25

Adora

Siedziałam na tarasie ze swoim synem. Zajęłam miejsce na huśtawce, a Caspian wspiął mi się na kolana. Chłopiec wtulił główkę w moją pierś i bawił się końcówkami moich włosów. 

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam jego czaszkę, wystraszyłam się. Nie spodziewałam się, że Caspian tak szybko ją wytworzy. Wolałam go jednak w takim wydaniu, niż gdyby miał przez cały czas być małym czarnym potworkiem. 

Kiedy rano obudziłam się bez Zephyra i Caspiana u boku, poczułam strach. Od razu zeszłam na dół, choć po porodzie niemal wszystko mnie bolało. W nocy miałam okropny koszmar, w którym Zephyr zamordował mnie po tym, jak już dałam mu dziecko. Ten koszmar wydawał się być tak prawdziwy, że naprawdę myślałam, iż to miał być mój koniec. Moje najgorsze obawy miały się spełnić, a ja nie miałam pojęcia, co z tym począć. Miałam dosyć i szykowałam się na śmierć, gdy nagle się obudziłam. 

Caspian uniósł lekko głowę tak, jakby czuł, że się martwię. Objął łapką mój policzek. Uśmiechnęłam się do chłopca, choć czułam, że w oczach pojawiają mi się łzy. 

- Mama, nie chcesz mnie?

- Co? 

Byłam w szoku. Nie tylko przez to, że Caspian uczył się mówić tak szybko, ale również przez to, że pomyślał o czymś takim. 

- Czuję to - powiedział, kładąc dłoń na mojej piersi. Dokładnie tam, gdzie biło moje serce. 

- To nieprawda! - odparłam, choć w głębi serca czułam, że chciałam wrócić do domu. - Nie mów tak, kochanie. Jestem twoją mamą. Urodziłam cię. Kocham cię. 

Przy ostatnich dwóch słowach mój głos się załamał. Caspian mruknął, po czym podniósł się tak, że usiadł na moich nogach okrakiem. Zarzucił mi swoje zbyt długie jak na to małe ciało ręce na szyję i polizał mnie po policzku. 

- Kocham cię, mama. 

Zacisnęłam wargi, aby się nie rozpłakać. Nie mogłam płakać w takim momencie. Po prostu nie mogłam. 

- K-kochanie, ja... 

Uległam. Emocje wzięły nade mną górę. Może było to spowodowane porodem, a może tym, że wciąż delikatnie walczyłam z magią, która połączyła mnie i Zephyra specjalną więzią. Było mi ciężko pogodzić się z tym, że niejako stałam się niewolnicą tego stwora, ale tak musiało być. Może gdybym miała poddać się magii, życie w krainie Arphisów miało być dla mnie lepsze. Nigdy nie lubiłam ulegać, uważając to za słabość, ale prawdziwy bohater wiedział, kiedy należało się poddać. Dla mnie ten moment nadszedł właśnie teraz. 

Płakałam również dlatego, że nie spodziewałam się usłyszeć takich słów z ust dziecka. Z ust mojego chłopca, którego urodziłam. Bałam się Caspiana i przerażał mnie swoim wyglądem, a także tym, że pewnego dnia poczuje potrzebę, aby żywić się ludzkim mięsem. Miałam mnóstwo obaw, gdyż nie byłam przygotowana na wychowywanie go. Nie miałam pojęcia, jak wyglądało dorastanie młodych Arphisów. Wiedziałam, że Zephyr i Morbius mi pomogą, ale nie mogłam zrzucić wszystkiego na nich. To ja byłam matką tego chłopca i to ja w pierwszej kolejności musiałam o niego zadbać. 

- Mama, nie płacz. 

Caspian mocno się do mnie przytulił. Objął mnie swoimi małymi, ale silnymi ramionami, i zajmował się mną tak, jakbym to ja potrzebowała opieki, a nie on.

- Kocham cię, Caspianie - wyszeptałam, walcząc z tym, aby nie szlochać. -Jesteś moim synkiem. Teraz mamusia jest trochę smutna, ale przejdzie mi. Zrobię dla ciebie wszystko, skarbie. Wszystko. 

