7 | Niespodziewane spotkanie

Tej nocy Frisk spała ze mną. Powiedziała, że jeśli coś będzie się działo to będzie mieć możliwość szybciej zareagować. Wiedziałam, że było to kłamstwo, jednak pozwoliłam jej zostać.

Wstałam rano lekko wypoczęta, co i tak było dla mnie bardzo dużo. Zmęczenie było mniej uciążliwe niż do tej pory.

Pozwoliłam Frisk spać trochę dłużej, a sama przygotowałam się do wyjścia. Kilka dni wcześniej umówiłam się na spotkanie z Ellie w naszej ulubionej kawiarence. Mówiła, że musi ze mną za wszelką cenę porozmawiać. Jej głos drżał, co sugerowało, że coś się stało. Nie mogłam się z nią wcześniej spotkać, czego bardzo żałowałam. Ale tego dnia akurat miałam wolne, więc mogłam jej ten czas poświęcić.

Obudziłam Frisk i wyszłam z domu. Pół godziny później byłam w kawiarni i czekałam na koleżankę. Zamówiłam sobie szarlotkę i mocną, białą kawę, żeby przeżyć ten dzień.

Kiedy tylko przynieśli moje zamówienie, do kawiarni weszła moja przyjaciółka. Kiedy tylko ją zobaczyłam na moich ustach pojawił się promienny uśmiech.

- Cześć. - Powiedziałam, kiedy usiadła naprzeciw mnie.

- Cześć. Co się szczerzysz?

- Cieszę się, że Cię widzę. - Kiedy tylko złożyła zamówienie spojrzałam na nią z powagą. - A teraz powiedz mi, o czym chciałaś porozmawiać.

- To nic takiego.

- Nie kłam. Kiedy rozmawiałyśmy, nie brzmiało to jak nic nie poważnego. A teraz gadaj, bo moja cierpliwość jest krucha.

- Dlaczego jesteś taka zdenerwowana? - Wyglądała na zdziwioną. - Coś się stało?

- Po prostu ostatnio źle sypiam i jestem zmęczona. Nie martw się o to. A teraz opowiedz mi co się stało, hmm.

- To nic takiego, tylko...Wylali mnie.

Widelec wypadł mi z ręki i uderzył o talerz.

- Jak to się stało!? Przecież zawsze byłaś sumienna! Dlaczego Ci to zrobili!? - Kiedy zrozumiałam, że wszyscy się na mnie gapią, usiadłam i zniżyłam głos o kilka tonów. - Co się stało?

- Ktoś mnie wrobił. - Powiedziała, a w jej oczach zaczęły się zbierać łzy. - Nikt mi nie wierzył, bo jestem potworem. Pracowałam tam 3 lata i bez żadnej rozmowy mnie wyrzucili. To jest niesprawiedliwe.

Ellie załkała. Przesiadłam się do niej i mocno objęłam. Wtuliła się we mnie i zaczęła mocniej płakać.

Po kilku minutach dziewczyna się kompletnie uspokoiła. Przesiadłam się naprzeciw niej i wzięłam łyka kawy.

- Mam propozycję, ale będzie to ciężkie.

- Jaki masz pomysł?

- Potrzebuję kogoś, kto by mi pomógł w kawiarni. Ludzie nie są tam zbyt chętni, żeby obsługiwać potwory, więc tylko ja to robię. Ale jest ich zbyt dużo i czasem nie daję rady. Cole szuka kogoś nowego do pracy, ale nie jest zbyt chętny, żeby zatrudniać potwory. Będziemy musiały się postarać, żeby go przekonać. Płaca nie jest tam tak wysoka jak u Ciebie, ale da się z niej wyżyć.

- Dziękuję. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję. Jestem Ci dozgonnie wdzięczna.

- Nie dziękuj mi jeszcze. Najpierw musisz zdobyć robotę. Możemy iść dzisiaj. Im wcześniej tym lepiej. Tylko musimy być przed 13, bo o 14 rozpoczynam zmianę.

- Nie ma sprawy. Mam dzisiaj czas.

- Więc wszystko ustalone.

- Teraz możemy porozmawiać o czymś przyjemnym. Znalazłaś sobie kogoś?

Wyplułam kawę. Na szczęście Ellie była poza linią ostrzału.

