10
Adora
- Mam opowiedzieć wszystko?
Kobieta spojrzała wymownie na mój brzuch, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Zephyr wspominał o tym, co chce zrobić. Podsłuchiwałam jego rozmowy z Kylenem, gdy mówił mu o tym, że widział twarz człowieka w snach. Nie spodziewałam się, że jednak zdecyduje się na porwanie ciebie. Jednak się myliłam.
Było mi wstyd. Tamara pewnie uważała mnie za słabą i żałosną. Skoro nie mogłam bronić się przed atakiem Zephyra, z pewnością byłam słaba.
- Wyszłam tylko na spacer z przyjaciółką do lasu - odpowiedziałam czując, jak mój głos niebezpiecznie drży. - Wendy miała obsesję na punkcie Arphisów. Czytała mi o nich codziennie, ale ja jej nie słuchałam. Nie wierzyłam w istnienie takich stworzeń. Pasja Wendy sprowadziła na mnie ten okrutny los.
Tamara podała mi kubek i delikatnie musnęła palcami moją rękę.
- W pewnej chwili Wendy krzyknęła, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Nagle pojawił się przede mną on. Zephyr.
- Kochanie...
- Bałam się go - oznajmiłam chcąc, aby moje słowa wybrzmiały. - Byłam przerażona. Nie mogłam od niego uciec. W pewnym momencie mnie złapał i przywiązał za nadgarstki do gałęzi drzewa. Zdarł ze mnie ubrania za pomocą swoich pazurów, a potem...
Nie mogłam dokończyć. Zasłoniłam tylko usta dłonią, aby zdusić szloch.
- Adoro, czy do tego czasu byłaś dziewicą?
Potaknęłam, a kobieta syknęła.
- Przykro mi. Naprawdę mi przykro. Penisy Arphisów są o wiele większe niż penisy ludzkich mężczyzn. Wiem o tym, bo...
- Ty też udajesz się na ludzkie cmentarze, aby jeść ludzkie ciała, prawda?
Tamara niechętnie potaknęła.
- Przykro mi, że cię to spotkało, Adoro. Nie mam pojęcia, jaka jesteś, ale czuję od ciebie ciepło. Wiedz proszę, że Zephyr cię nie skrzywdzi. Jest dobrą istotą. Jego rodzice tragicznie zginęli i od tego czasu zamknął się w sobie. Nie oczekuję, że pomożesz mu wyjść na prostą. Nie jesteś mu nic winna. Może jednak uda ci się mu choć troszeczkę pomóc. Boli mnie to, że jest taki zamknięty i unika przyjaciół.
Pokiwałam twierdząco głową. Mogłam się spodziewać, że temat rozmowy szybko zejdzie na Zephyra. O mnie nikt nie chciał mówić. Byłam tutaj nikim. Zwykłą atrakcją, o której Arphisy będą plotkować pewnie przez najbliższe tygodnie, a może miesiące.
- Adoro, wybacz mi - rzekła tak, jakby mogła czytać mi w myślach. - Nie myśl, proszę, że uważam krzywdę Zephyra za gorszą od twojej krzywdy. To, co cię spotkało, jest tragiczne. Straciłaś rodzinę, dom oraz wolność. Żadna kobieta nie zasługuje na to, aby ją zgwałcić. Nie chcę sobie wyobrażać, jaki czułaś strach.
- To nie jest ważne. Nie jestem nikim ważnym. Może na to wszystko zasłużyłam.
Tamara gwałtownie złapała mnie za rękę. Bałam się, że zmiażdży mi kości. Posłała mi pełne smutku spojrzenie.
- Adoro, nie mów tak. Nie zasłużyłaś na to.
- Gdybyś miała wybrać, wybrałabyś Zephyra czy mnie?
- Co? O czym ty mówisz?
Uśmiechnęłam się w bólu, kręcąc głową.
- Nic. Przepraszam, ale chyba już głupieję. Mam nadzieję, że gdy urodzę dziecko, bogowie się nade mną zlitują i mnie zabiją. Jest szansa, że umrę przy porodzie?
- Adoro, co ty wygadujesz!
