36

Adora

- Nie! To niemożliwe!

Rzucałam się na kolanach Zephyra, gdy ten mocno mnie trzymał. Wyrywałam się i krzyczałam, widząc moją najlepszą przyjaciółką. Jej różowe włosy spięte były w kucyk, a głowa dziewczyny była spuszczona. Wendy miała ręce skute za plecami. Na jej nogach znajdowały się ciężkie kajdany, które uniemożliwiały jej szybkie poruszanie się. Dodatkowo na jej brzuchu znajdował się napis, który wyglądał jak zrobiony markerem. Miałam nadzieję, że nie był to jakiś magiczny tatuaż, bo gdyby król Weston zrobił mojej przyjaciółce coś takiego, skazałabym go na długie i bolesne tortury. Gdybym oczywiście miała taką możliwość, gdyż na razie nie miałam jej wcale. 

Napis na jej brzuchu głosił "Niewolnica".

- Wendy!

Moja przyjaciółka była prowadzona przez dwóch strażników, którzy trzymali ją za ramiona. Zachowywali się tak, jakby Wendy za chwilę miała uciec, ale ona wyglądała na pokonaną. Nie miałam pojęcia, skąd król dowiedział się o jej istnieniu, ani co tutaj w ogóle robiła, ale nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Mimo tego, że zostawiła mnie na pastwę Arphisa w lesie, to wciąż była moją przyjaciółką. Może ona mi nie pomogła, ale ja nie mogłam zostawić jej w potrzebie. Po prostu nie mogłam. 

- Wendy! Popatrz na mnie!

- Uklęknij, niewolnico. 

Wendy posłusznie padła na kolana, gdy z ust króla wydostał się ten rozkaz. Dziewczyna wciąż miała spuszczoną głowę, a ja w dalszym ciągu wyrywałam się z uścisku Zephyra. 

- Poznajesz swoją drogą przyjaciółkę, Adoro? - spytał z rozbawieniem król, gdy ja walczyłam ile wlezie. 

- Zostaw ją w spokoju!

- Ależ ja nic jej nie robię - zaśmiał się król, unosząc w górę łapy jakby w geście poddaństwa. 

- Co ty jej zrobiłeś, potworze?! Co ona ma na brzuchu?!

- To tylko taki uroczy napis - odparł król, wzruszając nonszalancko ramionami. - Każdy mój niewolnik na początku dostał ode mnie taki prezent aby nauczył się, gdzie jest jego miejsce. Nie martw się, Adoro. Zmyje się za kilka dni.

- Wendy, popatrz na mnie! Unieś głowę!

- Podejdź do mnie na kolanach, niewolnico. 

Wendy powoli i nieporadnie postanowiła spełnić rozkaz króla. Szła na kolanach w jego stronę, a gdy znalazła się wystarczająco blisko władcy, ten zsunął Finleya na podłogę, aby dołączył do Alice i Olivera. Miejsce Finleya na kolanach króla zajęła Wendy. Król posadził ją jednak tak, że siedziała okrakiem na jego kolanach tak, że twarzą zwrócona była do nas. 

Król Weston objął szyję Wendy łapą. Odchylił głowę dziewczyny do tyłu, ale Wendy uparcie na mnie nie patrzyła. Zaciskała powieki i powstrzymywała łzy. Dobry Boże, było mi jej tak cholernie żal, a nie mogłam nic zrobić, aby jej pomóc. 

- Wendy, popatrz na mnie - poprosiłam po raz kolejny, mając drżący głos. 

- Moja niewolnica słucha tylko mnie - wyjaśnił spokojnie król Weston, mówiąc kojącym głosem. - Nie będzie wykonywać twoich poleceń, Adoro. Wendy otrzymała już ode mnie kilka kar i wie, że posłuszeństwo popłaca. Prawda, gwiazdeczko? 

- Tak, panie. 

Ton jej głosu był bardzo uległy. Wendy była waleczną dziewczyną i zawsze dążyła do tego, aby robić wszystko, o czym marzyła. Ta uległość w ogóle do niej nie pasowała. Aż nie chciałam sobie wyobrażać, na czym polegały kary, które dawał jej król. 