- Dlaczego wszyscy chcą to wiedzieć!? - Zapytałam, wzdychając cierpiętniczo.

- Twoje życie miłosne jest ciekawe. - Powiedziała z uśmiechem.

- Jak może być ciekawym, coś co nie istnieje?

- Nie kombinuj. Słyszałam, że bracia zamieszkali w mieście. Zeszliście się razem?

- Nie. Mieszkamy koło siebie, ale nie mamy ze sobą nic wspólnego. Już nie. - Na mojej twarzy zawitał smutek. - Można powiedzieć, że co było w podziemiu, zostało w podziemiu.

- Próbowałaś się z nim spotkać?

- Sans ma swoje życie. Poza tym czuję, że znalazł sobie kogoś. Powinnam iść do przodu, nie trwać w miejscu.

- To może zastosujesz się do swoich słów i przestaniesz o nim myśleć.

- Wcale o nim nie myślę.

- A ja jestem człowiekiem. Nie kłam. To widać. Wciąż go kochasz.

- To nic nie zmienia. Jeśli on nie czuje tego samego, nie ma sensu mówienia mu tego.

- Może właśnie to sprawi, że do siebie wrócicie.

- Nie chcę się zbłaźnić. Jeśli kogoś ma, wyjdzie bardzo dziwnie.

- Już nic nie mówię. Widzę, że i tak nie zdołam Cię przekonać.

- I słusznie.

Opowiadałyśmy sobie co działo się u nas przez ostatnie kilka tygodni. Oczywiście pomijając zdarzenia z Charą. Nie mamy czasu, żeby często się spotykać, więc kiedy już się widzimy, wykorzystujemy czas na maksa.

Kiedy wybiła za piętnaście 13, zapłaciłyśmy i ruszyłyśmy w kierunku kawiarenki.

- A co jeśli mnie nie przyjmie? - Jej optymizm zaczął się wypalać.

- Jest duże prawdopodobieństwo tego, ale zrobimy wszystko żeby jednak Cię przyjął.

- Powołuję się na ciebie.

- Tak, wiem. Jak zwykle.

Kiedy tylko weszłyśmy do sklepu, skierowałam się do gabinetu Cola.

- Co tak wcześnie? Zmianę zaczynasz dopiero za godzinę.

- Moja koleżanka szuka pracy.

- Nie moja brocha. Tatiana zajmuje się rekrutacją.

- Problem w tym, że tym razem ty musisz się tego podjąć.

Mężczyzna wstał z niechęcią. Wyszliśmy na sklep. Cole zaczął się rozglądać.

- To gdzie ona jest?

- Siedzi przed tobą. - Powiedziałam, strzelając mentalnego facepalma.

- To potwór. Mówiłem Ci już...

- Od kilku tygodni szukamy kogoś. Do tej pory nikt się nie zgłosił, więc przyjmij ją i będzie z głowy. Ręczę za nią.

- To nie wystarczy. Wiesz czym się narażam zatrudniając potwora?

Chyba niczym.

- ...Może tu pracować pod warunkiem, że wszystkie szkody, których dokona zostaną ci potrącone z pensji.

Spojrzałam na koleżankę. Machała przecząco głową. Wróciłam wzrokiem do Cole'a.

- Zgoda. Kiedy może zacząć?

- Jutro. Wprowadzisz ją jak wszystko działa. Masz być godzinę przed otwarciem.

Kiedy tylko zniknął odetchnęłam z ulgą.

- Udało się? - Zapytałam, spoglądając na Ellie.

- To ja powinnam cię o to pytać. Dlaczego to zrobiłaś? Przecież nie możesz sobie pozwolić na stratę jakiejkolwiek sumy.

- Ufam Ci i wiem, że niczego nie popsujesz. To do zobaczenia jutro.

Objęłam ją.

- Do zobaczenia.

Ruszyła w kierunku wyjścia. Ja poszłam na zaplecze.

Dzień mijał mi w miarę spokojnie. Klientów nie było zbyt dużo, więc miałam trochę wytchnienia. Kiedy miałam przerwę na zaplecze weszła Tatiana.

- Masz klientów.

- Mam przerwę. - Odpowiedziałam, nie odwracając się w jej kierunku. - Możecie ich obsłużyć.