Miałam ochotę stąd iść. Chciałam wrócić do domu. Nie tego Zephyra, ale tego mojego. Gdybym tam wróciła, już nigdy nie wyszłabym ze swojego pokoju. Cieszyłabym się własnym towarzystwem i każdego dnia udowadniałabym rodzicom, jak bardzo ich kocham. Zrobiłabym wszystko, aby ich odzyskać, ale moi rodzice nie mogli mnie już chcieć. Dla nich byłam kimś obcym. Moje miejsce zajęła dziewczyna, której nie znałam, a która idealnie wpasowała się do mojej rodziny.
- Jak byś się czuła, gdybyś pewnego dnia została porwana przez obcą istotę? Taką, o której istnieniu nie miałaś pojęcia? Jak czułabyś się, gdyby ta istota cię zgwałciła i zapłodniła? Jak byś się czuła, gdybyś naga i bezbronna wylądowała w wiosce, w której wszyscy uważają cię za mięso do spożycia?
Tamara nic nie powiedziała. Rozluźniła uścisk na mojej ręce i odwróciła wzrok.
- Na pewno byłoby ci przykro. Co ja mówię, miałabyś ochotę umrzeć! Ja właśnie o tym w tej chwili marzę, Tamaro. Jestem przerażona tym, co się wokół mnie dzieje. Staram się robić dobrą minę do złej gry. Uwierz mi, naprawdę się staram. Nie jest mi jednak łatwo, gdy gdziekolwiek nie pójdę, Arphisy uważają mnie za posiłek. Wiem, że to nie wasza wina, skoro ludzkie mięso jest ważnym składnikiem waszej diety, ale to mnie boli. Bardzo boli.
Położyłam dłoń na brzuchu, gdy poczułam, jak dziecko kopie. Być może czuło, że wcale go nie chciałam.
- Nie mam pojęcia, co się stanie, gdy urodzę. Nie będę mogła pogodzić się z tym, że Arphis stał się moim dzieckiem. Nie miej mi tego za złe, Tamaro, ale wasze dzieci mnie przerażają. Wy również mnie przerażacie. Nie wiem, czym sobie na to wszystko zasłużyłam. Starałam się być dobrym człowiekiem. Robiłam wszystko, aby zadowolić swoich rodziców i być dobrą przyjaciółką dla Wendy. Nie spodziewałam się, że zostawi mnie na pastwę losu.
Schowałam twarz w dłoniach. Przycisnęłam ręce do oczu, aby zmusić się, żeby nie płakać. To jednak było silniejsze ode mnie.
- Brzydzę się sobą - wyszeptałam, kręcąc głową. - Jest mi z tym bardzo źle. Zostałam zgwałcona. Nie mogłam się bronić. Teraz mam udawać, że wszystko jest w porządku? Mam wybaczyć Zephyrowi to, że siłą zrobił mi dziecko?
- Adoro...
- Nie prosiłam się o taki los! - krzyknęłam i miałam gdzieś, czy Zephyr albo inni mnie usłyszą. - To boli, Tamaro! Nie mam nikogo! Jestem zupełnie sama! Chciałam tylko sprawić Wendy przyjemność, ale gdybym wiedziała, że tak to się skończy, nigdy nie poszłabym z nią do tego przeklętego lasu!
Skuliłam się, płacząc okropnie.
Tamara położyła futrzaną łapę na moich plecach. Głaskała mnie uspokajająco, ale ja nie byłam w stanie się uspokoić. Drżałam i szlochałam. Było mi wstyd, że się przy niej rozpłakałam, ale nie dałabym rady mówić o tym, co mnie spotkało, ze spokojem.
Nie wiedziałam, jak długo płakałam. W końcu jednak moje ciało się poddało i przestało produkować dla mnie łzy. Wówczas wyprostowałam się i drżącymi dłońmi sięgnęłam po kubek. Wypiłam resztkę herbaty, która była już zimna.
- Boję się Zephyra - wyjaśniłam, nie patrząc kobiecie w oczy. - Widzę, że stara się być dla mnie miły. Dba o mnie i mówi te wszystkie piękne rzeczy, ale jak mogę zaufać swojemu gwałcicielowi?
