4

Adora

Musiałam umyć się w towarzystwie Zephyra. Była to jedna z najbardziej poniżających chwil mojego życia. 

Stwór stał nade mną, gdy ja siedziałam w wannie i zmywałam ze swoich ud ślady spermy wymieszanej z moją dziewiczą krwią. Robiłam to powoli nie tylko po to, aby Zephyr zobaczył, jak mnie zeszmacił. Chodziło o to, że moje ciało nie mogło pozwolić mi na więcej. Byłam słaba i nienawidziłam tego stanu. 

Łazienka Arphisa nie była duża, ale było w niej przytulnie. Wystrój był drewniany, a na umywalce stały zapalone świeczki. Nie miałam pojęcia, czy Zephyr w ten sposób chciał wprowadzić romantyczną atmosferę, czy miał inny cel. 

Mycie się sprawiało mi nie lada trudność. Całe ciało mnie bolało, ale najbardziej cierpiała moja kobiecość. Ponadto, patrzenie na mój ciążowy brzuch, który pojawił się nagle, było naprawdę trudne. Pewnie wiele kobiet cieszyłoby się, gdyby zaszły w ciążę, ale takiej ciąży nie życzyłam nikomu. Dziecko zrodzone z gwałtu nie było temu winne, jednak istniała jeszcze inna kwestia. Chodziło o to, że moje dziecko miało nie być człowiekiem.

- Mogę ci pomóc, serduszko. 

- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam. 

- Adoro, jesteś moją pierwszą kobietą. Myślałem, że takie przezwisko jest urocze. 

- Urocze? - spytałam, patrząc mu w oczy, które lewitowały w oczodołach. - To wcale nie jest urocze. 

Zephyr westchnął ciężko. Opadł na kolana na miękki biały dywanik, który znajdował się przy wannie. Stwór oparł przedramiona na wannie, mocząc palec w wodzie. 

- Proszę, nie dotykaj mnie. Skrzywdziłeś mnie już wystarczająco. 

Mężczyzna popatrzył na mój brzuch. Wyciągnął w jego stronę rękę i zaśmiał się, gdy poczuł, jak dziecko kopie. 

- Nie mogę się doczekać, aż powitamy go na świecie. Jak chciałabyś dać mu na imię? 

Cisnęły mi się na usta same okropne słowa, ale musiałam pamiętać o tym, że dziecko nie było niczemu winne. 

- Oddam ci go i stąd ucieknę. 

Zephyr rozcapierzył palce na moim brzuchu, mrucząc z zadowoleniem. 

- Adoro, ode mnie nie uciekniesz. Nie mówię tego dlatego, że mam duże ego. Po prostu nie jest to możliwe. Jesteśmy związani więzią. 

- Jaką znowu więzią? 

Mężczyzna wziął ode mnie gąbkę. Nie zważał na moje protesty. Dokończył zmywanie swojej spermy z moich ud. Chwyciłam go za nadgarstek, aby go przed tym powstrzymać, ale on zdawał się mieć moje zdanie w głębokim poważaniu. 

- Opowiem ci o niej kiedy indziej, Adoro. Jesteś zmęczona i głodna. Najpierw dam ci jeść, a potem pójdziemy spać. Musisz mieć dużo siły. Kiedy dziecko się urodzi, oboje będziemy się nim zajmować. 

Łzy cisnęły mi się do oczu. Spuściłam więc wzrok. Nie chciałam sprawiać Zephyrowi satysfakcji, a wiedziałam, że ucieszy się, gdy zobaczy, jak konam z cierpienia. Może nie powinnam tak o sobie mówić, ale było mi naprawdę źle. Wylądowałam w krainie pełnej stworzeń nie z tej ziemi, zostałam zabita w swoim świecie i byłam w ciąży ze swoim gwałcicielem. Inni ludzie na pewno mieli gorzej ode mnie, ale choć raz zamierzałam być egoistką. 

- Adoro, nie smuć się. Będziesz wspaniałą mamą. 

Zaśmiałam się, ale nie było w tym śmiechu ani grama radości. 

- Zastanowiłeś się w ogóle nad tym, czy chciałabym być mamą? 

