|| Eighteen ||
- Koniec wszystkiego -
Azriel – Flowey – niegdyś uroczy syn Asgora i Toriel, dziś jest potworem niszczącym choć malutką iskierkę nadziei w człowieku lub innych żywych stworzeniach.
Co spowodowało tak nagłą zmianę u niego? To pytanie zadaje sobie każdy.
Odpowiedzią jest Chara, a raczej jej śmierć, z którą młody książę nie potrafił sobie poradzić. Przez którą stał się potworem... Mordercą.
Od kiedy znowu jest w swoim dawnym wcieleniu, jest jeszcze potężniejszy, ale nikt nie wie, że w pałacu wszędzie można zobaczyć żółte kwiaty. Gdzieś tam głęboko, ukryta jest rozpacz, która ciągnie się od bardzo dawna. Te żółte kwiaty w pewnym stopniu dają mu ukojenie i spokój duszy, o ile ją w ogóle posiada...
— § —
W cieniu każdego korytarza i najmniejszego zakamarka ogromnego zamku, właśnie trwały przygotowania, do najbardziej niebezpiecznej akcji jaka kiedykolwiek odbyła się w podziemiach. Król Azriel tego dnia miał bowiem stracić władzę i pokój miał znowu powrócić. Wszyscy tego chcieli, ale każdy także wiedział, że Azriel może pstryknięciem palca zniszczyć każdą żywą duszę...
Czy bali się? Oczywiście. Każdy się czegoś obawiał, ale nikt nie chciał też odpuścić.
Alphys przygotowała specjalny napój, który ma znacząco osłabić brutalnego władcę. Podczas "kolacji" wszystko miało się zacząć i właśnie tak się stało.
Pracownicy pałacu zamiast zwykłego napoju podali niespostrzeżenie truciznę do kielicha. Wszyscy tylko czekali w ukryciu, aby zaatakować.
I tak, po kolacji Azriel udał się do sali tronowej. Tam gdzie Sans, Frisk, Papayrus i Undyne wraz ze strażą pałacową czekali w ukryciu, aby zaatakować.
— Wiem, że tu jesteście głupcy... – usłyszeli.
— Wiem, że chcecie się mnie pozbyć. Wiem także, że wszyscy spiskują przeciwko mnie. Wyjdzice marni tchórze że swojego ukrycia.
Chodził po sali, w której po chwili pojawiła się przypadkiem jedna ze służących. W mgnieniu oka dziewczyna upadła i... Zginęła. Wszystko za sprawą jednego pstryknięcia palcami Azriela. Tego właśnie bał się każdy, tego że dopóki trucizna nie zadziała nie mają szans na pokonanie go.
W końcu usiadł na tronie i czekał na to aż wszyscy wyjadą że swojego ukrycia i mu się pokażą. Po chwili jednak poczuł dziwne uczucie, które zawładnęło jego ciałem. Ból którego jeszcze nigdy nie czuł.
— Teraz! – wszyscy usłyszeli i wyszli z ukrycia – Strzelaj Frisk!
Dziewczyna wzięła do ręki złoty łuk i wymierzyła go w stronę Azriela. Po chwili wszyscy zrobili to samo i patrzyli na niedoszłego króla.
— Głupcy – wyszeptał – Strzelajcie. Zabijcie mnie skoro tego chcecie, ale ja będę was nawiedzał w koszmarach już na zawsze! – wykrzyczał, zanim jedna z zatrutych strzał trawiła go.
Po chwili to samo zrobiła reszta... Zapadła cisza, która trwała do ostatniego tchu władcy.
Jego ciało zamieniło się w złoty pył, który zniknął przez wiejący wiatr...
Wszyscy stali i patrzyli na tron.
Wszyscy po chwili zrozumieli, że to był koniec.
Koniec męk i niezliczonych śmierci niewinnych mieszkańców. Koniec ciemności i władzy absolutnej. To był kres tego wszystkiego.
Każdy poczuł ulgę, ale wszyscy także pamiętali jego ostatnie słowa 'Będę nawiedzać was w koszmarach'.
— Frisk, wszystko w porządku? – Sans spojrzał na dziewczynę.
— Chyba tak... To w końcu koniec.
— Zgadza się, to jest koniec mój promyczku.
— Promyczku?
— Tak, jesteś dla nas wszystkich promyczkiem, który zawsze daje nadzieję.
Dziewczyna przytuliła się do swojego ukochanego. Poczuła, że teraz może być szczęśliwa.
Tu widziała swoją przyszłość, która teraz może być weselsza i z dobrym zakończeniem, tak jak w bajkach, które uwielbiała...
—
a/n: Miało być jutro, ale daję dzisiaj. Tak, to koniec. Właściwie to jeszcze epilog, ale no... Kompletnie nie podoba mi się ta książka i to zakończenie, ale tak wyszło i tak już zostanie. Mam nadzieję, że chociaż wam się podoba... ❤
Epilog jeszcze dzisiaj lub w jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top