Rozdział I
Wstać
Pójść do szkoły
Wrócić do domu
Położyć się spać
Ta codzienna rutyna zaczęła strasznie nudzić Frisk. W roku szkolnym, wakacje, i ferie świąteczne.
Czuła się pusta wewnątrz.
Jak co rano wstała i wykonała poranną toaletę.
Pożegnała się z Toriel i wyszła z domu. Zamiast pójść do szkoły skierowała się na górę od której wszystko się zaczęło. Góra Ebott. Nie była jakaś wysoka, ani nie pokazywała malowniczych widoków. Za to kilka lat temu, to właśnie tam mieszkały potwory. Dziewczynka tęskniła za przygodami i adrenaliną w trakcie walk. Gdyby tylko mogła....
Nie.
Przecież obiecała coś Sans'owi i nie miała zamiaru łamać przysięgi.
Usiadła na krawędzi góry i rozglądała się. Zaczęła wspominać czasy, kiedy dopiero zaprzyjaźniała się z potworami..
*Froggit atakuje Ciebie.
Spanikowana Frisk zaczęła się poważnie zastanawiać nad swoim losem. Co tu robić?!
*Act
*Komplement *Terroryzuj
Zagryzając wargę, podjęła wybór.
*Mówisz Froggitowi, że nieźle dziś wygląda.
*Froggit nie rozumie co powiedziałaś, ale rumieni się lekko
*WYGRAŁAŚ! Zdobywasz 0 Exp, 5 G!
Odetchnęła z ulgą i poszła przed siebie. Nieważne co będzie dalej, da sobie radę.
Jest zdeterminowana, a to najważniejsze.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Zdziwiona odebrała, nie patrząc kto dzwoni.
-*Halo? Moje dziecię, czy po lekcjach zrobiłabyś zakupy? Ja niestety muszę zostać na zebraniu...- Frisk uśmiechnęła się. Już miała plan na dzisiejszy dzień.
*Zgadzasz się na prośbę Toriel
-Dziękuję! Do usłyszenia!- rozłączyła się, a Frisk wróciła do wspominania.
-*Nie rozumiesz?! Oni... ASGORE... Zabije Cię. Proszę, zostań ze mną..
*Mercy
*Spare
-*Nie mam wiele... Ale będziesz tutaj szczęśliwa...
Widok smutnej koziej mamy, łamał jej serce. Nie chciała jej zostawiać, ale jednocześnie jej celem było uwolnić potwory. Ta myśl napełniła ją determinacją... Oraz małym strachem. A co jeśli zawiedzie? A co jeśli...
Postanowiła odłożyć wszystko na dalszy plan. Teraz liczą się tylko potwory.
-*Błagam... Wróć na górę, do swojego pokoju i zapomnijmy o tym wszystkim...- Toriel patrzyła ze smutkiem. Ale Frisk nie zamierzała się poddać.
*Mercy
*Spare
-*westchnięcie* Dobrze... Nie mam innego wyboru...
Kozica podeszła do Frisk i przytuliła ją ze łzami.
Odchodząc odwróciła się jeszcze i spojrzała na dziewczynkę ze łzami.
-*T-tylko proszę... Jeśli stąd odejdziesz, nigdy nie wracaj.
Toriel szybkim krokiem wróciła na górę, a po policzkach Frisk zaczęły cieknąć niekontrolowane łzy. Przeszła przez drzwi ruin, starając się przestać płakać.
Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła szlochać, wspominając tamtą sytuację.
T
o zdecydowanie było jedno z najsmutniejszych pożegnań w jej życiu. Westchnęła i drżącymi rękami starła łzy. Zamknęła oczy rozkoszując się ostatnimi promykami słońca, które muskały jej twarz.
-*Co Cię tu sprowadza..?- podskoczyła ze strachu, widząc cień za sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top