Mając gdzieś to, co sobie o mnie pomyśli ten Arphis, podniosłam na niego wzrok. Spojrzałam w jego lewitujące ślepia bez źrenic i pozwoliłam, aby łzy spłynęły po moich policzkach. Arphis wyciągnął do mnie łapę, którą objął mój policzek. Pozwoliłam mu na to. Mimo, że nim gardziłam, to potrzebowałam czyjejś bliskości.

- Przepraszam, że ci to zrobiłem, Adoro. Nie masz pojęcia, jak bardzo mi z tego powodu przykro. Moi rodzice wyrzekliby się mnie, gdyby usłyszeli, co zrobiłem. 

- Gdzie oni teraz są?

- Nie żyją. 

Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć, dlatego powiedziałam jedyne, co było stosowne w takiej sytuacji.

- Przykro mi. 

- Stare dzieje - odparł, machając łapą. - Kiedyś ci o tym opowiem, ale nie dziś. Musisz mieć spokój na głowie. Adoro, obiecuję, że się tobą zajmę. Przysięgam, że postaram się po narodzinach dziecka przejąć jak najwięcej obowiązków. Nigdy nie pozwolę ci poczuć się tutaj zagrożona. Będę dbał o ciebie najlepiej, jak umiem. Wiem, że nie polubiłaś Morbiusa, ale będziesz musiała dać mu szansę, serce. To dobry stwór. Uratował mnie w momencie mojego życia, w którym myślałem, że zostanę sam. 

Może jednak zbyt pochopnie oceniłam Morbiusa, ale nie mogłam wybaczyć mu tego, że bez mojej zgody wlał magię w moje ciało. Przez nią stałam się słaba i zależna od dwóch Arphisów. Miałam prawo go za to nie lubić. 

Zephyr bez słowa dokończył mycie mnie. Umył mi nawet włosy. Na początku nie chciałam, aby to robił, ale czułam się brudna. Jeśli mogłam w jakikolwiek sposób pozbyć się brudu gwałtu, chciałam sobie pomóc. Już nigdy miałam nie poczuć się w pełni czysta, ale nie mogłam żyć z poczuciem winy. 

Kiedy zostałam umyta, łącznie z wszystkimi palcami stóp, mężczyzna pomógł mi wyjść z wanny. Musiał posadzić mnie na zamkniętej klapie sedesu, aby mnie wytrzeć, gdyż sama nie miałam sił. Byłam w pełni zależna od swojego porywacza. 

Zephyr klęczał przede mną, wycierając moje ciało. Poświęcił szczególną uwagę każdej części mojego ciała. Nie czułam się komfortowo, gdy mnie dotykał. Dlatego postanowiłam zrobić to, co robiłam za każdym razem, gdy się stresowałam. Podjęłam rozmowę. 

- Wiesz, że nigdy nie miałam chłopaka? 

- Po tym, że byłaś dziewicą, mogłem się tego domyślić. 

Zaśmiałam się, potrząsając głową. 

- Ludzie nie muszą uprawiać seksu, gdy mają pierwszego partnera. Najpierw trzeba ze sobą trochę pochodzić. Iść na kilka randek, pogadać, poznać się bliżej. Niektórzy idą do łóżka już na pierwszej randce i absolutnie to rozumiem, ale ja nigdy bym tego nie zrobiła. 

Zephyr skinął głową. Jego róg o mało nie wydłubał mi oka. 

- Chciałam związać się z kimś, kto będzie mnie szanował, wiesz? Wygląd nie liczy się dla mnie aż tak bardzo, ale wiadomo, że każda dziewczyna chce, aby jej chłopak był przystojny. Ja jednak bardziej zwracam uwagę na charakter człowieka. Chciałam mieć kochającego, dbającego o zwierzęta, troskliwego i mądrego chłopaka. Takiego, z którym mogłabym porozmawiać na różne tematy. Energicznego i pełnego chęci do przeżywania przygód. Mogłabym zrobić tak wiele, gdybym... 

- Żyła? - dopowiedział, a ja zacisnęłam usta w wąską kreskę. 

- Czy ja naprawdę nie żyję? Tam, w moim świecie? 

Zephyr skończył wycieranie mnie. Za pomocą magii przesunął stołek z kąta łazienki do miejsca tuż przed lustrem. Wziął mnie na ręce i posadził mnie na stołku, po czym wyczarował szczotkę. Rozpoczął czesanie moich włosów, gdy ja patrzyłam na nasze odbicie w lustrze. 

