Rozdział 10 - "EchoKwiaty"
Perspektywa Soni
Wahałam się, czy to mu powiedzieć. Pocieszał mnie fakt , że to rada Kariny. A ona zawsze ma racje w tych sprawach.
- to chciałaś powiedzieć?
- Nie wiem czy ci to mówić...
- mi możesz wszystko powiedzieć. no dalej, przecież nie mamy całej nocy. – powiedział chichocząc.
- No dobra... Jak byliśmy młodsi to... Podobałeś mi się, a teraz...
- a teraz?- zapytał niepewnie.
Zamilkłam. Nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Siedzieliśmy w tej ciszy parę chwil. W końcu odważyłam się coś powiedzieć.
- Kocham cię, Sans.- powiedziałam cicho.
Cała fioletowa na twarzy, siedziałam i patrzyłam się w podłogę.
- ja...-zaczął Sans.
Spojrzałam na niego. Patrzył w swoją szklankę z napojem. Był cały niebieski pod oczodołami. Słodko wyglądał jak się rumienił. Ta cisza była niezręczna. Postanowiłam ją przerwać.
- Co chciałeś powiedzieć?
- pora żebyś wracała. pozwól że po drodze na chwile wejdę do mojego domu.
- No dobra, to chodźmy.
Podziękowaliśmy właścicielowi i wyszliśmy z baru. Poszliśmy w stronę domu Sansa. Po cichu weszliśmy do środka, żeby nie obudzić Papsa. Usiadłam na kanapie. Byłam strasznie zmęczona. Sans bez słowa poszedł do swojego pokoju. Siedziałam oparta plecami o poduszki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***TIME SKIP***
Obudziłam się w pokoju, w domku Toriel.
Poczułam, że coś leży na moich nogach. To był Sans. Zachichotałam lekko. Delikatnie, żeby nie obudzić szkieleta, sięgnęłam po telefon. Była 8 nad ranem. Powoli wyciągnęłam nogi spod Sansa. Nie chciałam go budzić. Tym bardziej po tym co się stało w nocy...Wstałam i przykryłam Sansa kołdrą. Ten przewrócił się tylko z boku na bok, i spał dalej. Zeszłam na dół. Nie było nikogo. Najwyraźniej wszyscy spali. Usiadłam na sofie w salonie. Myślałam czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu to wszystko. Ale gdybym to trzymała w sobie to... Może lepiej że mu to powiedziałam. Chciałam z nim porozmawiać, ale jak się obudzi. W końcu to była męcząca noc. Tym bardziej że Sans przeniósł mnie śpiącą tutaj. No chyba że się teleportował. ;-; Siedząc tak usnęłam.
***TIME SKIP***
Obudziła mnie Toriel.
- Hey Toriel.
- Witaj. Czemu śpisz tutaj?- zapytała zdziwiona.
- Ja przyszłam tutaj jak nikogo nie było, i przypadkowo usnęłam. A po za tym chodź, pokaże ci coś.- powiedziałam chichocząc.
Zaprowadziłam Toriel to mojego pokoju. Lekko uchyliłam drzwi. Spojrzała na Sansa a potem na mnie. Po chwili zaczęłyśmy się obie śmiać. Szkielet szybko zerwał się z łóżka i spojrzał na nas.
- miła pobudka, dziękuje.- warknął i chwycił się za czaszkę.
- No dobra. A teraz niech któreś z was mi wytłumaczy, co się tu dzieje i czemu Sans jest tutaj a nie w swoim domu.
Spojrzałam na Sansa o on na mnie. Zaczęliśmy się śmiać. Gdy się uspokoiliśmy, zeszliśmy do salonu, a szkielet wytłumaczył wszystko Toriel. Oczywiście nie wspominając o zajściu w barze. Przeprosiłam ją że wyszłam w nocy z domu. Ale ona nie była zła. Może dlatego że byłam w dobrych rękach? Boże, co ja wygaduje?! Dobra spokój.
- Co byście chcieli na śniadanie? – zapytała Toriel.
- ja nie jestem głodny.
- Ja też.
- Oh. No dobrze. To zrobię kanapki dla Frisk.
Gdy poszła do kuchni, poprosiłam Sansa, żeby poszedł ze mną do pokoju. Chciałam z nim porozmawiać. Zgodził się. weszłam do pokoju i usiadłam na kanapie.
- zakładam że chciałaś pogadać o tym co się stało w nocy. tak?
- Tak...Ja...
- od razu mówie że nie musisz przepraszać ani się tłumaczyć.- przerwał mi Sans.
Czy on serio mi czyta w myślach, czy serio jestem taka przewidywalna?! Nastała cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- wiesz, ja muszę już iść bo Paps będzie się martwić gdzie jestem.
