31

Adora

- Witaj, Adoro. Jakże miło cię widzieć. 

Natychmiastowo stanęłam przed Caspianem. Ochraniałam go własnym ciałem, co spotkało się z rozbawioną reakcją króla Westona. Król śmiał się, krzyżując ręce na piersi. 

Byłam gotowa krzyczeć, aby przywołać tutaj Zephyra. W końcu nie znajdowaliśmy się daleko od domku. Jakimś sposobem nie byłam jednak w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. 

- Nie odezwiesz się do mnie, Adoro? Czy mam ci przypomnieć, że odkąd przebywasz na terenie tej krainy, jestem także twoim królem? 

Przełknęłam ślinę. Musiałam być blada. Serce biło mi szaleńczo szybko w piersi. Król bez problemu mógłby mnie zamordować. To, co zrobił rodzicom Zephyra, mówiło samo za siebie. Ten stwór był niebezpieczny, a ja byłam zdana na jego łaskę. 

- Witaj, królu. Czy możesz usunąć mi się z drogi?

Moje słowa wywołały u niego kolejną salwę śmiechu. 

- Ależ, kochana, chciałbym z tobą porozmawiać. Mam słabość do twojego kochanka, jednak dziś nie mam ochoty na niego. Może przedstawiłabyś mi swojego synka, Adoro? Jak ma na imię nowy obywatel mojej krainy? 

Caspian musiał wyczuć, że od króla biła zła aura. Mój synek był bowiem wygadany i lubił zaczepiać innych. Świetnie dogadywał się z wszystkimi, których spotkał, ale do króla nie odezwał się jeszcze ani słowem. Miałam bardzo mądrego syna i byłam z niego dumna, choć jednocześnie potwornie się bałam, że król postanowi zrobić mu krzywdę. 

- Ma na imię Caspian. 

- Och, jakże ładnie. Caspianie, pokażesz mi się? 

Pokręciłam przecząco głową, a mój synek mnie posłuchał, zostając za moimi plecami. 

- Adoro, nie podoba mi się twoje nieposłuszeństwo - warknął na mnie król, podchodząc bliżej. Po chwili znalazł się tak blisko mnie, że musiałam odchylić głowę do tyłu, aby spojrzeć w jego żółte ślepia bez źrenic. - Nieposłuszeństwo w moim królestwie jest surowo karane. Chyba wyobrażasz sobie, co bym z tobą zrobił, gdybyś była niegrzeczna, prawda? 

Przełknęłam znowu ślinę. Musiałam wziąć się w garść. Nie mogłam pokazać królowi, że byłam słaba. 

- Z całym szacunkiem, królu, ale nie mam obowiązku pokazywać ci mojego syna jak zwierzątka w cyrku. 

- Och, Adoro. To nie jest tylko twój syn. Jest także dzieckiem Zephyra. Poza tym wygląda jak Arphis, więc gdybym odesłał cię do domu, na Ziemię, nie tęskniłabyś za nim tak bardzo, zgadza się? 

Moje ciało zalała furia. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. To był krok, na jaki czekałam.

- Nie możesz mi tak grozić, królu. Urodziłam dla ciebie nowego obywatela tej krainy. Nie przybyłam tutaj z własnej woli, ale na Ziemi już nie żyję. Nie mogę tam wrócić, więc nie groź mi. Nic złego ci nie zrobiłam, więc nie masz prawa tak się do mnie odzywać. 

Król przesunął pazurem po moim podbródku. Jego pazur był ostry i chyba zrobił mi małą ranę. 

- Adoro, jesteś waleczna i bardzo niegrzeczna. Jeszcze jedno złe słowo, a zrobię pokaz obywatelom tej krainy z tobą w roli głównej. Chyba się domyślasz, co miałbym zamiar ci zrobić, prawda? 

