13

Król Weston

Zszedłem do podziemi pałacu. Gwizdałem pod nosem, nie mogąc się doczekać tego, co dziś wieczorem mnie czeka. 

Gdy zobaczyłem w wiosce Zephyra, moja uczucia do niego ożyły. Nie chodziło o to, że go kochałem. Kurwa, z pewnością nie czułem do niego miłości. Po prostu Zephyr był moim ulubionym niewolnikiem. Złamałem go doszczętnie. Wsłuchiwałem się w jego płacz, gdy błagał mnie, abym nie rżnął go w tyłek. Był taki uległy i zniszczony. Mimo wszystko, istniał pewien powód, dla którego musiałem wypuścić go na wolność po tym wspaniałym tygodniu wrażeń. 

Adora, samica Zephyra, była doprawdy urocza. Prezentowałaby się wspaniale z obrożą na szyi i kajdanami na rękach i nogach. Mimo, że chciałem ją mieć w swoim haremie, to nie mogłem jej tak zranić. Nie chodziło o to, że miałem do niej jakiekolwiek pozytywne uczucia. Miałem ją w dupie. Po prostu należała do Zephyra, a zgodnie z prawem Arphisów, król nie mógł odebrać swojemu poddanemu ludzkiej kobiety, jeśli ten ją zaciążył. 

Nie wiedząc, co zrobię z Adorą i Zephyrem, na razie postanowiłem się nimi nie przejmować. Zszedłem więc do podziemi i pozwoliłem, aby dwóch strażników otworzyło dla mnie dobrze zabezpieczone drzwi. 

Szedłem długim korytarzem, przesuwając zakończonymi szponami palcami po kratach mijanych cel. Wciąż wiele cel stało pustych, ale miałem swoją gromadkę ludzkich niewolników, których darzyłem szczególnym uczuciem.

Najpierw zajrzałem do Alice. Mojej ukochanej niewolnicy, którą porwałem pół roku temu. Alice miała osiemnaście lat, więc była młodziutka. Miała różowe włosy i gdy żyła w ludzkim świecie, mocno się malowała. Ja jednak jej na to nie pozwalałem. Podobała mi się jej niewinność i waleczność, którą wykazywała na początku niewoli. Potem jednak ją złamałem. 

Gdy wszedłem do celi dziewczyny, dostrzegłem Alice siedzącą na podłodze w kącie. Przyciskała nogi do piersi i obejmowała je rękoma. Była naga, gdyż żaden z moich niewolników nie miał pozwolenia na to, aby chodzić w ubraniach. Alice miała na sobie tylko czarną obrożę, dzięki której ją kontrolowałem. 

Nie chodziło o to, że zmuszałem jej ciało do tego, żeby rozkładało przede mną nogi. Ta zaklęta obroża służyła po prostu temu, aby Alice ode mnie nie uciekła. Gdyby bez mojej zgody opuściła teren pałacu, obroża wysłałaby w jej ciało taką magię, która sprawiłaby, że dziewczyna umarłaby na miejscu. 

Podszedłem powoli do skulonej Alice i ukucnąłem przed nią. Położyłem dłoń na jej głowie, a dziewczyna drgnęła niespokojnie. 

- Dalej się mnie boisz, kruszynko? 

Alice podniosła na mnie wzrok wiedząc, że jeśli będzie się chować, czeka ją kara. 

Spojrzałem w jej brązowe oczy i zobaczyłem w nich łzy. 

- Tak, panie. Boję się ciebie. 

Zaśmiałem się, po czym wyciągnąłem język i oblizałem nim policzek dziewczyny. 

- Wiesz, że niebawem cię zapłodnię, prawda? 

Alice skinęła głową. Jej wargi drżały. Była taka przerażona, a ja się tym cholernie cieszyłem. 

- Zrobię ci śliczne dziecko, kruszynko. Będziesz wspaniałą mamusią. Wiesz, naszła mnie ochota, aby dziś się z wami zabawić.

Mówiąc to, wyczarowałem smycz, którą przypiąłem do obroży znajdującej się na szyi niewolnicy. Alice, zgodnie z treningiem, który przeszła, posłusznie przede mną uklękła. Schowała dłonie za plecami i wyprostowała plecy tak, abym miał przed oczami jej jędrne cycki, które tak lubiłem ściskać. 

