49

Wendy

Życie było niesprawiedliwe. 

Adora wróciła do siebie na noc. Mimo, że Morbius prosił, aby została tutaj, w jego domku, to Adora nie chciała o tym słyszeć. Powiedziała, że jeśli w nocy przyjdzie po nią król, pójdzie mu w pięty za to, że zakłócił spokój mojej przyjaciółki. Adora była wygadana i waleczna, ale obie wiedziałyśmy, że gdyby król na nią napadł, nie miałaby z nim najmniejszych szans. 

Dziewczyna jednak wyszła, zabierając stąd swojego synka. Przeczuwałam, że zrobiła to specjalnie. Adora zauważyła, że ciągnęło mnie do Morbiusa. Na pewno chciała, abyśmy byli razem, ale to było niemożliwe. Nawet, jeśli Morbius był absurdalnie piękny. 

Ten Arphis był spełnieniem moich wszystkich marzeń. Piękny, wysoki, umięśniony, o zabójczym spojrzeniu i dobrym sercu. Gdyby to Morbius mnie porwał, chętnie oddałabym mu się z własnej woli. Morbius był jednak zbyt łagodny, aby móc kogokolwiek porwać. 

Leżałam na łóżku w jego sypialni. Morbius przeniósł mnie tutaj po tym, jak wyszła Adora. Zrobił mi nawet kolację, którą ciężko było mi zjeść przez to, w jakim stanie byłam. Mężczyzna jednak mnie nakarmił. Trochę się tego krępowałam, ale było bardzo miło. Morbius nie dał mi odczuć, że byłam dla niego jakimkolwiek obciążeniem. Miałam wrażenie, że podobało mu się to, iż mógł się kimś zaopiekować. 

Po kolacji Morbius poszedł do łazienki, aby się umyć. Gdy wrócił, zrobił sobie posłanie na podłodze. Zamierzał tam spać, choć oddałabym wszystko, aby wpełzł do tego wielkiego łóżka. Chciałam wtulić się w jego miękkie futro i odnaleźć palcami jego penisa. 

Nie mogłam jednak tak myśleć. Gdyby sytuacja była inna, z pewnością latałabym za Morbiusem z wywieszonym językiem. Błagałabym go, aby ze mną był. Wczepiłabym się w niego jak jakaś natrętna kobieta, ale na pewno oczarowałabym go urokiem osobistym. Nie, żebym miała dużą pewność siebie. Tak nie było, ale o marzenia należało walczyć, prawda? 

Objęłam dłonią brzuch. Rosło w nim dziecko króla. 

Wiedziałam, że dziecko nie było niczemu winne. Nie chciałam jednak rodzić małego Arphisa, w którym widziałabym zło. Król na pewno wychowałby to dziecko na swojego następcę. Gdyby był to chłopiec, byłoby po mnie. Gdyby jednak urodziła się dziewczynka, może mogłabym ubłagać mężczyznę o to, aby pozwolił mi się nią zająć.

Po moich policzkach spłynęły łzy. Otarłam je szybko, aby Morbius ich nie widział, ale on już zdążył je zobaczyć. 

Arphis podszedł do mnie. Usiadł na brzegu łóżka i chwycił mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy. Jego szmaragdowe oczy były przepiękne. Miałam ochotę usiąść mu na tej seksownej czaszce i ją ujeżdżać. Pewnie, miałam dziwne marzenia, ale to, o czym fantazjowałam, nie czyniło ze mnie złego człowieka. 

- Nie płacz, Wendy. Łamie mi to serce.

Pokręciłam głową. Nie mogłam tak po prostu przestać płakać, choć byłoby pięknie, gdyby się udało. 

- Urodzę dziecko króla, Morbiusie. Mam prawo płakać. 

Morbius przycisnął policzek czaszki do mojego brzucha. Zaśmiał się lekko. 

- Czuję, jak kopie. 

W innej sytuacji pewnie byłabym szczęśliwa, ale w tej chwili daleko mi było do szczęścia. 

- Nie chcę tego dziecka. Czy nie ma sposobu na to, aby... 

Morbius oderwał się ode mnie jak szalony. Spojrzał mi w oczy, a jego ślepia błysnęły. Nie byłam pewna, co poczuł, ale coś na pewno go dotknęło. 