Nagle drzwi prowadzące na taras się otworzyły. Stanął w nich Zephyr. Niósł dwa kubki z parującą herbatą. Położył je na stoliczku znajdującym się przede mną i wziął Caspiana na ręce. 

- Synku, pobawisz się teraz z wujkiem Morbiusem, dobrze?

- Pewnie! - odparł chłopiec, machając do mnie radośnie. Odwzajemniłam jego gest, a gdy Zephyr z Caspianem w ramionach zniknął za drzwiami, schowałam twarz w dłoniach. 

To wszystko mnie przerastało. Od początku wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale chyba nie czułam się gotowa na macierzyństwo. 

Caspian był kochany. Umiał się już załatwiać, więc nie musiałam zmieniać mu pieluch. Jadł normalne rzeczy i mogłam się z nim swobodnie komunikować. Wiedziałam, że wychowywanie go nie będzie takie trudne, ale jak miałam się czuć z myślą, że urodziłam Arphisa? 

Może przesadzałam. Może zachowywałam się żałośnie, ale czułam, że coś wewnątrz mnie nie dawało mi spokoju. Drżałam z niepokoju, choć powinnam ulec. Może tak byłoby łatwiej. Może poddanie się miało spowodować, że wszystko będzie w porządku. Wystarczyłoby tylko ulec magii i pozwolić, aby robiła swoje. 

Kiedy Zephyr wrócił na taras, był sam. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Zajął moje miejsce na huśtawce, a mnie posadził sobie bokiem na kolanach. Chciał, abym spojrzała mu w oczy, więc złapał pazurami mój podbródek i uniósł go tak, abym nawiązała z nim kontakt wzrokowy. 

- Adoro, jak mogę ci pomóc? 

Uśmiechnęłam się boleśnie, wzruszając ramionami. 

- Nie pomożesz mi, Zephyrze. To koniec. 

- O czym ty mówisz, aniołku? Jaki koniec? 

Ponownie wzruszyłam ramionami. Poczułam, że gardło mi się zaciska i nie byłam pewna, czy uda mi się powiedzieć coś jeszcze. 

- Źle się czuję. To chyba depresja poporodowa, czy coś takiego. 

- Adoro... 

- Nie przejmuj się mną - odparłam, kładąc dłoń na jego piersi. Tej piersi, w którą wtulałam się po gorącej nocy pełnej zabawy z nim. - Caspian jest kochany. Jestem z niego dumna. Cieszę się, że mamy takiego synka.

- Serduszko, nie zbaczaj z tematu. Dzieje się z tobą coś złego, a ja pragnę ci pomóc. Czy chodzi o to, że wciąż nie chcesz ulec magii? Czy ona już nie przejęła nad tobą kontroli? 

Siedząc na kolanach Zephyra, czułam podniecenie. Miałam ochotę się rozebrać i go dosiąść, aby bawić się nim tak, jak tego chciałam. Pragnęłam pozbyć się wstydu i robić z nim wszystko, na co miałam ochotę. Tak wiele pomysłów przychodziło mi do głowy. Moja cipka, choć była dopiero chwilę po porodzie, wypełniła się wilgocią. Zachowywałam się niedorzecznie i to właśnie mnie niepokoiło. 

- Pragnę cię, Zephyrze - wyszeptałam tak cicho, jakbym nie chciała, aby te słowa wybrzmiały. - Nie wiem, co się ze mną dzieje. Pragnęłam cię zanim więź nas połączyła. Przecież pamiętasz, co wyprawiałam przedwczoraj. Bawiłam się twoim kutasem i pozwalałam, abyś lizał moją cipkę. Nigdy nie czułam się tak doceniona i kochana, jak wtedy. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak właśnie było. Teraz, gdy magia nas połączyła, mam ochotę paść przed tobą na kolana i ssać twojego pięknego penisa, aż dojdziesz w moich ustach. 