- Wendy jest ze mną szczęśliwa - wyjaśnił król, a ja parsknęłam śmiechem. - Nie pamiętasz, że marzyło o życiu z Arphisami? Przecież to było największe pragnienie Wendy, prawda? Dlaczego więc nie pozwolisz swojej przyjaciółce na spełnianie marzeń? Ty jakoś nie masz problemu z tym, aby pieprzyć się z Arphisem, choć sama nienawidziłaś naszego gatunku, prawda? 

- Wendy, błagam, porozmawiaj ze mną! - krzyknęłam, czując dłoń Caspiana, którą synek próbował mnie uspokoić. - Proszę, nie zamykaj się! Król cię nie ukarze, jeśli ze mną porozmawiasz!

- Och, w geście dobrej woli mogę zezwolić wam na pięć minut rozmowy. Nie dostaniecie jednak ani chwili więcej. Mam nadzieję, że uszanujecie to, co dla was przygotowałem. Strażnicy, zabierzcie Wendy i Adorę do pokoju znajdującego się obok. Ja zostanę tutaj z Zephyrem, Caspianem oraz moimi niewolnikami. 

Spojrzałam w oczy Zephyra. Ten skinął do mnie głową. Wiedział, jak bardzo zależało mi na tym, aby móc porozmawiać z Wendy. Na pewno bał się o moje bezpieczeństwo, ale nie mogłam przepuścić takiej okazji. Nie mogłam zostawić Wendy samej, w rękach tego zwyrodnialca. On mógł zrobić jej wszystko.

Może nie zawsze było między nami dobrze, ale kochałam Wendy. To ona była przy mnie zawsze, gdy jej potrzebowałam. Zostawiła mnie tylko raz. W najgorszym momencie mojego życia, ale mogłam zrozumieć to, że się bała. Mogłam jej wybaczyć. Kochałam ją i wierzyłam, że dam radę jej pomóc. 

Pozwoliłam poprowadzić się strażnikom do pomieszczenia obok. Wendy była prowadzona przez strażnika. Szła powoli, gdyż na więcej nie pozwalały jej kajdany. Szłam obok niej. Nie mogłam się doczekać, aby móc być z nią sam na sam. Marzyłam o tym, aby móc ją przytulić i pocieszyć. Jak się jednak chwilę potem okazało, wcale nie miało tak się wydarzyć. 

- Usiądź tutaj.

Strażnik wydał mi polecenie. Usiadłam na krzesełku i pozwoliłam, aby jeden ze strażników skuł mi ręce za plecami. Czułam się źle i bałam się, ale wierzyłam, że Zephyr mnie uratuje, gdyby coś złego miało mi się stać. Może przesadzałam z wiarą w niego, ale musiałam w niego wierzyć. W tej chwili nic innego mi nie pozostało. 

Wendy także została przykuta do krzesła. Przez to, że była naga, czułam się jeszcze gorzej. Nie chciałam, aby dziewczyna czuła się upokorzona w moim towarzystwie, ale napis na jej brzuchu mówił sam za siebie. Wendy z pewnością było wstyd, ale ja nie miałam zamiaru dopuścić do tego, aby się załamała. 

- Macie pięć minut.

Strażnicy wyszli, a ja postanowiłam nie marnować ani chwili. 

- Wendy, jak to się stało? Jak tutaj trafiłaś?

Dziewczyna pokręciła przecząco głową, a wtedy ja na nią krzyknęłam.

- Wendy!

- To nie była moja wina, Adoro. Spałam i zostałam porwana. Potem znalazłam się tutaj. 

- Dobry Boże, Wendy! Tak się o ciebie martwiłam!

- Nie musiałaś się o mnie martwić - odparła, wciąż celowo nie patrząc mi w oczy. - To ja się o ciebie martwiłam, Adoro. Kiedy zostawiłam cię samą w lesie z Arphisem, poczułam się jak najgorsza przyjaciółka. Wiedziałam, że popełniłam błąd. Wiedziałam, że postąpiłam źle. Moje wyrzuty sumienia szybko jednak zniknęły, bo moja pamięć o tobie wyparowała. Twoje miejsce w rodzinie zajęła inna dziewczyna. Przypomniałam sobie o twoim istnieniu dopiero tutaj. Mój pan za pomocą magii przywrócił mi wspomnienia o tobie i dawnym życiu. 

