35
Adora
Podziwiałam wnętrze pałacu króla Westona. O dziwo, nie było tutaj przepychu. Spodziewałam się obrazów w złotych ramach przedstawiających podobiznę króla, ale nic takiego się tutaj nie znajdowało. Wnętrze były jasne i dominowało srebro. Wystrój nie był bogaty, a było wręcz przeciwnie. Czuć było tutaj klasę i elegancję, ale nie było przesadnie czysto.
Po jednej stronie korytarza znajdowały się ogromne okna, wpuszczające dużo światła do środka budynku. Z sufitu zwisały błyszczące żyrandole. Szliśmy po pięknej posadzce we wzory przedstawiające smoki w locie.
- Mam nadzieję, że wasza podróż była udana.
Król szedł obok mnie, choć wcale tego nie chciałam. Czułam na sobie jego wzrok i wiedziałam, że miał ochotę mnie dotknąć, ale powstrzymywała go przed tym obecność Zephyra.
- Było super! Twój smok jest cudowny, królu!
Ścisnęłam Caspiana mocno za rękę, a chłopiec od razu zakrył sobie otwór gębowy dłonią. Spojrzał na mnie przepraszająco, a ja ledwie zauważalnie pokręciłam głową. Nie byłam zła na chłopca, ale miałam nadzieję, że nie będzie więcej mówił takich rzeczy przy królu. Nie chciałam bratać się z potworem, który przez tydzień katował Zephyra i odebrał mu wszystko, co znał.
- Adoro, rozluźnij się - poprosił król, kładąc na moment łapę na moim ramieniu. Ja jednak natychmiastowo zareagowałam.
- Proszę mnie nie dotykać, wasza wysokość.
Mężczyzna parsknął śmiechem, a Zephyr cicho warknął.
- Jesteście moimi gośćmi. Moimi poddanymi. Przecież was nie skrzywdzę.
- Mam ci przypomnieć, co mi zrobiłeś przed laty, królu Westonie?
Zamarłam, gdy Zephyr wypowiedział to pytanie. Spojrzałam na niego gromiącym wzrokiem, mając nadzieję, że to tylko mi się przyśniło.
Król jednak usłyszał pytanie Zephyra. Stanął przed moim ukochanym i skrzyżowawszy ręce za plecami, przechylił lekko łeb na bok, wpatrując się w Zephyra żółtymi ślepiami.
- Uwierz mi, Zephyrze, że nigdy nie zapomniałem o tym, jak cudowny tydzień wspólnie spędziliśmy - wyznał król, na co ja aż gotowałam się od środka, aby mu nie przywalić. - Czas, który spędziłem z tobą, obfitował w wiele podniosłych chwil.
- Tato, byłeś kiedyś w pałacu króla? - spytał Caspian.
- Kochanie, proszę, nic już nie mów - błagałam syna, na co on patrzył to na mnie, to na swojego tatę. Wydawał się kompletnie nic nie rozumieć.
- Mamo, ale...
- Już dobrze - warknął Zephyr, chcąc przejąć kontrolę nad sytuacją. - Caspianie, ja również proszę cię o to, abyś nie mówił rzeczy, których możesz potem żałować. Z kolei jeśli chodzi o ciebie, wasza wysokość, wolałbym nie wspominać dawnych czasów. Doskonale wiesz, że wyrządziłeś mi ogromną krzywdę, na którą nie zasłużyłem. Minęło wiele lat, ale ja wciąż czuję ból. Odebrałeś mi wszystko. Nie myśl więc, że zamiotę swoje uczucia pod dywan i będę żył tak, jakby nic się nie wydarzyło. Dlatego lepiej powiedz mi już teraz, dlaczego zaprosiłeś nas do swojego pałacu. Nie pójdę ani kroku dalej, dopóki nie dowiem się, jaki jest prawdziwy powód wizyty mojej rodziny w tym miejscu. Jeśli masz zamiar zranić którekolwiek z nas...
Nagle król położył łapę na policzku Zephyra. Moja szczęka chyba wylądowała na podłodze. Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale na pewno nie czegoś takiego.
Zephyr wpatrywał się w oczy króla Westona, a ja po cichu modliłam się o to, aby nie wybuchła wojna.