Fuknęłam na niego. Łapiąc Caspiana mocniej za rękę, siłą wyminęłam króla. Był ode mnie o wiele większy, cięższy i szerszy. Mógłby bez wysiłku zrobić mi krzywdę, ale on wydawał się być bardzo spokojny i opanowany. Może była to jednak tylko maska. Pewnie tak właśnie było. Czułam bowiem, że gdybym nie należała do Zephyra i nie miała przy sobie Caspiana, król Weston ani przez chwilę nie wahałby się, aby mnie skrzywdzić. W bolesny dla mnie sposób, ale satysfakcjonujący dla siebie. 

- Adoro, chciałem zaprosić ciebie i Zephyra jutro wieczorem do pałacu na uroczystą kolację. 

Zatrzymałam się. Powoli odwróciłam się do króla i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. 

- Słucham? 

- Czyżbyś miała problemy ze słuchem, Adoro? Zapraszam ciebie i Zephyra do pałacu. Weźmiecie ze sobą oczywiście swojego synka. Mam nadzieję, że lepiej się poznamy i będziemy dobrze się bawić. Może jeszcze tego nie wiesz, ale żywię do twojego ukochanego ciepłe uczucia. Łączy nas przeszłość. 

- Doprawdy? 

W moje ciało wstąpiła odwaga. Podeszłam do króla mając nadzieję, że nie zrobi Caspianowi krzywdy. Czułam jednak, że jemu wcale nie zależało na skrzywdzeniu chłopca. To ja interesowałam króla. To mną chciał się zająć. Domyślałam się, co takiego chciał ze mną zrobić, ale to nigdy nie miało prawa się wydarzyć. 

- Proszę cię, królu, abyś zostawił mnie i Zephyra w spokoju. Kilka dni temu urodziłam i jestem zmęczona. Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się ten twój pałac, ale nie uśmiecha mi się podróż do niego. Nie dam rady samodzielnie iść taki kawał drogi, bo domyślam się, że ten pałac nie znajduje się blisko wioski. 

Król Weston podniósł łapę. Odsunął zbłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy. Celowo i świadomie mnie prowokował, ale ja nie odsunęłam się od niego nawet na krok.

- Jesteś bardzo waleczna, Adoro. Zapomniałem ci jednak powiedzieć o tym, że przyleci po was mój smok. To on zawiezie was do mojego pałacu. Nie musisz więc obawiać się, że się zmęczysz. Nie kłopoczcie się kupowaniem prezentów dla mnie. Wystarczy mi w zupełności wasza obecność. Do zobaczenia niebawem, moja miła. 

Król zniknął. Pojawił się tak nagle, jak i odszedł. 

Oddychałam ciężko. Nie miałam pojęcia, jak powiem Zephyrowi o tym, że król, którego nienawidził, zaprosił nas jutro na kolację. 

Domyślałam się, że z tej kolacji nie wyjdziemy żywi, jeśli w ogóle uda nam się ją opuścić w jednym kawałku. Nie miałam pojęcia, co król dla nas zaplanował, ale bałam się, że planował zrobić Zephyrowi krzywdę. 

- Mamusiu, co się dzieje? Trzęsiesz się. 

Odwróciłam się do Caspiana. Ukucnęłam przed synkiem i pogłaskałam go po policzku. 

- Nie lubisz króla, mamo? Czy jest zły? 

- Nie wiem, kochanie - przyznałam, nie chcąc udawać, ale nie zamierzałam go też okłamywać. - Król dokonał wielu okropnych czynów, a ja jestem tutaj nowa, więc mu nie ufam. Powiemy o spotkaniu króla twojemu tatusiowi i on zadecyduje, co powinniśmy zrobić. Ty nie musisz się niczym martwić, jasne? Chcę, żebyś był uśmiechnięty i szczęśliwy. 

Kiedy połaskotałam chłopca po brzuszku, ten zaczął się śmiać. Ja również wybuchnęłam śmiechem. Kochałam go do szaleństwa i wiedziałam, że zrobię dla niego wszystko. Jeśli król Weston tylko spróbowałby zrobić mojemu dziecku krzywdę, powiesiłabym go za jaja. Nie miałabym dla niego żadnej litości i walczyłabym z nim do ostatniego tchu. Byłam pewna, że każda matka postąpiłaby właśnie w ten sposób.