Kiedy wstałem, głowa Alice znajdowała się na wysokości moich ud. Nie cierpiałem tego, że ludzie byli tak niscy. Żeby Alice mogła mi obciągnąć, musiałbym podłożyć pod jej kolana kilka poduszek. Miała szczęście, że na razie nie miałem na to ochoty. Zamierzałem skompletować cały mój harem, a potem się z nim zabawić. 

Alice podążała obok mnie na czworakach. Szła tak szybko, jak umiała. Na pewno pamiętała mój bicz, który spadał na jej pośladki podczas treningu. Za każdym razem, gdy Alice czołgała się zbyt wolno, dostawała uderzenie. Pod koniec treningu jej tyłek był cały w krwistych pręgach. 

Po zabraniu Alice z jej celi, poszliśmy do Olivera. Był to dwudziestoletni chłopak, którego porwałem z powodu tego, że podobnie jak ja, był biseksualny. Oliver miał blond włosy, jasną cerę i urocze piegi na policzkach i nosie. Był raczej wątłej budowy, ale podobało mi się to w nim. 

Kiedy weszliśmy do celi Olivera, spał on na boku na swoim niewielkim łóżku. Słysząc nas, poderwał się jednak na nogi, po czym padł na kolana i przyczołgał się do moich stóp. Oliver ucałował moje obie stopy, a ja cicho się zaśmiałem. Był bardzo posłusznym niewolnikiem. Miałem go dopiero od dwóch miesięcy, ale pięknie go wytresowałem. 

- Oliverze, miło mi cię widzieć. Stęskniłeś się za swoim panem? 

Chłopak podniósł na mnie wzrok. Jego spojrzenie wyprute było z emocji. 

- Tak, mój panie. 

- W takim razie masz szczęście, chłopaku. Dzisiaj się tobą zajmę.

Przypiąłem smycz do obroży Olivera i razem z dwójką moich niewolników poszliśmy po trzecią osobę. 

W kolejnej celi siedziała Polly. Miała dwadzieścia dwa lata i była moją najstarszą niewolnicą. Gdy do mnie trafiła, wciąż była dziewicą, ale szybko pozbyliśmy się tego problemu. Rozdziewiczyłem Polly pierwszej nocy po jej porwaniu. Rżnąłem ją tak mocno, że po wszystkim dziewczyna nie była w stanie wstać z mojego łóżka. Pozwoliłem, aby tamtej nocy ze mną spała, choć nigdy nie zezwoliłem na to żadnemu ze swoich niewolników. 

Polly była moją słodką ulubienicą. Była do bólu uległa. Rozkoszowałem się jej krzykami za każdym razem, gdy rżnąłem jej ciasną cipkę i rozrywałem ją. Polly była do mnie uwiązana jak pies do swojego właściciela. Była tak samotna, że była w stanie ocierać się o moją nogę, prosząc mnie o trochę uwagi.

Kiedy weszliśmy do celi Polly, zobaczyłem ją leżącą na podłodze. Obejmowała dłońmi swój brzuch i płakała. 

Nie, kurwa. Nie mogłem w to uwierzyć. Czy ona naprawdę... 

- Polly, skarbie! 

Puściłem smycze Alice i Olivera, po czym podbiegłem do skulonej dziewczyny. Wziąłem Polly na ręce i usiadłem z nią na jej łóżku. Posadziłem sobie nagą dziewczynę bokiem na kolanach i zaśmiałem się. 

Moja ukochana niewolnica była w ciąży! Polly miała urodzić mi małego Arphisa! Kurwa, jaki ja byłem szczęśliwy!

Moja niewolnica dławiła się łzami. Patrzyła mi błagalnie w oczy, gdy ja podziwiałem jej brzuch. Byłem wkurwiony na to, że żaden z moich strażników nie powiedział mi o ciąży Polly. Nie odwiedzałem moich niewolników od czterech dni, ale moi strażnicy dawali im jeść i dbali o ich podstawowe potrzeby. Wszystko wskazywało więc na to, że Polly urodzi jutro. 

Położyłem dłoń na jej brzuchu i poczułem, jak dziecko kopie. Wysiliłem swoją magię po to, aby zrozumieć, że pod jej sercem rosła dziewczynka. 

