-𝟙𝟞-
𝕏𝕏𝕏
𝕊ℍ𝕀ℝ𝕋𝕃𝔼𝕊𝕊
𝕏𝕏𝕏
Issalvia wybiegła z pokoju Saula, jakby od tego zależało jej życie. I była w stanie stwierdzić, że właściwie... zależało. Stella w szkole - to naprawdę niespodziewane. Iss była ciekawa, jak w ogóle do tego doszło. Jednak najpierw musiała skupić się na ważniejszej rzeczy. Treści SMS-a. Jak to w ogóle możliwe, że Stella dowiedziała się o tajemnicy? I czy o tej właśnie tajemnicy? Czy o wróżkowaniu?
— Uważaj, jak leziesz, kretynie! — warknęła Via, wpadając na przypadkowego chłopaka. Pokręciła głową z dezaprobatą i nie przejmując się tym, że nieznajomy odkrzyknął coś w jej stronę, biegła dalej.
Wpadła niczym burza do salonu. Na horyzoncie nie dostrzegła nikogo. Ruszyła wprost do sypialni, w której miała wątpliwy zaszczyt spać. To tam dostrzegła siedzącą jak gdyby nigdy nic Stellę oraz stojącą przy oknie Musę.
Musa wyglądała na przerażoną, Stella - zadowoloną.
Pierwsze, co zrobiła Issalvia, to zatrzasnęła drzwi. Skierowała spojrzenie wpierw na Empatkę, jednak Musa natychmiast wyrzuciła ręce w górę, zerkając z ukosa na Stellę. Via zrozumiała, że to jej droga siostra była źródłem całego zamieszania, zresztą nie pierwszy raz.
— Kogo my tu mamy... — westchnęła Stella, zsuwając się z łóżka siostry. Stanęła naprzeciwko Vii, mierząc ją oskarżycielskim spojrzeniem. Choć raz to ona miała poważniejszy problem, niż Stella.
— Co ty tu robisz? — wydusiła Iss, gdy już pokonała pierwszy szok.
Stella uśmiechnęła się, jednak Via znała siostrę na tyle, by wiedzieć, ile fałszu kryło się za tym gestem.
— Co ty tu, kurwa, robisz? — powtórzyła Via, robiąc krok w stronę blondynki.
— Obserwuję, jak moja siostra... — Stella przerwała, a Iss poczuła, jak jej serce gwałtownie przyspiesza. Właśnie nadeszła chwila prawdy. Dowie się, jaki sekret poznała blondynka.
— Stella... — szepnęła Musa, jednak to nie powstrzymało Solarianki.
— Pieprzy się z nauczycielem.
Iss gwałtownie zacisnęła ręce w pięści, a jej oczy w mgnieniu przybrały niebieski blask. W jednej sekundzie Musa użyła całej swojej siły, by stłumić, albo w jakimś stopniu załagodzić gwałtowne emocje Issalvii.
Via czuła, jak krew szybko krąży w jej żyłach. Miała ochotę wyzwać Stellę, upokorzyć ją. Wykrzyczeć, jak bardzo się myli.
Głośny huk rozbrzmiał gdzieś w pokoju obok. Dziewczęta podskoczyły ze strachu, jednak żadna nie ruszyła się nawet o milimetr. Emocje Iss trochę opadły, jednak dziewczyna wciąż nie miała zamiaru puścić Stelli płazem jej zachowania. Nie miała prawa jej osądzać. Nie ona, wyniosła księżniczka, która nie widziała nic, poza czubkiem własnego nosa.
— On mnie kocha — powiedziała Iss, patrząc prosto w oczy Stelli.
Blondynka, ku zdziwieniu Musy, nie roześmiała się. Za to pokręciła głową i podarowała siostrze wymowne spojrzenie. Zupełnie jakby karciła dziecko.
— Nie wierzę, że jesteś taka naiwna, Via — głos Stelli zabrzmiał nieco łagodniej, jednak Via nie dała się zwieść. — Nie ty.
— A jednak — odparła Iss, unosząc podbródek wyżej. — Co ty tu w ogóle robisz, co? Jak...