Wzięłam syna za rękę i poszłam z nim do domku. Od razu usłyszałam głosy Zephyra i Morbiusa dobiegające z salonu. Weszłam tam i gdy Zephyr mnie zobaczył, natychmiast do mnie podszedł. 

- Aniołku, co się stało? Ty drżysz. 

Caspian podbiegł do swojego wujka i wszedł mu na kolana. Ja za to chwyciłam Zephyra za łapę i zaprowadziłam go do kuchni. Wychyliłam się przez przymknięte drzwi i zauważyłam, że Caspian z podekscytowaniem opowiadał o czymś Morbiusowi. 

- Spotkaliśmy przed domem króla. 

Zephyr zacisnął mocniej palce, którymi obejmował moje biodra. Puścił dopiero, gdy nieznacznie się skrzywiłam. 

- Co? Czego chciał? 

W jego głosie słyszałam nienawiść i złość. Nie było się czemu dziwić. 

- Zaprosił nas na kolację jutro do swojego pałacu. Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale nie chciał mnie słuchać. Boję się, Zephyrze. Tak bardzo się boję. 

Mój ukochany przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go rękoma, wtulając się w jego miękkie futro. Arphis oparł podbródek czaszki na mojej głowie. Czułam, jak szybko biło jego serce. Gdyby mógł, z radością zamordowałby króla, ale nie było to takie proste.

- Będziemy musieli tam iść, kochanie. Przykro mi.

Odsunęłam się od niego na odległość ramion i spojrzałam w jego różowe ślepia bez źrenic. 

- Mówisz poważnie? Nie ma niczego, co moglibyśmy zrobić, aby tam nie iść? Boję się, że nas skrzywdzi, skarbie. Nie mogę na to pozwolić. Kiedy powiedziałeś mi o tym, co zrobił tobie...

- Adoro, wysłuchaj mnie, dobrze?

Pokiwałam głową, choć wciąż nie mogłam się uspokoić. Czułam, że wcale nie miało być to takie proste. 

Zephyr objął dłońmi moją twarz. Zaczęłam się uspokajać. Nie miałam pojęcia, czy udział w tym miała łącząca nas magiczna więź, czy może chodziło o to, że po prostu czułam się bezpiecznie przy moim ukochanym Arphisie. 

- Król Weston nas nie skrzywdzi - wyznał, choć nie byłam pewna, czy słyszałam pewność w jego głosie. - Ten skurwiel zniszczył mi rodzinę i zniszczył także mnie. Odebrał mi wszystko, co miałem. Ukarał mnie za coś, czemu nie byłem winny. Domyślam się, że zaproszeniem na kolację chce udowodnić nam, że ma władzę. Jeśli spróbuje położyć na tobie swoje łapy, wówczas wkroczę do akcji i będę miał w dupie to, że strażnicy będą próbowali mnie zaatakować. Poza tym, będzie tam z nami Caspian. Król jest gnojem, ale nie aż takim, aby robić krzywdę dzieciom. Mogę powiedzieć o nim wiele złego, ale dzieci uwielbia. Plotki głoszą, że sam ma kilka dzieciaków, ale nigdy się do nich nie przyznał. 

Skinęłam lekko głową. Jego słowa nie stanowiły dużego pocieszenia, ale lepsze to niż nic. 

- Kocham cię, Adoro - kontynuował, liżąc mnie po policzkach tak, jakby w ten sposób składał na mojej twarzy pocałunki. - O siebie nie walczyłem, gdy zostałem na świecie sam. Kiedy trafiłem do niewoli króla, byłem przerażony, ale nie miałem w sobie woli walki. Na niczym mi nie zależało, lecz teraz zależy mi na tobie i na Caspianie. Nie opuszczę cię nawet na krok. Proszę, tylko się nie denerwuj. Nienawidzę patrzeć na twoje cierpienie, serduszko. 

- Caspian pyta, czy może nocować u mnie. 

