46
Zephyr
- Spokojnie. Jesteś bezpieczny.
Do moich uszu dotarł młody chłopięcy głos. Na początku nie wiedziałem, co się stało, ale z czasem zacząłem to sobie przypominać.
Kręciło mi się w głowie, ale leżałem na czymś miękkim, więc nie musiałem obawiać się o to, że spadnę. Po chwili po przebudzeniu poczułem jednak, że coś było nie tak z moimi rękoma i nogami. Kiedy otworzyłem zmęczone oczy uświadomiłem sobie, że moje ręce zostały przykute do wezgłowia łóżka. Podobnie było z moimi nogami. Zostały one lekko rozłożone i skute w kostkach.
Gdy odzyskałem względną czystość umysłu, rozejrzałem się dookoła. Uświadomiłem sobie, że znajdowałem się w czymś w rodzaju celi. Nie byłem tu jednak sam. Na brzegu "mojego" łóżka siedział bowiem Finley. Chłopiec, którego poznałem podczas uroczystej kolacji w pałacu króla, na której i tak nic nie zjadłem.
Finley był nagi. Miał na sobie tylko obrożę i kajdany na rękach. Kajdany te nie były jednak połączone łańcuchem, więc chłopiec mógł w miarę swobodnie poruszać rękoma. Skórzane bransolety miały mu jednak przypominać o tym, kim był i gdzie znajdowało się jego miejsce.
Przypomniałem sobie to, co zdarzyło się przed utratą przytomności. Dotarło do mnie, że zrobiłem coś, co uznałem za heroiczne. Miałem nadzieję, że moje słowa dotrą do mieszkańców wioski i razem zdziałamy cuda. Stało się jednak inaczej. Moi przyjaciele zostawili mnie samego. Pod sceną zostali tylko Morbius i Caspian. Na podeście za to znajdowały się Adora i Wendy.
Pamiętałem, jak moja ukochana płakała. Ostatnim, co usłyszałem przed utratą przytomności była prośba, abym nie umierał. Nie mogłem jej tego obiecać, gdyż nic już nie mogłem powiedzieć.
Zacząłem panikować. Nagle powróciły do mnie wspomnienia sprzed kilkunastu lat. Przypomniałem sobie sceny przedstawiające mnie leżącego na łóżku, gotowego na to, aby król zajął się moim ciałem wedle własnego uznania. Było to traumatyczne. Nie życzyłem tego najgorszemu wrogowi. Niewola była czymś, co niszczyło od środka każdą istotę. Zarówno człowieka, jak i Arphisa.
Finley uśmiechnął się do mnie lekko. Pogłaskał mnie po piersi.
- Mój pan pozwolił mi z tobą zostać, Zephyrze. Mam nadzieję, że moje towarzystwo ci nie przeszkadza.
Pokręciłem przecząco głową, ale po chwili dotarło do mnie, że nie była to mądra decyzja. Głowa niemiłosiernie mnie rozbolała. Finley wyczuł, że coś jest ze mną nie w porządku. Podsunął mi pod głowę dłoń i uniósł mi lekko łeb. Po tym przycisnął mi do otworu gębowego butelkę wody. Wypiłem wszystko.
- Pij spokojnie. Nic ci tu nie grozi.
Chłopiec chyba nie wiedział, co mówił. Zdałem sobie jednak sprawę, że on był w niewoli o wiele dłużej niż ja. Finley był jednak młody i można było z łatwością kształtować jego umysł. Poza tym widziałem jego zachowanie podczas kolacji. Finley bał się króla, ale jednocześnie miał do niego ogromny szacunek i cały czas się do niego przytulał. Nie było się jednak czemu dziwić. Chłopak miał za sobą ciężkie życie na Ziemi. Był samotny, więc naturalnym było, że lgnął do swojego właściciela. Nawet, jeśli ten robił mu krzywdę.
Finley odstawił na drewniany stoliczek pustą butelkę wody. Wciąż się do mnie uśmiechał. Najwyraźniej cieszył się z tego, że będzie miał w niewoli nowego przyjaciela.
- Mój pan powiedział, że chciałeś wszcząć bunt.