Obaj mieli ciężkie charaktery. Obaj mieli niezły temperament. Obaj byli silni i myśleli, że mogli robić to, co im się żywnie podobało.
Byłam przerażona, gdy król zbliżył swój pysk do pyska czaszki Zephyra. Król Weston z czułością pogładził policzkiem czaszki czaszkę mojego ukochanego. Zephyr nic nie mówił. Nie miałam pojęcia, czy w jego głowie pojawił się jakiś plan i po prostu czekał na odpowiedni moment, aby się go podjąć, czy może chodziło o coś innego.
- Zephyrze, byłeś moim ulubionym...
- Nie mów tego przy Caspianie, królu - poprosił łagodnie Zephyr.
- Nie zrobię tego z szacunku do twojej kobiety i twojego dziecka. Wiedz jednak, że tylko ty się dla mnie liczyłeś. To, kogo miałem później, nie miało żadnego znaczenia.
Kiedy król odsunął się od Zephyra i ruszył przed siebie, stałam w miejscu jak zamrożona. Nie miałam pojęcia, co właśnie się tutaj wydarzyło. Miałam nieodparte wrażenie, że Zephyr panował nad sobą i celowo pozwalał, aby król dotykał go z taką czułością. Nie rozumiałam jednak, jaki był w tym wszystkim cel. Przecież Zephyr nie mógł żywić ciepłych uczuć do króla, prawda? W końcu król go poniżył. Zbezcześcił jego ciało. Odebrał mu wszystko, co Zephyr znał.
- Kochanie, co się dzieje? - spytałam Zephyra, ale on tylko potrząsnął łbem.
- Nic, Adoro. Chodźmy za królem.
- Zephyrze, ale on...
- Zaufaj mi. Nic nam nie zrobi.
- Skąd możesz to wiedzieć?
Za nami pojawiło się czterech strażników. Spojrzałam na nich z gniewem. Oni jednak tylko czekali na to, aż ruszymy za królem.
- Chodźmy, Adoro. Wszystko będzie dobrze.
Nie mogłam protestować. Wiedziałam, że znaleźliśmy się w pułapce. Musieliśmy być posłuszni. Może gdyby nie było z nami Caspiana, byłabym pewniejsza siebie i waleczna, ale nie mogłam narażać mojego dziecka na gniew króla. Czułam, że król mógłby zrobić z nami wszystko, czego chciał, a my musieliśmy być mu posłuszni, jeśli chcieliśmy wyjść z tego cało.
W końcu dotarliśmy do pięknej sali jadalnianej. Sufit znajdował się chyba dziesięć metrów nad naszymi głowami. W centralnej jego części znajdował się złoty żyrandol. Pod naszymi stopami za to był czerwony dywan, niczym w hollywoodzkim świecie. Dwa duże okna wpuszczały do środka światło, a na środku sali znajdował się długi stół zastawiony pachnącymi potrawami i różnymi alkoholami. Byłam pewna, że nic tutaj nie zjem ani nie wypiję. Nie zamierzałam zostać otruta przez króla Westona.
Kiedy usiedliśmy na trzech wyznaczonych dla nas miejscach, poczułam się nieswojo. Król zajął miejsce przed nami. Caspian już sięgał po kawałek soczyście wyglądającego mięsa, ale w ostatniej chwili złapałem go za nadgarstek.
- Niczego tutaj nie dotykaj.
Synek spojrzał na mnie ze smutkiem, ale pokiwał głową i odsunął rękę od mięsa.
- Ależ nie krępujcie się. Śmiało jedzcie, na co tylko macie ochotę. Moi służący pracowali dla was od rana, więc nie róbcie im przykrości i zjedzcie te specjały. Chyba, że chcecie, abym ich potem wybatożył na waszych oczach?
Zasłoniłam Caspianowi uszy, ale po chwili przypomniałam sobie, że on przecież nie miał uszu. A przynajmniej nie takich, które byłyby widoczne.
- Nie mów takich rzeczy przy moim synu, królu - poprosił, a raczej rozkazał Zephyr.
- Zephyrze, młody musi się nauczyć, jak wygląda życie w tym królestwie.
- Jeśli tak masz zamiar się zachowywać, wasza wysokość, to nic tu po nas.