— Uciekłam — odchrząknęła Stella. — Chcę zostać w Alfei i muszę jakoś przekonać rodziców. A ty mi w tym pomożesz.
Issalvia już otwierała buzię, by powiedzieć, że usiłowała ściągnąć siostrę z powrotem, jednak się powstrzymała. Skoro Stella miała zamiar załatwiać sprawy szantażem, Via nie chciała przyznać, że próbowała porozmawiać z ojcem w jej sprawie. Wyszłaby na miękką idiotkę. Może i kiedyś chciała ściągnąć Stellę z powrotem do szkoły, jednak widząc tak wrogo nastawioną dziewczynę, zaniechała tego pomysłu.
Widocznie blondynka nie zasługiwała na dobroć.
— A co, jeśli się nie zgodzę?
— Wtedy rodzice dowiedzą się o tobie i Silvie. — Stella wzruszyła ramionami.
Iss zacisnęła wargi, wpatrując się ostro w siostrę. To naprawdę ta sama Stella? Nawet ona, będąc w beznadziejnej sytuacji ze Sky'em, skrzywdzona opinią ludzi i zniszczona oczekiwaniami matki, chciała posunąć się do takich czynów?
— Pomóż mi zostać w szkole, a wasza tajemnica będzie bezpieczna.
— Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz — prychnęła Iss, przecierając twarz. Powoli traciła swoją dumę i odwagę. Wiedziała, że Stella nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swoje cele. Nawet przed zniszczeniem komuś życia. — Wiesz, jaka jest Luna...
— Wierzę, że coś wymyślisz.
— Mnie tak nie skrzywdzisz... To opinia rodziny królewskiej będzie zszargana... to Saul będzie miał problemy, nie ja...
Stella stała, wciąż twardo wpatrując się w siostrę. Jej twarz nie zdradzała żadnych uczuć, żadnych emocji.
— Ale tobie to nie robi różnicy... — dokończyła szeptem Via, gdy nie ujrzała na twarzy siostry żadnej reakcji.
— Nie.
Via pokręciła głową, nie dowierzając. Jak Stella mogła patrzeć w lustro?
— Nienawidzę cię, wiesz? — zapytała Via.
Stella nie wydawała się rozczarowaną, czy zdenerwowaną. Lekko zdziwioną. Relacje z siostrą nigdy nie układały się tak, jakby chciała. Issalvia była wychowywana zupełnie inaczej, jej priorytety były zupełnie inne. Może dlatego dziewczyny nigdy nie zbudowały zbyt silnej więzi?
— Będę musiała to przeżyć. — Stella wzruszyła ramionami. — A teraz lepiej zajmij się szukaniem sposob....
— Jak się dowiedziałaś? — zapytała jeszcze Iss. Nie chciało jej się wierzyć, że to Musa wygadała sekret, ale to właśnie Empatka była jedyną wtajemniczoną. Via zerknęła pobieżnie na Empatkę, która pokręciła powoli głową.
— Gdybyś przykładała się do zajęć wiedziałabyś, że wróżka światła potrafi być niewidzialna, siostrzyczko...
Iss wciągnęła gwałtownie powietrze. Bała się myśleć, w jakich momentach Stella mogła podglądać ją i Silvę.
— Odwiedziłam cię w Skrzydle Szpitalnym. Tyle mi wyst...
— Ktoś idzie — przerwała Musa, podbiegając do drzwi. Spojrzała pobieżnie na Stellę, która po chwili zupełnie zniknęła.
Issalvia natomiast wyglądała, jakby poraził ją piorun. Nie docierała do niej rozmowa, która właśnie się odbyła. Jeszcze chwilę temu była szczęśliwa, stała w objęciach człowieka, któremu ufała, przy którym czuła się bezpiecznie. A teraz? Teraz wszystko wisiało na włosku i to z powodu Stelli. Osoby, siostry, która powinna wspierać Vię, czyż nie?
Piękna była idea rodzeństwa. Szkoda tylko, że tak daleka od prawdy.
Do pokoju wtargnęły trzy osoby. Ruette, Maze, tuż za nimi Saul.
