zaszkodzić uczniom. I poczuciu bezpieczeństwa, które jeszcze, jako tako, posiadali. A przynajmniej tak mu się wydawało. 

— Wiecie, że pojawili się Spaleni... poza tym, nie wydarzyło się nic innego, Iss.. zaufaj mi, proszę... — Saul widział, że ciemnowłosa już otwierała buzię, by protestować. Dlatego zrobił jedną rzecz, która była w stanie uciszyć dziewczynę. Pocałował ją, wkładając w bliskość wszystkie swoje uczucia. Cały swój strach, cały niepokój. Determinację, gamę emocji, która siedziała w nim od dłuższego czasu.

Issalvia całkowicie zatraciła się w pocałunku, odsuwając na moment na bok wszelkie swoje zmartwienia i wątpliwości. Cieszyła się, bo w końcu miała przy sobie Saula, w którego ramionach mogła czuć się bezpiecznie. Choćby otoczyli ją cholerni Spaleni wiedziała, że  z nim, nic jej nie grozi.




— Co to za błazenada? — mruknęła Via, zajmując jedyne wolne miejsce obok Musy. Całe szczęście po drugiej stronie Empatki siedział Sam, dalej Aisha, dopiero potem Terra. Ostatnie, na co miała ochotę Iss, to konfrontacja z przyjaciółką.

W aktualnym stanie chyba byłą przyjaciółką.

Westchnęła ciężko, gdy przenikliwe spojrzenie Musy zaczęło jej doskwierać. Nie musiała być Wróżką, by wiedzieć, że dziewczyna odczytuje jej emocje.

— Co to za płomień pożądania w twoim sercu, hmm? — zapytała cicho Musa, pochylając się w stronę dziewczyny.

Iss zacisnęła wargi, usiłując powstrzymać wpływające na twarz rumieńce. Ostatnie kilka godzin spędziła w gabinecie swojego dyrektora. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że czuła dziwne napięcie. Wodziła za nim wzrokiem, co chwilę się przytulała, pragnęła jego bliskości.

Może to wynik jej ostatnich kłótni z przyjaciółmi? 

A może miała coraz większą trudność, by fizycznie oprzeć się Saulowi. 

Ale on oczywiście postanowił zabawić się w przyzwoitkę. Uparty osioł.

— Jesteś czerwona, jak burak. Zrób coś, bo zaraz sama Dowling zapyta, co ci dolega...

Iss przetarła twarz, jakby to w ogóle miało jej pomóc.

— A wyjaśnienie, że marzysz o nocy pełnej wrażeń z naszym dyrektor...

— Cicho! — syknęła Issalvia, przykładając dłoń do ust Musy. 

Empatka roześmiała się serdecznie. Chciała tylko trochę podroczyć się z Solarianką.

Via natomiast spojrzała znacząco na Sama. Chłopak jednak nie wykazał najmniejszej dozy zainteresowania rozmową dziewcząt. Był pogrążony w dyskusji z Aishą. 

Dopiero po chwili zwrócił uwagę na sąsiadki po prawej, gdy Musa usiłowała pozbyć się dłoni Iss ze swoich ust.

— Via, wszystko dobrze? — zapytał, nieco zdziwiony kolorem twarzy Issalvii. 

— Tak, Via tylko ma problem z nogami...

— Z nogami? — zdziwił się Sam.

— Nie może utrzymać ich razem, gdy widzi...

— Jeszcze słowo, a ukradnę ci słuchawki i przywiążę glonami do dna stawu — zastrzegła Via, gdy poczuła, jak na jej czole formują się kropelki potu. 

— Nie chcę wiedzieć nic więcej — mruknął cicho Sam, znów odwracając się do Aishy.

Musa posłała Issalvii przepraszające spojrzenie. Via w odpowiedzi pokręciła głową z dezaprobatą. Nie miała już siły upominać Empatki, ani się z nią kłócić. Musa przecież nie powiedziałaby o słowo za dużo, Iss natomiast musiała nauczyć się drobnych złośliwości z jej strony. W końcu był to poniekąd wyraz sympatii. Podobno.

Dyrektor Dowling stanęła na środku podestu. Gwar ucichł, uczniowie przestali się wiercić i rozglądać. Profesor uśmiechnęła się ciepło.

— Moi drodzy... cieszę się, że udało nam się dość szybko zgromadzić. Temat apelu jest bardzo dla was przyjemny... mianowicie wasze koleżanki z trzeciego roku, które jakiś czas temu zawiązały komitet organizacyjny balu wiosennego, mają dla was kilka informacji...

Cztery dziewczyny, siedzące dotychczas w pierwszym rzędzie wstały i ruszyły na podest.

Issalvia jęknęła cicho, rozsiadając się wygodniej na krześle. Kojarzyła trzy dziewczyny, które zachowaniem przypominały jej Stellę. Domyślała się, że apel przedłuży się znacznie. Wyciągnęła więc telefon, by jakoś przeżyć ten czas.