Kiedy Zephyr wstał, nagle rozległ się dźwięk bijących dzwonów. Rozejrzałam się dookoła, próbując zrozumieć, co się działo, ale nic nie zauważyłam. Dopiero po kilkunastu sekundach zostały otwarte drzwi i do sali weszła trójka ludzi.
Zasłoniłam usta dłonią w niedowierzaniu. Nie mogłam pojąć tego, że oprócz mnie, w tej krainie znajdowali się inni ludzie. Na początku poczułam szczęście i nadzieję, ale gdy zrozumiałam, co tu się tak naprawdę działo, moja radość wyparowała tak szybko, jak się pojawiła.
Widziałam przed sobą trójkę niewolników. Najpierw zwróciłam uwagę na dziewczynę. Miała różowe włosy, nieco podobne do włosów mojej najlepszej przyjaciółki, która zostawiła mnie na pastwę losu w lesie. Dziewczyna, podobnie jak dwójka chłopaków, miała na szyi obrożę. Była zupełnie naga. Na jej nadgarstkach znajdowały się kajdany. Podobnie było z jej nogami. Kajdany znajdujące się na kostkach jej nóg łączył krótki łańcuch, który pozwalał dziewczynie jedynie na wykonywanie niewielkich kroków. O ucieczce z pałacu króla nie było więc mowy.
Potem zwróciłam uwagę na blondyna, który znajdował się obok dziewczyny. Był wysoki i chudy, ale bardzo przystojny. Miał jasną cerę i piegi. Był po prostu piękny.
Ostatnim niewolnikiem króla był chłopiec, który wyglądał na piętnaście, może szesnaście lat. Miał spuszczoną głowę i podobnie jak pozostali, także był nagi i skuty kajdanami. Nie mogłam uwierzyć w to, co tu się wyprawiało. To bolało. Bardzo bolało i wiedziałam, że nie spocznę, dopóki nie uwolnię tej trójki.
- Przedstawiam wam Alice, Olivera oraz Finleya. Chodźcie do mnie, kochani.
Jako pierwsza do króla podeszła Alice. Król Weston pstryknął palcami i dziewczyna padła przed nim na kolana. Nie widziałam jej przez to, że zasłaniał ją stół, ale wnioskując po ruchu ręki króla, głaskał klęczącą dziewczynę po włosach.
Piękny blondyn o imieniu Oliver uklęknął po drugiej stronie swojego pana. Za to ostatni chłopiec, czyli Finley, zajął "zaszczytne" miejsce na kolanach swojego właściciela. Król polizał chłopca po szyi, a ja zacisnęłam dłonie w pięści.
- Co to ma znaczyć?
Tylko siła woli powstrzymywała mnie przed tym, aby nie zacząć krzyczeć na króla. Bez wątpienia zesłałabym tym sposobem na siebie kłopoty, a to był dopiero początek mojej walki z tym diabłem.
- To są moi niewolnicy, Adoro - wyznał król, a ja spojrzałam na chłopca siedzącego na jego kolanach. Trząsł się i widać było, że powstrzymywał łzy.
- Niewolnicy, tak?
- Właśnie tak. Czyżbyś miała problemy ze słuchem, Adoro?
Parsknęłam śmiechem. Miałam gdzieś to, że byłam niegrzeczna i mogłam otrzymać za to karę od samego króla Arphisów. To, co robił ten skurwiel, nie mieściło mi się w głowie. Już teraz zrozumiałam, po co nas tutaj zaprosił. Chciał mnie sprowokować. Jakby tego było mało, pokazywał nagich ludzi mojemu synowi. Dziecku, który żył na tym świecie zaledwie od kilku dni i nie miał obowiązku oglądać czegoś takiego. To było niedopuszczalne!
- Nie mam problemów ze słuchem! Nie pozwalam na to, aby ludzie byli twoimi niewolnikami! Co ty sobie w ogóle myślisz?! Jakim prawem porywasz niewinne istoty z Ziemi i to w dodatku tak młode osoby?!
Zephyr chwycił mnie stanowczo za rękę, ale ja już zdążyłam wstać. Wymierzyłam palec wskazujący w króla, mając w dupie to, co się stanie.
- To okrutne! Podłe i bestialskie! Po co ci ludzcy niewolnicy?!