Ten obrazek wciąż wydawał mi się być nierzeczywisty. Zephyr nie wydawał mi się realny. Mimo, że mogłam dotknąć jego rogów, łap i futra, nie mogłam uwierzyć w to, że taka istota żyła naprawdę. Najwyraźniej książka Wendy nie kłamała. To ja byłam na tyle głupia, aby zignorować ciekawostki, którymi mnie obdarowywała. Nie poświęciłam jej wystarczająco dużo uwagi, a może gdybym wsłuchała się w treść książki, dowiedziałabym się, jak mogłam uciec z tego świata.

Obejmowałam obiema dłońmi brzuch, gdy Zephyr mnie czesał. Przez długą chwilę nic nie mówił. Po jego niezgrabnych ruchach domyślałam się, że nigdy wcześniej nie czesał kobiecych włosów.

- Mówiłem ci to już, Adoro. Tam nie żyjesz. Twojego ciała nie ma. Twoje istnienie zostało wymazane. 

- Jak to możliwe? Masz taką moc? 

- Tak, serduszko. Mam ogromną, bardzo silną moc. Nie jestem jednak najsilniejszy w tym królestwie. 

- Kto jest najsilniejszy? 

Westchnął ciężko tak, jakby nie chciał o tym mówić. 

- Król, Adoro. O nim jednak na razie nie chcę ci mówić. 

- Dobrze. Nie będę na ciebie naciskać, ale chciałabym cię lepiej poznać. Skoro mam urodzić twoje dziecko...

Głos mi się załamał. Musiałam wziąć głęboki oddech. 

- Poznasz mnie, serce - odrzekł łagodnie, odkładając na stoliczek szczotkę tylko po to, aby położyć dłonie na moich ramionach. - Obiecuję, że dowiesz się o mnie jeszcze wielu rzeczy. Proszę, daj mi tylko trochę czasu. Muszę przywyknąć do tego, że tu ze mną jesteś. Przez kilkanaście lat byłem sam. Po śmierci rodziców wyalienowałem się. Zamieszkałem tutaj, z dala od społeczności. Moim jedynym przyjacielem jest Morbius. Dzięki niemu jeszcze nie oszalałem. 

- Czy mieszka tu jeszcze jakiś człowiek oprócz mnie? 

- Nie - odparł, kręcąc głową. - Jesteś tu jedynym człowiekiem. Dlatego muszę cię chronić. 

- Chronić? Przed kim? 

Zephyr jednak nie odpowiedział. Poklepał mnie lekko po ramionach, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł mnie do kuchni. Tam posadził mnie na miękkim krzesełku, a sam podszedł do lodówki. Dziwiłam się, że domy Arphisów w dużej mierze przypominały domu ludzkie, ale tak było lepiej. Cieszyłam się, że przynajmniej nie musiałam mieszkać w jakiejś jaskini. Tego bym chyba nie przeżyła. 

Patrzyłam na to, jak zręcznie Zephyr porusza się po kuchni. Jego sylwetka była naprawdę imponująca. Był olbrzymim stworem, dla którego zamordowanie człowieka nie stanowiłoby żadnego problemu. 

Był lekko przygarbiony, ale zauważyłam, że wszystkie Arphisy miały to do siebie. Jego nogi były lekko ugięte. Miał nawet ogon, który miał chyba metr długości. Zakończony był futrzaną kitką. 

Jego ciało pokryte było czarnym futrem, oprócz kilku strategicznych punktów. Na jego głowę składała się czaszka, która przypominała taką należącą do jelenia. Z jego głowy wyrastały dwa zakręcone rogi. To nie były jednak jedyne kości widoczne na ciele Arphisa. Zephyr miał kości także na klatce piersiowej. Maleńkie kosteczki zdobiły także palce jego dłoni, lub raczej łap. Był dziwnym stworzeniem, które dotychczas widziałam tylko na kartach księgi. Wciąż czułam przed nim paniczny strach, ale chyba zaczęło do mnie docierać, że mnie nie skrzywdzi. 