Całą trójka rozejrzała się po pokoju, aż w końcu ich spojrzenia spoczęły na Musie i Vii, stojących przy trzech schodkach, prowadzących do sypialni Iss.
— Co to był za huk? — zapytała Rue.
— Wszystko dobrze?
Iss i Musa spojrzały na siebie, by po chwili wrócić wzrokiem do rudowłosej. Kiwnęły głowami.
— To zajebiście, bo muszę za potrzebą. — Machnęła dłonią Maze, ruszając do łazienki. Pół minuty później rozległ się krzyk, z pewnością należący do wróżki. — Zabiję go! Wypatroszę jak jebaną traszkę!
Zanim ktokolwiek zdołał pobiec do Maze, dziewczyna wróciła do pokoju. Prezentowała się o wiele gorzej niż pół minuty temu. Jej włosy były całe mokre, makijaż spływał z twarzy, ubrania był przemoknięte. Wróżka uniosła wściekłe spojrzenie i owiała nim każdego po kolei.
Ruette przyłożyła dłoń do ust, by tylko się nie roześmiać.
— Zabiję tego małego kurwipołka i nawet pan mnie nie powstrzyma! — warknęła Maze, wskazując palcem Silvę.
Saul uniósł brew, wskazując na siebie. Dużo go kosztowało, by nie wybuchnąć śmiechem nie tylko z powodu mokrej Maze, ale i usiłującej powstrzymać rechot Rue.
— A kogo planujesz zabić? — zapytała cicho Musa.
— To chyba jasne, że tego małego, cuchnącego ironią na kilometr capa! Odgrażał się, że jeszcze go popamiętam, ale nie sądziłam, że wysadzi nam kibel! Co za zjebany...
Saul spojrzał pytająco na trzy dziewczyny, stojące po jego lewej stronie. Musa wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w Maze, natomiast Rue i Iss wymieniły spojrzenia. Oczywiście wiedziały, o kim mówi ich przyjaciółka.
— Riven — odpowiedziały zgodnie Ruette i Iss.
— Och. — Saul kiwnął głową. W sumie nie miał zamiaru powstrzymywać Maze. Kim był, aby stawać na drodze wściekłej wróżce?
— ZABIJĘ ŚCIERWO! Uduszę go własnymi rękami i będę patrzeć, jak wypływają mu gały, a mózg wylewa się uszami... oo tak... właśnie tak... — Maze zatarła ręce, a jej oczy zaświeciły się tajemniczo. Po chwili jednak radość dziewczyny zniknęła. Nieprzyjemny zapach dotarł do jej nozdrzy. Domyślała się, że to ona była źródłem smrodu. — Musa, idę do waszej łazienki. Muszę zmyć z siebie to szambo...
Maze wzdrygnęła się teatralnie, po czym zniknęła w swojej sypialni.
— Wygląda na to, że tym razem nie udało się powstrzymać twojej mocy... — szepnęła Musa, zerkając na Iss.
Via przełknęła ślinę. Prócz bąbla wody, miała na koncie rozwalony, szkolny kibelek. Cudowne początki wróżkowania.
✮
Issalvia nie miała zamiaru informować Saula o szantażu Stelli. Chciała załatwić sprawę sama. W końcu były to rodzinne niesnaski. Poza tym Iss obawiała się, że gdy powie nauczycielowi co uknuła Stella, on znów będzie miał wątpliwości co do całej relacji. A niczego nie bała się bardziej, jak wahań nastrojów Silvy.
Brzmiało banalnie, a w rzeczywistości było tak poważne. Ich związek, jeśli w ogóle mogła tak nazwać to, co było między nimi, był dość nietypową sytuacją. Jeśli cokolwiek wyjdzie na jaw zanim Iss ukończy Alfeę, Saul straci swoje dobre imię i posadę w szkole, która była jego życiem. Bycie nauczycielem nie tylko dawało mu frajdę, ale sprawiało, że czuł się spełniony. Via nie mogła dopuścić do siebie myśli, że przez Stellę całe dotychczasowej życie Silvy legnie w gruzach.