- Nie zabijesz tego dziecka, Wendy. Ono jest niewinne. Nie rób mu tego. 

- Morbiusie, ale... 

- Nie chcę mówić, że wiem, co czujesz. Nie wiem tego. Wiem jednak, że ja też byłem niechcianym dzieckiem. Mama i tata zostawili mnie w tej wiosce związanego i bezbronnego, a sami sobie poszli. Nie widziałem ich, odkąd byłem małym chłopcem. Wiem, jak to jest czuć się niekochanym. Gdybym mógł, zaopiekowałbym się tym dzieckiem, ale to potomek króla. 

Nie miałam pojęcia o tym, co przydarzyło się Morbiusowi, gdy był małym chłopcem. Gdybym o tym wiedziała, pewnie nie poprosiłabym go o pomoc w usunięciu dziecka. 

Złapałam Morbiusa za łapę. Była taka duża i ciepła. Chętnie bym się w nią wtuliła, lecz wiedziałam, że nie będzie mi to nigdy dane. 

- Przykro mi, że cię to spotkało. 

Morbius potrząsnął łbem tak, jakby nie chciał rozpamiętywać przeszłości. 

- Nie było tak źle. Po tym, jak rodzina mnie zostawiła, zamieszkałem u Zephyra. Jego rodzice bardzo mi pomogli. Król jest jednak skurwielem i gdy zrozumiał, że w jego królestwie mieszka nowa istota, kazał mi się wyprowadzić z domu Zephyra. Musiałem zamieszkać sam. Byłem tylko dzieckiem i nie miałem pojęcia o życiu. Mimo, że miałem swój dom i to tam musiałem zostawać na noc, całe dnie przesiadywałem u Zephyra. Jest dla mnie jak brat. Nie znam drugiego takiego dobrego stworzenia. 

- W takim razie cieszę się, że Adora znalazła takiego faceta. Choć jakby na to nie spojrzeć, to raczej on znalazł ją. 

Arphis zaśmiał się. Jego oczy złagodniały. 

- Rzeczywiście. Adora i Zephyr są dla siebie stworzeni. Dlatego musimy zadbać o to, aby Zephyr bezpiecznie wrócił do domu. 

- Dlaczego król tak bardzo go pragnie? O co między nimi chodzi? 

Morbius podrapał się po głowie. Wyglądał na zagubionego. Czułam, że nie chciał o tym rozmawiać, ale mimo wszystko coś popychało go do rozmowy ze mną. Może była to chęć wygadania się, a może po prostu pragnął zostać ze mną jeszcze trochę dłużej. 

- Zephyr był kiedyś niewolnikiem króla. Król uwielbia łamać silne stworzenia. Czuje wtedy satysfakcję. Łatwo jest złamać kogoś słabego i bezbronnego. Trudniej jest jednak zwyciężyć nad kimś, kto jest dominujący i waleczny. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego król zdecydował się wypuścić Zephyra po tygodniu niewoli w pałacu. Zephyr chyba też nie do końca to wszystko pojmuje. To dziwna sprawa, Wendy. Wszystko w tym królestwie jest dziwne. Gdyby tylko dało się w jakiś sposób usunąć króla, wszystko byłoby łatwiejsze. Szkoda, że nikt nie znalazł sposobu na to, aby umarł. 

Trzymałam Morbiusa za rękę przez dłuższy czas. Nie chciałam myśleć o tym, że być może był to ostatni raz, gdy dotykaliśmy się tak czule. Wystarczyło mi zwykłe trzymanie się za ręce, abym poczuła szczęście. Gdybym mogła zostać tutaj, z Morbiusem, byłabym najszczęśliwsza.

W swoim życiu miałam tendencję do tego, aby być egoistką. Nie znosiłam tego w sobie, ale taka już byłam. Wiele razy chciałam mieć coś dla siebie. Byłam w stanie posunąć się do okropnych rzeczy, aby to zdobyć. Nienawidziłam tego w sobie, ale tamta Wendy już umarła. Dosłownie i w przenośni. 

Nadszedł czas, abym zrobiła coś dla innych. Konkretniej, dla mojej przyjaciółki i jej ukochanego. 

- Wendy, życie w pałacu królewskim nie będzie dla ciebie łatwe. 