- Płacą ci za to. Rusz się, bo inaczej powiem Cole'owi.

- A ja mu powiem, że miałam przerwę.

- Dostaniesz dodatek do pensji.

Westchnęłam i wstałam.

- No ostatecznie. - Minęłam ją. - Tylko o tym nie zapomnij.

- Jesteś okropnie sprzedajna.

Puściłam jej uwagę mimo uszu. I tak by nie zrozumiała. Nie musi się martwić o to czy włoży coś do garnka lub czy następnego dnia nie znajdzie się bez dachu nad głową.

Wyszłam na sklep i skierowałam się do wyznaczonego stolika. Dopiero kilka kroków od niego uniosłam głowę. Natychmiastowo moją twarz przyozdobiło zdziwienie, które po chwili zmieniło się w ogromny uśmiech.

- Co tutaj robicie? - Zapytałam, podchodząc do przyjaciół.

Przy stoliku siedzieli wszyscy moi najbliżsi przyjaciele z podziemia. Toriel, Asgore, Undyne, Alphys, Papyrus oraz Sans.

- PRACUJESZ TUTAJ, CZŁOWIEKU? - Papyrus była tak samo zdziwiona jak ja.

- Jak widać na załączonym obrazku. Co mogę wam podać?

- ketchup. - Odpowiedział, natychmiastowo.

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Sans się w ogóle nie zmienił przez te 3 lata.

- Sorka Sans, ale tego w kawiarni nie dostaniesz. Musisz się zadowolić kawą lub czymś mocniejszym.

- MACIE COŚ DO JEDZENIA, CZŁOWIEKU?

Zaśmiałam się ponownie.

- Tylko ciastka i babeczki. Źle trafiłeś.

Trochę jeszcze pożartowaliśmy, a później chciałam zanieść zamówienie, ale zatrzymali mnie.

- Dosiądziesz się do nas?

- Muszę pracować.

- Mówiłaś, że tylko potwory obsługujesz, a ja nie wiedzę tutaj żadnego oprócz nas.

- Nie przekonam was, co? Niech będzie, ale tylko do momentu aż ktoś przyjdzie.

- Oni nie mogą się tym zająć?

- Oni się was boją. Zaraz wrócę.

Zajęłam się robieniem ich zamówienia, kiedy poczułam czyjąś aurę za sobą. Odsunęłam się, przez co Tatiana wpadła na szafkę. Na szczęście niczego nie zniszczyła, bo zostałoby to zwalone na mnie.

- Miło Cię widzieć. W czym mogę pomóc? - Zapytałam, wymuszając uśmiech.

- Przestań kłamać.

- O czym ty mówisz? - Zapytałam, wznawiając przygotowania.

- Patrz na mnie jak do Ciebie mówię! - Chwyciła mnie za ramię i odwróciła w swoim kierunku.

Założyłam ręce na piersi i oparłam się o szafkę.

- Słucham. Dlaczego twierdzisz, że kłamię?

- Nie boję się potworów.

- Nie. Tylko wzdrygasz się, kiedy któryś z nich wchodzi do sklepu.

- Jeśli będziesz dalej wygadywać takie bzdury, pożałujesz. - Chyba nie słyszała co mówiłam.

- Rób jak chcesz. Nie boję się Ciebie.

- A powinnaś.

Opuściła pomieszczenie. Skończyłam przygotowywać zamówienie i ruszyłam na sklep. Kiedy przechodziłam koło kobiety, podstawiła mi nogę. Potknęłam się i poleciałam do przodu.

Widziałam jak taca leci. Chciałam ją chwycić magią, ale byłam zbyt wolna. Usłyszałam trzask, a na ziemi zaczęła powstawać duża plama. Podniosłam się z ziemi i patrzyłam z obojętnością jak plama staje się coraz większa.

- Uważaj jak chodzisz, ślepa. Powinnaś stąd zniknąć.

W tym momencie coś we mnie pękło. Podniosłam się z ziemi i chwyciłam za kołnierz. Czułam złość, czułam jak magia przepływa przez moje żyły.

Przyparłam ją do ściany, a w jej oczach widziałam przerażenie.

- Zostanę tu, choćby po to, żeby zrobić Ci na złość. Zniknę dopiero, kiedy się na to zgodzę, zrozumiano?