Via była pewna, że na niej samej ujawnienie sekretu nie byłoby tak katastrofalne w skutkach. To Luna musiałaby mierzyć się ze skandalem, który Issalvii szczerze mówiąc - nie obchodził. Gdzieś miała te wszystkie królewskie kłótnie, sprzeczki z bogaczami. To zupełnie nie jej bajka i nie zamierzała udawać, że obchodzi ją, co obcy ludzie sądzą o jej ukochanym.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nie mogła pozwolić, by Saul stracił swoje dotychczasowe życie. Musiała działać. Wymyślić coś, żeby porozmawiać z ojcem. Tylko on mógł wymusić na Lunie oficjalne przywrócenie Stelli w grono uczniów.
Issalvia powolnym krokiem przemierzała korytarz. Nie spieszyło jej się na zajęcia zwłaszcza, że rozpoczynali je krótkim testem. Z run, konkretnie. Chyba nie trzeba wspominać, że Via jako księżniczka Solarii zmuszana do nauki historii Solarii, w tym starożytnych run. Umiała wyrysować cały zbiór obudzona w środku nocy.
Westchnęła, mijając plakat obwieszczający przygotowania do balu. Jeszcze o tym cholerstwie zapomniała. Mimo, że było jeszcze dużo czasu, komitet organizacyjny już zapowiedział pierwsze przygotowania. Via westchnęła, przystając. Motywem przewodnim była woda.
— Kto by się spodziewał — mruknęła sama do siebie, przecierając oczy. Woda ostatnio towarzyszyła jej wszędzie. Przypomniała sobie nieszczęsne ćwiczenia z profesorem Harvey. Wzdrygnęła się na samą myśl kolejnej perspektywy siedzenia w szklarni i prób wyciągnięcia wody z kubka.
— Via, piękności moja!
Iss podskoczyła, słysząc tuż przy uchu głos Rivena. Po chwili chłopak ogarnął ją ramieniem i przycisnął do siebie. Uśmiechnęła się w nadziei, że to włąśnie on poprawi jej podły humor.
— Cieszysz się na balangę?
— Czy ja wiem. — Via wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od plakatu. — To chyba bardziej oficjalna uroczystość, niż jedna z imprez Specjalistów...
— Najebać można się wszędzie — powiedział Riv, uśmiechając się szarmancko.
Iss kiwnęła głową.
— To by mi się przydało... — westchnęła, pół żartem, pół serio.
Riven przyjrzał się dziewczynie badawczo. W jego głowie zaświtał pewien pomysł, ale aby go zrealizować, musiał porozmawiać z jeszcze kilkoma osobami. Chcąc odwrócić uwagę Vii, zaciągnął ją do palarni.
— Znowu będę śmierdzieć — jęknęła Iss, gdy zorientowała się, gdzie prowadzi ją chłopak.
Nie oponowała jednak, gdy Riv poczęstował ją papierosem. Między przyjaciółmi zapadła cisza, choć ewidentnie ich oboje coś gryzło. Tym razem jednak brunet zwrócił większą uwagę na zamyślenie Iss i jako dobry przyjaciel, postanowił jej pomóc.
— Co się stało?
Via uniosła na niego spojrzenie. Uśmiechał się delikatnie, uroczo. Bardzo rzadko Via mogłą dostrzec na jego twarzy tego rodzaju uśmiech.
— Muszę jakoś ściągnąć tutaj Stellę — westchnęła, zaciągając się papierosem.
Riven zmarszczył brwi, wolną dłonią drapiąc się po karku. Zastanawiał się, jak najdelikatniej powiedzieć Issalvii, że jest głupia. Po prostu głupia. Siostry nigdy nie miały dobrej relacji, więc dla niego kompletną głupotą była próba wywalczenia powrotu Stelli. Po co komu takie naprawianie relacji rodzinnych na siłę?
Stella zawsze była bardziej księżniczkowata i taka pozostanie. Issalvia zawsze była bardziej ludzka i też taka pozostanie.
— Naprawdę mam ci mówić, jak bardzo głupi to pomysł? — Chłopak uniósł brew.
