2
- Jasna cholera – warknęłam, czując potworny ból głowy oraz szyi. Nawet nie próbowałam poruszyć głowę, gdyż skończyłoby się to tylko jękiem i płaczem. Reszta ciała póki co, odmawiała mi posłuszeństwa, dochodząc do siebie po...
O nie.
Otworzyłam gwałtownie oczy i ujrzałam przed sobą śpiącą sylwetkę Harrego Styles'a. Byliśmy w jakimś dużym samochodzie, który pędził, zamiast normalnie jechać. Z rozmów dobiegających z przodu pojazdu, wywnioskowałam, że nie byliśmy sami. Oprócz Harrego była jeszcze mniej więcej czwórka.
Caroline, wpakowałaś się w ogromne kłopoty.
Wstrzymałam oddech i bezszelestnie dźwignęłam swoje ociężałe ciało trochę do góry. Starałam się być niezauważona przez resztę. Spojrzałam na powrót na Styles'a. Spał cicho, aż zbyt. Oprócz jego pomrukiwania, usłyszałam również cztery inne głosy. Opcja jakiejkolwiek ucieczki odpadała niemalże od razu. Co za chała.
Myśl Caroline, myśl.
Samochód nagle i gwałtownie wjechał na jakiś próg. Moje ciało na chwilę uniosło się, po czym opadło z lekkim hukiem. Jęknęłam, gdyż zabolało to moje niezdolne do ruchu kończyny. W tym samym momencie napotkałam zielonookie spojrzenie Harrego Styles'a. Zamarłam w miejscu widząc, jak na jego twarzy rozciąga się złowieszczy uśmiech.
- Dzień dobry, Caroline – odparł niskim, trochę zachrypniętym od snu głosem.
- Co ja tu robię? – warknęłam
- Dowiesz się w swoim czasie, mała – Harry rozprostował swoje kończymy i przybliżył się do mnie. Automatycznie „przytuliłam" się do ściany samochodu, chcąc być jak najdalej od niego. Spowodowało to u niego drwiące parsknięcie śmiechem. – Ostrożności nigdy za wiele.
- Najpierw wyjaśnij mi co ja tu do jasnej cholery robię i kiedy mnie zwinęliście!
- A ty nie podnoś na mnie głosu – jego ton diametralnie się zmienił, gdy ja to zrobiłam. Uciszyło mnie to na moment. – Grzeczna suka.
- Co proszę? – spytałam unosząc jedną brew w zdziwieniu.
- Będziesz cicho czy mam Cię znowu uśpić? – westchnął zirytowany.
- Skąd wiedziałeś, że będę na tej imprezie? – zapytałam, ignorując jego humory.
- Czysty zbieg okoliczności. Pamiętaj dziecino, nie chodzi się samej po ciemku po zaułkach, bo taki złoczyńca jak ja może idealnie wykorzystać sytuację i Cię sprzątnąć – Harry puścił mi oko.
- Na co Ci akurat ja?
- Nudziło mi się – wzruszył ramionami.
- I z nudy porwałeś mnie? – parsknęłam.
- Niesamowite prawda? Chloroform jest cudownym wynalazkiem.
- Nie chce być w Twojej skórze, gdy moi ludzie...
- Ci Twoi ludzie nas nie znajdą – przerwał mi ostro. – Nie masz co liczyć na pomoc. Jesteś już nasza.
- Jestem niczyja – prychnęłam.
- Jeszcze się o tym przekonamy.
- Chciałbyś kutasie – szepnęłam do siebie.
- Co powiedziałaś? – jego groźny ton rozbrzmiał w samochodzie. Nawet mnie trochę to przestraszyło.
- Nieważne – wywróciłam oczami. W jednej chwili zostałam z ogromną siłą przygnieciona do podłogi pojazdu i silna ręka Harrego zacisnęła się wokół mojej szyi. Bezsilnie próbowałam wydostać się spod jego uścisku, lecz niemożność oddychania odbierała mi tą zdolność.
- Jeszcze raz usłyszę od Ciebie obelgę na swój temat, a już nie będziesz tak śpiewać, rozumiemy się? Jeszcze jedno słowo, a zabiję Cię – przez jego głos przechodziły mnie ciarki po całym ciele. Czuł to, bo po jego perfidnej twarzy błądził szyderczy uśmiech. – A teraz ty odpowiesz mi na kilka pytań – Harry podniósł się i w tej samej chwili w mojej głowie zaświeciła się zielona lampka : Tylnie drzwi od vana. Nie wiedziałam, skąd we mnie wzięło się tyle siły : czy była to adrenalina czy jakiekolwiek inne pobudzenie. W jednym momencie mocno odepchnęłam Harrego, który padł na fotele, porządnie uderzając w nie głową, a w drugiej dopadłam drzwi i otworzyłam je na oścież. Poryw wiatru i dużej prędkości niestety pokrzyżowały mój genialny plan wyskoczenia z samochodu. Moc podmuchu była silniejsza ode mnie i niemal od razu runęłam z łoskotem na plecy.