- Twój pan?! Wendy, otrząśnij się, proszę!

- Nie, Adoro. Nie mogę się otrząsnąć. Król Weston jest moim panem, a ja jestem jego niewolnicą. 

- Naprawdę na to pozwolisz?! Chcesz przed nim klęczeć?! Chcesz rozkładać przed nim nogi?!

- Nie masz pojęcia, czego chcę, Adoro! - krzyknęła na mnie, a ja zamilkłam, nie spodziewając się po niej takiego wybuchu. - Wiesz, co zrobiłam, gdy tutaj trafiłam?! Owszem, bałam się, ale kiedy król rozkazał mi, abym padła przed nim na kolana, zrobiłam to z radością! Co więcej, z własnej woli chciałam mu obciągnąć! Dobrze słyszysz! Oczami wyobraźni widziałam, jak król mnie rżnie, a ja się z tego cieszę! Jestem nienormalna, a to, co się stało, jest dla mnie karą!

- Wendy, nie... 

Ona jednak potrząsnęła głową, w ten sposób prosząc mnie o to, abym pozwoliła jej dokończyć. 

- Tego chciałam, Adoro. O tym marzyłam. Przecież o tym wiesz, więc nie musisz udawać, że jest inaczej. Kochałam Arphisy i dalej je kocham. Oczywiście, że król nie jest dla mnie miły. Boję się go. Finley, Alice i Oliver są w o wiele gorszym położeniu niż ja. Bardzo mi ich żal. Nie zasłużyli na to wszystko. Gdybym mogła sprawić, że swoją niewolą unikną bólu, zrobiłabym to. Niestety tak to nie działa. Żadne z nas nie wróci już do domu. Na Ziemi nie żyjemy, Adoro. Nas tam już nie ma. Powiedz mi lepiej, co u ciebie? Ślicznego masz synka. 

- Wendy, ja... 

- Proszę, powiedz mi cokolwiek. Zaraz skończy nam się czas. 

Miała rację. Mimo, że nie chciałam rozmawiać teraz o tak nieistotnych sprawach jak moje życie, to nie mogłam odmówić tego mojej przyjaciółce. 

- Jestem szczęśliwa - przyznałam, czując łzy, które spływały mi bezlitośnie po policzkach. - Mój ukochany ma na imię Zephyr. Na początku bardzo się go bałam, wiesz? Nie miałam pojęcia, co ze mną zrobi. Najbardziej zabolało mnie to, że odebrał mi dziewictwo bez mojej zgody, ale teraz mam z nim syna. Ma na imię Caspian i jest kochany. Za szybko ufa innym i to jest jego jedyna wada, ale poza tym, jest idealny. Byłabyś dla niego wspaniałą ciocią, Wendy. 

Oczy jej się zaszkliły. W końcu spojrzała na mnie, a ja poczułam jej ból. 

- Kocham cię, Adoro - wyszeptała drżącym głosem. - Zawsze cię kochałam. Proszę, nie zapomnij o mnie, ale pozwól mi tutaj żyć. Nie chcę, aby tobie lub komukolwiek innemu przydarzyła się krzywda. Jesteś moją przyjaciółką i będziesz nią już na zawsze. Kocham cię i wierzę, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. W końcu spełniło się moje marzenie, prawda? Marzyłam o Arphisach i mam za swoje.

- Wendy... 

- Król nie jest taki zły - przyznała, wzruszając lekko ramionami. - Jest... 

- Czy on cię skrzywdził?

Wendy zacisnęła usta i pokiwała głową. 

- Tak, zrobił to. 

- Dobry Boże, Wendy!

- Bolało, ale jestem cała. On mnie nie zabije, Adoro. Może faktycznie nic dla niego nie znaczę, ale wiem, że król traktuje swoich niewolników ze względnym szacunkiem. Nie jest taki straszny, ale... 

