13 | Epilog
Azalea
- Gorzko! Gorzko! - Wszyscy krzyczeli, czekając na pocałunek.
Spojrzałam na Sansa i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Odwzajemnił mój uśmiech i objął mnie ramieniem. Oboje odwróciliśmy wzrok w kierunku mojej siostry i jej nowego małżonka. Kiedy całowali się, spełniając fantazję zebranych, rozległy się gwizdy i okrzyki radości.
Minęły trzy lata od pamiętnej nocy w szpitalu. W końcu wszystko zaczęło się układać. Kiedy wyszłam ze szpitala wszyscy zmyli mi głowę za moje nieodpowiedzialne działanie. Wtedy przyznałam się wreszcie dlaczego zrobiłam to co zrobiłam. Wszyscy byli w szoku, ale zrozumieli co mną kierowali. Wybaczyli mi.
Życie wróciło na swoje normalne tory. Coś się jednak zmieniło. Dopełniłam obietnicy danej ojcu i porozmawiałam z Sansem. No, to on zaczął tę rozmowę. Oboje nie byliśmy gotowi, oboje baliśmy się co mogłaby spowodować nasza relacja. Zdecydowaliśmy się jednak spróbować, najpierw jako przyjaciele. Po roku Sans zebrał się na odwagę aby mnie zapytać czy nie zostanę jego dziewczyną. Zgodziłam się. Jesteśmy ze sobą od dwóch lat i jak na razie nie spieszno nam żeby cokolwiek zmieniać. Ma na to również wpływ to co przeżyliśmy i na co nie odważyliśmy się.
Frisk skończyła dwa lata temu szkołę. Dopiero wtedy przyznała się, że chodzi z Azzym praktycznie przez cztery lata. Niedługo zajęło mu oświadczenie się. Wszyscy nasi przyjaciele poznajdowali swoje drugie połówki i o ile nie zawiązali jeszcze węzła małżeńskiego, miało to nastąpić w najbliższych dniach. Również z tego powodu nastąpiły zmiany kwaterunków. Papyrus zamieszkał z Mettatonem niedaleko Dremmurów. Frisk i ja również opuściłyśmy nasze mieszkanko. Zamieszkałam z Sansem we własnym, małym domku. Było przytulnie, cicho, z dala od wszystkiego. Oboje chcieliśmy się trochę odciąć od cywilizacji. Zdecydowaliśmy się wyjechać na drugi koniec miasta, gdyż mimo tego że posiadaliśmy wiele wspaniałych wspomnień, były również te okropne, których nie dało się zapomnieć. Nie chcieliśmy mieszkać blisko góry Ebott. Frisk zamieszka z Azzym w naszym domu rodzinnym. Rok temu, nasza mama dołączyła do taty. W ostatnich chwilach, kiedy stałyśmy nad jej łóżkiem szpitalnym, przeprosiła za wszystko co mi zrobiła, co zrobiła nam. Wybaczyłam jej. Nie miałam powodu, żeby trzymać urazę wobec kobiety, która już nigdy więcej nie mogła mnie skrzywdzić. Umarła z uśmiechem na ustach. Mimo iż przebaczyłam jej wszystko, nie byłam w stanie zmusić się, żeby zamieszkać w tamtym domu. Po śmierci taty, to nie był mój dom. I już nigdy nim nie będzie. Frisk nie czuła tego co ja, stwierdziłam więc, że będzie to dobry prezent ślubny, żeby młodzi mieli swój własny kąt.
Jeśli zaś chodzi o Charę, to nie wiem co się z nią stało. Gdy obudziłam się nie czułam jej obecności. Frisk także. Mimo iż wyrządziła tak wiele złego, skrzywdziła tak wiele osób, chciałabym żeby była szczęśliwa. Myślę o tym czy porzuciła swoją nienawiść i w końcu mogła się odrodzić. Bardzo by mnie ucieszyło, gdyby tak było.
Poczułam rękę na lewym ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego szkieleta, ubranego na czarno, który uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam uśmiech. Gdy moja rana się zasklepiła, zmusiłam Sansa abyśmy wzięli się w końcu do roboty i odzyskali jego ojca. Były to ciężkie trzy lata, każdy z naszych przyjaciół pomagał nam jak tylko mógł, mimo iż nie wiedzieli kim jest. Opłaciło się, gdyż w końcu udało się go wydostać. Mimo iż nikt oprócz szkieletów, nie pamiętał kim on jest, bardzo szybko zaskarbił sobie przyjaźń i uznanie potworów. Nie zapomnę do końca życia widoku, kiedy stanął przed Sansem i Papyrusem. Wszyscy trzej płakali i przytulali się, przepraszając się za wszystko i nic. Też tego chciałam, choć wiedziałam, że mój tata nie wróci. Zaczęłam wtedy płakać, gdy to zobaczył objął mnie tak, jak niejeden raz robił to mój tata. Wtedy rozbeczałam się na dobre. Tak bardzo mi go brak. Ale obiecałam mu, że będę żyć i zamierzam dotrzymać tej obietnicy.
- /Ładnie wyglądałabyś w białej sukni./ - Przez sposób, w jaki mówił, niewiele osób go rozumiało. Przeważnie więc ktoś dla niego tłumaczył – głównie jego synowie.
- /W to nie wątpię./ - Posłałam mu uśmieszek. - /Nie spieszy mi się jednak do zamążpójścia./
- Powinniście o tym pomyśleć. Zostaliście już tylko wy. - Powiedziała Tori, stając obok Sansa.
- nie potrzebujemy tego. jesteśmy wyjątkowi, nie Az? - Pokiwałam głową na słowa Sansa. Po tym wszystkim dostał on wyłączny przywilej zwracania się do mnie w ten sposób. Poniekąd jako uhonorowanie błogosławieństwa mojego ojca.
- Może kiedyś się tego doczekacie. - Uśmiechnęłam się patrząc na szczęście, które aż wypływało z mojej siostry. - W tym momencie, jest dobrze jak jest.
~~~~~~~~~~~~~~~~
737 słów.
Tak więc po dwóch i pół roku w końcu skończyłam tę książkę. Mówiłam że to zrobię, obietnicy dotrzymałam, mimo iż trochę mi to zajęło.
Nie wiem jak dalej z innymi moimi książkami, gdyż wciąż jeszcze została mi obrona licencjatu, a nie wiem jak będą wyglądać wakacje. Mam jednak nadzieję, że uda mi się wrócić do pisania, nawet jeśli nie regularnego to raz na jakiś czas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top