- Chyba się domyślasz, Adoro. Po co królowie mają niewolników? Raczej nie po to, aby rozmawiać z nimi o władaniu krajem.
Padłam na tyłek na krzesło. Kręciło mi się w głowie i ciężko oddychałam. Bardzo chciałam się czegoś napić, ale wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić. Gdybym napiła się choćby łyka wody stojącej na stole w karafce, być może sama skończyłabym jako niewolnica króla Westona.
- Nie martw się o nich, Adoro - rzekł spokojnie król, gładząc chłopca siedzącego mu na kolanach po włosach. - Moi niewolnicy są bardzo dobrze traktowani. Mają wszystko, czego im potrzeba. To dzieci, za którymi nikt na Ziemi nie tęskni. Dbam o nich i ich kocham. Sami ci to powiedzą. Prawda, Finley?
Chłopak pokiwał lekko głową, ale jego usta drżały tak, jakby bał się cokolwiek powiedzieć.
- To prawda. Kocham mojego pana. Jestem mu wdzięczny za to, że go mam.
- Wasza wysokość, ten chłopiec nie mówi szczerze - powiedziałam, czując w oczach łzy, a w sercu wściekłość.
- Jak to nie mówi szczerze? Finley nigdy by mnie nie okłamał, prawda?
Finley zaczął płakać. Po jego policzkach spłynęły łzy. Chłopiec po chwili wybuchnął szlochem, a król odchylił mu głowę do tyłu i spojrzał w jego oczy.
- Finley, skarbie. Nie płacz. Przecież dziś rano było nam przyjemnie, prawda? Zabrałem ciebie, Alice i Olivera nad morze. Kąpaliście się w wodzie i...
- Przecież wiesz, że się ciebie boję, panie! - krzyknął chłopiec tak rozdzierającym serce głosem, że i ja zaczęłam płakać z bezsilności i żalu do niego. - Nikogo nie boję się tak bardzo, jak ciebie! Może jesteś dla nas miły, ale przecież wiesz, że nie zawsze! Nie chcę tak dłużej żyć, panie! Dlaczego ta dziewczyna jest wolna?! Kim ona jest?! Dlaczego nie jest niewolnicą tak, jak my?!
Dobry Boże. To nie działo się naprawdę.
Wstałam i gdy już chciałam podejść do Finleya, zostałam złapana za rękę przez Zephyra. Wiedziałam, że nie chciał mnie skrzywdzić, ale jego uścisk bolał. Na pewno bał się, co zrobię, ale nie mogłam pozwolić na to, aby król robił takie rzeczy niewinnym istotom. Nie miałam pojęcia, kim byli Finley, Alice i Oliver, ale niewątpliwie byli ludźmi, którzy potrzebowali pomocy. Domyślałam się, co król z nimi robił. Poza tym reakcja Finleya mówiła sama za siebie. Chłopiec wtulał się w króla Westona, gdyż czuł strach i chciał uzyskać czyjeś ciepło oraz poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie bardzo się go bał. To, jak głośno szlochał, było dla mnie nie do wytrzymania.
- Muszę stąd wyjść! - krzyknęłam do Zephyra wiedząc, że dłużej tego wszystkiego nie zniosę.
- Serduszko, ale...
- Adoro, nie wychodź jeszcze - poprosił mnie łagodnie król, przytulając mocno chłopca w swoich ramionach. - Proszę, zostań. Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę i jestem absolutnie pewien, że ci się spodoba. Zephyrze, proszę cię o to, abyś teraz trzymał Adorę przy sobie. Jeśli ją puścisz i zrobi coś, co mi się nie spodoba, nie zawaham się jej ukarać. Zrozumieliście?
Płacząc, spojrzałam w oczy Zephyra. Caspian ściskał mnie mocno za rękę, a ja nie wiedziałam, co robić.
Zephyr posadził mnie na swoich kolanach. Trzymał mnie mocno, a ja modliłam się o to, aby "niespodzianka", którą miał dla mnie król, nie była czymś jeszcze gorszym, niż mogłam przypuszczać.
Kiedy drzwi sali ponownie zostały otwarte, moje serce stanęło w miejscu.
Nie, to nie mogło dziać się naprawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top