- Zatrzymaj auto idioto! – ktoś krzyknął i po kilku sekundach pojazd stał na poboczu. Ja nadal leżałam, zwijając się z bólu po upadku.
- Nic Ci nie jest Harry? – zapytał jakiś męski głos zielonookiego.
- Nic, klasycznie – odparł spokojnie. Za spokojnie.
To oznaczało kolejne kłopoty.
Harry zrobił kilka kierunków w moją stronę. Nie widziałam jego twarzy, lecz czubki czarnych butów.
- Ktoś tu ewidentnie pcha się do grobu – powiedział, klękając tuż nade mną. Nie musiałam patrzeć na niego by wiedzieć, że jest na mnie piekielnie wściekły. – Nauczę Cię posłuszeństwa – mruknął. Znikąd w jego dłoni pojawiła się biała szmata, a dochodzący z niej zapach przyprawiał mnie o duże mdłości.
- Nie – pokręciłam głową, czując lekki strach. Nie chciałam być ponownie uśpiona. – Proszę, nie.
- Teraz prosisz? Trochę na to za późno – zaśmiał się gorzko i skrawek materiału został przyciśnięty do mojej buzi. Moje ciało broniło się oczywiście do ostatniej sekundy. Nawet zdołałam przywalić mu w twarz, lecz to i tak nie wystarczyło. Powieki same osunęły mi się do dołu, a umysł stracił swą świadomość.
***
Gdy ponownie otworzyłam oczy, nie znajdowałam się już na tyłach jakiegoś gruchota, a na czymś miękkim i ciepłym. Zdezorientowana uniosłam się na łokciach, badając wzrokiem teren przed sobą. Znajdowałam się w dużej, przestronnej sypialni, z bogatym wyposażeniem. Pomieszczenie było w ozdobione obrazami i wyposażone w ładne, ciemnego koloru meble. Ja natomiast leżałam na ogromnym wręcz łożu, okryta puchową kołdrą, wśród tuzina poduszek.
- Co tu do cholery się dzieje? – zapytałam samą siebie, zrzucając z siebie kołdrę. Był to zły pomysł, gdyż okazało się, że byłam w samej bieliźnie. Zarumieniłam się na samą myśl, że Harry mógł mnie rozbierać, gdy ja byłam nieprzytomna i bezbronna. Z powrotem okryłam się kołdrą, padając na poduszki. Potrzebowałam wyjaśnień, odpowiedzi, jedzenia.
A przede wszystkim prysznica. Śmierdziałam niczym skunks.
W pewnym momencie drzwi otworzyły się. Zamiast Harrego, ujrzałam w nich wysokiego bruneta. Twarz miał dosyć... przyjemną, jeśli tak to mogłam określić. Nie miał w niej takiej chamskości, jaką posiadał Harry. Jedyne co go nie odróżniało to masa tatuaży na ciele i czarne ubrania.
- Dzień dobry, Caroline – odparł cicho, patrząc na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłam odszyfrować. To było coś pomiędzy troską, a pobłażliwością.
- Kim ty jesteś? – spytałam go.
- Liam...
- Payne – dokończyłam za niego, uświadamiając sobie, że również go znałam. Liam James Payne, koleś z gangu Styles'a. Krążyły o nim miliony plotek. Jego niepozorny charakter często zamydlał dziewczynom oczy, a przez niego wiele ludzi straciło życie.
- Mądra dziewczyna – uśmiechnął się złośliwie. – Jak się czujesz?
- Obchodzi Cię to?
- Nie po to Cię porwaliśmy, aby od razu się pozbywać – westchnął. – Więc jak się czujesz?
- Jak widać, żyję – wywróciłam oczami.
- Nie rób tak.
- Bo co? Pobijesz mnie? – prychnęłam.
- Doskonale wiesz, że nie mam z tym żadnego problemu – parsknął śmiechem. – Ale dzisiaj będę miły – Payne zrzucił w moją stronę kilka skrawków materiału. Zwinnie je złapałam, oczywiście nie wypuszczają z jednej ręki kołdry, która osłaniała moje prawie nagie ciało. – Ubierz się, za dziesięć minut po Ciebie przyjdę – i po tych słowach opuścił pokój.
Jedno pytanie tkwiło w mojej głowie.
Jak ja do cholery miałam stąd uciec?
