2.1 Mogłem cię stracić

Witajcie w nowej części! Miałam zacząć pisać wcześniej, ale niezbyt miałam na to czas. Mam nadzieję, że ktoś w ogóle pamięta o tym opowiadaniu. Tak czy inaczej, zapraszam do czytania!

________________________________

Siedzę nadal na łóżku w szpitalu. Cały czas spoglądam na tą kartkę na szafce. Kto to może być? Postanowiłam się na razie tym nie zamartwiać. Wzięłam kartkę w rękę i schowałam ją do szuflady. Czuję się coraz lepiej. Moje rany zaczynają się bardzo szybko goić. Jeszcze tylko trochę krwawią, ale nie za dużo. Przynajmniej mogę chociaż usiąść na łóżku.

Dopiero kilka minut temu wyszedł stąd lekarz. Cały czas nie mógł uwierzyć, że moje serce ponownie zaczęło bić. Ja w sumie też nie, ale teraz to już nic mnie nie zdziwi.

Poprawiłam sobie poduszkę i przymknęłam oczy. Chcę już wyjść z tego szpitala, mam go już dosyć. Nie żeby coś było nie tak, po prostu wolę być już w domu, w swoim pokoju. Ta biel jest przytłaczająca. Nie mogli pomalować ścian na przykład na niebiesko?

Już przysypiałam, gdy usłyszałam jakiś hałas. Wystraszona otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Po kilku sekundach poczułam, że ktoś mnie przytula. Na początku się spięłam, ale gdy zrozumiałam, że to Sans, wtuliłam się w niego mocno. Poczułam coś mokrego na ramieniu. Czy on...płakał?

Po chwili odsunął się lekko ode mnie. Całą twarz miał mokrą od łez. Uśmiechnęłam się do niego smutno.

- Dlaczego płaczesz? Coś się stało?- zapytałam spokojnym głosem, wycierając jego policzek ( czy co on tam ma) z łez.

- Mogłem cię stracić. Prawie umarłaś.- to mówiąc po jego twarzy poleciało jeszcze więcej łez. Ponownie go przytuliłam. Uśmiechnęłam się lekko. On się o mnie martwił. To takie słodkie. Dopiero teraz zauważyłam w drzwiach jeszcze jedną osobę. Toriel. Uśmiechnęłam się do niej, a po chwili ona także dołączyła do uścisku. Gdy już się od siebie odkleiliśmy, przysunęli sobie krzesła do mojego łózka.

- A gdzie Paps?- zapytałam rozglądając się. Dopiero teraz zauważyłam, że go tu nie ma. Spojrzałam na Sansa pytającym spojrzeniem.

- Cały czas szuka Undyne- zauważyłam, jak zaciska ręce w pięści. Położyłam swoje dłonie na jego. Od razu się rozluźnił i uśmiechnął.

Gadaliśmy jeszcze z dobrą godzinę. Gdy już wychodzili, akurat wszedł lekarz. Powiedział, że jeżeli nic się nie zmieni, to wyjdę ze szpitala już nawet jutro. Zasnęłam z uśmiechem na ustach. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to moja ostatnia przespana spokojnie noc.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top