- Adoro, on cię kocha.
Prychnęłam, gdyż brzmiało to co najmniej zabawnie.
- Rozumiem, że mi nie ufasz. Musisz jednak zrozumieć, że miłość w świecie Arphisów działa inaczej niż w świecie ludzi.
- Co masz na myśli?
Tamara wstała. Podeszła do komody i wyciągnęła stamtąd szkatułkę. Położyła ją na stoliku przed nami i usiadła obok mnie. Wzięła do łap szkatułkę, po czym wyciągnęła z niej piękny naszyjnik z lśniącą gwiazdą. Zapierał dech w piersi, gdy kobieta obracała go tak, że gwiazda łapała promienie słoneczne i zjawiskowo je odbijała.
- Otrzymałam ten naszyjnik pewnego dnia, gdy wróciłam do domu. Mieszkałam wtedy z rodzicami, którzy obecnie mieszkają na drugim końcu ulicy. Do tego naszyjnika dołączono liścik. Och, mam go tutaj.
Kobieta wyciągnęła czerwoną kopertę z odciskiem łapy Arphisa. Podała mi ją i zachęciła gestem ręki, abym ją otworzyła.
Nie chciałam wchodzić z butami w jej prywatne życie, ale pewnie istniał powód jej zachowania.
Gdy otworzyłam kopertę, na moje kolana wypadł liścik. Otworzyłam go i przeczytałam treść.
"Zjawiskowa istoto,
Wiem, że to niespodziewane, ale gdy ujrzałem Cię kąpiącą się w jeziorku przy wodospadzie, nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Śniłem o Tobie i nie mogłem przestać o Tobie myśleć. Podarowałem Ci więc tą gwiazdę w dowód mojego uznania dla Twego piękna.
Nie wiem, jak masz na imię, ale wiem, że pragnę z Tobą żyć. Proszę, jeśli postanowisz dać mi szansę, załóż ten naszyjnik. Wyjdź w nim do miasteczka, a ja Cię odnajdę. Jeśli Ci się nie spodobam, odejdę z podkulonym ogonem. Istnieje jednak szansa, że się we mnie zakochasz, więc chcę zaryzykować.
Nie powinienem zdradzać Ci swojego imienia, gdyż magia może nam wówczas nie sprzyjać, ale i tak to zrobię.
Nazywam się Kylen, kochana, i przysięgam, że gdy zostaniesz moją samicą, dam Ci wszystko, o czym marzysz."
Czytając ten list miłosny, wzruszyłam się. Gdy byłam nastolatką i chodziłam do szkoły, marzyłam o tym, aby Simon, największy szkolny przystojniak, w Walentynki napisał do mnie podobny liścik. Niestety Simon związał się z Abbie, szkolną pięknością, a ja musiałam zadowolić się samotnością. Moja mama powtarzała, że pewnego dnia poznam miłość swojego życia, która zwali mnie z nóg, ale chyba kłamała.
- To urocze. Kylen naprawdę cię kocha - powiedziałam Tamarze, oddając jej liścik.
- Och, to prawda. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Kocham Kylena i nasze dzieciaki. Czasami dają mi w kość, ale rodzina jest najcenniejszym skarbem na świecie.
- Przykro mi, że ja takiej rodziny mieć nie będę.
Tamara westchnęła ciężko. Schowała list do koperty, a następnie wsunęła go do szkatułki.
- Adoro, daj mu szansę - poprosiła niemal błagalnym głosem. - Nie uwolnisz się z tej krainy. Nie ma tu nikogo, kto byłby człowiekiem. Zephyr jest ci pisany. Będziecie mieć razem dziecko. Co więcej, jestem pewna, że to nie będzie wasz ostatni potomek.
- Nie ma mowy, żebym z własnej woli uprawiała seks z Zephyrem!
Tamara tylko się zaśmiała. Pokręciła głową tak, jakby uważała mnie za uroczą, ale głupiutką istotę.
- Będziesz go pożądać, Adoro.
- Co?