- Polly, kochanie. Jesteś w ciąży. 

Dziewczyna nie była w stanie mi odpowiedzieć. Płakała tak mocno, że gardło jej się zacisnęło. 

- Przepraszam, że zostawiłem cię samą na cały czas ciąży - wyszeptałem, choć nigdy nie byłem dla nikogo dobry. Nie mogłem się jednak doczekać, aby mieć własne dziecko i nikt nie mógł mi odebrać tego szczęścia. - Obiecuję, że się tobą zajmę, niewolnico. Jutro urodzisz mi córeczkę!

Polly spuściła wzrok. Patrzyła z obrzydzeniem na swój brzuch. Musiała być przerażona, gdy dotarło do niej, że była w ciąży. Zamierzałem zabić każdego strażnika, który przebywał w lochach w ciągu ostatnich dni i nie śmiał powiedzieć mi o tym, że moja niewolnica była w ciąży. 

- Prze-przepraszam, p-panie.

- Za co mnie przepraszasz, Polly?

Wsunąłem szpon pod jej podbródek. Uniosłem głowę dziewczyny tak, aby spojrzała mi w oczy. 

- Nie przeżyję t-tego. 

- Czego nie przeżyjesz, skarbie?

Pogłaskałem ją po głowie, czując do niej przypływ uczuć. 

- Tego, że u-urodzę małego A-Arphisa. 

Schowała twarz w dłoniach, wybuchając szlochem. 

Nie spodziewałem się tego, że Alice podejdzie na czworakach do swojej przyjaciółki i położy głowę na jej kolanach. Alice głaskała nogi Polly, aby dodać jej otuchy. Nigdy nie pozwalałem swoim niewolnikom na to, aby bez mojej zgody dotykali się nawzajem, ale nie zamierzałem ukarać Alice. Rozumiałem, że w ten sposób okazywała współczucie swojej przyjaciółce. 

Czasami uczyłem się od ludzi interesujących rzeczy. Z reguły nie znosiłem ludzi, uważając ich za podłe i brzydkie kreatury, ale fascynowały mnie one. Byłem ciekaw tego, jak będzie wyglądała nasza córeczka, ale na razie postanowiłem zająć się Polly, a nie fantazjować o dziecku.

- Polly, zostań tu na chwilę z Alice i Oliverem. Popilnują cię, a ja pójdę po Finleya, dobrze?

Położyłem dziewczyną na łóżku i wyczarowałem dla niej koc. Nakryłem nim ją i polizałem Polly po ustach, w ten sposób oddając jej pocałunek. 

Gdy wyszedłem z celi, patrzyłem na to, jak Alice i Oliver klękają przy Polly i z nią rozmawiają. Nie znosiłem tego, gdy moi niewolnicy odzywali się do siebie nawzajem bez mojej zgody, ale ta sytuacja była wyjątkowa. Postanowiłem więc zignorować ich nieposłuszeństwo i poszedłem do ostatniej zajętej celi. 

W tej celi siedział Finely. Piętnastoletni chłopiec, którego zgarnąłem z ulicy w Chicago. Finley był bezdomny, chudy i brudny. Zamierzałem dać mu dobry dom, w którym będę się o niego troszczył, ale oczywiście moje sadystyczne potrzeby wzięły górę. Już pierwszego dnia niewoli zbrukałem Finleya. Chłopiec błagał mnie o śmierć, ale ja nie zamierzałem go zabić. Był moim ulubionym zwierzątkiem. Moją maskotką, którą uwielbiałem przytulać i całować.

Wszedłem do celi Finleya i zastałem go skulonego pod łóżkiem. Chłopiec drżał, gdy się do niego zbliżałem. On bał się mnie najbardziej z całej czwórki niewolników. Gdy go dotykałem, krzyczał. Nieraz musiałem go kneblować, gdyż jego krzyki działały mi na nerwy. 

Uklęknąłem na jednym kolanie przy łóżku chłopca. Był zwrócony twarzą do ściany. W dłoniach ściskał koc, który służył mu jako przytulanka. 

- Przyszedłem do ciebie, kochanie.

Finley przycisnął się bliżej ściany. Gdy dotknąłem palcami jego pleców, pisnął. 