Byłam tak pochłonięta obserwowaniem Zephyra, że nawet nie zauważyłam, kiedy przygotował dla mnie jedzenie. Jeszcze większym zaskoczeniem było to, że zrobił dla mnie spaghetti carbonara. Sądziłam, że stworzenia takie jak on jadły surowe mięso, ale najwyraźniej się pomyliłam. 

- Niczego tam nie dosypałem - oznajmił widząc, że nie sięgam po widelec z drewna. - Nigdy bym cię nie otruł, Adoro. 

- Może jednak zmienisz zdanie, gdy urodzę dziecko? 

Jego różowe oczy pociemniały. 

- Nie ma takiej możliwości. Jesteś moją wybranką. Jedz, proszę. 

- Ty nie jesz? 

- Nie, Adoro. Ja...

Zamilkł. Przez długą chwilę stał przy stole bez słowa, gdy ja zaczęłam jeść. Mogłam odmawiać sobie jedzenia, robiąc strajk głodowy, ale byłam przeraźliwie głodna. W brzuchu mi już burczało, a spaghetti pachniało tak kusząco, że nie mogłam go sobie odmówić.

- Arphisy żywią się ludzkim mięsem.

Wyplułam makaron i spojrzałam na Zephyra z niedowierzaniem. 

Wstałam gwałtownie i zaczęłam się cofać, patrząc mu nieprzerwanie w oczy. Nagle wszystko stało się jasne. Chciał nakarmić mnie po to, aby się mną pożywić! Na bogów, on chciał mnie zjeść!

- Adoro, nie skrzywdzę cię - powiedział spokojnie, unosząc ręce do góry w geście poddaństwa. - Przysięgam, że nie jadłem ludzkiego mięsa od miesięcy. Staram się żywić roślinami i ludzkim jedzeniem. Poza tym, Arphisy nigdy nie zamordowały człowieka po to, aby go zjeść. Wkradają się nocami na cmentarze i podkopują się pod groby, aby zjeść martwe ciała.

Dobry Boże. 

Nie. 

Kurwa, nie. 

Zaczęłam biec do drzwi, ale potknęłam się i prawie upadłam na brzuch. W porę jednak Zephyr mnie złapał. Obejmował mnie od tyłu swoimi silnymi łapami i położył łeb na moim ramieniu. 

- Adoro, nie skrzywdzę cię - powtórzył łagodnie. - Nie jestem taki. Poza tym, to natura Arphisów, a z naturą się nie wygra. Ja jednak wygrałem, bo już od pięciu miesięcy nie jem ludzkiego mięsa. Podobnie jak Morbius. Nie masz pojęcia, na jak duże poświęcenie się zdobył. Tylko po to, abym nie był samotny. 

- Puść mnie! Błagam, puszczaj mnie!

- Nie, serce. Nie puszczę cię. Drżysz i potrzebujesz, aby ktoś się tobą zaopiekował. Błagam, dokończ kolację, a potem pójdziemy spać. 

- Nie ma mowy! - wrzasnęłam, wyrywając się z jego uścisku jak szalona. - Zostaw mnie! Nie chcę, żebyś mnie zjadł!

- Nie zrobię tego!

Wcześniej nie słyszałam, jak Zephyr krzyczy, dlatego nie lada zaskoczeniem było dla mnie to, że uniósł głos. 

Skuliłam się, a on westchnął ciężko. Pogłaskał mnie po ramieniu, szepcząc moje imię. 

- Adoro... 

- Boję się ciebie. Mam prawo się bać. Jesteś przerażający. 

- Wiem, serduszko. Wiem, ale daj mi szansę. Adoro, ja... 

- Dokończę kolację - oznajmiłam, choć zbierało mi się na wymioty po tym, co sobie wyobraziłam. - Potem chcę usłyszeć wszystko. Każdą szokującą rzecz, którą wiesz o swoim gatunku. Zamierzam poznać twoją historię i zrozumieć, dlaczego porwałeś właśnie mnie. Chociaż tyle jesteś mi winny, Zephyrze. Tyle możesz mi dać. 

Przez chwilę panowała cisza, ale w końcu usłyszałam to, co mnie usatysfakcjonowało. 

- Dobrze, Adoro. Jeśli takie jest twoje życzenie, spełnię je z oddaniem. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top