Zaśmiałem się. Nie było mi do śmiechu, ale jakoś musiałem wyładować te wszystkie negatywne emocje, które we mnie siedziały.
- Rzeczywiście. Pragnąłem zabić króla.
Finley zadrżał. Jego uśmiech zniknął.
- Dlaczego chcesz go zabić?
Och, było mi go naprawdę szkoda. Finley wciąż wierzył w to, że jego pan był dobry, podczas gdy prawda była zupełnie inna.
- Król Weston zabił moich rodziców i skrzywdził mnie, gdy byłem tak młody, jak ty.
Chłopiec skinął głową ze zrozumieniem.
- Wiesz, Zephyrze, ja też nie przepadam za królem. W pewnym sensie go kocham, bo dał mi dom, gdy byłem bezdomny i głodny. Zaopiekował się mną. Dał mi łóżko, ciepło i bezpieczeństwo. Wiem, że nie powinien żądać ode mnie, abym oddawał mu swoje ciało, ale czasem sam tego potrzebuję. Na pewno uważasz mnie teraz za jakiegoś głupka, ale lubię, gdy...
Finley nie dokończył. Nie potrafił tego zrobić. Zawstydził się.
- W porządku. Nie musisz tego mówić. Rozumiem, o co ci chodzi.
- Kocham go, ale jednocześnie nienawidzę - ciągnął Finley, bezradnie wzruszając ramionami. - Wiem, że zawsze mnie przytuli, gdy go o to poproszę, ale także potrafi mnie zlać. Nie wiem, co mam myśleć, Zephyrze. Przykro mi jednak z twojego powodu. Gdyby król zabił moich rodziców, nie wybaczyłbym mu tego. Choć nawet nie pamiętam swoich rodziców, więc w sumie nie wiem, co mówię.
Patrząc na Finleya, było mi go szkoda. Był młodziutkim chłopcem. Miał przed sobą całe życie. W jego oczach widać było jednak zmęczenie i bezradność. Finley potrzebował kogoś, kto poprowadzi go przez życie. Potrzebował przewodnika. Czułem od niego, że podobali mu się mężczyźni. Nie było w tym nic dziwnego.
Chciałem złapać Finleya za rękę, ale gdy ruszyłem łapą, przypomniałem sobie, że moje ręce zostały skute. Westchnąłem z wściekłością. Musiałem jak najszybciej wydostać się z pałacu, aby wrócić do Adory i Wendy.
Właśnie. Adora. Moja kochana Adora. Mój kochany Caspian.
Nie mogłem zostać w niewoli króla na zawsze. Nie poradziłbym sobie z takim życiem. Wolałbym już umrzeć.
Jak miałem jednak pozwolić sobie na śmierć, mając świadomość, że miałem kogoś, kogo kochałem na zabój? Czy naprawdę czekałem przez tyle lat na miłość po to, aby teraz ją stracić? Czy mogłem poddać się królowi, bo tego właśnie ode mnie oczekiwał?
- Nie martw się - poprosił mnie Finley, który nie wiedzieć czemu postawił sobie za cel, aby mnie pocieszyć. - Król powiedział, że nie zrobi ci krzywdy. Może jest zły, ale wierzę mu. Widziałem, w jaki sposób król na ciebie patrzy, Zephyrze. Zależy mu na tobie. Poczułem się trochę zazdrosny.
Na bogów. Finley naprawdę przeszedł pranie mózgu. Nie miałem jednak prawa go oceniać. Wiedziałem, że czasami niewolnicy czuli miłość do swoich panów. Nie było w tym nic dziwnego. Każdy chciał czuć się kochany i potrzebny. Nawet niewolnik.
- Nie masz o co być zazdrosny, chłopaku. Nienawidzę twojego pana.
Finley skinął głową.
- Zephyrze, czy ja oszalałem?
Nie spodziewałem się po nim takiego pytania. Dlatego nie miałem pojęcia, w jaki sposób powinienem mu odpowiedzieć.
- Nie oszalałeś. Nie miej do siebie pretensji o to, jak się zachowujesz.