Oczy Zephyra przybrały ciemniejszy odcień różu. Oddychał ciężko. Jego pierś unosiła się i opadała. 

Odwróciłam wzrok w stronę kuchennego okna i zauważyłam, że było zasłonięte żaluzją. Może nie powinnam tego robić, ale to, czego pragnęłam, było silniejsze ode mnie. 

Zsunęłam dłoń po piersi Zephyra, aż natrafiłam na jego krocze. Masowałam je przez chwilę. Zephyr ciężko dyszał, gdy jego penis wyłaniał się z warstwy futra. Po chwili uniósł się tak, że mogłam objąć go dłonią. 

- Nie powinnam cię pragnąć - wydyszałam, z całych sił powstrzymując kolejną falę łez. - Jesteś Arphisem, a ja człowiekiem. Nie chcę być dziwką, ale... 

- Adoro, nie jesteś dziwką!

Skuliłam się po krzyku Zephyra. Mężczyzna to zauważył i delikatnie objął łapą mój kark. 

- Kochanie, przepraszam. Po prostu boli mnie to, że uważasz się za dziwkę. Nie powinnaś tego robić. Jesteś kochana i wspaniała. Ubóstwiam cię, aniołku. 

Nie spojrzałam na niego, ale nie dało się ukryć, że zrobiło mi się miło. Poczułam także coś innego. Chęć wsunięcia w siebie jego dużego kutasa i ujeżdżania go, aż opadnę z sił. 

- Ciągle ze sobą walczę - wyjaśniłam, masując jego dorodnego fiuta i niemal śliniąc się na jego widok. - Jest mi wstyd, że pożądam swojego oprawcy. Jestem słaba i żałosna. Mama i tata chcieli mieć silną i niezależną córkę, ale już jej nie mają. Na moje miejsce wstąpiła nowa dziewczyna. Ja już nie jestem im potrzebna. Nie jestem nikomu potrzebna. 

Kilka moich łez spadło na pierś Zephyra, ale szybko wtopiły się one w jego czarne futro.

- My cię potrzebujemy, Adoro. Kochamy cię. 

Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. 

- Nieprawda. Wcale mnie nie kochasz. 

- Nie mów tak! Wiem, co czuję!

Zephyr chwycił mnie ostro za ramiona. Odruchowo ścisnęłam go mocniej za kutasa. Zephyr skrzywił się, a ja puściłam jego przyrodzenie. 

- Mam dość tego, co dzieje się w twojej głowie! Zachowujesz się nienormalnie, Adoro! Mogę zrozumieć wszystko! Naprawdę mogę, ale ty ciągle się biczujesz! Nie zasługujesz na to! Tak, zgwałciłem cię! Wiem o tym, że odebrałem ci najcenniejszy dar i wszystko, co znałaś! Zapłodniłem cię i zmusiłem, abyś urodziła mi dziecko! Jestem potworem, ale kocham cię! Nie pozwolę na to, abyś w ten sposób się traktowała, bo na to, kurwa, nie zasługujesz!

Skuliłam się w sobie. Nagle zapragnęłam znaleźć się gdzieś indziej. W jakimkolwiek innym miejscu, byle nie tutaj, przy Zephyrze. 

Poczułam się dotknięta do żywego, ale wiedziałam, że mój ukochany miał rację. Krzyczał na mnie nie po to, aby zrobić mi przykrość, ale po to, aby wreszcie do mnie dotrzeć. 

Było mi wstyd. Płakałam z wzrokiem wbitym w pulsującego penisa Zephyra. W końcu zasłoniłam twarz dłońmi, a Zephyr zagarnął mnie w swoje ramiona. Przytulił mnie delikatnie, ale stanowczo. Jedną łapą objął moje plecy, a drugą tył mojej głowy. Był tu dla mnie i choć poczułam się przez niego zbesztana jak dziecko, to wiedziałam, że byłam z nim bezpieczna. 