Issalvia nawet na niego nie spojrzała, bo spodziewała się podobnych słów. Riven nie krył się ze swoją wrogością wobec Stelli.
— Nieważne, co myślisz — powiedziała w końcu Via. — Znajdę sposób.
Riven wywrócił oczami. Czasami czuł się, jakby rzucał grochem o ścianę. Żadne tłumaczenia nie docierały do Iss. Po co właściwie pytała go o radę, skoro od początku wiadomo było, że zrobi tak, jak będzie chciała.
— Stella to wrzód na dupie i zdania nie zmienię, ale... — Riven zaciął się. Nie lubił Stelli. Wybitnie nie lubił Stelli. Ale jeśli ściągnięcie jej do Alfei to właśnie to, czego chciała Iss, był gotowy jej pomóc. — Jeśli będziesz potrzebowała pomocy wiesz, że możesz na mnie liczyć?
Issalvii omal nie wypadł z dłoni niedopałek papierosa. Spojrzała zdziwiona na Rivena, usiłując ukryć swój szok.
— Naprawdę?
—Jasne... przecież...
— A! — zawołała Iss, uderzając się dłonią w czoło. — Zapomniałabym... Maze sądzi, że wysadziłeś nasz kibel i chce cię wypatroszyć, jak traszkę.
Riven zmarszczył brwi. Śmiercionośne zapędy Maze to nic takiego. Dziwił go tylko brak epitetów.
— Oczywiście użyła przy tym mnóstwa niecenzuralnych słów, jak: kurwipołek, jebać, zajebie... gdzieś po drodze był nawet cap i gnojek... złożyła ciekawą wiązankę na twój temat nawet, kiedy wróciła już po prysznicu i nie śmierdziała szambem...
Oczy Rivena zaświeciły na chwilę, gdy zdał sobie sprawę ze słów Iss. Wydaje się, że ciemnowłosa także zrozumiała, co takiego powiedziała. Oczywiście natychmiast tego pożałowała. Maze nie da jej żyć.
— Maze skąpała się w gównie?
Via westchnęła.
— Odmawiam odpowiedzi na to pytanie.
Riven roześmiał się głośno, wrzucając niedopałek do sedesu. Podczas, gdy chłopak rechotał jak dzika kaczka, Iss z zagryzioną wargą czekała, aż skończy. Musiał obiecać jej, że nic nikomu nie powie.
— Muszę ją znaleźć i pogadać o tej gównianej sprawie...
— Riv, ona mnie zabije, jeśli...
— Spokojnie... nie dowie się — obiecał Riven, wsuwając ręce do kieszeni. Zawiesił spojrzenie na Iss, a jego uśmiech nieco zrzedł. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak wciąż milczał.
Via zmarszczyła wyczekująco brwi. Poczuła, jak jej serce zabiło szybciej, gdy chłopak uśmiechnął się delikatnie, szczerze.
— Powinieneś częściej się tak uśmiechać — poradziła Via, dotykając opuszkiem palca nosa Rivena.
Chłopak nieco zdziwiony tym ruchem, roześmiał się. Złapał policzki Iss w obie dłonie i ucałował ją w czubek głowy.
— A to za co? — zapytała, gdy Riv objął ją ramieniem i poprowadził ku wyjściu.
— Że jesteś.
✮
— Iss pamiętaj, że liczy się technika... jesteś szybsza niż Leith, wykorzystaj to... — polecił Saul, uważnie analizując ruchy Issalvii, próbującej wygrać walkę z przyjacielem.
Via słuchała tylko jednym uchem, zbyt dużo kosztowało ją unikanie silnych ciosów Leitha. Była zmęczona wczorajszymi rewelacjami, szantażykiem Stelli i przespała może z cztery godziny. Wstyd się przyznać, ale marzyła tylko o łóżku.
Oprzytomniała natomiast, gdy Leith skorzystał z okazji, podciął ją i wylądowała na ziemi. Zderzyła się z platformą dość boleśnie, zwłaszcza ucierpiała jej głowa. Przyćmiło dziewczynę na kilka sekund. Przymknęła powieki, a po chwili dostrzegła nad sobą zmartwioną twarz Leitha.
