Rozdział 12. Spaghetti
- Co ja z wami mam!- powiedziała Toriel wychodząc z kuchni. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Chciałabym mieć taką rodzinę.
Gdy skończyliśmy się śmiać usiedliśmy do stołu i Toriel ukroiła nam po kawałku jej ciasta. Było przepyszne! Ma talent do pieczenia.
Po zjedzeniu ciasta poszłam się położyć na kanapę w salonie, gdyż byłam zmęczona wszystkim co się dziś stało. Gdy już prawie zasypiałam usiadł koło mnie Sans.
- Um, hej. Jak tam?
- Dobrze, a co?- odpowiedziałam podnosząc się na rękach.
- Pamiętaj, nie ufaj Gasterowi, on chce tylko twojej mocy, nic więcej. Musisz na siebie uważać. Proszę.- To powiedziawszy poszedł do swojego pokoju. Chwilę myślałam o tym co powiedział, ale byłam tak zmęczona, że postanowiłam później się nim pomartwić.
Byłam na tej samej polanie, gdzie znalazłam moją bransoletkę. Na niebie było widać księżyc w pełni. Wszystko było by ok, tylko że ten księżyc był niebieski! Tak, niebieski! Przez chwilę wpatrywałam się w niego, lecz postanowiłam w końcu iść dalej, bo przecież to tylko sen, prawda?
Cały czas oglądałam się za siebie. Nie wiem czemu ale mam dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Po kilku minutach doszłam do dziwnej polanki. To było okropne! Wszystko wyglądało, jakby zostało spalone!
- Widzisz to?- usłyszałam głos za sobą. Gdy się obejrzałam zobaczyłam Gastera. Czego on znowu chce ode mnie?- To się może stać po jednym twoim wybuchu złości. Te drzewa rosły tu dziesiątki lat! A ty możesz to zniszczyć w ułamek sekundy! Tego chcesz!?- powiedział przybliżając się do mnie. Automatycznie oddaliłam się o kilka kroków.
- Sans i reszta moich przyjaciół mi pomoże! – Gdy to powiedziałam Gaster zaczął się śmiać. Popatrzyłam na niego jak na idiotę (którym był).- I co się śmiejesz!?- krzyknęłam.
- Tylko ja ci mogę pomóc- powiedział już bez śmiechu, lecz bardziej poważnie
-Powtarzasz się - mruknęłam .
- Może się powtarzam, ale zaczynasz już w to wierzyć- gdy to powiedział to zniknął. – Jeszcze przyjdziesz do mnie po pomoc. Będziesz błagać na kolanach, ale może być już za późno. Do zobaczenia.- powiedział, lecz go nigdzie nie widziałam.
Wtedy się obudziłam. Spojrzałam na zegarek po mojej prawej stronie. 10:12. No nieźle. Poszłam poszukać Toriel. Sprawdziłam wszędzie, ale jej nigdzie nie było.
- Papyrus, gdzie jest Toriel?- spytałam Papsa
- Toriel poszła godzinę temu do domu. Tak ładnie spałaś, że nie chciała cię budzić. Powiedziała, że jak wstaniesz to masz wrócić do domu.- powiedział jedząc spaghetti.- Chcesz trochę?
- Nie, dzięki- powiedziałam wychodząc z kuchni. – Ja już pójdę do domu. Na razie!
Gdy ubrałam buty pożegnałam się i wyszłam z domu.
______________________________________
Hejo!
Oto kolejny rozdział!
Wiem, że trochę nudny, ale w następnym będzie....
a w sumie zobaczycie
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top