Kiwnęła głową i przełknęła ciężko ślinę. Puściłam ją i ruszyłam od nowa przygotować zamówienie.

- Ma to być sprzątnięte, kiedy wrócę.

Nie dam sobą więcej pomiatać. To co było w szkole, zostaje w szkole.

Wspomnienia znów ożyły.

|=|

Wiadro uderzyło o ziemię. Stałam cała przemoczona, a klasa wyła wniebogłosy. Ruszyłam do swojej ławki na końcu sali. Siedziałam tam, ponieważ byłam tam niewidoczna. A przynajmniej tak się czułam.

Kiedy stanęłam koło ławki, zobaczyłam na niej nowe napisy:

Powinnaś zniknąć", „Nikt cię nie potrzebuje", „Nie powinnaś istnieć", „Zgiń", „Śmieć".

Wciąż bolało. Powtarza się to od kilku lat. Nikt mnie nie lubi. Wszyscy pragną mojej śmierci.

Jestem dobrą uczennicą, ale jakie to ma znaczenie, skoro ludzie nienawidzą mnie za to jeszcze bardziej?

Rozpakowałam się i usiadłam, a po chwili rozpoczęła się lekcja.

@.@

Siedziałam wpatrując się w okno.

Chciałabym umieć latać, żeby móc stąd uciec."

- Hej! - Usłyszałam czyiś głos. Odwróciłam się w jego kierunku. Zobaczyłam Brada, największego łobuza w naszej klasie oraz jego kompanów. Wiedziałam, że będą problemy. - Masz pieniądze na mój lunch?

- Nie. - Odpowiedziałam twardo.

W tym momencie jeden z jego kolegów zabrał mi krzesło przez co się przewróciłam i uderzyłam głową o podłogę.

Usiadłam i zaczęłam masować obolałe miejsce, a oni wciąż się śmiali. Chciałam, żeby ten dzień się skończył.

- Powinnaś zniknąć. Jesteś tylko zbędnym balastem w klasie.

|=|

To jest przeszłość. Już nikomu nie pozwolę sobą pomiatać.

Przygotowałam zamówienie i zaniosłam je na salę. Kiedy weszłam przyjaciele od razu na mnie spojrzeli.

- Co się stało? Słyszeliśmy huk, ale Sans nie chce powiedzieć co widział.

Spojrzałam na niego, a on puścił mi oczko.

- Mały wypadek. Taca mi spadła, ale to nic. Już wszystko mam.

Postawiłam ją na stole. Od razu każdy chwycił swoją część.

- Jak życie? - Zapytałam, dosiadając się do nich.

- Nie jest najgorzej. Wiesz, że ostatnio spadła przestępczość w naszym mieście?

- Powiadasz? Ciekawe kogo to zasługa. Jak idzie hodowla? - Zapytałam Asgore'a.

- Ludzie coraz bardziej przekonują się do mojego sklepu.

- A jak porozumienie?

- Pracujemy wciąż nad tym. Nie jest źle, ponieważ i tak mamy dużą wolność, ale wciąż w niektórych miejscach potwory są ciemiężone.

- Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło po twojej myśli.

- Może chciałabyś pomóc? - Kozioł posłał mi uśmiech.

- Może i chciałabym, ale nie nadaję się do tego. Zrobiłabym tam rozróbę i byłoby Ci tylko ciężej ich przekonać.

- Rozumiem.

- Jestem Ci wdzięczna. A jak tam u Was chłopaki?

- jest ok.

- PRZYZWYCZAJAM SIĘ DO SPOKOJU. ZDECYDOWANIE BARDZIEJ LUBIĘ CISZĘ, NIŻ TEN HARMIDER DUŻYCH MIAST.

- Bardzo się cieszę. - Uśmiechnęłam się do nich.

- A co u Ciebie, moje dziecko? Czy wy... - Zaczęłam pokazywać, żeby ucięła temat. - ...odbyłyście poważną rozmowę?

Złożyłam ręce w geście podziękowania.

- Można tak powiedzieć. Rozmawiałyśmy o czymś innym, ale równie ważnym.

- Co to...?

W tym momencie zadzwonił dzwonek. Zobaczyłam Chrisa i Katię wchodzących do sklepu.