Chłopak odetchnął wyraźnie, gdy zobaczył, że Iss jednak żyje. Pomógł dziewczynie wstać.
— Jesteś do dupy — powiedział, gdy Via stała już na dwóch nogach. Podarowała mu wymowne spojrzenie.
— A ty wkurwiający, jak zwykle... — sapnęła, skacząc z platformy. Usłyszała, jak czarnowłosy śmieje się pod nosem. Pokręciła głową z dezaprobatą. Czy on się dziś na nią uwziął?
Westchnęła, krocząc powoli w stronę ławki. Musiała odsapnąć. Plan odpoczynku był wręcz idealny, gdyby nie jedna, konkretna rzecz, a raczej człowiek. Mianowicie Sky, wołający do Vii tuż po tym, jak rzucił w jej stronę kij treningowy. Zanim jednak Issalvia zdążyła zarejestrować, co się dzieje, dostała kawałkiem drewna w głowę.
Sky ryknął śmiechem, a Leith mu zawtórował.
— Nasza Iss ma chyba gorszy dzień — prychnął blondyn, pochodząc do dziewczyny. Podniósł kij, który po chwili jej podał. — Rewanżyk?
Via zmarszczyła brwi. Zabrała kawałek drewna, by szybkim ruchem zdzielić Sky'a po głowie. Chłopak nie spodziewał się takiego ruchu, więc nawet nie zdążył się uchylić.
— Co to za niesportowe zagrywki?
— Nie wnerwiaj mnie Sky, bo wsadzę ci ten kij tam, gdzie światło nie dociera — zastrzegła Via, wyciągając ostrzegawczo palec przed nos chłopaka.
— Urocza jesteś, jak się złościsz — zauważył chłopak, na co Via zirytowała się jeszcze bardziej.
— Miękkie dupy się z was ostatnio zrobiły.
— Wystarczyło dziękuję. — Blondyn wywrócił oczami.
— Jakbym miała za co.
— Rozmawiałaś z Rivenem?
Via przyjrzała się blondynowi badawczo. To chyba jasne, że rozmawiała z Rivenem. Robi to praktycznie codziennie.
— Jasne. — Ostatecznie wzruszyła ramionami. — Wiedziałeś, że jest gotowy pomóc ściągnąć Stellę?
Sky otworzył buzię ze zdziwienia. Riven pomagający ściągnąć do szkoły swojego wroga? To nowość. Po chwili jednak blondyn zaczął rozumieć intencje przyjaciela, a jego teoria zyskała na wartości. Najprawdopodobniej Riv zaoferował swoją pomoc ze względu na Vię. Sky uśmiechnął się.
— Też byłam w szoku — przyznała Via, widząc reakcję chłopaka. Oczy Vii natomiast zawędrowały w stronę Silvy, który tym razem kręcił się przy Cynthii i jeszcze jakiejś Specjalistce, której Iss za nic nie mogła rozpoznać.
Issalvia podświadomie zagryzła wargę, gdy tak lustrowała dyrektora spojrzeniem. Musiała przyznać, że idealnie prezentował się w swoim stroju do ćwiczeń. Dopasowane ubranie podkreślały jego mięśnie, nie mówiąc już o tym zgrabnym...
— Słuchasz mnie? — Via zmuszona była wrócić spojrzeniem do Sky'a, który pstryknął jej palcami przed nosem.
— Nie. — Pokręciła głową. — Sorry Sky, muszę lecieć. Mam sprawę do... do Silvy.
✮
Issalvia po raz pierwszy w życiu widziała dyrektora bez koszulki i musiała przyznać, że był to widok, którego nie zapomni do końca swoich dni. Podświadomie zagryzła wargę, poczuła jak jej temperatura gwałtownie podskoczyła.
Stała na środku pokoju, do którego wlazła bez zaproszenia i bezczelnie gapiła się na swojego nauczyciela.
— Zrób zdjęcie, starczy na dłużej — powiedział Saul, wciąż przeszukując swoją szafę. Po chwili wyjął pożądaną koszulkę i odwrócił się przodem do Iss.