- Okey.
- to, pa
- No pa
Sans wyszedł, a ja zostałam sama ze swoimi myślami. Spajałam na telefon. Miałam 5 nowych wiadomości. 2 od Papsa, 2 od Sansa i 1 od Kariny. Sprawdziłam po kolei.
Paps: Sonia. Wiesz może gdzie jest Sans?
Paps: A dobra, Już jest.
Najbardziej bałam się wiadomości od Sansa, ale cóż...Raz grozi śmierć.
Sans: Wiesz Sonia, ja nie umiem rozmawiać o takich rzeczach prosto w oczy ale...Też cię kocham.
Sans: Tylko proszę nie mów na razie nikomu, ok.?
Ja: dobrze...Ale...Co teraz?
W między czasie, gdy szkielet odpisywał, ja sprawdziłam wiadomość od Kariny.
Karina: I jak?
Ja: Później zadzwonię, oke?
Karina: Ok.
Sans odpisał.
Sans: Co teraz... No wiesz... Ja mam do cb pytanie.
Ja: Jakie?
Sans: Czy będziesz moją dziewczyną?
Nie odpisałam mu. Musiałam nad tym pomyśleć. Powiedziałam Toriel że wychodzę się przejść. Nie zabrałam bluzy, tylko szybko założyłam buty i wyszłam. To był mój największy błąd. Krótki rękawek to nie za dobre ubranie na taką pogodę. Wszędzie padał śnieg. Było zimno, ale ja nie zważałam na to i biegłam przed siebie. Minęłam Snowdin i dobiegłam do miejsca, w którym było bardzo ciemno. Szłam ostrożnie przed siebie patrząc pod nogi. Nagle jakby zza ściany rozległ się piękny krajobraz. Piękne, błękitne jezioro a na około jego niebieskie rośliny w tym piękne niebieskie kwiaty. Wszędzie rosła czarna trawa z błękitnymi, świecącymi końcówkami. Tam było przepięknie. Usiadłam na brzegu jeziora. Usłyszałam jakieś szepty i zaczęłam rozglądać się dookoła mnie. Nikogo tu nie było, tylko woda, trawa i rośliny. Podeszłam do jednego z kwiatów.
- Ale piękny...- szepnęłam do siebie.
Nagle kwiat zaczął powtarzać po mnie. Jak echo... wtedy przypomniałam sobie, jak moja mama mówiła mi kiedyś o kwiatach echo, które powtarzają to, co usłyszą. Byłaby szczęśliwa gdybym ja znalazła szczęście... wyszeptałam do siebie ciche „tak, będę twoją dziewczyną" ,po czym poczułam jak ktoś mnie przytula i szepcze „dziękuje". Teraz już na pewno wiedziałam, kto to. odwróciłam się i odwzajemniłam gest.
- A teraz powiedz, co tu robisz.- powiedziałam, wtulając się w Sansa.
- siedziałem na drugim brzegu i czekałem aż odpiszesz, ale zauważyłem że jesteś tutaj i postanowiłem cię zaskoczyć.
- No to ci się udało. Poczekaj.
Puściłam go, wyciągnęłam telefon i napisałam do niego krótką wiadomość.
Ja: Oczywiście!
Gdy odebrał wiadomość, zaczęliśmy się razem śmiać.
- podoba ci się tu?
- Tak. Jest przepięknie.
- a wiesz... mam pytanie.
- Jakie?
- to w końcu, gdzie będziesz mieszkać?
- Powiem tyle... Bardzo bym chciała mieszkać z wami ale gdzie. Macie tylko 2 pokoje.
- możesz przecież mieszkać ze mną w pokoju.
- W sumie, racja. Nie pomyślałam nad tym...
- a więc jak?
- Zgoda. I dziękuje.
- za co?
- Za to że mnie przyjmiecie pod dach.
- to nic takiego.
- Tak tylko mówisz.
- nie, naprawdę.
- Okey. Niech ci będzie.
***TIME SKIP***
Poszłam porozmawiać z Toriel o sprawie przeprowadzki. Zgodziła się, więc zabrałam wszystkie moje rzeczy ( było ich bardzo mało ) w torbę, którą dostałam od niej i ruszyłam z Sansem do jego domu. A teraz nawet i mojego...
- Paps będzie pewnie szczęśliwy.
- no, pewnie tak.
Ojej, to już 10 rozdział! Nie myślałam że to pójdzie tak daleko, i że wam się spodoba. W ramach takiego specjalu zdradzę, że będę pisać drugie opowiadanie powiązane trochę z tym. Ale więcej ani mrumru...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top