Oderwaliśmy się od siebie, wpatrując się w Morbiusa, który wszedł do kuchni. Caspian uczepił się jego nogi i patrzył na nas oczami pełnymi nadziei. 

- Chcesz spać u wujka? - spytał Zephyr syna, na co ten pokiwał energicznie głową. 

- Morbius mówi, że ma klocki! Kocham klocki!

- Nie jestem pewna, czy to jest dobry pomysł. Szczególnie w tej sytuacji - zwróciłam uwagę, patrząc porozumiewawczo w oczy mojego ukochanego.

Zephyr pogłaskał mnie po tyle głowy. 

- Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby Caspian spał dziś u swojego wujka. Adoro, nic złego się nie stanie. Morbius mieszka stosunkowo blisko i na pewno zadba o Caspiana. 

Miałam co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony chciałam, aby nasz synek poszedł do swojego wujka na noc, gdyż widziałam, jak go to ekscytowało. Z drugiej strony jednak obawiałam się o jego bezpieczeństwo. Gdyby tą krainą rządził normalny król, który miałby na celu bezpieczeństwo i zdrowie swoich obywateli, wszystko wyglądałoby inaczej. Tak się jednak złożyło, że królestwem tym władał wariat, który używał swoją władzę do spraw, które nie powinny mieć miejsca. 

Zephyr głaskał mnie jednak jednostajnym ruchem po głowie, a ja mu uległam. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się do synka. Caspian od razu do mnie podbiegł i rzucił mi się w ramiona. Zauważyłam, że z każdym dniem stawał się coraz silniejszy. Mimo, że nie mogłam się doczekać, aby dowiedzieć się, jaki będzie jako dorosły Arphis, to z drugiej strony marzyłam o tym, aby już na zawsze pozostał dzieckiem. 

- Dziękuję, mamo! Kocham cię! Jesteś najlepsza!

- Nie ma za co, skarbie. Tylko na siebie uważaj i bądź grzeczny, dobrze?

Poczochrałam go po główce, gdy on się zaśmiał. 

- Zawsze jestem grzeczny! Kocham cię, mamusiu!

Caspian wspiął się na mnie jak małpka na drzewo i przesunął językiem po moim policzku, w ten sposób składając na nim pocałunek. 

Mimo, że żegnałam się z Caspianem tylko na noc, czułam niepokój. Gdy machałam jemu i Morbiusowi, stojąc na tarasie, coś kłuło mnie od środka. Martwiłam się na poważnie o bezpieczeństwo mojego dziecka, jednak łagodne ruchy Zephyra, które czułam na swoich plecach, kazały mi się rozluźnić. 

- Przynajmniej będziemy mieć cały dom dla siebie, serce.

Gdy wyszeptał mi te słowa do ucha, odwróciłam się do niego. Uśmiechnęłam się z podnieceniem, zsuwając wzrok w dół jego klatki piersiowej, aż moje spojrzenie utknęło na jego kroczu. 

- Czy mogę... 

- Chciałabyś sama sprawić, że wyjdzie? 

Zarumieniłam się, kiwając głową. 

- W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak wziąć się do działania. 

Mówiąc to, Zephyr podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Rozpaczliwie chwyciłam się jego pleców bojąc się, że spadnę na głowę i się zabiję. Byłam ciekawa, czy skoro w tej krainie byłam nieśmiertelna, mogłabym umrzeć od upadku na głowę, ale wolałam tego nie testować. Miałam dla kogo żyć i nie chciałam zostać kaleką. 

Kiedy Zephyr zaniósł mnie do sypialni, kazał mi przed nim uklęknąć. Zrobiłam to z ekscytacją. Na razie nie chciałam myśleć o tym, co miało wydarzyć się jutro. Zamierzałam po prostu dobrze się bawić i nikt nie miał możliwości mnie przed tym powstrzymać. 

- Spraw, żeby mój kutas się pokazał, aniołku.

Nie pozostało mi nic innego, jak wypowiedzieć dwa słowa. 

- Tak, panie. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top