- Cisza przed burzą. - Szepnęłam, ale na tyle głośno, żeby usłyszeli mnie moi przyjaciele. Chciałam wstać, ale kiedy zobaczyłam Brada i jego kumpli, od razu pochyliłam się nad stołem, żeby być jak najmniej widoczna. - Kryjcie mnie.

- O co...?

- Lea.

- No szlag by to. - Podniosłam się i uśmiechnęłam sztucznie do koleżanki. - Heja. Nie spodziewałam się dzisiaj Ciebie.

- Bo mieliśmy gdzieś indziej iść, ale Katia koniecznie chciała tutaj. - Powiedział Chris, rzucając Sansowi nienawistne spojrzenie.

- Tia, chyba nawet wiem dlaczego. - Powiedziałam, zerkając kątem oka na Sansa. - Więc w czym mogę wam pomóc?

- Możesz nas obsłużyć. - Usłyszałam obojętny głos Brada. Skurczybyk usiadł specjalnie przy stoliku obok potworów. Po tych kilku latach trochę wydoroślał, ale wciąż był łobuzem.

- Sorka, ale nie moja klasa. Zaraz zawołam koleżankę. I jakbyś nie widział, jestem zajęta.

- Jak ty mówisz do klienta!? - Właśnie w tym momencie na planie pojawiła się Tatiana.

Nie no, po prostu wybitnie. Brakuje tylko kisielu.

- Przepraszam Pana za nią. To się więcej nie powtórzy.

- Prawda. Sprawię, że stąd wyleci.

- W twoich snach. Prędzej zabroni Ci tutaj wstępu niż mnie stąd wyrzuci. - Widziałam zmartwione spojrzenia przyjaciół. Posłałam im pokrzepiający uśmiech.

- Nie bądź taka pewna. - Odwrócił się do przyjaciół. - Wychodzimy.

- Do nie zobaczenia. - Powiedziałam, z uśmiechem satysfakcji.

- Ty mała. - Chwycił mnie za kołnierz. - Chyba za słabo dałem ci do zrozumienia w szkole, że ze mną się nie zadziera.

Pchnął mnie. Uderzyłam o stół i upadłam na ziemię. Bolało jak diabli.

Zanim zdołałam się podnieść zobaczyłam kościstą dłoń. Chwyciłam ją bez chwili wahania i podziękowałam Sansowi skinieniem głowy.

- nie ruszaj moich przyjaciół, bo pożałujesz. - Powiedział szkielet, stając naprzeciw brutala. Sans był od niego niższy o jakieś 50 cm, więc nie wyglądał zbyt strasznie. No, może oprócz tego, że był szkieletem.

- Bo co mi zrobisz? Nie boję się potworów. - Zaczął się śmiać. - Uciekaj zanim potrzaskam ci czaszkę.

- Odwal się od niego. - Zasłoniłam sobą szkieleta.

- Bo co? - Pochylił się do mojego poziomu. - Odpowiem za ciebie. Nic. Nigdy niczego nie zrobisz, bo jesteś tchórzem. Zawsze nim byłaś. Mógłbym równie dobrze go rozerwać, a ty... – Dźgnął mnie w klatkę. - ...nie... - Kolejny raz. - ...zrobiłabyś... - I kolejny. - ...nic.

Zrób to. Przywal mu. Niech cię pamięta. Niech wie, że z tobą się nie zadziera.

- Z wielką przyjemnością.

Zamachnęłam się i w tym momencie poczułam, że grawitacja działa na mnie jakby deczko mocniej. Oprócz tego nie mogłam się ruszyć, a później zaczęłam się unosić. Wylądowałam koło Sansa, a sam szkielet posłał mi karcące spojrzenie.

Dlaczego on zawsze wszystko psuje!?

- lepiej, żebyś nie biła klientów. ale ja się chętnie zajmę tym dupkiem.

- Coś powiedział!?

- Szkoda zachodu.

Brad ruszył w naszym kierunku z wiadomymi zamiarami, kiedy w drzwiach pojawił się Cole i uratował sytuację.

- Co tu, do jasnej anielki, się wyprawia!

- Ja mogę wytłumaczyć.

Już leżę.

~~~~~~~~~~~~~

2543 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top