- Myślę, że zwariowałem - przyznał, chowając twarz w dłoniach. - Kocham swojego pana, ale jednocześnie chcę go zabić. Nienawidzę go, kiedy mnie krzywdzi. Nienawidzę go, kiedy rani Alice i Olivera. Nienawidzę go, gdy każe mi wykonywać poniżające zadania. Jednocześnie jednak go kocham. Ja naprawdę oszalałem.
- Finleyu, popatrz na mnie.
Mój głos był dominujący. Nie lubiłem zachowywać się w ten sposób w stosunku do innych. Po niewoli spędzonej u króla dotarło do mnie, że nikt nie lubił, gdy mu się rozkazywało. Oczywiście w niektórych związkach ludzie, jak i Arphisy, potrzebowali dominacji, ale nie była to niewola.
Wiedziałem jednak, że tylko w ten sposób przywołam na siebie uwagę chłopaka. Dlatego wyszedłem ze swojej strefy komfortu i odezwałem się do niego właśnie w taki sposób.
Gdy Finley podniósł na mnie oczy, postanowiłem powiedzieć mu to, co uważałem za najbardziej stosowne.
- Chłopaku, twoje życie nie było kolorowe. Dorastałeś w biedzie. Walczyłeś o jedzenie i ciepły kąt na noc. Było ci ciężko, więc to zrozumiałe, że poczułeś się bezpiecznie w ramionach króla. Król dał ci bezpieczeństwo i pokazał ci, co to znaczy być kochanym. Nie obwiniaj się o to, co do niego czujesz. Weston to przebiegły manipulant. Doskonale wie, co zrobić i powiedzieć, aby różne istoty mu uległy. Nie miej do siebie więc pretensji o to, że czujesz do niego zarówno miłość, jak i nienawiść. Musisz jednak zrozumieć, że król jest złym stworzeniem. Dąży do własnej przyjemności. Nie dba o swoich poddanych. Jest niedobrym władcą, a ja chcę go obalić. Od ciebie nie oczekuję pomocy, Finleyu. Nie śmiałbym cię o nią prosić, bo wiem, jak jest ci ciężko. Nie chciałbym także, abyś robił coś, co byłoby niezgodne z twoimi uczuciami.
Finley nagle się do mnie przytulił. Położył się obok mnie i wtulił się w moje ciało. Płakał okrutnie. Jego drobnym ciałem wstrząsał szloch. Niestety sam nie mogłem go przytulić przez to, że miałem skute łapy. Chciałem jednak mu pomóc. Było mi go żal.
- Chciałbym być twoim niewolnikiem, Zephyrze. Ty byłbyś dla mnie lepszy.
Nic na to nie odpowiedziałem. Nie istniały żadne słowa, które mógłbym wypowiedzieć w tym momencie.
Nie miałem pojęcia, jak długo Finley przy mnie leżał. Miałem jednak wrażenie, że ciągnęło się to przez wiele godzin. Chłopak był jednak grzeczny. Nic nie mówił. Po prostu przy mnie leżał i płakał, a gdy zmęczył się szlochaniem, zasnął.
Jego sen nie potrwał jednak zbyt długo. Wkrótce bowiem do celi wszedł król. Weston spojrzał na leżącego obok mnie Finleya pytająco. Po tym przeniósł wzrok na mnie. Chyba nie myślał, że kazałem chłopcu zrobić coś zbereźnego. Nie byłem aż takim potworem.
- Finley, skarbie.
Król ukucnął przy łóżku i delikatnie położył łapę na ramieniu chłopca. Finley obudził się i usiadł jak porażony prądem. Spojrzał z przerażeniem w oczy swojego pana.
Widziałem to, w jaki sposób król spoglądał na Finleya. W jego oczach widziałem coś w rodzaju miłości, ale nie byłem na tyle głupi, aby w to uwierzyć. Król był skurwielem i doskonale wiedział, jak grać, aby inni go słuchali. Serce podpowiadało mi jednak, że mimo wszystkich krzywd, które król Weston wyrządził Finleyowi, czuł do tego chłopca coś wyjątkowego.
- Możesz iść na górę, skarbie. Alice i Oliver czekają na ciebie w jadalni z kolacją.