- Nie musisz lukrować rzeczywistości. Powiedz mi, jak jest. 

Wendy skinęła głową, biorąc głęboki wdech. 

- Jest mi wstyd, Adoro - wyszeptała, a ja czułam, że czas kończył nam się nieubłaganie. - Przyznam, że kiedy król uprawiał ze mną seks, bolało, ale czułam także podniecenie. Wiedziałam, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Przecież jak ofiara może czuć przyjemność w takiej chwili, prawda? Wiem, że jestem dziwna, ale król zadbał o to, aby było mi przyjemnie. Kiedy za karę dawał mi klapsy, doszłam. Pieścił palcami moją łechtaczkę, a drugą ręką uderzał mnie w tyłek. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale było mi dobrze. Czuję, że szybko przyzwyczaję się do takiego życia. To, że dziś mam na sobie kajdany, to tylko przedstawienie, Adoro. Taka otoczka. Nigdy nie chodzę tutaj w kajdanach. 

- Proszę, musimy coś z tym zrobić. Nie możesz tutaj zostać na zawsze. Wendy, błagam. 

Kiedy drzwi się otworzyły, ujrzałyśmy dwóch strażników. Podeszli do nas, aby zabrać stąd Wendy. 

- Błagam cię, walcz o siebie, dziewczyno! - krzyczałam, płacząc. Gdy strażnicy rozkuwali Wendy i zabierali ją stąd, nie mogłam powstrzymać emocji. - Pomogę ci, Wendy! Nie zostawię cię samej! Obiecuję ci to!

- Zostaw mnie tutaj! - krzyknęła ze złością, choć czułam, że ta emocja była tylko udawana. - Proszę, zajmij się sobą, Adoro! Nie pozwól na to, aby cokolwiek zepsuło twoje szczęście! Ja o tym marzyłam! Przecież wiesz!

Po chwili Wendy zniknęła mi z oczu, gdy strażnik ją wyprowadził. Czułam, że wcale tak szybko jej nie zobaczę. 

Faktem było, że Arphisy interesowały moją przyjaciółkę od lat. Wendy od zawsze była trochę zwariowana i zajmowała się wszystkim, co związane z magią i wiedźmami. Była zupełnym przeciwieństwem mnie. Podczas, gdy ja ubierałam się kolorowo, ona chodziła w ciemnych ciuchach. W mojej szkatułce pełno było błyszczącej biżuterii, a Wendy miała u siebie naszyjniki z kośćmi martwych zwierząt. Jednak mimo tak wielu różnic, byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Wydawało się, że nic nas nie rozdzieli. Potem jednak zostałam porwana i zabita, aby móc odrodzić się na nowo w krainie Arphisów. Nie przypuszczałam, że to samo spotka Wendy. 

Moja przyjaciółka mogła mówić, co chciała. Mogła twierdzić, że spełniało się jej marzenie i powinnam jej na to pozwolić, ale widziałam prawdę w jej oczach. Może Wendy rzeczywiście czuła przyjemność, gdy król Weston uprawiał z nią seks, a potem dawał jej klapsy, ale to były reakcje jej ciała. Nie miały nic wspólnego z tym, co działo się w umyśle dziewczyny. 

- Wstawaj. 

Zimny głos strażnika wyrwał mnie z odrętwienia. Tym razem Arphis położył łapę na moim ramieniu, aby upewnić się, że nie pobiegnę za Wendy. 

Strażnicy zaprowadzili mnie do sali, w której król Weston rozmawiał z Zephyrem. Gdy tylko Zephyr mnie zobaczył, zerwał się z krzesła i pobiegł do mnie. Przytulił mnie mocno, a ja znajdując się w jego ciepłych i bezpiecznych ramionach, pozwoliłam sobie płakać. Czułam, że wszystko, co najgorsze, dopiero miało do nas przyjść. Prawdziwa walka rozpoczynała się właśnie teraz, ale nie byłam pewna, czy miałam w sobie na tyle sił, aby podjąć się tej walki i ją zwyciężyć. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top