Przeżyła. Półtorej godziny później była już wolną Specjalistką, która mogła spędzić czas tak, jak chciała. Nietrudno domyślić się planów Iss. Dziewczyna skierowała się wprost do pokoju Saula. W ogóle nie brała pod uwagę faktu, że może go nie być. Rozczarowała się jednak bardzo, gdy zastała zamknięte drzwi.

Nie pozostało jej nic innego, jak powrót do siebie. Liczyła, że Maze i Rue jakoś poprawią jej humor.

Zastała swoje współlokatorki w towarzystwie Leitha. Zdziwiła się nieco, jednak wolnym krokiem podążyła w głąb pomieszczenia. Cała trójka siedziała wkoło niewielkiego stolika. Rue tuliła do siebie chłopaka, Maze natomiast rozlewała alkohol do szklanek.

— Co się dzieje? — zapytała Via, rzucając torbę gdzieś pod ścianę. — Leith, ty płaczesz?

— Coś mu wpadło do oka... — odpowiedziała Ruette.

— Wyje jak powalony — odparła Maze, zerkając na Issalvię. — Coś mocniejszego? Gwarantuję ci, że na trzeźwo tego nie zniesiemy.

Via spojrzała na niepewnie na blondynkę. W sumie, dawno nie piła, nigdzie się też nie wybierała. Kiwnęła głową, zajmując miejsca naprzeciwko Rue.

Przez chwilę Iss milczała, wpatrując się uważnie w Leitha. Chłopak w końcu oderwał się od rudowłosej i sięgnął po szklankę z alkoholem. Księżniczka z szeroko otwartymi oczami analizowała ruchy przyjaciela mając nadzieję, że za chwilę ktoś jej wytłumaczy sytuację. Jednak ani Leith, ani Rue nie mieli na to ochoty.

— Cynthia go rzuciła... — mruknęła cicho Maze.

Ruette posłała dziewczynie karcące spojrzenie.

— No co?

— Rozstali się przez sprzeczność światopoglądów...

— Po prostu go rzuciła — westchnęła znów Maze, podając Iss szklankę. Przysiadła obok Solarianki, raz po raz wywracając oczami. Jakiś czas temu Leith sam mówił, że chyba już nie czuje do Cynthii tego samego, co kiedyś. Otwarcie zastanawiał się nad zakończeniem ich związku. A teraz, gdy w końcu do tego doszło, zachowywał się jak ostatnia ofiara.

— Przecież sam mówiłeś, że chyba z nią zerwiesz... — wtrąciła Iss, patrząc niepewnie na Leitha.

— Ale nie ona ze mną! — warknął Leith, znów ukrywając twarz w rudych lokach Rue.

Via upiła kilka łyków drinka. Maze miała rację, na trzeźwo tego nie zniosą.

— Chyba już wolę obecność Rivena, niż to — mruknęła cicho Maze.

Issalvia westchnęła, kręcąc głową. Czy Riv naprawdę musiał być wszechobecny?

— Nie przypominaj mi o nim — poprosiła. — Choć raz nie rozmawiajmy o facetach...

— Dobra — zgodziła się Maze. — Z kim idziesz na bal?

— Maze... — jęknęła Via, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Jak tak dalej pójdzie, to będzie zmuszona iść na bal sama ze sobą.

Dziewczęta spędziły dość miły wieczór, w swoim towarzystwie. Do momentu, w którym Rue stwierdziła, że odprowadzi biednego Leitha i jego złamane serce. Wróciła dopiero godzinę później i zamiast alkoholu, o którego pożyczkę prosiła ją Maze, rudowłosa przyniosła ze sobą najświeższe informacje.

Beatrix została aresztowana za zamordowanie asystenta Dowling.




— Riven? Riven otwórz! — warknęła Iss, raz po raz uderzając pięścią w drzwi. Wiedziała, że chłopak tam jest, najpewniej nie miał ochoty z nikim rozmawiać. I wcale się mu nie dziwiła, ale nie miała zamiaru odpuścić. Nieważne, że ostatnio ciągle się kłócili. Byli przyjaciółmi. 

Jeśli Riven naprawdę czuł coś do Beatrix, musiał być załamany jej aresztowaniem. Issalvia czuła, że powinna być przy chłopaku. Pokazać mu, że mimo wszystko może na niego liczyć.

— Riven nie odejdę stąd, dopóki nie otworzysz... — powiedziała, przez chwilę nasłuchując. — Riven, proszę cię... 

W końcu dziewczyna usłyszała zgrzyt zamka. Chwilę później stał przed nią Riven, prezentujący się niezwykle marnie. Nawet nie próbował się uśmiechać, bo domyślał się, że Iss nie nabierze się na jego sztuczki. Czuł się zdruzgotany, zraniony, zdradzony i nic nie mogło tego zmienić. 