Finley skinął posłusznie głową. Wstał, ale wciąż był śpiący, dlatego zatoczył się na ścianę. Król jednak go przytrzymał. Chłopiec szybko wyrwał się z jego rąk i biegiem popędził w stronę schodów prowadzących na górę.
To, co powiedział król, dało mi do myślenia. Oznajmił Finleyowi, że pozostali niewolnicy czekali na niego z kolacją. Musiał być już więc wieczór. Minęło więc sporo czasu od występu Westona przed jego poddanymi.
Władca Arphisów usiadł na brzegu łóżka, do którego byłem przykuty. Mężczyzna położył łapę na mojej piersi. Palcami podrażnił mój sutek. Gdy ten stwardniał, Weston podrapał mnie w sutek pazurem. Syknąłem przez zęby.
- Masz piękne ciało, Zephyrze. Jako młody chłopiec byłeś uroczy, ale teraz jesteś piekielnie seksowny.
Nie odpowiedziałem na to. Jeśli myślał, że tym sposobem sprowokuje mnie do rozmowy, to się mylił.
- Nic nie powiesz? Nie obchodzi cię to, co stało się z twoją uroczą Adorą po tym, jak straciłeś kontakt z rzeczywistością?
Spojrzałem królowi gniewnie w oczy. Parsknął śmiechem.
- Wiedziałem, że cię to zainteresuje. Cóż, Adora wróciła do waszego domku. Poszła tam z Wendy, Morbiusem i Caspianem. Dotrzymałem obietnicy, skarbie. Nie myśl, proszę, że zostaniesz tu na zawsze. Nie zamierzam trzymać cię tutaj zamiast Wendy. Czekam na to, aż urodzi moje dziecko, ale może spędzić trochę czasu z przyjaciółką. Z tobą jednak chciałem trochę pogawędzić, więc uznałem, że miło będzie cię porwać i przykuć do łóżka.
Rzeczywiście, świetny pomysł. Nie powiedziałem tego jednak na głos.
- Widzisz, Zephyrze - ciągnął władca, bawiąc się moim drugim sutkiem. - Stęskniłem się za tobą. Twoje dzisiejsze przedstawienie było doprawdy urocze. Nie wiem, co masz w tej swojej główce, ale chyba bardzo kochasz Adorę, mam rację?
Warknąłem, gdy zsunął łapę na moje krocze. Dotykał mnie tam, a ja nie mogłem nic zrobić. Może jeszcze dałbym radę uwolnić się z kajdan, ale nie mogłem zapomnieć o tym, że były to zaklęte kajdany. Wydostanie się z nich graniczyło z cudem. Ponadto odbierały mi moją magiczną moc, więc byłem tym bardziej bezbronny.
- Nie dotykaj mnie, kurwa!
Król zaśmiał się, gdy mój penis mimowolnie wyłonił się z warstwy futra. Byłem zły na swoje ciało, że ze mną nie współpracowało. Miałem nadzieję, że Weston nie pomyśli sobie, iż to on mnie podniecił. To nie było możliwe.
- Dobrze, już dobrze! - odrzekł, unosząc w górę dłonie w geście poddaństwa.
- Może skułeś mnie kajdanami, ale nie jestem twoim niewolnikiem.
- Masz rację, skarbie. Nie chcę, abyś stał się moim niewolnikiem ze strachu. Pragnę, abyś sam przyszedł do mnie na kolanach i poprosił o to, abym założył ci obrożę.
- To się nigdy nie stanie!
- Nie byłbym tego taki pewien, Zephyrze. Mam wrażenie, że po tym, co zaraz ci powiem, zmienisz zdanie.
Nic nie byłoby w stanie skusić mnie do zmiany zdania. Nienawidziłem króla Westona i to nigdy miało się nie zmienić.
Jak się jednak szybko okazało, stwór miał rację. Gdy bowiem powiedział mi, co może zrobić, zacząłem zastanawiać się nad tym, jak wyglądałbym z obrożą na szyi, klęcząc u stóp mojego pana.
- Jeśli zgodzisz się zostać moim niewolnikiem, ożywię twoich rodziców, Zephyrze. Uważasz, że to uczciwa propozycja?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top