- Nie zrobię ci krzywdy, maleńki. Nie dzisiaj. 

Finley próbował coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. 

- Wyjdź do mnie, bo inaczej wyciągnę cię stamtąd siłą. Nie mam dziś nastroju do karania, ale jeśli będziesz niegrzeczny, nie zawaham się dać ci klapsów. 

Chłopiec wyszedł spod łóżka. Wiedział, jak wyglądały moje kary i nie chciał doznać jednej z nich. Wolał zachować godność, choć ja już mu ją dawno odebrałem.

Finley wyglądał źle. Miał cienie pod oczami i był wychudzony. Obiecałem sobie, że od dzisiaj codziennie będę odwiedzał moich niewolników. Nie mogłem pozwolić na to, aby mi tutaj umarli. Porwanie każdego człowieka było dla mnie procesem wymagającym użycia dużej ilości magii. Mimo, że chciałem mieć jak najwięcej niewolników, to jednak czułem sentyment do Alice, Olivera, Polly i Finleya. 

Patrzyłem na to, jak chłopiec przede mną klęka. Schował ręce za plecami i spuścił głowę. Był przy mnie taki drobny. Z łatwością mógłbym skręcić mu kark i zrobić inne, bardzo bolesne rzeczy. 

- Finley, spójrz mi w oczy. 

Chłopiec przełknął ślinę i wykonał mój rozkaz. Kiedy jednak spojrzał w moje oczy, zaczął płakać.

- Mówiłem ci, że nie lubię, jak szlochasz - wyjaśniłem, obejmując dłonią jego policzek. 

- Prze-praszam pa-panie. N-nie chcę t-tego ro-robić. Wy-wybacz mi. 

Finley jąkał się najgorzej ze wszystkich moich niewolników. Mimo, że z reguły jąkanie mnie wkurzało, to w jego wykonaniu było to nawet urocze. Kochałem mojego słodkiego niewolnika i nigdy nikomu bym go nie oddał. Było mi go szkoda, gdy mieszkał na ulicy i żebrał o jedzenie. Mimo, że miałem zapewnić mu lepsze warunki, to skończyło się na tym, że chłopak trafił z jednego piekła do kolejnego. 

- Wiesz, że Polly jest w ciąży, kochanie? 

Pokręcił przecząco głową, patrząc na mnie dużymi oczami.

- Ja nie w-wiedziałem, p-panie. 

- Tylko to uratowało was przed ostrą zabawą, którą dla was dzisiaj zaplanowałem.

Nagle zobaczyłem coś, czego, jak mógłbym przysiąc, na ciele chłopca nie było jeszcze kilka dni temu. 

Odchyliłem głowę Finleya do tyłu i zobaczyłem na jego szyi ślady duszenia. Gwałtownie odwróciłem chłopca tyłem do siebie i przycisnąłem jego głowę do podłogi, patrząc na jego odbyt. Na pośladkach Finley miał ślady pazurów, a jego odbyt wyglądał tragicznie. 

- Kurwa, kto ci to zrobił?!

Finley zapłakał głośno. Drżał niesamowicie. Nie powinienem się na nim wyżywać jako, że sam sobie tego nie zrobił. Byłem jednak wściekły, że jeden z moich lojalnych strażników mnie zdradził. Nie miałem zamiaru puścić tego płazem, ale musiałem się dowiedzieć, kto to zrobił. 

- Kochanie, kto ci to zrobił? - powtórzyłem łagodniejszym głosem, z niezrozumieniem patrząc na ślady na jego ciele. 

- Nie mogę t-tego po-powiedzieć, panie...

- Musisz. Rozkazuję ci to. 

Nie chciałem wpłynąć magią na jego ciało, aby wyznało mi prawdę, ale i tak to zrobiłem. Nagle ciało Finleya otoczyła żółta mgiełka, a potem dowiedziałem się, kto mnie zdradził.

- Zrobił to Edson, panie. 

Magia opuściła ciało Finleya. Wziąłem chłopca na ręce tak, że objął mnie nogami w pasie, a ręce zarzucił mi na szyję. Wyciągnąłem go z celi pozwalając, aby płakał mi w ramię. Gdy niosłem go do celi Polly, zastanawiałem się nad tym, jak zamorduję swojego rodzonego brata. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top