-6-
Pobiegłam śladem Toriel na korytarz. Stanęłam w pokoju, lecz nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Korzystając z okazji zeszłam do piwnicy i zaczęłam iść dalej niż wcześniej. Moja swoboda jednak nie potrwała długo, na swojej drodze spotkałam Toriel , która powolnie szła korytarzem. Podbiegłam do niej i zanim udało mi się ją zaczepić, powiedziała:
- Chcesz wiedzieć jak wrócić do "domu", czyż nie? Przed nami znajduje się wyjście z ruin. Jednorazowe przejście do reszty podziemi. Mam zamiar je zniszczyć. Nikt nie będzie mógł znowu wyjść. Teraz, bądź dobrym dzieckiem i wróć na górę.
Stanęłam jak wryta nic nie odpowiadając a ona szybszym tempem przeszła dalej. Wiedziałam! To podziemie jest o wiele większe! Nie może tego zrobić!
Napełniona determinacją dogoniłam ją a ona znowu zaczęła snuć:
- Każdego człowieka, który tu spada, spotyka ten sam los. Widziałam go wiele razy. Idą. Odchodzą. Umierają. Naiwne dziecko... Jeśli opuścisz ruiny... Oni... ASGORE... cię zabiją. Ja tylko cię chronię, czy ty to rozumiesz?... Idź do swojego pokoju.
Poszła dalej a ja biegłam za nią. I coż, że oni mnie zabiją? Nie zależy mi. Chcę tylko z tąd wyjść.
Po raz kolejny ją dogoniłam:
- Nie próbuj mnie zatrzymać. To jest twoje ostatnie ostrzeżenie. - Powiedziała po czym przeszła przez zakręt. Kiedy ją dogoniłam, moim oczom ukazały się zamknięte drzwi. Przed nimi stała Toriel , ale nie wykonywała żadnego ruchu. Nie odwracając się do mnie zaczęła mówić :
-Tak bardzo chcesz wyjść? Hmph. Jesteś taka jak inni. Jest tylko jedno rozwiązanie do tego. Udowodnij sobie... udowodnij mnie, że jesteś wystarczająco silna by przetrwać.
Nagle, naokoło mnie zaczęło się ściemniać, a Toriel zaczęła się odwracać. Wystraszyłam się. W ręce trzymała kulę ognia. Tak jak się spodziewałam przede mną pojawiło się serce. Zszokowana stałam jak słup soli a ona patrzyła się na mnie dość... zdeterminowanie. Wreszcie spróbowałam z siebie wydusić głos, żeby z nią porozmawiać, ale nie mogłam wymyślić, jak ją mogę uspokoić. Nic teraz nie było ważniejsze od starcia.
Strażniczka lekko przesunęła ręką, a po jej śladzie zaczęły się pojawiać Kule ognia, które zaczęły lecieć w moją stronę. Choć się starałam, jedna mnie trafiła, tym też lekko podpalając moje ubranie, co poczuła moja skóra. Nawet jeśli strasznie bolało, nie krzyczałam, nie miałam po co. Tak zresztą wyglądała prawie cała walka, ja stałam, nic nie robiąc, a Toriel rzucała we mnie coraz to trudniejszymi do uniknięcia atakami. Wreszcie przemówiła trzęsącym się głosem, jednak nie przestawała mnie atakować:
- Co ty robisz? - Nie odpowiedziałam i wciąż bezgłośnie omijałam jej ataki. Było widać, że jestem zmęczona.
- Atakuj albo uciekaj! - Wciąż robiłam to, w czym byłam najlepsza, milczałam.
- Co próbujesz przez to dowieść? - dostałam następnym z jej ataków. Wiedziałam, że jeszcze jednego już nie wytrzymam.
- Atakuj mnie albo odejdź - Toriel rzucała we mnie atakami, jak deszczem, lecz one mnie omijały. Nie chciała mnie zabić. Nie była do tego zdolna.
- Przestań. - Zauważyłam, że Toriel wzięła głęboki oddech.
- Przestań na mnie tak patrzeć - Kozica próbowała odwrócić ode mnie wzrok, czuła się źle.
- Odejdź! - Kozia Mama patrzyła za mnie. Sytuacja stawała się nawet dla mnie być nieprzyjemna.
Przez chwilę, Toriel wciąż omijała mnie kulami ognia, milcząc. W pewnej chwili zaprzestała ataku i spojrzała na mnie z iskierką uczucia niedoopisania w oku.
- Wiem, że chcesz iść do domu, ale... Ale proszę... idź teraz na górę. Obiecuję, że się tobą dobrze zajmę. - Lekko się uśmiechnęła. - Wiem, że nie mamy wiele, ale... Możemy wieść tutaj dobre życie. - zdjęłam z niej wzrok, by nie pokazać winy w moich oczach. Nie mogę teraz zawrócić. Nie. Już za daleko zaszłam.