Via złapała gwałtownie powietrze. Teraz było jeszcze lepiej. Idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha to coś, w co mogła wpatrywać się godzinami, bez przerwy. Nie mówiąc już o tych idealnych ramionach, wyraźnie widocznych żyłach, pnących się od dłoni, wzdłuż rąk.
— Chcesz śliniaczek? — zapytał Silva, robiąc krok w stronę Iss. Niby wypominał dziewczynie to gapienie się, ale od dłuższej chwili nie robił nic, by się ubrać. Po prostu stał sobie w miejscu, w rękach miętoląc materiał.
— Wolę ciebie — wydukała w końcu, robiąc krok do przodu. Na twarzy Saula zajaśniał uśmiech, jednak Via była zbyt zafascynowana tym, co miał niżej, by zwrócić na to uwagę. Wyciągnęła dłoń, nie mogąc dłużej uporać się z wewnętrznym głosem.
Opuszki jej palców zetknęły się z ciepłą skórą Saula, twardymi mięśniami. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy usłyszała, jak łapie powietrze. Przejechała całą dłonią po jego brzuchu.
Właśnie wtedy coś skłoniło Saula, by zrobił jeszcze jeden krok w stronę Iss. Wciąż trzymała dłoń nieco nad linią paska od spodni, gdy mężczyzna pocałował ją krótko w usta, potem w policzek, następnie w szczękę. Wywoływał tym nie tylko palpitacje serca, ale i stado motyli w brzuchu. Iss odczuwała coś takiego po raz pierwszy w życiu i gotowa była przyznać, że to najcudowniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doznała.
Odchyliła głowę nieco w bok, gdy usta Saula ledwo wyczuwalnym ruchem sunęły wzdłuż jej szyi, by najpierw delikatnie, później bardziej stanowczo, ucałować skórę.
Wplątała wolną dłoń w ciemne włosy, przymknęła oczy. Z jej ust wyszło ciche westchnięcie. Nie wiedziała, jak Saul to robił, ale każdy dotyk, najmniejsze muśnięcie jego warg było cholernie przyjemne.
— Saul, jesteś?!
Silva odskoczył gwałtownie od Vii, rozpoznając głos przyjaciela. W jednej chwili i Iss i Saul wrócili na ziemię. Issalvia rozejrzała się w panice. Mężczyzna wskazał jej łóżko. Dziewczyna kiwnęła głową i bezszelestnie ukryła się pod meblem.
Zrobiła to w ostatniej chwili, bo gdy tylko jej druga noga zniknęła pod łóżkiem, w drzwiach pokoju pojawił się Ben Harvey.
— B-ben? — wydusił Saul, patrząc na przyjaciela. Rozejrzał się nerwowo, jakby chciał upewnić się, że Iss zaraz nie wyskoczy spod łóżka. — Co ty tu robisz?
— Farah chciała nas zobaczyć, pamiętasz? Myślałem, że jesteś gotowy...
Silva zmarszczył brwi, patrząc na swoją koszulkę. Szybko naciągnął ją na siebie.
— Idź już, za chwilę cię dogonię...
Harvey odchrząknął.
— No dobrze, tylko się pospiesz.
Silva kiwnął głową. Podszedł do drzwi, by popędzić przyjaciela, jednak dopiero, gdy drzwi od gabinetu się zatrzasnęły, Saul odwrócił się w stronę łóżka.
— Możesz wyjść... — westchnął, przecierając twarz.
Nie ujrzał jednak gramolącej się Iss. Zamiast tego, do jego uszu doszło coś na wzór zduszonego pisku. Zmarszczył brwi. Po chwili podszedł i kucnął, by spojrzeć pod mebel. Jego oczom ukazał się dość komiczny widok.
Iss leżała na wznak, twarzą do Silvy. W odległości kilku milimetrów od jej twarzy, na nici pajęczyny siedział sobie pająk. Niewielki, niegroźny, zwykły, pokojowy pajączek. Saul dostrzegł przerażenie w niebieskich oczach. Via wpatrywała się w pająka, jakby był co najmniej jadowity.