Wiedziałam o tym, ale i tak zabolało mnie, że Morbius to potwierdził. 

- Król jest sadystą. Podnieca go znęcanie się nad innymi. Gdy urodzisz dziecko, król nie będzie miał dla ciebie litości. On cię zniszczy. Nie chcę, żeby to cię spotkało. 

- Co w takim razie zrobimy? Ukryjesz mnie tutaj? 

- Możemy uciec. 

- Uciec? 

Powiedzieć, że byłam w szoku, to jak nic nie powiedzieć.

- Tak, Wendy. Nasza kraina jest ogromna. Są tutaj oceany, góry, smoki i syreny. Możemy razem odwiedzić wiele miejsc. Mogę pokazać ci świat, o którym marzyłaś. Wychowam dziecko króla. Wychowam je jak swoje własne. Obiecuję ci, że o ciebie zadbam. Wendy, proszę, przemyśl to. Ja...

Mimo, że ciążowy brzuch nieco mi przeszkadzał, postanowiłam się podnieść i usiąść okrakiem na udach Morbiusa. 

Morbius był zaskoczony, jednak objął mnie rękoma tak, abym nie spadła na podłogę. Patrzył na mnie swoimi błyszczącymi oczami. Chciało mi się płakać z rozpaczy. Moje marzenie znajdowało się tak blisko mnie, a nie mogłam go dosięgnąć. Nie miałam prawa robić Adorze i Zephyrowi takiego świństwa. Ceną wolności Zephyra byłam ja. Mimo, że nie poznałam go dobrze, to widziałam, jak traktował moją przyjaciółkę. Kochał ją i był w stanie zrobić dla niej wszystko. 

Ta noc należała jednak do nas. Nie chciałam robić Morbiusowi nadziei, ale potrzebowałam tego. Oboje tego potrzebowaliśmy, jednak nie mogłam złamać temu pięknemu stworowi serca. 

- Morbiusie...

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Morbius się na mnie rzucił. 

Ten piękny Arphis postanowił położyć mnie na łóżku na plecach. W ruch wszedł jego ogon. Morbius oplótł nim moje nadgarstki, które trzymałam nad głową. Westchnęłam cicho i jęknęłam. Ten pokaz dominacji bardzo mi się podobał, a to był dopiero początek. 

Morbius nie czekając na to, co powiem, rozłożył szeroko moje nogi. Pazurem rozdarł moje spodenki, które wcześniej dla mnie wyczarował. Po chwili rozszarpał także moją koszulkę tak, że po sekundzie byłam naga. Spojrzałam z żałością na swój brzuch, czując wstyd. Wstyd za to, że nie byłam w stanie postawić się królowi Westonowi, gdy mnie gwałcił. Nigdy wcześniej nie byłam taka słaba. Miałam do siebie żal, ale wiedziałam, że nie dałabym rady z nim wygrać w tamtej chwili. 

Mój piękny kochanek także zerknął na mój brzuch. Objął go jednak łapami i polizał go, składając w ten sposób pocałunek. Wzruszyło mnie to. Łzy zakuły mnie w oczy, ale nie mogłam płakać. Jeśli to miało być moje jedyne piękne wspomnienie ze świata Arphisów, pragnęłam uczynić je jak najcudowniejszym. 

Morbius podsunął się wyżej. Opierał się przedramionami o materac po obu stronach mojego ciała. Ocierał się o mnie kroczem, a po chwili poczułam, jak z jego futra wyłania się penis. 

- Wendy, nie chcę cię krzywdzić, ale...

- Oboje tego chcemy. Zrób to. 

Stwór pokręcił delikatnie głową tak, jakby chciał mnie posłuchać, ale jednocześnie tego nie chciał.

- Wendy, nie mogę. Twoje dziecko...

- Dziecku nic się nie stanie - zapewniłam łagodnie. - Ludzie na Ziemi także uprawiają seks, gdy kobieta jest w ciąży. To normalne i nie stanowi zagrożenia dla dziecka. Morbiusie, błagam. Jeśli możesz mi coś dać, niech będzie to ta noc. Proszę, kochany. 

- Kurwa, Wendy. Kurwa mać. 