- Dlaczego ty to tak utrudniasz? Proszę, idź na górę. - spojrzałam na nią i zauważyłam, że odwróciła ponownie ode mnie wzrok. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Toriel skończyły się argumenty. Jej mina zrzędła. Nagle się zaśmiała.
- To jest żałosne, czyż nie? Nie mogę nawet uratować jednego dziecka. - Znowu na chwilę zamilkła, by tym razem z pewnością spojrzeć w moją stronę.
-Nie, rozumiem. Byłabyś nieszczęśliwa uwięziona tutaj, na dole. Ruiny zdają się małe, kiedy już ich użyjesz wiele razy. Nie byłoby to dobre, byś dorastała w takim miejscu. Moje oczekiwania... Moja Samotność... Mój strach... Dla ciebie, moje dziecko, odstawię je na bok.
Serce, które do tej pory przede mną fruwało, zniknęło - walka się skończyła. Czyli... Toriel mnie wypuści?
- Jeśli naprawdę chcesz opuścić ruiny... nie będę ciebie zatrzymywała. - Zaczęłam się w nią wpatrywać ze zdziwieniem. Przed chwilą przecież robiła to, a teraz tak o, daje mi przejść?
- Jednakże... - wyrwałam się z zamyślenia - kiedy odejdziesz... Proszę, nie wracaj. Mam nadzieję, że zrozumiałaś.
Toriel zniżyła się do mojego wzrostu, po czym objęła mnie, mocno. Było to przyjemne... Była kochającą kobietą, to pewne. Ledwie powstrzymywałam się od łez, kiedy mnie puściła.
- Żegnaj, moje dziecko. - Spojrzałam na nią w górę, a Kozia Mama powędrowała w Stronę wyjścia. Jedynie na chwilę jeszcze się odwróciła, by opuścić mnie po chwili szybkim krokiem. Przez chwilę stałam w miejscu. Uzyskałam swój cel. Czy naprawdę tego chcę?
Przetarłam ręką wylatujące łzy i przeszłam przez drzwi.
Przede mną pojawił się długi korytarz, a naokoło nastała głeboka cisza. Powolnym krokiem przeszłam przez ogromny korytarz, aż doszłam do podobnego pokoju, do którego weszłam na samym początku. Z nienawiścią spojrzałam na kwiata, który stał na podświetlonym przez słońce łonie trawy. On tylko zmarszczył brwi.
- Mądrze.
Barrrrdzoooo mądrze. Myślisz, że jesteś taka mądra, czyż nie? - Spojrzałam na niego z góry, dając mu znać, że dokładnie o to mi chodzi.
- W tym świecie giniesz, albo zostajesz zabity. Więc mogłaś grać własnymi zasadami. W tym momencie zrobił swoją "straszną" minę.
- Zlitowałaś się nad jedną osobą. Hee Hee hee... Myślę, że teraz czujesz się świetnie! Nikogo tym razem nie zabiłaś. Lecz, co zrobisz, jeśli spotkasz niemiłosiernego mordercę? - Wzruszyłam ramionami.
- Zgniesz i zginiesz i zginiesz i zginiesz. Aż będziesz zmęczona tym całym próbowaniem. - Czekaj skąd on... wie?
- Co wtedy zrobisz? - jego uśmiech się rozszerzył - Zabijesz z frustracji? A może w ogóle odpuścisz sobie ten świat... I oddasz MI kontrolę? - Flowey. Nie wiem co ty masz w głowie. Ale NAPEWNO nie dam mocy Resetu komuś, kto chce jedynie wszystko zniszczyć. Proszę, nie zaczynaj.
- Jestem Księciem przyszłości tego świata. Nie martw się, mój mały monarcho - Ocho. Zaczyna się...
- Nie martw się! Mój plan nie jest zabójczy. Jest on o WIELE bardziej interesujący. - Jego twarz nagle wyrosła z kwiatu. Zaczął się na mnie gapić czarnymi jak smoła oczami, i zaczął się śmiać, po czym wparował w ziemię, zanim zdążyłam uderzyć go patykiem, by nauczył go myśleć. Westchnęłam jedynie i przeszłam przez drzwi, przez które zaczęło prześwitywać światło...
UNDERTALE
utworzony przez Toby'ego Foxa
----------------
Wesołej rocznicy! ^^ Z tej okazji, chciałam wam zaprezentować zakończenie ruin, czyli tak zwany, 6 rozdział mojego tłumaczenia Undertale. To już rok!...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top