***
- No proszę, nasza gwiazda wróciła do żywych – usłyszałam czyiś głos, gdy po dziesięciu minutach, jak obiecał Payne, przyszedł po mnie i razem z nim zeszłam na dół do reszty. W salonie czekała na nas czwórka chłopaków, w tym Harry. Jednego z nich, oprócz zielonookiego znałam. Był to Louis Tomlinson. Był kiedyś tym „dobrym". Razem ze swoją rodziną był w gangu stworzonym przez mojego ojca, jednakże Louis pod wpływem Harrego się zmienił. Kiedyś prawie się przyjaźniliśmy, tylko nie byłam pewna czy przez pranie mózgu mnie jeszcze pamiętał. Gdy na mnie patrzył, sądziłam, że nie. Jego wzrok był pusty i bez wyrazu.
- Siadaj, zjedz coś – powiedział nijako Harry wskazując kiwnięciem głowy na stół z kilkoma talerzami z różnorodnym jedzeniem. Wtedy poczułam, jak naprawdę głodna byłam. Widok tak dobrego jedzenia powodował, że mój brzuch skręcał się z niewyobrażalnego głodu. Niepewnie podeszłam do wolnego fotela i usiadłam na nim, biorąc na swoje kolana talerz z tostami z serem.
- Bez żadnego ale? – zdziwiłam się.
- Zawsze jest ale – stwierdził, spoglądając na mnie ni to rozbawiony, ni to poważny. Czemu oni wszyscy byli tak nieokreśleni? – Odpowiesz mi teraz normalnie na kilka pytań?
- Pytasz się mnie o zdanie?
- Właściwie to nie – Harry wstał i podszedł do mnie, zabierając mi talerz, gdy ja już miałam sięgać po tost.
- Ej! Byłam nieprzytomna chyba z półtorej dnia, dasz mi zjeść w spokoju? – warknęłam oburzona.
- Jeśli na mnie warczysz, to masz jeszcze siłę, żeby z nami porozmawiać – Harry zabrał tost z talerza i pochłonął go niemal dwoma gryzami. – Więc, czy wiesz coś na temat nowej działalności swojego ojca?
- Jakiej znowu działalności? – westchnęłam zirytowana.
- Milszy ton poproszę – rzekł niskim głosem. – Wiesz coś?
- Nie – odparłam krótko.
- Kłamie – rzucił Liam.
- Nie kłamię – zaoponowałam.
- Sprawy wyglądają tak, maleńka – ponownie odezwał się Harry. – Twój tatuś grubo przegiął, wykorzystując przy tym mojego ojca i matkę, dzięki czemu leżą teraz w grobie i wąchają kwiatki od dołu. Albo nam pomożesz, albo Twoi doświadczą tego samego.
- W czym mam wam pomóc, jeśli nie wiem, o co chodzi?
- Zaraz Ci to inaczej przetłumaczę, suko – fuknął Liam.
- Payne! – Harry zgromił go swoim spojrzeniem.
- Już nic nie mówię – Liam wywróciło oczami.
- To jak? Kłamiesz czy mówisz prawdę? – Harry ponownie zwrócił się do mnie.
- Trzymałam się od spraw gangu najdalej jak tylko mogłam, myślisz, że interesują mnie takie gówna? Mam w to wszystko wywalone – uśmiechnęłam się do niego perfidnie.
- Powinniśmy zwinąć jej braciszka, to byłoby rozsądniejsze rozwiązanie – odparł mulat, który siedział obok Tomlinsona na kanapie w drugim kącie pokoju. – I na nim można byłoby użyć siły do wymuszenia odpowiedzi.
- Sądzisz, że nie potrafiłbym na niej tego zrobić? – zapytał retorycznie Harry.
- Nie śmiem w to wątpić – wtrąciłam się, czym zwróciłam na siebie jego uwagę – Nawet gdybym coś wiedziała i tak bym Ci nie powiedziała. To byłaby jedna z ostatnich rzeczy, które chciałabym zrobić.
- Pyskata, doskonale – zaśmiał się ironicznie Styles, po czym wstał i podszedł do mnie. – Idziemy na górę.
- Co?
- Głucha? Na górę! – krzyknął, mocno chwytając mnie za rękę, wbijając w nią niemiłosiernie mocno palce.
- Ała, to boli! – pisnęłam mimochodem wstając z siedziska.
- Porozmawiamy sobie inaczej – charknął.
- Może być ciekawie – dostrzegłam perfidny uśmiech Liama, od którego zmroziło mi krew w żyłach.
- Styles, czy ty wiesz co...
- Wiem co robię – przerwał mulatowi ostro Harry. – Idziemy – Harry chwycił mnie za dłoń i zaczął ciągnąć w stronę schodów.
- Nie bądźcie zbyt głośni!
O mój Boże.
*****************
Kochani, chciałam was powitać w nowym opowiadaniu, gdyż nie zrobiłam tego w poprzednim poście. Mam nadzieję, że ta historia się wam spodoba równie mocno, jak moje poprzednie i z chęcią będziecie tutaj przychodzić :D
Oddajcie po sobie ślad, chcę zobaczyć ile was tutaj będzie!
XOXO.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top