Nie spodziewałam się, że usłyszę przekleństwo z ust tak ułożonego i dobrze wychowanego Arphisa. Te słowa sprawiły jednak, że zrobiło mi się jeszcze cieplej, a moja cipka się zacisnęła. 

Morbius nie czekał dłużej, a ja wcale nie chciałam, aby na cokolwiek czekał. 

Mój cudowny kochanek przyssał się do mojej cipki. Lizał ją tak, jakby był wygłodniały. Byłam ciekawa, czy kiedykolwiek uprawiał seks, ale chyba jednak nie chciałam tego wiedzieć. Morbius nie był mój i nigdy miał nie być mój, ale poczułabym się zazdrosna, gdybym dowiedziała się, że przede mną miał w swoim łóżku inne kobiety. 

Dziecko poruszające się w moim brzuchu całkowicie nie pasowało do tej sytuacji, ale starałam się opanować, aby nie zwariować. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Nie powinnam robić Morbiusowi nadziei, ale oboje byliśmy dorośli i oboje tego chcieliśmy.

Język Morbiusa był wspaniały. Wchodził we mnie głęboko i sprawiał, że oszalałam na jego punkcie. Po jakimś czasie Morbius jednak odsunął się od mojej cipki i ciężko dysząc, spojrzał mi w oczy. 

Arphis pochylił się i chwycił w duże łapy moje piersi. Ugniatał je i ciągnął za sutki. Był dla mnie delikatny, ale wyraźnie dominował, co mi się podobało. Gdy próbowałam wyrwać ręce z uścisku jego ogona, ten mocniej się na mnie zaciskał. 

- Wendy, jesteś, kurwa, piękna. 

Zapiszczałam, gdy Morbius pociągnął mocniej za moje sutki.

- Skrzywdziłem cię?

- Nie...

- Nie? 

- Nie przestawaj. Błagam, nie przestawaj. 

Morbius skinął posłusznie głową. Ustawił się między moimi rozłożonymi i zgiętymi w kolanach nogami. Wziął do ręki swojego dużego penisa i przycisnął czubek do mojej cipki. Byłam już taka mokra, że mężczyzna wszedł we mnie bez problemu, a ja z radością go przyjęłam. 

- Jesteś taka ciasna. Ja...

- Dobrze, Morbiusie. Proszę, wchodź ze mnie. Zdobądź mnie całą. 

- Nie powinniśmy tego robić.

Szarpnęłam rękami, chcąc objąć jego czaszkę. Nie mogłam tego zrobić, gdyż moje ręce wciąż znajdowały się w uścisku jego ogona. Czułam, że Morbius celowo złapał mnie ogonem za nadgarstki. Nie chciał, abym go dotykała, gdyż wówczas jeszcze bardziej by się do mnie zbliżył.

Morbius wchodził we mnie powoli i się wysuwał, aby po chwili znów we mnie wejść. Jęczałam cichutko, czując się wspaniale. Chciałam zapamiętać każdą sekundę tej chwili. Zamierzałam wspominać te minuty, kiedy będę siedzieć w celi w podziemiach pałacu. Nie wiedziałam, jak długo będzie mi dane pożyć w tej krainie, ale wiedziałam jedno. Nigdy nie zapomnę Morbiusa i tego, jak wspaniały był. 

- To, czego nie powinniśmy robić, zwykle najbardziej nas kusi, prawda?

Arphis jęknął. Zaczął uderzać we mnie coraz mocniej, jednocześnie uważając na rosnące w moim brzuchu dziecko. Stwór przycisnął dwa palce do mojej cipki i energicznie masował mi łechtaczkę. 

Po chwili doszłam. Stało się to niespodziewanie. Miałam wrażenie, że gdy tylko magiczne palce Morbiusa dotknęły mojej łechtaczki, padł na mnie czar, a ja doszłam dla niego.

Dla niego i dla siebie. 

Morbius także doszedł. Wlał we mnie swoją spermę, a ja ucieszyłam się, że mogłam mieć w sobie choć tyle jego. Niebawem miałam zostać zmuszona do tego, aby zapomnieć o tym wspaniałym mężczyźnie, o którym marzyłam latami, ale wciąż miałam tą chwilę. I zamierzałam zapamiętać ją na długo. Tak długo, jak król pozwoli mi żyć. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top