Dziewczyna miała zaciśnięte wargi, a do uszu Saula dotarł kolejny, nieokreślony pisk. Już wiedział, do kogo należy. W pierwszym odruchu chciał sięgnąć po pająka i po prostu go zabrać, jednak pewna myśl zaświtała mu w głowie. Iss znajdowała się aktualnie pod ścianą i na pewno zrobiłaby wszystko, żeby pozbyć się niechcianego kolegi.
— Porozmawiajmy — zaproponował Saul, uśmiechając się pięknie.
Iss zdołała jedynie pokręcić głową. Chciała jak najszybciej uciec spod łóżka.
— Profesor Lashlow poskarżył się na twoje zachowanie i oceny. Nie sądzisz, że pora naprawić i jedno i drugie?
Via wywróciła oczami. Już rozumiała, o co chodziło nauczycielowi. Saul uniósł brwi, gdy nie uzyskał odpowiedzi.
— Mhm — mruknęła cicho. Ciekawe, co jeszcze Silva wymyśli.
— Poza tym... nie sądzisz, że powinnaś bardziej przyłożyć się do treningów? Ostatnio się opuściłaś przez... ogrom wrażeń.
Iss w tym punkcie ich rozmowy gotowa była oponować i Saul wyraźnie to widział. Już otwierała buzię, jednak mężczyzna pokręcił głową.
— Wiesz, że przestraszony pająk potrafi nawet wejść do buzi psa, kota... człowieka?
Iss znów zacisnęła wargi. Kiwnęła głową.
— Co z tymi treningami? Przyłożysz się bardziej?
Ponownie kiwnęła.
Saul w końcu wyciągnął rękę, zabrał pajęczynę wraz z zawartością i wstał, by odłożyć pająka na paprotkę, którą miał na komodzie. Gdy znów odwrócił się twarzą do Iss, dziewczyna stała naprzeciwko z mordem w oczach.
Saul otworzył buzię, spodziewając się, że dziewczyna zacznie się na niego wydzierać. Ona natomiast przyciągnęła go do siebie za materiał koszulki i tak po prostu wpiła się w jego usta. Nie, żeby mu to przeszkadzało. Pogłębił pocałunek.
Dopiero po chwili, gdy oboje się od siebie oderwali, Via odetchnęła.
— Ten szantaż się nie liczy, pająk był twoją kartą przetargową. Do nauki i treningów musisz mnie zmotywować jakoś... — zacięła się na sekundę. Stanęła na palcach, by złożyć delikatny pocałunek na szyi mężczyzny. Jego ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz. — Inaczej.
Silva oblizał wargi. Starał się, naprawdę się starał myśleć racjonalnie.
Iss odsunęła się, darując nauczycielowi szeroki uśmiech.
— Jeśli chcesz, żebym częściej tu gościła, pozbądź się tego krwiożerczego pasożyta. Albo on, albo ja...
— To szantaż?
— Zdecydowanie — dodała na odchodne dziewczyna. Pomachała dyrektorowi i zanim zdążył ją zatrzymać, wyszła z pokoju. Choć z całych sił pragnęła zostać wiedziała, że Dowling tak łatwo nie przepuści mu spotkania.
Jeśli Via nie chciała zostać nakryta w pokoju Silvy na nieco innych aktywnościach niż ukrywanie się pod łóżkiem, musiała jak najszybciej ulotnić się z kwater dyrektora.
Saul wziął kilka głębokich oddechów, by się uspokoić. Jak to możliwe, że małolata tak zawróciła mu w głowie? Nie umiał myśleć, nie umiał normalnie funkcjonować. Myślał tylko o tym, by być blisko niej, a gdy już znalazła się tak blisko, na wyciągnięcie ręki... gdy czuł ciepło jej ciała i bijące szybko serce, zapach skóry... zachowywał się jak cholerny nastolatek.
Westchnął, gdy poczuł wibracje w kieszeni. Z pewnością Farah nie może się doczekać.
Zanim jednak ruszył na spotkanie, zabił pajączka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top