- Adoro, nie myśl, proszę, że jestem na ciebie wściekły. Chodzi o to, że nie zasługujesz na to, jak sama siebie traktujesz. Powinnaś mieć wobec siebie większy dystans. Rozumiem, że ulegnięcie mi nie jest dla ciebie łatwe, ale tak będzie najlepiej. Przecież cię nie skrzywdzę, aniołku. Nigdy bym tego nie zrobił.

- Zephyrze, ale... 

- Kocham cię - powtórzył, nieco ostrzej niż wcześniej. - Pomogę ci, Adoro. Pomogę ci, ale ulegnij tej więzi.

- Ja już jej uległam. Przecież cię pożądam. Nie masz pojęcia, jak bardzo chcę cię ujeżdżać!

Zephyr wybuchnął śmiechem. Ja również, zdając sobie sprawę z absurdalności tej sytuacji, wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam przestać się śmiać, ale tak było dobrze. 

Tak było właściwie. 

- Masz szczęście, że magia Arphisów naprawiła twoją cipkę od razu po porodzie i możesz się ze mną pieprzyć. 

Och, na bogów. Chyba zrobiłam się czerwona na twarzy. I bardziej wilgotna tam na dole.

- Zephyrze, czy... 

Mój ukochany wstał. Chwycił mnie za rękę i wszedł ze mną do domku. W środku Morbius bawił się z Caspianem w salonie. Układał z nim klocki, które nie miałam pojęcia, skąd się tutaj wzięły. Najwyraźniej któryś z Arphisów musiał wyczarować je dla chłopca. Żałowałam, że sama nie miałam w sobie magii, gdyż nie mogłam obdarowywać syna prezentami, ale na pewno mogłam wykonać coś własnoręcznie. Pewnie nie byłoby to tak atrakcyjne jak magiczne zabawki, ale miałam nadzieję, że Caspian doceni mój gest.

- Morbiusie, czy zabierzesz Caspiana na krótki spacer? Wróćcie za godzinę, dobrze? 

Morbius podniósł na nas swoje szmaragdowe oczy. Mruknął z zainteresowaniem, przechylając łeb na bok. 

- Caspianie, pójdziemy na spacer? 

- Jasne, wujku! - krzyknął chłopiec, po czym podbiegł do nas i wtulił się w moje nogi. Obejmując rączkami moje łydki, odchylił głowę do tyłu i błysnął do mnie uśmiechem swoich zębów umieszczonych w czaszce. Pewnie jakiś czas miało zająć mi przywyknięcie do tego, że ta istota była moim synkiem, ale już go kochałam. Wiedziałam, że gdyby ktokolwiek spróbował zrobić mu krzywdę, zabiłabym takie stworzenie. Może jeszcze w pełni nie zaakceptowałam Caspiana, ale czułam, że była to kwestia chwili. 

- Kocham cię, mamo. Ciebie też, tato. 

Zephyr zaśmiał się, tarmosząc futerko na głowie chłopca. Po tym Caspian oderwał się ode mnie i podbiegł do Morbiusa, chwytając go za łapę. 

- Tylko nie idźcie zbyt daleko i uważajcie na siebie - poprosił Zephyr.

- Nie masz o co się bać. Pójdziemy pooglądać wodospad i tam się pobawimy. Dziś nasz świat znów zrobił nam przysługę i stworzył wodospad za oknami. Kwiatowe pole będzie musiało zaczekać, ale świetnie będziemy bawić się nad wodospadem, racja? 

- Jasne! - krzyknął Caspian do Morbiusa, po czym wspiął się na jego plecy i usiadł na nich. Rękami złapał się rogów Morbiusa i błysnął do nas swoimi fioletowymi oczami. 

Kiedy Caspian i Morbius wyszli z domku, musiałam potrzeć uda o siebie. Próbowałam zniwelować napięcie i pożądanie, ale wydawało się to niemożliwe. Stojąc obok Zephyra nie mogłam się opanować. Pożądałam go i chciałam w końcu w pełni mu ulec. Jeśli później miałam tego żałować, to trudno. To było moje marzenie i czułam, że mój ukochany pomoże mi je spełnić.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top