Via otworzyła buzię, lecz nie wiedziała, co powiedzieć. Stali tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się w siebie wzajemnie. W końcu Riv odpuścił i znów przysiadł na swoim łóżku.

Iss zamknęła drzwi i zajęła miejsce obok. Siedzieli ramię w ramię, w kompletnej ciszy. Solarianka nie wiedziała, jak mogłaby zacząć temat, a Riven z kolei nie miał ochoty rozmawiać. 

— Przykro mi — powiedziała w końcu Iss, zerkając na chłopaka.

Riven pokręcił głową, wciąż wpatrując się w swoje dłonie. 

— Kogo próbujesz oszukać? — zapytał, pocierając czoło. Nie chciał znów przerabiać tego samego tematu, choć Via najwyraźniej do tego zmierzała. Przecież Riven doskonale wiedział, że dziewczyna nie cierpi Bea i najprawdopodobniej w duchu cieszy się, że okazała się zdrajczynią. — Wiem, że...

— To — przerwała Iss, nieco ostrzejszym tonem — że jej nie lubię nie znaczy, że kłamię, wiesz? Jest mi przykro, bo widzę cię w takim stanie, Riv. Jest mi przykro, bo widzę, jak cierpisz i nie mogę ci pomóc, zabrać twojego bólu. Nie mam pojęcia, czy zakochałeś się w Beatrix, czy po prostu ją lubiłeś, ale widzę, że żywiłeś do niej jakieś uczucia i najzwyczajniej w świecie czujesz się zdradzony! Więc przestań ciągle wypominać mi moją niechęć do niej, bo teraz tylko się zwiększyła...

Tym razem Riven spojrzał na dziewczynę, marszcząc brwi. 

— Jestem na nią wściekła, bo cię oszukała. Bo cierpisz. Nie chciałam, żeby ciebie to spotkało, Riven... nieważne, czy jesteśmy pokłóceni, czy nie.. zależy mi na tobie... 

— N-nie wiem... — westchnął brunet, przecierając twarz — nie wiem, co mam ci powiedzieć, Via... naprawdę, ja... 

— Nie musisz... — mruknęła dziewczyna, wtulając się w ramię chłopaka. — Jutro poczujesz się trochę lepiej... wciąż paskudnie, ale lepiej... jeśli chcesz popłakać, jestem tu... jeśli chcesz rozmawiać, mów... nawet jeśli chcesz zapalić... zapalę z tobą...

Riven uśmiechnął się. Znów spojrzał w oczy Iss. Błyszczały się tak pięknie, jak zawsze gdy Via się uśmiechała, albo mówiła o czymś podekscytowana. Wtedy właśnie Riven zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu Solarianki.

Niby czuł się szczęśliwy z Beatrix, jednak wciąż czegoś mu brakowało. Uśmiechu i głosu Issalvii... nawet jej zrzędzenia i krzyku, marudzenia na Stellę. Ich wspólnych wypadów za barierę. 

Oblizał wargi, podświadomie kierując ciemne oczy na usta Issalvii. Zrobił to tak szybko, że niczego niespodziewającego się Via, nie odsunęła się w porę. 

Dopiero, gdy poczuła usta Rivena na swoich, jej serce zaczęło bić jak oszalałe.

Po krótkiej chwili zdołała otrząsnąć się z pierwszego szoku. Dłoń Rivena spoczywała na policzku dziewczyny, oczy wciąż miał zamknięte, usta przyjemnie ciepłe.

Issalvia odskoczyła gwałtownie, wstając. Oddychała ciężko, wpatrując się w równie zszokowanego Rivena. Nie do końca panował nad swoimi uczuciami. Zgubiła go chwila i dlatego posunął się do czegoś takiego. 

Chłopak wstał, robiąc kilka kroków w stronę Vii. Z każdym jego ruchem dziewczyna posuwała się w stronę drzwi. 

— Przepraszam... przepraszam, nie chciałem... — zaczął tłumaczyć, jednak Iss nie mogła go słuchać. Nie chciała go słuchać. 

Wybiegła z pokoju, zanim chłopak zdążył ją zatrzymać. Dopiero, gdy znalazła się na podwórku, w samym środku ulewy, powoli zaczęły dochodzić do niej informacje.

Właśnie całowała się z Rivenem. Ze swoim najlepszym przyjacielem, zdruzgotanym aresztowaniem Beatrix. Via wciąż nie mogła zrozumieć, jak w ogóle mogło do tego dojść. W jednej sekundzie przytulała się do Rivena, a w drugiej czuła jego wargi na swoich.

Dziewczyna uniosła nieśmiało dłoń, opuszkami palców dotykając ust. Nie, do tego nie powinno było dojść. Ona jest pijana, on skrzywdzony. Nikt, ale to nikt nie może się o tym dowiedzieć...

— O kurwa... — szepnęła, opierając dłonie o kolana, wyraźnie zmęczona biegiem. — Saul mnie zabije.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top