- Jeszcze tego nie wiesz, ale gdy urodzisz dziecko, zakochasz się w Zephyrze.
- Nie. To niemożliwe. Ja...
Kobieta ścisnęła mnie pocieszająco za dłoń.
- Narodzi się między wami magia. Bardzo silna więź, której nic nie zniszczy. Możesz jej się sprzeciwiać, Adoro. Możesz z nią walczyć, ale nie wygrasz. Zephyr jest zapisany ci w gwiazdach. Pokochasz go i będziesz usychała z pragnienia, aby zaopiekował się twoim ciałem. Uwierz mi, wiem, co mówię. Seks z Arphisem jest oczyszczającym doznaniem.
Pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Stracę nad sobą kontrolę? - spytałam ze strachem. - Czy to znaczy, że stanę się niewolnicą Zephyra?
- Och, nie! Nic z tych rzeczy! Po prostu poczujesz do niego bardzo silną miłość. Proszę, nie opieraj się temu, kochanie. Powiedziałabym, że życie jest za krótkie na to, aby się wahać, ale my żyjemy wiecznie. Adoro, nie rób sobie tego, proszę. Poddaj się, gdyż jest to jedyne i najbardziej sensowne wyjście.
Tamara siedziała ze mną w ciszy, gdy ja zastanawiałam się nad tym, co mi powiedziała.
Trudno było mi uwierzyć w to, że po narodzinach naszego synka zakocham się w tym mężczyźnie. Wydawało mi się to niemożliwe i po prostu niemoralne. Zephyr był moim porywaczem i gwałcicielem. Zniszczył mi życie. Zapłodnił mnie, gdyż był pieprzonym egoistą.
Co z tego, że się starał? Co z tego, że był dla mnie dobry? Co z tego, że się mną opiekował?
Gardziłam nim i musiałam wytrwać w tych słowach. Nie wierzyłam w słowa Tamary i nie miałam zamiaru traktować tego jak przepowiedni.
Mimo, że Tamara chciała ze mną jeszcze rozmawiać, to ja nie byłam w stanie tego zrobić. W pewnym momencie po prostu ją przeprosiłam i zeszłam na dół. Gdy trafiłam do salonu, ujrzałam Zephyra, Morbiusa, Kylena oraz trójkę dzieci. Uśmiechnęłam się lekko, aby dzieci nie uważały mnie za wariatkę, jednak moje oczy mówiły prawdę.
Zephyr, jakby wyczuwając, że coś było nie tak, wstał z kanapy. Podszedł do mnie na swoich zgiętych nogach i zasłonił przed czujnymi spojrzeniami pozostałych Arphisów.
- Adoro, czy Tamara powiedziała ci coś, co cię zasmuciło?
Nie miałam zamiaru mówić o Tamarze złych rzeczy. Ona chciała mi tylko pomóc. To była moja wina, że odebrałam jej słowa tak, a nie inaczej.
- Czy możemy już stąd iść?
Zephyr energicznie pokiwał głową.
- Kylenie, bardzo dziękujemy ci za gościnę - powiedział Zephyr, a ja zauważyłam na schodach Tamarę. Kobieta posłała mi przepraszające spojrzenie, a ja spuściłam wzrok na podłogę. - Adora potrzebuje odpoczynku, dlatego wrócimy teraz do domu.
- Idę z wami - oznajmił Morbius, który na poważnie traktował rolę naszego ochroniarza.
- Szkoda, że tak szybko - rzekł Kaden, który chwycił mnie za dłoń i musnął kciukiem wierzch mojej ręki. - Adoro, zawsze jesteś tutaj mile widziana. Nie mogę się doczekać, aby poznać wasze dziecko. Życzę ci dużo spokoju na te ostatnie dni ciąży.
Podziękowałam Kylenowi skinieniem głowy, gdyż na więcej nie mogłam sobie pozwolić.
Kiedy razem z Zephyrem i Morbiusem wyszliśmy z domu, poczułam powiew wiatru. Nie było to jednak naturalne. Odwróciłam się więc w kierunku, z którego powiał wiatr i oniemiałam.
Przed nami stał król Arphisów w towarzystwie swoich giermków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top